Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA  –

222. JEZUS WYPOWIADA SIĘ O SABEI Z BETLEI
Napisane 5 listopada 1946. A, 9470-9500

 Teren, który ma wyżywić grupę przyjaciół Zacheusza, jest bardzo ubogi. Zwłaszcza teraz, kiedy jest zima, z pewnością jego widok nie rozwesela serca. Jednak go lubią i pokazują Jezusowi z dumą: trzy pola, zaorane i brunatne, sad z kilkoma drzewami starymi i inne jeszcze młode, dające nadzieję na owoce w przyszłości, kilka biednych rzędów winorośli, warzywnik... mała obora z krową i osłem do wyciągania wody ze studni. Jest też zagroda z kilkoma kurami, pięcioma parami gołębi, sześcioma owcami, zadaszenie z kuchnią i trzy pokoje, magazyn, służący jako drwalnia, schowek i strych na siano, studnia o wyszczerbionej krawędzi, zbiornik o błotnistej wodzie. Nic więcej.

«Jeśli pogoda będzie sprzyjać...»

«Jeśli zwierzęta będą mieć małe...»

«Jeśli drzewa się ukorzenią...»

Wszystko jest warunkowe... nadzieje bardzo ostrożne... Ktoś jednak przypomina sobie, co kiedyś usłyszał: cudowne zbiory, jakie miał Doras dzięki jednemu błogosławieństwu Nauczyciela, aby Doras był ludzki wobec swych sług-wieśniaków, i mówi:

«A gdybyś pobłogosławił to miejsce... Doras też był grzesznikiem...»

«Masz rację. To co uczyniłem, wiedząc, że nie zmienię tego serca, zrobię też dla was, których serca są przemienione» – [mówi Jezus] i otwiera ramiona do błogosławieństwa, mówiąc:

«Czynię to od razu, aby was przekonać, że was kocham.»

Potem idą dalej drogą ku rzece, wzdłuż zaoranych pól o czarnej, tłustej ziemi i sadów, które pora roku pozbawiła liści.

Na jakimś zakręcie podchodzi kilku uczonych w Piśmie:

«Pokój Tobie, Nauczycielu. Czekaliśmy na Ciebie tutaj, żeby... złożyć Ci hołd.»

«Nie. Po to, żeby się przekonać, czy nie oszukuję. Dobrze zrobiliście. Bądźcie pewni, że nie miałem sposobu widzieć tej niewiasty ani nikogo z tych, którzy jej towarzyszą. Wy, ty i ty, staliście na straży przy domu Zacheusza i widzieliście, że nikt z nas nie wychodził. Szliście przede Mną tą drogą i widzieliście, że nikt nie szedł przede Mną. W sercu macie warunki, jakie chcecie Mi postawić w odniesieniu do spotkania z tą niewiastą i Ja wam mówię, że je przyjmuję, nim Mi je przedstawicie.»

«Ale... jeśli ich nie znasz...»

«Czyż nie jest prawdą to, co chcieliście uczynić?»

«To prawda» [– przyznają uczeni w Piśmie.]

«Tak samo znam wasze zamiary, jakie tylko wy sami znacie. Wiem też o tym, co macie Mi do powiedzenia i mówię wam, że przyjmuję to, co chcecie Mi zaproponować, to bowiem posłuży otoczeniu chwałą prawdy. Mówcie.»

«Wiesz zatem, o co chodzi?»

«Wiem, że osądzacie tę niewiastę jako opętaną i że mimo to żaden egzorcysta nie mógł przepędzić demona. I wiem, że ona nie mówi słów demonicznych. Tak mówią ci, którzy ją słyszeli.»

«Czy możesz przysiąc, że nigdy jej nie widziałeś?» [– pytają.]

«Sprawiedliwy nigdy nie przysięga, gdyż wie, że ma prawo [oczekiwać] wierzenia Mu na słowo. Mówię wam, że nigdy jej nie widziałem i że nigdy nie przechodziłem przez jej osadę, a cała okolica może to potwierdzić.»

«A jednak ona twierdzi, że zna Twoją twarz i Twój głos...»

«Jej dusza rzeczywiście zna Mnie z woli Boga.»

«Mówisz, że to z woli Boga, ale jak możesz to potwierdzić?»

«Powiedziano Mi, że ona wypowiada słowa natchnione» [– odpowiada Jezus.]

«Demon także mówi o Bogu» [– stwierdzają. Jezus wyjaśnia:]

«Ale wplata błędy, żeby zwieść ludzi przez błędne myśli.»

«Dobrze więc... chcielibyśmy, żebyś nam pozwolił wystawić na próbę tę niewiastę.»

«W jaki sposób?»

«Naprawdę jej nie znasz?»

«Powiedziałem wam, że nie.»

«Zatem wyślemy kogoś, kto będzie wołał: „Oto Pan” i zobaczymy, czy ona powita tego, kto z nim pójdzie, jakbyś to był Ty.»

«Biedna próba! Jednakże przyjmuję ją. Wybierzcie spośród towarzyszących Mi tych, których chcecie wysłać przodem, a Ja pójdę za wami wraz z innymi. Jednakże jeśli niewiasta przemówi, musicie pozwolić jej mówić, abym osądził jej słowa.»

«To słuszne. Układ zawarty i dostosujemy się do niego wiernie» [– obiecują uczeni w Piśmie.]

«Niechaj tak się stanie i posłuży poruszeniu waszych serc.»

«Nauczycielu, nie wszyscy jesteśmy przeciwnikami. Niektórzy z nas są niezdecydowani... i mają szczerą wolę ujrzenia tego, co prawdziwe, żeby pójść za Tobą» – mówi jeden uczony w Piśmie.

«To prawda. I oni będą jeszcze umiłowani przez Boga.»

Uczeni badają apostołów i dziwią się, że wielu jest nieobecnych, a szczególnie dziwi ich nieobecność Iskarioty. Potem wybierają Judę Tadeusza i Jana. Biorą dodatkowo młodego nawróconego rozbójnika, który jest blady i szczupły i ma lekko rudawe włosy. Wiekiem i wyglądem są nieco podobni do Nauczyciela.

«Pójdziemy z nimi przodem. Ty pozostań tu z naszymi towarzyszami i z idącymi za Tobą. Za chwilę rusz w naszym kierunku.»

Tak czynią. Już dostrzegają las, który przylega do rzeki. Zimowe słońce, zachodząc, złoci szczyty drzew i rozsiewa żywe żółte światło na osoby zgromadzone w pobliżu drzew.

«Oto On! Oto Mesjasz! Wstańcie! Wyjdźcie Mu na spotkanie!» – wołają uczeni w Piśmie, którzy poszli przodem ścieżką dochodzącą do ogromnego dębu o potężnych, w połowie odkrytych korzeniach. Mogą one służyć jako miejsca do siedzenia dla znajdujących schronienie w pobliżu jego pnia.

