Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

89. JEZUS W DOLINIE “PIĘKNEJ RZEKI”.

«CZCIJ OJCA SWEGO I MATKĘ SWOJĄ»

Napisane 3 marca 1945. A, 4637-4653

Jezus przechadza się powoli na brzegu rzeki. Brzask przedziera się przez utrzymującą się wśród rzecznej trzciny mgłę smutnego zimowego dnia. Na dwóch brzegach Jordanu nie ma nikogo, jak okiem sięgnąć. Tylko mgła nad powierzchnią wody, odgłosy wody uderzającej o trzciny, hałas płynących wód, dość błotnistych z powodu deszczów poprzednich dni. Jakiś odgłos ptaka, krótki, smutny jak po czasie godów. Pora roku i brak pożywienia wprawia je w melancholię.

Jezus słucha ich i wydaje się bardzo zainteresowany wołaniem jednego małego ptaszka, który – z dokładnością zegarka – skręca główkę w kierunku północnym i mówi jedno ‘ćwir’ pełne skargi. Potem odwraca się na południe, powtarzając ‘ćwir’ pytające. W końcu wydaje się, że ptaszek otrzymał odpowiedź w ‘ćwir’, które przyszło z drugiego brzegu, i odlatuje ponad rzeką, trzepocąc skrzydełkami, z małym okrzykiem radości. Jezus robi gest, jakby chciał powiedzieć: “Na szczęście”, potem idzie dalej.

«Czy Ci przeszkadzam, Nauczycielu?» – pyta Jan, nadchodząc od strony łąki.

«Nie, czego chcesz?»

«Chciałem Ci powiedzieć... wydaje mi się, że to wiadomość, która może przynieść Ci ulgę. Przyszedłem natychmiast, by również poprosić Cię o radę. Akurat zamiatałem izby, gdy przyszedł Judasz z Kariotu. Powiedział mi: “Pomogę ci”. Zdziwiłem się, bo on niezbyt chętnie wykonuje tę pracę, nawet jeśli mu się ją poleci... Ale powiedziałem mu tylko: “O, dziękuję! Szybciej skończymy i będzie lepiej zrobione.” Zabrał się do zamiatania i szybko skończyliśmy. Wtedy mi powiedział: “Chodźmy do lasu. Zawsze najstarsi przynoszą drewno, to nie jest dobrze. My tam chodźmy. Nie wiem dobrze, jak się za to zabrać, ale jeśli mnie nauczysz...” I poszliśmy. I kiedy tam byłem, aby wiązać z nim pęki chrustu, powiedział mi: “Janie, chcę ci powiedzieć jedną rzecz.” “Mów” – odpowiedziałem mu. Myślałem, że to będzie krytyka. Tymczasem powiedział: “Ja i ty jesteśmy najmłodsi. Musimy być bardziej zjednoczeni. Ty prawie się mnie boisz... i masz rację, bo nie jestem dobry. Ale wierz mi... nie robię tego specjalnie. Czasami odczuwam potrzebę, żeby być złym. To być może dlatego, że jako jedynak zostałem rozpieszczony. I chciałbym stać się dobrym. Starzy, wiem o tym, nie patrzą na mnie dobrym okiem. Kuzyni Jezusa są wstrząśnięci... Tak, wiele razy uchybiłem względem nich oraz względem ich Kuzyna. Ale ty jesteś dobry i cierpliwy. Kochaj mnie. Rób wszystko tak, jakbym był twoim bratem – złym, tak, ale którego trzeba kochać mimo wszystko. Nauczyciel też mówi, że trzeba postępować w ten sposób. Gdy widzisz, że nie postępuję zbyt dobrze, powiedz mi to. A ponadto nie zostawiaj mnie nigdy samego. Kiedy idę do jakiejś wioski, chodź i ty. Pomożesz mi nie postępować źle. Wczoraj bardzo cierpiałem. Jezus mówił do mnie, a ja patrzyłem na Niego. [Wcześniej], w mojej głupiej urazie, nie patrzyłem ani na siebie samego, ani na innych. Wczoraj spojrzałem i zobaczyłem... Oni mają rację, kiedy mówią, że Jezus cierpi... i zdaję sobie sprawę, że ja też jestem za to odpowiedzialny. Nie chcę, aby dalej tak było. Chodź ze mną. Pójdziesz? Pomożesz mi być mniej złym?”

