Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
221. W DOMU
ZACHEUSZA Z NAWRÓCONYMI
Napisane 3 listopada 1946. A, 9454-9470
Wszyscy zgromadzili się w pomieszczeniu wielkim i pustym. Z pewnością kiedyś to była piękna sala. Teraz jest to tylko wielkie pomieszczenie. Przynieśli krzesła i łoża biesiadne z jadalni lub z pokoi sypialnych. Wszyscy są wokół Nauczyciela, którego posadzili na rodzaju fotela wyrzeźbionego w drewnie, okrytego suknem. To najbardziej wykwintny mebel w całym domu.
Zacheusz mówi o posiadłości zakupionej za pieniądze zebrane przez nich wszystkich:
«Musieliśmy coś zrobić! Lenistwo nie jest dobrym środkiem, żeby nie grzeszyć. To jest teren jeszcze nieurodzajny, ponieważ był zaniedbany, jak my, i jak my pełen cierni, kamieni, miejsc jałowych i szkodliwych chwastów. Nike posłała nam sługi-wieśniaków, żeby nas nauczyć, jak postępować, żeby oczyścić zaniedbane studnie, uporządkować pola i przyciąć nieco drzewa, jakie tam były, i posadzić młode. Mieliśmy wielką wiedzę... ale nie znaliśmy świętych prac człowieka. W tej pracy, tak nowej dla nas, znaleźliśmy naprawdę nowe życie. Nic wokół nas nie przypomina przeszłości. Jedynie sumienie przypomina o tym, ale to dobrze... Jesteśmy grzesznikami... Przyjdziesz to zobaczyć?»
[Jezus mu odpowiada:]
«Wyjdziemy stąd razem w kierunku Jordanu i zatrzymam się w tamtym miejscu. Powiedziałeś, że to jest dokładnie przy drodze prowadzącej ku rzece...»
«Tak, Nauczycielu. Wszystko jest w złym stanie. Dom wali się i jest pozbawiony mebli. Nie mieliśmy pieniędzy na wszystko... po tym jak, na tyle, na ile mogliśmy to uczynić, wynagrodziliśmy nasze uchybienia wobec bliźniego. Z wyjątkiem Demetesa, Walensa i Lewiego, którzy są zbyt starzy, żeby podjąć pewne umartwienia, a więc śpią tutaj, inni zadowalają się sianem, Panie.»
«Wiele razy Ja nie mam nawet tego. Ja też będę spał na sianie, Zacheuszu. Na nim przespałem Moje pierwsze noce i były słodkie, gdyż czuwała w ich czasie miłość. Mogę spędzić na nim i tę noc. Sen nie będzie dręczący, gdyż będę pośród ludzi, którzy mają znowu dobrą wolę.»
I spogląda spojrzeniem, które jest pieszczotą, na pierwociny odkupionych ze wszystkich krajów. I oni na Niego patrzą... To nie są mężczyźni, którzy z byle powodu płaczą. Któż zresztą wie, czy dotąd wylewali łzy. Ich twarze jednak są jak księgi, na których jest zapisana ich nieszczęśliwa przeszłość. I chociaż teraz ich nowe życie zasłania brutalność słów [tych ksiąg], można jednakże jeszcze dość odkryć, żeby móc widzieć, z jakich otchłani wychodzą ku Świetle. Ich twarze rozświetlają się, rozpromieniają, spojrzenia nabierają pewności, blask nadprzyrodzonej nadziei, moralnego zadowolenia jaśnieje w nich, kiedy słyszą Nauczyciela mówiącego im, że znowu mają dobrą wolę. Zacheusz odzywa się:
«Popierasz to, co uczyniłem? Spójrz, Nauczycielu, powiedziałem tamtego dnia: „Pójdę za Tobą” i chciałem naprawdę chodzić za Tobą. Ale właśnie tamtego wieczora przyszedł do mnie Demetes z powodu jednego ze swoich... jednego z haniebnych targów... i potrzebował pieniędzy. Przybywał z Jerozolimy... Mówi się o niej święta, ale jest w niej każda hańba, a pierwszymi, którzy chcą tej hańby są ci, którzy następnie nas kamienują jakbyśmy byli trędowaci... Ale, muszę przyznać, że to są nasze grzechy, a nie ich. Nie miałem już pieniędzy, wszystko dałem Tobie. Nawet te pieniądze, które były jeszcze w domu, to tak jakbym je dał Tobie, bo uczyniłem już z nich części, jakie miałem oddać tym, od których je wyłudziłem lichwą. Powiedziałem mu: „Nie mam pieniędzy, ale posiadam coś, co jest warte więcej niż wszystkie skarby”. I opowiedziałem mu o moim nawróceniu, o Twoich słowach, o pokoju, jaki był we mnie... Tak dużo mówiłem, że światło nowego dnia wzeszło i rozjaśniło twarze. Lampy stały się bezużyteczne, a ja wciąż mówiłem. Nie wiem, co dokładnie mówiłem. Wiem, że on uderzył pięścią w stół, przy którym siedzieliśmy i zawołał: „Merkury stracił jednego ze swych wiernych, a satyry – towarzysza. Weź i te pieniądze: nie było dość na zbrodnię, ale wystarczy, żeby dać chleb żebrakowi i weź mnie ze sobą. Chcę poznać wonność po tak wielu smrodach.” I pozostał. Poszliśmy razem do Jerozolimy. Ja po to, żeby sprzedać moje rzeczy, on, żeby się wyzwolić z wszelkich... zobowiązań.
