Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
124. Z WIEŚNIAKAMI GIOKANY
Napisane 8 maja 1946. A, 8407-8419
«Przyjdą?» – pyta Mateusz swych towarzyszy.
Siedzą w zielonym dębowym lesie, na pierwszych zboczach wzgórza, na którym leży Sefforia. Nie widać Równiny Ezdrelońskiej, gdyż leży za wzgórzem, na którym się znajdują. Ale jest równina o wiele mniejsza między tym wzgórzem, a tamtymi, z regionu Nazaretu. Wyraźnie można ją dostrzec w jasnym blasku księżyca.
«Obiecali, więc przyjdą» – odpowiada Andrzej.
«Przynajmniej kilku. Wyszli przy pierwszej straży, a dojdą na początku drugiej» – mówi Tomasz.
«Później» – stwierdza Tadeusz.
«Nam zabrało to co najmniej trzy godziny» – zauważa Andrzej.
«Jesteśmy mężczyznami i w pełni sił. Oni są zmęczeni. Będą z nimi niewiasty» – mówi jeszcze Tadeusz.
«Oby ich pan tego nie zauważył!» – wzdycha Mateusz.
«Nie ma niebezpieczeństwa: odszedł do Jizreel, do przyjaciela. Jest zarządca, ale i on przyjdzie, bo nie ma w nim nienawiści do Nauczyciela» – mówi Tomasz.
«Jest szczery ten człowiek?» – dopytuje się Filip.
«Tak, nie ma bowiem powodu, aby takim nie być.»
«O! Mieć względy u pana i...»
«Nie, Filipie. Po winobraniu Giokana odsyła go właśnie dlatego, że on nie nienawidzi Nauczyciela» – odpowiada Andrzej.
«Kto wam to powiedział?» – dopytuje się wielu.
«On i wieśniacy... każdy z osobna. A kiedy dwóch ludzi, różniących się pozycją [społeczną], zgadza się co do jednej sprawy to znak, że mówią prawdę. Wieśniacy płakali z powodu tego, że zarządca odchodzi. Stał się bardzo ludzki. Sam nam powiedział: „Jestem człowiekiem, a nie glinianą kukiełką. W ubiegłym roku pan mi powiedział: ‘Szanuj Nauczyciela, podchodź do Niego, bądź Jego wiernym’. Posłuchałem tego. Teraz mi mówi: ‘Biada ci, jeśli kochasz mojego nieprzyjaciela i zapewniasz mnie, że będziesz Go kochał. Nie chcę klątwy dla moich ziem z powodu przyjmowania tego przeklętego.’ Ale teraz, gdy Go poznałem, czy mogę uznać to polecenie za słuszne? Powiedziałem mojemu panu: ‘Inaczej mówiłeś w ubiegłym roku, a On jest wciąż taki sam’. Wtedy uderzył mnie po raz pierwszy. Powiedziałem: ‘Nie jestem niewolnikiem, a nawet gdybym był, nie będziesz właścicielem moich myśli. Moja myśl uważa, że jest świętym Ten, którego nazywasz przeklętym’. Wtedy mnie znowu uderzył. Dziś rano powiedział: ‘Klątwa Izraela jest na moich ziemiach. Biada ci, jeśli przekroczysz mój nakaz. Nie będziesz już moim sługą’. Odpowiedziałem: ‘Słusznie rzekłeś, nie będę już twoim sługą. Poszukaj kogoś innego, kto będzie miał twoje serce i będzie chciwy na twoje dobra, jak ty jesteś wobec dusz bliźnich’. Wtedy powalił mnie na ziemię i bił.... Ale tegoroczne prace wkrótce się skończą i w miesiącu Tiszri będę wolny. Żałuję jedynie przez wzgląd na nich...” i wskazał wieśniaków» – opowiada Tomasz.
«Gdzież jednak go widzieliście?...» [– pytają.]
«W lesie, jakbyśmy byli złodziejami. Micheasz, z którym rozmawialiśmy, uprzedził go. Przyszedł jeszcze zakrwawiony, a słudzy i służące przybyli w małych grupkach...» – mówi Andrzej.
«Hmm! Zatem Judasz miał rację! On zna humory faryzeusza...» – zauważa Bartłomiej.
«Judasz zna zbyt wiele rzeczy!...» – mówi Jakub, syn Zebedeusza.
«Zamilknij! Może cię usłyszeć!» – radzi Mateusz.
«Nie. Oddalił się. Powiedział, że jest senny i że go boli głowa» – odpowiada Jakub.
«Księżyc! Księżyc na niebie i w jego głowie. On taki jest, bardziej zmienny od wiatru» – wyrokuje Piotr, aż dotąd milczący.
