Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
214. W DRODZE
POWROTNEJ DO JEROZOLIMY
Napisane 24 października 1946. A,
9367-9374
Wiatr wilgotny i zimny potrząsa drzewami na wzgórzach i gna po niebie wielkie szarawe chmury. Jezus wraz z dwunastoma i ze Szczepanem, całkiem otuleni ciężkimi płaszczami, wychodzą z Gabaonu drogą prowadzącą w kierunku równiny. Rozmawiają między sobą. Jezus zaś, pochłonięty jedną ze Swych chwil ciszy, oddalił się od tego, co Go otacza. Trwa w tej postawie, aż do skrzyżowania w połowie zbocza, a właściwie znajdującego się już blisko podstawy wzgórza. Wtedy mówi:
«Chodźmy tą drogą i idźmy do Nobe.»
«Jak to? Nie wracasz do Jerozolimy?» – pyta Iskariota.
«Nobe i Jerozolima to niemal jedno, dla tego, kto jest przyzwyczajony do chodzenia wiele. Ale wolę być w Nobe. To ci się nie podoba?»
«O! Nauczycielu! Dla mnie, tu czy tam... Raczej nie podoba mi się, że Ty, w miejscu, które Ci sprzyjało, tak mało się ukazałeś. Więcej przemawiałeś w Beteronie, który z pewnością nie jest Ci przychylny. Wydaje mi się, że powinieneś czynić przeciwnie. Usiłować coraz bardziej przyciągnąć miasta, które – jak czujesz – sprzyjają Ci, czyniąc z nich... twierdze przeciw miastom, w których górują Twoi nieprzyjaciele. Czy wiesz, jakie to ma znaczenie: mieć po swej stronie miasta sąsiadujące z Jerozolimą? W końcu Jerozolima to nie wszystko. Nawet inne miejsca mogą mieć znaczenie i przez to znaczenie wywierać nacisk na wolę Jerozolimy. Królowie są zwykle ogłaszani w miastach najwierniejszych, a inne poddają się, kiedy jest już po ogłoszeniu króla...»
«Kiedy się nie buntują, bo wtedy są walki bratobójcze. Nie sądzę, żeby Mesjasz chciał rozpocząć Swe panowanie przez wewnętrzną wojnę...» – odzywa się Filip.
«Chciałbym jednego: żeby rozpoczęło się ono w was przez właściwe spojrzenie na rzeczywistość. Ale wy nie posiadacie jeszcze tego spojrzenia... Kiedyż to zrozumiecie?» [– pyta Jezus.]
Zdając sobie sprawę, że być może nadejdzie zaraz wyrzut, Iskariota pyta: «Dlaczego więc w Gabaonie tak mało mówiłeś?»
«Wolałem słuchać i odpocząć. Czy nie pojmujecie, że Ja także potrzebuję odpoczynku?»
«Mogliśmy się tam zatrzymać i zrobić im przyjemność. Skoro jesteś tak zmęczony, dlaczego udałeś się znowu w drogę?» – pyta zasmucony Bartłomiej.
«To nie Moje ciało jest zmęczone. Nie muszę zatrzymywać się, żeby mu pozwolić odpocząć. To Moje serce jest zmęczone i potrzebuje wytchnienia. Odpoczywam tam, gdzie znajduję miłość. Czy może myślicie, że jestem niewrażliwy na tak wiele zniewag? Że odrzucanie Mnie nie smuci? Czy myślicie, że jestem niewrażliwy na spiski przeciw Mnie? Że zdrady tego, kto udaje przyjaźń, a jest szpiegiem Moich nieprzyjaciół umieszczonym u Mego boku, żeby...»
«Oby to się nigdy nie stało, Panie! I nie powinieneś nawet mieć takich podejrzeń. Mówiąc w ten sposób obrażasz nas!» – protestuje Iskariota z gniewem i niezadowoleniem, większym niż u innych, choć protestują wszyscy, mówiąc:
«Nauczycielu, zasmucasz nas takimi słowami, wątpisz w nas!»
A Jakub, syn Zebedeusza, impulsywny, woła:
«Żegnam Cię, Nauczycielu, i wracam do Kafarnaum. Serce mam złamane. Ale odchodzę. A jeśli do Kafarnaum nie wystarczy, odejdę z rybakami z Tyru i Sydonu, udam się do Cyntium. Pójdę nie wiem dokąd, lecz tak daleko, żebyś już nie mógł myśleć, że Cię zdradzam. Daj mi Twe błogosławieństwo na drogę!»
