Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
234. JEZUS W
CZASIE ŚWIĘTA
POŚWIĘCENIA ŚWIĄTYNI
Napisane 9 grudnia 1946. A, 9661-9683
Nie można pozostawać w bezruchu w poranek zimny i wietrzny. Na szczycie Moria wieje ostry wiatr z północnego wschodu. Podnosi szaty, czerwieni twarze i oczy. A jednak są tam ludzie, którzy weszli do Świątyni na modlitwy. Brakuje zaś nauczycieli z własnymi grupami uczniów. Portyk zdaje się więc obszerniejszy, a przede wszystkim godniejszy, z powodu braku hałaśliwych i napuszonych grup ludzi, które zwykle go wypełniają.
Panująca tu pustka musi być czymś niezwykłym, gdyż wszystkich dziwi to, jako coś nadzwyczajnego, a Piotr jest nawet nieufny. Ale Tomasz, który wydaje się jeszcze potężniejszy w swym obszernym i ciężkim płaszczu, mówi:
«Zamknęli się pewnie w jakimś pomieszczeniu, z obawy przed utratą głosu. Żałujesz?» – i śmieje się.
«Ależ nie! Gdybym tak mógł nigdy więcej ich nie oglądać! Nie chciałbym jednak, żeby to było...» – urywa i spogląda na Iskariotę. Ten zaś nie odzywa się, lecz widząc, że Piotr mu się przygląda mówi:
«Oni naprawdę obiecali nie przeszkadzać, chyba że Nauczyciel by ich... gorszył. Z pewnością są czujni, lecz ponieważ tutaj się nie grzeszy i nie znieważa, nie ma ich.»
«To lepiej i niech Bóg cię błogosławi, chłopcze, jeśli zdołałeś sprawić, że nabrali rozsądku.»
Jest jeszcze wcześnie. W Świątyni jest niewielu ludzi. Mówię „niewielu” i tak się zdaje, wziąwszy pod uwagę jej ogrom. Mogą ją zapełnić jedynie masy ludzi. Dwustu lub trzystu osób nawet nie widać w tym zespole dziedzińców, krużganków, atriów i korytarzy...
Jezus, jedyny Nauczyciel w przestronnym Portyku Pogan, chodzi tam i z powrotem rozmawiając ze Swoimi [apostołami] oraz z uczniami, których spotkał w obrębie Świątyni. Odpowiada na ich wątpliwości i na ich pytania, naświetla punkty, jakich nie potrafili wyjaśnić sobie i innym.
Nadchodzi dwóch pogan. Patrzą na Niego i odchodzą bez słowa. Przechodzą ludzie związani ze Świątynią. Patrzą, lecz i oni nic nie mówią. Zbliża się kilku wiernych, pozdrawiają Go, słuchają, lecz jest ich jeszcze niewielu.
«Czy jeszcze tutaj zostaniemy?» – pyta Bartłomiej.
«Jest zimno i nie ma nikogo. Jednak to przyjemne przebywać tutaj w takim spokoju. Nauczycielu, dziś jesteś naprawdę Nauczycielem w Domu Twego Ojca» – mówi z uśmiechem Jakub, syn Alfeusza i dodaje: «To tak musiało być w Świątyni, kiedy tu był Nehemiasz oraz królowie mądrzy i pobożni.»
«A ja bym proponował, żeby odejść. Oni nas śledzą...» – odzywa się Piotr.
«Kto? Faryzeusze?»
«Nie. Ci, którzy nas minęli i inni. Odejdźmy, Nauczycielu...»
«Czekam na chorych. Widzieli, że wchodziłem do miasta. Pogłoska z pewnością się rozeszła. Przyjdą, kiedy się ociepli. Pozostańmy przynajmniej od tercji do seksty.» – odpowiada Jezus i znowu zaczyna chodzić, żeby nie stać w bezruchu w chłodnym powietrzu.
Rzeczywiście po jakimś czasie, kiedy słońce łagodzi wpływ północnego wiatru, przybywa jakaś niewiasta z chorą dziewczynką i prosi o jej uzdrowienie. Jezus sprawia jej tę radość. Niewiasta kładzie jałmużnę u stóp Jezusa, mówiąc:
«To dla innych cierpiących dzieci.»
Iskariota zabiera pieniądze.
Później przynoszą na noszach starszego mężczyznę. Ma chore nogi. Jezus go uzdrawia.
