Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

186. OSTATNI WIELKI DZIEŃ ŚWIĘTA NAMIOTÓW.  «KTO JEST SPRAGNIONY, NIECH PRZYJDZIE DO MNIE»
Napisane 13 września 1946. A, 9110-9123

Świątynia jest wprost zalana ludźmi. Brak jednak niewiast i dzieci. Pora wietrzna, z przedwczesnymi ulewami, gwałtownymi, nawet jeśli są krótkie, musiała przekonać niewiasty do odjechania z dziećmi. Ale mężczyźni z całej Palestyny i prozelici z Diaspory dosłownie oblegają Świątynię, aby dopełnić ostatnich modlitw i ostatnich ofiar oraz wysłuchać ostatnich pouczeń uczonych w Piśmie.

Idący za Jezusem Galilejczycy są w komplecie, z najbardziej znaczącymi przywódcami w pierwszym rzędzie, a pośrodku z – bardzo przejętym faktem Swego pokrewieństwa – Józefem, synem Alfeusza, z Szymonem, jego bratem. Inna jeszcze grupa tłoczy się i czeka. To siedemdziesięciu dwóch uczniów. Mówię tak o nich dla zaznaczenia, że to uczniowie wybrani przez Jezusa dla ewangelizowania. Zmieniła się ich liczba i także twarze, bo niektórych, starszych, już tu nie ma. Odeszli po mowie o Chlebie z Nieba. Przybyli jednak wtedy inni, nowi, tacy jak Mikołaj z Antiochii.

Trzecia grupa, bardzo spoista i bardzo liczna, to Judejczycy, pośród których widzę przywódców synagog w Emaus, w Hebronie, w Kariocie, w Jutcie. Jest też obecny mąż Sary oraz krewni Elizy z Betsur.

Znajdują się w pobliżu Bramy Pięknej. Jasny jest ich zamiar otoczenia Nauczyciela, zaraz kiedy przybędzie. Rzeczywiście, kiedy Jezus czyni tylko krok w stronę obrębu murów, trzy grupy natychmiast otaczają Go, jakby po to, aby Go odizolować od nieżyczliwych lub od pobudzanych samą tylko ciekawością.

Jezus kieruje się ku Dziedzińcowi Izraelitów na modlitwy. Inni idą za Nim w grupie zwartej na tyle, na ile pozwala na to tłum, głuchy na wyrażane niezadowolenie ze strony zmuszonych do usunięcia się dla zrobienia przejścia wielkiej liczbie osób otaczających Jezusa. Wokół Niego są Jego bracia.

Spojrzenie Józefa, syna Alfeusza, nie jest tak łagodne jak Jezusowe, ani nie jest tak samo pokorna jego postawa. Patrzy sugestywnie na niektórych faryzeuszy...

Modlą się, a potem powracają na Dziedziniec Pogan. Jezus siada pokornie na ziemi, opierając się plecami o mur portyku. Wokół Niego formuje się półokrąg, coraz ściślejszy, gdyż za tymi, którzy są najbliżej Jezusa, następni siadają, opierają się o mury, stoją. Twarze i spojrzenia kierują się ku jednemu Obliczu. Ciekawscy, ci, którzy nic nie wiedzą, bo przybyli z daleka, nieżyczliwi, stoją poza tą barierą wiernych. Usiłują coś dojrzeć, wyciągając szyje i stając na palcach.

Jezus na razie słucha tego czy tamtego, proszącego Go o radę lub przynoszącego jakieś nowiny. I tak krewni Elizy, mówiąc o niej, pytają, czy może przybyć, aby służyć Nauczycielowi.

On odpowiada: «Nie zostaję tutaj. Ona przyjdzie później.»

Krewny Marii Szymonowej, matki Judasza z Kariotu, mówi Mu, że dogląda jej upraw, bo Maria jest niemal cały czas z matką Joanny. Judasz, zaskoczony, wytrzeszcza oczy, ale nic nie mówi. Potem mąż Sary donosi mu o bliskich nowych narodzinach i pyta, jak mają nazwać dziecko. Jezus odpowiada:

«Jan, jeśli to chłopiec, Anna – jeśli dziewczynka.»

