Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


św. Jan od Krzyża

Pisma wybrane

–  Droga na Górę Karmel –


Św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, Dzieła, Kraków 1995

[por. Łk 18,19; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.154] Wszelką dobroć stworzeń ziemskich w porównaniu z dobrocią Boga możemy nazwać złością, ponieważ tylko sam Bóg jest dobry (Łk 18,19). Jeśli więc dusza więzi swoje serce w dobrach tego świata, staje się ona w obliczu Boga największą złością. I tak jak złość nie łączy się z dobrocią, nie może taka dusza połączyć się z Bogiem, który jest największą dobrocią.

[por. Łk 22,26; Łk 9,48; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.155] Dusza, która wzdycha do godności lub innych urzędów, do swobody w swoich pożądaniach, ze strony Boga jest uważana i traktowana nie jak wolne dziecko, lecz jak nędzny niewolnik i jeniec, a to dlatego, że nie przyjęła Jego świętej nauki. “Kto jest większym pośród was, niech będzie jako mniejszy” (Łk 22,26; Łk 9,48), a kto jest mniejszy, ten jest wielki. Nie może ona dojść do tej królewskiej wolności ducha, którą się zdobywa w boskim zjednoczeniu. Bo jakież jest towarzystwo niewoli z wolnością? Wolność nie może być udziałem serca poddanego stworzeniom, gdyż jest ono sercem niewolnika. Wolność może przebywać tylko w sercu wolnym, które jest sercem dziecka. Z tej to przyczyny zażądała Sara, by mąż jej Abraham oddalił niewolnicę i jej syna, gdyż nie może być dziedzicem syn niewolnicy ze synem wolnej (Rdz 21, 10).

[por. Łk 14,33; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.157] Jest to więc wielką niewiedzą sądzić, że dusza może dojść do wysokiego stanu zjednoczenia z Bogiem, jeżeli wpierw nie opróżni pożądania z wszystkich rzeczy przyrodzonych, które mogą dla niej stanowić przeszkodę, jak to w dalszym ciągu wyjaśniamy. Niezmierna bowiem jest przepaść pomiędzy nimi i tym, co się udziela duszy w stanie czystego przeobrażenia w Boga. Jezus Chrystus nauczając nas tej drogi, mówi w Ewangelii św. Łukasza: Qui non renuntiat omnibus quae possidet, non potest meus esse discipulus: “Kto nie wyrzeka się wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim” (Łk 14,33). Jest to zupełnie jasne. Nauka bowiem, którą przyniósł nam Syn Boży, polega na wzgardzie wszystkich rzeczy po to, by móc przyjąć w siebie dar Ducha Bożego. Dopóki więc dusza nie oderwie się od stworzeń, nie będzie zdolna przyjąć Ducha Bożego w czystym przeobrażeniu.

[por. Mt 15,26; 7,6; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.163-164] Jak w naturze nie można wprowadzić nowej formy, nie usunąwszy wpierw przeciwstawiającej się jej formy poprzedniej, bo jak długo ta pierwsza pozostaje, nie dopuści drugiej - tak również, dopóki dusza będzie ulegała duchowi zmysłowemu, dopóty nie wypełni jej duch czystej nadprzyrodzoności. Do tej prawdy stosują się słowa Boskiego Zbawiciela w Ewangelii św. Mateusza: Non est bonum sumere panem filiorum, et mittere canibus; “Niedobrze jest brać chleb synowski a rzucać psom”, i następne: Nolite sanctum dare canibus; “Nie dawajcie psom tego co święte” (Mt 15,26; 7,6). Nazywa tu Boski Zbawiciel synami Bożymi tych, którzy wyzbywając się pożądania stworzeń, tym samym przygotowują się na przyjęcie ducha Bożego. Tych zaś, co karmią swe pożądanie stworzeniami, przyrównuje do psów, jako że tylko synom dane jest jeść ze swoim Ojcem przy stole i z jednej misy, tzn. karmić się Jego duchem, a psom z odrobin, które spadają ze stołu. 3. Wszystkie stworzenia to tylko okruszyny, które spadły ze stołu Bożego, Słusznie tedy nazywany jest psem ten, co nasyca się stworzeniami, a tym samym pozbawia się chleba synów. Takie dusze nie chcą się podnieść od pożywania okruszyn stworzeń do stołu ducha nie stworzonego, który jest ich Ojcem. I chodzą takie dusze jak psy, zawsze węsząc za strawą, bo okruszyny służą raczej do podniecenia apetytu, aniżeli do zaspokojenia głodu. Mówi o tym król Dawid: Famem patientur ut canes, et circuibunt cmtatem. Si vero non fuerint saturati, et murmurabunt; “Głodem będą przymierać jak psy i będą krążyć dokoła miasta, a jeśli się nie najedzą, będą szemrać” (Ps 58, 15-16). Dlatego każdy, kto idzie za pożądaniem, jest zawsze niezadowolony i zgorzkniały jak człowiek, gdy jest głodny. Bo cóż ma wspólnego głód wywołany przez stworzenia z tym pełnym nasyceniem, jakie daje duch Boży? Duszy nie może napełnić ta obfitość nie stworzona, dopóki nie uwolni się ona od głodu wywołanego przez pożądanie, a to dlatego, że jak już wspomnieliśmy, dwie sprzeczności nie mogą przebywać w jednym podmiocie, a sprzecznościami są głód i nasycenie.

[por. Mt 11,28; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.165-166] Dojście do tego rozkoszowania się równa się oderwaniu od wszelkich upodobań w stworzeniach. Stworzenia bowiem męczą, a duch Boży ożywia. Toteż woła nas Boski Zbawca, mówiąc: Venite ad me omnes qui laboratis et onerati estis, et ego reficiam vos, et invenietis requiem animabus vestris (Mt 11,28). Wszyscy, którzy jesteście umęczeni, utrapieni i obciążeni ciężarem waszych trosk i pożądań, wyjdźcie z nich i przyjdźcie do mnie. Ja was orzeźwię i znajdziecie dla dusz waszych ten odpoczynek, którego was pozbawiają wasze pożądania. A ciężkie jest ich brzemię, bo mówi o nim Dawid: Sicut onus grave gravatae sunt super me; “Jak brzemię ciężkie zaciążyły na mnie” (Ps 37, 5).

[por. Mt 15,14; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.166-167] Pożądanie zaślepia i zaciemnia duszę, gdyż jako takie jest ślepe; ponieważ samo w sobie nie ma żadnego poznania, dlatego rozum jest dla niego jedynym przewodnikiem. Przeto ilekroć dusza pozwala się kierować swemu pożądaniu, zaślepia się, gdyż sama dobrze widząc, każe się prowadzić ślepemu i w rezultacie jest tu jakby dwóch ślepców. Sprawdza się wtedy to, o czym mówi nasz Pan u św. Mateusza: Si caecus caeco ducatum praestet, ambo in foveam cadunt; “Jeśliby ślepy ślepego wiódł, obydwaj w dół wpadną” (Mt 15,14). Mało pomogą oczy ćmie, jeżeli pożądanie piękności światła zaślepioną unosi ją w ogień. Możemy więc powiedzieć, że dusza żyjąca pożądaniami, jest jak ryba oślepiona światłem, dla której jest ono raczej ciemnością, aby nie widziała niebezpieczeństw zgotowanych jej przez rybaków. Dobrze to wyraża Dawid, mówiąc: Supercedidit ignis, et non viderunt solem (Ps 57, 9). Znaczy to, że spadł na nich ogień palący swym żarem i oświecający blaskiem. To samo sprawia pożądanie w duszy; rozpala pożądliwość i oślepia rozum, tak że nie może widzieć swego światła. Przyczyną bowiem zaślepienia jest to, że gdy stanie przed wzrokiem inne światło, wzrok zadowala się tym, które stanowi przegrodę i nie widzi drugiego; podobnie i pożądanie, będąc tak bliskie duszy, że jest właściwie w niej, sprawia, że dusza zatrzymuje się tylko na tym świetle i żywi się nim, nie może zatem zobaczyć światła swego rozumu, dopóki się nie usunie tej oślepiającej przeszkody pożądania. ( Droga, s.166-167)

