Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
139. NAUCZANIE W OKOLICACH JEZIORA. KAFARNAUM.
Napisane 22 czerwca 1946. A, 8565-8577
To szabat. Tak myślę, bo widzę ludzi zgromadzonych w synagodze. Ale to możliwe, że się zgromadzili, aby uciec przed słońcem lub żeby mieć więcej spokoju przy domu Jaira. Ludzie tłoczą się. Są uważni pomimo upału, którego nie łagodzi otwarcie drzwi i okien dla wywołania przeciągu.
Ci, którzy nie mogli wejść do synagogi, żeby nie smażyć się na słońcu, ukryli się w zacienionym ogrodzie za synagogą. To ogród Jaira. Są tu osłonięte altany i drzewa owocowe, gęsto ulistnione. Jezus przemawia blisko wychodzących na ogród drzwi, żeby Go słyszeli ci, którzy się w nim znajdują, jak i ci, którzy są w synagodze.
Jair jest obok Niego, uważny. Apostołowie są w grupie, blisko drzwi wychodzących na ogród. Uczennice, z Maryją pośrodku, usiadły w altanie, która niemal przylega do domu. Miriam, córka Jaira, i dwie córki Filipa siedzą u stóp Maryi.
Z tego, co słyszę, wnioskuję, że musiało dojść do jakiegoś zwykłego już incydentu między faryzeuszami, a Jezusem. Z tego powodu lud jest nieco poruszony. Jezus prosi o zachowanie spokoju i o przebaczenie. Mówi, że w serca wzburzone nie może ani wniknąć słowo Boże, ani wydać owoców.
«Nie możemy wybaczyć tego, że jesteś znieważany!» – woła ktoś z tłumu.
«Zostawcie to Ojcu Mojemu i waszemu. Naśladujcie Mnie. Znoście to i wybaczajcie. To nie odpowiadaniem zniewagą na zniewagę przekonuje się nieprzyjaciół.»
«Ale też nie przez stałą łagodność. Pozwalasz, żeby Cię deptano!» – krzyczy Iskariota.
«Ty, Mój apostole, nie gorsz innych, dając przykład gniewu i krytykowania» [– napomina go Jezus. Ktoś mówi na to:]
«Jednak Twój uczeń ma rację. Jego słowa są słuszne!»
«Nie jest sprawiedliwe serce, które je formułuje, ani to, które im daje posłuch. Kto chce być Moim uczniem, musi Mnie naśladować. Ja znoszę [zniewagi] i przebaczam. Jestem łagodny, pokorny i pełen pokoju. Synowie gniewu nie mogą przebywać ze Mną, gdyż są synami tego świata i swych namiętności.
Czy nie przypominacie sobie fragmentu czwartej Księgi Królewskiej, w którym Izajasz zwraca się przeciwko Sennacherybowi przekonanemu, że może sobie na wszystko pozwalać? Przepowiedział mu, że nic go nie ocali od Bożej kary. Porównuje go do zwierzęcia, któremu wkłada się obręcz do nozdrzy i wędzidło między wargi, aby poskromić jego wściekłość. Wiecie, że Sennacheryb zginął z ręki własnych synów. Okrutny ginie bowiem z powodu własnego okrucieństwa. Ginie jego ciało i duch.
Nie lubię okrutnych. Nie lubię pysznych. Nie lubię skłonnych do gniewu, chciwości, rozwiązłości. Nigdy nie zachęcałem was do tego słowem ani przykładem. Przeciwnie, zawsze uczyłem was cnót będących przeciwieństwem tych złych skłonności.
Jakże piękna jest modlitwa Dawida, naszego króla, który po szczerym żalu za dawne grzechy powrócił do świętości i do swego wcześniejszego mądrego postępowania. Uwielbiał Pana, łagodny i uległy wobec wyroku, iż to nie on będzie budowniczym nowej Świątyni. Odmówmy tę modlitwę, uwielbiając wspólnie Najwyższego Pana...»