Grupa zgromadzonych wokół niego osób odwraca się, wstaje, otwiera i rozdziela, żeby wyjść na spotkanie nadchodzących. W pobliżu pnia stoi jedynie trzech uczonych w Piśmie, Jan z Efezu, jakiś starszy mężczyzna i niewiasta. Inna niewiasta siedzi na odkrytym korzeniu, opierając się plecami o drzewo, z głową pochyloną ku kolanom, które ściska obejmując je ramionami. Cała jest okryta welonem fioletowym i tak ciemnym, że zdaje się czarny. Wydaje się nieobecna i krzyk nie wywołuje jej poruszenia.

Jakiś uczony dotyka jej ramienia: «Nauczyciel jest tutaj, Sabeo. Wstań i powitaj Go.»

Niewiasta ani się nie porusza, ani nie odpowiada.

Trzej uczeni w Piśmie spoglądają na siebie i uśmiechają się ironicznie. Dają umówiony znak nadchodzącym. [Uczniowie], którzy czekali, nie widząc Jezusa milczą. Uczeni razem ze swymi wspólnikami krzyczą więc głośniej niż wcześniej, żeby niewiasta nie zauważyła oszustwa.

«Niewiasto – mówi uczony do starej matki, która jest z córką – przynajmniej ty powitaj Nauczyciela i powiedz twej córce, aby to uczyniła.»

Niewiasta razem z mężem upada na twarz przed Tadeuszem, Janem i nawróconym złodziejem, a potem wstaje i mówi do swej córki: «Sabeo, Pan jest tutaj. Pokłoń Mu się.»

Młoda niewiasta nie porusza się. Uczeni w Piśmie uśmiechają się jeszcze bardziej ironicznie i jeden z nich, szczupły, z wielkim nosem, mówi nosowo i powoli:

«Nie oczekiwałaś takiej próby, prawda? Twoje serce drży. Czujesz, że twoja sława prorokini jest zagrożona i nie kusisz losu... Wydaje mi się, że to wystarczy, aby ogłosić, że kłamiesz...»

Niewiasta zaraz unosi głowę, odrzuca w tył welon i spogląda szeroko otwartymi oczyma, mówiąc:

«Nie kłamię, o uczony w Piśmie. I nie lękam się, ponieważ jestem w prawdzie. Gdzież jest Pan?»

«Jak to? Mówisz, że Go znasz, a nie widzisz Go? Jest przed tobą.»

«Żaden z nich nie jest Panem. To dlatego nie wstałam. Żaden z nich.»

«Żaden z nich? Jak to? Ten jasnowłosy Galilejczyk nie jest Panem? Nie znam Go, ale wiem, że jest jasnowłosy i ma oczy koloru nieba.»

«To nie jest Pan» [– powtarza niewiasta.]

«Zatem ten wysoki i surowy. Spójrz, jakie ma królewskie rysy. To z pewnością On.»

«Nie, to nie jest Pan. Pana nie ma pośród nich.»

I niewiasta na nowo spuszcza głowę na kolana jak przedtem.

Mija jakiś czas. Potem podchodzi Jezus. Uczeni nakazali ciszę garstce ludzi, którzy się tam znajdują. Jego przyjście więc nie wywołuje żadnych powitalnych okrzyków. Jezus idzie pomiędzy Piotrem i Swym kuzynem Jakubem. Idzie powoli... Cicho... Gęsta trawa wycisza wszelki odgłos kroków.

Jeden z uczonych w Piśmie znieważa staruszkę-matkę ocierającą welonem łzy: «Wasza córka jest szalona i kłamie...»

Stary ojciec wzdycha i czyni nawet wymówki córce. Jezus podchodzi na skraj ścieżki i zatrzymuje się. Dziewczyna, która nie mogła nic usłyszeć ani nic zobaczyć, zrywa się na nogi, odrzuca welon odkrywając głowę, wyciąga ramiona wydając potężny okrzyk:

«Oto przychodzi do mnie mój Pan! To On jest Mesjaszem, o ludzie, którzy chcecie Mnie oszukać i upokorzyć. Widzę nad Nim światło Boga, które wskazuje mi Go i Jemu oddaję cześć!»

I rzuca się na ziemię, lecz pozostaje na swym miejscu, w odległości około dwóch metrów od Jezusa, z twarzą przy ziemi, w trawie i woła: «Pozdrawiam Ciebie, o Królu ludów, Godny Podziwu, Książę pokoju, Ojcze niekończącego się wieku, przywódco nowego ludu Boga!»

I pozostaje tak leżąc pod swym obszernym ciemnym płaszczem, tak ciemnofioletowym, że niemal czarnym jak welon.

Kiedy stanęła przy czarnym pniu – i kiedy odrzuciwszy swój welon pozostała tak jak posąg, z wyciągniętymi do przodu ramionami – mogłam zauważyć, że pod swym płaszczem nosi jasną szatę. To szata z ciężkiej wełny koloru kości słoniowej, ściśnięta tylko sznurem wokół szyi i w pasie. Przede wszystkim mogłam zachwycić się jej pięknem dojrzałej niewiasty. Może mieć około trzydziestu lat, a trzydzieści lat w Palestynie jest równe czterdziestu normalnie. Jeśli Najświętsza Maryja jest odstępstwem od tej reguły, to u innych niewiast dojrzałość przychodzi szybko, zwłaszcza u tych ciemnowłosych, o ciemnej karnacji i bujnych kształtach, jak ona.

To klasyczny typ niewiasty herbajskiej. Sądzę, że takie były Rachela i Rut, i Judyta, słynące ze swego piękna. Wysoka, kształtna, a jednak smukła, o skórze gładkiej i lekko pobladłej brunatnej cerze, o małych ustach z dość wydatnymi, żywoczerwonymi wargami, o prostym nosie, długim i delikatnym, o głębokich, ciemnych oczach, otoczonych łukiem brwi długich i gęstych, o czole wysokim, gładkim, królewskim, o owalu raczej wydłużonym i włosach hebanowych, wspaniałych jak korona z onyksu. Nie klejnot, lecz ciało posągu i godność królowej.

Teraz wstaje i ukazuje swe dłonie smukłe i brunatne, bardzo piękne, połączone z przedramieniem delikatnym nadgarstkiem. Znowu opiera się o ciemny pień. Patrzy na Nauczyciela w milczeniu, potrząsając głową, ponieważ uczeni w Piśmie mówią do niej:

«Mylisz się, Sabeo. To nie On jest Mesjaszem, ale tamten, którego widziałaś na początku, a nie rozpoznałaś Go.»