Następnie przybywa grupa osób, proszących Jezusa o to, aby wyszedł z murów Świątyni, żeby przepędzić demona z dziewczynki, której krzyki są tak rozdzierające, że słychać je nawet w obrębie Świątyni. Jezus idzie za nimi i wychodzi na drogę prowadzącą do miasta. Ludzie, pośród których jest wielu cudzoziemców, tłoczą się wokół trzymających dziewczynkę. Ona ma na ustach pianę i wije się, przewracając oczyma. Różnego rodzaju przekleństwa wychodzą z jej ust coraz częściej, w miarę jak Jezus się zbliża. Wyrywa się też silniej. Z trudem utrzymuje ją czterech mężczyzn młodych i silnych. Ze zniewagami mieszają się okrzyki rozpoznające Chrystusa i zatrwożone błagania ducha, który ją opętał, żeby go nie wyganiał i także prawdy powtarzane monotonnie:
«Precz! Nie każcie mi patrzeć na tego przeklętego! Wynoś się! Odejdź, przyczyno naszej zguby. Wiem, kim jesteś. Ty jesteś... jesteś Chrystusem... Jesteś... nie otrzymałeś innego namaszczenia prócz tego z Wysoka. Moc Niebios Cię okrywa i chroni. Nienawidzę Cię! Przeklęty! Nie przepędzaj mnie! Dlaczego nas wyrzucasz i nie chcesz nas, skoro trzymasz przy Sobie legion demonów w jednym? Czy nie wiesz, że całe piekło jest w jednym? Ależ tak, wiesz o tym... Zostaw mnie więc tu przynajmniej do godziny...»
Słowo zatrzymuje się czasem jakby przytłumione, kiedy indziej zmienia się lub blokuje albo przedłuża się w nieludzkich krzykach, jak wtedy gdy woła:
«Pozwól mi przynajmniej wejść w niego. Nie wysyłaj mnie do Otchłani! Dlaczego nas nienawidzisz, Jezusie, Synu Boga? Czy nie wystarczy Ci, kim jesteś? Dlaczego nami też chcesz rządzić? My nie chcemy Twoich rozkazów! Dlaczego przyszedłeś nas prześladować, skoro my Cię odrzuciliśmy? Wynoś się! Nie zsyłaj na nas ognia z Nieba! Twoje oczy! Będziemy się śmiali, kiedy zgasną... Ach! Nie! Nawet wtedy... Pokonujesz nas! Pokonujesz nas! Bądź przeklęty Ty i Ojciec, który Cię posłał i Ten, który od was pochodzi i jest... Aaaa!»
Ostatni krzyk jest naprawdę straszliwy. To krzyk stworzenia podrzynanego, w które powoli wchodzi zabójczy miecz. Zaczęło się to wtedy, kiedy Jezus po zatrzymaniu słów opętanej, przez nakaz wydany w myślach, kładzie im kres dotykając palcem czoła dziewczynki. Krzyk kończy się okropną konwulsją i zgiełkiem, który jest wybuchem śmiechu i zwierzęcym wyciem zarazem. Demon opuszcza ją wołając:
«Ale nie odchodzę daleko... Cha! Cha! Cha!»
Natychmiast słychać suchy odgłos jakby grzmotu, choć niebo jest całkowicie jasne.
Wielu odchodzi przerażonych. Inni podchodzą jeszcze bliżej, aby obserwować dziewczynkę, która nagle się uspokoiła, opadając na ramiona trzymających ją. Zostaje w takiej pozycji przez kilka chwil, a potem otwiera oczy, uśmiecha się. Widzi, że jest pośród ludzi, bez zasłony i okrycia głowy, więc ukrywa twarz podniesionym ramieniem. Towarzyszący jej chcieliby, żeby podziękowała Nauczycielowi, ale On mówi:
«Zostawcie ją, jest zawstydzona. Jej dusza już Mi dziękuje. Zaprowadźcie ją do domu, do jej matki. To miejsce dla dziewczynki...» – i odwraca się od nich, żeby wrócić do Świątyni na miejsce, jakie zajmował.
«Widziałeś Panie, że wielu Żydów przyszło za nami? Kilku rozpoznałem... Oto oni! To ci, którzy nas szpiegowali przedtem. Spójrz, jak ze sobą dyskutują...» – odzywa się Piotr.
«Właśnie się zastanawiają, w którego z nich wszedł diabeł. Jest też Nahum, zausznik Annasza. To człowiek odpowiedni...» – mówi Tomasz.
«Tak. Byłeś odwrócony, więc nie widziałeś, że ogień rozbłysnął dokładnie nad jego głową – mówi Andrzej szczękając zębami – Stałem przy nim i bałem się!...»
«Tak naprawdę to oni stali w grupie. Jednak ja widziałem ogień nad nami i sądziłem, że umieram... Drżałem nawet o Nauczyciela. Wydawało się, że zawisł nad Jego głową» – stwierdza Mateusz.
«Ależ nie, ja widziałem, jak wychodzi z dziewczynki i rozbija się o mur Świątyni» – mówi na to Lewi, uczeń-pasterz.
«Nie rozmawiajcie tak. Ogień nie wskazuje na tego, czy tamtego. Był jedynie znakiem, że demon uciekł» – mówi Jezus.
«Ale powiedział, że nie idzie daleko!...» – zauważa Andrzej.
«Słowa demona... Nie trzeba ich słuchać. Chwalmy raczej Najwyższego za tych troje dzieci Abrahama, których dusze i ciała zostały uleczone.»
