Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

215. «JA JESTEM DOBRYM PASTERZEM»
Napisane 25 października 1946. A, 9374-9393

Jezus wchodzi do miasta przez Bramę Heroda. Właśnie ją mija, żeby się skierować ku Tyropeonowi i przedmieściu Ofel.

«Idziemy do Świątyni?» – pyta Iskariota.

«Tak.»

«Uważaj, co robisz!» – mówi wielu ostrzegawczym tonem.

«Zatrzymam się tam jedynie na czas modlitwy» [– wyjaśnia Jezus.]

«Zatrzymają Cię.»

«Nie. Wejdziemy przez bramy północne, a wyjdziemy przez południowe i nie będą mieć czasu, żeby się zorganizować dla zaszkodzenia Mi. Chyba, że ciągle idzie za Mną ktoś, kto Mnie szpieguje i donosi...»

Nikt nie odpowiada. Jezus idzie w stronę Świątyni, która się ukazuje z wysokości wzgórza jak rodzaj zjawy w zielonym żółciejącym świetle mrocznego zimowego poranka. Wstające słońce jest już tylko wspomnieniem, lecz uporczywie pozostaje obecne, usiłując sobie utorować przejście przez ciężką masę chmur. Daremny wysiłek! Radosny blask jutrzenki jest zredukowany do bladego odbicia nierzeczywistej żółci, która się nie rozprasza, lecz jest pokryta ołowianymi plamami, poprążkowanymi zielenią. Pod tym światłem marmury i złoto Świątyni wydają się blade, smutne, rzekłabym posępne, jak ruiny, wyłaniające się ze strefy śmierci.

Jezus spogląda na nią intensywnie idąc w górę ku murom. Patrzy na twarze porannych wędrowców. Większość to ubogie osoby: ogrodnicy, pasterze ze zwierzętami prowadzonymi na rzeź, słudzy lub zarządcy domów, którzy idą na targowisko. Wszyscy ci ludzie idą w milczeniu, owinięci płaszczami, nieco pochyleni dla obrony przed kłującym porannym powietrzem. Nawet twarze wydają się bardziej blade niż zwykle u ludzi tej rasy. To dziwne światło czyni je zielonkawymi lub niemal perłowymi w otoczeniu kolorowego sukna szat. Ich zieleń, żywy fiolet, intensywna żółć, nie mogą wcale zaróżowić twarzy. Niektórzy pozdrawiają Nauczyciela, lecz bez zatrzymywania się, bo godzina nie sprzyja. Co do żebraków, to nie ma ich jeszcze, żeby wydawać żałosne okrzyki na rozstajach dróg lub pod daszkami, które co krok osłaniają ulice. Godzina i pora roku sprzyjają przejściu Jezusa bez przeszkód.

Już są w obrębie murów: wchodzą i udają się na dziedziniec Izraelitów. Modlą się. Po wzgórzach roznosi się odgłos trąbek. Z powodu ich dźwięku, rzekłabym że są srebrne i zapowiadają z pewnością coś ważnego. Słodki zapach kadzidła roznosi się zapobiegając odczuwaniu zapachów mniej przyjemnych, które unoszą się nad szczytem Moria. Jest to stały, można by rzec naturalny zapach ciał [zwierząt] podrzynanych i pochłanianych przez ogień, zapach palonej mąki, rozpalonej oliwy, która z powodu stałych ofiar płynie wciąż bardziej lub mniej, lecz nieustannie.

Odchodzą w innym kierunku. Zaczynają ich zauważać pierwsi, którzy przybiegają do Świątyni; ci, którzy do niej należą; wymieniający pieniądze i sprzedający, którzy właśnie ustawiają swe lady i zagrody. Lecz są niezbyt liczni i ich zaskoczenie jest tak wielkie, że nie potrafią zareagować. Wymieniają między sobą słowa wyrażające zaskoczenie:

«Wrócił!»

«Nie poszedł do Galilei, jak mówiono!»

«Gdzież się jednak schował, że nigdzie Go nie znaleziono?»

«Naprawdę ich wyzywa.»

«Jaki głupiec!»

