Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga V - Przygotowanie do Męki

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

 38. TRZECIA ZAPOWIEDŹ MĘKI. SYNOWIE ZEBEDEUSZA I ICH MATKA

Napisane 8 marca 1947. A, 11006-11016

Świt ledwie oświetla niebo, co utrudnia marsz, kiedy Jezus opuszcza jeszcze uśpione Dok. Nikt z pewnością nie słyszy odgłosu kroków, bo posuwają się ostrożnie, a ludzie śpią jeszcze w zamkniętych domach. Nikt się nie odzywa, zanim nie wychodzą z miasta na pola, budzące się powoli w słabym świetle i całkiem świeże po rosie. Wtedy Iskariota mówi:

«Droga niepotrzebna, bez wypoczynku. Lepiej byłoby nie chodzić aż tu.»

«Tych niewielu spotkanych nie przyjęło nas źle! Stracili noc na to, aby nas słuchać i iść po chorych do wiosek. Naprawdę dobrze, że przyszliśmy. Ci, którzy z powodu choroby lub z innej przyczyny nie mogli się spodziewać ujrzenia Pana w Jerozolimie, widzieli Go tu i zostali pocieszeni przez zdrowie lub inne łaski. Inni, jak wiemy, poszli już do Miasta... Kto może udaje się tam na kilka dni przed świętem. Taki mamy zwyczaj» – mówi łagodnie Jakub, syn Alfeusza, bo jest zawsze łagodny, w przeciwieństwie do Judasza z Kariotu, który, nawet w swoich najlepszych godzinach, jest zawsze gwałtowny i władczy.

«Właśnie dlatego, że i my idziemy do Jerozolimy, nie trzeba było tu przychodzić... Usłyszeliby nas i zobaczyli tam...»

«Ale nie kobiety ani chorzy» – odpowiada przerywając mu Bartłomiej, który przychodzi z pomocą Jakubowi, synowi Alfeusza.

Judasz udaje, że nie słyszy i mówi, jakby dalej ciągnął rozmowę: «Przynajmniej sądzę, że idziemy do Jerozolimy, chociaż teraz nie jestem już tego pewien po rozmowie z tym pasterzem...»

«A gdzie mamy iść, jeśli nie tam?» – pyta Piotr.

«Ech! Nie wiem. Wszystko, co robimy od kilku miesięcy, jest tak bezsensowne, wszystko jest sprzeczne z tym, co można przewidzieć, ze zdrowym rozsądkiem, a nawet ze sprawiedliwością, że...»

«O! Przecież widziałem, że w Dok piłeś mleko, a tymczasem mówisz, jakbyś był pijany! Gdzie widzisz coś sprzecznego ze sprawiedliwością?» – pyta Jakub, syn Zebedeusza, z oczyma, które nie obiecują nic dobrego. I dodaje z mocą: – «Dosyć wymówek wobec Sprawiedliwego! Zrozumiałeś, że to wystarczy? Nie masz prawa robić Mu wymówek. Nikt nie ma tego prawa, bo On jest doskonały, a my... Nikt z nas taki nie jest, a ty mniej od wszystkich.»

«Właśnie! Jeśli jesteś chory, lecz się, ale nie dręcz nas swoimi kłótniami. Jeśli cierpisz na zmienność nastrojów, tam jest Nauczyciel. Proś o uzdrowienie i przestań!» – mówi Tomasz, tracąc cierpliwość.

Jezus jest z tyłu z Judą, synem Alfeusza, oraz z Janem. Pomagają niewiastom, które – mniej przyzwyczajone do chodzenia w półmroku – z trudem idą naprzód ścieżką uciążliwą, jeszcze ciemniejszą niż pola, bo prowadzi przez gęsty gaj oliwny. Jezus nie przestaje rozmawiać z niewiastami, nie zajmując się tym, co się dzieje bardziej z przodu. Słyszą to jednak idący z Nim [apostołowie]. Istotnie, chociaż słowa dochodzą z trudem, ich ton wskazuje, że to nie są słowa łagodne, lecz ujawniają sprzeczkę. Dwaj apostołowie, Tadeusz i Jan, patrzą na siebie, ale nic nie mówią. Spoglądają na Jezusa i Maryję. Maryja jest tak zakryta Swoim płaszczem, że niemal nie widać Jej twarzy. Jezus zaś zachowuje się tak, jakby nie słyszał. Rozmawiają o Beniaminie i o jego przyszłości, mówią o wdowie Sarze z Afek, która zamieszkała w Kafarnaum i jest czułą matką nie tylko dziecka z Giszali, ale także małych dzieci niewiasty z Kafarnaum, która – po drugim małżeństwie – nie kochała już dzieci z pierwszego łoża i potem umarła „tak nieszczęśliwie, że naprawdę było widać rękę Bożą w jej śmierci” – mówi Salome.

