Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

88. JEZUS W [DOLINIE] “PIĘKNEJ RZEKI”. «NIE BĘDZIESZ BRAŁ MOJEGO IMIENIA NADAREMNIE»

Napisane 1 marca 1945. A, 4625-4637

Niezapomniana rocznica! Oblicze zakryte ukazuje się. “Nieznajomy” daje się rozpoznać. Nauczyciel wezwał “Marię”... I Maria stała się Janem. Moje łzy osuszone Twoim pocałunkiem i obietnicą!.. “Narodzona na nowo”, duchowo dzięki Twojej woli. Ludzie nie wiedzą, ale ja wiem. Ojciec także wie. Czy mogę nie obchodzić tej daty?... Świętuję ją na służbie Boga, błogosławiąc zmęczenie i trudy tej posługi, bo... Och! Ta godzina pierwszego marca 1943 roku jest taka, że nawet krzyż jest niczym.

Wszyscy uczniowie są w ruchu. Można by powiedzieć: hałaśliwy ul, tak są pobudzeni. Mówią, niecierpliwie wyglądają na zewnątrz, rozglądają się we wszystkich kierunkach... Jezusa nie ma. Wreszcie podejmują decyzję w związku z tym, co ich tak podnieca. Piotr nakazuje Janowi: «Idź po Nauczyciela. Jest w lesie obok rzeki. Powiedz Mu, żeby przyszedł natychmiast lub niech powie, co trzeba robić.»

Jan oddala się biegiem. Iskariota mówi:

«Nie rozumiem, dlaczego tyle zgiełku i niegrzeczności. Ja bym poszedł do niego i przyjął go z honorami godnymi Jego stanu. Jego przybycie to dla nas zaszczyt, a więc...»

«Ja nic nie wiem – mówi Piotr. – Może on różni się od swego mlecznego brata, ale... kto przebywa z hienami, ten nabiera ich zapachu i instynktu... Zresztą ty chciałeś odesłać tę kobietę... Uważaj na siebie! Nauczyciel tego nie chce, a ja jestem jej opiekunem. Jeśli ją dotkniesz... a ja nie jestem Nauczycielem... To tyle, aby cię przywołać do porządku.»

«O! Kimże więc ona jest?! Może piękną Herodiadą?»

«Nie bądź taki dowcipny!»

«To przez ciebie taki jestem. Strzeżesz jej jak jakiejś królowej...»

«Nauczyciel powiedział: “Czuwaj nad tym, aby jej nie przeszkadzano, i szanuj ją.” To właśnie robię.»

«Ale kim ona jest, czy wiesz?» – pyta Tomasz.

«Nie.»

«Ależ powiedz... przecież wiesz...» – nalega wielu.

«Przysięgam, że nie wiem nic. Nauczyciel z pewnością to wie, ale nie ja.»

«Trzeba Go o to zapytać przez Jana. On wszystko mu powie.»

«Dlaczego? – pyta Judasz. – Co jest szczególnego w Janie? Czy twój brat jest bogiem?»

«Nie, Judaszu. Jest najlepszy z nas.»

«Oszczędźcie sobie tego trudu - odzywa się Jakub, syn Alfeusza. – Wczoraj mój brat widział ją, jak wracała znad rzeki z rybą, którą dał jej Andrzej. Zapytał o nią Jezusa, a Ten mu odpowiedział: “Ona nie ma oblicza. To duch szukający Boga. Dla Mnie ona nie jest niczym innym. Chcę, aby tak było dla wszystkich.” A powiedział: “chcę” takim tonem, że nie radzę wam nalegać.»

«Pójdę ją odnaleźć» – mówi Judasz z Kariotu.

«Spróbuj, jeśli ci się uda» – mówi Piotr, czerwony jak kogut.

«Będziesz mnie śledził dla Jezusa?» [– pyta Judasz.]

«Zostawiam ten zawód tym ze Świątyni. My znad jeziora pracą zarabiamy na chleb, a nie donosicielstwem. Nie obawiaj się. Szymon, syn Jony, nie będzie cię szpiegował. Ale nie drażnij mnie i nie pozwalaj sobie na nieposłuszeństwo wobec Nauczyciela, bo jestem tu i...»