«Święty!»

I odzywają się tak dalej, według swoich przekonań.

[Por. J 9,35] Jezus jest już poza Świątynią. Schodzi ku ulicy prowadzącej do Ofel, kiedy na skrzyżowaniu dróg wiodących na Syjon natykają się na uzdrowionego niedawno niewidomego od urodzenia. Idzie radośnie z koszami pełnymi wonnych jabłek. Żartuje z młodymi ludźmi, niosącymi kosze, którzy idą w przeciwnym kierunku.

Być może młodzieniec nie zauważyłby tego spotkania, wziąwszy pod uwagę, że nie zna twarzy Jezusa ani Jego apostołów. Ale Jezus zna oblicze uzdrowionego i woła go. Sydoniasz, zwany Bartolmeszem, odwraca się i patrzy pytająco na mężczyznę wysokiego i – pomimo prostoty Jego szat – dostojnego, który woła go po imieniu i idzie w stronę wąskiej uliczki.

«Podejdź tutaj» – nakazuje Jezus.

Młodzieniec podchodzi. Nie pozostawiając swego załadunku spogląda kątem oka na Jezusa. A sądząc, że ma w Nim amatora jabłek mówi Mu:

«Mój pan już je sprzedał, ale jeszcze są, jeśli chcesz. Piękne i dobre, wczoraj przybyły z sadów równiny Szaron. A jeśli kupisz wiele, otrzymasz je taniej, bo...»

Jezus, uśmiechając się, unosi prawą dłoń dla powstrzymania gadulstwa młodzieńca i mówi do niego:

«Nie zawołałem cię, żeby kupić jabłka, ale żeby się z tobą cieszyć i pobłogosławić wraz z tobą Najwyższego, który ci udzielił łaski.»

«O, tak! Ja nie przestaję tego robić, za światło, jakie widzę i za pracę, którą mogę wykonywać, żeby pomóc mojemu ojcu i matce. Udało mi się znaleźć dobrego pana. Nie jest Hebrajczykiem, ale jest dobry. Hebrajczycy mnie nie chcieli, bo.... bo oni wiedzą, że zostałem usunięty z synagogi» – mówi młodzieniec stawiając swe kosze na ziemi.

«Wyrzucili cię? Dlaczego? Cóż uczyniłeś?»

«Ja – nic. Zapewniam Cię. To Pan uczynił. Sprawił, że w szabat znalazłem tego Człowieka, o którym się mówi, że jest Mesjaszem i On mnie uzdrowił, jak widzisz. I to dlatego mnie usunęli.»

«A zatem Ten, który cię uzdrowił, nie zrobił ci przysługi» – mówi Jezus wystawiając go na próbę.

«Nie mów tak, człowieku! To bluźnierstwo! Przede wszystkim ukazał mi, że Bóg mnie kocha. Przywrócił mi wzrok... Ty nie wiesz, co to znaczy „widzieć”, bo zawsze widziałeś. Ale ktoś, kto nigdy nie widział! O!... To jest... To wtedy ma się wszystkie rzeczy razem z ich widokiem. Mówię Ci, że kiedy przejrzałem tam, w pobliżu Siloe, to śmiałem się i płakałem, ale z radości, o! Płakałem tak, jak nigdy nie płakałem w moim nieszczęściu. Zrozumiałem bowiem, jak wielki i jak dobry jest Najwyższy! A poza tym mogę zapracować na siebie i to godnie pracować. Poza tym... – tego się spodziewam najbardziej dzięki doznanemu cudowi – mam nadzieję, że spotkam człowieka, który określa Siebie Mesjaszem i Jego ucznia, który mi...»

«A co wtedy zrobisz?» [– pyta Jezus.]

«Chciałbym pobłogosławić Jego i Jego ucznia. I chciałbym powiedzieć Nauczycielowi, który musi z pewnością przychodzić od Boga, żeby mnie wziął na Swego sługę.»

«Jak to? Z powodu Niego jesteś obłożony klątwą, trudno ci znaleźć pracę, możesz nawet zostać jeszcze bardziej ukarany, a chcesz Mu służyć? Czy nie wiesz, że wszyscy idący za Tym, który ciebie uzdrowił, są prześladowani?»