Pod koniec tej rozmowy Jezus idzie do przodu z Judą Tadeuszem i dołącza do apostołów, powiedziawszy przed wyruszeniem: «Pozostań, Janie, jeśli chcesz. Idę odpowiedzieć temu niespokojnemu i zaprowadzić pokój.»

Jednak Jan, przeszedłszy jeszcze kilka kroków z niewiastami, dołącza do Jezusa, bo teraz ścieżka nie prowadzi już pomiędzy drzewami i jest bardziej oświetlona. Dochodzi szybko akurat wtedy, gdy Jezus mówi: «Uspokój się więc, Judaszu. Nie uczynimy nic bezsensownego, jak nigdy dotąd tego nie czyniliśmy. Nawet teraz nie robimy nic nieprzewidywalnego. To czas, w którym można przewidzieć, że każdy prawdziwy Izraelita, któremu nie przeszkadzają choroby lub ważne sprawy, idzie do Świątyni. I my też idziemy do Świątyni.»

«Nie wszyscy jednak. Słyszałem, że Margcjama tam nie będzie. Jest może chory? Z jakiego powodu nie idzie? Wydaje Ci się, że może go zastąpić Samarytanin?»

Ton Judasza jest nieznośny... Piotr mówi po cichu: «O, Opatrzności, pohamuj mój język, bo jestem człowiekiem!»

Zaciska mocno wargi, aby nie powiedzieć nic więcej. Jego nieco zamglone oczy mają spojrzenie wzruszające, tak jest w nich widoczny wysiłek człowieka hamującego swe zagniewanie i ból słuchania Judasza mówiącego w taki sposób.

[Por. Mt 20,17; Mk 10,32nn; Łk 18,31nn] Obecność Jezusa zmusza wszystkich do milczenia. Tylko On mówi ze spokojem prawdziwie boskim: «Chodźcie nieco do przodu, aby niewiasty nie słyszały. Od kilku dni chcę wam coś powiedzieć. Obiecałem wam to na polach Tersy, ale chciałem, żeby wysłuchali tego wszyscy. Wy wszyscy. Niewiasty – nie. Pozostawmy je w ich pokornym spokoju... W tym, co wam powiem, będzie także powód, dla którego nie będzie z nami Margcjama ani twojej matki, Judaszu z Kariotu, ani twych córek, Filipie, ani uczennic z Betlejem Galilejskiego z dziewczynką. Są sprawy, które nie wszyscy potrafią znieść. Ja, Nauczyciel, wiem co jest dobrem dla Moich uczniów i co mogą lub czego nie mogą znieść. Nawet wy nie macie siły znieść doświadczenia i to byłoby łaską dla was być z niego wyłączonymi. Ale wy musicie być Moimi następcami i musicie wiedzieć, jak jesteście słabi, aby być potem miłosiernymi wobec słabych. Nie możecie więc być wyłączeni z tego straszliwego doświadczenia, dzięki któremu poznacie, jacy jesteście, jacy pozostaliście po trzech latach spędzonych ze Mną, i jacy staliście się po trzech latach spędzonych ze Mną.