Tak do mnie mówił i, wyznaję, serce biło we mnie jak w ptaszku złapanym przez chłopca. Biło z radości, bo cieszę się, że Judasz staje się dobry... i również ze względu na Ciebie byłem szczęśliwy... ale serce biło mi mocno również ze strachu... gdyż nie chciałbym stać się jak Judasz. Ale potem przypomniałem sobie, co powiedziałeś w dniu przyjęcia Judasza, i odrzekłem: “Tak, pomogę ci. Jeśli jednak będę miał inne polecenia, muszę być posłuszny...” Pomyślałem: teraz powiem to Nauczycielowi i jeśli będzie chciał, uczynię w ten sposób. Jeśli nie będzie chciał, poproszę o polecenie, żebym nie [mógł] oddalać się od domu

«Posłuchaj, Janie. Pozwalam ci iść. Jednak musisz Mi przyrzec, że jeśli odczujesz niepokój z jakiegoś powodu, przyjdziesz Mi to powiedzieć. Sprawiłeś Mi wielką radość, Janie. Oto Piotr z rybami. Idź, Janie.»

Jezus zwraca się do Piotra: «Dobry połów

«Hmm! Taki sobie, drobne rybki... ale część się wykorzysta. Tylko Jakub narzeka, bo jakieś zwierzę zerwało linę i stracił sieć. Powiedziałem: “Miej litość nad biednym zwierzęciem, przecież też musi jeść.” Ale Jakub tak tego nie przyjmuje...» – stwierdza Piotr ze śmiechem.

«To samo mówię o kimś, kto jest bratem. I tego właśnie nie potraficie zrobić

«Mówisz o Judaszu?»

«Mówię o Judaszu. Cierpi z tego powodu. Ma dobre pragnienia i złą skłonność. Powiedz Mi, ty, który jesteś rybakiem doświadczonym... Gdybym chciał wypłynąć w łodzi na Jordan i dopłynąć do jeziora Genezaret, jak mógłbym to zrobić? Czy by Mi się to udało

«Eee! To byłaby ciężka praca! Udałoby Ci się w małej łódce o płaskim dnie... Byłoby to męczące, długotrwałe! Trzeba by bez przerwy mierzyć głębokość, uważać na brzegi i mielizny, na pływające gałęzie, na prąd. Żagiel nie jest przydatny w niektórych wypadkach, wręcz przeciwnie... Jeśli chcesz wrócić do jeziora rzeką, to wiedz, że pod prąd pójdzie bardzo źle. Potrzeba kilku osób, w przeciwnym razie...»

«Sam to powiedziałeś. Kiedy ktoś ma złe skłonności, aby iść w stronę dobra, musi iść pod prąd. Nie uda mu się, gdy będzie zupełnie sam. Judasz jest właśnie jednym z takich, a wy mu nie pomagacie. Biedak płynie sam i ociera się o mielizny, osiada na nich, wplątuje się w pływające gałęzie, dostaje się w wiry. Gdyby mierzył dno, nie mógłby równocześnie trzymać ani steru, ani wiosła. Dlaczego więc wytykacie mu, że nie posuwa się naprzód? Macie litość nad obcymi, a nad nim, waszym towarzyszem?... To nie jest słuszne. Czy widzisz go tam z Janem, jak idą do wioski po chleb i jarzyny? On poprosił, by nie iść sam. I poprosił o to Jana, gdyż nie jest głupi i wie, co wy, starsi, myślicie o nim

«I Ty go posłałeś? A jeśli Jan się również zepsuje

«Kto? Mój brat? Dlaczego miałby się psuć?» – pyta Jakub, przybywając z siecią wyciągniętą z sitowia.

«Bo Judasz chodzi z nim.»