«A kim ty jesteś? Małym człowiekiem jak ja.»

«Tak, proszę pana. Nawet mniejszym, mniej wiedzącym niż ty, większym wieśniakiem. Wiem o tym i to mnie nie martwi. Niepokoiłbym się jednak, gdybym miał serce podobne do twego. Nauczyciel obarczył mnie tym zadaniem i wywiązuję się z niego.»

«Serce podobne do mojego? A co w moim sercu budzi twoje obrzydzenie? Mów, oskarżaj, atakuj...»

«Koniec tego! – mówi zniechęcony Zelota, a z nim Bartłomiej. – Skończ już, Judaszu. Uszanuj [siwe] włosy Piotra.»

«Szanuję wszystkich, ale chcę wiedzieć, co jest we mnie...»

«Zaraz ci powiem... Pozwól mi mówić... Jest pycha, którą można by napełnić tę kuchnię, jest fałsz, jest pożądliwość.»

«Ja – fałszywy?»

Wszyscy się wtrącają i Judasz musi zamilknąć.

Szymon, spokojny, mówi do Piotra: «Wybacz mi, przyjacielu, jeśli ci coś powiem. On ma braki. Ale ty również masz ich kilka. Jednym z nich jest niezrozumienie młodych. Dlaczego nie bierzesz pod uwagę wieku, urodzenia.... tylu rzeczy? Popatrz, działasz z miłości do Jezusa, ale czy nie zdajesz sobie sprawy, że te spory Go męczą? Jemu tego nie mówię (pokazuje na Judasza), ale do ciebie, dojrzałego i tak uczciwego, kieruję tę prośbę. Jezus ma tyle utrapień z nieprzyjaciółmi i jeszcze my mamy Mu dokładać! Tyle wrogości Go otacza. Po co tworzyć ją nawet we własnym gnieździe?»

«To prawda – mówi Juda Tadeusz. – Jezus jest bardzo smutny i nawet zeszczuplał. W nocy słyszę, jak się przewraca na posłaniu i wzdycha. Często wstawałem w nocy i widziałem, jak płakał modląc się. Zapytałem Go: “Co Ci jest?” A On objął mnie i powiedział: “Kochaj Mnie bardzo. Jakże ciężko być Odkupicielem”!»

«Ja też spotkałem Go zalanego łzami w lesie przy rzece – mówi Filip. – I na moje pytające spojrzenie odpowiedział: “Czy wiesz, co odróżnia ziemię od Nieba, oprócz braku widzialnej obecności Boga? To brak miłości między ludźmi. To tak, jakby Mnie dusił sznur. Przyszedłem tu rzucić ziarno małym ptaszkom, aby Mnie kochały istoty, które miłują się wzajemnie”.»

Judasz Iskariota (chyba jest trochę wytrącony z równowagi) rzuca się na ziemię i płacze jak dziecko. Właśnie w tym momencie wchodzi Jezus w towarzystwie Jana: «Cóż ci jest? A te łzy?..»

«To moja wina, Nauczycielu – mówi szczerze Piotr. – Źle postąpiłem. Zbyt twardo skarciłem Judasza.»

«Nie... to ja... ja... to ja jestem winien. Sprawiłem ci ból... nie jestem dobry... wprowadzam nieporządek, niezgodę, nieposłuszeństwo, jestem.... Piotr ma rację. Ale pomóżcie mi być dobrym! Bo ja – tam w sercu – mam coś, co mi każe robić to, czego bym nie chciał. To mocniejsze ode mnie... Ja Ci sprawiam tylko cierpienie, Tobie, Tobie, Nauczycielu, któremu chciałbym przynosić tylko radość... Wierz w to! Nie kłamię...»

«Ależ, tak, Judaszu. Nie wątpię w to. Przyszedłeś do Mnie z sercem w pełni szczerym, w prawdziwym porywie. Ale jesteś młody... Nikt, nawet ty sam, nie znasz siebie tak, jak Ja cię znam. No, wstań i chodź tu. Porozmawiamy w cztery oczy. Tymczasem pomówmy o tej osobie, z powodu której Mnie zawołaliście. Co za zło jest w tym, że przyszedł także Manaen? Czy krewny Heroda nie może pragnąć Boga Prawdziwego? Obawiacie się ze względu na Mnie? Ależ nie. Zaufajcie Memu słowu. Ten człowiek przychodzi z prawą intencją.»