[por. Mt 24,19; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.172-173] Pożądania osłabiają siłę duszy, są bowiem dla niej jak dzikie pędy i odroślą wokół drzewa, wyczerpujące jego soki i zmniejszające siłę owocowania. Do takich to dusz odnoszą się słowa Zbawiciela: Vae praegnantibus et nutrientibus in illis diebus; “Biada brzemiennym i karmiącym w owe dni” (Mt 24,19). Słowa te odnoszą się do pożądań, które, gdy są nieposkromione, ustawicznie wzrastają osłabiając siłę duszy i wyrządzają jej szkodę jak dzikie odrośle drzewu. Przeto zachęca nas nasz Pan mówiąc: “Niech będą przepasane biodra wasze” (Łk 12, 35), oznaczające tutaj pożądania. Ponieważ pożądania są jak pijawki, które ustawicznie wysysają krew z żył, przeto tak je nazywa Eklezjastyk, gdy mówi: “Pijawki są córkami, rozumie się pożądania, mówiącymi zawsze: przynieś, przynieś” (Prz 30, 15). Jest więc jasne, że pożądania nie tylko nie przynoszą żadnego dobra duszy, ale nadto pozbawiają ją tego, które posiada. I, jeżeli ich nie umartwi, nie spoczną, aż zrobią z nią to samo, co czynią młode żmijątka swej matce, o których powiadają, że wzrastają w jej łonie, pożerają ją i zabijają, kosztem jej żyjąc. Nieumartwione pożądania wzrastają tak dalece, że zabijają duszę odnośnie do życia Bożego, a to dlatego, że ona ich wpierw nie uśmierciła i tylko one w niej żyją. Dlatego prosi Eklezjastyk: Aufer a me, Domine, ventris concupiscentias; “Oddal ode mnie, Panie, pożądliwość żywota” (Syr 23, 6).

[por. Mt 12,30; Św. Jan od Krzyża, Droga, s. 175-176] Godne pożałowania jest to, że dusze przestają dążyć do wielkiego dobra. Bo chociaż Bóg dopomógł im zerwać inne, mocniejsze więzy grzechów i próżności, one nie chcą teraz oderwać się od tej małostki, tak słabej jak nitka lub włos, a którą Bóg pragnie, by dla Jego miłości opuściły dobrowolnie. Na domiar złego, z powodu tych przywiązań nie tylko nie postępują naprzód, ale cofają się i tracą to, co przez długi czas i z wielkim trudem przeszły i zyskały. Jest bowiem pewne, że na tej drodze, jeśli się nie postępuje, tym samym się cofa; jeśli się nie zyskuje - traci się. To właśnie chciał dać do zrozumienia nasz Zbawca, gdy mówił: “Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; i kto nie zbiera ze Mną, rozprasza” (Mt 12,30) Kto nie dba o to, by naprawić nieznacznie uszkodzone naczynie, doprowadzi do tego, że wycieknie zeń wszystek płyn.

[por. J 4,34; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.181] Po pierwsze: trzeba mieć ciągłe pragnienie naśladowania we wszystkim Chrystusa, starając się upodobnić życie swoje do Jego życia, nad którym często trzeba rozmyślać, by je umieć naśladować i zachowywać się we wszystkich okolicznościach tak, jak On by się zachowywał. Po drugie: by tym lepiej osiągnąć zamierzenie pierwsze, należy odrzucić wszelkie upodobania, które nasuwają się zmysłom, o ile nie zmierzają wprost do czci i chwały Bożej; wyzbyć się i opróżnić z nich trzeba dla miłości Jezusa Chrystusa, który w tym życiu nie chciał ani nie miał innego upodobania oprócz pełnienia woli swego Ojca i to nazywał swoim pokarmem (J 4,34). I tak na przykład gdy nadarza się sposobność słyszenia czegoś przyjemnego, co nie ma na celu służby i chwały Bożej, trzeba wyrzec się upodobania w tym i nie słuchać; gdy można oglądać coś miłego, co nie podnosi do Boga, nie trzeba tego pragnąć ani patrzeć na to; tak samo trzeba postępować co do mowy i innych rzeczy. I wszystkie zmysły tak trzeba umartwiać, oczywiście w miarę możności. Jeśli bowiem nie można czegoś uniknąć, wystarczy, że się nie ma w tym upodobania, chociażby się odczuwało te wrażenia.

[por. J 9,39; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.197] Na tej zatem drodze, zaciemniając się w swoich władzach, dusza ujrzy światło, jak to mówi Zbawiciel w Ewangelii: In judicium veni in hunc mundum, ut qui non vident, videant, et qui vident, caeci fiant; “Na sąd przyszedłem ja na ten świat, aby ci, co nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, ślepi się stali” (J 9,39). Odnosi się to w dosłownym znaczeniu do tej drogi duchowej. Trzeba bowiem wiedzieć, że dusza, jeśli będzie w ciemnościach i pogasi wszystkie światła własne i przyrodzone, będzie patrzyła w sposób nadprzyrodzony. Ta zaś, która będzie się opierała na jakimś świetle przyrodzonym, tym bardziej będzie ślepa i zatrzyma się w dążeniu do zjednoczenia.

[por. J 1,13; J 3,5; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.198-199]. To właśnie chciał wyrazić św. Jan w słowach: Qui non ex sanguinibus, neque ex voluntate carnis, neque ex voluntate viri sed ex Deo nati sunt (J 1,13); znaczy to, że tym tylko dał władzę, aby się stali synami Bożymi, czyli przeobrazili się w Boga, którzy nie z krwi, to jest nie ze związków i pojęć naturalnych się narodzili, ani z woli ciała, to jest za sprawą zdolności i właściwości naturalnych, ani tym mniej z woli męża, w którym to określeniu zawiera się wszelki sposób sądzenia i poznawania rozumem. Żadnemu z tych nie dał władzy, by się mogli stać synami Bożymi; dał ją jedynie tym, którzy się narodzili z Boga, czyli tym, którzy umarłszy temu wszystkiemu, co jest starym człowiekiem, odrodzili się przez łaskę. Tacy bowiem wznoszą się ponad siebie do nadprzyrodzoności i otrzymują od Boga takie odrodzenie i usynowienie, które przechodzi wszelkie pojęcie. Dlatego św. Jan Apostoł mówi na innym miejscu: Nisi quis renutus fuerit ex aqua et Spiritu Sancto, non potest videre regnum Dei; “Jeśli się kto nie odrodzi z wody i z Ducha Świętego, nie może wnijść do Królestwa Bożego” (J 3,5), czyli do stanu doskonałości. Odrodzenie zaś w Duchu Świętym na tym polega w obecnym życiu, by mieć duszę jak najbardziej podobną do Boga w czystości i być wolnym od wszelkiej zmazy niedoskonałości. Wtedy bowiem może nastąpić przeobrażenie przez uczestnictwo w zjednoczeniu, czyste, chociaż nie istotowe. 6. Dla lepszego zrozumienia jednego i drugiego posłużymy się porównaniem. Oto promień słońca pada na szklaną taflę. Jeżeli szkło jest pokryte warstwą brudu i matowe, promienie słońca nie będą go mogły prześwietlić całkowicie i przeniknąć swoim światłem, tak jakby się to stało, gdyby szkło było zupełnie czyste i przeźroczyste. I tym mniej je prześwietli, im mniej będzie oczyszczone z brudu; tym więcej zaś je rozświetli, im będzie czystsze. Zależy to więc nie od promieni, tylko od szkła. Bo jeśli będzie całkowicie czyste, promienie tak je prześwietlą i na wskroś przenikną, że będzie samo jak promienie i takim samym światłem będzie świeciło. Ściśle mówiąc, szkło, chociaż lśni blaskiem słońca, jest czymś zupełnie innym od niego, ale można powiedzieć, że jest promieniem czy blaskiem słońca przez uczestnictwo. Dusza więc jest tak jak tafla szklana przenikana, albo lepiej się wyrażając, zamieszkana przez owo boskie światło bytu Bożego, będące w niej przez swą naturę, jak to już mówiliśmy. 7. Gdy zatem dusza zrobi miejsce, czyli usunie z siebie wszelką zasłonę i brud stworzeń, co dokonywa się przez doskonałe zjednoczenie jej woli z wolą Bożą (bo kochać, to starać się dla miłości Boga wyrzec się i ogołocić ze wszystkiego, co nie jest Bogiem) - natychmiast zostaje prześwietlona i przeobrażona w Boga. Udziela jej wtedy Bóg swego bytu nadprzyrodzonego w takiej mierze, iż wydaje się ona samym Bogiem i posiada to, co On sam. Zjednoczenie to dokonywa się wtedy, gdy Bóg wyświadcza duszy tę nadprzyrodzoną łaskę, że wszystko co Bóg i dusza posiada, staje się jednym w przemianie uczestniczącej. Dusza wydaje się wtedy być więcej Bogiem niż duszą i w rzeczy samej jest Bogiem przez uczestnictwo, choć oczywiście jej byt naturalny jest tak odrębny od bytu Bożego jak i przed zjednoczeniem, podobnie jak owa tafla szklana jest czymś innym niż promień, który ją prześwietla.