«Od kiedy?»

«Od dzisiaj. I to Ja mu na to pozwoliłem

«Jeśli to Ty mu pozwoliłeś...»

«Tak, polecam to nawet wszystkim. Wy go zostawiacie zbyt samego. Nie bądźcie dla niego sędziami. Nie jest gorszy niż tylu innych. Jest tylko bardziej rozpieszczony... i to od dzieciństwa

«Tak, to prawda. Musi być tak. Gdyby miał za ojca i matkę Zebedeusza i Salome, nie byłby taki, jaki jest. Moi rodzice są dobrzy, ale pamiętają, że mają prawa i obowiązki względem dzieci

«To co mówisz jest słuszne. Dziś będę mówił właśnie o tym. Teraz chodźmy. Widzę już ludzi, którzy przybywają na łąkę

«Nie wiem, jak będziemy odtąd mogli żyć. Nie ma już czasu na jedzenie, modlitwę, wypoczynek... a ilość ludzi ciągle wzrasta» – mówi Piotr, rozdarty między podziwem a troską.

«Skarżysz się? Przecież to znak, że są jeszcze ludzie, którzy szukają Boga» [– mówi Jezus.]

«Tak, Nauczycielu, ale Ty przez to cierpisz. Pozostałeś nawet wczoraj bez jedzenia, a tej nocy – bez innego okrycia niż własny płaszcz. Gdyby Twoja Matka to wiedziała

«Błogosławiłaby Boga, który przyprowadza Mi tylu wiernych!»

«A mnie by skarciła: mnie, któremu wydała polecenia» – kończy Piotr.

Oto podchodzi do nich Filip z Bartłomiejem. Żywo gestykulują. Widząc Jezusa, przyśpieszają kroku i mówią: «O! Nauczycielu! Jak to zrobimy. To prawdziwa pielgrzymka: chorzy, ludzie płaczący, biedni bez środków do życia. Wielu przybywa z daleka.»

«Kupimy chleba. Bogaci dają jałmużnę. Wystarczy ją wykorzystać» [– mówi Jezus.]

«Dni są krótkie. Szopę wypełniają już nocujący ludzie. Noce są wilgotne i chłodne

«Masz rację, Filipie. Wszyscy stłoczymy się w jednej izbie. Możemy to zrobić. Inne przeznaczymy dla tych, którzy nie mogą dotrzeć do swoich domów przed nocą

«Rozumiem! – mruczy Piotr. – Wkrótce będziemy musieli prosić naszych gości o pozwolenie, by się przebrać. Tak nas otoczą, że będziemy musieli stąd uciekać

«Zobaczysz inne ucieczki, mój Piotrze! Co jest tej kobiecie?»

Są już na podwórzu i Jezus zauważa płaczącą kobietę.

«Nie wiem. Była tam już wczoraj i także płakała. Gdy rozmawiałeś z Manaenem, chciała wyjść Ci na spotkanie, potem odeszła. Musi mieszkać w wiosce lub w sąsiedztwie, bo powróciła. Nie wygląda na chorą...»

«Pokój niech będzie z tobą, niewiasto» – mówi Jezus, przechodząc obok niej. Ona odpowiada łagodnie: «I z Tobą.»

Nic więcej. Jest przynajmniej trzysta osób. Pod szopą są kalecy, niewidomi, niemi. Jednym wstrząsają drgawki. To całkiem młody chłopak z widocznym wodogłowiem. Jakiś mężczyzna trzyma go za rękę. On tylko stęka, ślini się, porusza głową, z tępym wyrazem twarzy.

«To być może syn tej niewiasty?» – pyta Jezus.

«Nie wiem. Szymon zajmuje się przybywającymi i jest zorientowany.»

Wołają Zelotę i pytają go. Ale mężczyzna nie jest z kobietą. Ona jest sama.

«Tylko płacze i modli się. Zapytała mnie niedawno: “Czy Nauczyciel leczy także serca?”» – wyjaśnia Zelota.

«To będzie jakaś zdradzona kobieta» – komentuje Piotr.