«O! Wiem o tym! Ale to Syn Boży, jak się mówi między nami. Chociaż ci z wysoka (wskazuje na Świątynię) nie chcą, żebyśmy tak mówili. Czy więc nie warto wszystko opuścić, żeby Jemu służyć?»

«Wierzysz więc w Syna Bożego i w Jego obecność w Palestynie?» [– pyta dalej Jezus.]

«Wierzę. Ale chciałbym Go poznać nie tylko rozumem, ale całym sobą. Jeśli wiesz, kim jest lub gdzie się znajduje, powiedz mi. Pójdę do Niego, ujrzę Go i całkowicie uwierzę w Niego i będę Mu służył.»

«Już go ujrzałeś, nie musisz do Niego iść. Ten, którego widzisz w tej chwili i który do ciebie mówi, jest Synem Boga.»

Nie mogę tego stwierdzić z całą pewnością, ale wydaje mi się, że – wypowiadając te słowa – Jezus jakby na krótko się przemienił, stając się bardzo piękny i jakby jaśniejący. Wydaje mi się, że aby nagrodzić pokornego, który wierzy w Niego, i aby utwierdzić jego wiarę, przez chwilę ujawnia całe Swe przyszłe piękno, czyli to, które na Siebie przyjmie po zmartwychwstaniu i zachowa w Niebie. Jest to piękno istoty ludzkiej – uwielbionej. Ciało uwielbione roztacza niewysłowione piękno Swej Doskonałości. To chwila, która wydaje się krótka jak błyskawica. Pogrążony w półmroku kąt, w jaki się usunęli, żeby rozmawiać, pod archiwoltą uliczki, rozbłyskuje dziwnym, jasnym światłem. Wydobywa się ono z Jezusa, który, powtarzam to, staje się bardzo piękny.

Potem wszystko powraca do normalnego wyglądu, z wyjątkiem młodzieńca, który teraz na ziemi, z twarzą w pyle, oddaje Mu cześć, mówiąc: «Wierzę, Panie, mój Boże!»

[Por. J 9,39] «Wstań. Przyszedłem na świat, żeby przynieść światło i poznanie Boga i po to, aby doświadczyć ludzi i ich osądzić. Mój czas jest czasem [dokonywania] wyboru, wybierania i oddzielania. Przyszedłem w tym celu, aby ci, którzy mają czyste serca i zamiary, pokorni, łagodni, kochający sprawiedliwość, miłosierdzie, pokój; aby ci, którzy płaczą oraz ci, którzy umieją nadawać różnorakim bogactwom ich właściwą wartość i woleć to, co duchowe od tego, co materialne, znaleźli to, do czego ich duch zdąża. [Przyszedłem w tym celu,] aby ci, którzy byli ślepi, gdyż ludzie wznieśli grube mury dla przeszkodzenia [przeniknięciu] Światła, czyli poznaniu Boga, ujrzeli jasno i aby ci, którzy sądzili, że widzą, stali się ślepi...»

«Zatem nienawidzisz większości ludzi i nie jesteś taki dobry, jak mówisz. Gdybyś był dobry, dążyłbyś do tego, żeby wszyscy widzieli jasno i aby ci, którzy już widzą, nie oślepli» – przerywają faryzeusze, którzy przyszli główną drogą i podeszli do nich, ostrożnie, stając za grupą apostołów.

Jezus odwraca się i patrzy na nich. Z pewnością nie jest już przemieniony cudownym pięknem. To Jezus bardzo surowy. Patrzy na Swych prześladowców szafirowym spojrzeniem. W Jego głosie nie brzmi już nuta złota radości, lecz nuta brązu. A kiedy odpowiada, Jego głos jest ostry i surowy jak dźwięk brązu:

«To nie Ja nie chcę, żeby widzieli prawdę ci, którzy ją zwalczają. Ale to oni sami zasłaniają sobie źrenice płytkami, żeby nie widzieć. Oni sami czynią siebie niewidomymi z własnej woli. Ojciec posłał Mnie, żeby się dokonał podział i żeby poznano prawdziwie synów Światłości i synów Ciemności, tych, którzy chcą widzieć i tych, którzy chcą być ślepymi.»