Jezus całuje go mówiąc:
«Pokój, Mój apostole. Tak wielu mówi, że są Moimi przyjaciółmi. Nie jesteście sami. Moje słowa zasmucają ciebie, zasmucają was. Ale do czyich serc mam wlać Moje niepokoje i w czyich sercach szukać pociechy, jeśli nie w sercach Moich umiłowanych apostołów i Moich doświadczonych uczniów? Szukam w was odrobiny związku, jaki porzuciłem, żeby się połączyć z ludźmi: związku z Moim Ojcem w Niebiosach oraz kropli miłości, jaką porzuciłem dla miłowania ludzi: miłości Mojej Matki. Szukam tego, aby znaleźć oparcie. O! Gorzka fala, nieludzki ciężar ogarnia i napiera na Moje serce, na Syna Człowieczego!... Moja Męka, Mój Czas coraz bardziej się wypełnia... Pomóżcie Mi to znieść i wypełnić... gdyż jest to bardzo bolesne!»
Apostołowie patrzą na siebie dotknięci głębokim bólem, który drży w słowach Nauczyciela. Nie potrafią uczynić nic innego, jak tylko zgromadzić się wokół Niego, głaskać Go, całować... W tym samym czasie w prawy policzek całuje Go Judasz, a w lewy – Jan. Jezus opuszcza powieki, żeby ukryć wyraz Swych oczu w chwili, gdy całuje Go Judasz i Jan...
Idą dalej i Jezus może dokończyć przerwaną myśl:
«W tak wielkim strapieniu Moje serce szuka miejsc, w których znajduje miłość i wytchnienie. Zamiast mówić do twardych kamieni i do podstępnych węży lub do roztargnionych motyli, mogę tam słuchać słów innych serc i pocieszyć się, gdyż czuję, że są szczere, czułe, sprawiedliwe. Gabaon jest jednym z takich miejsc. Nigdy tam nie byłem. A znalazłem tam pole zaorane i obsiane przez wspaniałych pracowników Boga. Ten przewodniczący synagogi! Przyszedł do Światła, lecz jego duch już był oświetlony. Ileż może zdziałać dobry sługa Boga! Gabaon nie jest z pewnością na uboczu intryg tych, którzy Mnie nienawidzą. Nawet tam będzie się próbowało sugerować i psuć, lecz miasto ma sprawiedliwego przewodniczącego synagogi. Trucizny Zła tracą tu swe zabójcze działanie. Czy sądzicie, że jest Mi miło wciąż poprawiać, napominać, nawet czynić wyrzuty? O wiele milej jest Mi rzec: „Pojąłeś Mądrość. Idź swoją drogą i bądź święty”, jak powiedziałem do przełożonego w Gabaonie.»
«Zatem wrócimy tam?»
«Kiedy Ojciec pozwala Mi znaleźć spokojne miejsce, cieszę się nim i błogosławię Mojego Ojca, lecz to nie po to przyszedłem. Przyszedłem, aby nawrócić do Pana miejsca grzeszne i oddalone od Niego. Widzicie, że mógłbym pozostać w Betanii, a nie zostaję tam.»
«Czynisz tak, żeby nie szkodzić Łazarzowi» [– stwierdza Judasz.]
«Nie, Judaszu, synu Szymona. Nawet kamienie wiedzą, że Łazarz jest Moim przyjacielem. A zatem z tego powodu nie musiałbym hamować Mojego pragnienia pociechy. Ale to z powodu...»
«Z powodu sióstr Łazarza, a zwłaszcza Marii...» [– wtrąca znowu Judasz.]
«Też nie, Judaszu, synu Szymona. Nawet kamienie wiedzą, że rozwiązłość ciała nie wywołuje we Mnie zamętu. Zauważ, że pośród licznych oskarżeń pod Moim adresem, to właśnie upadło jako pierwsze. Moi najbardziej rozwścieczeni przeciwnicy zrozumieli, że podtrzymywanie go oznaczałoby zdemaskowanie ich zwyczaju kłamania. Nikt spośród uczciwych ludzi nie uwierzyłby, że jestem człowiekiem zmysłowym.
Zmysłowość może pociągać jedynie tych, którzy nie karmią się nadprzyrodzonością i którzy się brzydzą ofiarą. Dla tego jednak, kto się oddał ofierze, dla tego, kto sam jest ofiarą, jakiż pociąg może mieć przyjemność jednej godziny? Radość dusz-ofiar jest całkowicie duchowa, a jeśli przybiera ciało, jest ono tylko szatą, niczym innym. Czy sądzisz, że ubrania jakie nosimy mają uczucia? Tak samo jest z ciałem dla tych, którzy żyją duchem: to szata, nic więcej. Człowiek duchowy jest prawdziwie nadczłowiekiem, gdyż nie jest niewolnikiem zmysłów. Człowiek zaś cielesny jest bez wartości, biorąc pod uwagę prawdziwą godność człowieka, gdyż ma zbyt wiele pragnień wspólnych ze zwierzęciem. Nawet jest od niego niższy, choć go przewyższa, czyniąc z instynktu naturalnego dla zwierzęcia upodlający występek.»