Gdy Jezus idzie w stronę chorych, Bartłomiej i Mateusz udają się z wieloma pielgrzymami [nad rzekę], aby chrzcić. Kobieta płacze w swym kącie i nie rusza się.

Jezus nie odmawia cudu nikomu. Jakże piękny jest cud [uzdrowienia] tego otępiałego [chłopca], któremu, Swoim tchnieniem Jezus wlewa inteligencję, trzymając jego głowę w Swych smukłych dłoniach. Wszyscy tłoczą się wokół nich, nawet okryta welonem niewiasta. Być może dlatego, że jest dużo ludzi, ośmiela się nieco zbliżyć. Staje przy płaczącej kobiecie. Jezus mówi do upośledzonego umysłowo: «Chcę w tobie światła inteligencji, by ona doprowadziła cię do światłości Bożej. Posłuchaj: powiedz ze Mną: “Jezus”. Powiedz to, chcę tego.»

Otępiały, który wcześniej stękał jak zwierzątko – i nic innego – wymawia z trudem “Jezus”, ale brzmi to raczej: «Żeżusz”»

«Jeszcze raz!» – nakazuje Jezus, trzymając ciągle w Swoich dłoniach zdeformowaną głowę i panując nad dzieckiem spojrzeniem.

«Je-zus.»

«Jeszcze raz!»

«Jezus!» – mówi wreszcie upośledzony. I jego oko nie jest już bez wyrazu, a jego usta uśmiechają się inaczej.

«Mężu – mówi Jezus ojcu – miałeś wiarę, dlatego twój syn jest uleczony. Imię Jezusa jest cudownym [środkiem] na choroby i złe skłonności. Zadaj mu pytanie.»

Mężczyzna pyta syna: «Kim jestem?»

A chłopak odpowiada: «Moim ojcem.»

Mężczyzna tuli syna do serca i wyjaśnia: «On się taki urodził. Żona umarła wydając go na świat. Był bez myśli, bez słowa. Teraz patrzcie! Miałem wiarę, tak. Przybywam z Joppy. Co mam zrobić dla Ciebie, Nauczycielu?»

«Bądź dobry, a twój syn razem z tobą. Nic więcej

«I będę Cię kochał. O! Chodźmy zaraz powiedzieć to matce twojej mamy. To ona skłoniła mnie do przyjścia tu. Niech będzie błogosławiona!»

Odchodzą obaj, szczęśliwi. Z dawnej choroby pozostaje tylko wielka głowa chłopca. Wyraz twarzy i słowa są normalne.

«Czy to dzięki Twojej woli został uzdrowiony lub dzięki potędze Twego Imienia?» – pyta wielu.

«Dzięki woli Ojca, który jest zawsze życzliwy dla Syna. Ale Moje Imię jest również zbawieniem. Wiecie o tym, że Jezus znaczy Zbawiciel. Istnieje zdrowie duszy i zdrowie ciała. Kto wymawia imię Jezus z prawdziwą wiarą, powstaje z chorób i z grzechu, bo w każdej chorobie duchowej lub fizycznej jest szpon szatana. On wywołuje choroby fizyczne – aby doprowadzić do buntu i do rozpaczy z powodu cierpienia ciała – i choroby moralne lub duchowe, aby doprowadzić do potępienia.»

«A więc według Ciebie Belzebub nie jest obcy wszelkim utrapieniom rodzaju ludzkiego

«Nie jest obcy. To przez niego na świat weszły choroby i śmierć. To również przez niego weszły na świat zbrodnie i zepsucie. Kiedy widzicie kogoś przybitego nieszczęściem, pomyślcie, że również on cierpi przez szatana. Kiedy widzicie, że ktoś jest przyczyną nieszczęścia, pomyślcie, że jest on narzędziem szatana