«Dlaczego więc nie dał się rozpoznać?» – pytają uczniowie.

«Właśnie dlatego, że przychodzi jako ‘dusza’, a nie jako mleczny brat Heroda. Otoczył się milczeniem, bo uważa, że przed słowem Bożym pokrewieństwo z królem nie liczy się... Będziemy szanować jego milczenie.»

«A jeśli to on go posłał?» [– pytają.]

«Kto? Herod? Nie. Nie bójcie się.» [– odpowiada Jezus.]

«Ale kto go w takim razie posyła? Skąd Cię zna?»

«To dzięki Mojemu kuzynowi, Janowi [Chrzcicielowi]. Czy sądzicie, że w więzieniu nie mówił o Mnie? Ale też dzięki Chuzie... Przez głos tłumu... Nawet przez nienawiść faryzeuszów... Nawet liście i powietrze już mówią o Mnie. Kamyk został rzucony do nieruchomej wody, pałka uderzyła w gong. Fale rozchodzą się coraz większymi kołami, niosąc odległym wodom objawienie, a dźwięk przekazuje je przestworzom... Ziemia nauczyła się mówić: “Jezus” i nigdy więcej nie umilknie. Bądźcie uprzejmi wobec niego jak wobec każdego. Idźcie. Pozostanę z Judaszem.»

Uczniowie odchodzą.

Jezus patrzy na jeszcze zapłakanego Judasza i mówi:

«Tak! Nie masz Mi nic do powiedzenia? Wiem wszystko, co dotyczy ciebie, ale chcę się tego dowiedzieć od ciebie. Dlaczego płaczesz? A przede wszystkim, skąd ten brak równowagi, czyniący cię ustawicznie niezadowolonym?»

«O, tak, Nauczycielu. Powiedziałeś to. Jestem zazdrosny z natury. Wiesz o tym z pewnością i cierpię widząc, że... widząc tyle rzeczy. To właśnie sprawia, że jestem zaniepokojony i... niesprawiedliwy. I staję się zły, choć nie chciałbym tego, nie...»

«Nie zaczynaj znów płakać! O kogo jesteś zazdrosny? Przyzwyczaj się mówić w szczerości duszy. Mówisz wiele, a nawet zbyt wiele. Ale czym? Instynktem i umysłem. Wykonujesz męczącą i ustawiczną pracę, aby powiedzieć [o sobie tylko] to, co chcesz powiedzieć. Mówię: o sobie, o twoim “ja”, bo w tym, co masz powiedzieć o innych lub innym, nic cię nie powstrzymuje ani nie hamuje.

Podobnie nie powstrzymujesz ani nie hamujesz swego ciała. Ono jest twoim szalonym koniem. Wydajesz się jeźdźcem, któremu kierujący zawodami dał dwa szalone konie. Jeden to zmysły. Drugi... Czy chcesz wiedzieć, czym jest ten drugi? To grzech, którego nie chcesz poskromić. Ty – jeździec zręczny, ale nieostrożny – ufasz swej zaradności i wierzysz, że to wystarczy. Chcesz przybyć jako pierwszy... Nie tracisz czasu na zmianę przynajmniej jednego konia. Przeciwnie, pobudzasz je i popędzasz. Chcesz być ‘zwycięzcą’. Pragniesz oklasków... Czy nie wiesz, że każde zwycięstwo jest pewne, gdy się dochodzi do niego stałą, cierpliwą i roztropną pracą? Rozmawiaj ze swoją duszą. Chcę, aby właśnie z niej pochodziło twoje wyznanie. Czy Ja muszę ci mówić, co masz w swoim wnętrzu?»

«Cierpię przez to, że nawet Ty nie jesteś sprawiedliwy i sam Sobie przeczysz. To mnie boli.»

«Dlaczego Mnie oskarżasz? W czym uchybiłem według ciebie?»

