Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

224. W DRODZE POWROTNEJ DO NOBE
Napisane 8 listopada 1946. A, 9507-9517

Już są na stokach Góry Oliwnej i trzy pary apostołów, pozostawionych w Jerychu, w Tekoa oraz w Betanii, znowu przyłączyły się do Nauczyciela. Jednak Judasza z Kariotu wciąż nie ma i apostołowie rozmawiają o tym po cichu... Jezusa ogarnął nieskończony smutek. Apostołowie, którzy to zauważają, mówią do siebie:

«To z pewnością z powodu Łazarza. On naprawdę jest u kresu... I smutno patrzeć na siostry... Nauczyciel nie może się nawet zatrzymać w tym domu, tak wielka nienawiść Go ściga. To byłaby pociecha dla chorego i dla sióstr, a także dla Nauczyciela.»

«Nie mogę pojąć, dlaczego On go nie uzdrawia!» – wykrzykuje Tomasz.

«To nawet byłoby słuszne. Przyjaciel... tak bardzo pomocny... sprawiedliwy...» – szepcze Bartłomiej.

«Ach! Co do sprawiedliwości to naprawdę on jest sprawiedliwym. Sądzę, że w tych dniach przekonałeś się o tym...» – mówi Zelota do Bartłomieja.

«Tak to prawda. To także prawda, czego się domyślasz. Nie byłem dość przekonany o jego sprawiedliwości... Te kontakty z poganami, wykształcenie otrzymane od ojca, który był bardzo, bardzo... rzekłbym: pobłażliwy co do nowych form życia odmiennych od naszych...»

«Matka była aniołem» – stwierdza Szymon Zelota zdecydowanym tonem.

«To być może dlatego są sprawiedliwi... Pomińmy przeszłość Marii. Teraz się nawróciła...» – mówi Filip.

«Tak. Wszystko to jednak wywoływało we mnie nieufność. Teraz jestem naprawdę przekonany i dziwię się, że Nauczyciel...»

«Mój Brat – odzywa się Jakub Alfeuszowy – potrafi ocenić wartość stworzeń. My też cierpieliśmy to samo przez długi okres. Była w nas jakaś naturalna ludzka zazdrość na widok obcych wysłuchiwanych bardziej od nas, nas, z Jego rodziny. Ale teraz pojęliśmy, że błąd tkwił w naszym myśleniu, a On miał rację. Patrzyliśmy na Jego zachowanie jak na obojętność i nawet jak na poniżenie, niezrozumienie naszej wartości. Teraz zrozumieliśmy. On woli przyciągać do Siebie tych, którzy są zniekształceni i nieukształtowani. On... przyciąga przez Swe nieskończone środki dusze najbardziej nędzne, najbardziej oddalone, będące w największym niebezpieczeństwie. Czy przypominacie sobie przypowieść o zagubionej owcy? Prawda, klucz Jego sposobu działania, znajduje się w tej przypowieści. Kiedy On widzi, że Jego wierne owce idą za Nim lub pozostają tam, gdzie On je chce mieć i tak jak chce – Jego duch odpoczywa. Lecz posługuje się tym odpoczynkiem, żeby biec ku tym, którzy się zagubili. On wie, że Go kochamy, że Łazarz i jego siostry Go kochają, że uczennice kochają Go, podobnie jak pasterze, dlatego nie traci Swego czasu z nami w szczególnych próbach miłości. On nie przestaje nas kochać. Ma nas zawsze w Swoim sercu. My sami do niego wchodzimy i nie chcemy z niego wyjść. Ale inni... grzesznicy, zagubieni!... On musi biec za nimi, przyciągać ich przez Swą miłość i cuda, przez Swą moc. I czyni to. Łazarz, Maria i Marta nadal Go kochają, nawet bez cudu...»

«To prawda – mówi Andrzej – Jednakże... co On chciał powiedzieć przez Swe ostatnie pożegnanie? Słyszeliście Go: „Miłość Pana do was ujawni się odpowiednio do waszej miłości. I pamiętajcie, że miłość ujawni się proporcjonalnie do waszej miłości. Pamiętajcie, że miłość ma dwa skrzydła, żeby być doskonałą, dwa skrzydła tym większe, im bardziej jest się doskonałym: wiarę i nadzieję.”»

«Tak! Co On chciał powiedzieć?» – pyta wielu.

Cisza. Potem Tomasz z wielkim westchnieniem, kończącym jego wewnętrzną rozmowę [mówi]:

«...Jednakże nie zawsze Jego dobroć i cierpliwość doprowadza do nawrócenia. Ja także czasem cierpiałem z powodu upodobania, jakie okazuje Judaszowi z Kariotu...»

«Upodobania? Nie wydaje mi się. On go traktuje jak każdego z nas...» – mówi Andrzej.

«Sprawiedliwie, tak. Ale zauważ, na o ile większą surowość zasługiwałby ten człowiek...»