Ona potrząsa głową, stanowcza, surowa. Nie odrywa oczu od Pana. Potem jej twarz przemienia się, przyjmując wyraz, nie wiem, jak to określić, gorącej radości lub ekstazy. Jest w nim coś z jednego i drugiego. Zdaje się blednąć, jak ktoś kto ma omdleć, podczas gdy całe życie koncentruje się w oczach, które się stają promienne, jaśnieją radością, tryumfem, miłością... Nie wiem, czy jej oczy się śmieją? Nie, nie śmieją się, jak się nie śmieją poważne usta. A jednak jest w nich światło radości i coraz bardziej spojrzenie tych oczu nabiera potężnej, uderzającej intensywności. Jezus spogląda na nią Swym spojrzeniem łagodnym, nieco smutnym.

«Widzisz, że jest szalona?» – szepcze do Niego uczony w Piśmie.

Jezus nie odpowiada. Lewą rękę trzyma wzdłuż ciała, a prawą podtrzymuje płaszcz na piersi, patrzy i milczy.

Niewiasta otwiera usta i wyciąga ramiona jak przedtem. Wydaje się olbrzymim motylem o fioletowych skrzydłach i ciele barwy starej kości słoniowej. I nowy okrzyk wychodzi z jej ust:

«O Adonaj! Ty jesteś wielki! Ty jeden jesteś wielki, o Adonaj! Wielki jesteś w Niebiosach na ziemi, w czasach i na wieki wieków i ponad czasem, od zawsze i na zawsze, o Panie, Synu Pana. Pod Twoimi stopami znajdują się nieprzyjaciele, a miłość tych, którzy Cię kochają, podtrzymuje Twój tron.»

Głos staje się coraz pewniejszy, silny, oczy zaś odrywają się od twarzy Jezusa i patrzą w dal, nieco ponad głowami, które są wokół niej, uważne i nad którymi ona, będąc oparta o pień dębu, rosnącego na lekkim wzniesieniu, z łatwością góruje.

Po chwili przerwy, mówi dalej:

«Tron mojego Pana przyozdabia dwanaście kamieni, należących do dwunastu pokoleń sprawiedliwych. W wielkiej perle, która jest tronem Najświętszego Baranka – tronem białym i kosztownym, promieniejącym – są osadzone topazy z ametystami, szmaragdy z szafirami, rubiny z sardoniksami, agaty z chryzolitami i berylami, onyksami, jaspisami, opalami. To wierzący, mający nadzieję, kochający, nawracający się, żyjący i umierający w sprawiedliwości, cierpiący, porzucający błąd dla Prawdy, wcześniej – twardego serca, a teraz – łagodni w Jego Imię, niewinni, skruszeni, wyzbywający się wszystkiego dla zwinności w kroczeniu za Panem, dziewice o duchu promieniejącym światłem podobnym do jutrzenki Bożego Nieba... Chwała Panu! Chwała Adonaj! Chwała Królowi siedzącemu na Swym tronie!»

Jej głos brzmi jak dzwon. Ludźmi wstrząsa dreszcz. Niewiasta zdaje się rzeczywiście oglądać to, o czym mówi, jakby pozłacana chmurka, która płynie po pogodnym niebie i którą śledzi swym zachwyconym spojrzeniem była dla niej soczewką, pozwalającą oglądać niebiańskie chwały. Odpoczywa jakby zmęczona, lecz nie zmienia postawy. Jedynie jej twarz przemienia się jeszcze bardziej przez większą bladość skóry i blask oczu.

Potem mówi dalej, patrząc na Jezusa. On zaś słucha uważnie, otoczony uczonymi w Piśmie, sceptycznymi i drwiącymi, potrząsającymi głowami, apostołami i wiernymi, pobladłymi ze świętego wzruszenia. Mówi dalej głosem wyraźnym, lecz nieco słabszym:

«Widzę! Widzę w tym Człowieku to, co się ukrywa w Człowieku. Święty jest ten Człowiek, lecz moje kolana zginają się przed Świętym Świętych zamkniętym w Człowieku.»

Głos jej staje się ponownie silny, władczy, jakby nakazujący:

«Spójrz na twego Króla, o ludu Boży! Poznaj Jego Oblicze! Piękno Boga jest przed tobą. Mądrość Boga przybrała usta, żeby cię pouczyć. To już nie prorocy, o ludu Izraela, mówią ci o Nienazywalnym. To On Sam. On, znający tajemnicę, którą jest Bóg, mówi ci o Bogu. On, znający Myśl Bożą, przybliża cię do Swej piersi, o ludu będący jeszcze dzieckiem po tak wielu wiekach. On karmi cię mlekiem Mądrości Boga, abyś dorósł w Bogu.

Aby to uczynić wcielił się w łonie, w łonie niewiasty izraelskiej, większej od wszelkich innych niewiast przed Bogiem i ludźmi. Ona zachwyciła serce Boga jednym jedynym uderzeniem Swego gołębiego [serca]. Piękno Jej ducha uwiodło Najwyższego i uczynił Ją swoim tronem. Maria, [siostra] Aarona, zgrzeszyła, bo miała grzech w sobie. Debora osądziła, co należało czynić, ale nie uczyniła tego swymi rękoma. Jahel była odważna, lecz splamiła się krwią. Judyta była sprawiedliwa i lękała się Pana, a Bóg był w jej słowach i pozwolił na jej czyn, żeby ocalić Izraela, lecz z miłości do ojczyzny posłużyła się zasadzką zabójstwa.

Niewiasta, która Go zrodziła, przewyższa je wszystkie, gdyż jest doskonałą służebnicą Boga i służy Mu bez grzechu. Cała czysta, niewinna i piękna, to piękna Gwiazda Boga, od Swego wschodu do zachodu. Cała piękna, jaśniejąca i czysta, będąca Gwiazdą i Księżycem, Światłem dla ludzi, żeby znaleźli Pana. Ona nie poprzedza ani nie idzie za Świętą Arką, jak Maria, [siostra] Aarona, gdyż ona sama jest Arką. Po zmąconej wodzie ziemi, okrytej potopem grzechów, Ona płynie i ocala, gdyż ten, kto do Niej wchodzi znajduje Pana. Gołębica bez skazy, wyjmuje i niesie oliwkę, oliwkę pokoju ludziom, gdyż Ona jest Najpiękniejszą Oliwką. Milczy, a w Swej ciszy mówi i działa bardziej niż Debora, Jahel i Judyta. Ona nie doradza bitwy, nie nakłania do masakry, nie rozlewa krwi innej niż Swojej, najwyborniejszej, tej, z której uczyniła Swego Syna. Matka nieszczęśliwa! Matka najwyższa!... Judyta bała się Pana, lecz jej kwiat należał do mężczyzny. Ona zaś, Swój kwiat oddała nietknięty Najwyższemu, a Ogień Boga zstąpił do kielicha słodkiej lilii i łono niewiasty zawarło i nosiło Potęgę, Mądrość i Miłość Boga. Chwała tej Niewieście! Śpiewajcie Jej, o niewiasty izraelskie, pieśni pochwalne!»