«Jednak choroby pochodzą od Boga

«Choroby są nieporządkiem w porządku. Bóg stworzył przecież człowieka zdrowego i doskonałego. Nieporządek - wprowadzony przez szatana w porządku danym przez Boga - przyniósł ze sobą choroby ciała i następstwa, które z nich się wywodzą, mianowicie śmierć i zgubne dziedzictwo. Człowiek odziedziczył po Adamie i Ewie grzech pierworodny. Ale nie tylko grzech. I grzech rozszerza się coraz bardziej, obejmując trzy dziedziny człowieka: ciało coraz bardziej grzeszne, a przez to słabe i chore; sferę moralną coraz bardziej pyszną, a przez to zepsutą; ducha coraz bardziej niewierzącego, to znaczy coraz bardziej bałwochwalczego. Z tego powodu trzeba – jak Ja uczyniłem to z tym [dzieckiem] opóźnionym w rozwoju - nauczyć Imienia [Jezus], które zmusza szatana do ucieczki. Trzeba wyryć je w umyśle i w sercach, umieścić je w [wewnętrznym] ja jako pieczęć [Mojej] własności

«Czy Ty nas posiadasz? Kim jesteś, że tak sądzisz

«Oby tak było! Ale tak nie jest. Gdybym was posiadł, bylibyście już zbawieni. I miałbym do tego prawo. Jestem Zbawicielem i powinienem posiadać tych, których zbawiłem. Zbawię zaś tych, którzy będą wierzyć we Mnie

«Jan... bo przychodzę od Jana Chrzciciela... powiedział mi: “Idź do Tego, który naucza i chrzci blisko Efraimu i Jerycha. On ma władzę wiązania i rozwiązywania, podczas gdy ja mogę tylko powiedzieć: czyń pokutę, by przywrócić twojej duszy żywotność, która pozwoli jej iść drogą zbawienia”

Powiedział to jeden z cudownie uzdrowionych. Wcześniej chodził o kulach. Teraz już ich nie potrzebuje, aby się przemieszczać.

«A Chrzciciel nie cierpi, że tłum go opuszcza?» – pyta ktoś.

A ten, który mówił wcześniej, odpowiada:

«Czy cierpi? On mówi wszystkim: “Idźcie! Idźcie! Ja jestem gwiazdą zachodzącą. On jest Gwiazdą, która wschodzi i na wieki trwać będzie jej blask. Aby nie pozostawać w ciemnościach, idźcie do Niego, nim się mój knot dopali”

«Nie tak mówią faryzeusze! Są pełni zawziętości, bo przyciągasz tłumy. Czy wiesz o tym?»

«Wiem» – odpowiada krótko Jezus.

Rozpoczyna się dyskusja o powodach i sposobach działania faryzeuszy. Jezus zdecydowanie przerywa słowami, które nie dopuszczają sprzeciwu: «Nie krytykujcie.»

Bartłomiej i Mateusz powracają z tymi, których ochrzcili.


[por. Mt 15,4;19,19; Mk 7,10; 10,19; Łk 18,20]

Jezus zaczyna mówić: «Pokój niech będzie z wami wszystkimi. Ponieważ przyszliście tu z rana, pomyślałem, że będzie bardziej praktyczne, jeśli pouczę was o Bogu rano i odejdziecie w południe. Pomyślałem też o tym, by przenocować pielgrzymów, którzy nie mogą powrócić do siebie przed nocą. I Ja jestem pielgrzymem. Mam tylko niezbędne minimum, którego udzieliła Mi litość pewnego przyjaciela. Jan [Chrzciciel] ma jeszcze mniej niż Ja. Ale do Jana przychodzą ludzie zdrowi lub tylko trochę chorzy, kalecy, niewidomi, niemi. Nie są to osoby umierające, silnie gorączkujące jak ci, którzy przychodzą do Mnie. Ludzie przybywają do niego po chrzest pokuty, do Mnie przychodzicie również po uzdrowienie ciała.

Prawo mówi: “Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”. Zastanawiam się i mówię: jakże ukażę Moją miłość do braci, jeśli zamknę serce na ich potrzeby – także fizyczne? I postanowiłem, że dam im to, co otrzymam. Wyciągnę rękę do bogatych, prosząc o chleb dla ubogich. Wyrzekając się Mojego posłania przyjmę tego, kto jest zmęczony i cierpiący.