[por. Łk 14,33; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.201-202]  Tak samo i miłość opróżnia wolę ze wszystkich rzeczy. Zobowiązuje nas bowiem kochać Boga ponad wszystkie rzeczy, co może nastąpić tylko wtedy, gdy się oderwie afekt od wszystkiego i całkowicie złoży się go w Bogu. Dlatego też mówi Chrystus w Ewangelii (Droga, ) św. Łukasza; Qui non renuntiat omnibus, quae possidet, non potest meus esse discipulus; “Każdy z was, który nie wyrzekł się wszystkiego, co ma - przez przywiązanie woli - nie może być uczniem moim” (Łk 14,33). Tak więc wszystkie te trzy cnoty pogrążają duszę w ciemnościach i w opróżnieniu ze wszystkich rzeczy.

[por. Łk 11,5n; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.201-202] Możemy tu posłużyć się przypowieścią naszego Zbawiciela o człowieku, który poszedł o północy pożyczyć trzy chleby od przyjaciela, podaną w Ewangelii św. Łukasza w rozdziale jedenastym (por.Łk 11,5n). Chleby te są obrazem owych trzech cnót. Zaznacza Ewangelia, że o “północy” prosił o nie ten człowiek, by nam dać poznać, że w ciemnościach i oderwaniu się w swych władzach od wszystkich rzeczy ma dusza te trzy cnoty nabywać i udoskonalać je w tej nocy.

[por. Mk 8,34n; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.204] Można stąd jasno zrozumieć, że dusza musi się uwolnić nie tylko od tego wszystkiego, co dotyczy stworzeń, lecz także od tego wszystkiego, co odnosi się do jej ducha i tak postępować ogołocona i unicestwiona. Chcąc nam to wskazać i wprowadzić nas na tę drogę, nasz Boski Zbawiciel dał nam przedziwną naukę, przekazaną u św, Marka w rozdziale ósmym. Niestety, im więcej ta nauka jest potrzebna, tym mniej stosują się do niej ludzie duchowi. Ponieważ te wskazania bardzo ściśle odpowiadają naszemu założeniu, przytoczę je tutaj w całości i objaśnię według dosłownego i duchowego ich sensu. Mówi więc Zbawiciel: Si quis vult me sequi, deneget semetipsum, et tollat crucem suam, et sequatur me. Qui enim voluerit animam suam salvam facere, perdet eam, qui autem perdiderit animam suam propter me... salvam faciet eam; “Jeśli kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i naśladuje mnie. Kto by bowiem chciał duszę swoją ocalić, straci ją, a kto by stracił duszę swoją dla mnie..., ocali ją” (Mk 8,34-35).

[por. J 12,25; Mt 10,39; Mt 11,30; Mt 20,20n; Św. Jan od Krzyża, Droga, s. 205-206] O, któż nam może należycie wyłożyć, jak daleko, zgodnie z wolą naszego Pana, mamy posunąć wyrzeczenie samych siebie! To pewne, że ma to być jakby śmierć i unicestwienie doczesne, naturalne i duchowe wszystkich rzeczy cenionych przez wolę, od której wszelkie wyrzeczenie zależy. To właśnie chciał Zbawiciel wyrazić w słowach: “Kto by bowiem chciał duszę swoją ocalić, straci ją” (J 12,25). Znaczy to: Kto by chciał coś posiadać, czegoś szukać dla siebie, ten straci duszę. “Kto by zaś stracił duszę swoją dla mnie, ocali ją” (Mt 10,39), to znaczy, że kto wyrzeknie się dla Chrystusa tego wszystkiego, czego jego wola pragnie i w czym ma upodobanie, a wybierze raczej to, co jest krzyżem (co sam przez św. Jana nazywa “nienawiścią duszy swojej” (J 12,25), ten ocali swą duszę.  Tę samą naukę dał Chrystus owym dwom uczniom, domagającym się miejsca po Jego prawicy i lewicy, nie odpowiadając wprost na żądanie tego wywyższenia, lecz ofiarując im kielich, który sam miał pić. jako rzecz cenniejszą i pewniejszą na tej ziemi niż radość (Mt 20,20-22). 7. “Kielich” ten to umrzeć dla własnej natury, aby mogła postępować tą wąską ścieżką, ogołacając się i unicestwiając we wszystkim, co posiada w dziedzinie zmysłów (jak już powiedzieliśmy) i (jak zaraz powiemy) w sferze ducha, tj. w swym rozumowaniu, smakowaniu i odczuwaniu. Musi więc być nie tylko wolna od rzeczy zmysłowych i ziemskich, lecz również nie obciążona rzeczami duchowymi, by mogła swobodnie postępować po tej wąskiej drodze. Na niej bowiem zmieści się tylko wyrzeczenie siebie (jak to zaznacza Zbawiciel) i krzyż jako laska umilająca i ułatwiająca drogę. Dlatego też mówi Pan przez św. Mateusza: “Albowiem jarzmo moje słodkie jest, a brzemię moje lekkie” (Mt 11,30). Brzemieniem tym jest krzyż Chrystusa. I jeśli człowiek zdecyduje się naprawdę podjąć i znosić dla Boga uznojenie we wszystkich rzeczach, znajdzie w nich wszystkich wielką ulgę i słodycz, aby tak ogołocony ze wszystkiego mógł postępować tą drogą nie szukając czegokolwiek. Jeśliby jednak zechciał cośkolwiek mieć dla siebie, czy to od Boga czy od stworzeń, nie będzie zupełnie ogołocony i pełen zaparcia się we wszystkim, a co za tym idzie, nie będzie mógł ani wejść na tę ciasną ścieżkę, ani po niej postępować.

[por. J 14,6; J 10,9; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.206] Chciałbym więc przekonać osoby duchowe, że ta droga do Boga nie polega na mnogości rozważań, ani na różnych ćwiczeniach czy upodobaniach (co wprawdzie jest potrzebne, ale dla początkujących). Droga zaś zjednoczenia opiera się na jednej niezbędnej rzeczy, to jest na umiejętności prawdziwego zaparcia się siebie tak co do zmysłów, jak i co do ducha, na cierpieniu dla Chrystusa i unicestwieniu się we wszystkim. Przez tę praktykę więcej się czyni i więcej zdobywa niż przez wszystkie ćwiczenia. Gdy zaś zaniedba się to ćwiczenie, które jest fundamentem i korzeniem cnót, wszelkie inne ćwiczenia stają się bezużytecznym kołowaniem, chociażby dosięgały tak wzniosłych rozważań i obcowań jak anielskie. Postęp bowiem to nic innego jak tylko naśladowanie Chrystusa, który “jest drogą, prawdą i życiem i nikt nie przychodzi do Ojca, jeno przez Niego”, jak to sam mówi przez św. Jana (J 14,6). Na innym zaś miejscu mówi te słowa: “Jam jest bramą. Jeśli kto przeze mnie wnijdzie, będzie zbawiony” (J 10,9). Nie jest więc oznaką dobrego ducha, jeśli kto chce iść przez słodkości i wygody, uciekając od naśladowania Chrystusa.

