Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
114. «JEŚLI OKAŻE SKRUCHĘ SIEDEM RAZY, PRZEBACZ MU SIEDEM RAZY»
Napisane 25 kwietnia 1946. A, 8316-8328
Są już na drugim brzegu. Mają po swej prawej stronie Tabor i mały Hermon, po lewej – góry Samarii, w tyle za sobą – Jordan, naprzeciw, za równiną – wzgórza. Przed nimi znajduje się Mageddo.
Musieli odpoczywać cały dzień w jakimś gościnnym domu, gdyż znowu jest wieczór i widać, że nabrali sił. Jest jeszcze ciepło, lecz rosa zaczyna już opadać, łagodząc upał. Fioletowawe cienie zmierzchu zstępują po ostatnich [łunach] czerwieni płomiennego zachodu słońca.
«Tędy dobrze się idzie» – zauważa bardzo zadowolony Mateusz.
«Tak. Idąc tak wygodnie, nim kogut zapieje, będziemy w Mageddo» – odpowiada mu Zelota.
«A o świcie, za wzgórzami, ujrzymy już równinę Szaron» – dodaje Jan.
«I twoje morze, co?» – mówi jego brat, przekomarzając się z nim.
«Tak, i moje morze...» – odpowiada Jan z uśmiechem.
«I odejdziesz duchem w jedną z twych duchowych pielgrzymek» – odzywa się Piotr, obejmując go z serdecznością prostą i poczciwą. Potem mówi: – «Naucz i mnie, jak to się robi, aby mieć takie myśli... anielskie.. na widok rzeczy. Ja tyle razy spoglądałem na wodę... Lubiłem ją... ale... służyła mi, aby jeść i aby łowić. Co ty w niej widzisz?...»
«Widzę wodę, Szymonie, jak ty i jak wszyscy, tak samo jak widzę teraz pola i sady... Ale oprócz oczu cielesnych mam jakby inne oczy – tu, we wnętrzu. I to już nie trawę i wodę widzę, lecz słowa mądrości wychodzące z tych materialnych rzeczy. To nie ja myślę, nie byłbym do tego zdolny, ale to ktoś inny myśli we mnie.»
«Może jesteś prorokiem?» – pyta nieco ironicznie Iskariota.
«O! Nie! Nie jestem prorokiem...» [– zaprzecza Jan.]
«A więc? Może myślisz, że posiadasz Boga?»
«O tym – jeszcze mniej...» [– mówi Jan.]
«Zatem majaczysz» [– stwierdza w końcu Judasz.]
«To możliwe, bo jestem taki mały i słaby. Ale jeśli tak jest, to dobrze jest majaczyć, bo to mnie prowadzi do Boga. Moja choroba staje się więc darem i błogosławię za nią Pana.»
«Cha! Cha! Cha!» – śmieje się hałaśliwie i fałszywie Judasz.
Jezus, który to słyszał, odzywa się:
«On nie jest ani chory, ani nie jest prorokiem. Dusza czysta posiada mądrość. To ona mówi w sercu człowieka sprawiedliwego.»
«Zatem ja nigdy tego nie osiągnę, bo nie zawsze byłem dobry...» – mówi Piotr, zniechęcony.
«A co dopiero ze mną!» – odpowiada mu Mateusz.
«Przyjaciele, bardzo niewielu, zbyt mało byłoby tych, którzy mogliby posiadać mądrość, gdyż nie zawsze byli czyści. Ale skrucha i dobra wola sprawiają, że człowiek – najpierw winny i niedoskonały – staje się sprawiedliwy. Wtedy sumienie oczyszcza się w kąpieli upokorzenia, skruchy i miłości. Tak oczyszczone może iść w zawody z czystymi.»
«Dziękuję, Panie» – mówi Mateusz pochylając się, aby pocałować dłoń Nauczyciela.
Nastaje cisza. Potem Judasz Iskariota woła: «Jestem zmęczony! Nie wiem, czy będę potrafił iść przez całą noc.»