Jest was dwunastu. Przyszliście do Mnie prawie w tym samym czasie. To nie kilka dni, jakie upłynęły od Mojego spotkania z Jakubem, Janem i Andrzejem, do dnia, kiedy ty zostałeś przyjęty do nas, Judaszu z Kariotu, lub do dnia, od którego ty, Jakubie, Mój bracie, i ty, Mateuszu, chodziliście ze Mną, może wytłumaczyć tak wielką różnicę w waszym uformowaniu. Byliście wszyscy – nawet ty, uczony Bartłomieju, nawet wy, Moi bracia – bardzo mało uformowani, zupełnie nie uformowani w stosunku do tego, co jest uformowaniem w Mojej nauce. A nawet wasze uformowanie, lepsze niż innych pośród was, w nauce starego Izraela, było dla was przeszkodą, aby was uformować we Mnie. A jednak nikt z was nie przemierzył drogi wystarczającej na doprowadzenie wszystkich do jedynego punktu. Jeden z was osiągnął go, inni są blisko, inni bardziej oddaleni, inni daleko w tyle, inni... tak, muszę i to powiedzieć, zamiast iść do przodu: cofnęli się.

Nie patrzcie jeden na drugiego! Nie dociekajcie, kto z was jest pierwszym, a kto – ostatnim. Być może ten, który uważa się za pierwszego lub którego się uważa za pierwszego, musi się jeszcze sam wypróbować. Uformowanie zaś tego, kto się uważa za ostatniego, wkrótce rozbłyśnie jak gwiazda na niebie. Zatem jeszcze jeden raz mówię wam: nie osądzajcie. Osądzą fakty przez swą oczywistość. Teraz nie potraficie zrozumieć. Ale wkrótce przypomnicie sobie Moje słowa i zrozumiecie je.»

«Kiedy? Obiecałeś nam to powiedzieć, wyjaśnić nawet, dlaczego oczyszczenie paschalne będzie inne tego roku, a nie powiedziałeś nam tego nigdy» – skarży się Andrzej.

«To właśnie o tym chciałem z wami porozmawiać. Gdyż zarówno te słowa, jak i te [które zaraz wypowiem], są czymś jednym i mają jedno źródło.

Oto idziemy do Jerozolimy na Paschę i tam wypełni się wszystko, co zostało powiedziane przez proroków o Synu Człowieczym. Zaprawdę, jak widzieli to prorocy, jak zostało powiedziane w nakazie danym Hebrajczykom w Egipcie, jak zostało nakazane Mojżeszowi na pustyni, Baranek Boży zostanie ofiarowany, a Jego krew obmyje odrzwia serc i anioł Boży przejdzie, nie uderzając tych, którzy będą mieć na sobie, [przyjętą] z miłością, Krew ofiarowanego Baranka. On wkrótce będzie podwyższony jak wąż z cennego metalu na belce poprzecznej, aby być znakiem dla tych, którzy są zranieni przez węża piekielnego, aby być zbawieniem dla tych, którzy spojrzą na niego z miłością.

Syn Człowieczy, wasz Nauczyciel Jezus, zostanie wkrótce wydany w ręce arcykapłanów, uczonych w Piśmie i starszych, którzy skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom, aby był wystawiony na pośmiewisko. I będzie policzkowany, bity, okryty plwocinami, wleczony po ulicach jak nieczysty łachman. Potem poganie, po ubiczowaniu Go i ukoronowaniu cierniem, skażą Go na śmierć krzyżową przeznaczoną dla złoczyńców, zgodnie z wolą ludu hebrajskiego zgromadzonego w Jerozolimie, domagającego się Jego śmierci zamiast śmierci łotra. I tak zostanie zabity. Ale jak jest to powiedziane w prorockich znakach, po trzech dniach zmartwychwstanie.

Oto próba, która was czeka, ta, która ujawni wasze uformowanie. Zaprawdę, powiadam wam wszystkim – którzy uważacie się za tak doskonałych, że gardzicie tymi, którzy nie należą do Izraela, a nawet pogardzacie wieloma z naszego własnego narodu – zaprawdę, powiadam wam, że was, część wybraną Mego stada, gdy już Pasterz zostanie ujęty, ogarnie strach i rozpierzchniecie się uciekając, jak gdyby wilki, które Mnie pochwycą ze wszystkich stron, miały się zwrócić przeciwko wam. Ale mówię wam: nie bójcie się. Nie dotkną włosa z waszych głów. Ja wystarczę, aby nasycić drapieżne wilki...»

