Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga V - Przygotowanie do Męki

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

33. PRZYPOWIEŚĆ O SPRAWIEDLIWOŚCI SYNA KRÓLEWSKIEGO I O UDZIELANYCH MU RADACH

Napisane 2 marca 1947. A, 10060-10066

 

Główny plac Sychem jest niezwykle ożywiony. Sądzę, że jest tam całe miasto i że przybyli także mieszkańcy wiosek i sąsiednich miejscowości. Ci z Sychem, po południu pierwszego dnia, musieli się rozejść, dając znać w każdym miejscu. Przybyli więc wszyscy: zdrowi i chorzy, grzesznicy i niewinni. Plac już się zapełnił. Ludzie tłoczą się też na tarasach i dachach domów. Przybywający sadowią się nawet na drzewach, rzucających cień na plac.

W pierwszym szeregu, w pobliżu miejsca zachowywanego dla Jezusa, obok domu, do którego wchodzi się po czterech stopniach, znajduje się troje dzieci. To te, które Jezus odebrał złodziejom. Są z nimi ich krewni. Jakże tych troje dzieci chciałoby już ujrzeć swego Zbawiciela! Na każdy krzyk odwracają się, szukając Go. A kiedy otwierają się drzwi jakiegoś domu i ukazuje się Jezus, dzieci biegną naprzód, krzycząc: «Jezus! Jezus! Jezus!»

I wchodzą po wysokich stopniach, nie czekając nawet, aż zejdzie i ucałuje je. Jezus pochyla się i obejmuje je, podnosząc je jak żywy bukiet niewinnych kwiatów. Całuje małe twarzyczki, które odpłacają Mu tym samym.

Daje się słyszeć szept wzruszonych ludzi i wznosi się jakiś głos, który mówi:

«Tylko On umie pocałować nasze dzieci.»

A inne głosy:

«Widzicie, jak je kocha? Ocalił je z rąk rozbójników, potem dał im dom. Nakarmił je i przyoblekł, a teraz je całuje, jakby były synami, Jego własnymi dziećmi.»

Jezus, który postawił dzieci na ziemi, na najwyższym stopniu, całkiem blisko Siebie, zwraca się do wszystkich, odpowiadając na te ostatnie słowa jakiejś nieznanej osoby:

«Zaprawdę, oni są dla Mnie kimś więcej niż synami Moich wnętrzności. Ja bowiem jestem ojcem dla ich dusz, które należą do Mnie nie w czasie, który przemija, lecz na wieczność, która trwa. Obym mógł to powiedzieć o każdym człowieku, że ze Mnie, Życia, czerpie życie, aby uniknąć śmierci! Zaprosiłem was do tego, kiedy przybyłem tu po raz pierwszy. Wy zaś myśleliście, że macie wiele czasu, aby się na to zdecydować. Tylko jedna ukazała pośpiech, idąc za wezwaniem i wchodząc na drogę Życia: stworzenie najbardziej grzeszne pośród was. Być może właśnie dlatego, że ona poczuła się umarła, że ujrzała, iż jest martwa, zepsuta w swoim grzechu, śpieszyła się, aby uniknąć śmierci. Wy ani nie czujecie, ani nie widzicie, żebyście byli umarli. Nie ma więc w was jej pośpiechu. Ale któryż to chory czeka na śmierć, aby wziąć środki dające życie? Umarły potrzebuje tylko całunu, olejków i grobu, w którym spocznie, aby się stać prochem po swoim rozpadzie. Chociaż bowiem dla mądrych celów, zgnilizna Łazarza – na którego patrzycie oczyma rozwartymi od lęku i zaskoczenia – została, dzięki interwencji Wiecznego, na nowo ułożona i uzdrowiona, to nikogo nie może kusić śmierć ducha i mówienie sobie: „Najwyższy przywróci życie mojej duszy”. Nie kuście Pana waszego Boga. Przyjdźcie do Życia. Nie ma już czasu na czekanie. Winorośl zostanie wkrótce zerwana i wytłoczona. Przygotujcie waszego ducha na Wino Łaski, które wkrótce zostanie wam dane.

Czy tak nie robicie, kiedy macie wziąć udział w wielkiej uczcie? Czy nie przygotowujecie żołądka na przyjęcie potraw i wybornych win, poprzedzając ucztę roztropną wstrzemięźliwością, która oczyszcza smak, a żołądek czyni mocnym, aby smakować i pragnąć pokarmu i napojów? I czyż nie działa tak samo plantator winogron, aby skosztować wina zrobionego niedawno? Nie psuje sobie podniebienia w dniu, kiedy chce spróbować nowego wina. Czyni tak, gdyż chce ocenić dokładnie braki i wartości, aby jedne poprawić, a drugimi się szczycić i dobrze sprzedać swój towar.