«Oczywiście! – odpowiada mu Jakub, syn Zebedeusza – Dziś kręciłeś się w kółko jak mucha, kiedy myśmy spali!»
«Chciałem sprawdzić, czy spotkam uczniów...»
«A cóż cię to obchodzi? Nauczyciel ci tego nie polecił, a więc...»
«No cóż, zrobiłem to. A jeśli mi Nauczyciel pozwoli, zostanę w Mageddo. Myślę, że znajduje się tu jeden z naszych przyjaciół, który co roku odchodzi stąd po zbiorach zbóż o tej porze. Chciałbym z nim porozmawiać o mojej matce i...»
[Jezus przerywa:] «Czyń zatem to, co uważasz za dobre. Gdy skończysz, pójdziesz w stronę Nazaretu. Tam się spotkamy. W ten sposób uprzedzisz Moją Matkę i Marię Alfeuszową, że wkrótce będziemy w domu.»
«Ja też mówię Ci jak Mateusz: „Dziękuję, Panie”.»
Jezus nic nie odpowiada i przyjmuje pocałunek dłoni, jak przyjął go od Mateusza. Nie można dojrzeć wyrazu twarzy, gdyż jest wieczór. Światło dnia całkowicie znikło i nie ma jeszcze blasku gwiazd. Jest tak ciemno, że z wysiłkiem idą naprzód. Aby pokonać te trudności, Piotr i Tomasz postanawiają ułamać gałęzie krzewów i rozpalić je. Płoną trzaskając... Jednak brak światła wcześniej, a potem światło ruchome i dymiące nie pozwala ujrzeć dobrze wyrazu twarzy.
Zbliżają się wzgórza i ich ciemne zbocza wyróżniają się dzięki głębszej czerni niż czerń pól. Zżęte uprawy pozostawiły ścierniska, które bieleją w czerni nocy. Są widoczne coraz bardziej, w miarę jak rozjaśnia je jasność pierwszych gwiazd...
«Tutaj bym Cię opuścił, gdyż mój przyjaciel mieszka nieco poza Mageddo. Jestem taki zmęczony...» [– mówi Judasz.]
«Idź. Niech Pan czuwa nad twymi krokami» [– mówi Jezus.]
«Dziękuję, Nauczycielu. Żegnajcie, moi przyjaciele.»
«Żegnaj, żegnaj» – mówią inni, niewiele wagi przywiązując do tego pożegnania. Jezus zaś powtarza:
«Niech Pan czuwa nad twoimi czynami.»
Judasz odchodzi szybkim krokiem.
«Hmmm! Nie wydaje się już zbytnio zmęczony» – zauważa Piotr.
«Tak! Powłóczył nogami. Teraz biegnie jak gazela...» – mówi Natanael.
«Twoje pożegnanie było święte, Bracie [– odzywa się Juda. –] Ale jeśli Pan nie narzuci mu Swojej woli, to obecność Boga nie pomoże mu w podejmowaniu dobrych przedsięwzięć i sprawiedliwych czynów.»
«Judo, to, że jesteś Moim bratem, nie oznacza, że nie odnoszą się do ciebie wyrzuty! I udzielam ci nagany za to, że jesteś niemiły i pozbawiony litości wobec twego towarzysza. On popełnia błędy, ale ty również. A pierwszym jest to, że nie potrafisz Mi pomagać w ukształtowaniu tej duszy. Rozdrażniasz go swoimi słowami. To nie przemocą zdobywa się serca. Czy uważasz, że masz prawo ganić wszystkie jego czyny? Czujesz się dość doskonały, aby móc to robić? Przypominam ci, że Ja, twój Nauczyciel, nie robię tego, gdyż kocham tę nieukształtowaną duszę. To ona wzbudza Moją litość, bardziej niż jakakolwiek inna... właśnie dlatego że jest nieukształtowana. Myślisz, że on jest zadowolony ze swego stanu? A jak ty będziesz mógł jutro być nauczycielem duchów, jeśli na swoim towarzyszu nie ćwiczysz posługiwania się nieskończoną miłością miłosierną, która zbawia grzeszników?»