Apostołowie, w miarę jak Jezus mówi, wyglądają coraz bardziej jak ludzie pod gradem kamieni. Pochylają się coraz mocniej, w miarę jak Jezus mówi. Kończy:

«A to, co wam mówię, jest teraz bardzo bliskie. To nie tak, jak niegdyś, kiedy ta godzina była jeszcze odległa. Obecnie godzina nadeszła. Idę, aby zostać wydany Moim nieprzyjaciołom i złożony w ofierze dla zbawienia wszystkich. Ten pączek kwiatu zakwitnie i nie utraci jeszcze płatków, a Ja już nie będę żył...»

Wtedy jedni zakrywają sobie twarze rękami, inni jęczą, jakby zostali zranieni. Iskariota posiniał, dosłownie jest siny...

Pierwszym, który przyszedł do siebie, jest Tomasz. Oświadcza: «To Ci się nie zdarzy, bo my Cię obronimy lub umrzemy razem z Tobą i w ten sposób pokażemy, że zbliżyliśmy się do Twej doskonałości i że nasza miłość do Ciebie stała się doskonała.»

Jezus patrzy na nich bez słowa.

Bartłomiej mówi, po długiej chwili zastanowienia: «Powiedziałeś, że zostaniesz wydany... Ale kto, kto może Ciebie wydać w ręce Twoich nieprzyjaciół? Tego nie ma w proroctwach. Nie, to nie jest powiedziane. To byłoby zbyt okropne, żeby jakiś Twój przyjaciel, Twój uczeń, ktoś idący za Tobą, nawet ostatni ze wszystkich, wydał Cię tym, którzy Cię nienawidzą. Nie! Ktoś, kto Cię słuchał z miłością, choćby jeden raz, nie może popełnić tej zbrodni. To ludzie, ale nie dzikie zwierzęta ani diabły... Nie, mój Panie. Nawet ci, którzy Cię nienawidzą, nie będą potrafili tego... Boją się ludu, a lud będzie cały wokół Ciebie!»

Jezus patrzy na Natanaela i nie odzywa się.

Piotr i Zelota nie przestają rozmawiać ze sobą. Jakub, syn Zebedeusza, wyrzuca swemu bratu, dlaczego jest taki spokojny, a Jan odpowiada: «Jestem taki, bo wiem o tym od trzech miesięcy» – i dwie łzy spływają po jego twarzy.

Synowie Alfeusza rozmawiają z Mateuszem, który potrząsa głową, przygnębiony. Andrzej zwraca się do Iskarioty:

«Ty masz tylu przyjaciół w Świątyni...»

«Jan zna samego Annasza – odpowiada Judasz i kończy: – Cóż można zrobić? Co chcesz, żeby zdziałało jedno ludzkie słowo, skoro tak jest zapisane?»

«Wierzysz w to naprawdę?» – pytają razem Tomasz i Andrzej.

«Nie, ja wcale w to nie wierzę. To są niepotrzebnie wzbudzane niepokoje. Bartłomiej dobrze powiedział: cały lud będzie wokół Jezusa. Widać to już po tych, których spotykamy. To będzie tryumf. Zobaczycie, że tak będzie» – mówi Judasz z Kariotu.

«Ale w takim razie dlaczego On...» – mówi Andrzej, pokazując Jezusa, który zatrzymał się, aby poczekać na niewiasty.

«Dlaczego to mówi? Bo jest przejęty... i ponieważ chce nas wypróbować. Ale nic się nie zdarzy. Zresztą pójdę...»

«O, tak! Wybadaj to!» – błaga Andrzej.

Milkną, gdyż Jezus idzie znowu za nimi, znajdując się między Matką i Marią Alfeuszową.

Maryja lekko się uśmiecha, gdyż szwagierka pokazuje Jej nasiona, wzięte skądś, mówiąc, że chce je posiać w Nazarecie po Święcie Paschy, przy małej grocie, tak drogiej Maryi:

