Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga V - Przygotowanie do Męki |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
34. JUDASZ ODDZIELA SIĘ OD UCZNIÓW
Napisane 3 marca 1947. A, 10066-10070
Jezus jest sam. Rozmyśla, siedząc pod gigantycznym, wiecznie zielonym dębem, który wyrósł na zboczu wzgórza, dominującego nad Sychem. W dole, w pierwszym słońcu – miasto różowo-białe, rozciąga się na niższych zboczach góry. Widziane z góry wydaje się garścią wielkich białych kostek, rozrzuconych przez duże dziecko na zielonej łące na zboczu. Dwa strumienie wody, blisko których się ono wznosi, tworzą niebiesko-srebrzyste półkole wokół miasta. Potem jeden z nich, śpiewając i skrząc się, płynie przez miasto pomiędzy białymi domami. Dalej wypływa i przepływa w zieleni w kierunku Jordanu, ukazując się i znikając pośród drzew oliwnych i bujnych sadów. Drugi, skromniejszy, pozostaje poza murami, jakby je muskając, nawadniając żyzne uprawy warzywne. Potem płynie napoić stada białych owiec, pasących się na łąkach, które kwiaty koniczyn barwią czerwonymi główkami.
Rozległy horyzont otwiera się przed Jezusem. Za pofałdowaniem coraz niższych pagórków widać w perspektywicznym skrócie zieloną dolinę Jordanu, a za nią, góry z drugiej strony Jordanu, które się kończą na północnym wschodzie szczytami charakterystycznymi dla Auranitydy. Słońce, które wzeszło zza tych gór, oświetliło trzy dziwaczne chmury, podobne do trzech wstęg z lekkiej gazy, ułożonych poziomo na niebiesko-turkusowej zasłonie firmamentu. Ta lekka gaza trzech chmur długich i wąskich przybrała barwę pomarańczowej czerwieni niektórych cennych korali. Niebo wydaje się zamknięte przez tę powietrzną kratę, bardzo piękną. Jezus wpatruje się w nią lub raczej patrzy w tym kierunku, zamyślony. Kto wie, czy w ogóle ją widzi. Z łokciem opartym o kolano, z ręką podtrzymującą podbródek w zagłębieniu dłoni patrzy, myśli, medytuje. Ponad Nim – ptaki oddają się radosnej i hałaśliwej zabawie latając w powietrzu.
Jezus spuszcza wzrok na Sychem, które budzi się coraz bardziej w słońcu poranka. Obecnie do pasterzy i stad, jedynych, które najpierw ożywiały panoramę, dołączają się grupy pielgrzymów. Z brzękiem dzwonków stad miesza się hałas grzechotek osłów i głosy, odgłos stóp i słów. Wiatr przynosi Jezusowi falami wrzawę budzącego się miasta i ludzi, porzucających spoczynek nocy.
Jezus wstaje. Opuszcza z westchnieniem spokojne miejsce i schodzi szybko, skrótem, w stronę miasta. Idzie naprzód pośród śpieszących się karawan sprzedawców warzyw oraz pielgrzymów. Pierwsi idą wyładować towary, drudzy chcą dokonać zakupów, zanim ponownie ruszą w drogę. W jednym kącie placu targowego znajdują się w oczekującej Go grupie apostołowie i uczennice, a wokół nich – mieszkańcy Efraim, Szilo, Lebony i wielu z Sychem. Jezus podchodzi do nich, wita, a potem mówi do osób z Sychem:
«A teraz się rozstajemy. Wróćcie do waszych domów. Pamiętajcie o Moich słowach. Wzrastajcie w sprawiedliwości.»
Jezus odwraca się w stronę Judasza z Kariotu:
«Czy dałeś, jak ci powiedziałem, [pieniądze] dla biednych z wszystkich miejsc?»
«Dałem, z wyjątkiem tych z Efraim, bo oni już otrzymali.»
«Zatem idźcie. Zróbcie tak, by pomóc każdemu ubogiemu.»
«Błogosławimy Cię za nich.»
«Błogosławcie uczennice. To one dały Mi pieniądze. Idźcie. Pokój niech będzie z wami.»
Odchodzą z żalem, smutni. Ale są posłuszni.
Jezus zostaje z apostołami i uczennicami. Mówi do nich:
«Idę do Enon. Chcę odwiedzić miejsce [pobytu] Chrzciciela. Potem pójdę drogą w dolinie. Jest wygodniejsza dla niewiast.»
«Nie byłoby lepiej iść raczej drogą w Samarii?» – pyta Iskariota.
«Nie musimy się bać złodziei, nawet jeśli jesteśmy na drodze sąsiadującej z ich pieczarami. Kto chce iść ze Mną, niech idzie. Ten, kto nie chce iść do Enon, niechaj tu zostanie do dnia po szabacie. Wtedy pójdę do Tersy. Kto tu zostaje, niech dołączy do Mnie w tej miejscowości.»
«Ja, naprawdę... wolałbym zostać. Nie jestem całkiem zdrowy... jestem zmęczony...» – odzywa się Iskariota.
«To widać. Wydajesz się chory. Ciemne spojrzenie, nastrój, a nawet skóra. Obserwuję cię od jakiegoś czasu...» – mówi Piotr.
«Ale nikt mnie nie pyta, czy cierpię, jednak...»
