Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
181. JEZUS W
ŚWIĄTYNI NA ŚWIĘTO NAMIOTÓW. «KRÓLESTWO
BOŻE NIE PRZYJDZIE W ZEWNĘTRZNYM BLASKU»
Napisane 3 września 1946. A,
9046-9059
[Por. J 7,14] Jezus wchodzi do Świątyni. Jest z apostołami i bardzo licznymi uczniami, których już znam, przynajmniej z widzenia. W tyle, za wszystkimi – twarze nowe, wszystkie nieznane, z wyjątkiem tego bystrego Greka przybyłego z Antiochii. Idą już jednak przyłączeni do grupy, jakby chcieli pokazać, że chcą być uznawani za uczniów Nauczyciela. Grek rozmawia z innymi ludźmi, być może z poganami jak on. Kiedy zaś Jezus ze Swoimi uczniami idzie na środek Dziedzińca Izraelitów, Grek wraz ze swoimi rozmówcami zatrzymuje się na Dziedzińcu Pogan.
Wejście Jezusa do przepełnionej tłumem Świątyni nie przechodzi oczywiście bez zauważenia. Podnosi się nagły szmer zajętego Nim tłumu. Giną w nim głosy doktorów udzielających lekcji pod Portykiem Pogan. Pouczenia zresztą milkną jakby w oczarowaniu. A uczniowie uczonych w Piśmie rozbiegają się we wszystkie strony, roznosząc nowinę o przybyciu Jezusa. Kiedy więc wchodzi On w drugi obręb, gdzie znajduje się Przedsionek Izraelitów, liczni faryzeusze, uczeni w Piśmie oraz kapłani gromadzą się, obserwując Go. Dopóki się modli, nic Mu nie mówią, nawet do Niego nie podchodzą. Zadowalają się obserwowaniem Go.
Jezus powraca do Portyku Pogan, oni zaś idą za Nim. I świta mających niecne zamiary zwiększa się, podobnie jak i świta ciekawskich oraz dobrze nastawionych. Przyciszone szepty przebiegają pośród ludzi. Od czasu do czasu jakaś głośna uwaga:
[Por. J 7,12] «Widzicie, że przyszedł? On jest sprawiedliwy: nie mógłby znieważyć święta.»
Albo: «Co przyszedł tu robić? Zwieść jeszcze bardziej naród?»
Albo jeszcze: «Teraz jesteście zadowoleni? Widzicie, gdzie jest? Tak chcieliście Go ujrzeć!»
Głosy nienawidzących Jezusa wrogów są odosobnione i zaraz tłumione, duszone w gardłach przez znaczące spojrzenia uczniów lub zwolenników, grożące nawet z miłości. Głosy ironiczne, zjadliwe, plujące trucizną, uspokajają się z obawy przed tłumem...
[Por. J 7,13] Po tym znaczącym przejawie przychylnosci wobec Nauczyciela tłum milknie, gdyż lęka się odwetu ze strony możnych. Lęk panuje po obydwu stronach...
Jedynym, który się nie boi, jest Jezus. Idzie powoli i dostojnie do miejsca, do którego chce dojść, nieco zamyślony, a jednak gotowy porzucić zamyślenie, aby pogłaskać dziecko, które jakaś matka Mu podaje, lub uśmiechnąć się do starca, który Go wita z błogosławieństwem.
W Portyku Pogan znajduje się Gamaliel. Stoi pośrodku grupy uczniów ze skrzyżowanymi ramionami, w swej wspaniałej szacie, olśniewająco białej i bardzo szerokiej. Zdaje się ona jeszcze bielsza przez kontrast z grubym ciemnoczerwonym dywanem rozciągniętym na ziemi w miejscu, w którym znajduje się Gamaliel. Zdaje się rozmyślać, z nieco pochyloną głową, jakby się nie interesował tym, co się dzieje. Jego uczniów, przeciwnie, ogarnia pobudzenie wywołane wielką ciekawością. Jeden z uczniów, niski, wchodzi nawet na taboret, aby lepiej widzieć.