«Kiedy byłaś mała, widywałam Cię zawsze z tymi kwiatami w dziecięcych rączkach. Nazywałam je kwiatami Twego przybycia. Istotnie, kiedy się urodziłaś Twój ogród był ich pełen. Tamtego wieczoru, kiedy cały Nazaret przybył, aby zobaczyć córkę Joachima, kępki tych małych gwiazdek były jakby diamentowe z powodu deszczu, który spadł z nieba, i słońca, którego ostatni promień padał na nie od zachodu. A ponieważ nazywano Cię ‘Gwiazdą’, wszyscy mówili, patrząc na te małe błyszczące gwiazdki: „Kwiaty się przyozdobiły, aby urządzić święto dla kwiatu Joachima, i gwiazdy porzuciły niebo, aby przyjść w pobliże Gwiazdy”. I wszyscy się śmiali, szczęśliwi z tej zapowiedzi i z radości Twego ojca. A Józef, brat mojego małżonka, powiedział: „Gwiazdy i kropelki. To naprawdę Maria!” Któżby mu wtedy powiedział, że byłaś przeznaczona na to, żeby się stać jego gwiazdą? Że wróci z Jerozolimy, wybrany na Twego małżonka? Cały Nazaret chciał go uczcić, bo spotkał go wielki zaszczyt za pośrednictwem Nieba: zaślubiny z Tobą, córką Joachima i Anny. Wszyscy zapraszali go na uczty. On jednak, łagodną lecz stanowczą wolą, odrzucił wszelkie uczty, zadziwiając wszystkich.

Istotnie, któryż to mężczyzna przeznaczony do zaszczytnych zaślubin z wyroku Najwyższego nie świętowałby tego szczęścia duszy, ciała i krwi? On jednak mówił: „Do wielkiego wyboru – wielkie przygotowanie”. I zachowywał powściągliwość nawet w słowach i pożywieniu, poza powściągliwością w ścisłym sensie, którą zawsze zachowywał. Spędzał czas na pracy i modlitwie. Sądzę bowiem, że każde uderzenie młotkiem, każdy ślad dłuta stawał się modlitwą, jeśli można się modlić pracą. Jego oblicze było jak w ekstazie. Chodziłam sprzątać mu dom, bielić prześcieradła i wszystkie rzeczy pozostawione przez Twoją matkę, które pożółkły z czasem. Przyglądałam mu się, kiedy pracował w ogrodzie i w domu, aby im przywrócić piękno, żeby nie nosiły śladów opuszczenia. Mówiłam do niego.... ale on był zamyślony. Uśmiechał się. Ale nie do mnie ani do innych, lecz do swojej myśli, która nie była podobna do myśli żadnego innego mężczyzny bliskiego małżeństwa. Taki bowiem uśmiecha się do złej, cielesnej rozkoszy... On... wydawał się uśmiechać do niewidzialnych aniołów Bożych, rozmawiać z nimi i pytać ich o radę... Och! Jestem całkiem pewna, że go pouczali, jak się wobec Ciebie zachować! Ponieważ – inne zdziwienie całego Nazaretu i niemal oburzenie mego Alfeusza – on, jak długo mógł, odwlekał zaślubiny. Nigdy też nie zrozumiano jego niespodziewanej decyzji podjętej przed ustalonym czasem. A także, kiedy dowiedziano się, że byłaś matką, jakże dziwił się Nazaret jego pełną zadumy radością!...

Mój Jakub jest trochę taki. I staje się taki coraz bardziej. Teraz, kiedy go obserwuję uważnie – nie wiem dlaczego, ale odkąd przybyłyśmy do Efraim, wydaje mi się całkiem odmieniony – widzę go takim... całkowicie jak Józef. Spójrz na niego teraz, Maryjo, kiedy się jeszcze raz odwraca, żeby na nas popatrzeć, czy nie wygląda jak rozmyślający tak często nad czymś Józef, Twój małżonek? Ma ten sam uśmiech, o którym nie da się powiedzieć, czy jest smutny, czy daleki. Patrzy i ma takie częste u Józefa spojrzenie, podążające gdzieś w dal. Czy pamiętasz, jak Alfeusz mu dokuczał? Mówił: „Bracie, jeszcze widzisz piramidy?”. On zaś potrząsał głową, nie mówiąc nic, cierpliwy i skryty w swoich myślach. Zawsze małomówny.