Wracając powiedziałem... bo modliłem się w Świątyni od tak długiego czasu z sercem czystym i spokojnym jak dziecko... powiedziałem sobie: „Czyż nie jest pójściem za Nauczycielem, i być może pójściem lepszym, pozostanie w Jerychu? Tam byli moi przyjaciele: celnicy, nieszczęśliwi jak ja, właściciele domów gry, stręczyciele, lichwiarze, którzy przedtem byli nadzorcami więźniów i wykonujących ciężkie roboty, niewolników, udręczonych wszelkimi nędzami, żołnierzami bez prawa i litości, hulakami, topiącymi wyrzuty sumienia w pijaństwie, przychodzącymi do mnie, żeby ulokować swe przeklęte pieniądze lub zaproponować mi jakieś interesy albo zaprosić mnie na uczty i inne niegodziwe obrzydliwości? Miasto mną gardzi. Hebrajczycy uważają mnie wciąż za grzesznika, ale oni – nie. Oni są jak ja. Są nieczyści, lecz mogą mieć w sobie coś, co ich skłania ku dobru, a nie znajdują nikogo, kto by do nich wyciągnął pomocną dłoń. Pomagałem im w złu. Być może grzeszyli także z powodu moich rad, z powodu tego, o co ich czasem prosiłem. Mam obowiązek pomóc im w dojściu do dobra. Jak oddałem [pieniądze] tym, wobec których zawiniłem, jak wynagrodziłem moim współmieszkańcom, tak samo muszę usiłować wynagrodzić wobec nich”. I zostałem tutaj. Oni przybywali, to jeden, to drugi, z tego miasta lub z innego i mówiłem do nich. Nie wszyscy byli jak Demetes. Niektórzy okazali mi wzgardę i uciekli. Inni szukali wykrętów. Jeszcze inni zatrzymali się, lecz po jakimś czasie powrócili do swego piekła. Oni zaś pozostali. I teraz czuję, że to tak powinienem iść za Tobą, że w ten sposób powinniśmy Cię naśladować, walcząc z samymi sobą, znosząc pogardę świata, który nie potrafi nam przebaczyć. Nie brak nam łez w sercu, kiedy widzimy, że ludzie nam nie przebaczają, kiedy powracają wspomnienia... a są tak liczne i tak straszne... U niektórych są...»
«Straszliwa Nemezis przypomina nam nasze zbrodnie i obiecuje zemstę po śmierci» – wyjaśnia jeden z nich.
«[Ja pamiętam] skargi wyczerpanych, których biłem, żeby pracowali...» [– opisuje swe udręki inny.]
«[Słyszę] przekleństwa tych, których uczyniłem niewolnikami, po odebraniu im przez lichwę całego ich mienia...» [– wspomina inny.]
«Błagania wdów i sierot, które nie mogły płacić, więc zagarnąłem, w imię prawa, ich ostatnie środki do życia.»
«Okrucieństwa popełnione w podbitych krajach, na ludziach bezbronnych, zastraszonych przez klęskę.»
