Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga V - Przygotowanie do Męki

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

37. SPOTKANIE Z BOGATYM MŁODZIEŃCEM

Napisane 7 marca 1947. A, 10098-11005

To inny bardzo piękny kwietniowy poranek. Ziemia i nieboskłon ukazują całe swe wiosenne piękno. Oddycha się światłem, śpiewami, zapachami, tak powietrze jest nasycone światłością, głosami radosnymi i życzliwymi, wonią. W nocy musiała być krótka ulewa, gdyż pozostawiła drogi obmyte z kurzu i ciemniejsze, nie czyniąc ich błotnistymi. Obmyła łodygi i liście, które drżą teraz, błyszczące i czyste, w łagodnym powiewie. Odczuwa się, jak wieje od gór w stronę żyznej równiny, zapowiadającej Jerycho. Od brzegów Jordanu stale nadciągają ludzie, którzy przeprawili się przez rzekę lub szli wzdłuż rzeki i wchodzą na drogę prowadzącą bezpośrednio do Jerycha i do Dok, jak wskazują napisy drogi. A z wieloma Hebrajczykami, którzy zewsząd kierują się ku Jerozolimie na święta, mieszają się handlarze z innych miejsc i wielu pasterzy z barankami ofiarnymi, które beczą, nieświadome swego losu.

Wielu rozpoznaje Jezusa i pozdrawia Go. To Hebrajczycy z Perei i z Dekapolu oraz z miejsc bardziej odległych. Jest jedna grupa z Cezarei Paneady. Są pasterze, którzy, będąc raczej koczownikami chodzącymi ze stadami, znają w pewnym stopniu Nauczyciela, gdyż Go spotkali lub głosili im Go uczniowie.

Jeden z nich pada na twarz przed Nim i mówi:

«Czy mogę Ci ofiarować baranka?»

«Nie pozbawiaj się go, mężu. To twój zarobek.»

«Och! To moja wdzięczność. Nie pamiętasz mnie. Ja Ciebie – tak. Jestem jednym z uzdrowionych pośród tak wielu, którym przywróciłeś zdrowie. Umocniłeś mi kość uda, której nikt nie uzdrowił i z powodu której byłem słaby. Daję ci chętnie baranka, najpiękniejszego: tego. Na ucztę radości. Wiem, że na ofiarę Ty musisz ponieść wydatki. Ale ten będzie dla Twej radości! Ty mi tyle dałeś. Weź go, Nauczycielu.»

«Ależ tak, weź go. Dzięki temu zaoszczędzimy denary albo raczej: będziemy mogli coś zjeść, bo przy całej tej rozrzutności, nie mam już wcale pieniędzy» – mówi Iskariota.

«Rozrzutność? Ależ od Sychem nie wydaliśmy najmniejszej monety!» – odzywa się Mateusz.

«No, nie mam już pieniędzy. To co mi pozostało dałem Merod» [– wyjaśnia Judasz.]

«Mężu, posłuchaj – mówi Jezus do pasterza, aby położyć kres wyjaśnieniom Judasza. – W tej chwili nie idę do Jerozolimy i nie mogę prowadzić baranka ze Sobą. W przeciwnym razie przyjąłbym go, aby ci pokazać, że twój dar jest Mi miły.»

«Potem jednak pójdziesz do miasta. Zatrzymasz się na święta. Będziesz miał jakieś schronienie. Powiedz mi gdzie, a powierzę go Twoim przyjaciołom...»

«Nie mam nic z tego... Ale w Nobe mam przyjaciela starszego i ubogiego. Posłuchaj Mnie dobrze: dzień po szabacie paschalnym, o świcie, pójdziesz do Nobe i powiesz Janowi, Starszemu z Nobe, którego każdy ci wskaże: „Tego baranka posyła ci Jezus z Nazaretu, twój przyjaciel, abyś z niego w tym dniu przygotował radosną ucztę, bo nie ma większej radości niż dzisiejsza dla prawdziwych przyjaciół Chrystusa”. Zrobisz to?»

«Jeśli tego chcesz, zrobię to.»