«To prawda.»

«A więc czasem cierpiałem z tego powodu. Ale teraz pojmuję, że On czyni to z pewnością dlatego, że... [Judasz] jest najbardziej nieukształtowany z nas.»

«Najbardziej nieszczęśliwy, powinieneś powiedzieć, Tomaszu! – stwierdza Tadeusz – Najbardziej nieszczęśliwy. Wy sądzicie, że ten smutek (i wskazuje na Jezusa, który idzie przodem sam, pochłonięty Swą troską) wywołuje u Niego choroba Łazarza i łzy jego sióstr. Ja wam mówię, że on pochodzi z nieobecności Judasza. Miał nadzieję, że do Niego dołączy, idąc do Betabara. Miał nadzieję odnaleźć go chociaż w Jerychu, Tekoa lub w Betanii przy powrocie. Teraz już nie ma nadziei. Ma pewność, że Judasz źle postępuje. Nie przestawałem Go obserwować... i widziałem, że Jego twarz przyjęła ten wyraz całkowitego smutku, kiedy ty, Bartłomieju, powiedziałeś: „Judasz nie przybył”.»

«Ale On wie o wszystkim, nim to nadejdzie, jestem tego pewien!» – wykrzykuje Jan.

«Wie wiele, ale nie wszystko. Myślę, że Jego Ojciec niektóre sprawy trzyma przed Nim w ukryciu, z litości» – mówi Zelota.

Jedenastu dzieli się na dwie grupy: tych, którzy przyjmują jedną wersję oraz tych, którzy przyjmują drugą, a każdy dodaje inne racje dla podtrzymania swojej wersji. Jan woła:

«O! Nie chcę słuchać ani jednego, ani drugiego, ani nawet siebie samego! Wszyscy jesteśmy biednymi ludźmi i nie możemy widzieć słusznie. Pójdę do Jezusa i zapytam Go.»

«Nie. On może myśli o czymś innym, a przez to pytanie pomyśli o Judaszu i będzie bardziej cierpiał» – mówi Andrzej.

«Ależ nie. Oczywiście, że nie powiem Mu, że rozmawialiśmy o Judaszu. Powiem Mu to tak... bez nawiązywania do niego.»

«Idź, idź! – mówi Piotr, popychając Jana – To posłuży odwróceniu Jego uwagi. Czy nie widzicie, jak On jest zasmucony?»

«Idę. Kto idzie ze mną?»

«Idź, idź sam. Z tobą rozmawia bez powściągliwości. Potem nam powiesz...»

Jan odchodzi.

«Nauczycielu!»

«Janie! Czego chcesz?» – [pyta] Jezus z promiennym uśmiechem na twarzy i otacza ramieniem Swego umiłowanego, trzymając go w marszu blisko Siebie.

«Rozmawialiśmy ze sobą i mieliśmy wątpliwości co do jednej sprawy. A mianowicie: czy znasz całą przyszłość czy raczej jest ona przed Tobą w części ukryta? Jedni mówili tak, a inni – tak.»

«A ty, co mówiłeś?»

«Powiedziałem, że lepiej będzie Cię o to zapytać» [– stwierdza Jan.]

«I przyszedłeś. Dobrze zrobiłeś. Przynajmniej to nam posłuży, tobie i Mnie, do ucieszenia się jedną chwilą miłości... To takie rzadkie teraz móc posiadać chwilę spokoju!...»

«To prawda! Jakie piękne były pierwsze czasy!...»

«Tak. Dla ludzi, jakimi jesteśmy, tak, były piękniejsze. Lecz dla ducha, jaki jest w nas, te są lepsze, gdyż to teraz Słowo Boga jest bardziej znane i dlatego, że cierpimy więcej. Im bardziej się cierpi, tym bardziej dokonuje się odkupienia, Janie... Zatem, cały czas pamiętając o czasach pogodnych, powinniśmy bardziej kochać tych, którzy nam zadają ból i którzy wraz z tym bólem dają nam dusze. Ale odpowiadam na twoje pytanie. Posłuchaj. Jako Bóg wiem. Znam człowieka. Znam przyszłe wydarzenia, gdyż byłem z Ojcem, zanim zaczął się czas i widzę ponad czasem. Jako człowiek, pozbawiony niedoskonałości i ograniczeń związanych z Grzechem [pierworodnym] i z grzechami, mam dar zaglądania do wnętrza serc. Ten dar nie należy wyłącznie do Chrystusa. Należy on w różnym stopniu do tych, którzy – po osiągnięciu świętości – są tak zjednoczeni z Bogiem, że mogą powiedzieć, iż to nie oni sami działają, lecz że to działa Doskonałość, która jest w nich. Mogę ci więc odpowiedzieć, że nie są mi nieznane jako Bogu wieki przyszłe i że jako człowiek sprawiedliwy znam stan serc.»