«Łzy mojej matki, mojej małżonki, mojej córki, które umarły z wyrzeczeń, podczas gdy ja trwoniłem wszystko na wystawnych przyjęciach.»
«O!... [– mówi jeszcze inny –] Dla mnie to zbrodnia bezimienna! Panie, ja nie mam na rękach krwi, nie kradłem pieniędzy, nie narzucałem przesadnych podatków, nie zajmowałem się lichwą, nie biłem pokonanych. Wykorzystałem jednak wszelkie nędze, wzbogaciłem się na niewinnych, na pokonanych dziewczętach, na sierotach, na niewiastach sprzedanych za chleb jak towar. Obszedłem świat szukając tych okazji, za wojskiem, tam gdzie był niedostatek żywności, tam gdzie wylała rzeka, zabierałem wszelki pokarm. Tam gdzie epidemia pozostawiła młode życie bez opieki, uczyniłem z niego towar, niegodziwy, a przecież niewinny. Niegodziwy dla mnie, bo ciągnąłem z tego korzyści, niewinny – dlatego że nie znał jeszcze okropności. Panie, mam na rękach dziewictwo pozbawionych czci dziewcząt i cześć młodych małżonek wziętych w niewolę w podbitych miastach. Moje sklepy... i moje domy publiczne były słynne, Panie. Nie przeklinaj mnie teraz, gdy wiesz!...»
Apostołowie bezwiednie odsunęli się od ostatniego, który mówił. Jezus zaś wstał i podszedł do niego. Położył mu dłoń na ramieniu i mówi:
«To prawda! Wielka jest twoja zbrodnia. Wiele masz do wynagrodzenia. Ale Ja, Miłosierdzie, mówię ci, że nawet gdybyś był demonem we własnej osobie i miał na sobie wszystkie zbrodnie tej ziemi, jeśli chcesz, możesz wszystko naprawić i otrzymać przebaczenie od Boga, od prawdziwego Boga, wielkiego i ojcowskiego. Jeśli chcesz. Połącz swoją wolę z Moją. Daj Mi twego biednego pozbawionego czci ducha, zniszczonego, pełnego blizn i upokorzenia teraz, gdy porzuciłeś grzech. Włożę go do Mojego Serca tam, gdzie wkładam największych grzeszników i włączę go w Moją odkupieńczą Ofiarę. Najświętsza Krew, ta z Mojego Serca, ostatnia krew Tego, który zostanie wyniszczony dla ludzi, rozleje się na największe ruiny i ożywi je. Na razie miej nadzieję, nadzieję większą niż twoja ogromna zbrodnia, w miłosierdzie Boże, ono bowiem, o człowieku, jest bez granic dla tego, kto potrafi się jemu powierzyć.»
Mężczyzna chciałby bardzo ująć i pocałować tę dłoń, leżącą na jego silnym ramieniu, tak bladą i szczupłą na jego brunatnej szacie, ale się nie ośmiela. Jezus pojmuje i podaje mu dłoń ze słowami:
«Ucałuj Moją dłoń, mężu. Odnajdę ten pocałunek dla uzdrowienia jednej z Moich udręk. Ręka ucałowana, ręka zraniona. Ucałowana z miłości, zraniona z miłości. O! Gdyby wszyscy potrafili pocałować wielką Ofiarę i gdyby Ona umierała w Swej szacie ran, wiedząc, że w każdej znajdują się pocałunki, serdeczności wszystkich odkupionych ludzi!»
I Jezus trzyma Swą dłoń przytkniętą do gładkich ust mężczyzny, którego z racji całego wyglądu, określiłabym jako Rzymianina. Trzyma ją tak, aż mężczyzna odejmuje ją jakby nasycony po ugaszeniu płomienia wyrzutów sumienia przez picie Miłosierdzia Pańskiego z zagłębienia dłoni Boskiej ręki.
Jezus wraca na Swoje miejsce, a przechodząc, kładzie dłoń na kręconych włosach jakiegoś młodzieńca. Dałabym mu najwyżej dwadzieścia lat, o ile nie jest jeszcze młodszy. Nigdy się nie odezwał. Z pewnością należy do rasy hebrajskiej. Jezus pyta go:
«A ty, Mój synu, nic nie powiesz swemu Zbawcy?»