«Sprawisz Mi radość. Nie wcześniej niż nazajutrz po szabacie. Pamiętaj dobrze i zapamiętaj słowa, które ci powiedziałem. Teraz idź i niech pokój będzie z tobą. Zachowaj swe serce mocno ugruntowane w tym pokoju w nadchodzących dniach. Zapamiętaj też to i nadal trwaj w wierze w Moją Prawdę. Żegnaj.»

Ludzie podeszli, aby posłuchać tej rozmowy i rozeszli się dopiero wtedy, gdy pasterz gnając naprzód stado zmusił ich do tego. Jezus idzie za stadem, korzystając z otwartego przejścia.

Ludzie szepczą:

«W takim razie On naprawdę idzie do Jerozolimy? Nie wie więc, że jest obwieszczenie przeciwko Niemu?»

«Ech! Nikt nie może przeszkodzić synowi Prawa stanąć przed Panem na Paschę. Zresztą czy On jest winny jakiegoś publicznego przestępstwa? Nie. Bo gdyby był, Prokonsul kazałby Go uwięzić jak Barabasza.»

A inni:

«Słyszałeś? Nie ma schronienia ani przyjaciół w Jerozolimie. Wszyscy Go opuścili? Nawet ten wskrzeszony? Piękna wdzięczność!»

«Cicho! Te dwie to siostry Łazarza. Jestem z okolic Magdali i znam je dobrze. Jeśli jego siostry są z Nim, to rodzina Łazarza jest Mu wierna.»

«Może się nie ośmiela wejść do miasta?»

«Ma rację.»

«Bóg Mu wybaczy, jeśli nie wejdzie do niego.»

«To nie jest Jego wina, że nie może wejść do Świątyni.»

«Mądra jest ta Jego roztropność. Gdyby przyszedł, ujęto by Go i wszystko by się skończyło, nim by nadeszła Jego godzina.»

«Z pewnością nie jest jeszcze gotowy na ogłoszenie się naszym królem i nie chce zostać ujęty.»

«Mówi się, że kiedy uważano, iż jest w Efraim, On chodził po trochu wszędzie, aż do koczowników, aby zdobyć zwolenników i żołnierzy. Szukał oparcia.»

«Kto ci to powiedział?»

«To zwykłe kłamstwa. On jest Królem świętym, a nie – królem oddziałów wojska.»

«Może odbędzie paschę dodatkową? Wtedy łatwiej przejść nie zauważonym przez nikogo. Sanhedryn po święcie się rozprasza, a wszyscy członkowie udają się do domów na żniwa. Dopiero na Pięćdziesiątnicę gromadzą się na nowo.»

«Kiedy członkowie Sanhedrynu wyjadą, któż może Mu zrobić coś złego? To oni są szakalami.»

«Hmm! Żeby On postępował tak ostrożnie? To coś nazbyt ludzkiego. On jest kimś więcej niż człowiekiem i nie ujawni takiej tchórzliwej ostrożności.»

«Tchórzliwej? Dlaczego? Nie można uważać za tchórza tego, kto oszczędza się dla swojej misji.»

«To jednak tchórzostwo, bo każda misja jest zawsze niższa od [tego, co należne] Bogu. Kult Boga powinien mieć zawsze pierwszeństwo przed wszystkim innym.»

Te i podobne słowa przechodzą z ust do ust. Jezus udaje, że ich nie słyszy.

Juda, syn Alfeusza, zatrzymuje się, aby poczekać na niewiasty. Kiedy do niego dochodzą – były z chłopcem z tyłu o jakieś trzydzieści kroków – stawia pytanie Nike:

«Wydałyście dużo w Sychem po naszym odejściu?»

«Dlaczego?»

«Bo Judasz nie ma już nawet najmniejszej monety. Nie ujrzysz twoich sandałów, Beniaminie. Taki los. Do Tersy nie można było wejść, a nawet gdybyśmy mogli to uczynić, nie mielibyśmy pieniędzy na taki wielki zakup... Będziesz musiał tak wejść do Jerozolimy...»

«Wcześniej jest Betania» – mówi Marta z uśmiechem.

«A przed nią Jerycho i mój dom» – mówi Nike i też się uśmiecha.