«Kiedy chciałem zaprowadzić Cię do moich przyjaciół, nie chciałeś. Powiedziałeś: “Wolę pozostać z pokornymi”. Potem Szymon i Łazarz powiedzieli Ci, że byłoby dobrze polecić się opiece jakiegoś potężnego człowieka, i zaakceptowałeś to. Stawiasz wyżej Piotra, Szymona, Jana... Ty...»

«Co jeszcze?»

«Nic więcej, Jezu.»

«Obłoki... Bańki na spienionej wodzie... Sprawiasz Mi ból, gdyż jesteś biedną istotą, która zamęcza się, a mogłaby być szczęśliwa. Czy możesz stwierdzić, że ten dom jest zbytkowny? Czy możesz powiedzieć, że nie było ważnej racji, która skłoniła Mnie do przyjęcia go? Gdyby Syjon był mniej wyrodną matką dla swych proroków, czy przebywałbym tutaj jako człowiek obawiający się ludzkiej sprawiedliwości i uciekający do miejsca azylu?»

«Nie.»

«A więc? Czy możesz powiedzieć, że nie przekazałem ci misji jak innym? Czy możesz powiedzieć, że byłem surowy wobec ciebie, gdy w czymś uchybiłeś? Nie byłeś szczery... Winnice... O, winnice! Jakie imiona miały te winnice? Nie współczułeś tym, którzy cierpieli lub pokutowali. Nie odnosiłeś się do Mnie z szacunkiem. Inni to widzieli... Jednak [wtedy] i zawsze tylko jeden głos się podnosił, aby cię bronić: Mój. Inni mieliby prawo zazdrościć, bo jeśli jest ktoś, kogo ochraniałem, to byłeś nim ty.»

Judasz płacze, upokorzony i poruszony.

«Odchodzę. To godzina, kiedy należę do wszystkich. Co do ciebie, pozostań i zastanów się.»

«Przebacz mi, Nauczycielu. Nie będę miał pokoju, jeśli nie uzyskam Twego przebaczenia. Nie smuć się z mojego powodu. Jestem złym chłopcem... Kocham, a dręczę... Tak samo [postępuję] wobec mojej matki... Tak samo wobec Ciebie... Tak byłoby z moją żoną, gdybym ją kiedykolwiek miał... Lepiej byłoby, abym umarł!...»

«Lepiej byłoby, abyś się nawrócił. Ale masz przebaczenie. Żegnaj.»

Jezus wychodzi. Zbliża się do drzwi. Piotr jest na zewnątrz.

«Chodź, Nauczycielu. Jest już późno i jest tyle ludzi. Niebawem zapadnie noc. A Ty nawet nie jadłeś... To ten chłopak jest powodem wszystkiego...»

«Ten “chłopak” potrzebuje was wszystkich, aby nie być więcej powodem wszystkiego. Spróbuj sobie o tym przypominać, Piotrze. Gdyby to był twój syn, czy byś mu współczuł?...»

«Hmm! I tak, i nie. Współczułbym mu, ale... nauczyłbym go także czegoś, nawet gdyby już był mężczyzną, jak się uczy niegrzecznego dzieciaka. Ale, gdyby to był mój syn, nie byłby taki...»

«Wystarczy.»

«Tak, dosyć tego, mój Panie. Oto Manaen. To ten w ciemnoczerwonym płaszczu, prawie czarnym. Dał mi to dla biednych i zapytał, czy mógłby pozostać na noc.»

«I co odpowiedziałeś?»

«Powiedziałem prawdę: “Mamy posłania tylko dla nas. Idź do wioski.»

Jezus nie mówi nic. Opuszcza Piotra i idzie po Jana. Mówi mu coś. Potem idzie na Swoje miejsce i zaczyna nauczać.

«Pokój niech będzie z wami wszystkimi, a wraz z pokojem – światłość i świętość. Powiedziano: “Nie będziesz wymawiał Mojego Imienia na próżno”.

Kiedy wymawia się je na próżno i kto to robi? Czy to tylko wtedy, gdy się bluźni? Nie. Także wtedy, kiedy się je wymawia, nie czyniąc się godnym Boga. Czy jakieś dziecko może powiedzieć: “Kocham mojego ojca i szanuję go”, jeśli potem sprzeciwia się czynnie wszystkiemu, czego pragnie jego ojciec? Jak nie kocha się go jeszcze prawdziwie mówiąc: “ojcze, ojcze”, tak nie kocha się jeszcze Pana mówiąc: “Boże, Boże”.