Stary przewodniczący synagogi z Emaus powierza Mu szeptem kilka spraw sumienia. Jezus odpowiada mu po cichu.

I tak dalej...

[J 7,37] W tym czasie ludzie gromadzą się coraz liczniej. Jezus podnosi głowę i rozgląda się. Jezus – chociaż pozostaje cały czas w pozycji siedzącej – dominuje nad dziedzińcem z tej strony i widzi liczne twarze. Portyk jest bowiem o kilka stopni wyżej. Wstaje i mówi głośno, Swym głosem pełnym, dźwięcznym i mocnym: 

«Niech ten, kto jest spragniony przyjdzie do Mnie i pije! Z wnętrza tych, którzy wierzą we Mnie, popłyną strumienie wody żywej.»

Jego głos wypełnia rozległy dziedziniec, wspaniałe krużganki, dochodzi z pewnością do tych, którzy są z tej strony i rozchodzi się dalej. Góruje nad każdym innym głosem, jak harmonijny grzmot pełen obietnic. Przemówił i zamilkł na kilka chwil, jakby chciał zapowiedzieć temat przemowy i dać czas tym, których słuchanie Go nie interesuje, żeby odeszli i nie przeszkadzali już potem. Uczeni w Piśmie i doktorzy milkną czy raczej ściszają głosy. Szepczą z pewnością nieżyczliwie. Gamaliela nie widzę.

Jezus posuwa się naprzód w półokręgu, który otwiera się, kiedy On przechodzi i zaraz za Nim zamyka się w taki sposób, że półokrąg zamienia się w okrąg. Kroczy powoli, dostojnie. Wygląda jakby się ślizgał po wielobarwnych marmurach posadzki. Płaszcz ma rozchylony, z tyłu tworzący jakby tren. Idzie aż do rogu krużganków, wstępuje na stopień wychodzący na dziedziniec i tam się zatrzymuje. W ten sposób dominuje nad dwoma stronami pierwszego obrębu [Świątyni]. Podnosi prawicę, jak czyni to zawsze wtedy, gdy zaczyna przemawiać, a lewą rękę trzyma na piersi, utrzymując na miejscu płaszcz.

[J 7,38] Powtarza początkowe słowa: «Niech ten, kto jest spragniony, przyjdzie do Mnie i pije! Z wnętrza tych, którzy wierzą we Mnie, popłyną strumienie wody żywej!

Wielki Ezechiel, kapłan i prorok, widział ukazującego się Pana. [Miał wizję wysuszonych kości] po proroczym widzeniu nieczystych działań w sprofanowanym domu Pana, po proroczym widzeniu, że jedynie naznaczeni znakiem Tau będą żyli w prawdziwym Jeruzalem, podczas gdy na innych spadnie niejedna masakra, wyrok i kara.

O wy, którzy Mnie słuchacie! Czas ten jest bliski. Jest bliski, bliższy niż myślicie. Jako Nauczyciel i Zbawiciel błagam was więc: nie zwlekajcie dłużej z naznaczeniem siebie Znakiem, który ocala; nie zwlekajcie dłużej z umieszczeniem w sobie Światła i Mądrości; nie zwlekajcie dłużej z nawróceniem się i płaczem nad sobą i innymi, abyście ocaleli.

Otóż po ujrzeniu tego wszystkiego i jeszcze innych rzeczy Ezechiel przedstawia straszliwą wizję wysuszonych kości. Nadejdzie dzień, kiedy nad martwym światem, pod wygasłym firmamentem, pojawią się, na dźwięk anielskiej trąby, liczne kości umarłych. Jak łono otwiera się, aby porodzić, tak ziemia wyrzuci ze swoich wnętrzności wszystkie kości ludzi, którzy umarli na niej i zostali pochowani w jej błocie, od Adama, aż po ostatniego człowieka. I wtedy nastąpi zmartwychwstanie umarłych na wielki i najwyższy sąd, po którym, jak owoc Sodomy, świat opustoszeje, aby się stać nicością. I to będzie końcem firmamentu i jego gwiazd. Wszystko się skończy, prócz dwóch rzeczy wiecznych, leżących daleko od siebie, jak dwie przepaści niezmiernie głębokie, całkowicie się różniące formą, wyglądem i sposobem, w jaki będzie w nich nadal trwać wiecznie moc Boga. Raj – światło, radość, pokój, miłość; Piekło – ciemności, cierpienie, przerażenie, nienawiść.