W tym czasie wielka rzesza żydów, którzy wyszli z różnych miejsc – lecz nie ma w ich grupie ani jednego faryzeusza, uczonego w Piśmie ani kapłana – podchodzi do Jezusa. Otaczają Go, a jeden z nich podchodzi bliżej i mówi:
«Wielkie rzeczy uczyniłeś dzisiejszego dnia! Zaiste dzieła proroka i to wielkiego proroka. Duchy Otchłani powiedziały o Tobie wielkie rzeczy, lecz ich słowa nie mogą zostać przyjęte dopóty, dopóki Twe własne słowo ich nie potwierdzi. Jesteśmy wystraszeni z powodu tych słów, ale obawiamy się także wielkiego oszustwa, gdyż wiadomo, że Belzebub jest duchem kłamstwa. Nie chcemy zostać wprowadzeni w błąd ani mylić innych. Powiedz nam więc, kim jesteś, Swoimi ustami prawdy i sprawiedliwości.»
«A czy tego, kim jestem, nie mówiłem wam już wiele razy? To już od blisko trzech lat mówię wam to, a przede Mną powiedział wam to Jan nad Jordanem i Głos Boga z Nieba.»
«To prawda. Ale nie było nas tam wtedy. My... Ty jesteś sprawiedliwy, powinieneś zrozumieć nasz niepokój. Chcielibyśmy wierzyć, że jesteś Mesjaszem. Lecz dotąd zbyt wiele razy lud Boży był oszukiwany przez fałszywych chrystusów. Pociesz słowem pewności nasze serca, które mają nadzieję i czekają, a oddamy Ci cześć.»
Jezus przygląda się im surowo. Jego oczy zdają się przeszywać ich ciała i obnażać ich serca. Potem mówi:
«Zaprawdę wiele razy ludzie umieją lepiej od szatana wypowiadać kłamstwa. Nie, wy nie oddacie Mi czci. Nigdy. Cokolwiek bym wam powiedział. A nawet gdybyście zdołali to uczynić, komu oddalibyście cześć?»
«Komu? Ależ naszemu Mesjaszowi!»
«Bylibyście zdolni do tego? Kim jest dla was Mesjasz? Odpowiedzcie, żebym wiedział, ile jesteście warci.»
«Mesjasz? Ależ Mesjasz to ten, kto na rozkaz Boga zgromadzi rozproszonego Izraela i uczyni z niego lud tryumfujący, pod którego władzą będzie świat. Jak to? Nie wiesz, kim jest Mesjasz?»
«Ja wiem, wy zaś nie wiecie. Zatem dla was to człowiek, który – przewyższając Dawida i Salomona oraz Judę Machabeusza – uczyni z Izraela naród, który zapanuje nad światem?»
«Właśnie tak. Bóg to obiecał. Obiecany Mesjasz zapewni nam wszelką zemstę, wszelką chwałę, odzyskanie wszystkiego.»
«Powiedziano: „Będziesz oddawał cześć jedynie Panu twemu Bogu.” Dlaczego więc mielibyście Mi oddawać cześć, skoro potraficie widzieć we Mnie tylko Człowieka-Mesjasza?»
«A kogóż więcej powinniśmy widzieć w Tobie?»
«Kogo? I to z takim nastawieniem przychodzicie Mnie pytać? Plemię podstępne i jadowite! I także świętokradcze. Gdybyście bowiem we Mnie nie potrafili zobaczyć nikogo więcej niż Mesjasza-człowieka, a adorowalibyście Mnie, bylibyście bałwochwalcami. To Bogu jedynie należy oddawać cześć. I zaprawdę, mówię wam jeszcze jeden raz, że Ten, który mówi do was, jest kimś więcej niż Mesjaszem, jakiego sobie wyobrażacie. [Posiada inną] misję, funkcje oraz moce niż te, które wy, pozbawieni ducha i mądrości, sobie wyobrażacie.
Mesjasz nie przyjdzie, aby dać Swemu ludowi królestwo takie, w jakie wy wierzycie. On nie przychodzi dokonać pomsty na innych potężnych. Jego Królestwo nie jest z tego świata, a Jego potęga przewyższa wszelką inną ograniczoną władzę tego świata.»
«Upokarzasz nas, Nauczycielu. Skoro jesteś Nauczycielem, a nam brak wiedzy, to dlaczego nie chcesz nas pouczyć?»
«Już trzy lata to czynię, a wy jesteście w coraz większych ciemnościach, bo odrzucacie Światłość.»
«To prawda. To być może jest prawda. Ale nawet jeśli tak było w przeszłości, być może nie będzie już tak w przyszłości. I cóż? Ty, który litujesz się nad celnikami i nierządnicami i przebaczasz im grzechy, będziesz wobec nas bez litości, jedynie dlatego, że mamy głowę twardą i że trudno nam zrozumieć, kim jesteś?»
«To nie dlatego, że wam trudno zrozumieć. To dlatego, że nie chcecie zrozumieć. Nie jest winą bycie niedorozwiniętym. Bóg ma tyle światła, że mógłby rozświetlić rozum najbardziej przytępiony, ale pełen dobrej woli. Właśnie jej wam brakuje. A nawet posiadacie wolę przeciwną. To dlatego nie pojmujecie, kim jestem» [– odpowiada im Jezus.]