«O! Tak! To prawdziwe nieszczęście dla nas!» – wzdycha Bartłomiej.
«Nie. Nie mów tak! Nie mów o nieszczęściu! Mów raczej, że to środek do uświęcenia się...» – mówi Zelota.
«Albo do potępienia się, bo on sprawia, że traci się cnoty...» – mówi stanowczo Tadeusz.
«To człowiek nieszczęśliwy!» – stwierdza smutnym głosem Andrzej.
Cisza. Potem Piotr pyta: «Czy Nauczyciel jeszcze się modli?»
«Nie. Kiedy spałeś, przechodził tędy. Szedł do Jana i jego brata Jakuba. Trzymają straż na drodze. Chce być od razu przy biednych wieśniakach. Być może po raz ostatni ich widzi?» – odpowiada Zelota.
«Dlaczego po raz ostatni? Dlaczego? Nie mów tak. Wydaje się, że zapowiadasz nieszczęście!» – mówi zupełnie wzburzony Tadeusz.
«Ależ dlatego, że jak widzisz... jesteśmy coraz bardziej prześladowani... Nie wiem, co będziemy robić w przyszłości...»
«Szymon ma rację... Ech, pięknie będzie, gdy będziemy całkiem duchowi... Ale... gdyby można było posiadać choć trochę... ludzkiej... niewielkiej opieki ze strony Klaudii. To nie wyrządziłoby nam szkody» – stwierdza Mateusz.
«Nie. Lepiej być samemu... a przede wszystkim być wolnym od kontaktów z poganami. Ja... się na to nie zgadzam» – mówi zdecydowanie Bartłomiej.
«Ja też w niewielkim stopniu – odzywa się Tadeusz. – A jednak Nauczyciel mówi, że Jego Nauka ma się rozszerzyć na cały świat i że my musimy to uczynić... Zasiać wszędzie Jego słowo... A zatem będziemy musieli przyzwyczaić się do podchodzenia do pogan i do bałwochwalców...»
«Do ludzi nieczystych. Wydaje mi się, że popełnię jakieś świętokradztwo. Mądrość dla wieprzów!...» [– woła Bartłomiej.]
«Oni też mają duszę, Natanaelu! Wczoraj okazywałeś litość tej dziewczynce...»
«Bo ona... to... to takie nic, które dopiero trzeba uformować. To jak noworodek... Ale inni!... Poza tym ona nie jest Rzymianką...»
«Uważasz, że Gallowie są mniejszymi bałwochwalcami? Też mają swych okrutnych bogów. Zdasz sobie z tego sprawę, gdy będziesz musiał iść ich nawracać!...» – mówi Zelota, który jest bardziej wykształcony od innych, rzekłabym: jest kosmopolitą większym od innych. [Bartłomiej oświadcza:]
«Ale ona nie jest z rasy profanatorów Izraela. Nie będę głosił [nauki] wrogom Izraela ani obecnym, ani dawnym.»
«Zatem... będziesz musiał iść bardzo daleko, do ludzi północy, bo... wydaje się, że Izrael dostał baty od wszystkich sąsiadujących ludów...» – mówi Tomasz.
«Pójdę daleko... Ale oto Nauczyciel. Wyjdźmy Mu na spotkanie. Jak dużo ludzi! Wszyscy przyszli! Nawet dzieci...»
«Nauczyciel będzie szczęśliwy...»
Przyłączają się do Nauczyciela, który z trudem idzie naprzód przez łąkę, tak Go ściska wiele otaczających Go osób.
«Czy Judasza dalej nie ma?» – pyta Jezus.
«Nie, Nauczycielu. Ale jeśli chcesz, zawołamy go...»
«Nie trzeba. Mój głos dosięgnie go tam, gdzie jest. A jego wolne sumienie przemawia do niego swoim własnym głosem. Nie trzeba do niego dołączać waszych głosów i przymuszać jego woli. Chodźcie, usiądźmy tutaj z nimi, naszymi braćmi, i przebaczcie Mi, że nie połamałem się z wami chlebem w miłosnym posiłku.»
Siadają kołem. Jezus jest w środku. Chce mieć przy Sobie dzieci, które cisną się do Niego serdeczne i ufne.
«Pobłogosław je, Panie! Niechaj one na pewno ujrzą to, co my mamy nadzieję zobaczyć. Wolność kochania Ciebie!» – woła jakaś niewiasta.