[por. J 14,6; Mt 8,20; Mt 27,46; Św. Jan od Krzyża, Droga, .s.206-207] 9. Wspomnieliśmy już, że Chrystus jest “drogą” (por.J 14,6); droga ta, to śmierć dla naszej natury, zarówno w jej części zmysłowej jak i duchowej. Chcę teraz wskazać na przykładzie Chrystusa, jak to się dokonywa, Chrystus bowiem to nasz wzór i światło. 10.a) Po pierwsze, pewne jest, że Chrystus co do zmysłów duchowo obumarł w swym życiu, a naturalnie w swej śmierci. Sam bowiem powiedział, że w życiu nie miał, gdzie by głowę skłonił (Mt 8,20), a tym mniej miał jeszcze w chwili śmierci.  11.b) Po drugie, pewne jest, że w chwili śmierci został wyniszczony w swej duszy przez pozbawienie wszelkiej pociechy i podpory. Ojciec pozostawił Go w tak całkowitym opuszczeniu w niższej części duszy, że Chrystus zmuszony był wołać: “Boże mój. Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27,46). To było największe odczuwalne opuszczenie w Jego życiu. Ale też wtedy dokonał dzieła większego niż wszystkie cuda, które zdziałał, dzieła największego na niebie i ziemi, jakim jest pojednanie i połączenie przez łaskę rodzaju ludzkiego z Bogiem. A stało się to w czasie i chwili, gdy nasz Pan wyniszczony był we wszystkim. Opuścili Go ludzie, bo w chwili śmierci zamiast uszanowania, naigrawali się z Niego. Opuszczały Go siły przyrodzone, dla których śmierć była ostatecznym wyniszczeniem. Opuścił Go i Ojciec, bo nie miał wtedy żadnej opieki i pociechy od Niego. I w tym opuszczeniu, jakby unicestwiony i starty na proch, spłacał doskonale dług i łączył ludzi z Bogiem. Dlatego słusznie mówił w Jego imieniu Dawid: Ad nihilum redactus sum, et nesciyi; “A ja w niwecz obrócony byłem i nie wiedziałem” (Ps 72, 22). Z tego przykładu człowiek duchowy zrozumie tajemnicę bramy i drogi Chrystusowej do zjednoczenia z Bogiem, oraz pojmuje, że im więcej się ktoś wyniszczy dla Boga w swej części zmysłowej i duchowej, tym więcej się z Nim zjednoczy i tym większego dzieła dokona. A jeśli ktoś dojdzie mężnie do tego całkowitego nic, które jest najgłębszą pokorą, dokona się wtedy zjednoczenie duchowe pomiędzy duszą a Bogiem. I to jest najwznioślejszy i najwyższy stan, jaki można osiągnąć w tym życiu. Polega on nie na przyjemnościach, upodobaniach, smakach i uczuciach duchowych, lecz na prawdziwej śmierci krzyżowej w zmysłach i duchu, czyli w zewnętrznej i duchowej części człowieka.

[por. Łk 24,21; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.256] Rozumienie słów Bożych jest tak trudne, że nawet wśród uczniów Chrystusa, którzy przecież z Nim przebywali, byli błądzący. Np. owi dwaj uczniowie, którzy po śmierci Pana szli do miasteczka Emaus. Byli smutni i wątpili - mówiąc: Nos autem sperabamus quod ipse esset redempturus Israel; “A myśmy się spodziewali, że On miał odkupić Izraela” (Łk 24,21). Mniemali oczywiście, że miało to być odkupienie i panowanie doczesne. Chrystus, nasz Zbawiciel, ukazując się im w drodze, wypomniał im ich głupotę i lenistwo serca ku wierzeniu w to, co napisali prorocy (Łk 24,25). Nawet w chwili Jego wniebowstąpienia byli jeszcze tacy, którzy w swym niezrozumieniu pytali Go: Domine, si in tempore hoc restitues Regnum IsraeH; “Panie, czy teraz odbudujesz królestwo Izraela?” (Dz 1,6).

[por. J 11,50; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.256] Duch Święty tchnie w liczne słowa inne znaczenie aniżeli to, które ludzie pojmują. Np. słowa Kajfasza o Chrystusie: “Lepiej jest, aby jeden człowiek umarł za lud, niż żeby cały naród miał zginąć” (J 11,50). Nie mówił tego sam z siebie, mówiąc zaś miał na myśli co innego niż Duch Święty. Widać z tego, że choćby objawienia i słowa były od Boga, my nie możemy być pewni ich znaczenia. Łatwo bowiem i wielce możemy pobłądzić w sposobie ich pojmowania, jako że są one przepaścią i głębokością ducha. Chcieć je ograniczyć do tego, co z nich rozumiemy i co mogą pojąć zmysły, to nic innego, jak chcieć ręką uchwycić powietrze i ująć pył w nim się unoszący. Powietrze rozwiewa się i ręka zostaje próżna.

[por. J 14,26; J 12,16 Św. Jan od Krzyża, Droga, s.259-260]    Podobnie postępował Chrystus ze swoimi uczniami, mówiąc wiele przypowieści i zdań, których znaczenia nie rozumieli aż do czasu, w którym mieli je innym głosić, to jest do chwili zstąpienia na nich Ducha Świętego. On to, według słów Chrystusa, miał im wyjaśnić wszystko, cokolwiek mówił do nich Chrystus w czasie swojego życia (J 14,26). Tak na przykład św. Jan mówi o wjeździe Chrystusa do Jerozolimy: Haec non cognoverunt discipuli eius primum; sed quando glorificatus est Jesus, tunc recordati sunt quia haec erant scripta de eo; “Tego z początku nie rozumieli uczniowie Jego, ale gdy był Jezus uwielbiony, wówczas przypomnieli sobie, że tak było o Nim napisane” (J 12,16). Przez duszę przechodzi więc wiele rzeczy Bożych, nawet bardzo niezwykłych, których ani ona sama, ani jej kierownik nie zrozumie aż do właściwego czasu.

[por. Mt 18,20; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.274] Potwierdza to Ewangelia: Ubi fuerint duo vel tres congregati in nomine meo, ibi sum ego in medio eorum; “Gdzie bowiem dwaj albo trzej są zgromadzeni w imię moje, tam ja jestem pośród nich” (Mt 18,20), to jest: Rozjaśniam i umacniam w ich sercach prawdy Boże. Trzeba podkreślić, że nie powiedział Chrystus: “gdzie jest jeden”, tam ja jestem, ale: jestem tam, gdzie jest przynajmniej “dwóch”. Dał nam zrozumieć, że nie powinniśmy zachowywać dla siebie tego, co nam Bóg udzielił, ani się w tym upewniać bez zasięgnięcia rady i potwierdzenia Kościoła czy jego sług. Prawda bowiem nie rozjaśni się i nie umocni w sercu osamotnionego i dlatego zostanie w niej słaby i zimny.

[por. Mt 7,22n; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.276] Wiele błędów i grzechów będzie Pan Bóg karał w dniu sądu u tych dusz, z którymi blisko przestawał i którym wiele światła i pomocy udzielał. Poniosą one karę za to, że ufając owej łasce obcowania z Bogiem oraz cnotom, które miały od Niego, opierały się na nich, a zaniedbywały to, o czym wiedziały, że powinny czynić. Przerażone poczną wtedy pytać, jak to sam Chrystus mówi w Ewangelii: Domine, Domine, normę in nomine tuo prophetavimus, et in nomine tuo daemonia ejecimus, et in nomine tuo virtutes multas fecimus? “Panie, Panie! Czyśmy w imię Twoje nie prorokowali? I czy w imię Twoje nie wypędzaliśmy czartów? I w imię Twoje wiele cudów nie czynili? - A Pan im wtedy odpowie: Et tunc confitebor illis, quia numquam novi vos: discedite a me omnes qui operamini iniquitatem; “A wtedy wyznam im: nigdym was nie znał. Idźcie precz ode mnie, którzy czynicie nieprawość” (Mt 7,22-23). Do takich ludzi należał i prorok Balaam i inni jemu podobni, którzy trwali w grzechach, mimo że Bóg do nich przemawiał. Ukarze On kiedyś i wybranych przyjaciół swoich, z którymi poufale przestawał na ziemi, a uczyni to za ich błędy i zaniedbania, na jakie nie potrzebował sam zwracać im uwagi, bo można je było już spostrzec przy pomocy prawa i naturalnego rozumu, których im udzielił.