Juda, syn Alfeusza, spuścił głowę już przy pierwszych słowach. Na koniec klęka, mówiąc:
«Przebacz mi. Jestem grzesznikiem i czyń mi wyrzuty, kiedy jestem w błędzie. Strofowanie bowiem jest miłością i tylko głupiec nie pojmuje łaski napominania przez mędrca.»
«Dostrzegasz, że czynię to dla twego dobra. Ale do nagany dołącza się przebaczenie. Ja bowiem potrafię zrozumieć powody twej surowości. Poza tym pokora tego, którego się napomina, rozbraja pouczającego go. Wstań, Judo, i nie grzesz więcej.»
[Jezus] zatrzymuje go przy Sobie razem z Janem. Inni apostołowie komentują [wydarzenie] między sobą – najpierw po cichu, potem głośniej, bo mają zwyczaj rozmawiania głośno. Dzięki temu słyszę, jak porównują Judę z Judaszem.
«Gdyby to Judasz z Kariotu wysłuchał takich napomnień! Kto wie, jak by się buntował! Twój brat jest dobry» – mówi Tomasz do Jakuba.
«A jednak... tak... nie można powiedzieć, że mówił źle. Powiedział prawdę o Judaszu z Kariotu. Czy ty wierzysz w tego przyjaciela, który się udaje do Judei, bo ja nie?» – mówi szczerze Mateusz.
«Być może chodzi... o sprawy winnic jak na targu w Jerychu» – mówi Piotr wspominając scenę, której nie potrafi zapomnieć.
Wszyscy się śmieją.
«Z pewnością tylko Nauczyciel potrafi mieć tak często współczucie dla niego...» – zauważa Filip.
«Tak często? Powinieneś powiedzieć: zawsze» – odpowiada mu Jakub, syn Zebedeusza.
«Ja nie byłbym taki cierpliwy» – mówi Natanael.
«Ani ja – potwierdza Mateusz – Wczorajsza scena była odrażająca.»
«Ten człowiek musi nie być całkiem świadomy...» – mówi pojednawczo Zelota.
«A jednak – odzywa się Piotr – swymi sprawami potrafi się zawsze dobrze zajmować, nawet zbyt dobrze. Założyłbym się o moją łódź, sieci, dom – pewien, że nic nie stracę – że on idzie właśnie do jakiegoś faryzeusza, aby szukać opieki...»
«To prawda! Izmael! Izmael jest w Mageddo! Jakże nie pomyśleliśmy o tym?! Trzeba o tym powiedzieć Nauczycielowi!» – woła Tomasz uderzając się gwałtownie w czoło.
«To daremne. Nauczyciel wybroni go, a nam uczyni wymówki» – odzywa się Zelota.
«No cóż... spróbujmy. Idź ty, Jakubie. On cię kocha, ty jesteś Jego krewnym...»
«Dla Niego wszyscy jesteśmy tacy sami. On nie widzi w nas krewnych czy przyjaciół, widzi tylko apostołów i jest bezstronny. Ale pójdę, aby sprawić wam radość» – mówi Jakub, syn Alfeusza. Pospiesznie zostawia towarzyszy, aby dogonić Jezusa.
«Wy myślicie, że on poszedł do jakiegoś faryzeusza. Ten czy inny, nieważne... ja zaś myślę, że zrobił to, aby nie iść do Cezarei. Nie chce tam iść...» – mówi Andrzej.
«Wydaje się, że od jakiegoś czasu czuje odrazę do Rzymian» - zauważa Tomasz.
«A jednak... kiedy wy byliście w Engaddi, a ja byłem z nim u Łazarza, był bardzo szczęśliwy, że rozmawiał z Klaudią...» – zauważa Zelota.