Ci, którzy siedzieli, wstają. Ci zaś, którzy się opierali o ścianę, przyjmują postawę pełną szacunku i nie korzystają już ze swej podpory. Jezus rozpoczyna modlitwę Dawida (1 Paralipomena, rozdział 29, wersety 10-19):
«Bądź błogosławiony, o Panie, Boże ojca naszego, Izraela, na wieki wieków! Twoja jest, o Panie wielkość, moc, sława, majestat i chwała, bo wszystko, co jest na niebie i na ziemi, jest Twoje; do Ciebie, Panie, należy królowanie i ten, co głowę wznosi ponad wszystkich. Bogactwo i chwała od Ciebie pochodzą, Ty nad wszystkim panujesz, a w ręku Twoim siła i moc, i ręką Twoją wywyższasz i utwierdzasz wszystko. Teraz więc, Boże nasz, dzięki Ci składamy i wychwalamy przesławne imię Twoje.
Czymże ja jestem i czym jest lud mój, żebyśmy Ci mogli ofiarować dobrowolnie te rzeczy? Albowiem od Ciebie to wszystko pochodzi i co z ręki Twojej mamy, dajemy Tobie.
Jesteśmy bowiem pielgrzymami przed Tobą i przychodniami, jak byli wszyscy przodkowie nasi; dni nasze jak cień na ziemi mijają bez żadnej nadziei. O Panie, Boże nasz, całe to bogactwo, któreśmy przygotowali, by zbudować dom Tobie i Twemu świętemu imieniu, z ręki Twojej pochodzi i wszystko jest Twoje.
Wiem, o Boże mój, że Ty badasz serce i upodobałeś sobie szczerość; ja też w szczerości serca mojego ofiarowałem dobrowolnie to wszystko, a teraz z radością widzę, że i lud Twój tutaj obecny pospieszył z dobrowolnymi ofiarami dla Ciebie.
O Panie, Boże ojców naszych, Abrahama, Izaaka i Izraela, zachowaj to na zawsze jako wyraz myśli i uczuć ludu Twego i skieruj ich serca ku Tobie. A synowi mojemu, Salomonowi, daj serce doskonałe, aby strzegł poleceń, przykazań i praw Twoich i żeby wykonał wszystko i zbudował przybytek, do którego poczyniłem przygotowania.»
Potem Jezus mówi dalej zwykłym tonem:
«Trzeba zawsze pamiętać, że wszystko jest w rękach Bożych: każde przedsięwzięcie, każde zwycięstwo. Wspaniałość, potęga, chwała i zwycięstwo należą do Pana. To On udziela człowiekowi tego lub tamtego i to On ocenia, czy nastaje czas udzielenia tego dla niezawodnego dobra. Ale człowiek nie może się tego domagać. Dawidowi – który uzyskał przebaczenie, lecz musiał jeszcze pokonywać samego siebie po minionych błędach – Bóg nie powierza zadania zbudowania Świątyni: „Przelałeś wiele krwi i prowadziłeś zbyt wiele wojen, dlatego nie zbudujesz domu dla Mego Imienia, albowiem zbyt wiele krwi wylałeś na ziemię wobec Mnie.
Urodzi ci się syn. Będzie on mężem pokoju... jego imię będzie: Pełen Pokoju... On to zbuduje dom dla Mego imienia.” Tak powiedział Najwyższy Swemu słudze Dawidowi.
Tak samo i Ja wam mówię. Czy chcecie, z powodu waszego gniewu, nie zasługiwać na wzniesienie w waszych sercach domu dla Pana, waszego Boga? Niech się zatem oddali od was wszelkie uczucie, które nie jest uczuciem miłości. Miejcie serca doskonałe, o jakie Dawid prosił dla swego syna, budowniczego Świątyni, abyście – zachowując Moje przykazania i wypełniając wszystko tak, jak was nauczyłem – doszli do wzniesienia w was samych domu dla waszego Boga, czekając na dojście do Jego domu wiecznego i pełnego radości.
Podaj Mi zwój, Jairze, wyjaśnię im, czego Bóg pragnie.»