«Tak. Oni nam odbierają nawet to. Nie chcą, żeby w naszym sercu zostały wyryte Twe słowa i teraz przeszkadzają nam spotykać się, zabraniają nam przychodzić do Ciebie... i już nie będziemy mieć świętych słów!» – jęczy jakiś staruszek.
«Tak opuszczeni my też staniemy się grzesznikami. Ty uczyłeś nas przebaczania... Ty dałeś nam tak wiele miłości, że mogliśmy znosić pana z jego wrogością... ale teraz...» – mówi jakiś młodzieniec. Trudno mi rozróżnić twarze i nie wiem dokładnie, kto mówi, ale wnioskuję z tonu głosu. [Jezus pociesza wszystkich:]
«Nie płaczcie. Nie dopuszczę, żeby wam zabrakło Mojego słowa. Będę jeszcze przychodził, jak długo będę mógł...»
«Nie, Nauczycielu i Panie. On jest zły, on i jego przyjaciele. Mógłby Ci wyrządzić krzywdę. My bylibyśmy powodem tego. Uczynimy ofiarę z utracenia Ciebie, lecz nie zadawaj nam bólu, który by się wyrażał w słowach: „To z powodu nas Go ujęto”.»
«Tak, ratuj Siebie, Nauczycielu!» [– proszą.]
«Nie obawiajcie się. Czytamy u Jeremiasza, jak on polecił swemu sekretarzowi Baruchowi napisać to, co Pan mu powiedział, i iść przeczytać to pismo zgromadzonym w domu Pańskim. Miał to przeczytać zamiast proroka, który był więźniem i nie mógł tam przyjść. W ten właśnie sposób Ja uczynię. Mam licznych i wiernych Baruchów pośród Moich apostołów i Moich uczniów. Oni przyjdą wam przekazać słowo Pana i wasze dusze nie zginą. A co do Mnie, to nie zostanę ujęty z powodu was, gdyż Bóg Najwyższy będzie Mnie ukrywał przed ich oczyma dopóty, dopóki nie nadejdzie ta godzina, kiedy Król Izraela będzie musiał być ukazany tłumom, aby Go poznał cały świat.
I nie obawiajcie się również utracić słów, które są w was. Joachim, król Judei, paląc zwój miał nadzieję zniszczyć słowa odwieczne i prawdziwe. A tymczasem, jak czytamy także u Jeremiasza, nawet po zniszczeniu pisma pozostało to, co Bóg podyktował. Pan bowiem nakazał prorokowi: „Weź sobie inny zwój i spisz w nim wszystkie poprzednie słowa, jakie były w pierwszym zwoju, spalonym przez króla.” I Jeremiasz dał Baruchowi do zapisania zwój, który jeszcze nie był używany. Podyktował na nowo swemu sekretarzowi wieczne słowa i inne jeszcze, aby uzupełnić pierwsze. Pan bowiem naprawia straty wyrządzone przez ludzi, kiedy to jest czymś dobrym dla dusz, i nie pozwala na zniszczenie przez nienawiść tego, co jest dziełem miłości.
Porównujcie Mnie do księgi pełnej świętych prawd. Jeśli zostanę zniszczony, czy sądzicie, że Pan pozostawi was na zatracenie bez udzielenia wam pomocy przez inne księgi, w których się znajdują słowa Moje oraz Moich świadków? Oni opowiedzą to, czego Ja nie będę mógł powiedzieć, gdy Mnie uwięzi i zniszczy Przemoc. I sądzicie, że to, co jest wypisane w księdze waszych serc, mogłoby zostać unicestwione, gdy minie czas Moich słów? Nie. Anioł Pański powtórzy wam te słowa i zachowa je świeże w waszych umysłach pragnących Mądrości. Nie tylko to. On wam je wyjaśni i będziecie mądrzy dzięki słowu waszego Nauczyciela. Przypieczętujecie bólem waszą miłość do Mnie. Czy może kiedykolwiek zginąć to, co – nawet prześladowane – nie poddaje się? To nie może zginąć. Ja wam to mówię.
Dar Boży nie ginie. Jedynie grzech go unicestwia. Ale wy, wy z pewnością nie chcecie grzeszyć, prawda, Moi przyjaciele?»
«Nie, Panie. To znaczyłoby utracić Ciebie także w przyszłym życiu» – mówi wielu.
«Ale grzeszymy z jego powodu. Nakazał nam nie opuszczać już posiadłości w dniu szabatu... i nie będzie więcej Paschy dla nas. Zgrzeszymy więc...» – mówią inni.
«Nie, nie zgrzeszycie. To on zgrzeszy. Tylko on, ten, który przekracza prawo Boże i prawo dzieci Bożych do spotkania się i miłowania w słodkiej miłosnej rozmowie i [prawo] do otrzymania pouczenia w dniu Pana» – [wyjaśnia Jezus.]