Czyż nie powinien umieć tak czynić człowiek dla swego ducha, aby zasmakować Nieba, aby zdobyć skarb, dający mu wstęp do Nieba? Przecież umie to czynić ten, kogo zaproszono na ucztę, aby smakować z większą przyjemnością dania i wina. Podobnie czyni plantator winogron, aby móc dobrze sprzedać swe wino lub umożliwić sprzedanie tego wina, które z powodu jego braków mogłoby zostać odrzucone przez kupującego.

Posłuchajcie Mojej rady. Tak, tej rady posłuchajcie. To dobra rada. To sprawiedliwa rada Sprawiedliwego, któremu daremnie źle się doradza i który chce was ocalić od owoców złych rad, które wy otrzymaliście. Bądźcie sprawiedliwi, jak Ja jestem sprawiedliwy. I umiejcie nadawać właściwą wartość radom, jakichś się wam udziela. Jeśli będziecie potrafili stać się sprawiedliwymi, nadacie im słuszną wartość.

Posłuchajcie przypowieści. Ona zakończy cykl tych, które opowiedziałem w Szilo i w Lebonie, a mówi ciągle o radach udzielanych i otrzymywanych.

Pewien król posłał swego umiłowanego syna, aby nawiedził królestwo. Królestwo króla było podzielone na wiele prowincji, gdyż było bardzo rozległe. Te prowincje w różnym stopniu znały swego króla. Niektóre znały go tak dobrze, że uważały się za ulubione i to wzbudzało w nich pychę. Uważały, że tylko one były doskonałe oraz znały króla i jego pragnienia. Inne znały go, ale jednak nie uważały się za mądre i usiłowały poznawać go coraz lepiej. Inne znały króla, ale kochały go na swój sposób, gdyż postępowały według własnych zasad, a nie według prawdziwego kodeksu królestwa. Z prawdziwych zasad postępowania przejęli to, co im się podobało i w takiej mierze, w jakiej to się im podobało. Potem zaś nawet tę odrobinę pomniejszyli, mieszając ją z innymi prawami zapożyczonymi z innych królestw, lub takimi, które sami sobie ustalili, a które nie były dobre. Nie, nie były dobre. Inni jeszcze mniej znali swego króla, a niektórzy wiedzieli tylko, że król istnieje. Nic więcej. Ale wierzyli w to niemal jak w bajkę.

Syn króla przybył zwiedzić królestwo swego ojca, aby wszystkie te zróżnicowane regiony posiadły dobrą znajomość króla. Tu usuwał pychę, tam podnosił poniżonych, gdzie indziej poprawiał błędne poglądy, dalej jeszcze radził usunąć nieczyste elementy z czystego prawa, tu nauczał, jak uzupełnić braki, tam próbował dać minimum wiedzy i wiary w prawdziwego króla, którego każdy człowiek jest poddanym. Syn króla pomyślał jednak, że dla wszystkim pierwszym pouczeniem powinien być przykład sprawiedliwości zgodnej z kodeksem tak w częściach poważnych, jak i w sprawach mniejszej wagi. I sam był doskonały. Ludzie dobrej woli stawali się więc lepszymi, gdyż szli tak za słowami, jak i za czynami królewskiego syna, bo jego słowa i jego czyny były czymś jednym, nie było w nich żadnej dysharmonii.

Jednak mieszkańcy tej prowincji, która się uważała za lepszą – jedynie dlatego, że znała dokładnie literę kodeksu, choć nie postępowała według jego ducha – widzieli, że obserwacja tego, co czynił syn króla i o co ich usilnie prosił, ukazuje zbyt jasno, że oni sami znali literę kodeksu, ale nie posiadali ducha królewskiego prawa, i że w ten sposób ujawniała się ich obłuda. Wtedy pomyśleli o usunięciu tego, co ich ukazywało takimi, jakimi byli. I żeby to osiągnąć, posłużyli się dwoma sposobami: jednym – przeciwko synowi króla, drugim – przeciwko jego zwolennikom. Pierwszemu źle doradzali i prześladowali go; co do drugich – udzielali im złych rad i zastraszali.

Tyle spraw można określić jako złe rady. Złą radą jest powiedzenie: „Nie czyń tego, gdyż to może ci szkodzić”, udając życzliwe zainteresowanie. Złą radą jest prześladowanie w celu przekonania tego, kogo chce się zwieść, żeby uchybił swemu posłannictwu. Złą radą jest powiedzieć zwolennikom: „Brońcie za wszelką cenę i wszystkimi środkami sprawiedliwego prześladowanego”, i złą radą jest powiedzieć zwolennikom: „Jeśli będziecie go chronić, spotkacie się z naszą pogardą.”

Nie mówię tu o radach udzielanych zwolennikom. Mówię o radach, które dawano lub kazano dawać synowi króla. Z fałszywą dobrodusznością, z zajadłą nienawiścią lub przez usta nieświadomych narzędzi, którymi poruszono, żeby szkodzić, przekonując je, że działają przynosząc pożytek.