Ale czy wy uważacie, że – ponieważ świat jeszcze nie umarł i nie grają trąby anielskie, wzywając do zgromadzenia się – niezmierzony obszar ziemi nie jest pokryty kośćmi bez życia, wysuszonymi ponad miarę, nieruchomymi, rozdzielonymi, martwymi, martwymi, martwymi? Zaprawdę, mówię wam, że tak jest. Pośród żyjących – [nazywanych tak] dlatego że jeszcze oddychają – niezliczeni przypominają zwłoki: to wysuszone kości widziane przez Ezechiela. Kimże są? To ci, którzy nie mają w sobie życia ducha. Są oni zarówno w Izraelu, jak i na całym świecie.

To, że pośród pogan i bałwochwalców są wyłącznie umarli czekający na ożywienie przez Życie, to rzecz naturalna. Zadaje ona ból jedynie tym, którzy posiadają prawdziwą Mądrość. Dzięki niej rozumieją oni, że Wieczny powołał do istnienia stworzenia dla Siebie, a nie dla bałwochwalstwa, i cierpi, widząc tak wielu w [stanie] śmierci. A skoro Najwyższy odczuwa ten ból i jest on wielki, to jakiż będzie Jego ból z powodu członków Jego ludu, którzy są kośćmi białymi, bez życia, bez ducha?

Dlaczego w sposób zawiniony mają być wysuszonymi kośćmi ci, którzy zostali wybrani i szczególnie umiłowani, którzy byli chronieni, żywieni, pouczani bezpośrednio przez Niego lub przez Jego sługi i Jego proroków? [Dlaczego mają być martwymi kośćmi,] skoro przecież dla nich zawsze wylewała się z Nieba strużka wody żywej, która syciła ich Życiem i Prawdą? Dlaczego wyschli, skoro ich zasadzono w ziemi Pana? Dlaczego ich duch jest umarły, skoro Duch wieczny dał im do dyspozycji cały skarb mądrości, aby go posiedli i żyli nim? Kto z nich i dzięki jakiemu cudowi może powrócić do Życia, skoro porzucili źródła, pastwiska, światła dane przez Boga, skoro po omacku idą naprzód we mgle, piją ze źródeł, które nie są czyste, i sycą się pokarmami, które nie są święte?

Czy więc nigdy nie powrócą do życia? Ależ tak. Przysięgam to na imię Najwyższego. Wielu zmartwychwstanie. Bóg już zgotował cud, który nawet już się dokonuje – dokonał go w niektórych. Wysuszone kości przyoblekły się życiem, gdyż Najwyższy, któremu niczego nie można zabronić, dotrzymał Swej obietnicy i dotrzymuje jej, i coraz bardziej ją wypełnia. On, z wyżyn niebieskich, zawołał do kości czekających na Życie: „Oto udzielę wam ducha i będziecie żyły!” I wziął Swego Ducha i Samego Siebie wziął i uformował ciało, aby przyoblec Swe Słowo. I wysłał Je do tych umarłych, aby dzięki mówieniu do nich wlało się w nich na nowo Życie.

Ileż razy przez wieki Izrael wołał: „Kości nasze są wysuszone, nasza nadzieja umarła i jesteśmy rozproszeni!” Ale każda obietnica jest święta, wszelka obietnica jest prawdziwa. Oto nadszedł czas, w którym Wysłaniec Boga otwiera groby, aby wyprowadzić z nich umarłych i ożywić ich, aby ich zaprowadzić ze Sobą do prawdziwego Izraela, do Królestwa Pana, do Królestwa Mojego i waszego Ojca.