[Por. J 9,40] «Być może my też jesteśmy takimi niewidomymi?» [– pytają faryzeusze.]

[Por. J 9,41] «Gdybyście nimi byli, a usiłowalibyście widzieć, nie byłoby w was winy. Ale ponieważ mówicie: „Widzimy”, a potem nie chcecie widzieć, grzeszycie. Wasz grzech trwa, gdyż nie usiłujecie przejrzeć, będąc cały czas ślepymi» [– odpowiada im Jezus.]

«A cóż to powinniśmy ujrzeć?»

«Drogę, Prawdę, Życie. Niewidomy od urodzenia, jakim on był, może zawsze kijem znaleźć drzwi swego domu, bo go zna. Gdyby go jednak przyprowadzono w inne okolice, nie mógłby wejść przez drzwi nowego domu, bo nie wiedziałby, gdzie się one znajdują, i obijałby się o mury.

Nadszedł czas nowego Prawa. Wszystko się odnawia i powstaje świat nowy, lud nowy, nowe królestwo. Teraz ci z dawnego czasu nie znają tego wszystkiego. Oni znają swój czas. Są jak niewidomi zaprowadzeni do nowej okolicy, gdzie się znajduje królewski dom Ojca, lecz nie znają jego położenia.

[Por. J 10,1] Przyszedłem, żeby ich poprowadzić i wprowadzić ich, i po to, aby widzieli. Ja sam jestem Bramą, przez którą wchodzi się do ojcowskiego domu, do królestwa Bożego, do Światła, do Drogi, do Prawdy, do Życia. Ja jestem Tym, który przyszedł, żeby zgromadzić stado pozostałe bez przewodnika i żeby je poprowadzić do jedynej owczarni: Ojcowskiej. Ja znam bramę Owczarni, gdyż Ja jestem Bramą i zarazem Pasterzem. 

Wchodzę i wychodzę, kiedy chcę. Wchodzę swobodnie przez bramę, gdyż jestem prawdziwym Pasterzem. 

Kiedy ktoś przychodzi dać owcom Boga inne wskazania lub usiłuje je sprowadzić na złą drogę, prowadząc je do innych zagród i na inne drogi, nie jest dobrym, lecz fałszywym pasterzem. I tak samo ten, kto nie wchodzi przez bramę owczarni, lecz usiłuje wejść do niej inaczej, przeskakując przez ogrodzenie, nie jest pasterzem, lecz złodziejem i zabójcą. Wchodzi tam z zamiarem łupienia i zabijania, żeby zabierane baranki, nie wydawały skarżącego się głosu i nie przyciągały uwagi stróżów i pasterza. Podobnie pomiędzy owce ze stada Izraela, usiłują wkraść się fałszywi pasterze, żeby je wyprowadzić na pastwiska z dala od prawdziwego Pasterza. I wchodzą, gotowi wyrwać je stadu przemocą. Są gotowi także zabijać je i atakować na wiele sposobów. [Czynią to] w tym celu, żeby nie mówiły i nie powiedziały Pasterzowi o podstępach fałszywych pasterzy ani nie wołały do Boga o ochronę przed ich przeciwnikami i przed przeciwnikami Pasterza.

Ja jestem dobrym Pasterzem i Moje owce Mnie znają, i znają Mnie ci, którzy są na zawsze odźwiernymi prawdziwej Owczarni. Oni poznali Mnie i Moje Imię. Powiedzieli o nim, aby Izrael je poznał, opisali Mnie i przygotowali Moje drogi. 

A kiedy Mój głos dał się słyszeć, oto ostatni z nich otwarł przede Mną drzwi, mówiąc do stada, które czekało na prawdziwego Pasterza, do stada zgromadzonego wokół jego laski: „Oto On! Oto jest Ten, o którym mówiłem, że idzie za mną. Ten, który mnie poprzedza, bo był przede mną, a ja Go nie znałem. Ale po to, właśnie po to, abyście byli przygotowani na Jego przyjęcie, przyszedłem chrzcić wodą, aby On ukazał się Izraelowi” [por. J 1,30-31].