Jair podchodzi do miejsca, w którym znajdują się zwoje. Bierze jeden przypadkowy, spośród wielu innych. Ociera go z kurzu i podaje Jezusowi, który go rozwija i czyta:
«Jeremiasz, rozdział piąty. Przebiegnijcie ulice Jerozolimy, zobaczcie, zbadajcie i przeszukajcie jej place, czy znajdziecie kogoś, czy będzie tam ktokolwiek, kto by postępował sprawiedliwie, szukał prawdy, a przebaczę jej... A gdy mówią: ‘Na życie Pana!’, z pewnością przysięgają kłamliwie. Panie! Czyż oczy Twoje nie są zwrócone ku temu, co prawdziwe? Dotknąłeś ich klęską – nic sobie z tego nie robili, zagładą – nie chcieli przyjąć pouczenia. Skamieniało ich oblicze bardziej niż skała i nie nawrócili się.
Ja zaś powiedziałem sobie: To tylko prostacy postępują nierozsądnie, bo nie znają drogi Pana, obowiązków wobec swego Boga.
Może więc pójdę do ludzi wybitnych i będę mówił do nich. Ci bowiem znają drogę Pańską, obowiązki wobec swego Boga. Lecz oni także pokruszyli jarzmo, potargali więzy. Dlatego wypadnie na nich lew z lasu, wilk stepowy posieje wśród nich spustoszenie. Pantera będzie czyhać przy ich miastach; każdy, kto z nich wyjdzie, będzie rozszarpany. Pomnożyły się bowiem ich grzechy i liczne są ich odstępstwa.
Dlaczego mam ci okazać łaskę? Synowie twoi opuścili Mnie i przysięgali na tych, co nie są bogami. Nasyciłem ich, a oni popełniali cudzołóstwo, zbierali się w domu nierządu. Stali się wyuzdani i nieokiełznani niby konie: każdy rży do żony bliźniego swego.
Czy mam ich za to nie karać – wyrocznia Pana – i nad narodem, jak ten, nie dokonać zemsty?
Wejdźcie na tarasy jej winnicy i zniszczcie, lecz nie dokonujcie zupełnej zagłady. Usuńcie jej odrośla, bo one nie należą do Pana.
Albowiem sprzeniewierzył Mi się zupełnie dom Izraela i dom Judy – wyrocznia Pana. Zaparli się Pana i powiedzieli: On nic nie znaczy. Nie spotka nas żadne nieszczęście, nie zaznamy miecza ani głodu. Prorocy są tylko wiatrem i brak w nich słowa Pańskiego.
Dlatego to mówi Pan, Bóg Zastępów: To im się stanie, bo tak mówili. Oto uczynię słowa moje ogniem w twoich ustach, a lud ten drewnem, które ogień pochłonie. Oto na was sprowadzę naród z daleka, domu Izraela – wyrocznia Pana. Jest to naród niepokonany, naród starożytny, naród, którego języka nie znasz ani nie rozumiesz, co mówi.
Jego kołczan jest niby grób otwarty, wszyscy mężowie są bohaterami. Pochłonie twoje żniwa i twój chleb, pochłonie twoje córki i twoich synów, pochłonie twoje owce i twoje bydło, pochłonie twoje winnice i twoje drzewa figowe. Zniszczy orężem twoje miasta warowne, w których pokładasz nadzieję. Lecz nawet w tych dniach – wyrocznia Pana – nie dokonam całkowitej zagłady.
A gdy powiecie: Za co uczynił nam Pan, Bóg nasz, to wszystko? Wtedy powiesz im: Podobnie jak wy opuściliście Mnie i służyliście obcym bogom we własnym kraju, tak samo będziecie służyć obcym w ziemi, która do was nie należy. Głoście to w domu Jakuba i obwieśćcie to w Judzie: Słuchajcież tego, narodzie nierozumny i bezmyślny, który ma oczy, a nie widzi, uszy, a nie słyszy.
Nie boicie się Mnie – wyrocznia Pana – nie drżycie przede Mną, który ustanowiłem wydmy jako brzeg morski, jako granicę wieczną i nieprzekraczalną? Szaleją [morskie fale], lecz bezsilnie; huczą bałwany, lecz się nie mogą dalej posunąć. Naród ten ma serce oporne i buntownicze; stają się oni odszczepieńcami i odchodzą. Nie powiedzieli w swych sercach: Chcemy bać się Pana, Boga naszego, który daje w swoim czasie deszcz wczesny i późny, który zapewnia nam ustalone tygodnie żniw.