Wszyscy jesteśmy braćmi. Miłości nie dowodzi się słowami lecz czynami. Kto zamyka serce na bliźniego, ma serce Kaina. Kto nie ma miłości, buntuje się przeciw przykazaniu Bożemu. Jesteśmy wszyscy braćmi. A jednak widzę i wy widzicie, że nienawiść i niezgoda jest również w samych rodzinach – tam gdzie nawet krew łączy, a z krwią i ciałem braterstwo pochodzące od Adama. Bracia występują przeciwko braciom, synowie przeciwko rodzicom, małżonkowie są dla siebie wrogami.

Aby nie być zawsze złym bratem, a któregoś dnia cudzołożnym współmałżonkiem, trzeba nauczyć od najwcześniejszych lat życia szacunku wobec rodziny: organizmu najmniejszego i największego na świecie. Jest on najmniejszy w porównaniu z organizmem miasta, regionu, państwa, kontynentu. Jest też największy, bo najstarszy, bo ustanowiony przez Boga. Gdy nie istniało jeszcze pojęcie ojczyzny, kraju, już żywe i aktywne było jądro rodziny, źródło dla pokoleń i ras, małe królestwo, w którym mąż jest królem, kobieta – królową, a dzieci – podwładnymi. Czy jakieś królestwo może przetrwać, jeśli pomiędzy zamieszkującymi je istnieje podział i nieprzyjaźń? Nie może przetrwać. I naprawdę rodzina nie utrzyma się bez posłuszeństwa, szacunku, oszczędności, dobrej woli, zamiłowania do pracy, uczucia.

“Czcij ojca swego i matkę swoją” – mówi Dekalog.

Jak się ich czci? Dlaczego trzeba ich czcić?

Cześć zakłada posłuszeństwo prawdziwe, miłość niezawodną, pełen ufności szacunek. Cześć łączy się również z pełną szacunku bojaźnią, która nie wyklucza zaufania, ale i nie pozwala nam traktować osób starszych, jak gdyby były niewolnikami i istotami niższymi. Trzeba je czcić, gdyż – po Bogu – nasi ojcowie i matki przekazali nam życie i przyszli nam z pomocą we wszystkich potrzebach materialnych. Byli pierwszymi nauczycielami i przyjaciółmi małej istoty, która przyszła na świat. Mówi się: “Niech Bóg ci błogosławi”. Mówi się “dziękuję” komuś, kto podnosi przedmiot, który upadł lub kto nam daje kawałek chleba. A czyż nie powiemy z miłością: “Niech Bóg ci błogosławi” i “dziękuję” tym, którzy wyczerpują się przy pracy, by nas nasycić, utkać odzienie i utrzymać je w czystości; tym którzy wstają, by czuwać nad naszym snem; którzy odmawiają sobie spoczynku, by nas pielęgnować, dają nam posłanie na własnej piersi w [chwilach] naszego najbardziej bolesnego zmęczenia?

To są nasi nauczyciele. Nauczyciela boimy się i szanujemy go. Ale nauczyciel zajmuje się nami wtedy, gdy już wiemy o tym, co niezbędne w odniesieniu do zachowania, do wyżywienia i wypowiadania rzeczy podstawowych, a opuszcza nas, gdy najtwardsza życiowa nauka, to znaczy nauka życia, jest jeszcze przed nami. I to [właśnie] ojciec i matka przygotowują nas najpierw do szkoły, a potem – do życia.

To są nasi przyjaciele. Jakiż przyjaciel może być większym przyjacielem niż ojciec? Która przyjaciółka jest większą przyjaciółką niż matka? Czy możecie się ich lękać? Czy możecie powiedzieć: “On mnie zdradził, ona mnie zdradziła”? A jednak niemądry młody człowiek i niemądra młoda dziewczyna biorą sobie za przyjaciół obcych. Zamykają serca na ojca i matkę i wypaczają swego ducha i serce przez związki nieostrożne, aby nie powiedzieć – pełne winy z powodu łez ojca i matki: łez, które płyną jak krople roztopionego ołowiu na serce ich bliskich. Te łzy jednak – powiadam wam – nie padają w proch i w zapomnienie. Bóg je zbiera i liczy. Męczeństwo zdeptanego ojca zostanie wynagrodzone przez Pana. Męczarnie, zadawane ojcu przez syna, nie zostaną zapomniane, nawet jeśli ojciec i matka – w pełnej boleści miłości - błagają litości Bożej wobec ich grzesznego syna.