[Por. J 10,24] «Może jest, jak mówisz. Widzisz, jak jesteśmy pokorni. Prosimy Cię jednak, w imię Boże, odpowiedz na nasze pytania. Nie trzymaj nas dłużej w niepewności. Jak długo nasz duch ma trwać w niepewności? Jeśli jesteś Chrystusem, powiedz nam to otwarcie.»
[Por. J 10,25] «Powiedziałem to. W domach, na placach, na ulicach, w wioskach, na górach, nad rzekami, stojąc nad morzem, w pobliżu pustyń, w Świątyni, w synagogach, na placach targowych. Mówiłem wam to, ale wy nie wierzycie. Nie ma miejsca w Izraelu, które nie usłyszałoby Mego głosu. Nawet miejsca, które noszą nazwę Izraela od wieków, bezprawnie, bo się odłączyły od Świątyni; nawet miejsca, które nadały nazwę naszym ziemiom, lecz z panujących stały się poddanymi i nie wyzwoliły się nigdy całkowicie ze swych błędów, aby przyjść do Prawdy; nawet Syrofenicja, której unikają nauczyciele, jako ziemi grzechu. Wszyscy usłyszeli Mój głos i dowiedzieli się o Moim istnieniu.
Powiedziałem wam to, a wy nie uwierzyliście Moim słowom. Działałem, ale nie zwróciliście waszej myśli z dobrym duchem ku Moim czynom. Gdybyście to uczynili z prawym nastawieniem, aby się o Mnie dowiedzieć, doszlibyście do wiary we Mnie, bo dzieła, które czynię w imię Mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ludzie dobrej woli, którzy poszli za Mną, gdyż rozpoznali we Mnie Pasterza, uwierzyli w Moje słowa i w świadectwo, jakie dają Moje dzieła.
I cóż? Sądzicie może, że to, co czynię, nie ma na celu waszej korzyści? Korzyści wszystkich stworzeń? Wyjdźcie z błędu. I nie myślcie, że korzyść jest dana w postaci indywidualnego zdrowia odzyskanego dzięki Mojej mocy lub wyzwolenia z opętania, lub z grzechu tego lub tamtego. To [byłaby] korzyść ograniczona do jednej osoby. To nie może być jedyna korzyść. To zbyt mało w porównaniu z uwolnioną potęgą i ze źródłem nadprzyrodzonym, bardziej niż nadprzyrodzonym: boskim, które ją uwalnia. Z dzieł, których dokonuję, płynie korzyść zbiorowa. Polega ona na usunięciu wszelkich wątpliwości w tych, którzy są niepewni, na przekonaniu tych, którzy się sprzeciwiają, oraz coraz większym umacnianiu wiary wierzących.
Mój Ojciec daje Mi moc czynienia tego, co czynię, dla tej zbiorowej korzyści, dla dobra wszystkich ludzi, teraźniejszych i przyszłych, gdyż Moje dzieła dadzą świadectwo o Mnie przyszłym pokoleniom i przekonają je co do Mnie. W dziełach Bożych nic nie dokonuje się bez dobrego celu. Zawsze o tym pamiętajcie. Rozważajcie tę prawdę.»
Jezus przerywa na chwilę. Patrzy uważnie na Żyda, który stoi z pochyloną głową i potem mówi dalej:
«Ty, który właśnie się zastanawiasz, ty, którego szata jest koloru dojrzałej oliwki, ty, który zadajesz sobie pytanie, czy szatan także został stworzony dla dobrego celu, nie bądź tak niemądry, aby Mi się przeciwstawiać i szukać błędu w Moich słowach. Odpowiadam ci, że szatan nie jest dziełem Boga, lecz wolnej woli zbuntowanego anioła. Bóg uczynił go Swoim chwalebnym sługą. Stworzył go więc dla dobrego celu.
Teraz zaś, rozmawiając ze swoim ja, mówisz: „W takim razie Bóg jest niemądry, gdyż dał chwałę przyszłemu buntownikowi i powierzył Swe zamiary nieposłusznemu”. Odpowiadam ci: Bóg nie jest niemądry, lecz doskonały w Swoich dziełach i myślach. Jest absolutnie Doskonały. Stworzenia są niedoskonałe, nawet najbardziej doskonałe. Jest w nich zawsze coś niższego w porównaniu z Bogiem. Bóg jednak, kochając stworzenia, udzielił im wolnej woli, aby dzięki niej stworzenie się doskonaliło poprzez cnoty i stawało się przez to bardziej podobne do Boga, swego Ojca”.