Wasze grzechy to zniweczyły, a wasze występki pozbawiły was dobrobytu. Bo są w narodzie moim przewrotni, którzy splatają sieć jak łowca ptaków, zastawiają sidło, łowią ludzi.
Jak klatka pełna jest ptaków, tak domy ich przepełnione są oszustwem: w ten sposób stają się oni wielkimi i bogatymi, otyłymi i ociężałymi, a także prześcigają się w nieprawości. Nie przestrzegają sprawiedliwości – sprawiedliwości wobec sierot, by doznały pomyślności, nie bronią sprawy ubogich.
Czy za to mam nie karać – wyrocznia Pana – lub się nie pomścić nad takim, jak ten, narodem? Obrzydliwość i zgroza dzieją się w kraju. Prorocy przepowiadają kłamliwie, kapłani nauczają na własną rękę, a lud mój to lubi. I cóż uczynicie, gdy kres tego nadejdzie?»
Po przeczytaniu Jezus oddaje zwój Jairowi i mówi:
«Synowie Moi! Słyszeliście, jakie straszliwe kary są zachowane dla Jerozolimy, dla Izraela, który nie jest sprawiedliwy. Nie cieszcie się z tego. To nasza Ojczyzna. Nie cieszcie się myśląc: „Nas być może już tam nie będzie”. Ojczyzna jest zawsze pełna waszych braci. Nie mówcie: „Dobrze jej tak, bo jest okrutna wobec Pana”. Nieszczęścia Ojczyzny, cierpienia współobywateli powinny zawsze smucić sprawiedliwych. Nie mierzcie taką miarą, jaką oni mierzą. Osądzajcie tak jak Bóg, czyli miłosiernie.
Imię ‘Ojczyzny’ możecie odnosić do wielkiej Ojczyzny, czyli całej Palestyny, jak też i tej małej, jaką jest Kafarnaum, wasze miasto. [Imię] ‘rodaków’ [możecie odnosić] do wszystkich Hebrajczyków lub tylko do tych kilku wrogich wobec Mnie w tym małym galilejskim mieście. Cóż więc powinniście uczynić dla Ojczyzny i dla rodaków? Powinniście spełniać czyny miłości. Usiłujcie ocalić Ojczyznę i rodaków. Jak? Może przemocą? Pogardą? Nie. Miłością, cierpliwą miłością, aby ich nawrócić do Boga.
Słyszeliście: „Jeśli znajdę kogoś, kto będzie tam postępował sprawiedliwie, okażę mu miłosierdzie”. Pracujcie więc, aby serca doszły do sprawiedliwości i stały się sprawiedliwe. W swej bowiem niesprawiedliwości, mówią o Mnie: „To nie On”. Z tego powodu uważają, że z prześladowania Mnie nie wyniknie dla nich zło. I naprawdę mówią: „Nigdy się to nie zdarzy. Prorocy mówili o tamtym [dawnym] wydarzeniu”. I będą się starali, żebyście i wy mówili jak oni.
Wy, tu obecni, okazujecie wierność. Gdzież jednak jest Kafarnaum? Czy to jest całe Kafarnaum? Gdzie są ci, których niegdyś widziałem tłoczących się wokół Mnie? Czyżby zaczyn – który już fermentował ostatnim razem, gdy tu byłem – dokonał spustoszenia w tak wielu sercach? Gdzież jest Alfeusz? Jozue ze swymi trzema synami? Aggeusz, syn Malachiasza? A Józef i Noemi? Gdzie Lewi, Abel, Saul i Zachariasz? Czy zapomnieli o jawnych dobrodziejstwach, jakich doznali, gdyż zwiodły ich słowa kłamliwe? Ale czy słowa mogą zniszczyć fakty?