Zostało powiedziane: “Czcij ojca swego i matkę swoją, jeśli chcesz długo żyć na ziemi”. A Ja dorzucam: “i wiecznie w Niebie”. Zbyt lekką byłoby karą żyć krótko na ziemi za uchybienia wobec rodziców! Tamto życie nie jest wymysłem. Tam zostaniemy wynagrodzeni lub ukarani według życia, które prowadziliśmy na ziemi. Kto uchybia swemu ojcu, uchybia Bogu, gdyż Bóg dał na korzyść ojca przykazanie miłości. Kto zatem go nie kocha, ten grzeszy. Przez to traci on więcej niż tylko życie materialne: [traci] prawdziwe życie, o którym wam mówiłem. Idzie na spotkanie śmierci. Już jest martwy, bo jego dusza jest w niełasce u Pana. Ma już w sobie zbrodnię, rani bowiem miłość najświętszą po miłości do Boga. Nosi w sobie zarodki przyszłych cudzołóstw, gdyż nikczemny syn staje się przewrotnym małżonkiem. Posiada w sobie skłonności do zła społecznego, gdyż ze złego dziecka wyrasta przyszły złodziej, zabójca groźny i gwałtowny, zimny lichwiarz, zwodzący rozpustnik, cynik, korzystający z przyjemności życia, istota odpychająca, zdradzająca ojczyznę, przyjaciół, dzieci, współmałżonka, wszystkich. Czy możecie szanować i ufać komuś, kto nie zawahał się zdradzić miłości matki i zakpił z siwych włosów ojca?

Posłuchajcie jednak dalej, gdyż obowiązkom dzieci odpowiadają podobne obowiązki rodziców. Biada grzesznym dzieciom! Ale biada również winnym rodzicom! Działajcie tak, aby wasze dzieci nie mogły was krytykować ani was naśladować w złu. Dajcie się kochać dzięki miłości okazywanej wraz ze sprawiedliwością i miłosierdziem. Bóg jest Miłosierdziem. Rodzice, będący zaraz po Bogu, niech będą miłosierni. Bądźcie przykładem i umocnieniem waszych dzieci. Bądźcie ich pokojem i ich przewodnikami. Bądźcie ich pierwszą miłością. Matka jest zawsze pierwszym obrazem małżonki, którą będziecie mieć. Ojciec ma dla swych młodych córek oblicze, o którym marzą dla swego małżonka. Sprawcie, by wasi synowie i córki wybierali w sposób mądry przyszłych współmałżonków – myśląc o swej matce i o swym ojcu – i pragnąc w nich tego, co znajduje się w ich ojcu, w ich matce: prawdziwej cnoty.

Gdybym miał mówić aż do wyczerpania tematu, nie starczyłoby dnia i nocy. Skracam go więc z miłości ku wam. Resztę niech wam dopowie Odwieczny Duch. Ja rzucam ziarno, a potem odchodzę. U dobrych ziarno zapuści korzeń i wyda kłos. Idźcie, niech pokój będzie z wami

Ci, którzy odchodzą, szybko się oddalają. Ci, którzy zostają, wchodzą do trzeciego pokoju. Jedzą chleb swój lub otrzymany w Imię Boże od uczniów. Na prymitywnych podstawkach rozłożono deski i słomę. Pielgrzymi mogą na tym spać.

Okryta welonem kobieta szybko odchodzi. Ta – która płakała wcześniej i także w czasie nauczania Jezusa - krąży po placu, niepewna, jakby chciała odejść.