Niewiasta milknie, jakby straciła siłę głosu. Naprawdę nie wiem, jak mogła tak głośno przemawiać.

Uczeni w Piśmie mówią:

«Jest szalona! Szalona! Spraw, niech zamilknie. Szalona lub opętana. Nakaż odejść duchowi, który ją trzyma.»

«Nie mogę. Jest tu tylko duch Boga, a Bóg sam siebie nie przepędza» [– odpowiada Jezus.]

«Nie czynisz tego, bo ona Cię wychwala, Ciebie i Twoją Matkę i to pobudza Twoją pychę» [– zarzucają Jezusowi.]

«Uczony, zastanów się, co wiesz o Mnie, a zobaczysz, że Ja nie znam pychy.»

«A jednak tylko demon może przez nią przemawiać, żeby tak wychwalać jakąś niewiastę!... Niewiastę! Czymże jest w Izraelu i dla Izraela niewiasta? Czymże jest w oczach Boga, jeśli nie grzechem? Zwiedzioną i zwodzącą! Gdyby nie prawo wahalibyśmy się, czy nie stwierdzić, że niewiasta nie ma duszy. Nie wolno jej podchodzić do Świętego, z powodu jej nieczystości. A ona mówi, że Bóg wstąpił w nią!...» – mówi inny zgorszony uczony, a jego towarzysze mu wtórują.

Jezus mówi, nie patrząc wprost na nikogo. Wydaje się mówić do samego Siebie:

«„Niewiasta zmiażdży głowę Węża...” „Dziewica pocznie i porodzi Syna i będzie on nazwany Emmanuelem...” „Kiełek zakwitnie z gałązki Jessego, a na tej gałązce spocznie Duch Pana”. Ta Niewiasta. Moja Matka. Uczony, dla uszanowania twej wiedzy, przypomnij sobie o tym i pojmij słowa Księgi.»

Uczeni w Piśmie nie wiedzą, co odpowiedzieć. Te słowa wypowiadali wiele razy i mówili, że są prawdziwe. Czy mogą im teraz zaprzeczyć? Milczą.

Ktoś poleca, aby rozpalono ogień, bo chłód daje się we znaki z powodu bliskości rzeki i wieczornej bryzy. Posłusznie rozpala się ogień, płoną gałęzie wokół tłoczącej się grupy.

Tańczące światło ognia zdaje się budzić niewiastę, która milczała i stała z oczyma zamkniętymi, jakby pogrążona we własnych myślach. Otwiera ponownie oczy, otrząsa się. Spogląda znowu na Jezusa i woła:

«Adonaj! Adonaj! Ty jesteś wielki! Śpiewajmy Boskiemu pieśń nową! Szalem! Szalem! Malchich!... Pokój! Pokój! O, Królu, któremu nic się nie oprze!...»

Niewiasta milknie na chwilę. Po raz pierwszy, odkąd przemówiła, spogląda na otaczających Jezusa. Patrzy na uczonych w Piśmie, jakby widziała ich po raz pierwszy. Bez wyraźnej przyczyny łzy pojawiają się w jej wielkich oczach, a twarz staje się smutna i pozbawiona blasku. Mówi teraz powoli, głosem głębokim, jak ktoś mówiący o sprawach bolesnych:

«Nie. Są tacy, którzy Ci się opierają! O ludu, posłuchaj! Od czasu mojego własnego bólu, o ludu Betlei, usłyszałeś mnie przemawiającą. Po latach milczenia i boleści, usłyszałam i powiedziałam to, o czym usłyszałam. Teraz nie jestem już pośród zieleni lasów Betlei, jako dziewica-wdowa, która w Panu znajduje cały swój pokój. Nie mam wokół siebie tylko moich ziomków, żeby im mówić: „Lękajmy się Pana, gdyż nadeszła godzina przygotowania na Jego wezwanie. Upiększajmy szatę naszego serca, żeby nie okazać się niegodnymi Jego obecności. Przepaszmy się siłą, gdyż godzina Chrystusa jest godziną próby. Oczyśćmy się jak dary ofiarne na ołtarz, żeby nas przyjął Ten, kto Go wysyła. Niech dobry stanie się lepszy. Niech pyszny stanie się pokorny. Niech cierpiący z rozwiązłości pozbędzie się swego ciała, żeby iść za Barankiem. Niech chciwy stanie się wspaniałomyślny, bo Bóg napełnia nas dobrami w Swoim Mesjaszu. Niechaj każdy praktykuje sprawiedliwość, żeby móc należeć do Ludu przychodzącego Błogosławionego.”

Teraz przemawiam przed Nim, i przed tymi, którzy wierzą w Niego, a także przed tymi, którzy nie wierzą i szydzą ze Świętego oraz z tych, którzy mówią [o Nim] i wierzą w Jego Imię i w Niego. Ale nie lękam się. Mówicie, że jestem szalona, mówicie, że we mnie przemawia demon. Wiem, że moglibyście mnie ukamienować jako bluźniercę. Wiem, że to, co wam powiem, wyda się wam zniewagą i bluźnierstwem i że mnie znienawidzicie. Ale nie lękam się. Być może jako ostatni z głosów mówiących o Nim przed Jego Ukazaniem się, podzielę los wielu innych głosów, ale nie lękam się. Zbyt długie jest wygnanie w chłodzie i samotności ziemi dla tego, kto myśli o łonie Abrahama, o Królestwie Boga, które Chrystus otworzy. Sabea z Karmelu, z pokolenia Aarona, nie boi się śmierci, lecz boi się Pana. I mówi, kiedy On nakazuje jej mówić, żeby nie okazać nieposłuszeństwa Jego woli. I mówi prawdę, gdyż mówi o Bogu słowami, jakie Bóg podsuwa.

Nie lękam się śmierci, nawet jeśli nazwiecie mnie demonem i ukamienujecie mnie jako bluźniercę. Nawet gdyby mój ojciec i moja matka, i moi bracia umarli z powodu pozbawienia w ten sposób czci [rodziny], nie zadrżę z lęku ani ze smutku. Wiem, że demona nie ma we mnie, gdyż we mnie milknie całe złe zarzewie i cała Betlea wie o tym. Wiem, że kamienie nie będą mogły zatrzymać mojego śpiewu dłużej niż na czas oddechu i że następnie będę mogła śpiewać jeszcze swobodniej ponad ziemią. Wiem, że Bóg pocieszy w bólu moich krewnych. Ból będzie krótki, wieczna zaś będzie radość męczeńskich rodziców męczennicy. Nie lękam się waszej śmierci, lecz tej, którą by na mnie zesłał Bóg, gdybym Mu nie była posłuszna. Mówię. Mówię o tym, co mi zostało przekazane. O ludu, posłuchaj, i posłuchajcie wy, uczeni w Piśmie z Izraela.»