Wyjaśniłem przedwczoraj, że w Izraelu jest bardzo wiele bożków ukrytych w sercach. Jest tam także obłudne uwielbianie Boga – uwielbienie, któremu nie odpowiadają czyny tych, którzy Go czczą. W Izraelu jest też skłonność do wynajdywania wielu grzechów w rzeczach zewnętrznych, a nie chce się ich znaleźć tam, gdzie są naprawdę – we wnętrzu. W Izraelu jest też głupia pycha, postawa antyludzka i przeciwna duchowi. Polega na uważaniu za bluźnierstwo wymawianie przez wargi pogan Imienia naszego Boga. Ponadto zabrania się poganom zbliżać do Prawdziwego Boga, osądzając to jako świętokradztwo.

Tak było do teraz. Obecnie ma być inaczej.

Bóg Izraela jest tym samym Bogiem, który stworzył wszystkich ludzi. Dlaczego więc zabraniać stworzeniom odczuwać przyciąganie przez Stwórcę? Czy sądzicie, że poganie niczego nie odczuwają we wnętrzu swych serc: czegoś nienasyconego, co krzyczy, miota się, szuka? Kogo? Czego? Nieznanego Boga. Czy sądzicie, że Bóg odrzuca jako zniewagę ofiarę jakiegoś poganina, który płacze, zanim posiądzie [chwałę Bożą], i dąży całym sobą w stronę ołtarza Boga nieznanego, w stronę tego ołtarza niematerialnego, którym jest dusza? W niej zawsze jest jakieś wspomnienie Stworzyciela. Dusza czeka, by ją ogarnęła chwała Boża, jak został nią ogarnięty namiot wzniesiony przez Mojżesza według otrzymanego rozkazu. Czy uważacie, że byłby grzechem akt [poganina] wywołany przez uczciwe pragnienie duszy, która – obudzona wezwaniami niebieskimi – odpowiada: “Idę” Bogu mówiącemu do niej: “Przyjdź”? Czy uważacie za święty zepsuty kult jakiegoś Izraelity, ofiarowującego w Świątyni resztki swych przyjemności, chodzącego w obecności Boga i wzywającego Go – Jego, Najczystszego – duszą i ciałem, w których roi się od grzechów jak od robaków?

Nie. Zaprawdę powiadam wam, że doskonałe świętokradztwo jest w tym Izraelicie, który nieczystą duszą wypowiada na próżno Imię Boże. A wypowiadacie je na próżno, kiedy – nie będąc głupimi – stan waszej duszy sprawia, że wymawiacie je bezużytecznie. O! Widzę zagniewane oblicze Boga odwracającego się z obrzydzeniem w drugą stronę, gdy jakiś obłudnik wzywa Go, gdy ktoś wymawia Jego Imię, nie nawracając się! Doznaję przerażenia Ja, który przecież nie zasługuję na ten Boży gniew.

Odczytuję w niejednym sercu tę myśl: “W takim razie, poza całkiem małymi dziećmi, nikt nie może wzywać Boga, bo w człowieku jest tylko nieczystość i grzech”. Nie. Nie mówcie tak. To właśnie przez grzeszników Imię [Boże] powinno być wzywane. [Mają Go] wzywać ci, którzy czują się duszeni przez szatana i chcą się wyzwolić z grzechu i od Zwodziciela. Którzy chcą. To zamienia świętokradztwo w ryt: pragnienie uzdrowienia; wzywanie Potężnego dla doznania przebaczenia i uzdrowienia; wzywanie Go, aby zmusić Zwodziciela do ucieczki.

Powiedziano w Księdze Rodzaju, że wąż skusił Ewę w godzinie, gdy Pan nie przechadzał się po Edenie. Gdyby Bóg był w Edenie, szatan nie mógłby tam przebywać. Gdyby Ewa zawołała Boga, szatan uciekłby. Miejcie zawsze w sercu tę myśl i szczerze wzywajcie Pana. To Imię jest zbawieniem. Wielu z was chce wejść do rzeki, aby się oczyścić. Ale oczyszczajcie bez przerwy serca wypisując w nich miłością słowo “Bóg”. Niech nie będzie kłamliwych modlitw. Nigdy praktyk z rutyny. Ale sercem, myślą, czynami, całym sobą wypowiadajcie to Imię – Bóg. Wymawiajcie je, abyście nie byli sami. Mówcie je, aby doznać wsparcia. Wypowiadajcie je dla uzyskania przebaczenia.