Dobre owce usłyszały Mój głos. Kiedy zawołałem je po imieniu przybiegły i poprowadziłem je za Mną. Tak czyni dobry pasterz, którego głos znają owce, i za którym idą, dokądkolwiek on idzie. A po wyprowadzeniu wszystkich idzie przed nimi i one idą za nim, gdyż miłują głos pasterza. Za obcym zaś nie idą, lecz przeciwnie, uciekają daleko od niego, gdyż nie znają go i boją się go. Ja też idę przed Moimi owcami, żeby im wskazać drogę i żeby jako pierwszy zmierzyć się z niebezpieczeństwami i przestrzec przed nimi stado, które chcę doprowadzić w bezpieczne miejsce do Mojego Królestwa.»

[Por. J 10,6] «Izrael nie byłby już więc królestwem Boga?»

«Izrael jest miejscem, z którego lud Boga musi się wznieść do prawdziwego Jeruzalem i do Królestwa Boga.»

«A co z obiecanym Mesjaszem? Ten Mesjasz, którym jak twierdzisz jesteś, nie ma więc uczynić Izraela zwycięskim, chwalebnym, panem świata, poddać jego berłu wszystkie ludy i zemścić się, o! zemścić się okrutnie na wszystkich, którzy podbijali go, odkąd jest ludem? Nic z tego nie jest więc prawdą? Zaprzeczasz prorokom? Uznajesz za głupców naszych nauczycieli? Ty...»

«Królestwo Mesjasza nie jest z tego świata. To jest Królestwo Boga, wzniesione na miłości. Nie jest ono niczym innym. Mesjasz nie jest królem ludów i wojsk, lecz królem duchów. To z ludu wybranego przyjdzie Mesjasz, z rodu królewskiego, a przede wszystkim od Boga, który Go zrodził i wysłał. To przez lud Izraela rozpoczęło się zakładanie Królestwa Bożego, ogłaszanie Prawa miłości, zapowiadanie Dobrej Nowiny, o jakiej mówi prorok. Ale Mesjasz będzie Królem świata, Królem królów, a Jego Królestwo nie będzie miało granic czy ograniczeń, ani w czasie, ani w przestrzeni. Otwórzcie oczy i przyjmijcie prawdę.»

«Nic nie pojęliśmy z Twego majaczenia. Wypowiadasz bezsensowne słowa. Mów i odpowiadaj bez przypowieści. Jesteś czy nie jesteś Mesjaszem?»

«Jeszcze nie zrozumieliście? To dlatego powiedziałem wam, że jestem Bramą i Pasterzem. Dotąd nikt nie mógł wejść do Królestwa Bożego, gdyż było obmurowane i bez wejścia, lecz teraz Ja przyszedłem i zostały uczynione drzwi wejściowe» [– wyjaśnia im Jezus.]

«O! Inni też mówili, że są mesjaszami, a uznano ich potem za złodziei i podżegaczy, a ludzka sprawiedliwość ukarała ich jako buntowników. Któż nas zapewni, że Ty nie jesteś jak oni? Jesteśmy zmęczeni cierpieniem i pozwalaniem na cierpienie ludu wskutek surowości Rzymu z powodu kłamców, którzy mówią o sobie, że są królami, a podburzają lud do buntu!»

«Nie. Wasze stwierdzenie nie jest dokładne. Nie chcecie cierpieć. To prawda. Ale że lud cierpi, z tego powodu nie cierpicie. To jest tak prawdziwe, że do surowości tych, którzy nad nami panują, dodajecie waszą surowość, uciskając prosty lud przez nadmierne dziesięciny i przez wiele innych rzeczy. Kto was upewni, że nie jestem zbójcą? Moje czyny. Nie powoduję, że ręka Rzymu jest cięższa, lecz przeciwnie, sprawiam, że łagodnieje, doradzając ludzkie [postępowanie] tym, którzy nad nami panują, oraz cierpliwość tym, którzy się pod tym panowaniem znajdują. Przynajmniej to.»