«On jednak wynagradza [za swe grzechy] przez liczne posty i ofiary. My tego nie potrafimy, bo i tak nie starcza nam pokarmu w zmęczeniu nadmierną pracą. Nie mamy nic na ofiarę... Jesteśmy biedni...» [ – odpowiadają wieśniacy.]
«Wy ofiarujecie to, co Bóg ceni: wasze serca. Izajasz, mówiąc w Imię Boże, powiedział pokutującym obłudnikom: „Otóż w dzień waszego postu, wy znajdujecie sobie zajęcie i uciskacie waszych robotników. Oto pościcie wśród waśni i sporów, i wśród niegodziwego bicia pięścią. Nie pośćcie tak, jak dziś czynicie, żeby się rozlegał zgiełk wasz na wysokości. Czyż to jest post, jaki Ja uznaję? To, że człowiek się ogranicza do trapienia swej duszy przez jeden dzień i że dręczy swe ciało, śpiąc w popiele? Czyż to nazwiesz postem i dniem miłym Panu?
Ja inny post wolę. Rozerwać kajdany grzechu, rozwiązać zniewalające zobowiązania [dłużne], wypuścić wolno uwięzionych i znieść wszelkie jarzmo. Podzielić swój chleb z głodnym, przyjąć ubogich i pielgrzymów, nagiego – przyodziać i nie odwrócić się od bliźniego.”
Ale tego nie czyni Giokana. Wy, z powodu pracy wykonywanej dla niego, bogacącej go, jesteście jego wierzycielami. On zaś traktuje was gorzej niż dłużników zwlekających [ze spłatą]. Podnosi głos, aby wam grozić, i rękę, aby was uderzyć. Nie jest miłosierny dla was i gardzi wami, bo jesteście sługami. A przecież sługa jest człowiekiem jak jego pan. Choć ma obowiązek służyć, to jednak posiada prawo do otrzymywania tego, czego człowiek koniecznie potrzebuje dla swego ciała i dla ducha. Nie święci się szabatu – nawet spędzając go w synagodze – jeśli tego samego dnia ten, który go praktykuje, nakłada pęta na swych braci i poi ich aloesem. Wy święcicie szabaty przez to, że mówicie o Panu między sobą, i Pan będzie pośród was. Przebaczajcie, a Pan was otoczy chwałą.
Jestem Dobrym Pasterzem i mam litość dla wszystkich owieczek. Ale naprawdę kocham miłością szczególną te, które pasterze - bałwochwalcy uderzyli, aby się oddaliły od Mojej drogi. Mój Ojciec, który jest także waszym Ojcem, dał Mi ten nakaz: „Paś owce przeznaczone na ubój, zabijane bez litości przez ich panów, którzy je sprzedali mówiąc: ‘Wzbogaciliśmy się!’, i te owce, dla których pasterze nie mieli współczucia.”
Będę więc pasł trzodę przeznaczoną na ubój, o biedna trzódko, wydana złośliwości nękających was i zasmucających Ojca, który cierpi w Swoich dzieciach. Wyciągnę rękę do najmniejszych pośród dzieci Boga. Przyciągnę je do Siebie, aby miały Moją chwałę.
Pan to obiecuje przez usta proroków, którzy sławią Moją litość i Moją potęgę Pasterza. Ja zaś bezpośrednio obiecuję to wam, kochającym Mnie. Będę czuwał nad Moim stadem. Oskarżającym dobre owieczki o mącenie wody i o niszczenie pastwiska wtedy, gdy przychodzą do Mnie, powiem: „Cofnijcie się, odejdźcie. To z powodu was marnieje źródło i wyjaławia się pastwisko Moich dzieci. Ja jednak prowadziłem je i poprowadzę na inne pastwiska. Takie, które sycą ducha. Wam zostawię pastwisko dla waszych opasłych brzuchów i pozostawię wam gorzkie źródło, któremu kazaliście wytrysnąć. Ja zaś odejdę z nimi, oddzielając prawdziwe owieczki Boże od fałszywych. I Moje owce nie będą więcej dręczone z żadnej przyczyny, lecz rozradują się na zawsze na pastwiskach Nieba.”