Młody chłopak podnosi głowę i patrzy na Niego... To spojrzenie to cała przemowa. To historia boleści, nienawiści, skruchy, miłości. Jezus lekko nad nim pochylony, z oczyma utkwionymi w oczach młodzieńca, czyta w nich jakąś niemą historię i mówi:
«To dlatego nazwałem cię „synem”. Nie jesteś już sam. Przebacz wszystkim należącym do twego narodu i cudzoziemcom, jak Bóg tobie przebacza. I kochaj Miłość, która cię ocaliła. Chodź na chwilę ze Mną, chcę ci powiedzieć coś na osobności.»
Młodzieniec wstaje i idzie za Nim. Kiedy zostają sami, Jezus mu mówi:
«Oto co chcę ci powiedzieć, synu. Pan cię bardzo umiłował, choć przy powierzchownym osądzie tak się nie wydaje. Życie bardzo cię doświadczyło. Ludzie bardzo ci zaszkodzili. Jedno i drugie mogło uczynić z ciebie ruinę nie do naprawienia. Za nimi stał szatan, który chciwie pragnął twej duszy, lecz nad tobą było oko Boga i to błogosławione oko zatrzymało twych nieprzyjaciół. Jego miłość postawiła na twej drodze Zacheusza, a z Zacheuszem Mnie, który do ciebie mówię. Teraz przemawiam do ciebie i mówię ci, że musisz znaleźć w tej miłości wszystko, czego nie miałeś. Musisz zapomnieć o wszystkim, co cię rozjątrzyło i przebaczyć, przebaczyć twej matce, przebaczyć twemu haniebnemu panu, przebaczyć samemu sobie. Nie żyw do siebie złej nienawiści, synu. Znienawidź czas, w którym grzeszyłeś, ale nie twego ducha, który potrafił porzucić grzech. Niech twoja myśl będzie dla twego ducha dobrą przyjaciółką i niech razem osiągną doskonałość.»
«Ja – doskonały!»
«Słyszałeś, co powiedziałem tamtemu człowiekowi? A przecież on był na dnie przepaści!... I dziękuję ci, synu!»
«Za co mój Panie? To ja powinienem Ci dziękować...»
«Za to, że nie chciałeś iść do tych, którzy kupują ludzi, aby Mnie zdradzili.»
«O, Panie! Czy mógłbym to zrobić, wiedząc, że Ty nami nie gardzisz, nawet nami, złodziejami? Ja też byłem pośród tych, którzy Ci przynieśli baranka w Karit. Jednego z nas ujęli Rzymianie – przynajmniej tak się mówi. Jedno jest pewne, że od Święta Namiotów już go nie widziano w kryjówkach złodziei. Ten człowiek powtórzył mi Twoje słowa z doliny w pobliżu Modin... Bo ja nie byłem jeszcze wtedy z rozbójnikami. Poszedłem do nich przy końcu miesiąca Adar i opuściłem ich na początku miesiąca Etanim. Ale nie zrobiłem nic, co by zasługiwało na Twoje podziękowanie. Ty byłeś dobry. Ja chciałem być dobry i ostrzec jednego z Twoich przyjaciół... czy mogę tak nazywać Zacheusza?»
«Tak, możesz. Wszyscy, którzy Mnie kochają są Moimi przyjaciółmi. Ty też nim jesteś.»
«O!... Chciałem go uprzedzić, żebyś na Siebie uważał. Ale takie ostrzeżenie nie zasługuje na podziękowanie...»
«Powtarzam ci: dziękuję ci dlatego, że nie sprzedałeś się, aby być przeciw Mnie. To ma wartość.»
«A ostrzeżenie, nie?»
«Mój synu, nic nie może przeszkodzić Nienawiści w napaści na Mnie. Czy nigdy nie widziałeś wylewającego się strumienia?»
«Tak. Byłem w pobliżu Jabes Galaad i widziałem zniszczenie dokonane przez rzekę, która wyszła ze swego koryta, nim doszła do Jordanu.»
«Czy coś mogło zatrzymać te wody?»
«Nie, wszystko ogarnęły i zniszczyły, poprzewracały nawet domy.»
«Tak samo jest z Nienawiścią [– odpowiada mu Jezus]. Ale ona Mnie nie przewróci. Zostanę nią pochłonięty, ale Mnie nie zniszczy. I w godzinie bardzo gorzkiej, miłość tego, który chciał nie nienawidzić Niewinnego będzie Moją pociechą, Moim światłem w ciemnościach tej godziny Mroku, Moją słodyczą w kielichu wina pomieszanego z żółcią i mirrą.»