A kiedy wróciłaś z Hebronu! Nigdy już nie przychodził sam do źródła, jak to czynił wcześniej i jak wszyscy to czynią. Albo był z Tobą, albo przy swojej pracy. I oprócz szabatu w synagodze lub kiedy udawał się pracować gdzie indziej, nikt nie może powiedzieć, że widział Józefa chodzącego bez celu w czasie tych miesięcy. Potem wyjechaliście... Co za przygnębienie nie wiedzieć nic więcej o was po rzezi! Alfeusz udał się aż do Betlejem... „Odjechali” – mówiono. Ale jak uwierzyć ludziom, którzy was nienawidzą śmiertelnie, w mieście jeszcze czerwonym od niewinnej krwi, gdzie dymią ruiny i słychać oskarżenia, że to przez was przelano tę krew? Poszedł do Hebronu, a potem do Świątyni, gdyż Zachariasz pełnił służbę. Elżbieta dała mu tylko łzy, a Zachariasz – słowa umocnienia. Oboje zaniepokojeni o Jana, obawiając się nowych okropności, ukryli go i drżeli o niego. O was nie wiedzieli nic. Zachariasz powiedział Alfeuszowi: „Jeśli zginęli, ich krew ciąży na mnie, bo to ja ich przekonałem, żeby zostali w Betlejem”. Moja Maryja! Mój Jezus, którego ujrzałam tak pięknego na Paschę po Jego narodzeniu! I nie wiedzieć nic. I tak długo! Ale dlaczego nigdy żadnej wiadomości?...»

«Bo lepiej było milczeć. Tam gdzie byliśmy, było wiele Marii i Józefów, i lepiej było uchodzić za jakieś małżeństwo – odpowiada spokojnie Maryja i mówi wzdychając: – Mimo smutku to były jeszcze dni szczęśliwe. Zło było jeszcze tak daleko! Chociaż tyle nam, ludziom, brakowało, to nasz duch sycił się radością posiadania Ciebie, Mój Synu!»

«Teraz także, Maryjo, masz Twojego Syna. Brakuje Józefa, to prawda! Ale Jezus jest tu ze Swą doskonałą miłością dorosłego [Syna]» – zauważa Maria Alfeuszowa.

Maryja podnosi głowę, aby spojrzeć na Swego Jezusa. To spojrzenie zdradza udrękę, pomimo lekkiego uśmiechu na wargach, ale nie dodaje ani słowa.

Apostołowie zatrzymali się, aby do nich dołączyć. Wszyscy się połączyli, nawet Jakub i Jan, którzy szli w tyle za wszystkimi ze swoją matką. 

[Por. Mt 20,20nn; Mk 10,35] Kiedy wypoczywają po marszu i kiedy niektórzy jedzą trochę chleba, matka Jakuba i Jana podchodzi do Jezusa i upada przed Nim na twarz. On nie zdążył nawet usiąść, tak pośpiesznie udają się w dalszą drogę.

Jezus, widząc, że pragnie Go o coś poprosić, pyta: «Czego chcesz, niewiasto? Powiedz.»

«Udziel mi łaski, zanim odejdziesz, jak to mówisz.»

«Jakiej?»

«Rozkaż, by moi dwaj synowie, którzy dla Ciebie wszystko porzucili, zasiedli jeden po Twojej prawicy, a drugi po Twojej lewicy, kiedy zasiądziesz w chwale w Twoim Królestwie.»

Jezus spogląda na niewiastę, a potem patrzy na dwóch apostołów i mówi im:

«To wy podsunęliście tę myśl waszej matce, interpretując bardzo źle Moje wczorajsze obietnice. Nie w jakimś ziemskim królestwie otrzymacie stokroć za to, co porzuciliście. Czy i wy stajecie się chciwi i niemądrzy? Ale to nie wy. To już cuchnący mrok coraz większych ciemności i skażone powietrze Jerozolimy, już bliskiej, psuje was i zaślepia... 

[Por. Mt 20,22; Mk 10,38] Powiadam wam, że nie wiecie, o co prosicie! Czy możecie pić kielich, który Ja będę pił?»

«Możemy, Panie» [– odpowiadają.]