Ja jestem Zmartwychwstaniem i Życiem! Ja jestem Światłością. Przybyła ona, aby oświetlić tych, którzy leżeli w ciemnościach! Ja jestem Źródłem, z którego płynie Życie wieczne.

Kto przychodzi do Mnie nie pozna Śmierci. Niech ten, kto pragnie Życia, przyjdzie i pije. Niech ten, kto pragnie posiadać Życie, czyli Boga, wierzy we Mnie, a z jego wnętrza popłyną nie krople, lecz strumienie wody żywej. Wierzący we Mnie utworzą bowiem wraz ze Mną nową Świątynię, a z niej popłyną zbawienne wody, o których mówi Ezechiel.

Przyjdźcie do Mnie, o ludy! Przyjdźcie do Mnie, o stworzenia! Przyjdźcie utworzyć jedyną Świątynię, gdyż Ja nikogo nie odrzucam, ale z miłości pragnę, abyście byli ze Mną, abyście dzielili Moją pracę, Moje zasługi, Moją chwałę.

„I ujrzałem wody wytryskające spod drzwi domu, na wschodzie... I wody spływały po prawej stronie, na południu ołtarza”.

Tą Świątynią są ci, którzy wierzą w Mesjasza Pańskiego, w Chrystusa, w Nowe Prawo, w Naukę czasu Zbawienia i Pokoju. Mury tej świątyni są zbudowane z kamieni, natomiast duchy żyjące utworzą mistyczne mury Świątyni, która nie umrze nigdy i z ziemi wzniesie się ku Niebu, jak Jej Założyciel, po walce i po próbie.

Ten ołtarz, z którego wypływają wody, ten ołtarz na wschodzie to Ja. I Moje wody wytryskują z prawej strony, gdyż prawica to miejsce wybranych do Królestwa Bożego. Tryskają ze Mnie, aby się wylać na Moich wybrańców i ubogacić ich wodami życiodajnymi. Mają za zadanie poprowadzić ich, rozesłać od północy na południe, od wschodu na zachód, aby dać Życie ziemi; [dać je] ludom czekającym na godzinę Światłości, na godzinę, która przyjdzie, która bezwzględnie musi przyjść wszędzie, nim ziemia przestanie istnieć.

Moje wody tryskają i rozlewają się. Mieszają się z wodami, które Ja sam dałem i dam idącym za Mną. A rozlewając się dla ulepszenia ziemi, zostaną połączone w jedną rzekę Łaski. Będzie ona coraz głębsza, coraz szersza. Będzie wzrastać, dzień po dniu, stopniowo, aż wody nowych wiernych staną się jak morze, które zaleje wszystkie miejsca dla uświęcenia całej ziemi.

Bóg chce, Bóg czyni. Potop obmył świat przynosząc śmierć grzesznikom. Nowy potop płynu, który nie będzie deszczem, obmyje świat, aby mu dać Życie.

I przez tajemnicze działanie łaski ludzie będą mogli się stać częścią tego uświęcającego potopu, jednocząc swoją wolę z Moją, swe cierpienia z Moimi. I świat pozna Prawdę i Życie, a kto będzie chciał mieć w nim udział, będzie go miał. I jedynie ci, którzy nie będą chcieli nasycić się wodami Życia, staną się cuchnącymi bagnami lub pozostaną takimi. I nie zaznają obfitych plonów owoców łaski, mądrości, zbawienia, jakie poznają żyjący we Mnie.

Zaprawdę, mówię wam jeszcze raz: kto jest spragniony, a przyjdzie do Mnie, napije się i nie będzie już pragnął, gdyż Moja Łaska otworzy w nim źródła i rzeki wody żywej. A kto nie wierzy we Mnie, zginie jak w słonej wodzie, w której życie nie może przetrwać.