Na nowo podnosi swój zasmucony głos i mówi:

«Głos, głos do mnie przybywa z wysoka i woła w moim sercu. Mówi: „Dawny Lud Boży nie może śpiewać nowej pieśni, gdyż nie kocha swego Pana. Pieśń nową zaśpiewają ci, którzy zostaną ocaleni ze wszystkich narodów, należący do Nowego Ludu Chrystusa Pana, a nie ci, którzy nienawidzą Mego Słowa...”

Potworność!»

Kobieta naprawdę krzyczy tak, że wywołuje to dreszcz.

«Głos daje światło, światło ukazuje widok! Potworność! Widzę!»

Raczej wyje niż krzyczy. Wije się jakby ją trzymano siłą przed budzącym grozę widowiskiem, które dręczy jej serce i jakby usiłowała ratować się ucieczką. Płaszcz ześlizguje się z jej ramion. Stoi w jasnej szacie przy wielkim czarnym pniu. W światłości, której odbicie powoli gaśnie w zieleni lasów i w tańczącej czerwieniejącej światłości pochodni, jej twarz nabiera wyrazu tragicznego i potężnego. Cienie formują się pod oczyma, wokół nozdrzy, nad wargami. Można by rzec twarz poorana bólem. Wygina dłonie, powtarzając ciszej: «Widzę! Widzę!»

Przełyka łzy i mówi dalej:

«Widzę zbrodnie mojego ludu, a nie mam mocy, żeby go zatrzymać. Widzę serca moich rodaków, a nie mogę ich zmienić. Potworność! Okropność! Szatan porzucił kryjówkę i przyszedł zadomowić się w ich sercach.»

«Każ jej zamilknąć!» – żądają uczeni w Piśmie od Jezusa.

«Obiecaliście, że pozwolicie jej mówić...» – odpowiada Jezus.

Niewiasta mówi dalej:

«Upadnij na twarz, w proch, o Izraelu, który jeszcze potrafisz kochać Pana. Posyp się popiołem, odziej we włosiennicę. Dla ciebie! Dla nich! Jerozolimo! Jerozolimo, ocal siebie! Widzę miasto, które ogarnia wrzawa i domaganie się zbrodni. Słyszę, słyszę krzyki nienawidzących, którzy wzywają na siebie krwi. Widzę, że wznosi się Ofiarę w Paschę Krwi, a ta Krew płynie, a ta Krew woła głośniej niż krew Abla. Otwierają się niebiosa. Ziemia drży i słońce się zaćmiewa. A ta Krew nie woła o pomstę, lecz woła o litość dla Swego Ludu, który ją zabija. O litość nad nami! Jeruzalem!!! Nawróć się! Ta Krew! Ta Krew! Rzeka! Rzeka, która obmywa świat, uzdrawiając go z wszelkiego zła, zacierając wszelką winę... Ale dla nas, dla nas, z Izraela, ta Krew to ogień, dla nas to skalpel, który wypisuje na synach Jakuba imię bogobójców i przekleństwo Boga! Ulituj się nad sobą i nad nami!...»

«Ależ każ jej milczeć, rozkazujemy Ci!» – wołają uczeni w Piśmie, podczas gdy niewiasta szlocha zakrywając twarz.

«Nie mogę nakazać milczenia Prawdzie.»

«Prawdzie! Prawdzie! Ona jest szalona i majaczy! Jakimże jesteś Nauczycielem, skoro bierzesz za prawdę słowa bredzącej niewiasty?»

«I jakim Prorokiem, skoro nie potrafisz przepędzić demona? A jednak kiedy indziej robiłeś to!»

«Robił to, tak. Ale teraz Mu to nie pasuje. To dobrze obmyślona gra dla przestraszenia tłumów!»

«I wybrałbym na to tę godzinę, to miejsce i tę garstkę ludzi, skoro mogłem to uczynić w Jerychu? Tam ponad pięć tysięcy ludzi szło za Mną i otaczali Mnie wiele razy. Albo [czy nie uczyniłbym tego raczej] wtedy, gdy obręb Świątyni był zbyt mały, aby ogarnąć wszystkich, którzy chcieli Mnie słuchać? Czy demon może wypowiadać słowa mądrości? Kto z was, w sumieniu, może powiedzieć, że z jej ust wyszedł choć jeden błąd? Czy na jej ustach, niewieścim głosem, nie odbijają się straszliwe słowa proroków? Czyż nie słyszycie w nich lamentu Jeremiasza i łez Izajasza lub innych proroków? Czyż nie słyszycie głosu Boga [przemawiającego] poprzez to stworzenie, głosu, który usiłuje doprosić się przyjęcia dla waszego dobra? Mnie nie słuchacie. Ja mówię, możecie tak myśleć, na Moją korzyść. Ale ona, której nie znam, jaką korzyść może wynieść ze swoich słów? Cóż otrzyma jeśli nie waszą pogardę, groźby, być może – waszą zemstę? Nie, Ja jej nie nakazuję milczenia! I nawet, aby te kilka osób, które jej słuchają i abyście wy, którzy jej słuchacie, mogli się nawrócić, nakazuję jej: „Mów! Mów, nakazuję ci w imię Pana!”»

Teraz Jezus jest majestatyczny, jest Chrystusem potężnym, jak w godzinach cudów. Ma wielkie magnetyzujące oczy. Ich blask – jakby błękitnej gwiazdy – ożywia jeszcze bardziej płomień pochodni, płonącej pomiędzy niewiastą a Nim.

Niewiasta, przeciwnie, przygnieciona bólem jest mniej królewska i trwa z pochyloną głową, z twarzą zakrytą dłońmi i czarnymi włosami, które się rozplotły i opadły na ramiona, jak żałobna zasłona na jej jasnej szacie.

«Przemów, mówię ci. Twoje bolesne słowa nie są bezowocne. Sabeo, z rodu Aarona, mów!»