«Ty?... Mówisz, jak ktoś, kto... Dla rozbójników jest ten kielich, dla tego, kto idzie na śmierć krzyżową. Ale Ty nie jesteś złodziejem! Ty nie jesteś winowajcą! Ty jesteś...»
«Odkupicielem. Pocałuj mnie, synu.»
Ujmuje jego głowę w dłonie i całuje go w czoło, a potem pochyla się, żeby otrzymać pocałunek młodzieńca. To pocałunek nieśmiały, który ledwie muska jego wychudzony policzek... A potem młodzieniec osuwa się ze szlochem na pierś Jezusa.
«Nie płacz, Mój synu! Stałem się ofiarą z miłości. A to jest zawsze miła ofiara, nawet jeśli jest udręką dla ludzkiej natury.»
Jezus trzyma go w objęciach, aż ustaje jego płacz, a potem wraca z nim, trzymając go przy Sobie, za rękę, prowadząc na miejsce, które wcześniej zajmował Piotr.
Mówi dalej:
«Podczas posiłku jeden z was, który nie jest z Izraela, powiedział, że chciałby prosić o pewne wyjaśnienie. Niech to uczyni teraz, bo niebawem będziemy musieli powrócić do ludzi, a potem się rozstaniemy.»
«Ja to mówiłem. Jednak wielu pragnie się o tym dowiedzieć. Zacheusz nie potrafi dobrze wyjaśnić ani inni spośród nas, którzy są z Twojej religii. Pytaliśmy o to Twoich uczniów, którzy tędy przechodzili, ale oni nie powiedzieli nam tego jasno.»
«Cóż więc chcesz wiedzieć?» [– pyta Jezus.]
«Myśmy nawet nie wiedzieli, że posiadamy duszę. To znaczy... powinniśmy byli chociaż wiedzieć o tym, bo nasi przodkowie... ale nie czytaliśmy naszych starożytnych. Byliśmy zwierzętami... I już nie wiedzieliśmy, czym jest ta dusza. Nawet teraz tego nie wiemy. Czym jest dusza? Może rozumem? Nie wierzymy w to, bo w takim razie bylibyśmy jej pozbawieni, a słyszeliśmy, że bez duszy nie ma życia. Czymże więc jest dusza, skoro nie jest rozumem? Mówi się, że jest bezcielesna, mówi się, że jest nieśmiertelna. Myśl jest bezcielesna, ale nie jest nieśmiertelna, gdyż kończy się wraz z życiem. Nawet najbardziej mądry człowiek nie myśli już po śmierci...»
«Dusza to nie myśl, człowieku [– odpowiada mu Jezus. –] Dusza to duch, niematerialna zasada życia, zasada nieuchwytna, lecz prawdziwa, która ożywia każdego człowieka i trwa po nim. To dlatego mówi się, że jest nieśmiertelna. To coś tak wzniosłego, że myśl, nawet myśl najbardziej potężna, jest niczym w porównaniu z nią. Myśl ma koniec, lecz dusza choć ma początek, nie ma kresu. Błogosławiona lub potępiona nadal istnieje. Szczęśliwi, którzy potrafią zachować ją czystą lub przywrócić jej czystość po skalaniu jej, żeby ją zwrócić jej Stwórcy taką, jaką On dał człowiekowi dla ożywienia jego człowieczeństwa.»
«Czy jednak ona jest w nas czy też ponad nami jako oko Boga?»
«W nas.»
«Zatem jest uwięziona aż do śmierci? To niewolnica?»