I powiadam ci jeszcze, o szyderco i chytry poszukiwaczu grzechu w Moich słowach, że ze zła, które dobrowolnie się uformowało, Bóg wyciąga stale dobry cel: służy ono uczynieniu ludzi posiadaczami zasłużonej chwały. Zwycięstwa nad Złem są koroną wybranych. Gdyby Zło nie mogło wzbudzić dobrych następstw dla tych, którzy mają dobrą wolę, Bóg zniszczyłby je, bo nic z tego, co jest w stworzeniu, nie może być pozbawione bodźców do dobra lub dobrych konsekwencji.
Nie odpowiadasz? Trudno ci przyznać się, że czytałem w twoim sercu i że odniosłem zwycięstwo nad niesprawiedliwymi posądzeniami twej wykrzywionej myśli? Nie zmuszę cię do uczynienia tego. W obecności tylu ludzi zostawię cię w twojej pysze. Nie domagam się tego, abyś ogłosił Mnie zwycięzcą, lecz tego, żebyś – kiedy będziesz sam z tymi, którzy są do ciebie podobni i z tymi, którzy was posłali – również wyznał, że Jezus z Nazaretu odczytał myśli twego ducha i stłumił twe zastrzeżenia w twoim gardle, samą tylko bronią Swego słowa prawdy.
Ale zostawmy to pouczenie jednej osoby i powróćmy do wielu osób, które Mnie słuchają. Nawet gdyby tylko jedna z nich zwróciła swego ducha do Światłości, zostałbym wynagrodzony za trud mówienia do kamieni lub raczej do grobów napełnionych żmijami.
[Por. J 10,26] Mówiłem, że ci, którzy Mnie kochają, rozpoznają we Mnie Pasterza dzięki Moim słowom i dziełom. Lecz wy nie wierzycie, nie możecie wierzyć, bo nie należycie do Moich owiec.
Kim jesteście? Pytam was o to. Postawcie sobie to pytanie w głębi waszych serc. Nie jesteście głupi, możecie poznać, czym jesteście. Wystarczy, że posłuchacie głosu waszej duszy, która nie jest spokojna, że ciągle obraża Syna Tego, który ją stworzył. Wy chociaż wiecie już, kim jesteście, nie powiecie tego. Nie jesteście ani pokorni, ani szczerzy. Ja wam mówię, kim jesteście. Jesteście po części wilkami, po części dzikimi kózkami. Ale nikt z was, mimo owczej skóry, którą nosicie, aby uchodzić za baranki, nie jest prawdziwym barankiem. Pod sierścią miękką i białą macie wszystkie okrutne kolory, ostre rogi, kły i pazury kozła lub dzikiego zwierzęcia, i chcecie takimi pozostać, bo to wam się podoba. Marzycie o okrucieństwie i buncie. Nie możecie więc Mnie kochać, i nie potraficie iść za Mną ani Mnie rozumieć. Jeśli wchodzicie do stada, to po to, by szkodzić, wnosić cierpienie lub nieporządek. Moje owce boją się was. Gdyby były takie jak wy, nienawidziłyby, ale one nie potrafią nienawidzić. To są owce Księcia pokoju, Nauczyciela miłości, Pasterza miłosiernego. I nie potrafią nienawidzić. One was nigdy nie mają w nienawiści, jak Ja nie mam was nigdy w nienawiści. Wam pozostawiam nienawiść, która jest złym owocem potrójnej pożądliwości z rozszalałym ‘ja’ w zwierzęciu-człowieku, który żyje, zapominając, że jest także duchem, oprócz tego, że jest ciałem. Strzegę tego, co jest Moje: miłość. Przekazuję to Moim barankom i ofiarowuję to także wam, aby was uczynić dobrymi. Gdybyście się stali dobrymi, wtedy zrozumielibyście Mnie i przyszlibyście do Mojego stada, podobni do innych, którzy się w nim znajdują. Kochalibyśmy się. Ja i Moje owce kochamy się wzajemnie. One Mnie słuchają, rozpoznają Mój głos. Wy nie rozumiecie, co znaczy naprawdę znać Mój głos; nie mieć wątpliwości, co do jego pochodzenia; rozpoznawać go pośród tysięcy innych głosów fałszywych proroków, jako prawdziwy głos pochodzący z Nieba. Teraz i zawsze, nawet pośród tych, którzy uważają się za wiernych Mądrości, i są takimi po części, będzie wielu takich, którzy nie będą umieli odróżnić Mojego głosu od innych głosów, które będą mówić o Bogu mniej lub bardziej właściwie, ale które będą wszystkie głosami niższymi od Mojego...»
«Ciągle mówisz, że wkrótce odejdziesz, a potem mówisz, że zawsze będziesz mówił? Kiedy odejdziesz, nie będziesz już mówił» – wysuwa zastrzeżenie jakiś Żyd tonem pogardliwym, jakby mówił do upośledzonego umysłowo.