Takie jest zdanie wielu osób. Liczba słuchaczy stale wzrastała i nadal nie przestaje wzrastać do tego stopnia, że ruch jest zahamowany na głównej drodze. Ludzie napływają wszyscy na uliczkę, pod sklepienia, które odbijają głosy i niosą je daleko. Popierają Jezusa mówiąc:

«Dobrze powiedziane, co do dziesięcin, to prawda! On radzi nam uległość, a Rzymianom – litość.»

Faryzeusze, jak zwykle, rozjątrzeni z powodu poparcia tłumu, stają się jeszcze bardziej kąśliwi w tonie, jakim zwracają się do Chrystusa:

«Odpowiedz, ale krótko, i daj dowody, że Ty jesteś Mesjaszem.»

[Por. J 10,7] «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, że jestem nim. Ja, tylko Ja, jestem Bramą Owczarni Niebieskiej. Kto nie przechodzi przeze Mnie, nie może wejść. 

[Por. J 10,8] Oczywiście, są inni, fałszywi mesjasze i jeszcze będą. Ale jedynym i prawdziwym Mesjaszem jestem Ja. Iluż aż dotąd przychodziło i mówiło, że nimi są, a nie byli nimi. Byli jedynie złodziejami i rozbójnikami. I nie tylko ci, którzy kazali się nazywać mesjaszami przez małą grupę ludzi o podobnej mentalności, lecz także inni, którzy nie nadając sobie tego imienia, wymagali jednak czci, która nie jest nawet dawana prawdziwemu Mesjaszowi. Niechaj ten kto ma uszy do słuchania, słucha.

Jednakże zauważcie: owce nie posłuchały ani fałszywych mesjaszów, ani fałszywych pasterzy i nauczycieli, gdyż ich duchy odczuwały fałszywość ich głosów, które chciały wyrażać słodycz, lecz brzmiały okrutnie. 

Jedynie kozły szły za nimi, żeby być ich kompanami w niegodziwości. Kozły dzikie, nieposkromione, które nie chcą wejść do Owczarni Bożej, pod berło prawdziwego Króla i Pasterza. 

Teraz bowiem ma Go Izrael. Ten, który jest Królem królów, staje się Pasterzem Stada. Kiedyś ten, kto był pasterzem stad, stał się królem. I jeden, i drugi przyszli z jednego rodu, Jessego, jak jest powiedziane w obietnicach proroków. Fałszywi pasterze nie mówili szczerze ani nie pocieszali. Rozpraszali i dręczyli stado. Porzucali je na pastwę wilków lub zabijali dla wyciągnięcia korzyści. Sprzedawali je dla zapewnienia sobie [wygodnego] życia lub odbierali im pastwiska dla uczynienia z nich domów uciech i gajów dla bożków.

Wiecie, co oznaczają wilki? To złe namiętności, wady, których fałszywi pasterze nauczyli stado, a sami praktykują je jako pierwsi. A czy wiecie, co to są te gaje dla bożków? To są przejawy egoizmu, którym zbyt wielu ludzi pali kadzidło. Dwóch innych rzeczy nie trzeba wyjaśniać, gdyż znaczenie słów jest aż nadto jasne. Zrozumiałe jest to, że fałszywi pasterze tak postępują. Oni są jedynie złodziejami. Przychodzą grabić, zabić i zniszczyć owce, żeby je wyprowadzić poza owczarnię na fałszywe pastwiska lub poprowadzić je do fałszywych owczarni, które są jedynie rzeźniami. 

[Por. J 10,9] Jednak te [owce], które przychodzą do Mnie, są bezpieczne. Będą mogły wyjść, żeby się udać na Moje pastwiska lub wejść, żeby przyjść do Mojego odpoczynku. Będą mogły stać się silne i tłuste dzięki sokom świętości i zdrowia. 

[Por. J 10,10] Ja bowiem po to przyszedłem: żeby Mój lud, Moje owce, dotąd mizerne i strapione, miały życie i to życie obfite, życie pokoju i radości. I tak bardzo tego pragnę, że przyszedłem, żeby oddać Moje życie, aby Moje owce miały pełne i obfite Życie synów Bożych.