Wytrwajcie, synowie umiłowani! Miejcie jeszcze trochę cierpliwości, tak jak Ja ją posiadam. Bądźcie wierni czyniąc to, na co wam zezwala niesprawiedliwy pan. A Bóg osądzi, że spełniliście wszystko, i za wszystko wam wynagrodzi. Powstrzymujcie się od nienawiści, nawet jeśli wszystko sprzysięga się, żeby was tej nienawiści nauczyć. Miejcie wiarę w Boga. Widzicie: Jonasz został wyrwany z cierpienia i Jabes został doprowadzony do miłości. Pan będzie postępował wobec was tak, jak wobec tego starca i tego dziecka, częściowo w tym życiu, całkowicie – w przyszłym.
Mogę wam dać tylko monety, aby uczynić mniej twardą waszą sytuację materialną. Daję wam je. Daj je, Mateuszu, niech się nimi podzielą. Jest ich dużo, ale to ciągle za mało dla was, tak licznych i potrzebujących. Ale nie mam nic więcej... nic więcej materialnego. Mam za to Moją miłość płynącą z tego, że jestem Synem Ojca. Posiadam moc, aby poprosić dla was o nieskończone skarby nadprzyrodzone i pocieszyć was w płaczu, i dać wam światło w waszych mgłach. O! Smutne życie, które Bóg może uczynić świetlistym! On sam! Jedynie On!...
A Ja mówię: „Ojcze, za nimi Cię proszę. Nie proszę Cię za szczęśliwymi i bogatymi świata. Modlę się za tych, którzy mają tylko Ciebie i Mnie. Pozwól im wznieść się tak wysoko na drogach ducha, żeby w naszej miłości znaleźli wszelkie umocnienie. Dajmy im wraz z miłością, z całą naszą nieskończoną miłością, pokój, pogodę ducha, odwagę, moc nadprzyrodzoną na ich dni, ich prace, żeby, jakby oddaleni od świata z powodu miłości do Nas, mogli wytrwać na swej kalwarii, a po śmierci posiadali Ciebie, Nas, nieskończone szczęście.”»
Jezus stojąc modli się, odsunąwszy się delikatnie od dzieci, które zasnęły przytulone do Niego. Jest dostojny i łagodny w Swej modlitwie. Teraz spuszcza wzrok i mówi:
«Odchodzę. To bowiem i dla was chwila odejścia, aby dojść na czas do domów. Jeszcze się zobaczymy. Przyprowadzę wam Margcjama. Ale nawet gdybym Ja nie mógł przyjść, Mój Duch będzie zawsze z wami i Moi apostołowie będą was miłować tak, jak Ja was umiłowałem. Niech błogosławieństwo Pana spocznie na was. Idźcie!»
Pochyla się, żeby pogłaskać dzieci. Zalewa Go biedny tłum, który nie potrafi się od Niego odłączyć...
Ale w końcu każdy odchodzi w swoją stronę. Dwie grupy rozdzielają się. Księżyc zachodzi. Zapalają pochodnie, aby oświetlić sobie drogę. Przykry dym z jeszcze wilgotnych gałęzi jest dobrym pretekstem dla płynących [z powodu rozstania] łez...
Judasz czeka na nich, oparty o pień jakiegoś drzewa. Jezus patrzy na niego i nic mu nie mówi nawet wtedy, gdy Judasz zagaduje:
«Czuję się lepiej.»
Idą naprzód, na ile pozwala na to noc, potem o świcie – swobodniej. Na widok rozwidlenia dróg Jezus zatrzymuje się i mówi:
«Rozdzielmy się. Niech idzie ze Mną Tomasz, Szymon Zelota i Moi bracia. Inni niechaj idą nad jezioro i czekają na Mnie.»
[Judasz odzywa się:]
«Dziękuję, Nauczycielu... nie ośmielałem się prosić Cię o to, ale wychodzisz naprzeciw moim pragnieniom. Jestem naprawdę zmęczony i jeśli pozwolisz zatrzymam się w Tyberiadzie...»
«...u przyjaciela» – nie może się powstrzymać od dokończenia Jakub, syn Zebedeusza.
Judasz wytrzeszcza oczy... Ale nic więcej nie robi. Jezus mówi pośpiesznie: «Wystarczy Mi, że w dniu szabatu przyjdziesz do twych towarzyszy, do Kafarnaum. Podejdźcie. Niech was uściskam – was, którzy Mnie opuszczacie.»
I całuje serdecznie odchodzących, dając każdemu radę ściszonym głosem... Nikt nie wyraża zastrzeżeń. Jedynie Piotr, odchodząc, mówi: «Przyjdź szybko, Nauczycielu.»
«Tak, przyjdź szybko» – mówią inni, a Jan kończy:
«Bardzo smutne będzie bez Ciebie jezioro.»
Jezus błogosławi ich jeszcze i obiecuje: «Wkrótce!»
Potem każdy idzie w swoją stronę.