Kiedy jednak Jezus znajduje się na wysokości Gamaliela, rabbi podnosi głowę i jego głębokie oczy, [osadzone] pod czołem myśliciela, zatrzymują się na chwilę na spokojnej twarzy Jezusa. To spojrzenie badawcze, niespokojne i udręczone. Jezus czuje je i odwraca głowę. Patrzy na niego. W dwóch błyskach krzyżują się spojrzenia bardzo czarnych oczu i oczu szafirowych. Spojrzenie Jezusa jest otwarte, łagodne, pozwalające się badać. Spojrzenie Gamaliela – nieprzeniknione, próbujące poznać i rozszyfrować tajemnice prawdy. Dla niego bowiem Rabbi galilejski jest tajemnicą. Jako faryzeusz zazdrości Mu Jego myśli i zamyka się na badanie czegoś, co nie pochodziłoby od Boga. Mija chwila. Potem Jezus idzie dalej i rabbi Gamaliel na nowo spuszcza głowę, głuchy na wszelkie pytania: szczere i niespokojne niektórych otaczających go osób lub podstępne i nienawistne innych: «To On, nauczycielu?»
«Co na to powiesz?»
«Jakiż jest twój osąd?»
«Kim On jest?»
Jezus idzie na wybrane miejsce. O! On nie ma pod stopami dywanu! Nie stoi nawet pod portykiem. Po prostu opiera się o kolumnę, stojąc na najwyższym stopniu w głębi portyku. Miejsce najbardziej nędzne. Wokół – apostołowie, uczniowie, zwolennicy, ciekawscy. Dalej – faryzeusze, uczeni w Piśmie, nauczyciele. Gamaliel pozostaje na swoim miejscu.
[Por. Łk 17,20] Jezus rozpoczyna po raz setny głoszenie nadejścia Królestwa Bożego i przygotowania tego Królestwa. Wydaje mi się nawet, że powtarza z jeszcze większą mocą już przedstawiane myśli, niemal na tym samym miejscu, przed dwudziestu laty. Mówi o proroctwie Daniela, o Poprzedniku przepowiedzianym przez proroków; przypomina gwiazdę Magów, rzeź Niewiniątek. I po tych wstępach, których celem jest ukazanie znaków przyjścia Chrystusa na ziemię, cytuje – jako potwierdzające Jego przyjście – aktualne znaki, które towarzyszą Chrystusowi nauczającemu, jak przedtem inne towarzyszyły przyjściu wcielonego Chrystusa. Przypomina więc o sprzeciwie, jaki Mu towarzyszy, o śmierci Poprzednika, o cudach, jakie się stale dokonują, potwierdzając, że Bóg jest ze Swym Chrystusem. Nigdy nie atakuje przeciwników. Wygląda nawet, jakby ich nie zauważał. Mówi, aby utwierdzić w wierze tych, którzy idą za Nim; aby oświecić prawdą tych, którzy są pogrążeni w nocy, bez swojej winy...
[Por. J 7,21] Jakiś niemiły głos dochodzi z krańców tłumu: «Jakże Bóg może być w Twoich cudach, skoro ich dokonujesz w dniu zakazanym? Nie dalej niż wczoraj uzdrowiłeś trędowatego na drodze do Betfage.»
Jezus patrzy na człowieka, który Mu przerwał, i nie odpowiada. Nadal mówi o wyzwoleniu z mocy ciemiężącej ludzi i o utworzeniu Królestwa Chrystusa, wiecznego, niezwyciężonego, chwalebnego, doskonałego.
«A kiedyż się to stanie?» – pyta szydząc uczony w Piśmie. I dodaje: – «Wiemy, że chcesz z Siebie zrobić króla, ale taki Król jak Ty byłby zgubą dla Izraela. Gdzież jest Twoja królewska potęga? Gdzie zastępy, wszystkie bogactwa, Twoje sojusze? Jesteś szaleńcem!»
I wielu jemu podobnych kiwa głowami, pogardliwie się śmiejąc. Jakiś faryzeusz odzywa się:
«Nie tak. W taki sposób nie dowiemy się, co On rozumie przez królestwo, jakie prawa będą w tym królestwie, jak się ono ukaże. I cóż? Czy może dawne królestwo Izraela nagle stało się doskonałe, jakim było za czasów Dawida i Salomona? Czy nie pamiętacie, ile było niepewności i okresów mrocznych przed wspaniałością królewską doskonałego króla? Aby mieć pierwszego króla, trzeba było najpierw uformować człowieka Bożego, który miał go namaścić, a zatem odjąć bezpłodność Annie, małżonce Elkany. I natchnąć ją, aby ofiarowała [Bogu] owoc swego łona. Przemyślcie kantyk Anny. To jest pouczeniem dla naszej zatwardziałości i naszego zaślepienia: „Nikt nie jest święty jak Pan... Nie mnóżcie pysznych słów dla wychwalania siebie... To Pan sprowadza śmierć i życie... On podnosi nędzarza... On daje pewność krokom Swych świętych. Bezbożni zamilkną, gdyż to nie własną siłą człowiek jest mocny, lecz dzięki tej, która pochodzi od Boga”. O! Pamiętajcie! „Pan osądzi krańce ziemi i da królestwo Swemu królowi i wywyższy w mocy Swego Chrystusa”. Czyż Chrystus ukazany w proroctwach nie miał pochodzić od Dawida? Czyż więc wszystkie przygotowania, począwszy od narodzin Samuela, nie są przygotowaniem na królowanie Chrystusa? Ty, Nauczycielu, czy nie pochodzisz przypadkiem od Dawida, skoro urodziłeś się w Betlejem?» – pyta w końcu [faryzeusz] bezpośrednio Jezusa.