«Jakże możecie tak mówić, skoro jeszcze nie pojęliście, jaka będzie gorycz Mojego kielicha? To będzie nie tylko ta gorycz, którą wam opisałem wczoraj: Moja gorycz Męża wszelkich boleści. To będą udręki, których – nawet gdybym je wam opisał – nie bylibyście w stanie zrozumieć... A jednak tak, ponieważ – chociaż jesteście jak dwoje dzieci, które nie znają znaczenia tego, o co proszą – ponieważ jesteście dwoma duchami sprawiedliwymi i kochacie Mnie, z pewnością będziecie pić z Mego kielicha. Jednak nie ode Mnie zależy udzielenie wam tego, byście zasiadali po Mojej prawicy lub po Mojej lewicy. To jest udzielane tym, którym Mój Ojciec to przygotował.»

Jezus jeszcze mówi, gdy tymczasem inni apostołowie ganią ostro prośbę synów Zebedeusza i ich matki. Piotr mówi do Jana:

«Ty również! Nie rozpoznaję cię już!»

A Iskariota ze swoim demonicznym uśmiechem mówi:

«Naprawdę pierwsi są ostatnimi! Czas niespodzianek i odkryć...» i śmieje się głośno.

«Czy to dla zaszczytów poszliśmy za naszym Nauczycielem?» – gani ich Filip.

Tomasz zaś, zamiast do dwóch, mówi do Salome: «Po co wystawiać synów na takie zawstydzenie? Skoro oni się nie zastanowili, ty powinnaś była to uczynić i zabronić im tego.»

«To prawda. Nasza matka by tego nie zrobiła» – mówi Tadeusz.

Bartłomiej nie odzywa się, ale jego oblicze ujawnia wyłącznie naganę. Szymon Zelota mówi, aby uspokoić oburzonych: «Wszyscy możemy się mylić...»

Mateusz, Andrzej i Jakub, syn Alfeusza, nie mówią nic, ale w sposób widoczną cierpią z powodu zajścia, które wywołuje rysę na pięknej doskonałości Jana.

Jezus jednym gestem zaprowadza ciszę i mówi:

«I cóż? Czy z jednej pomyłki ma ich powstać bardzo wiele? Czy wy, którzy czynicie wymówki pełne oburzenia, nie zauważacie, że również grzeszycie? Zostawcie w spokoju waszych braci. Moje upomnienie wystarczy. Ich upokorzenie jest widoczne, ich żal – pokorny i szczery. Powinniście się miłować wzajemnie i podtrzymywać. Zaprawdę bowiem nikt z was nie jest jeszcze doskonały.

[Por. Mt 20,25nn; Mk 10,42nn] Nie powinniście naśladować świata i jego ludzi. W świecie, wiecie o tym, przywódcy narodów panują nad nimi i ich wielcy dają im odczuć władzę w imieniu przywódców. Ale między wami nie powinno tak być. Nie powinniście mieć tego wielkiego pragnienia panowania nad ludźmi ani nad waszymi towarzyszami. Przeciwnie, ten, który pośród was chce stać się większym, niechaj się stanie sługą, a ten, kto chce być pierwszym, niechaj się stanie niewolnikiem wszystkich. Tak czynił wasz Nauczyciel.

Czy może przyszedłem, aby uciskać i panować? Aby Mi służono? Nie, zaprawdę, nie. Przyszedłem, aby służyć, i jak Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać Swe życie na okup za wielu, tak też wy powinniście umieć czynić, jeśli chcecie być takimi, jakim Ja jestem i tam, gdzie Ja jestem. Teraz idźcie i trwajcie w pokoju między wami, jak Ja jestem w pokoju z wami.»

 

Jezus mówi mi:

[Por. Mt 20,23; Mk 10,39]  «Kładę nacisk na punkt: „...będziecie z pewnością pili z Mojego kielicha”. W tłumaczeniach czyta się: „Mój kielich”. Ja powiedziałem: „z Mojego kielicha”, a nie: „Mój kielich”. Żaden człowiek nie mógłby pić Mojego kielicha. Ja sam, Odkupiciel, musiałem wypić cały Mój kielich. Moim uczniom, Moim naśladowcom i miłującym Mnie, z pewnością wolno pić z tego kielicha, z którego Ja piłem, jedną kroplę, jeden łyk lub kilka łyków, jakie szczególne umiłowanie Boże pozwala im wypić. Ale nigdy nikt nie będzie pił całego kielicha tak, jak Ja go piłem. Słusznie zatem jest powiedzieć: „z Mojego kielicha” a nie: „Mój kielich”.»


   

Przekład: "Vox Domini"