Jezus odpowiada ciągle tonem cierpliwym i pełnym bólu, który przyjął surowe brzmienie jedynie wtedy, gdy mówił na początku do żydów, a następnie, kiedy odpowiadał na wewnętrzne zarzuty jednego z nich:
«Będę zawsze mówił, aby świat nie stał się cały bałwochwalczy. I będę mówił do Moich, do tych, których wybrałem, aby wam powtórzyli Moje słowa. Duch Boży będzie mówił i oni zrozumieją to, czego nawet mędrcy nie będą potrafili zrozumieć. Istotnie, uczeni będą studiować słowo, zdanie, sposób, miejsce, środek, narzędzie, przez które Słowo mówi, ci zaś, których wybrałem, nie zagubią się w studiach bezużytecznych, ale usłyszą, zatraceni w miłości i pojmą, bo to Miłość będzie do nich mówić. Odróżnią ozdobione stronice uczonych lub stronice pełne kłamstw fałszywych proroków, obłudnych rabbich, którzy przekazują nauki zepsute lub nauczają tego, czego nie praktykują. Odróżnią je od słów prostych, prawdziwych, głębokich, które przyjdą ode Mnie. Świat jednak znienawidzi ich z Mego powodu. Świat bowiem ma w nienawiści Mnie-Światłość i nienawidzi synów Światłości. Świat okryty mrokami kocha ciemności sprzyjające jego grzechowi.
[Por. J 10,27] Moje owce Mnie znają i będą Mnie znać i zawsze pójdą za Mną, nawet po drogach okrytych krwią i pełnych boleści, które Ja przejdę jako pierwszy. One przejdą je po Mnie. To drogi, które prowadzą dusze do Mądrości. Drogi, które krew i łzy – prześladowanych dlatego, że nauczają sprawiedliwości – czynią jasnymi, bo jaśnieją w oparach świata i szatana. Są jak smugi gwiazd po to, aby prowadzić tych, którzy szukają Drogi, Prawdy, Życia, a nie znajdują nikogo, kto by ich tam zaprowadził. Tego bowiem dusze potrzebują: tych, którzy by je zaprowadzili do Życia, do Prawdy, na Drogę sprawiedliwą.
Bóg jest pełen miłosierdzia wobec tych, którzy szukają i nie znajdują, nie z własnej winy, lecz z powodu lenistwa pasterzy-bałwochwalców. Bóg jest pełen litości wobec dusz, które pozostawione same sobie, tracą się i są przyjmowane przez sługi Lucyfera, gotowe przyjąć tych, którzy się zagubili, aby z nich uczynić prozelitów ich nauk. Bóg jest pełen miłosierdzia wobec tych, którzy wpadają w błąd jedynie dlatego, że nauczyciele Boży – rzekomi nauczyciele Boży – przestali się nimi interesować. Bóg pełen jest litości wobec tych, którzy idą na spotkanie ze zniechęceniem, mgłą, śmiercią, z winy fałszywych nauczycieli. Z nauczycieli zaś mają oni tylko szatę i pychę, że są nazywani tym imieniem. I dla tych biednych dusz – jak posyłał proroków do Swego ludu, jak Mnie posłał dla całego świata, tak następnie, po Mnie – pośle sługi Słowa, Prawdy i Miłości, aby powtarzali Moje słowa. Albowiem to Moje słowa dają życie.
[Por. J 10,28] Dlatego Moje owce obecne i późniejsze będą miały Życie, które Ja im daję poprzez Moje Słowo. Ono jest Życiem wiecznym dla tych, którzy je przyjmują, i nie zginą nigdy i nikt nie będzie ich mógł wyrwać z Moich rąk.»
«Myśmy nigdy nie odrzucili słów prawdziwych proroków. Zawsze szanowaliśmy Jana, który był ostatnim prorokiem» – odpowiada pewien żyd ze złością, a jego towarzysze wtórują mu.
«Umarł na czas, aby nie być źle widzianym przez was i prześladowanym także przez was. Gdyby był jeszcze pośród żyjących, swoje „nie wolno” – wypowiedziane z powodu cielesnego kazirodztwa – powiedziałby też wam, popełniającym cudzołóstwo duchowe przez wasze obcowanie z szatanem przeciwko Bogu i zabilibyście go tak, jak macie zamiar zabić Mnie.»
Żydzi podnoszą wściekłą wrzawę, już gotowi zaatakować i zmęczeni obowiązkiem udawania łagodności. Jezus jednak nie przejmuje się tym. Podnosi głos, aby zapanować nad rozgardiaszem i woła głośno:
«I wy Mnie zapytaliście, kim jestem, o obłudnicy? Mówiliście, że chcecie to wiedzieć, aby mieć pewność? A mówicie teraz, że Jan był ostatnim prorokiem? Dwukrotnie potępiacie siebie z powodu grzechu kłamstwa. Po raz pierwszy, mówiąc, że nigdy nie odrzuciliście słów prawdziwych proroków. Po raz drugi, bo mówicie, że Jan jest ostatnim prorokiem i że wierzycie w prawdziwych proroków lub prawdziwym prorokom, a wykluczacie, że Ja też jestem prorokiem, przynajmniej prorokiem, i to prawdziwym prorokiem. Usta kłamliwe! Serca zwodnicze!