[por. Mt 4,8; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.283] Również i szatan może sprawić te widzenia w duszy za pomocą jakiegoś światła naturalnego. W świetle tym, na skutek sugestii duchowej, rozjaśnia duchowi rzeczy obecne i nieobecne. Niektórzy doktorzy sugestią duchową szatana tłumaczą scenę, podaną u św. Mateusza, w której szatan ukazał Chrystusowi wszystkie królestwa świata i chwałę ich: Ostendit ei omnia regna mundi; “Ukazał Mu wszystkie królestwa świata” ( Mt 4,8). Oczyma ciała niepodobna bowiem ogarnąć tyle, by móc widzieć wszystkie królestwa świata i ich chwałę.

[por. J 20,19n; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.317-318] (...) Ten, który w ciele przeszedł przez zamknięte drzwi do swych uczniów i przyniósł im pokój (J 20,19-20), chociaż oni nie wiedzieli,  jak to nastąpiło, wejdzie również sposobem duchowym do duszy. Nie będzie ona rozumiała, jak to się stało i nie będzie współdziałała, mając bramy władz pamięci, rozumu i woli zamknięte dla wszelkich wrażeń. W tym ogołoceniu się zaleje ją pokój, zwracając się na nią według słów proroka, jako rzeka pokoju (Iz 48, 18). Uwolni ją wtedy od wszystkich zwątpień, podejrzeń, utrapień i ciemności, które powstawały w niej wówczas, gdy myślała, że się zatraca albo zatraci w przyszłości. W tym wszystkim niech nie traci starania o modlitwę, niech wśród ogołocenia i próżni trwa w nadziei, a dobro jej przyjść nie omieszka.

[por. Łk 18,11n; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.325] Takie uczucia pochodzą z ukrytej miłości własnej i pychy, a dusze te często nie zdają sobie sprawy, że są w niej zanurzone aż po uszy. Sądzą, że wystarczy pewne uznanie swej nędzy, a tymczasem są pełne próżnej miłości i zadowolenia z siebie samych. Lubują się w swoich dobrach duchowych, bardziej niż cieszą się z dóbr innych, jak ów faryzeusz, który dziękował Bogu, że nie jest jak inni ludzie. Wyliczał również swoje cnoty, którymi się szczycił i nadymał (Łk 18,11-12). Ludzie duchowi, nadęci tą pychą, nie mówią wprawdzie tak jak faryzeusz, ale takie samo mają usposobienie. Czasem bywa i tak, że niektórzy dochodzą do takiej pychy, że gorsi są od szatana. Odczuwając bowiem w sobie wrażenia i uczucia pobożne oraz, według ich opinii, słodycz Bożą, napełniają się takim zadowoleniem, że sądzą, iż są bardzo blisko Boga. Uważają również, że inni, nie posiadający tych darów, stoją na niskim stopniu, pogardzają więc nimi jak ów faryzeusz.

[por. Mt 13,22; Łk 8,14; Łk 18,24; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.340] Dlatego też zapewne i Chrystus nazwał w Ewangelii bogactwa “cierniami”, aby wskazać, że ten, co do nich przylgnie wolą, zostanie zraniony grzechem (Mt 13,22; Łk 8,14). Zaś na innym miejscu Ewangelii przez okrzyk: “Jakże trudno ci, którzy mają bogactwa, wejdą do królestwa Bożego” (Łk 18,24), tłumaczy również, że człowiek nie powinien radować się z bogactw. Nie powinien w nich pokładać radości, gdyż one grożą wielkim niebezpieczeństwem. Zachęcając duszę do oderwania się od bogactw, mówi Dawid: “Jeżeli wam przybędzie majętności, nie przykładajcież serca!” (Ps 61,11).

[por. Mt 16,26; Św. Jan od Krzyża, Droga, s. 341] To samo dotyczy wszystkich innych doczesnych dóbr: tytułów, [godności], urzędów itp. Próżna jest radość z tego wszystkiego, jeżeli człowiek nie służy przez nie lepiej Bogu i nie dąży pewniejszą drogą do żywota wiecznego. Ponieważ zaś trudno mieć całkowitą pewność co do tego, czy się rzeczywiście służy Bogu, bezrozumną byłaby radość takiego, który zdecydowanie radowałby się bogactwami. Mówi bowiem Pan, że choćby kto zyskał cały świat, może utracić swą duszę (por. Mt 16,26). Jedynym więc powodem radości jest ten, że się dobrze służy Bogu.

[por. Łk 16,10; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.347-348] Człowiek duchowy powinien pilnie uważać, by serca i radości swej nie opierał na rzeczach doczesnych. Z małej bowiem rzeczy można stopniowo dojść do wielkiej. Drobna początkowo rzecz sprowadza wielkie szkody, podobnie jak jedna iskra wystarczy dla wzniecenia pożaru, mogącego strawić wielką górę i cały świat. Nie trzeba więc uspokajać siebie, że jakieś przylgnięcie jest nieznaczne i że oderwanie się od niego należy odkładać na później. Jeśli bowiem ktoś nie ma odwagi zerwać z małym przylgnięciem, to jakże można przypuścić, że będzie mógł je wyrzucić z duszy, gdy ono się w niej spotęguje i zakorzeni? Przecież o tym właśnie mówi nasz Boski Zbawiciel w Ewangelii: “Kto w małym jest nieprawy i w większym nieprawy bywa” (Łk 16,10). Kto zatem unika tego, co jest małe, nie popadnie w wielkie. Zresztą w małym przylgnięciu kryje się już wielka szkoda, bo uczyniona jest już szczelina do wejścia w obręb serca. Mówi przysłowie, że ten, który zaczął, dokonał już połowy dzieła. Musimy się więc mieć na baczności, gdyż przestrzega nas Dawid, że “choćby nam przybyło majętności, nie powinniśmy do nich przykładać serca” (Ps 61,11).

[por. Mt 19,29; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.349-350] 4. Jest jeszcze inna korzyść wielkiego znaczenia, jaka wypływa z oderwania radości od rzeczy stworzonych. Polega ona na tym, że serce oderwane od stworzeń jest wolne dla Boga. Ta wolność jest nieodzownym warunkiem otrzymania łask Bożych. Łaski te, nawet w życiu doczesnym, są tak obfite, że za [jedną] radość ze stworzeń, odrzuconą dla miłości Boga, wynagradza On duszę stokrotnie jeszcze w tym życiu, jak to widzimy z Ewangelii świętej (Mt 19,29).

[por. Mt 12,36; Łk 12,20; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.350] W Ewangelii świętej powiedziano, iż pewien bogacz za to tylko, że się radował z dobra nagromadzonego przez długie lata, ściągnął na siebie gniew Boga, który tejże nocy zażądał od niego rachunku (Łk 12,20). Należy więc pamiętać, że ilekroć próżno się radujemy, Bóg patrząc na to, gotuje nam jakąś karę i kielich goryczy, na jaki zasługujemy. Zmartwienie bowiem idące za taką radością, znacznie przewyższa doznaną przyjemność. Św. Jan w Księdze Objawienia napisał, że Babilonia, “jako się wielce wynosiła i w rozkoszach była, tyle zadano jej cierpienia i smutku” (18,7). Chociaż te słowa są prawdziwe, nie oznaczają, by [kara] nie mogła być większa od doznanych radości. Za krótkie bowiem przyjemności są wieczne męczarnie. Dał nam to zrozumieć Apostoł, że za każdą winę będzie specjalna kara. Ten bowiem, kto karę wymierzy za każde nieużyteczne słowo (Mt 12,36), nie pozostawi bezkarną i próżnej radości.

[por. Łk 16,19; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.360]   Z radości w smakowaniu pokarmów powstaje wprost obżarstwo i opilstwo, gniew, niezgodliwość oraz brak miłości dla bliźnich i dla ubogich, jakie okazał względem Łazarza ów bogacz, “codziennie ucztujący wystawnie” (Łk 16,19). Z tego powstają osłabienie fizyczne i choroby, budzą się złe poruszenia, gdyż wzrastają podniety do nieczystości. Duszą owłada ociężałość duchowa i niechęć do rzeczy duchowych i to w takiej mierze, że nie tylko nie ma w nich upodobania, lecz nie może się nimi zajmować i im oddawać. Powstają również z tej radości roztargnienia innych zmysłów i serca oraz niezadowolenie z wielu rzeczy.