«Nie. Królowa. W zamyśle wiecznym dusza, duch jest czymś, co króluje w człowieku, w zwierzęciu stworzonym, którego nazywamy człowiekiem. Przybyła od Króla i Ojca wszystkich królów i ojców. To Jego tchnienie i Jego obraz, Jego dar i Jego prawo. Jej misją jest uczynienie, ze stworzenia zwanego człowiekiem, króla wielkiego wiecznego królestwa, uczynienie ze stworzenia zwanego człowiekiem boga po życiu, „żyjącego” w Siedzibie najwyższego, jedynego Boga. Została stworzona jako królowa, z autorytetem i przeznaczeniem królowej. Jej służkami są wszelkie cnoty i zdolności człowieka, jej ministrem dobra wola człowieka, jej sługą myśl: służebnicą i uczennicą – myśl człowieka. To dzięki duchowi myśl osiąga moc i prawdę, osiąga sprawiedliwość i mądrość i może się wznieść do królewskiej doskonałości. Myśl pozbawiona światła ducha, będzie zawsze posiadać luki i mroki i nigdy nie będzie zdolna pojąć prawd. Dla kogoś, kto jest oddzielony od Boga z powodu tego, że utracił królewską godność duszy, te prawdy są bardziej niezrozumiałe niż [najgłębsze] tajemnice. Myśl człowieka będzie ślepa, będzie tępa, jeśli braknie jej punktu oparcia, dźwigni niezbędnej dla zrozumienia, dla wzniesienia się przez opuszczenie ziemi i rzucenie się ku wysokościom na spotkanie Inteligencji, Mocy, jednym słowem – Boskości. To do ciebie mówię tak, Demetesie, gdyż nie zawsze zajmowałeś się wymienianiem pieniędzy. Możesz to zrozumieć i wyjaśnić innym.»
«Naprawdę jesteś prorokiem, Nauczycielu. Nie, nie zajmowałem się jedynie wymienianiem pieniędzy... To był tylko ostatni stopień mojego upadku... Powiedz mi, Nauczycielu... Skoro jednak dusza jest królową, to dlaczego nie króluje i nie poskramia złej myśli i złego ciała człowieka?»
«Poskramianie zaprzecza wolności i zasługiwaniu. To byłoby ciemiężenie» [– wyjaśnia Jezus.]
«Jednak myśl i ciało często przytłaczają duszę, mówię o sobie, o nas, i czynią ją zbyt często niewolnicą. To dlatego mówiłem, że była w nas niewolnicą. Jak Bóg może pozwolić na to, by coś tak wzniosłego – co określiłeś jako „tchnienie Boga i Jego obraz” – zostało skalane przez coś niższego?»
«Boski zamysł [– wyjaśnia Jezus –] był następujący: dusza nie powinna być niewolnicą. Zapominasz o nieprzyjacielu Boga i człowieka? Duchy niższe są nawet wam znane.»
«Tak, i to wszystkie, z okrutnymi pragnieniami. Co do mnie, mogę stwierdzić, że przypominając sobie dziecko, jakim byłem, to jedynie tym piekielnym duchom mogę przypisać to, jakim człowiekiem się stałem i jakim byłem już u progu mojej starości. Teraz odnajduję zagubione dziecko z tamtych chwil. Czy jednak mogę stać się dostatecznie dzieckiem, aby powrócić do czystości z tamtego czasu? Czy możliwy jest marsz wstecz?»
«Nie musisz się cofać. Nie mógłbyś tego uczynić. Czas, który upłynął, już nie powróci. Nie można sprawić, że powróci i nie można do niego wrócić. Ale to nie jest konieczne.
Niektórzy z was są z miejsc, w których znana jest teoria szkoły pitagorejskiej. To błędna teoria. Dusze jeden raz przeszedłszy przez ziemię już nigdy nie wracają na nią w żadnym ciele. Ani w zwierzęciu – gdyż nie godzi się, aby coś tak nadnaturalnego, jak ona, mieszkało w ciele zwierzęcia. Ani w człowieku, gdyż jak zostałoby nagrodzone ciało raz połączone z duszą w czasie sądu ostatecznego, skoro ta dusza byłaby wysyłana do wielu ciał? Wierzący w tę teorię mówią, że to ostatnie ciało dostępuje [nagrody], gdyż w czasie stopniowego oczyszczania się, w czasie kolejnych istnień, to jedynie w ostatniej reinkarnacji dusza osiąga doskonałość zasługującą na nagrodę. To błąd i zniewaga! Błąd i zniewaga wobec Boga, gdyż jest to uznanie, że On umiał stworzyć tylko ograniczoną liczbę dusz. Błąd i zniewaga wobec człowieka, gdyż uznaje się go za tak zepsutego, iż z trudnością zasługuje na nagrodę. Nie zostanie od razu nagrodzony, będzie musiał przejść przez oczyszczenie po życiu, w dziewięćdziesięciu dziewięciu razach na sto, ale oczyszczenie przygotowuje do radości. Ten kto się oczyszcza już jest kimś ocalonym. A ocalony będzie się cieszył ze swym ciałem po Ostatnim Dniu. Będzie mógł mieć tylko jedno ciało dla swej duszy, tylko jedno życie tutaj i to z ciałem, jakie dali mu ci, którzy go zrodzili i z duszą, jaką Stwórca mu stworzył, żeby ożywić jego ciało, będzie się cieszył nagrodą.