Jan zastanawia się i milczy. Jezus zostawia go tak na chwilę, a potem mówi:

«Na przykład w tobie widzę tę myśl: „Zatem mój Nauczyciel zna dokładnie stan Judasza z Kariotu!”»

«O! Nauczycielu!»

«Tak, znam go. Znam i nadal jestem jego Nauczycielem i chciałbym, żebyście wy nadal byli jego braćmi.»

«Nauczycielu święty!... Zatem naprawdę znasz zawsze wszystko? Czasem mówimy, że tak nie jest, bo chodzisz do miejsc, w których znajdujesz wrogów. Przed pójściem tam wiesz, że ich tam zastaniesz, a idziesz tam, żeby ich pokonać Swą miłością, żeby ich ugiąć miłością czy raczej... nie wiesz tego i nie widzisz wrogów, a czytasz w sercach dopiero wtedy, gdy masz ich naprzeciw siebie? Jeden raz powiedziałeś mi – byłeś wtedy bardzo smutny i wciąż z tego samego powodu – że byłeś jak ktoś, kto nie widzi...»

«Doświadczyłem także tego męczeństwa człowieka: musieć iść naprzód, nie widząc, zdając się całkowicie na Opatrzność. Muszę doświadczyć wszystkiego, [co dotyczy] człowieka, z wyjątkiem popełnionego grzechu. A to nie z powodu jakiejś bariery położonej przez Mego Ojca ciału, światu i demonowi, lecz przez Moją wolę człowieka. Jestem jak wy. Ale potrafię chcieć więcej niż wy. Ja też podlegam pokusom, lecz nie poddaję się im i w tym leży Moja, tak samo jak wasza, zasługa.»

«Ty i pokusy?!... To mi się zdaje niemal niemożliwe...» [– mówi Jan.]

«Bo ty cierpisz niewiele z ich powodu. Jesteś czysty i myślisz, że Ja będąc czysty bardziej od ciebie, nie powinienem znać pokus. Rzeczywiście pokusa cielesna jest tak słaba w porównaniu z Moją czystością, że ona nigdy nie dotyka Mojego Ja. To tak jakby płatek dotykał nieskazitelnego bloku granitu. Odchodzi dalej... sam demon znużył się wysyłaniem przeciw Mnie tej strzały. Ale, o Janie, nie myślisz o tym, ile innych pokus Mnie otacza?»

«Ciebie? Nie pragniesz bogactw ani zaszczytów... Cóż więc?»

«A nie myślisz, że Ja mam życie, uczucia i zobowiązania także wobec Mojej Matki i że to kusi Mnie do umknięcia przed niebezpieczeństwem? On, Wąż, nazywa to „niebezpieczeństwem”, lecz prawdziwe imię tego to „Ofiara”. Nie myślisz, że Ja także mam uczucia? Ja psychiczne nie jest we Mnie nieobecne i cierpi z powodu zniewag, pogardy, dwulicowości. O! Mój Janie! Nie zastanawiasz się, jaki odczuwam niesmak wobec kłamstwa i kłamcy? Czy wiesz, ile razy demon nakłania Mnie do zareagowania na to, co zadaje Mi ból, do porzucenia łagodności, a stania się twardym, nieprzejednanym? Nie myślisz w końcu, ile razy tchnie swym płonącym oddechem pychy, który mówi: „Otocz Siebie chwałą za to, za tamto!” Pokusa chełpienia się własną świętością! Najsubtelniejsza! Iluż traci świętość już zdobytą z powodu tej pychy! Jak szatan mógł zepsuć Adama? Kusząc jego zmysły, myśl, ducha. A czyż Ja nie jestem Człowiekiem, który musi na nowo stworzyć człowieka? To ode Mnie przyjdzie nowe Człowieczeństwo. Dlatego też szatan szuka tych samych dróg, żeby zniszczyć i to na zawsze ród synów Boga. Teraz idź do swych towarzyszy i powtórz im Moje słowa. I nie zastanawiaj się, czy Ja wiem, czy nie wiem, co czyni Judasz. Pomyśl, że cię kocham. Czy ta myśl nie wystarczy, żeby zająć serce?»

Całuje go i żegna.

Kiedy Jezus zostaje ponownie sam, podnosi oczy ku niebu, które widać poprzez liście oliwek i jęczy:

«Mój Ojcze! Spraw, żebym przynajmniej do ostatniej godziny mógł ukryć Zbrodnię, żeby przeszkodzić Moim umiłowanym w przelaniu krwi. Ulituj się nad nimi, Mój Ojcze! Są zbyt słabi, żeby nie zareagować na zniewagę! Niechaj nie będzie w ich sercu nienawiści w godzinie doskonałej Miłości!»

I ociera łzy, które jedynie Bóg widzi...


   

Przekład: "Vox Domini"