Syn króla słuchał tych rad. Miał uszy, oczy, rozum i serce. Nie mógł więc ich nie słyszeć, nie widzieć, nie rozumieć i ich nie oceniać. Jednak syn króla miał przede wszystkim prawego ducha istoty prawdziwie sprawiedliwej i na wszelką radę – udzielaną świadomie lub nieświadomie w celu skłonienia go do grzechu i dania złego przykładu podwładnym ojca oraz do [zadania] nieskończonego bólu ojcu – odpowiadał: „Nie. Czynię to, czego chce mój ojciec. Ja postępuję zgodnie z jego kodeksem. Fakt, że jestem synem króla, nie zwalnia mnie od tego, by być najbardziej wiernym z jego poddanych w przestrzeganiu prawa. Wy, którzy mnie nienawidzicie i chcecie mnie przestraszyć, wiedzcie, że nic nie skłoni mnie do złamania prawa. Wy, którzy mnie kochacie i chcecie mnie ocalić, wiedzcie, że błogosławię was za to wasze pragnienie, ale wiedzcie też, że wasza miłość i miłość, jaką ja mam do was, gdyż jesteście mi bardziej wierni niż ci, którzy nazywają się „mędrcami”, nie może mnie uczynić niesprawiedliwym w moim zobowiązaniu wobec miłości największej, którą powinienem okazywać mojemu ojcu”.

Oto przypowieść, Moje dzieci. Jest tak jasna, że każdy z was chyba ją zrozumiał. A w duchach sprawiedliwych może się wznieść tylko jeden głos: „On jest naprawdę sprawiedliwym, gdyż żadna ludzka rada nie może go pociągnąć na drogę błędną”.

Tak, synowie Sychem, nic nie może Mnie skłonić do grzechu. Biada, gdybym zgrzeszył! Biada Mi i biada wam. Zamiast być waszym Zbawicielem, byłbym dla was zdrajcą, i mielibyście rację, gdybyście Mnie nienawidzili. Ale nie zrobię tego. Nie wyrzucam wam tego, że przyjęliście podszepty i myśleliście o środkach przeciwnych sprawiedliwości. Nie jesteście winni, gdyż uczyniliście to w duchu miłości. To co wam powiedziałem na początku, mówię wam i na końcu. Zapewniam was: jesteście Mi bardziej drodzy, niż gdybyście byli synami Moich wnętrzności, bo jesteście synami Mojego ducha. Doprowadziłem waszego ducha do Życia i uczynię to jeszcze bardziej. Wiedzcie – i niech to będzie waszą pamiątką po Mnie – wiedzcie, że błogosławię was z powodu myśli, jaką mieliście w sercach. Ale wzrastajcie w sprawiedliwości, chcąc jedynie tego, co oddaje cześć prawdziwemu Bogu, do którego trzeba mieć miłość absolutną, jakiej nie należy okazywać żadnemu innemu stworzeniu. Osiągnijcie tę doskonałą sprawiedliwość, której przykład Ja wam daję, sprawiedliwość, która depcze wszystkie formy egoizmu [zmierzające] do własnego dobrobytu, strach przed wrogami i śmiercią, [sprawiedliwość,] która depcze wszystko, aby czynić wolę Bożą.

Przygotujcie waszego ducha. Świt Łaski nastaje, uczta Łaski jest przygotowywana. Wasze dusze, dusze tych, którzy chcą przyjść do Prawdy, są w przededniu swych zaślubin, wybawienia, odkupienia. Przygotujcie się, w sprawiedliwości, na święto Sprawiedliwości.»

Jezus daje znak krewnym dzieci, które są przy Nim, żeby weszli z Nim do domu i wycofuje się, wziąwszy w ramiona troje dzieci, jak na początku.

Na placu ścierają się ze sobą bardzo różne komentarze. Najlepsi mówią:

«On ma rację. Zostaliśmy zdradzeni przez tych fałszywych posłańców.»

Mniej dobrzy mówią:

«A zatem nie powinien był nam pochlebiać. Sprawia, że rośnie nienawiść do nas. Drwił sobie z nas. To prawdziwy żyd.»

«Nie powinniście tak mówić. Nasi biedni poznali Jego pomoc, nasi chorzy – Jego potęgę, sieroty – Jego dobroć. Nie możemy domagać się, żeby grzeszył dla sprawienia nam przyjemności.»

«Już zgrzeszył, bo nam okazał nienawiść, sprawiając, że nienawiść do nas rośnie...»

«Czyja?»

«Wszystkich. Zadrwił z nas. Tak, zakpił z nas.»

Różne zdania napełniają plac, ale nie zakłócają spokoju we wnętrzu domu, w którym przebywa Jezus z dostojnikami, dziećmi i ich krewnymi.

Jeszcze jeden raz się sprawdza słowo prorockie: „Będzie kamieniem niezgody.”


   

Przekład: "Vox Domini"