[Por. J 10,11] Ja jestem dobrym Pasterzem. A dobry pasterz oddaje życie w obronie swego stada przed wilkami i złodziejami. 

[Por. J 10,12] Najemnik zaś nie kocha owiec, lecz pieniądze, które zarabia. Prowadząc je na pastwisko, troszczy się jedynie o ocalenie samego siebie i swego trzosa w zanadrzu. Kiedy widzi, że nadchodzi wilk lub złodziej, ucieka. Potem powraca ocalały, żeby wziąć kilka owiec, które wilk pozostawił na wpół umarłe lub porzucił złodziej. Pierwsze dobija, żeby je zjeść, a drugie – sprzedać jako własne, żeby powiększyć swój majątek. Potem powie panu, z kłamliwymi łzami, że nie ocalała ani jedna owca. 

[Por. J 10,13] Czy dla najemnika ma to znaczenie, że wilk porywa i rozprasza owce, albo że złodziej plądruje [owczarnię], żeby je poprowadzić do rzeźnika? Czy może czuwał nad nimi, kiedy rosły i czy się trudził, żeby były silne?

[Por. J 10,14] Ten jednak, kto jest panem i kto wie, ile kosztuje owca, ile godzin zmęczenia, ile czuwania, ile wymaga poświęceń, ten je kocha i troszczy się o owce, które są jego dobrem. Ale Ja jestem więcej niż panem. Ja jestem Zbawicielem Mojego stada i wiem, ile Mnie kosztuje zbawienie choćby jednej duszy. Dlatego jestem gotowy na wszystko dla ocalenia jednej duszy. Została Mi ona powierzona przez Mojego Ojca. Wszystkie dusze zostały Mi powierzone z poleceniem ocalenia ogromnej liczby. Im więcej uda Mi się ich wyrwać z duchowej śmierci, tym większą chwałę otrzyma Mój Ojciec. I to dlatego walczę, żeby je wyzwolić od wszystkich ich wrogów, czyli od samych siebie, od świata, od ciała, od demona, od Moich przeciwników, którzy ze Mną o nie walczą, żeby Mnie zasmucać. 

[Por. J 10,15] Czynię to, gdyż znam Myśl Mego Ojca. Mój Ojciec wysłał Mnie, żebym to uczynił, gdyż On zna Moją miłość do Niego i do dusz. I tak samo owce z Mojego stada znają Mnie i Moją miłość. One czują, że jestem gotowy oddać Moje życie, żeby im zapewnić radość.

[Por. J 10,16] Mam [też] inne owce. One jednak nie są z tej Owczarni. Dlatego nie znają Mnie właściwie, a wiele nie wie, że Ja istnieję ani nie wie, kim jestem. To owce, które wielu z was wydają się gorsze niż dzikie kozły i osądzacie je za niegodne poznania Prawdy i posiadania Życia oraz Królestwa. A jednak nie jest tak. Ojciec również ich chce. Muszę więc je zbliżyć, sprawić, że Mnie poznają, dać im poznać Dobrą Nowinę, poprowadzić je na Moje pastwiska, zgromadzić je. I one także posłuchają Mojego głosu i w końcu Go pokochają. I będzie jedna Owczarnia pod jednym Pasterzem i na ziemi zostanie utworzone Królestwo Boże, gotowe do przeniesienia i przyjęcia w Niebiosach pod Moim berłem i pod Moim znakiem, i pod Moim prawdziwym Imieniem.

Moje prawdziwe Imię! Tylko Ja Je znam! Ale kiedy liczba wybranych się dopełni i kiedy pośród hymnów radości zasiądą do wielkiej uczty na godach Oblubieńca z Oblubienicą, wtedy Moi wybrani poznają Moje Imię. Oni przez wierność Jemu uświęcili się, nawet nie znając całej rozciągłości i głębokości tego, czym jest naznaczenie Moim Imieniem i nagrodzenie ich miłości do Niego ani jaka jest ta nagroda... To właśnie chcę dać Moim wiernym owcom, to co jest także Moją radością...»