[por. Mt 19,29; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.362] Mówi bowiem Boski Zbawiciel, że w tym życiu za jedno będzie dane sto (Mt 19,29). Jeśli więc odrzucisz jedną radość, Zbawiciel udzieli ci w zamian w tym życiu sto i to tak odnośnie do rzeczy duchowych, jak i doczesnych. Podobnie jak z jednej radości, jaką będziesz miał w rzeczach zmysłowych, zrodzi się sto żałości i zniechęceń.

[por. Mt 25,1n; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.365-366] Niech więc zważa tylko na Boga, a radość swą pokłada w służbie i uczczeniu Boga przez dobre obyczaje i cnoty. Bez tego bowiem cnoty nie mają u Boga żadnego znaczenia. Widać to jasno na przykładzie dziesięciu panien, o których mówi Ewangelia. Wszystkie one strzegły dziewictwa i pełniły dobre uczynki. Pięć z nich nie pokładało jednak swej radości w Bogu, czyli nie cieszyło się owym drugim, doskonalszym sposobem, lecz pierwszym, tj. radowało się z samego posiadania cnót. Toteż zostały wyrzucone z nieba bez żadnej nagrody i pochwały Oblubieńca (Mt 25,1-13). Podobnie także wielu mężów w starożytności posiadało liczne cnoty i spełniało różne dobre uczynki. Również i dzisiaj wielu chrześcijan posiada takie cnoty i spełnia wielkie czyny, lecz to wszystko nie ma zasługi na żywot wieczny. Nie szukają bowiem w tym wszystkim chwały i czci samego Boga.

[por. Łk 18,11n; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.367] Radowanie się bowiem z dobrych uczynków nie może się obejść bez przywiązywania do nich wielkiej wagi. Z tego zaś rodzi się samochwalstwo i inne błędy, jak to widać na przykładzie faryzeusza, o którym mówi Ewangelia święta (Łk 18,11-14). Modlił się on i dziękował Bogu przechwalając się, że pościł, dawał jałmużny i spełniał dobre uczynki.

[por. Mt 6,2; Mt 23,5; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.367-368] Trzecia szkoda jest ta, że kto powoduje się własnym upodobaniem w swoich czynach, spełnia zazwyczaj dobre uczynki jedynie wtedy, gdy spodziewa się, że znajdzie w nich jakąś przyjemność i chwałę. I według słów Chrystusa wszystko czynią ut videantur ab hominibus; “Aby byli widziani od ludzi” (Mt 23,5). Nie czynią zaś niczego z samej miłości ku Bogu. Czwarta szkoda wypływa z trzeciej i polega na tym, że tacy ludzie nie będą mieli nagrody u Boga. Otrzymali bowiem już w tym życiu poszukiwaną w swych dziełach radość. I o nich to mówi Zbawiciel, że “wzięli już nagrodę swoją” (Mt 6,2). Zostaje im jeno trud pracy, a kiedyś zawstydzenie, bez żadnej nagrody.  Tyle jest wśród ludzi słabości odnośnie do tej szkody, że uważam za rzecz niemal pewną, iż uczynki spełniane na oczach ludzkich są w większości grzeszne albo mało warte, albo niedoskonałe w obliczu Boga. Nie ma bowiem w nich oderwania się od względów ludzkich. Bo i cóż innego można sądzić o rozmaitych dziełach i fundacjach, jakich niektórzy dokonują, a których przeprowadzenia nie podjęliby się, jeśliby im to nie miało przynieść honorów, poważania ludzkiego, próżnej chwały, albo uwiecznienia ich imienia, rodu czy bogactwa. Niektórzy posuwają się tak daleko, że umieszczają w świątyniach swoje godła, nazwiska i wizerunki, chcąc niejako zająć miejsce świętych obrazów, przed którymi by wszyscy klękali. Można powiedzieć, że niektórzy przez te mniemane dobre dzieła sami siebie wynoszą i cześć sobie oddają niemal większą niż Bogu. Jest to niestety prawda, bo wszystkiego dokonują tylko dla tych względów osobistych.  Pominąwszy tych najgorszych, iluż jest takich, którzy na różne sposoby ponoszą tę szkodę w swoich czynach? Jedni bowiem chcą, by ich chwalono, drudzy, by im okazywano wdzięcznność, inni rozpowiadają szeroko, czego dokonali i podobają sobie w tym, by ten i ów, a nawet wszyscy o tym wiedzieli. Są i tacy, którzy rozdają jałmużnę za pośrednictwem innych, aby więcej ludzi o tym wiedziało. Inni wreszcie pragną i jednego, i drugiego. Wszystko to jest owym głosem trąby, o którym mówi Chrystus w Ewangelii (Mt 6,2), a którym posługują się ludzie zarozumiali, dlatego też nie będą mieli nagrody u Boga za swoje czyny.

[por. Łk 8,13; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.371] Gdy bowiem pracuje się dla swego upodobania, które choć u jednych w mniejszym, u drugich w większym stopniu, zawsze jednak jest zmienne, z chwilą gdy ono przemija, zaprzestanie się pracy i postanowień, choćby one były najważniejsze. U takich ludzi duszą i siłą czynu jest radość, jaką w nim znajdują, gdy zaś radość minie, kończy się i czyn, gdyż brak wytrwałości. Tego rodzaju ludzie należą do tych, o których mówił Chrystus, że przyjmują słowo Pańskie z radością, lecz wkrótce wybiera je szatan z ich serca, gdyż nie mają wytrwałości (Łk 8,13). Dzieje się to zaś dlatego, że siłą i korzeniem ich czynów jest próżna radość. Oczyszczenie i uwolnienie woli od tej radości przynosi pewność wytrwania i stałości. Wielka to więc jest korzyść dla duszy, podobnie jak i wielka jest szkoda temu przeciwna. Człowiek roztropny patrzy na samą istotę i na pożytek czynu, a nie na smak i przyjemność, jaką on przynosi. Nie trudzi się więc na próżno, nie sprowadza na siebie zniechęcenia, lecz w czynach swoich znajduje prawdziwą radość.

[por. Mt 5,3; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.371] Trzecia korzyść należy do rzędu boskich. Polega ona na tym, że człowiek, oderwany od próżnej radości w swych uczynkach, staje się ubogi duchem, czyli zasługuje na błogosławieństwo, które wypowiedział Syn Boży: “Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest królestwo niebieskie” (Mt 5,3).

[por. Mt 7,22n; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.373] Ile zaś znaczą one bez drugiej korzyści (tj. wzrostu miłości), wskazuje św. Paweł, gdy mówi: “Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, byłbym jako miedź dźwięcząca albo cymbał brzmiący. I gdybym miał dar proroctwa, znał wszystkie tajemnice i posiadał wszelką wiedzę, a wiarę miałbym taką, iżbym przenosił góry, a miłości bym nie miał, niczym nie jestem” itd. (1 Kor 13 1-2). Toteż do tych, którzy do tego stopnia ufali swoim dziełom, gdy za nie będą żądali chwały, mówiąc: “Panie, czyśmy w imię Twoje nie prorokowali i wiele cudów nie czynili?” - powie kiedyś Chrystus: “Idźcie precz ode mnie, którzy czynicie nieprawość” (Mt 7,22n).

[por. Łk 10,20; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.373-374] Człowiek zatem powinien się radować nie z tego, że takie laski otrzymuje, lecz z tego, że odnosi z nich korzyść duchową i służy przez nie Bogu z miłością, a tym samym zasługuje na żywot wieczny. Toteż gdy uczniowie radowali się z mocy danej im nad złymi duchami, upomniał ich Zbawiciel, mówiąc: “Z tego się nie weselcie, że duchy wam ulegają, ale weselcie się z tego, że imiona wasze zostały zapisane w niebie” (Łk 10,20). Według zdrowej nauki teologicznej można by to wyrazić tak: weselcie się, jeśli wasze imiona zapisane są w księdze żywota. Jest więc jasne, że człowiek może się radować jedynie z postępowania drogą wiodącą do życia wiecznego, a tą drogą są czyny spełniane w miłości. Na co bowiem się przyda i jaką ma wartość wobec Boga to, co nie jest miłością Bożą? Nie może zaś być miłości gruntownej i rozumnej bez oczyszczenia radości ze wszystkich tych dóbr, a złożenia jej w pełnieniu woli Bożej. Tym bowiem sposobem, za pośrednictwem dóbr nadprzyrodzonych, wola łączy się z Bogiem.