Widzicie! To jest tylko mała miejscowość. W tym miejscu, gdzie obdarzeni dobrami są najliczniejsi, nienawiść potrafiła zniszczyć wiarę we Mnie. Widzę tu zgromadzonych jedynie tych, którzy mają wiarę doskonałą. Uważacie może, że dawne wydarzenia, odległe słowa mogą podtrzymać wierność Bogu w całym Izraelu? Tak powinno być. Wiara powinna być taka sama, nawet gdy jej nie umacniają znaki. Ale tak nie jest. I im większa jest wiedza, tym mniejsza jest wiara. Uczeni uważają się za zwolnionych od wiary prostej i zwyczajnej, która wierzy mocą miłości, a nie dzięki nauce.
To miłość trzeba przekazywać i rozpalać. Ale żeby to uczynić, trzeba płonąć. Trzeba być przekonanym, absolutnie przekonanym, aby innych przekonać. Nie grubiaństwem, lecz pokorą i miłością należy odpowiadać na zniewagi. I z taką [postawą trzeba] iść, przypominając słowa Pana tym, którzy już o nich nie pamiętają: „Lękajmy się Pana, który daje deszcz wczesny i późny”.»
[Ktoś przerywa Jezusowi mówiąc:]
«Oni by nas nie zrozumieli! Co więcej, znieważaliby nas mówiąc, że jesteśmy świętokradcami, bo nauczamy nie mając do tego prawa. Ty nie wiesz, kim są uczeni w Piśmie i faryzeusze!...»
«Nie. Wiem to. A nawet gdybym wcześniej nie wiedział, teraz bym się dowiedział. Ale niewiele znaczy to, kim oni są. Liczy się to, kim my jesteśmy. Oni i kapłani mogą przytakiwać fałszywym prorokom, którzy prorokują to, co dla nich korzystne. Zapominają, że to jedynie dobrym dziełom, nakazywanym przez Prawo, trzeba przyklaskiwać. Ale to nie może być powodem, żeby Moi wierni naśladowali ich, a w żadnym już wypadku – żeby się zniechęcali i patrzyli na siebie jako na pokonanych. Musicie pracować tak samo, jak pracuje Zło...»
«Nie jesteśmy Złem!» – krzyczy ostro od progu faryzeusz Eliasz, stojący na drodze. Usiłuje wejść i krzyczy bez przerwy: – Nie jesteśmy Złem, o, wichrzycielu!»
«Mężu, to ty jesteś mącicielem. Wyjdź stąd!» – mówi natychmiast centurion. Reaguje tak szybko, gdyż najprawdopodobniej stoi na straży w pobliżu synagogi.
«Ty? Ty, poganin, śmiesz mi nakazywać...»
«Ja, Rzymianin, tak. Wyjdź! Rabbi cię nie zaczepia. To ty przeszkadzasz. Nie masz do tego prawa.»
«To my jesteśmy nauczycielami, a nie – jakiś galilejski rzemieślnik» – wrzeszczy starzec, przypominający bardziej sprzedawcę jarzyn niż nauczyciela.
«Jeden więcej, jeden mniej... Macie ich setki, a wszyscy dają złe pouczenia. Jeden jest szlachetny. Właśnie On. Nakazuję ci wyjść stąd!»
«Szlachetny? Coś takiego! Szlachetny ten, który kupuje Sobie w Rzymie Swą nietykalność! Świętokradztwo! Nieczystość!»
Centurion wydaje okrzyk i ciężkie kroki żołnierzy mieszają się z krzykiem ubliżającego [Jezusowi] Eliasza.
«Weźcie tego człowieka i wyrzućcie go stąd!» – nakazuje centurion.
«Mnie?! Ręce pogan nade mną? Stopy pogan w naszej synagodze?! Klątwa! Na pomoc! Hańbią mnie! Oni mnie...»
Jezus ze Swego miejsca odzywa się:
«Proszę was, żołnierze, zostawcie go! Nie wchodźcie. Uszanujcie to miejsce i jego siwe włosy.»
«Jak chcesz, o Rabbi» [– odpowiadają Rzymianie.]
[Eliasz krzyczy dalej:] «A! A! Spiskowiec! Ale Sanhedryn dowie się o tym. Mam dowód! Mam dowód! Teraz wierzę słowom, jakie mi powiedziano. Mam dowód! Klątwa na Ciebie!»