Jezus odwraca natchnione spojrzenie oczu błyszczących od łez na twarze zapatrzone w Niego. Uśmiech drży na Jego wargach. Jest to uśmiech tak uduchowiony na uduchowionym obliczu, że dreszcz przebiega tłum, który uświadamia sobie stan zachwycenia Chrystusa uszczęśliwiającą wizją i Jego miłosne pragnienie ujrzenia, jak się ta wizja realizuje. Opanowuje się. Zamyka oczy na chwilę, żeby ukryć tajemnicę, jaką widzi Jego duch, a oko mogłoby ją zdradzić. I mówi dalej:

[Por. J 10,17] «To dlatego miłuje Mnie Ojciec, o ludu Mój, o Moje stado! Bo dla ciebie, dla twego wiecznego dobra, Ja oddaję Swe życie. Potem je odzyskam. Ale najpierw je oddam, żebyś ty miało życie i twego Zbawiciela dla twego własnego życia. I dam je tak, żebyś się pasło. Zamienię się z Pasterza w pastwisko i w źródło, które dadzą pokarm i napój nie na czterdzieści lat jak dla Hebrajczyków na pustyni, lecz na cały czas wygnania na pustynię ziemi. 

[Por. J 10,18] W rzeczywistości nikt nie odbiera Mi życia. Ani ci, którzy kochając Mnie całymi sobą zasługują, żebym się dla nich poświęcił, ani nawet ci, którzy Mi je odbierają z powodu bezmiernej nienawiści i niemądrego lęku. Nikt nie mógłby Mi go odebrać, gdybym Ja sam nie zgodził się oddać go i gdyby nie zezwolił na to Ojciec. Obydwaj jesteśmy ogarnięci szaleństwem miłości do grzesznej Ludzkości. Sam z siebie je daję i mam moc je odebrać z powrotem, kiedy zechcę, gdyż nie jest stosowne, żeby Śmierć mogła panować nad Życiem. To dlatego Ojciec dał Mi tę władzę i nawet Ojciec nakazał Mi to uczynić. A przez Moje życie, ofiarowane i złożone w ofierze, ludy staną się jednym jedynym Ludem: Moim Ludem niebieskim dzieci Bożych, dla oddzielenia w ludach owiec od kozłów i po to, żeby owce szły za Pasterzem do Królestwa życia wiecznego.»

Jezus, który dotąd mówił podniesionym głosem, teraz po cichu zwraca się do Sydoniasza, zwanego Bartlomeszem, który wciąż trwał przed Nim, u Jego stóp, z koszem wonnych jabłek:

«O wszystkim dla Mnie zapomniałeś. Teraz z pewnością zostaniesz ukarany i stracisz pracę. Widzisz? Przynoszę ci wciąż cierpienie? Z powodu Mnie straciłeś synagogę, a teraz utracisz swego pana...»

«A cóż mi z tego, skoro mam Ciebie? Ty jeden się dla mnie liczysz. I wszystko opuszczam, ażeby iść za Tobą, jeśli mi na to pozwolisz. Pozwól mi tylko zanieść te owoce do tego, który je zakupił. Potem będę do Twojej [dyspozycji].»

«Chodźmy razem. Potem pójdziemy do twego ojca, gdyż masz ojca i powinieneś go szanować, prosząc go o jego błogosławieństwo.»

«Dobrze, Panie, wszystko, czego chcesz. Jednakże wiele mnie pouczaj, bo nic nie wiem. Nie potrafię nawet czytać ani pisać, bo byłem niewidomy.»

«Nie przejmuj się tym. Twoja dobra wola posłuży ci za szkołę» [– zapewnia go Jezus.]

[Por. J 10,19] I odchodzi, wychodząc na główną drogę. Tłum zaś komentuje, dyskutuje, a nawet się kłóci, wahając się pomiędzy sprzecznymi opiniami, wciąż takimi samymi: czy Jezus z Nazaretu jest opętanym czy świętym? Ludzie zwaśnieni dyskutują, a Jezus się oddala. 


   

Przekład: "Vox Domini"