[Por. J 10,29] Tak, zaprawdę, zaprawdę, Ja, tu, w domu Mojego Ojca, głoszę, że jestem Kimś więcej niż Prorokiem. Mam to, co Mój Ojciec Mi dał. To, co dał Mi Mój Ojciec jest cenniejsze niż wszystko i niż wszyscy, bo to jest coś, ku czemu wola i władza ludzi nie mogą wyciągnąć swych drapieżnych rąk. Mam to, co Bóg Mi dał, i co – będąc we Mnie – jest wciąż w Bogu. Nikt nie może tego wyrwać z rąk Mojego Ojca ani Moich, gdyż ta sama jest Nasza Boska Natura.
[Por. J 10,30] Ojciec i Ja jesteśmy Jedno.»
[Por. J 10,31] «Ach, to straszne! Bluźnierstwo! Klątwa!!!»
Krzyk żydów rozbrzmiewa w Świątyni. I jeszcze raz kamienie, które służą wymieniającym pieniądze i sprzedającym zwierzęta do podtrzymywania na miejscu ogrodzeń, stają się pociskami dla szukających czegokolwiek, czym można uderzyć.
Jezus staje z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Wszedł na kamienną ławę, aby być jeszcze wyżej i aby Go widziano. Stamtąd panuje nad nimi promieniami Swoich szafirowych oczu. Panuje i ciska błyskawice. Jest majestatyczny do tego stopnia, że ich paraliżuje. Zamiast ciskać kamieniami, wyrzucają je lub trzymają w rękach, lecz nie mają już śmiałości, żeby nimi rzucać w Niego. Nawet wrzawa cichnie, aby ustąpić miejsca dziwnemu przerażeniu. To naprawdę Bóg się ukazuje w Chrystusie. A kiedy Bóg się ujawnia w ten sposób, człowiek, nawet najbardziej zuchwały, staje się mały i przerażony.
Myślę, jaka tajemnica kryje się w tym, że żydzi mogli być tak okrutni w Wielki Piątek. Jaka tajemnica jest w nieobecności tej mocy panowania u Chrystusa w tamtym dniu. To zaiste była godzina Ciemności, godzina szatana i jego panowania... Bóg, Boski Ojciec, opuścił Swego Chrystusa i On był tylko Ofiarą...
Jezus pozostaje w takiej postawie przez kilka minut, potem dalej przemawia do tego tłumu zaprzedanego i podłego, który utracił całą zuchwałość przez samo tylko ujrzenie przebłysku Boskości:
[Por. J 10,32] «A więc? Co chcecie uczynić? Pytaliście Mnie, kim jestem. Powiedziałem wam. To was rozwścieczyło. Przypomniałem wam, co uczyniłem, pozwoliłem wam zobaczyć i przypomnieć sobie wiele dzieł dobrych pochodzących od Mego Ojca i dokonanych dzięki Mocy, która pochodzi we Mnie od Mojego Ojca. Z powodu którego z tych dzieł chcecie Mnie ukamienować? Czy za to, że nauczyłem sprawiedliwości? Czy za to, że przyniosłem ludziom Dobrą Nowinę? Czy za to, że przyszedłem was zaprosić do Królestwa Bożego? Czy za to, że uzdrowiłem waszych chorych, że przywróciłem wzrok waszym niewidomym, przywróciłem możność poruszania się sparaliżowanym, słowo niemym, za to, że wyzwoliłem opętanych, za to, że wskrzeszałem umarłych, że wyświadczyłem dobro ubogim, że przebaczyłem grzesznikom, ukochałem wszystkich, nawet tych, którzy Mnie nienawidzą: was i tych, którzy was posyłają? Z powodu którego z tych dzieł chcecie Mnie więc ukamienować?» [– pyta Jezus.]
[Por. J 10,33] «To nie z powodu dobrych czynów, których dokonałeś, chcemy Cię ukamienować, lecz za Twoje bluźnierstwo, bo będąc człowiekiem, czynisz się Bogiem.»
[Por. J 10,34] [Jezus im odpowiada:] «Czy nie jest napisane w waszym Prawie: „Powiedziałem: bogami jesteście i synami Najwyższego”?
[Por. J 10,35] Bóg nazwał więc „bogami” tych, do których mówił, aby dać im nakaz życia w taki sposób, żeby obraz i podobieństwo Boże, które jest w człowieku, ukazało się wyraźnie i żeby człowiek nie był ani demonem, ani dzikim zwierzęciem. Ludzie są nazwani „bogami” w Piśmie całkowicie natchnionym przez Boga – i dlatego Pismo nie może być ani zmieniane, ani unieważniane według upodobania i interesu człowieka.
[Por. J 10,36] Dlaczego więc mówicie, że bluźnię – Ja, którego Ojciec namaścił i posłał na świat – dlatego, że powiedziałem: „Jestem Synem Bożym”?
[Por. J 10,37] Gdybym nie czynił dzieł Mego Ojca, mielibyście rację, nie wierząc we Mnie.