«Jak powiedziałeś» – odpowiada krótko Jezus.
«O! Nasyć więc nasze umysły. Widzisz, że milczenie nie jest dobre, gdyż wzbudza opary wątpliwości w sercach.»
«Nie wątpliwości, lecz pychy. To jest jeszcze groźniejsze» [– stwierdza Jezus.]
«Co? Wątpienie w Ciebie jest mniej groźne niż bycie pysznym?»
«Tak. Pycha bowiem to rozwiązłość rozumu. Jest największym grzechem, gdyż jest grzechem samego Lucyfera. Bóg przebacza tak wiele rzeczy i Jego Światło rozbłyska z miłością, aby oświecić niewiedzę i rozproszyć wątpliwości. Ale nie przebacza pysze, która naśmiewa się z Niego, mówiąc, że Go przewyższa.»
«Któż z nas mówi, że Bóg jest od nas mniejszy? My nie bluźnimy...!» – woła wielu.
«Nie mówicie tego waszymi wargami, ale stwierdzacie to waszymi czynami. Chcecie powiedzieć Bogu: „Niepodobna, aby Chrystus był Galilejczykiem, człowiekiem z ludu. To nie może być On.” A cóż jest niemożliwe dla Boga?»
Głos Jezusa jest jak grom. Najpierw miał wygląd raczej pokorny: wspierał się jak żebrak o kolumnę. Teraz zaś prostuje się, oddala od pilastry, unosi majestatycznie głowę i przeszywa tłum promieniejącym spojrzeniem. Jego postać jest tak królewska, że – choć stoi wciąż na stopniu schodów – wygląda tak, jakby przemawiał z wysokości tronu.
Ludzie odsuwają się, jakby się przestraszyli. Nikt nie odpowiada na ostatnie pytanie. Potem jakiś rabbi, niski, pomarszczony, o wyglądzie szkaradnym i pewnie z taką samą duszą, zadaje pytanie, poprzedzając je śmiechem ostrym i obłudnym:
«Rozwiązłość popełnia się we dwoje. Z kimże ją popełnia rozum? On nie jest cielesny. Jakże więc może grzeszyć lubieżnością? Z kimże się łączy, on, bezcielesny, dla popełnienia grzechu?» – i śmieje się, cedząc te słowa przerywane śmiechem.
«Z kim? Z szatanem. Rozum pysznego cudzołoży z szatanem przeciw Bogu i przeciw miłości» [– odpowiada mu Jezus.]
«A Lucyfer z kim to uczynił, stając się szatanem, skoro szatan jeszcze nie istniał?»
«Uczynił to z samym sobą, z własną rozumną i nieuporządkowaną myślą. Czym jest rozwiązłość, o uczony?»
«Ależ... powiedziałem Ci! Któż by nie wiedział, czym jest rozwiązłość! Wszyscy się z nią spotkaliśmy...»
«Nie jesteś rabbim mądrym, skoro nie znasz prawdziwej natury tego powszechnego grzechu, potrójnego owocu Zła, jak Ojciec, Syn i Duch Święty są potrójną formą Miłości. Lubieżność jest nieporządkiem, o uczony. Nieporządkiem kierowanym przez rozum wolny i świadomy, który wie, że jego pragnienie jest złe, a mimo to chce je zaspokoić. Rozwiązłość jest nieporządkiem i gwałtem wobec praw naturalnych, wobec sprawiedliwości i miłości do Boga, do nas samych, do naszych braci. Każda rozwiązłość. Zarówno cielesna jak i mająca za cel bogactwa i potęgi ziemi, jak i ta, która pragnie przeszkodzić Chrystusowi w wypełnieniu Jego misji, gdyż [ulegający jej] spiskują z powodu swojej przesadnej ambicji, drżącej z obawy, że Ja ją zaatakuję.»