Zaprawdę, mówię wam, że po Mnie Źródło nie wyschnie, gdyż Ja nie umrę, ale będę żyć. A kiedy odejdę – odejdę, a nie będę martwy – aby otworzyć Bramy Nieba, wtedy Inny przyjdzie. On jest podobny do Mnie i dopełni Mego dzieła. Pozwoli wam zrozumieć to, co Ja wam powiedziałem, i rozpali was, abyście się stali „światłami”, gdyż wy przyjęliście Światło.»

[J 7,40] Jezus milknie. Tłum, który milczał pod wpływem mocy przemówienia, teraz szepcze i komentuje na różne sposoby. Ktoś mówi: «Co za słowa! To prawdziwy prorok!»

Inny: «To Chrystus. Ja wam to mówię. Sam Jan tak nie mówił i żaden prorok nie jest tak potężny.»

«Poza tym On pomaga nam zrozumieć proroków, nawet Ezechiela, z jego tak niejasnymi symbolami!»

«Słyszałeś, co? Wody! Ołtarz! To jasne!»

«A wysuszone kości?! Widziałeś, jak się zmieszali uczeni w Piśmie, faryzeusze i kapłani? Zrozumieli aluzję.»

«Tak! I wysłali straże. Ale oni!... zapomnieli Go ująć i stanęli jak dzieci, które zobaczyły aniołów. Spójrz na nich tam! Wydają się ogłuszeni.»

«Patrz! Patrz! Urzędnik ich wzywa i gani. Chodźmy posłuchać!»

[J 7,44] W tym czasie Jezus uzdrawia chorych, których Mu przyniesiono. Nie troszczy się o nic innego aż do chwili, gdy – torując sobie przejście pomiędzy ludźmi – dochodzi do Jezusa grupa kapłanów i faryzeuszy. Mają na czele człowieka około trzydziesto- lub trzydziestopięcioletniego. Wszyscy uciekają przed nim z bojaźnią przypominającą przerażenie.

«Ty jeszcze tutaj? W imię Najwyższego Kapłana wynoś się!»

Jezus prostuje się, bo pochylał się właśnie nad paralitykiem. Spogląda na niego spokojnie i łagodnie. Potem pochyla się na nowo, aby położyć ręce na chorym.

«Wynoś się! Zrozumiałeś? Zwodzicielu tłumów! Albo Cię zatrzymamy.»

«Idź i chwal Pana świętym życiem» – mówi Jezus do chorego, który wstaje uzdrowiony. To Jego jedyna odpowiedź.

Grożący Mu plują swą trucizną, ale tłum przez swe okrzyki „hosanna” upomina ich, żeby nie wyrządzali krzywdy Jezusowi.

Jezus jest bardzo łagodny, czego nie można powiedzieć o Józefie, synu Alfeusza, który podnosi się, wypina pierś, odrzuca głowę do tyłu, aby się wydać większym, i woła:

«Eleazarze, o ty, który z tobie podobnymi chciałbyś pokonać berło wybranego Syna Boga i Dawida, wiedz, że wycinasz każde drzewo, a na początek swoje własne, z którego jesteś taki dumny. Twoja podłość bowiem powoduje, że nad twoją głową porusza się miecz Pański!»

I powiedziałby jeszcze więcej, gdyby Jezus nie zareagował. Kładzie mu rękę na ramieniu, mówiąc: «Pokój, pokój, Mój bracie!»

I Józef, czerwony z gniewu, milknie.

[J 7,45] Idą w stronę wyjścia. A kiedy są poza murami, wtedy ktoś donosi Jezusowi, że przywódcy kapłanów i faryzeusze wyrzucali strażnikom, że nie zatrzymali Jezusa. Ci zaś usprawiedliwiali się mówiąc, że nigdy nikt nie mówił tak jak Jezus. Ta odpowiedź doprowadziła przywódców kapłanów i faryzeuszów do wściekłości. Pośród nich byli liczni członkowie Sanhedrynu. Aby dowieść strażnikom, że jedynie głupcy mogli się dać zwieść szaleńcowi, chcieli iść Go zatrzymać jako bluźniercę, aby również tłum poznał prawdę. 