Jezus wchodzi do kuchni, aby coś zjeść. Ledwie zaczął, gdy ktoś puka do drzwi. Andrzej, który jest najbliżej, podnosi się i wychodzi na podwórko. Rozmawia, a potem wraca:

«Nauczycielu, ta kobieta, która ciągle płacze, prosi Cię. Mówi, że musi odejść, ale musi z Tobą porozmawiać.»

«W takim razie jak i kiedy Nauczyciel będzie jadł?» – woła Piotr.

«Trzeba było jej powiedzieć, że ma przyjść później» – mówi Filip.

«Uspokójcie się. Zjem potem. Wy jedzcie dalej.»

Jezus wychodzi. Kobieta jest na zewnątrz.

«Nauczycielu... jedno słowo... Powiedziałeś... O! Chodź za dom! Bardzo trudno mi wypowiedzieć moje cierpienie

Jezus spełnia jej prośbę bez słowa. Dopiero gdy jest za domem, pyta: «Czego chcesz ode Mnie?»

«Nauczycielu... słuchałam najpierw Ciebie, gdy mówiłeś pośród nas... a potem słyszałam Cię, jak wygłaszałeś naukę. Można by powiedzieć, że mówiłeś do mnie. Powiedziałeś, że we wszelkiej chorobie fizycznej i moralnej jest szatan... Mam syna, który ma chore serce. Gdyby słyszał Ciebie mówiącego o rodzicach! To moje udręczenie. Schodzi na manowce ze złymi kolegami i jest... jest dokładnie taki, jak mówiłeś... złodziej... w domu na razie, ale... lubi bójki... chce rządzić... Chociaż jest jeszcze młody, rujnuje się rozwiązłością i obżarstwem. Mój mąż chce go wypędzić. Ja... ja jestem matką... i cierpię śmiertelnie. Widzisz, jak jestem przygnębiona? Moje serce rozdziera się od tak wielkiego bólu. To od wczoraj chcę z tobą rozmawiać, bo... mam nadzieję w Tobie, mój Boże. Ale nie ośmieliłam się nic powiedzieć. To tak bolesne dla matki powiedzieć: “Mam okrutnego syna”

Kobieta płacze, pochylona i zbolała przed Jezusem.

«Nie płacz już. Syn wyzdrowieje wkrótce ze swego zła

«Gdyby mógł Cię słyszeć, tak. Ale on nie chce Cię słuchać. O, nie wyzdrowieje nigdy!»

«Czy ty masz wiarę za niego? Czy chcesz tego dla niego?»

«Pytasz o to? Przybyłam z Górnej Perei, aby wstawiać się za nim...»

«A zatem idź! Kiedy przybędziesz do domu, twój syn wyjdzie ci na spotkanie, nawrócony.»

«Ale jak?»

«Jak? Czy sądzisz, że Bóg nie potrafi zrobić tego, o co się Go prosi? Twój syn jest tam. Ja jestem tu. Bóg jednak jest wszędzie. Mówię Bogu: “Ojcze, litości dla tej matki”. I Bóg każe rozbrzmieć temu wołaniu w sercu twego syna. Idź, niewiasto. Pewnego dnia będę w twoich stronach i ty, dumna ze swego syna, przyjdziesz wraz z nim na spotkanie ze Mną. Gdy będzie płakał na twych kolanach – prosząc o przebaczenie i opowiadając ci tajemniczą walkę, z której wyszedł z duszą nową - i gdy cię zapyta, jak to się stało, powiesz mu: “To dzięki Jezusowi narodziłeś się po raz drugi dla dobra.” Powiedz mu o Mnie. Jeśli przyszłaś do Mnie, to znaczy, że wiesz. Zrób tak, aby i on wiedział i myślał o Mnie, aby miał przy sobie moc, która zbawia. Żegnaj. Pokój dla matki, która miała wiarę, [pokój] dla syna, który powraca, i dla ojca radosnego. Pokój dla całej zgromadzonej na nowo rodziny. Idź.»

Kobieta kieruje się w stronę wioski. Wszystko się kończy.


   

Przekład: "Vox Domini"