Zrozumcie sens słowa Bożego na Synaju: “na próżno”. To oznacza, że wymawia się Imię “Bóg” nie zamieniając go w dobro. Wtedy jest grzechem. Nie jest [wymawiane] “na próżno”, gdy uderzenia waszego serca w każdej minucie dnia, wszystkie szlachetne czyny, potrzeba, pokusa i cierpienie sprowadzają wam na wargi dziecięce słowo miłości i mówicie: “Przyjdź, mój Boże!” Wtedy, zaprawdę, nie grzeszycie wymawiając święte Imię Boże. Idźcie, pokój niech będzie z wami.»

Nie ma chorych, dlatego Jezus pozostaje ze skrzyżowanymi ramionami, oparty o mur pod szopą, którą już ogarnia cień. Patrzy na ludzi odjeżdżających na osłach, na śpieszących w stronę rzeki z pragnieniem oczyszczenia się, na idących przez pola w stronę wioski.

Wydaje się, że człowiek ubrany w bardzo ciemną purpurę nie umie podjąć decyzji. Jezus przygląda mu się. W końcu odchodzi w stronę swego konia. Jego biały koń jest przepiękny. Pod siodłem okrywa go czerwony czaprak obszyty drogimi kamieniami.

«Mężu, zaczekaj – mówi Jezus i podchodzi do niego. – Zapada noc. Masz gdzie spać? Przybywasz z daleka? Jesteś sam?»

Człowiek odpowiada:

«Z bardzo daleka... i pójdę... nie wiem... do wioski, jeśli znajdę... Jeśli nie... do Jerycha... Pozostawiłem tam moich towarzyszy. Nie ufam im.»

«Nie. Oddam ci Moje posłanie. Jest gotowe. Masz co jeść?»

«Nic nie mam. Sądziłem, że wioska jest gościnniejsza...»

«Niczego tu nie brak.»

«Niczego. Nawet nienawiści do Heroda. Czy wiesz, kim jestem?»

«Ci, którzy Mnie szukają, noszą tylko jedno imię: bracia w Imię Boże. Chodź. Połamiemy się wspólnie chlebem. Możesz umieścić konia przy tej szopie. Będę tam spać i będę go pilnować...»

«Nie. Nigdy. Ja tu będę spał. Przyjmę chleb, ale nic więcej. Nie położę mojego zabrudzonego ciała tam, gdzie leżało Twoje święte ciało.»

«Uważasz Mnie za świętego?»

«Wiem, że jesteś święty. Jan, Chuza... Twoje czyny... Twoje słowa... Cały dwór królewski szumi o tym jak muszla, przechowująca szum morza. Poszedłem do Jana... Potem go utraciłem. Ale powiedział mi: “Ktoś większy ode mnie przyjmie cię i podniesie.” To możesz być tylko Ty. Przyszedłem, kiedy dowiedziałem się, gdzie jesteś.»

Zostali sami pod szopą. Uczniowie rozmawiają ze sobą blisko kuchni i czuwają. Zelota – obarczony dziś zadaniem udzielania chrztu – powraca znad rzeki z ostatnimi, którzy przyjęli chrzest. Jezus ich błogosławi, a potem mówi do Szymona:

«Ten człowiek jest pielgrzymem szukającym schronienia w Imię Boże. I w Imię Boże witamy go jako przyjaciela.»

Szymon skłania się, mężczyzna też. Wchodzą do szopy. Manaen przyczepia konia do żłobu. Jan, przywołany znakiem Jezusa, przybiega z lampą oliwną, bo robi się już ciemno.

«Będzie mi tu bardzo dobrze. Niech wam Bóg odpłaci» – mówi jeździec. Potem wchodzi, pomiędzy Jezusem i Szymonem, do kuchni oświetlonej ogniem z rozpalonych gałązek.


   

Przekład: "Vox Domini"