[por. Łk 9,54n; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.374] Chociaż bowiem jest prawdą, że Bóg dając te dary i łaski, udziela również światła i poznania, jak i kiedy należy je używać, mimo to ludzie używają ich często niewłaściwie. Dzieje się to przez właściwą naturze ludzkiej niedoskonałość i przez stosowanie ich nie z taką wiernością i doskonałością, jak i kiedy tego Bóg wymaga. Widać to w Księdze Liczb, gdzie czytamy, że prorok Balaam wbrew woli Boga chciał pójść i złorzeczyć narodowi izraelskiemu. Rozgniewany za to Bóg chciał go ukarać śmiercią (Lb 22, 22-23). Również święci Jakub i Jan pragnęli sprowadzić ogień z nieba na Samarytan za to, że nie chcieli przyjąć Zbawiciela. Pan nasz zganił ich za to (Łk 9,54n).

[por. Mt 28,1-8; J 20,11n: Łk 24,25; J 20,29; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.377] Pan Bóg też działa cuda tylko wówczas, gdy są one potrzebne dla wzmocnienia wiary. Dlatego to, by nie pozbawić swych uczniów zasługi wiary, w razie gdyby sami stwierdzili Jego zmartwychwstanie zanim jeszcze się im ukazał, uczynił wiele znaków, by, zanim Go ujrzeli, uwierzyli. Marii Magdalenie ukazał najpierw pusty grób, a potem oznajmił jej przez usta aniołów prawdę zmartwychwstania (Mt 28,1-8). “Wiara bowiem jest ze słuchania” (Rz 10,17), mówi św. Paweł; stąd Magdalena najpierw uwierzyła temu, co usłyszała, a potem dopiero ujrzała. A gdy ujrzała Chrystusa, przedstawił się jej jako człowiek zwyczajny (J 20,11-18), aby dopełnić jej wiarę swą obecnością. Do uczniów posłał najpierw niewiasty z oznajmieniem, a dopiero później przyszli oni oglądać grób (Mt 28,7-8). Podobnie, zanim się objawił uczniom idącym do Emaus, najpierw rozpalił ich serca wiarą, ukrywając się przed nimi. Później dopiero zganił ich niedowiarstwo, iż nie wierzyli temu, co mówiono o Jego zmartwychwstaniu (Łk 24,25). Św. Tomaszowi, pragnącemu dotknąć ran Jego, powiedział, iż “błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20,29).

[por. Łk 10,20; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.377] Trzecia szkoda polega na tym, że przez tę radość z czynów nadzwyczajnych dusze popadają zazwyczaj w próżność i chełpliwość. Sama już bowiem taka radość z czynów, nie będących w pełni w Bogu i dla Boga, jest próżnością. Widać to z tego, że Pan nasz zganił uczniów za to, że się radowali, iż złe duchy były im posłuszne (Łk 10,20). Gdyby ta radość nie była próżnością, nie ganiłby jej Pan.

[por. Mt 14,23; Łk 6,12; Mt 13,58; Łk 4,24; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.385] Bardzo często udziela Bóg łask przez obrazy znajdujące się w miejscach ustronnych i samotnych. Bywa tak dlatego, że przez trud, jakiego wymaga dojście na te miejsca, wzrasta uczucie i siła pobożności. Następnie dlatego, że ludzie usuwają się wtedy od zgiełku świata, aby się lepiej pomodlić, jak to czynił Pan nasz Jezus Chrystus (Mt 14,23; Łk 6,12). Kto więc odbywa pielgrzymkę, dobrze czyni, jeśli ją odbywa samotnie, chociażby w innym, niż zwyczajnie, czasie. Nigdy bym zaś nie radził podejmować wtedy pielgrzymki, gdy idzie wielki tłum ludzi. Wówczas bowiem ludzie wracają bardziej roztargnieni, niż byli przedtem. Są również tacy, którzy idą z pielgrzymką raczej dla rozrywki niż dla pobożności. Z tego, cośmy powiedzieli, jest taki wniosek, że dla otrzymania łask wystarczy każdy obraz, jeśli będzie pobożność i wiara. Jeśli wiary i pobożności nie będzie, żaden obraz nic nie pomoże. Żywym i prawdziwym obrazem był Chrystus, gdy żył na tym świecie. A jednak wielu, chociaż z Nim przebywało i patrzyło na Jego cuda, nie odnosiło korzyści, gdyż nie mieli wiary. To także było przyczyną, że w swej ojczyźnie nie czynił On wielkich cudów, jak mówi Ewangelia (Mt 13,58; Łk 4,24).

[por. Mt 21,8n; Mk 11,8n; Łk 19,37n; Łk 19,41; J 12,13; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.388] Zrozumiesz to dobrze na przykładzie tej okazałości, z jaką prowadzono Chrystusa przy Jego wjeździe do Jerozolimy (Mt 21,8n; Mk 11,8-10; Łk 19,37n; J 12,13). Przyjmowano Go śpiewem, rzucaniem kwiatów i gałązek, a On płakał (Łk 19,41). Wielu bowiem z tych, którzy rzucali kwiaty, miało serce z dala od Niego i wynagradzało Mu to przez znaki i ozdoby zewnętrzne. Można więc powiedzieć, że raczej dla siebie, aniżeli dla Boga urządzali tę uroczystość. Podobnie dzieje się obecnie. Jeśli bowiem ma się gdzieś odbyć jakaś uroczystość, ludzie cieszą się raczej tym, że się zabawią, że zobaczą coś nowego, że ich będą podziwiali inni, że lepiej zjedzą i tym podobnymi rzeczami, niż myślą o uwielbieniu samego Boga. Takimi skłonnościami i obchodami żadnej czci Bogu nie oddają, zwłaszcza jeśli prócz tego starają się wprowadzić w te uroczystości rzeczy śmieszne i mało pobożne, w celu wywołania wśród ogółu wesołości. Tym wszystkim wprowadzają tylko więcej roztargnienia i raczej sprawiają ludziom przyjemność, niż obudząją w nich pobożność.

[por. Mt 15,8; Mt 22,12n; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.389] A cóż powiedzieć o innych zamiarach i interesach przy okazji takich uroczystości? Ci, którzy mają zwrócone oczy i żądzę bardziej na te rzeczy niż na służbę Bożą, znają dobrze swe zamysły. Zna je również i Pan Bóg. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę z tego, że przy takim urządzaniu uroczystości czyni się święto raczej sobie niż Bogu. Tego, co czynią ludzie dla swego i innych upodobania, nie przyjmuje Bóg na swój rachunek. I im więcej ludzie bawić się będą przy obchodzie tych świąt, tym więcej Bóg będzie rozgniewany. I postąpi tak jak niegdyś z synami Izraela. Urządzili oni wielką uroczystość, śpiewając i tańcząc przed swym bałwanem i sądzili, że uczynili to dla Boga. Bóg pozbawił za to wielu z nich życia (Wj 32,7-28). Tak samo ukarał Bóg śmiercią kapłanów [Nadaba i Abiuda], synów Aarona, za to, że Mu ofiarowali ogień nie poświęcony (Kpł 10,1-2). Również tego człowieka, który wszedł na gody nie odziany szatą godową, kazał król wrzucić w ciemności zewnętrzne ze związanymi nogami i rękami (Mt 22,12n). Z tego wszystkiego widać, że Bóg nie znosi braku uszanowania i należnej Mu czci na zebraniach urządzanych ku Jego chwale. A ileż to świąt, mój Boże, urządzają ludzie ku Twej chwale, z których raczej diabeł odnosi korzyść niż Ty? Szatan oczywiście ma w nich upodobanie, bo na nich jak kupiec dobrze zarabia. Ileż to razy, mój Boże, mówisz niejako przy takich uroczystościach: “Lud ten czci mię wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie, lecz na próżno cześć mi oddają” (Mt 15,8).