Nie ma reinkarnacji, jak nie można uczynić kroku w tył w czasie. Ale stworzyć siebie na nowo przez poruszenie wolnej woli, tak, to można. Bóg błogosławi tę wolę i pomaga jej. Wy wszyscy ją mieliście. I oto człowiek grzeszny, występny, skalany, zbrodniarz, złodziej, zepsuty i szerzący zepsucie, zabójca, świętokradca, cudzołożnik, w kąpieli skruchy odradza się duchowo. [Wola] niszczy zepsuty miąższ starego człowieka, rozprasza ja umysłowe jeszcze bardziej zepsute. Wola odkupienia się [działa tak] jak kwas, który atakuje i niszczy szkodliwe otoczenie, w którym ukrywa się skarb. Ogołaca własnego ducha, oczyszcza, na nowo go uzdrawia, przyobleka w nową myśl, w nową szatę czystą, dobrą, dziecięcą. O! Szata, mogąca zbliżyć się do Boga, mogąca godnie okryć duszę ponownie stworzoną i zachować ją, i pomóc jej [w osiągnięciu stanu] nadstworzenia. Jest nim zrealizowana świętość, która jutro będzie chwalebna w Królestwie Boga. To jutro może być dalekie, jeśli je widzimy duchem i miarą czasu ludzkiego, a bardzo bliskie, jeśli je kontemplujemy myślą o wieczności.
I wszyscy mogą, pragnąc tego, sami siebie ponownie stworzyć jako czyste dziecko z dni dziecięctwa, dziecko serdeczne, pokorne, szczere, dobre, które matka tuliła do piersi, na które ojciec spoglądał z dumą, które anioł Boga kochał i któremu Bóg przyglądał się z miłością. Wasze matki! Były być może niewiastami wielkiej cnoty... Bóg nie zostawi ich cnoty bez nagrody. Postępujcie więc tak, aby mieć podobną cnotę, żebyście się połączyli z nimi, kiedy dla wszystkich cnotliwych będzie jedno: Królestwo Boże dla dobrych. Być może nie były dobre i przyczyniły się do waszego upadku. Ale nawet jeśli one was nie kochały, jeśli nie znaliście miłości, jeśli ten brak miłości uczynił was złymi, teraz Miłość Boska was przyjmie. Bądźcie święci, aby móc w radości niebieskiej cieszyć się Miłością przewyższającą wszelką miłość.
Czy macie jeszcze jakieś inne pytania?»
«Nie, Panie. Musimy się wszystkiego nauczyć, lecz na razie nie widzimy nic innego...»
«Pozostawię wam Jana i Andrzeja na kilka dni. Potem wyślę wam uczniów dobrych i mądrych. Chcę, żeby dzikie źrebaki poznały drogi Pana i jego pastwiska, jak te z Izraela, gdyż przyszedłem do wszystkich i kocham ich wszystkich tak samo. Wstańcie i chodźmy.»
I wychodzi pierwszy do odmienionego ogrodu, zaraz za Nim idą Jego [apostołowie], skarżąc się po cichu:
«Nauczycielu, mówiłeś do nich tak, jak bardzo rzadko przemawiasz do tych, których wybrałeś...»
«I skarżycie się? Nie wiecie, że to tak właśnie trzeba postępować wśród ludzi, kiedy chce się zdobyć kogoś, kogo się kocha? Ale wobec tych, o których wiemy, że nas kochają ze wszystkich sił i że są teraz naszą rodziną, nie potrzeba stosować sztuki zdobywania. Wystarczy na siebie popatrzeć, żeby być nawzajem w sobie, w radości i pokoju» – mówi Jezus z Boskim uśmiechem, z tak wielką radością im to przekazuje. I apostołowie już się nie skarżą, a nawet spoglądają na Niego szczęśliwi, zatracając się w radości wzajemnej miłości.