[J 7,50] Jednak Nikodem, który był tam obecny, sprzeciwił się mówiąc: „Nie możecie występować przeciw Niemu. Nasze Prawo zakazuje skazywania człowieka przed wysłuchaniem go i przebadaniem tego, co zrobił. A my słyszeliśmy i widzieliśmy u Niego jedynie to, czego się nie da potępić.” Wtedy gniew wrogów Jezusa zwrócił się przeciw Nikodemowi. Grozili mu, znieważali go i wyśmiewali, jakby był głupcem i grzesznikiem. 

[J 7,53] A Eleazar, syn Annasza, poszedł osobiście z najbardziej rozwścieczonymi, aby wypędzić Jezusa, nie ośmielając się uczynić nic więcej z powodu tłumu.

Józef, syn Alfeusza, jest rozwścieczony. Jezus patrzy na niego i mówi: «Widzisz, o bracie?»

Nie mówi nic więcej... Ale w tych słowach jest tak wiele! Upominają, że to On ma rację, gdy mówi i milczy. Jest w nich przypomnienie Jego słów i ukazanie, czym są w Judei dominujące grupy społeczne, czym jest Świątynia i tak dalej.

Józef spuszcza głowę i mówi: «Masz rację...»

Milczy, zamyślony, potem nagle rzuca się Jezusowi na szyję i płacze na Jego piersi, mówiąc:

«Mój biedny Bracie! Biedna Maryja! Biedna Matka!»

Sądzę, że w tej chwili Józef ma jasną wizję losu Jezusa...

«Nie płacz! Czyń – tak jak Ja – wolę naszego Ojca!» – mówi Jezus pocieszając go i całuje go dla pokrzepienia.

Kiedy Józef jest już trochę spokojniejszy, idą w kierunku domu, w którym mieszkają, i tam żegnają się pocałunkiem. I Józef, ogromnie wzruszony, wypowiada swe ostatnie słowa:

«Idź w pokoju, Jezu! Pomimo wszystko. Powtarzam Ci to, co powiedziałem w pobliżu Nazaretu, i powtarzam to nawet jeszcze mocniej. Idź w pokoju. Troszcz się jedynie o Swoją pracę. Resztą ja się zajmę. Idź i niech Cię Bóg umocni.»

I całuje Go jeszcze raz po ojcowsku i głaszcze, jakby zostawiał na Jego głowie swe błogosławieństwo przywódcy rodziny. Potem Józef żegna braci. Także Szymon się z nimi żegna. Zauważam jednak, że Jakub, z niewiadomej przyczyny, jest bardziej powściągliwy wobec Józefa, a on odwzajemnia mu się tym samym. Za to Szymon okazuje więcej uczucia.

Józef mówi do Jakuba: «Mam więc powiedzieć, że jesteś dla mnie stracony?»

«Nie, bracie. Masz powiedzieć, że wiesz, gdzie ja jestem i dlatego od ciebie zależy, czy mnie znajdziesz. Nie chowam urazy. Przeciwnie, wiele się za ciebie modlę. Ale w sprawach ducha nie można iść równocześnie dwiema drogami. Wiesz, co chcę powiedzieć...»

«Widzisz, że Go bronię...» [– usprawiedliwia się Józef.]

«Bronisz człowieka i krewnego. To nie wystarcza, aby zapewnić sobie te rzeki Łaski, o jakich On mówił. Broń Syna Bożego, nie lękając się świata, nie czyniąc interesownych obliczeń, a będziesz doskonały. Żegnaj. Powierzam ci naszą matkę i Maryję, małżonkę Józefa...»

Nie wiem, czy Jezus usłyszał, bo jest zajęty żegnaniem się z Nazarejczykami i Galilejczykami. Kiedy pożegnania się kończą, nakazuje:

«Idziemy na Górę Oliwną. Stamtąd pójdziemy gdzieś dalej...»


   

Przekład: "Vox Domini"