[por. J 4,24; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.390] Dlatego też, chociaż lepiej jest modlić się w miejscach na to przeznaczonych, to jednak takie należy wybierać, które mniej pociągają zmysły, a tym samym mniej wstrzymują ducha w dążeniu do Boga. Zachętę do tego mamy w słowach naszego Zbawiciela. Gdy niewiasta samarytańska zapytała Go, które miejsce jest odpowiedniejsze na modlitwę, świątynia czy góra, Chrystus jej odpowiedział, że prawdziwa modlitwa nie jest zależna od świątyni ani góry, lecz prawdziwymi czcicielami, w jakich upodobał sobie Bóg, są ci, którzy Go chwalą “w duchu i w prawdzie” (J 4,24).

[por. Mt 14,23n; Łk 6,12; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.391] Chociaż więc świątynie są przeznaczone na modlitwę (i świątyni nie wolno na inny cel używać), to jednak dla skupienia wewnętrznego i przestawania z Bogiem należy takie z nich wybierać, które mniej zajmują i mniej pociągają zmysły. Niech to więc nie będzie miejsce przyjemne i rozkoszne dla zmysłów (jakiego niektórzy szukają), gdyż wtedy zamiast skupić ducha w Bogu znajdzie się rozrywkę, upodobanie i zadowolenie zmysłów. Toteż na modlitwę odpowiedniejsze jest miejsce samotne, a nawet surowe, gdyż wtedy duch mocny będzie się wzbijał wprost ku Bogu. Nie napotyka bowiem na przeszkody widzialne, które chociaż pomagają czasem do podniesienia ducha, to jednak nie można się na nich zatrzymywać, lecz trzeba raczej zapomnieć o nich, by wejść w skupienie wewnętrzne. Stąd Zbawiciel nasz, chcąc nas pouczyć swoim przykładem, wybierał na modlitwę miejsca odosobnione (Mt 14,23n), które by wiele nie zajmowały zmysłów, lecz raczej podnosiły duszę do Boga. Były to zazwyczaj góry wznoszące się wysoko nad ziemią i często ogołocone z tego, co mogłoby zmysłom sprawiać przyjemność (Łk 6,12).

[por. J 4,24; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.391-392] Zwraca nam na to uwagę Apostoł, gdy mówi: “Jesteście świątynią Bożą i Duch Boży przebywa w was” (1 Kor 3,16). Na to również wskazują nam słowa Chrystusa, że prawdziwi czciciele chwalą Boga “w duchu i prawdzie” (J 4,24). Niewiele bowiem będzie Bóg zwracał uwagi na twoje kapliczki i wygodne miejsca modlitwy, jeżeli mając względem nich wielkie upodobanie i pożądanie, tym mniej masz ogołocenia wewnętrznego, czyli ubóstwa duchowego, które jest niezbędne we wszystkim.

[por. Mt 6,33; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.396-397] Wspomniane osoby powinny pamiętać, że im więcej wierzą w swoje praktyki, tym mniej ufają Bogu i nie uzyskują od Niego tego, czego pragną. Spotyka się i takie, które troszczą się raczej o spełnienie swoich zachcianek niż o chwałę Bożą. I chociaż zdają sobie sprawę, że Bóg udziela tylko tego, co jest ku Jego chwale, to jednak, idąc za swą wolą i próżną radością, bez końca zanoszą prośby, by otrzymać to, czego pragną. O ileż lepiej postąpiłyby, gdyby zwróciły uwagę na rzeczy o wiele ważniejsze, prosząc Boga o prawdziwą czystość sumienia i zrozumienie, co czynić powinny dla swego zbawienia, nie dbając zupełnie o wszelkie prośby innego rodzaju. Bo jeśli uzyskają to, co najważniejsze, uzyskają również wszelkie inne dobro, choćby nie prosiły o nie, i to o wiele szybciej i skuteczniej, niżby same pragnęły. Przyrzekł to sam Boski Zbawiciel, mówiąc w Ewangelii: “Szukajcie naprzód królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam przydane” (Mt 6,33).

[por. Łk 11,1n; Mt 6,7n; Łk 18,1; Mt 26,39; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.398] Co do obrzędów dotyczących modlitwy i pobożności, niech nie szukają innych jak te, których nauczył sam Chrystus. Widzimy zaś jasno w Ewangelii, że gdy uczniowie prosili Go, aby ich nauczył modlitwy, On, który wiedział dobrze, co czynić należy, by nas wysłuchał Ojciec niebieski, gdyż znał tak dobrze Jego naturę, nauczył ich tylko siedmiu próśb Modlitwy Pańskiej (Łk 11,1n). Nie dodał nic więcej, gdyż w tej modlitwie zawierają się wszystkie nasze potrzeby, tak duchowe, jak i doczesne. Owszem, w innym miejscu zalecił Zbawiciel, aby przy modlitwie nie używać wielu słów, gdyż Ojciec nasz niebieski wie dobrze, czego nam potrzeba (Mt 6,7n). Zaleca tylko usilnie, byśmy trwali w modlitwie, to znaczy w Modlitwie Pańskiej, mówi bowiem na innym miejscu: “Zawsze należy się modlić i nigdy nie ustawać” (Łk 18,1). Nie nauczył nas mnogich próśb, lecz polecił, byśmy często, żarliwie i usilnie powtarzali te, które są zawarte w Modlitwie Pańskiej. Tam bowiem zawarte jest wszystko, co dotyczy woli Bożej i naszego pożytku. Podają też nam Ewangeliści, że kiedy Pan nasz po trzykroć modlił się do swego Ojca, za każdym razem używał słów Modlitwy Pańskiej, mówiąc: “Ojcze mój, jeśli to być może, niech odejdzie ode mnie ten kielich, wszakże nie jako ja chcę, ale jako Ty” (Mt 26,39).

[por. Mk 9,39; Św. Jan od Krzyża, Droga, s.400] Dwa warunki są wymagane, by kazanie odniosło swój skutek. Pierwszy ze strony kaznodziei, drugi ze strony słuchacza. Zazwyczaj korzyść mierzy się dyspozycją nauczającego, dlatego też mówią: jaki jest mistrz, taki będzie i uczeń. Czytamy w Dziejach Apostolskich, że kiedy siedmiu synów przedniej szego kapłana izraelskiego zaczęło zaklinać czartów takim samym sposobem, jak to czynił św. Paweł, powstał przeciwko nim szatan, mówiąc: “Znam Jezusa i wiem kim jest Paweł, ale wy coście za jedni?” (Dz 19,15). I umocniwszy się przeciw nim, obdarł ich i poranił. Spotkało ich to z tego powodu, że nie mieli odpowiednich warunków, a nie dlatego, by Chrystus nie chciał, aby wzywano Jego imienia. Bo kiedy razu pewnego spotkali Apostołowie człowieka, który chociaż nie był uczniem Chrystusa, wyrzucał jednak czarty w imię Pana naszego Chrystusa i zakazali mu to czynić, Zbawiciel zganił ich, mówiąc: “Nie zabraniajcie mu, albowiem nie masz nikogo, kto by czynił cuda w imię moje, a mógł zaraz źle mówić o mnie” (Mk 9,39). Takimi tylko Bóg się brzydzi, którzy innych ucząc prawa Bożego, sami go nie zachowują, a głosząc innym ducha dobrego, sami go nie mają. O takich mówi słowami św. Pawła: “Ucząc drugich, nie uczysz samego siebie, ty, który głosisz, że nie trzeba kraść, kradniesz” (Rz 2,21). Również Duch Święty mówi przez Dawida: “Grzesznikowi rzekł Bóg: Czemu ty opowiadasz sprawiedliwości moje i bierzesz przymierze moje w usta twoje? Przecież ty masz w nienawiści karność i rzuciłeś słowa moje poza siebie” (Ps 49,16-17). Słowa te oznaczają, że takim Pan Bóg nie udziela ducha potrzebnego, aby przynieśli owoc.


   

Pisma św. Jana od Krzyża