Niewiasta jest posłuszna. Ale mówi cicho, tak cicho, że wszyscy się tłoczą, żeby ją lepiej słyszeć. Wydaje się, że mówi sama do siebie, spoglądając ku rzece, która płynie hałaśliwie po jej prawicy, a ostatnie blaski dnia odbijają się w jej wodach. Zdaje się mówić do rzeki:

«O, Jordanie, święta rzeko ojców, o falach jasnobłękitnych i pomarszczonych jak kosztowny jedwab, który odbijasz czyste gwiazdy i śnieżnobiały księżyc, głaszczesz wierzby na twoich brzegach, ty jesteś rzeką pokoju, a jednak znasz tak wiele bólu. O, Jordanie, który w godzinach burz niesiesz na swych wodach wezbranych i zmąconych piasek tysiąca strumieni, i to co one wyrwały. Czasem ty sam wyrywasz delikatny krzew, na którym jest gniazdo i niesiesz je w wirze ku śmiertelnej otchłani Morza Słonego! Ty nie masz litości nad parą ptaków, które wzbijając się w górę i krzycząc z bólu podążają za swym gniazdem zniszczonym twoim gwałtem. Tak samo, o święty Jordanie, uderzony gniewem Bożym, ujrzysz idący lud, który nie chciał Mesjasza: wyrwany domom i ołtarzowi, idący ku swej zgubie, żeby umrzeć w jeszcze większej Śmierci. Ludu mój, ratuj się! Uwierz w twego Pana! Idź za swoim Mesjaszem! Rozpoznaj Go, jakim jest. Nie jest królem ludów i wojsk. To Król dusz, twoich dusz, wszystkich dusz. Zstąpił, żeby zgromadzić dusze sprawiedliwe. Wzniesie się, żeby je zaprowadzić do Królestwa wiecznego.

O wy, którzy potraficie jeszcze kochać, podejdźcie blisko Świętego! O, wy, którym leży na sercu los ojczyzny, zjednoczcie się z Panem. Niechaj nie umrze w całości potomstwo Abrahama! Uciekajcie od fałszywych proroków o ustach kłamliwych i o sercach grabiących, którzy chcą was wyrwać Zbawieniu. Wyjdźcie z ciemności, które się wokół was rozciągają. Posłuchajcie głosu Boga! Wielcy, których się lękacie dzisiaj, są już prochem według postanowienia Bożego. Jest tylko jeden Żyjący. Miejsca, w których panują i z których ciemiężą, są już zrujnowane. Jeden trwa.

Jerozolimo! Gdzież są dumni synowie Syjonu, którymi się szczycisz? Gdzież są kapłani i nauczyciele, którzy byli twą ozdobą i którymi się cieszyłaś? Spójrz na nich! Uciśnieni, w kajdanach, idą na wygnanie, poprzez zgliszcza twoich pałaców, pośród fetoru umarłych od miecza lub głodu. Nad tobą jest gniew Boga, o Jerozolimo, która odpychasz twego Chrystusa i uderzasz Go w twarz i w serce. Całe piękno jest zniszczone w tobie. Wszelka nadzieja umarła w tobie. Świątynia i ołtarz są sprofanowane...»

[Uczeni w Piśmie przerywają jej, krzycząc:]

«Każ jej zamilknąć! Bluźni! Każ jej milczeć, mówimy do Ciebie.»

«...efod jest zerwany. Już nie służy...»

«Ponosisz winę, bo nie każesz jej milczeć!»

«...bo już nie króluje. Jest inny Wieczny Kapłan. Jest Święty i wysłany przez Boga: Król i Kapłan na wieki, przez Tego, który za Swoje przyjmuje zniewagi zadawane Chrystusowi i dokonuje za nie pomsty. Inny Najwyższy Kapłan. Prawdziwy, Święty, Namaszczony przez Boga i przez Swą Ofiarę. On jest [dany] w miejsce tych, na których czole tiara jest hańbą, gdyż przykrywa ich obrzydliwe myśli!...»

«Milcz, przeklęta! Milcz, albo cię pobijemy!» – i uczeni w Piśmie uderzają ją silnie, lecz ona zdaje się tego nie odczuwać.

Lud podnosi wrzawę:

«Pozwólcie jej mówić, wy, którzy tak wiele mówicie. Ona mówi prawdę. Tak jest, że nie ma już pośród was świętości. Jeden jest Święty, a wy Go gnębicie.»

Uczeni uznają, że roztropniej będzie zamilknąć, a niewiasta mówi dalej głosem zmęczonym i smutnym:

«On przybył przynieść Ci pokój – a ty wydajesz Mu wojnę... Ocalenie – a ty Nim gardzisz... Miłość – ty Go znienawidziłaś... Cud – ty nazywasz Go demonem... Jego ręce uzdrowiły twych chorych, a ty je przebiłaś. On przyniósł ci Światło – ty zaś okryłaś Jego twarz plwocinami i nieczystościami. On przyniósł ci Życie, a ty zadałaś Mu śmierć. Izraelu, opłakuj swój błąd i nie złorzecz swemu Panu, kiedy podążasz ku swemu wygnaniu, wygnaniu, które nie będzie miało końca, jak te z przeszłości. Przejdziesz całą ziemię, Izraelu, lecz jako lud pokonany i przeklęty, ścigany przez głos Boga i przez te same słowa, które On wypowiedział do Kaina. I nie będziesz mógł powrócić tutaj zbudować mocnego gniazda dopóty, dopóki wraz z innymi ludami nie uznasz, że On jest Jezusem, Chrystusem, Panem, Synem Pana...»

Głos niewiasty słabnie ze smutku i utrudzenia, jest zmęczony jak głos kogoś, kto umiera. Lecz jeszcze nie milknie, przeciwnie, ożywia się w ostatnim nakazie:

«Upadnij na ziemię, ludu, który jeszcze potrafisz kochać. Okryj się popiołem, odziej się we włosiennicę. Gniew Boga zawisł nad nami jak chmura gradowa i burzowa nad przeklętym polem.»

Niewiasta upada na kolana, z ramionami wyciągniętymi w stronę Jezusa i woła:

«Pokój, pokój, o Królu sprawiedliwości i pokoju! Pokój, o Adonaj wielki i potężny, któremu Sam Ojciec się nie opiera! Błagaj za nami o pokój, przez Twe Imię, o Jezu, Zbawicielu i Mesjaszu, Odkupicielu i Królu, i Boże trzykroć święty!» – i osuwa się wstrząsana szlochem z twarzą przy ziemi.

Uczeni w Piśmie otaczają Jezusa i odchodzą z Nim na bok, oddalając każdą inną osobę spojrzeniami i groźbami słownymi. Jeden z nich mówi:

«Przynajmniej tyle mógłbyś zrobić: uzdrowić ją. Bo jeśli naprawdę twierdzisz, że nie ma w niej demona, to jednak nie możesz zaprzeczyć, że jest chora. Niewiasty!... W dodatku niewiasty doświadczone przez los... Ich siły życiowe muszą się gdzieś wylać... Majaczą więc, widząc to, co nie istnieje... i widzą przede wszystkim Ciebie, młodego i pięknego... i...»