«A przed tym wszystkim jestem ja. Obiecałam to i dotrzymam słowa. To podróż pełna doświadczeń! Poznałam, co to znaczy nie mieć nawet dwudrachmy. Teraz poznam, co znaczy musieć coś sprzedać z potrzeby» – mówi Maria z Magdali.

«A co chcesz sprzedać, Mario, przecież nie nosisz już klejnotów?» – pyta Marta swą siostrę.

«Moje grube srebrne szpilki do włosów. Jest ich wiele. Aby utrzymywać na miejscu ten zbędny ciężar, wystarczą żelazne. Sprzedam je. Jerycho jest pełne ludzi, kupujących takie rzeczy. Dziś jest dzień targowy i także jutro, i bez ustanku z powodu świąt.»

«Ależ, siostro!» [– woła Marta.]

«Co? Gorszysz się myśląc, że będą mnie brać za tak biedną, że muszę sprzedawać moje srebrne szpilki? O! Chciałabym zawsze dawać takie zgorszenia! Gorsze było to, gdy bez potrzeby sprzedawałam samą siebie, aby zaspokoić nałogi innych i własne.»

«Ależ milcz! Chłopiec o tym nie wie!»

«Jeszcze nie wie. Być może jeszcze nie wie, że byłam grzesznicą. Jutro będzie to wiedział od ludzi, którzy mnie nienawidzą, bo nią już nie jestem. Z pewnością dowiedziałby się szczegółów, których mój grzech nie miał, chociaż był bardzo wielki. Lepiej więc, żeby się dowiedział ode mnie i żeby widział, ile może Pan, który go przyjął: uczynić z grzesznicy nawróconą; z umarłego – wskrzeszonego; dwoje żyjących: ze mnie, umarłej w duchu, a z Łazarza, umarłego w ciele. Bo, Beniaminie, Rabbi to właśnie nam uczynił. Pamiętaj o tym zawsze i kochaj Go z całego serca, bo On jest naprawdę Synem Bożym.»

Jakaś przeszkoda zatrzymała Jezusa. Apostołowie i niewiasty dołączają do Niego. Jezus mówi:

«Idźcie dalej, do Jerycha, i wejdźcie tam, jeśli chcecie. Ja idę z nim do Dok. O zachodzie słońca będę z wami.»

«O! Dlaczego się od nas oddalasz? Nie jesteśmy zmęczone» – protestują wszystkie.

«Ponieważ chciałbym, abyście w tym czasie – przynajmniej niektóre – uprzedziły uczniów, że będę jutro u Nike.»

«Jeśli tak, Panie, to ruszamy. Chodź, Elizo, i ty, Joanno, i ty, Zuzanno i Marto. Przygotujemy wszystko, co trzeba» – mówi Nike.

«Również chłopiec i ja. Zrobimy nasze zakupy. Pobłogosław nas, Nauczycielu, i przyjdź szybko. Ty, Matko, zostajesz?»

«Tak, z Moim Synem.»

Rozstają się. Z Jezusem zostają tylko trzy Marie: Matka, Jej szwagierka Maria, córka Kleofasa, i Maria Salome.

[Por. Mt 19,16nn; Mk 10,17nn; Łk 18,18nn] Jezus schodzi z drogi do Jerycha i idzie drogą drugorzędną, prowadzącą do Dok. Idzie nią przez krótki czas, gdy nagle nie wiadomo skąd zjawia się karawana. To bogata karawana, z pewnością przybywająca z daleka. Niewiasty siedzą na wielbłądach, zamknięte w kołyszących się lektykach, umocowanych na ich wypukłych grzbietach. Mężczyźni siedzą na rączych koniach lub wielbłądach. Młody mężczyzna odłącza się od nich, nakazuje klęknąć wielbłądowi i ześlizguje się w dół z siodła, aby podejść do Jezusa. Sługa, który przybiegł, trzyma zwierzę za uzdę.