Wielki szmer przebiega wśród tłumu. Gamaliel, jedyny, który pozostał na swoim dywanie, podnosi głowę i kieruje na Jezusa przenikliwe spojrzenie.
[Por. Łk 17,20] «Kiedyż więc przyjdzie Królestwo Boże? Nie odpowiedziałeś...» – faryzeusz, który przed chwilą mówił, powraca do ataku.
«Kiedy Chrystus będzie na tronie, który Izrael mu przygotuje, wyższym od każdego innego tronu, wyższym od samej Świątyni» [– odpowiada Jezus.]
«Ale gdzież się go przygotowuje, skoro nie ma żadnego przepychu? Czy kiedykolwiek będzie prawdą, że Rzym pozwoli Izraelowi na podniesienie się? Czyżby orły stały się ślepe i nie widziały tego, co się przygotowuje?»
[Por. Łk 17,20] «Królestwo Boże nie przyjedzie w zewnętrznym blasku. Jedynie oko Boga widzi jego przygotowywanie, gdyż oko Boga czyta we wnętrzu ludzi. Nie dociekajcie więc, gdzie jest to Królestwo ani gdzie się ono przygotowuje. I nie wierzcie tym, którzy mówią: „Spiskuje w Batanei, spiskuje w grotach pustyni Engaddi, spiskuje nad brzegami morza”. Królestwo Boże jest w was. Ono jest w waszym wnętrzu, w waszym duchu, który przyjmuje Prawo przybyłe z Niebios jako prawo prawdziwej Ojczyzny, prawo, którego praktykowanie czyni obywatelem Królestwa. To dlatego przede Mną przyszedł Jan, aby przygotować drogi serc, przez które powinna wniknąć w nie Moja Nauka. To przez pokutę przygotowane zostały te drogi, to przez miłość powstanie to Królestwo, a upadnie niewolnictwo grzechu, który broni ludziom dostępu do Królestwa Niebieskiego.»
[Por. J 7,15] «Ależ ten człowiek jest wielki! A wy mówicie, że to rzemieślnik?» – mówi całkiem głośno ktoś, kto uważnie słuchał. A inni – żydzi jak można sądzić po szatach – być może wcześniej podburzani przez wrogów Jezusa, rozglądają się oszołomieni, patrzą na tych, którzy ich podżegali, i pytają:
«Cóż wy nam wmawialiście? Któż może powiedzieć, że ten człowiek podburza lud?»
A jeszcze inni:
«Zastanawiamy się i pytamy was: skoro jest prawdą, że nikt z was Go nie pouczył, skądże w Nim tyle wiedzy? Gdzie ją więc posiadł, skoro nigdy nie pouczał Go nauczyciel?»
A zwracając się do Jezusa pytają: «Powiedz nam więc, skąd wziąłeś tę prawdę, której nauczasz?»
[Por. J 7,16] Jezus unosi natchnione oblicze i mówi:
«Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: ta nauka nie jest Moja, ale Tego, który Mnie do was posłał.
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, że nie nauczył Mnie jej żaden nauczyciel i że nie znalazłem jej w żadnej żyjącej księdze ani w żadnym zwoju czy kamiennym pomniku.
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja się przygotowałem na tę godzinę słuchając Żyjącego, który mówił do Mojego ducha. Teraz zaś nadeszła dla Mnie godzina, aby dać ludowi Bożemu Słowo pochodzące z Nieba. I czynię to, i będę to czynił aż do ostatniego tchnienia. Kiedy je wydam, wtedy kamienie, które Mnie usłyszą, lecz się nie rozmiękczą, odczują bojaźń Bożą silniejszą niż Mojżesz na Synaju. W tej bojaźni głosem prawdy – błogosławiącym lub przeklinającym – słowa Mojej odrzuconej nauki wyryją się na kamieniach.
I słowa te już nigdy się nie zatrą. Znak pozostanie. Światłość dla tych, którzy przynajmniej wtedy przyjmą ją z miłością. Ciemności całkowite dla tych, którzy nie zrozumieją nawet wtedy, że to Bóg ze Swej woli posłał Mnie, abym założył Jego Królestwo.
[Por. J 7,17] Na początku Stworzenia zostało powiedziane: „Niechaj się stanie światłość”. I w chaosie pojawiła się światłość. Na początku Mego życia zostało powiedziane: „Niechaj będzie pokój ludziom dobrej woli”. Dobra wola to taka, która spełnia wolę Bożą i nie przeciwstawia się jej. Otóż ten, kto czyni wolę Boga i nie walczy z nią, czuje, że nie może Mnie zwalczać. Czuje bowiem, że Moja nauka pochodzi od Boga, a nie ode Mnie samego.