«Milcz. Masz usta węża! Nawet ty sam nie wierzysz w to, co mówisz» – unosi się Jezus, a mając wygląd władcy ucina słowa na ustach szczupłego uczonego, o wielkim nosie, który na początku szydził z niewiasty jako fałszywej prorokini.

«Nie znieważajmy Nauczyciela. Wybraliśmy Go na sędziego w przypadku, którego nie potrafiliśmy osądzić...» – odzywa się inny. To ten, który przy spotkaniu z Jezusem powiedział, że nie wszyscy uczeni w Piśmie są Mu przeciwni, lecz że niektórzy przyglądają Mu się także po to, aby ocenić i ze szczerą wolą iść za Nim, jeśli stwierdzą, że jest Bogiem.

«Ależ nie odzywaj się, Joelu, zwany Alamotem, synu Abiasza! Jedynie taki płód poroniony jak ty może wypowiadać takie słowa» – mówią do niego niegrzecznie inni.

Uczony w Piśmie czerwieni się pod wpływem tej obelgi, ale opanowuje się i odpowiada z godnością:

«Chociaż natura nie była przychylna mojej fizjonomii, to jednak nie pozbawiła mnie inteligencji. Przeciwnie, pozbawiając mnie wielu przyjemności, uczyniła ze mnie człowieka mądrego. Gdybyście byli święci, nie upokarzalibyście tego Człowieka, lecz uszanowalibyście jako mędrca.»

«Dobrze! Mówmy o tym, co nas zajmuje. Masz obowiązek uzdrowić ją, Nauczycielu. W swym obłędzie bowiem straszy ludzi i znieważa kapłanów, faryzeuszy i nas.»

«Czy gdyby was chwaliła prosilibyście, żebym ją uzdrowił?» – pyta łagodnie Jezus.

«Nie. To by nam posłużyło, żeby wzbudzić u ludzi szacunek do nas, u tego ludu kapryśnego, który nas nienawidzi w sercu i gardzi nami, kiedy tylko może» – odpowiada uczony w Piśmie, nie zauważając, że wpada w zasadzkę.

«Ale czy wtedy nie byłaby już chora? Czy nie miałbym obowiązku jej uzdrowić?» – pyta nadal łagodnie Jezus. Wygląda jak uczeń, który pyta nauczyciela, co powinien uczynić. Uczeni w Piśmie zaślepieni pychą nie pojmują, że właśnie się zdradzają...

«W tym wypadku nie. Przeciwnie! Zostawić ją, zostawić jej obłędowi! Uczynić wszystko, co możliwe, żeby ludzie wierzyli, że jest prorokinią. Otoczyć ją czcią! Wskazać...»

«Gdyby to jednak nie była prawda?!...»

«O, Nauczycielu! Kiedy już zostałoby odjęte to, co ona mówi przeciw nam, wtedy reszta byłaby bardzo użyteczna dla pobudzenia dumy Izraela przeciw Rzymianom, dla utrzymywania w uniżeniu ludu wobec nas!»

«Jednak nie można by jej przecież powiedzieć: „Mów to, a nie mów tego”» – odzywa się stanowczo Jezus.

«A dlaczego?»

«Bo ten, kto majaczy, mówi nie wiedząc, co mówi» [– odpowiada Jezus.]

«O! Przy pomocy pieniędzy i kilku gróźb... wszystko można osiągnąć. Nadzorowalibyśmy też proroków...»

«Zaprawdę nie jestem o tym przekonany...»

«Ech! To znaczy, że nie potrafisz czytać między wierszami i że [nie wiesz,] że nie wszystko zostało zapisane.»

[Jezus im odpowiada:]

«Jednak duch prorocki nie zna wpływu z zewnątrz, o uczony. On przychodzi od Boga, a Boga się nie kupuje i nie przestrasza» – mówi Jezus zmieniając ton głosu. To początek Jego natarcia.

«Ale ona nie jest prorokinią. To nie jest już czas proroków.»

«To nie jest już czas proroków? A dlaczego?»

«Dlatego że na to nie zasługujemy. Jesteśmy zbytnio zepsuci.»

«Naprawdę? I ty to mówisz? Ty, który przed chwilą osądzałeś ją za godną ukarania, bo mówiła to samo?»

Uczony w Piśmie pogubił się. Drugi przychodzi mu z pomocą:

«Czas proroków skończył się z Janem. Już nie są potrzebni.»

«Dlaczegóż to?»

«Bo jesteś tutaj Ty, aby mówić o Prawie i o Bogu.»

«Nawet w czasach proroków było Prawo i Mądrość mówiła o Bogu, a jednak prorocy również istnieli.»

«Cóż jednak prorokowali? Twoje przyjście. Przyszedłeś. Już nie są potrzebni.»

«Tysiące razy słyszałem, jak pytaliście Mnie, przez kapłanów i faryzeuszy, czy jestem, czy nie jestem Chrystusem. A ponieważ potwierdzałem, że Nim jestem, byłem traktowany jak bluźnierca i szaleniec. Wzięto kamienie, żeby nimi we Mnie rzucić. Czy ty nie jesteś Sadokiem, zwanym złotym skrybą?» – mówi Jezus, wskazując na uczonego o wielkim nosie, który dręczył niewiastę, a wcześniej usiłował ją oszukać.

«Jestem. Cóż z tego?»

«A zatem ty, właśnie ty, byłeś pierwszym, który w Giszali, jak i w Świątyni, rozpoczął przemoc wobec Mnie. Ale Ja ci przebaczam. Przypominam ci jedynie, że czyniłeś to, mówiąc, że Ja nie mogę być Chrystusem, tymczasem teraz utrzymujesz coś dokładnie przeciwnego. I przypominam ci także o Moim wyzwaniu z Kedesz. Wkrótce ujrzysz jak część się wypełnia. Kiedy księżyc powróci do fazy, w której teraz jaśnieje w słońcu, dam ci dowód, pierwszy. Drugi otrzymasz, kiedy ziarno, które teraz spoczywa w ziemi, będzie poruszać jeszcze zielonymi kłosami na wietrze miesiąca Nisan.