Młody mężczyzna pada na twarz przed Jezusem i mówi Mu po oddaniu tego głębokiego ukłonu:

«Jestem Filipem z Kanaty, synem prawdziwych Izraelitów i takim też sam pozostałem. Byłem uczniem Gamaliela aż do śmierci mego ojca, który mnie postawił na czele swych sklepów. Słyszałem Cię wiele razy. Znam Twoje czyny, tęsknię za lepszym życiem, aby mieć to życie wieczne, którego posiadanie Ty zapewniasz temu, kto tworzy Twoje Królestwo w sobie samym. Powiedz Mi, dobry Nauczycielu: co mam czynić, aby mieć życie wieczne?»

«Dlaczego nazywasz Mnie dobrym? Bóg tylko jest dobry.»

«Ty jesteś Synem Bożym, dobrym jak Twój Ojciec. O, powiedz mi, co mam czynić?»

«Aby wejść do życia wiecznego, zachowuj przykazania» [– odpowiada mu Jezus.]

«Które, mój Panie? Dawne czy Twoje?»

«Moje znajdują się już w dawnych. Moje nie zmieniają dawnych. One są zawsze [takie]: czcić miłością prawdziwą jedynego prawdziwego Boga i przestrzegać praw kultu, nie zabijać, nie kraść, nie cudzołożyć, nie składać fałszywego świadectwa, czcić ojca i matkę, nie wyrządzać krzywdy bliźniemu, lecz przeciwnie, kochać go tak, jak kocha się samego siebie. Jeśli będziesz tak postępował, będziesz miał życie wieczne.»

«Nauczycielu, przestrzegałem tego wszystkiego od dzieciństwa.»

Jezus spogląda na niego z miłością i pyta go łagodnie:

«I to nie wydaje ci się jeszcze wystarczające?»

«Nie, Nauczycielu. Królestwo Boże w nas i w drugim życiu to coś bardzo wielkiego. To nieskończony dar Boga, który nam się oddaje. Czuję, że spełnianie obowiązku to tak niewiele, w porównaniu z [Tym, który jest] Wszystkim, z Nieskończoną Doskonałością, która nam się daje. Myślę, że powinno się to otrzymać dzięki czemuś o wiele większemu niż to, co nakazane, aby się nie potępić i być Mu miłym.»

«Dobrze mówisz. Aby być doskonałym brakuje ci jeszcze jednego. Jeśli chcesz być doskonałym, jak tego chce nasz Ojciec Niebieski, idź, sprzedaj to, co posiadasz, i daj to biednym, a będziesz miał w Niebie skarb, dzięki któremu umiłuje cię Ojciec, który dał Swój Skarb biednym ziemi. Potem przyjdź i chodź za Mną.»

Młody mężczyzna smutnieje i zamyśla się. Potem wstaje, mówiąc: «Będę pamiętał o Twojej radzie...»

I oddala się bardzo smutny.

Judasz z ironicznym uśmieszkiem szepcze: «Nie tylko ja lubię pieniądze!»

Jezus odwraca się i patrzy na niego... potem spogląda na jedenaście twarzy, skupionych wokół Niego, a potem wzdycha:

[Por. Mt 19,23nMk 10,23; Łk 18,24«Jakże trudno wejść bogatemu do Królestwa Niebieskiego. Jego brama jest wąska, a droga [do niego] – stroma. Mogą nią przejść jedynie ci, którzy nie są obarczeni ogromnym ciężarem bogactw! Aby się wspiąć w górę, trzeba jedynie skarbów cnót, niematerialnych, i trzeba umieć się oddzielić od wszystkiego, co jest przywiązaniem się do rzeczy tego świata i do próżności.»

Jezus jest bardzo smutny. Apostołowie spoglądają kątem oka na siebie... Jezus mówi dalej, patrząc na oddalającą się karawanę bogatego młodzieńca:

[Por. Mt 19,24; Mk 10,25; Łk 18,25«Zaprawdę, powiadam wam, że łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego.»

«Któż zatem będzie się mógł zbawić? Bieda czyni często grzesznikiem z powodu zazdrości i małego poszanowania tego, co należy do drugiego, i z powodu braku zaufania Opatrzności... Bogactwo jest przeszkodą w doskonałości... a zatem? Kto będzie się mógł zbawić?» [– pytają apostołowie.]