«Sprawiłoby ci to radość? Nie wiem nigdy, co ci się podoba. Ale jeśli to ci sprawia przyjemność, pytam cię o to teraz, i jestem gotów zostać z tobą i pielęgnować cię...» – odpowiada mu Piotr cierpliwie.
«Nie, nie! To tylko zmęczenie. Idź, idź! Ja tu zostanę.»
«Ja też zostaję. Jestem stara. Odpocznę, służąc ci za matkę» – mówi niespodziewanie Eliza.
«Zostajesz? Mówiłaś...» – przerywa jej Salome.
«Gdyby wszyscy tam szli, poszłabym i ja, aby tu nie być sama. Ale ponieważ Judasz zostaje...»
«W takim razie idę. Nie chcę, abyś się poświęcała, niewiasto. Z pewnością pójdziesz chętnie zobaczyć schronienie Chrzciciela...» [– mówi Judasz.]
«Jestem z Betsur i nie odczuwałam nigdy potrzeby pójścia do Betlejem, aby zobaczyć grotę, w której narodził się Nauczyciel. Zrobię to wtedy, kiedy nie będę już mieć Nauczyciela. Zastanów się więc, czy bardzo pragnę ujrzeć miejsce, w którym był Jan... Wolę okazywać miłość, pewna, że ona ma więcej wartości niż jakaś pielgrzymka.»
«Czynisz wymówkę Nauczycielowi. Nie zauważasz tego?» [– pyta Judasz.]
«Mówię o sobie. On tam idzie i czyni dobrze. On jest Nauczycielem. Ja jestem staruszką, której boleści odebrały wszelką ciekawość, a miłość do Chrystusa odebrała mi pragnienie wszystkiego, co nie jest służeniem.»
«Zatem dla ciebie służbą jest szpiegowanie mnie.»
«Robisz coś zasługującego na naganę? Pilnuje się tego, kto czyni coś szkodliwego. Nigdy jednak nikogo nie szpiegowałam, mężu. Nie należę do rodziny węży. I nie zdradzam.»
«Ja też nie» [– stwierdza Judasz.]
«Oby Bóg tak chciał dla twego dobra. Nie pojmuję jednak, dlaczego jest dla ciebie tak odrażające to, że chcę tu zostać odpocząć...»
Jezus, aż dotąd milczał i słuchał wraz z innymi, zdziwionymi tą sprzeczką. Podnosi głowę, którą miał nieco pochyloną, i mówi:
«Dość. Pragnienie [odpoczynku], jakie ty masz, może mieć tym bardziej niewiasta, w dodatku niewiasta starsza. Zostaniecie tu do świtu po szabacie, potem dołączycie do Mnie. A teraz idź kupić to, co może być konieczne na te dni. Idź i pośpiesz się.»
Judasz odchodzi niechętnie kupić pożywienie. Andrzej chce iść za nim, ale Jezus chwyta go za ramię mówiąc mu:
«Zostań. On może to zrobić sam.»
Jezus jest bardzo surowy. Eliza patrzy na Niego, a potem podchodzi, aby Mu powiedzieć:
«Wybacz, Nauczycielu, sprawiłam Ci przykrość.»
«Nie mam ci nic do wybaczenia, niewiasto. To ty raczej przebacz temu człowiekowi, jakby to był twój syn.»
«Z tym uczuciem zostanę przy nim... nawet jeśli on uważa inaczej... Ty mnie rozumiesz...»
«Tak i błogosławię cię. Mówię ci też, że dobrze powiedziałaś stwierdzając, iż pielgrzymki do miejsc, związanych ze Mną, będą koniecznością wtedy, kiedy Mnie nie będzie już pośród was... koniecznością dla umocnienia waszego ducha. Obecnie trzeba jedynie służyć pragnieniom waszego Jezusa. Ty zaś pojęłaś Moje pragnienie, bo poświęcasz się, opiekując się duchem nierozważnym...»
Apostołowie patrzą jeden na drugiego... uczennice także. Maryja pozostaje całkiem zasłonięta i nie podnosi głowy, nie chcąc na nikogo patrzeć. Maria z Magdali stoi jak królowa, która ma sądzić. Nie traci z oczu ani na chwilę Judasza, który krąży między sprzedawcami. Ma spojrzenie rozgniewane i grymas pogardy na zaciśniętych ustach. Wyraz jej twarzy mówi więcej, niż gdyby się odzywała...
Judasz powraca. Daje swoim towarzyszom to, co kupił. Poprawia płaszcz, którym się posłużył, aby przynieść zakupy. Chce oddać sakiewkę Jezusowi. Jezus jednak odpycha ją ręką:
«To nie jest konieczne. Maria rozdziela jałmużny. Do ciebie należy być dobroczyńcą tutaj. Jest wielu żebraków, którzy zewsząd zdążają w tych dniach do Jerozolimy. Dawaj bez uprzedzeń i z miłością, pamiętając że wszyscy jesteśmy wobec Boga żebrakami, proszącymi o Jego miłosierdzie i o Jego chleb... żegnaj. Żegnaj, Elizo. Pokój niech będzie z wami.»
I odwraca się szybko, aby wyruszyć zdecydowanym krokiem po pobliskiej drodze, nie dając Judaszowi czasu na pożegnanie Go... Wszyscy idą za Nim w milczeniu. Wychodzą z miasta, aby się skierować na południowy wschód, przez bardzo piękne pola...