«A na ciebie miecz, jeśli powiesz jeszcze jedno słowo. Rzym broni prawa. On z nikim nie spiskuje, stara hieno. Sanhedryn pozna twe kłamstwa, a Prokonsul otrzyma mój raport. Zaraz go napiszę. Idź do domu i czekaj na rozkazy Rzymu» – [mówi] centurion.
Po doskonałym półobrocie odchodzi wraz z czterema żołnierzami, pozostawiając Eliasza, który zamilkł i drży, drży z tchórzostwa...
Jezus kontynuuje nauczanie, jakby nic Mu nie przerwało:
«Mówiłem wam na początku, że powinniście tak pracować, jak Zło pracuje, aby zbudować w sobie i wokół siebie dom Pański. Macie działać z wielką świętością, aby Bóg mógł jeszcze zamieszkać w sercach i w drogiej rodzonej Ojczyźnie. Ona bowiem jest już tak bardzo ukarana, a jeszcze nie wie, jaki ogrom nieszczęść nadchodzi z północy, od narodu mocnego, już nad nami panującego, który będzie nad nami panował coraz bardziej. Obywatele bowiem tak postępują, że budzą niesmak w Najdobrotliwszym, a mocnego drażnią. I chcecie mieć pokój i pomyślność, pobudzając do gniewu Boga oraz panujący nad wami Rzym? Bądźcie, bądźcie dobrzy, o synowie Boży. Czyńcie tak, aby to nie jeden, ale setki setek były dobre w Izraelu, dla odwrócenia budzących grozę kar z Nieba. Powiedziałem wam na początku, że tam, gdzie nie ma pokoju, nie można usłyszeć słowa Bożego w spokoju i wydać owoców w sercu. Widzicie, że to spotkanie nie było spokojne i nie będzie owocne. Zbyt wiele wzburzenia w sercach... Idźcie. Będziemy mieli jeszcze czas na trwanie w jedności. I módlcie się, jak i Ja się modlę, żeby ten, który nas niepokoi opamiętał się... Chodźmy, o Matko» – i przechodząc pośród tłumu, Jezus wychodzi na ulicę.
Eliasz jest tam jeszcze. Ma twarz ziemistą jak umarły. Rzuca się do stóp Jezusa:
«Litości! Ocaliłeś raz mojego wnuka. Ocal teraz mnie, ażebym miał czas na nawrócenie. Zgrzeszyłem! Wyznaję to. Ale Ty jesteś dobry. Rzym... O! Co uczyni ze mną Rzym?»
«Otrzepie cię z letniego kurzu solidnymi batami!» – woła ktoś.
Ludzie się śmieją, Eliasz zaś wydaje bolesny okrzyk, jakby już odczuwał bicze, i jęczy:
«Jestem stary... obolały z choroby... Niestety!»
«Pielęgnacja uśmierzy [twe boleści], stary szakalu!»
«Staniesz się na powrót młody i zwinny...»
«Cisza!» – nakazuje Jezus drwiącym. A do faryzeusza mówi: «Wstań. Zachowuj się z godnością. Dobrze wiesz, że nie spiskuję z Rzymem. Cóż zatem chcesz, abym ci uczynił?»
«To prawda. Tak, to prawda. Nie spiskujesz. Przeciwnie, gardzisz Rzymianami, nienawidzisz ich, Ty ich przek....»
«Nic takiego nie czynię. Nie kłam pochwałami, jak przedtem kłamałeś oskarżając Mnie. I wiedz, że nie jest dla Mnie pochwałą mówienie, że nienawidzę tego lub tamtego, że przeklinam tego lub tamtego. Jestem Zbawicielem wszystkich duchów i w Moich oczach nie ma ras ani twarzy, lecz duchy.»
«To prawda! Prawda! Ależ Ty jesteś sprawiedliwy. Rzym wie o tym i to dlatego Ciebie broni. Uciszasz tłumy, nauczasz szacunku dla praw i...» [– wylicza dalej wystraszony Eliasz.]
«To być może jest, według ciebie, błędem?»
«O! Nie! Nie! To słuszne! Ty potrafisz robić to, co my wszyscy powinniśmy czynić, bo jesteś sprawiedliwy, bo...»