«Tak... ale... myślę, że to właśnie wtedy popełnił jakiś błąd. I myślę, że Joanna wiedziała o tym, dlatego wezwała Jezusa i... i... tyloma sprawami gryzę się w środku, odkąd Judasz tak się zachowywał w Betsur...» – mruczy Piotr przez zęby.
«Tak mówisz?» – pyta zaciekawiony Mateusz.
«Ale... nie wiem... To takie myśli... Zobaczymy...»
«O! Nie myślmy źle! Nauczyciel tego nie chce. A nie mamy dowodów, że on zrobił coś złego» – błaga Andrzej.
«Nie chcesz mi powiedzieć, że robił dobrze zasmucając Nauczyciela, uchybiając szacunkowi wobec Niego, wywołując nieporozumienia...» – odzywa się Piotr.
«No cóż, Szymonie! Zapewniam cię, że on jest trochę szalony...» – mówi Zelota.
«Możliwe. Ale on grzeszy przeciw dobroci naszego Pana. Ja, nawet gdyby mi napluł w twarz, gdyby mnie spoliczkował, zniósłbym to, ofiarowując to Bogu za jego zbawienie. Postanowiłem mocno ponosić różnego rodzaju ofiary w jego intencji i gryzę się w język, wbijam sobie paznokcie w dłonie, kiedy on zgrywa wariata, aby mnie pokonać. Ale tego nie mogę wybaczyć, że jest zły dla naszego Nauczyciela. Grzech, który popełnia wobec Niego, jest jakby przewinieniem wobec mnie i tego nie przebaczam. Poza tym... gdyby to było rzadkie! Ale robi to wciąż na nowo! Nie zdążę pokonać złości, która kipi mi w środku z powodu jakiegoś zajścia, a oto on już wywołuje nowe! Jedno, drugie, trzecie... Jest chyba jakaś granica!» – Piotr niemal krzyczy, gestykulując z całą swą porywczością.
Jezus jest jak biały cień w nocy. Idzie na przedzie w odległości około dwunastu metrów. Odwraca się i mówi:
[por. Łk 17,3-4; Mt 18,21-22] «Nie ma granic dla miłości i przebaczenia. Nie ma. Ani u Boga, ani u prawdziwych dzieci Bożych. Dopóki trwa życie, dopóty nie ma granic. Jedyna przeszkoda dla zstąpienia przebaczenia i miłości to opór grzesznika bez skruchy. Ale jeśli się nawraca, zawsze otrzymuje przebaczenie. Nawet gdyby grzeszył nie raz, nie dwa, trzy razy w ciągu dnia, lecz więcej...
Wy też grzeszycie i chcecie, żeby Bóg wam przebaczył. Idziecie do Niego mówiąc: „Zgrzeszyłem, przebacz mi”. Przebaczenie jest miłe dla was, tak samo jak słodko jest Bogu [udzielać] przebaczenia. Wy nie jesteście bogami, a zatem mniej poważna jest zniewaga, jaką czynicie jednemu z wam podobnych, od zniewagi, jaką wyrządza się Temu, który nie jest podobny do nikogo innego. Nie wydaje się wam? A jednak Bóg przebacza. Wy też czyńcie tak samo. Strzeżcie się! Uważajcie na siebie, aby wasze nieprzejednanie nie zamieniło się w szkodę dla was, wywołując nieprzejednanie Boga wobec was.