[Por. J 7,18] Czy Ja być może szukam własnej chwały? Czy mówię może, że to Ja jestem Autorem Prawa łaski oraz epoki przebaczenia? Nie. Ja nie przypisuję Sobie chwały, która Mi się nie należy, lecz oddaję cześć Chwale Boga, Sprawcy wszelkiego dobra. Moją chwałą jest czynienie tego, co Ojciec chce, abym czynił, gdyż to otacza Go chwałą. Kto mówi dla własnej korzyści, aby Go chwalono, ten szuka własnej chwały. Ale ten – który może, nawet nie szukając tego, otrzymać chwałę od ludzi za to, co robi lub mówi, a odrzuca ją mówiąc: „Ona nie jest moja, nie stworzyłem jej, lecz pochodzi od Ojca, jak ja pochodzę od Niego” – trwa w prawdzie i nie ma w nim niesprawiedliwości. Każdemu bowiem daje to, co do niego należy, nie zachowując nic z tego, co nie jest jego. Ja jestem, bo On Mnie chciał.»
[Por. J 7,19] Jezus przerywa na chwilę. Spogląda na tłum, przenika sumienia, czyta, rozważa. Mówi ponownie:
«Milczycie. Połowa – z podziwu, druga zaś połowa milczy, bo zastanawia się, co zrobić, aby Mnie uciszyć. Czyje jest dziesięć przykazań? Skąd pochodzą? Kto wam je dał?»
«Mojżesz!» – woła tłum.
«Nie. Najwyższy. Mojżesz, Jego sługa, wam je przyniósł, ale one pochodzą od Boga. Wy, którzy posiadacie formułki, lecz nie macie wiary, mówicie w swych sercach: „Boga nie widzieliśmy ani my, ani Hebrajczycy u stóp Synaju”. O! Nie wystarczył wam – aby uwierzyć, że Bóg był [tam] obecny – nawet piorun, który rozpalił górę, gdy Bóg miotał błyskawicami i gromami w obecności Mojżesza. Nawet błyskawice i trzęsienia ziemi nie pomagają wam uwierzyć, że Bóg jest nad wami, aby napisać wieczny Dekret o zbawieniu lub potępieniu. Wkrótce ujrzycie w tych murach Objawienie nowe, straszliwe. I ciemności znikną z poświęconych kryjówek, gdyż rozpocznie się panowanie Światłości. Święte Świętych zostanie wywyższone w obecności świata i już nie będzie ukryte za potrójną zasłoną. Wy jednak nadal nie będziecie wierzyć. Czegóż więcej potrzebowaliście, aby uwierzyć? Sprawiedliwość zostanie jednak wtedy złagodzona i zastąpią ją błyskawice miłości. Ale nawet one nie zapiszą Prawdy w waszych sercach – we wszystkich waszych sercach – i nie wzbudzą Skruchy, a potem Miłości...»
Gamaliel ma teraz wzrok utkwiony w twarzy Jezusa...
«Mojżesz, wiecie o tym, był człowiekiem pośród ludzi. Jego opis pozostawiły wam kroniki z jego czasu. Czy jednak, choć wiecie kim jest, od Kogo i jak otrzymał Prawo, czy je może zachowujecie? Nie. Nikt z was go nie zachowuje.»
Z tłumu dochodzi krzyk protestu. Jezus nakazuje ciszę i mówi:
[Por. J 7,19] «Mówicie, że to nie jest prawdą, bo je zachowujecie? A zatem dlaczego usiłujecie Mnie zabić? Czy piąte przykazanie nie zabrania zabijania człowieka? Nie rozpoznajecie wprawdzie we Mnie Chrystusa, jednak nie możecie zaprzeczyć, że jestem człowiekiem. Dlaczego więc usiłujecie Mnie zabić?»
[Por. J 7,20] «Ależ jesteś szalony! Jesteś opętany! Demon przemawia przez Ciebie i sprawia, że majaczysz i wypowiadasz kłamstwa! Nikt z nas nie myśli o zabiciu Ciebie! Kto Cię chce zabić?» – krzyczą właśnie ci, którzy chcą to uczynić.
«Kto? Wy. I szukacie pretekstów, aby to zrobić.