Jezus patrzy na nich i mówi im:

[Por. Mt 19,26Mk 10,27; Łk 18,27«Co jest niemożliwe dla ludzi, możliwe jest dla Boga, gdyż dla Boga wszystko jest możliwe. Wystarczy, żeby człowiek pomógł swemu Panu swą dobrą wolą. Dobrą wolą jest przyjęcie otrzymanej rady i dążenie do wyzwolenia się z bogactw. Do wyzwolenia się ze wszystkiego, aby pójść za Bogiem. Oto bowiem co jest prawdziwą wolnością człowieka: postępować według słów, które Bóg szepcze do serca, i według Jego przykazań, nie być niewolnikiem ani siebie samego, ani świata, ani poważania ludzkiego, a więc – niewolnikiem szatana. Używać wspaniałej wolnej woli, którą Bóg dał człowiekowi, aby chcieć jedynie Dobra i chcieć Go w sposób wolny i otrzymać w ten sposób życie wieczne, najjaśniejsze, wolne, szczęśliwe. Nie wolno być niewolnikiem nawet swego własnego życia, jeśli – aby je utrzymać – trzeba się przeciwstawić Bogu. Powiadam wam: „Kto straci swe życie z miłości do Mnie i aby służyć Bogu, ocali je na wieczność”.» [Por. Mt 16,25; Mk 8,35; Łk 9,24]

[Por. Mt 19,27Mk 10,28; Łk 18,28] «Właśnie! Aby iść za Tobą, myśmy wszystko porzucili, nawet to, co najbardziej dozwolone. Co nas za to spotka? Wejdziemy więc do Królestwa?» – pyta Piotr.

«Zaprawdę, zaprawdę, mówię wam, że ci, którzy poszli za Mną w taki sposób i którzy pójdą za Mną, będą ze Mną w Moim Królestwie. Ciągle bowiem jest jeszcze czas na naprawienie lenistwa i grzechów popełnionych do tej chwili, jest czas, gdy się jest na ziemi i ma się przed sobą dni, kiedy można jeszcze naprawić popełnione zło. Zaprawdę, mówię wam, że wy, którzyście poszli za Mną, w czasie odrodzenia zasiądziecie na tronach, aby wraz z Synem Człowieczym, siedzącym na tronie Swej chwały, sądzić pokolenia ziemi. Zaprawdę, powiadam wam jeszcze, że nie będzie nikogo, kto – opuściwszy z miłości do Mego Imienia dom, pola, ojca, matkę, braci, małżonkę, dzieci i siostry, aby rozszerzać Dobrą Nowinę i kontynuować Moją [misję] – nie otrzymałby stokroć tyle w tym czasie i życia wiecznego w wieku przyszłym.»

«Ale skoro stracimy wszystko, jakże będziemy mogli pomnożyć stokrotnie nasze mienie?» – pyta Judasz z Kariotu.

[Por. Mt 19,30; Mk 10,31] «Powtarzam: co jest niemożliwe dla ludzi, to jest możliwe dla Boga. I Bóg da stokrotną radość duchową tym, którzy z ludzi świata będą umieli stać się synami Boga, to znaczy ludźmi duchowymi. Będą się cieszyć prawdziwą radością tu i poza ziemią. I mówię wam też, że ci, którzy wydają się pierwszymi i powinni nimi być, gdyż otrzymali więcej niż wszyscy, nie będą nimi. I nie będą ostatnimi ci wszyscy, którzy wydają się ostatnimi i mniej niż ostatnimi, nie będąc z pozoru Moimi uczniami i nie należąc nawet do Narodu wybranego. Zaprawdę wielu pierwszych stanie się ostatnimi i wielu ostatnich, całkiem ostatnich, stanie się pierwszymi...

Ale oto Dok. Idźcie wszyscy przede Mną, z wyjątkiem Judasza z Kariotu i Szymona Zeloty. Idźcie Mnie głosić tym, którzy mogą Mnie potrzebować.»

Jezus czeka z dwoma, których zatrzymał, aby się przyłączyć do trzech Marii, idących za Nim w odległości kilku metrów.


   

Przekład: "Vox Domini"