Judasz zmieszany zagryza wargi, a potem mówi:
«Tak. A zresztą nie mógłbyś szkodzić Łazarzowi. Wkrótce śmierć go ocali z wszelkiego niebezpieczeństwa zemsty... A zatem dlaczego nie chodzisz częściej do Betanii?»
«Dlatego, że nie przyszedłem po to, żeby doznawać przyjemności, lecz – nawracać. Już ci to mówiłem» [– odpowiada Jezus.]
«A jednak... doznajesz radości mając Twych braci przy Sobie?»
«Tak. Jest jednak także prawdą, że nie wyróżniam ich. Kiedy trzeba się rozdzielić, żeby znaleźć jakieś miejsce w domach, oni przeważnie nie zostają ze Mną, to wy zostajecie. A to po to, aby wam ukazać, że w oczach i w umyśle tego, kto się poświęcił [dziełu] odkupienia, ciało i krew nie mają wartości, lecz tym, co ma największą wartość, jest uformowanie serc i ich odkupienie. Teraz udamy się do Nobe i znowu się rozdzielimy na noc i znowu zatrzymam przy sobie ciebie, a także Mateusza, Filipa i Bartłomieja.»
«Być może jesteśmy najmniej uformowani? Szczególnie ja, którego zawsze zatrzymujesz przy Sobie?» [– pyta Judasz.]
«Powiedziałeś to, Judaszu, synu Szymona.»
«Dziękuję, Nauczycielu. Zrozumiałem» – mówi Iskariota z trudnością powstrzymując gniew.
«A skoro zrozumiałeś, dlaczego nie usiłujesz się uformować? Czy sądzisz, że aby cię nie dręczyć, mógłbym kłamać? Jesteśmy pośród braci. A zresztą niedoskonałości jednego nie powinny być powodem szyderstwa. Ani nie powinny być powodem przygnębienia przestrogi dawane w obecności innych, którzy już i tak wzajemnie wiedzą, w czym uchybia każdy z braci. Nikt nie jest doskonały, Ja wam to mówię. Niedoskonałości jednak każdego, tak straszne do oglądania i znoszenia, powinny skłaniać do poprawy samego siebie, żeby nie powiększać wzajemnych przykrości. I wierz Mi, Judaszu, że nawet widząc cię takim, jaki jesteś, kocham cię jak nikt, nawet bardziej od twojej matki, i usiłuję bardziej niż ktokolwiek uczynić cię takim dobrym, jakim jest twój Jezus.»
«Ale na razie czynisz mi wymówki i upokarzasz mnie, nawet w obecności ucznia» [– stwierdza Judasz.]
«Czy to po raz pierwszy przywołuję cię do sprawiedliwości?» [– pyta Jezus, a] Judasz milczy.
«Odpowiedz, pytam cię!» – mówi Jezus z mocą.
«Nie.»
«A ile razy czyniłem to publicznie? Czy możesz powiedzieć, że cię zawstydzałem? Czy raczej możesz powiedzieć, że cię ukrywałem i broniłem? Mów!» [– nalega Jezus.]
«Broniłeś mnie, to prawda. Ale teraz...»
«Ale teraz to jest dla twego dobra. Kto głaszcze winnego syna, mówi przysłowie, będzie potem musiał opatrywać jego rany. A inne przysłowie powiada jeszcze, że koń nieposkromiony staje się uparty, a syn pozostawiony samemu sobie wyrasta na zuchwalca.»
«Czy jednak jestem twoim synem?» – pyta Judasz, a zachmurzenie jego twarzy przemienia się w skruchę.
«Nawet gdybym cię zrodził, nie byłbyś nim bardziej. Wyrwałbym sobie wnętrzności, żeby ci dać Moje serce, abyś się stał takim, jakim bym chciał, żebyś był...»
Judasz przeżywa jeden ze swoich powrotów... i szczerze, naprawdę szczerze, rzuca się w ramiona Jezusa, krzycząc:
«Ach! Nie zasługuję na Ciebie! Jestem demonem i nie zasługuję na Ciebie! Jesteś zbyt dobry! Ocal mnie, Jezu!» – i płacze, naprawdę płacze łzami z serca wzburzonego przez swój brak dobroci i przez kontrast tego z wyrzutami sumienia, wywołanymi zasmuceniem tego, który go kocha.