Już to mówiłem, ale powtarzam: bądźcie miłosierni, aby dostąpić miłosierdzia. Nikt nie jest dość wolny od grzechu, aby być nieubłaganym wobec grzesznika. Spójrzcie na ciężar obciążający wasze serca, zanim [popatrzycie] na ten, który ciąży na sercu drugiego. Zdejmijcie najpierw swój, z własnego ducha, a potem zwróćcie się ku ciężarom innych. Nie okazujcie im potępiającej surowości, lecz miłość, która poucza i pomaga wyzwolić się od zła. Trzeba nie mieć grzechu lub przynajmniej naprawić [własny] grzech, aby móc powiedzieć, nim grzesznik każe wam zamilknąć: „Zgrzeszyłeś przeciw Bogu i względem swego bliźniego”. Aby móc powiedzieć człowiekowi udręczonemu z powodu swego grzechu: „Miej wiarę w Boga przebaczającego temu, który się nawraca” – jako słudzy Boga, przebaczającego nawracającemu się, musicie tak samo okazywać wielkie miłosierdzie w przebaczaniu. Wtedy będziecie mogli powiedzieć: „Widzisz, o skruszony grzeszniku? Wybaczam ci twoje grzechy siedem i jeszcze siedem razy. Jestem bowiem sługą Tego, który przebacza niezliczoną ilość razy temu, kto się tyleż razy nawraca ze swoich grzechów. Pomyśl więc, jak przebacza ci Doskonały, skoro ja jestem jedynie jego sługą, a potrafię przebaczyć. Miej wiarę!” To tak powinniście umieć mówić i wyrażać to czynem, a nie słowami: mówić to, wybaczając.
Jeśli więc wasz brat grzeszy, upomnijcie go z miłością. Jeśli zaś okaże skruchę, przebaczcie mu. A jeśli u progu dnia zgrzeszy siedem razy i siedem razy powie wam: „Żałuję”, przebaczcie mu tyleż razy. Zrozumieliście? Obiecujecie Mi tak postępować? Kiedy on jest daleko, obiecujecie Mi mieć dla niego współczucie? Pomożecie Mi – przez ofiarę waszego panowania nad sobą – w uzdrawianiu go, kiedy będzie błądził? Czy nie chcecie Mi pomóc zbawić go? To jest wasz brat duchowy. Brat, który pochodzi od jedynego Ojca. Brat z tej samej rasy, pochodzący z jednego ludu. Brat w misji, gdyż jest apostołem jak wy. Zatem po trzykroć powinniście go kochać. Gdybyście mieli w waszej rodzinie brata, który wywoływałby smutek ojca i sprawiałby że by o tym mówiono, czy nie usiłowalibyście go zmienić na lepsze, aby wasz ojciec nie cierpiał i aby ludzie nie mówili już o waszej rodzinie? A więc? Czy wasza rodzina nie jest większa i bardziej święta? Jej Ojcem jest Bóg, a Ja jestem w niej Najstarszym. Dlaczego zatem nie chcecie pocieszyć Ojca i Mnie i pomóc Nam uczynić lepszym biednego brata, który, wierzcie Mi, będąc takim, nie jest szczęśliwy...»
Jezus wstawia się gorączkowo za apostołem tak pełnym wad... Na koniec mówi: «Jestem Wielkim Żebrakiem. Proszę was o jałmużnę najkosztowniejszą: proszę was o dusze. Ciągle ich poszukuję, a wy powinniście Mi pomagać... nasycić głód Mojego Serca, które szuka miłości, a znajduje ją tylko u niewielu. Ci bowiem, którzy nie dążą do doskonałości, są dla Mnie jak chleby odebrane Mi w duchowym głodzie. Dajcie dusze waszemu Nauczycielowi strapionemu, że nie jest kochany ani rozumiany...»
Apostołowie są wzruszeni... Chcieliby tak wiele Mu powiedzieć, lecz wszelkie słowo zdaje się im marne... Tłoczą się wokół Nauczyciela. Wszyscy chcieliby Go pogłaskać, aby dać Mu odczuć, że Go kochają. W końcu łagodny Andrzej mówi:
«Tak, Panie. Przez cierpliwość, milczenie i ofiarę - tę broń, która nawraca – damy Ci dusze. Tę także... jeśli Bóg nam dopomoże...»
«Tak, Panie. A Ty pomóż nam Swoją modlitwą.»
«Dobrze, przyjaciele. A teraz pomódlmy się wspólnie za towarzysza, który odszedł: „Ojcze nasz, któryś jest w Niebie...”»
Doskonały głos Jezusa powoli wypowiada słowa Ojcze nasz.
Inni wtórują Mu półgłosem. Cały czas modląc się, oddalają się w mroku nocy.