[Por. J 7,21] I zarzucacie Mi winy nieprawdziwe. Upominacie Mnie, nie po raz pierwszy, że uzdrowiłem człowieka w szabat. A czy Mojżesz nie mówi, że należy okazać litość nawet osłu i wołowi, który upadł, gdyż są dobrem dla waszego brata? A Ja nie powinienem okazać litości choremu ciału brata, dla którego odzyskane zdrowie jest dobrem fizycznym i duchowym środkiem dla błogosławienia Boga i miłowania Go z powodu Jego dobroci?
[Por. J 7,22] A obrzezania danego wam przez Mojżesza – a otrzymanego już od patriarchów – czyż nie dokonujecie w dniu szabatu?
[Por. J 7,23] Skoro obrzezanie człowieka w czasie szabatu nie stanowi pogwałcenia mojżeszowego Prawa szabatowego, gdyż służy uczynieniu chłopca synem Prawa, dlaczego unosicie się gniewem z powodu tego, że uzdrowiłem w dniu szabatu całego człowieka: jego ciało oraz ducha i uczyniłem z niego syna Bożego?
[Por. J 7,24] Nie osądzajcie według pozorów i litery, ale oceniajcie w sposób prawy i zgodnie z duchem [Prawa]. Litera bowiem, formułki i forma to coś martwego, malowidło, a nie – prawdziwe życie. Tymczasem duch słów i formy to rzeczywiste życie i źródło wieczności. Ale wy nie pojmujecie tych spraw, gdyż nie chcecie ich zrozumieć. Chodźmy.»
[Por. Łk 17,22] I odwraca się, aby wyjść. Za Nim podążają otaczający Go apostołowie i uczniowie. Spoglądają na Niego zasmuceni i pełni pogardy dla Jego nieprzyjaciół.
On, blady, uśmiecha się do nich, mówiąc:
[Por. Łk 17,22] «Nie bądźcie zasmuceni. Jesteście Moimi przyjaciółmi i dobrze, że nimi jesteście, bo Mój czas dobiega końca. Wkrótce nadejdzie czas, kiedy będziecie chcieli ujrzeć jeden z tych dni Syna Człowieczego, ale nie będziecie mogli Go już oglądać. Wtedy będzie pociechą możliwość powiedzenia sobie: „Kochaliśmy Go i byliśmy Mu wierni tak długo, jak długo był pośród nas”.
[Por. Łk 17,23] Żeby z was szydzić i żeby was przedstawić jako szaleńców, będą wam mówić: „Chrystus powrócił. Jest tu! Jest tam!”. Nie wierzcie ich słowom. Nie chodźcie, nie idźcie śladem tych obłudnych szyderców.
[Por. Łk 17,24] Kiedy Syn Człowieczy odejdzie, powróci dopiero w Swoim Dniu. Wtedy Jego ukazanie się będzie podobne do błyskawicy, która rozbłyska i przechodzi z jednego punktu nieba do drugiego [tak szybko], że oko nie potrafi za nią nadążyć. Wy – i nie tylko wy, lecz żaden człowiek – nie będziecie mogli nadążyć za Mną w Moim końcowym ukazaniu się dla zgromadzenia wszystkich, którzy istnieli, istnieją i będą istnieć.
[Por. Łk 17,25] Ale nim to nastąpi, Syn Człowieczy będzie musiał wiele wycierpieć: znieść wszystko, cały ból [zadany przez] Ludzkość, a to pokolenie się Go zaprze.»
«W takim razie, mój Panie, będziesz musiał cierpieć z powodu całego zła, jakim zdoła Cię dotknąć to pokolenie» – zauważa pasterz Maciej.
«Nie. Powiedziałem: „Cały ból [zadany przez] Ludzkość”. Był on zadawany przed tym pokoleniem i będzie zadawany przez pokolenia, które nadejdą po nim. [Ludzkość] zawsze będzie grzeszyć. A Syn Człowieczy – w Swoim duchu, nim będzie Odkupicielem – zakosztuje całej goryczy grzechów minionych, obecnych, przyszłych: aż po ostatni grzech. I pomimo osiągnięcia Swej chwały będzie nadal cierpiał w Swoim duchu Miłości, widząc ludzkość depczącą Jego Miłość. Wy na razie nie możecie tego pojąć...
Chodźmy teraz do tego domu. To dom Mi przyjazny.» Jezus puka do drzwi, które się otwierają. Pozwalają Mu wejść, nie okazując nawet zdziwienia liczbą osób, jaka za Nim wchodzi.