Tym zaś, którzy mówią, że prorocy nie są potrzebni odpowiadam: „Kto może narzucić ograniczenia Najwyższemu Panu?” Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że zawsze będą prorocy tak długo, jak długo będzie człowiek. To są pochodnie pośród ciemności nocy. To są ogniska pośrodku zlodowaciałego świata. To dźwięk trąbek, które budzą śpiących. To głosy, które przypominają Boga i Jego prawdy, które wpadły w zapomnienie i zostały zaniedbane z czasem, a niosą człowiekowi bezpośredni głos Boga, wzbudzając drżenie emocji u zapominających, apatycznych synów ludzkich. Inne będzie ich imię, lecz podobna misja i ten sam los ludzkiego bólu i nadprzyrodzonej radości. Biada, gdyby nie było tych duchów, których świat będzie nienawidził, a Bóg ukocha je ponad wszystko! Biada, gdyby ich nie było, żeby cierpieć i wybaczać, kochać i pracować w posłuszeństwie Panu! Świat uległby zniszczeniu pośród mroków, chłodu, w śmiertelnym letargu, w otępieniu umysłowym, dzikiej i zezwierzęcającej niewiedzy. Bóg więc będzie ich wzbudzał i zawsze będą. I któż będzie mógł narzucić Bogu, aby tego nie czynił? Ty, Sadoku? Lub ty? Zaprawdę powiadam wam, że nawet duchy Abrahama, Jakuba i Mojżesza, Eliasza i Elizeusza nie mogłyby narzucić Bogu tych ograniczeń, a Bóg jeden wie, jak święci byli oni i jakimi wiecznymi światłami są.»

«Zatem nie chcesz uzdrowić tej niewiasty ani też jej potępić?» [– pytają Jezusa.]

«Nie.»

«I uznajesz ją za prorokinię?»

«Jest natchniona, tak.»

«Jesteś jak ona demonem. Chodźmy. Nie wypada trwonić czasu z demonami» – mówi Sadok, potrącając Chrystusa, jak... gbur, żeby Go odsunąć.

Większość idzie za nim, kilku pozostaje, pośród nich ten zwany Joelem Alamotem.

«A wy nie idziecie za nimi?» – pyta Jezus wskazując na odchodzących.

«Nie, Nauczycielu. Pójdziemy, bo zapadła noc, ale chcemy Ci powiedzieć, że wierzymy Twemu osądowi. Bóg wszystko może, to prawda, a dla nas, wpadających w liczne grzechy, On może pobudzić te duchy, żeby nam przypomniały o sprawiedliwości» – mówi jeden bardzo sędziwy mąż.

«Dobrze powiedziałeś. A pokora, jaką ukazujesz, jest w oczach Boga większa niż twoja wiedza.»

«Zatem wspomnij na mnie, gdy będziesz w Swoim Królestwie.»

«Dobrze, Jakubie.»

«Skąd znasz moje imię?»

Jezus uśmiecha się, nie odpowiadając.

«Nauczycielu, pamiętaj także o nas» – mówi trzech innych. A ostatnim, który się odzywa jest Joel Alamot, który mówi:

«I błogosławmy Pana, który nam dał tę godzinę.»

«Błogosławmy Pana!» – odpowiada Jezus.

Żegnają się i rozstają.

Jezus podchodzi do apostołów. Z nimi idzie do niewiasty, która znowu przyjęła swą pierwotną pozycję: siedzi skulona na wystającym korzeniu. Jej ojciec i matka pytają z niepokojem:

«Zatem nasza córka jest demonem? Oni powiedzieli nam to odchodząc...»

«Nie, nie jest demonem [– odpowiada im Jezus. –] Trwajcie w pokoju i kochajcie ją, gdyż czeka ją cierpienie, jak wszystkich jej podobnych.»

«Ale oni powiedzieli, że Ty ją tak osądziłeś...»

«Skłamali. Ja nie kłamię. Bądźcie spokojni.»

Jan z Efezu podchodzi z Salomonem i innymi uczniami:

«Nauczycielu, Sadok groził im, uprzedzam Cię o tym.»

«Im czy jej?»

«Im i jej. To prawda? Odpowiedzcie.»

«Tak. Powiedzieli to nam, jej matce i mnie, że jeśli nie uciszymy naszej córki, wtedy biada nam. A do Sabei powiedzieli: „Jeśli będziesz mówić, doniesiemy Sanhedrynowi”. Przewidujemy nieszczęście dla nas!... Ale nasze serce jest spokojne z powodu tego, co Ty mówisz... i resztę zniesiemy... Ale ona... Co z nią mamy zrobić? Poradź nam, Panie.»

Jezus się zastanawia, a potem odpowiada:

«Czy nie macie krewnych z dala od Betlei?»

«Nie, Nauczycielu.»

Jezus się zastanawia, a potem podnosi głowę i patrzy na Józefa, Jana z Efezu i Filipa z Arbeli i nakazuje:

«Udacie się z nimi w drogę powrotną. Potem od Betlei, z nią i z jej posagiem, pójdziecie do Aery. Powiecie matce Tymona, żeby ją zatrzymała w Moje Imię. Ona wie, co znaczy mieć prześladowanego syna.»

«Tak uczynimy, Panie. To dobra decyzja. Aera jest oddalona i nie jest w zasięgu ich ręki» – odpowiadają wszyscy trzej.

Ojciec i matka Sabei całują dłonie Nauczyciela, dziękując Mu i błogosławiąc Go.

Jezus pochyla się nad niewiastą, dotyka jej głowy owiniętej welonem i cicho ją woła: «Sabeo, posłuchaj Mnie!»

Niewiasta unosi głowę, patrzy na Niego, a potem osuwa się na kolana. Jezus kładzie jej dłoń na głowie:

«Posłuchaj, Sabeo. Pójdziesz tam, dokąd cię wysyłam, do pewnej matki. Chciałbym cię wysłać do Mojej, ale to nie jest możliwe. Służ nadal Panu w sprawiedliwości i posłuszeństwie. Błogosławię cię, niewiasto. Idź w pokoju.»

«Dobrze, mój Panie i mój Boże. Ale kiedy będę musiała mówić, czy będę mogła?...»

«Duch, który cię kocha, poprowadzi cię stosownie do chwili. Nie wątp w Jego miłość. Bądź pokorna, czysta, prosta i szczera, a On cię nie opuści. Odejdź w pokoju!»

Przyłącza się ponownie do grupy apostołów i do Zacheusza oraz jego towarzyszy, którzy zatrzymali się w odległości kilku kroków, żeby powstrzymać też innych ciekawskich.

«Chodźmy. Zapadła noc. Nie wiem, co zrobicie, aby powrócić do Jerycha, wy, którzy musicie tam iść.»

«Mówimy to raczej ze względu na niewiastę i jej rodziców. Ale jeśli Ty osądzisz to za dobre, pozostaniemy poza domem, a Ty i oni możecie spać w nim do rana» – proponuje jeden z przyjaciół Zacheusza.

«Dobra myśl. Idźcie powiedzieć Sabei, żeby przyszła tu ze swymi krewnymi i z uczniami. Będą tu spać. Ja zostanę z wami. To nie jest noc wietrzna. Rozpalimy ogień i poczekamy tak na świt. Ja, pouczając was, a wy – słuchając Mnie.»

I powoli udaje się w drogę przy pierwszym blasku księżyca. 


   

Przekład: "Vox Domini"