Ludzie śmieją się szyderczo i szepczą. Padają liczne epitety w rodzaju: «Kłamca! Tchórz! Jeszcze dziś rano mówiłeś coś innego!»
Słychać ich głosy, nawet gdy mówią po cichu.
«Dobrze, cóż więc mam zrobić?» [– pyta Jezus.]
«Iść! Iść znaleźć centuriona. Szybko! Nim odjedzie posłaniec. Widzisz? Już przygotowują konie! O! Litości!»
Jezus patrzy na niego: mały, drżący, siny ze strachu, biedny... Widzi to. Odczuwa litość. Tylko cztery źrenice patrzą na starca ze współczuciem: Syna i Matki. Każde inne [spojrzenie] jest albo ironiczne, albo surowe, albo wzburzone... Nawet Jan, nawet Andrzej, mają spojrzenia twarde, pogardliwe, surowe. [Jezus mówi:]
«Mam litość. Jednak to nie do Mnie należy iść do centuriona...»
«To Twój przyjaciel» [– tłumaczy faryzeusz.]
«Nie» [– zaprzecza Jezus.]
«Chciałem powiedzieć, że jest Ci wdzięczny, bo... bo uzdrowiłeś mu sługę.»
«Tobie też uzdrowiłem wnuka, a nie jesteś Mi wdzięczny, choć jesteś Izraelitą jak Ja. Z dobrodziejstwa nie wynika zobowiązanie.»
«Ależ tak, wynika. Biada temu, kto nie jest wdzięczny za...»
Eliasz spostrzega, że sam siebie potępia i milknie zmieszany.
Tłum szydzi z niego.
«Szybko, o Rabbi. Wielki Rabbi! Święty Rabbi! On wydaje rozkazy, widzisz?! Zaraz odjadą! Chcesz, żeby mnie upokorzono? Chcesz, żebym umarł?»
«Nie. Ja nie będę przypominał o dobrodziejstwie. Idź ty i powiedz mu: „Nauczyciel prosi, abyś postąpił litościwie”. Idź.»
Eliasz oddala się biegiem, a Jezus idzie w przeciwną stronę do Swego domu.
Centurion chyba się zgodził, bo widać żołnierzy, którzy już siedzieli w siodłach, a teraz zsiadają z koni, oddają tabliczkę okrytą woskiem centurionowi i odprowadzają konie.
«Szkoda! Dobrze by mu to zrobiło!» – woła Piotr.
Mateusz mu odpowiada:
«Tak. Nauczyciel powinien był pozwolić, żeby go ukarano! Tyle batów, ile znieważania nas. Ohydny starzec!»
«A tak jest już gotów, żeby zacząć od nowa» – woła Tomasz.
Jezus odwraca się, surowy:
«Mam uczniów czy demony? Odejdźcie, wy, których serca nie znają miłosierdzia! Wasza obecność jest dla Mnie udręką.»
Wszyscy trzej zostają na miejscu, skamieniali pod wpływem nagany. Maryja błaga:
«Mój Synu, masz już tak wiele bólu! I Ja tak bardzo cierpię! Nie dodawaj i tego... Spójrz na nich!...»
Jezus odwraca się, żeby spojrzeć na trzech [apostołów]... Trzy twarze zrozpaczone, a w oczach – cała nadzieja i cały ból.
«Chodźcie!» – nakazuje Jezus.
O! Jaskółki są powolniejsze od tych trzech!
«I obym po raz ostatni słyszał podobne mówienie. Ty, Mateuszu, nie masz do tego prawa. Ty, Tomaszu, jeszcze nie umarłeś, ażeby osądzać, co jest niedoskonałe, uważając, że sam jesteś zbawiony. Wreszcie ty, Szymonie, synu Jony, postąpiłeś jak wielki kamień. Z trudem umieszczono go na szczycie, on zaś stoczył się w głąb doliny. Pojmij, co chcę ci powiedzieć... A teraz, słuchajcie. Tutaj, w synagodze i w tym mieście, daremne jest przemawianie. Będę mówił w łodziach na jeziorze to tu, to tam. Przygotujcie tyle łodzi, ile potrzeba. Wypływać będziemy w pogodne wieczory albo w rześkie świty...»