[Por. J 10,38] Ale Ja ich dokonałem. A wy nie chcecie we Mnie wierzyć. Wierzcie przynajmniej w te dzieła, abyście wiedzieli i rozpoznali, że Ojciec jest we Mnie i że Ja jestem w Ojcu.»
[Por. J 10,39] Wybucha burza okrzyków i ataków mocniejsza niż wcześniej. Z jednego z tarasów Świątyni, z którego z pewnością słuchali Go, ukrywając się, kapłani, uczeni w Piśmie i faryzeusze, dochodzi wiele okrzyków:
«Ależ zapanujcie nad tym bluźniercą. Odtąd Jego wina staje się publiczna. Wszyscyśmy słyszeli. Śmierć bluźniercy, który ogłasza się Bogiem! Wymierzcie Mu tę samą karę, co synowi Szelomit, córki Dibriego. Wyprowadźcie Go poza miasto i ukamienujcie! Takie jest nasze prawo! Ono mówi: „Niech bluźnierca zostanie skazany na śmierć”!»
Okrzyki przywódców wzbudzają złość żydów. Usiłują więc pochwycić Jezusa i przekazać Go związanego w ręce urzędników Świątyni, którzy właśnie nadbiegają, a za nimi – strażnicy świątynni. Ale po raz kolejny szybsi od nich są legioniści, którzy czuwają w [twierdzy] Antonia. Obserwowali tumult i wychodząc z koszar przybywają na miejsce wrzasków. A nie mają względu na nikogo. Poruszają sprawnie drągami włóczni ponad głowami i plecami. I pobudzają się wzajemnie żartami i zniewagami, skierowanymi do żydów:
«Do budy, psy! Przejście! Uderz porządnie tego parszywca, Licyniuszu. Odejść! Strach sprawia, że śmierdzicie bardziej niż zwykle! Cóż wy jecie, kruki, żeby tak niemiło cuchnąć? Dobrze mówisz, Bassusie. Oczyszczają się, a śmierdzą. Spójrzcie tam, na ten wielki nos! Pod mur! Pod mur, żebyśmy zapisali wasze imiona! A wy, puchacze, schodźcie z góry. Was już znamy. Setnik spisze piękny raport dla Konsula. Nie! Tego zostaw, to apostoł Rabbiego. Nie widzisz, że ma twarz człowieka, a nie szakala? Spójrz! Spójrz, jak tamci w rogu uciekają! Zostaw, niech idą! Żeby ich przekonać, trzeba by ich nadziać na nasze włócznie! Dopiero wtedy byśmy ich ujarzmili! Gdyby to się mogło zdarzyć jutro! Ach, ale ty jesteś ujęty i już się nie wymkniesz. Widziałem cię, wiesz? To ty rzuciłeś pierwszym kamieniem. Odpowiesz za uderzenie rzymskiego żołnierza... ten też. Przeklinał nas i znieważał nasze herby. Ach! Tak? Naprawdę? Chodź, nauczymy cię je kochać w naszych więzieniach...»
I tak atakując i szydząc, zatrzymując niektórych, a innych doprowadzając do ucieczki, legioniści oczyszczają obszerny dziedziniec. Dopiero wtedy, gdy Żydzi widzą, że rzeczywiście dwóch zostało zatrzymanych, ukazują, kim są rzeczywiście: tchórzami, tchórzami, tchórzami. Albo uciekają hałasując jak gromada kur, kiedy widzą, że spada na nie krogulec, albo rzucają się do stóp żołnierzy, błagając litości ze służalczością i powalającymi pochlebstwami.
Pomarszczony starzec, jeden z najbardziej rozwścieczonych na Jezusa, chwyta za łydki jakiegoś oficera, nazywając go „wielkodusznym i sprawiedliwym”. Żołnierz wyzwala się energicznym ruchem tak, że starzec zostaje odrzucony na trzy kroki w tył.
Żołnierz woła: «Wynoś się, stary zagrzybiony lisie!»
I zwracając się do swego towarzysza pokazuje łydkę, mówiąc:
«Mają pazury lisów i ślinę węży. Spójrz tutaj! Na Wielkiego Jupitera! Odchodzę zaraz do Term, aby zetrzeć ślady tego śliniącego się starca!»
I rzeczywiście odchodzi, rozgniewany, z łydką całą podrapaną.
Straciłam z oczu Jezusa. Nie umiem powiedzieć, gdzie jest ani którędy wyszedł. Widziałam jedynie przez jakiś czas, jak się wyłaniały i znikały w zamęcie twarze dwóch synów Alfeusza i Tomasza, którzy walczyli, aby sobie utorować przejście oraz kilku uczniów-pasterzy zajętych tym samym. Potem i oni zniknęli. Następnie mogłam już oglądać tylko ostatnich perfidnych żydów, biegających z wielkim hałasem tu i tam, chcących przeszkodzić legionistom w zatrzymaniu i rozpoznaniu ich. Mam wrażenie, że dla legionistów to było święto: móc obić Hebrajczyków, żeby sobie powetować całą nienawiść, jaką są darzeni.