Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

123. DALSZA DROGA PRZEZ RÓWNINĘ EZDRELOŃSKĄ

Napisane 6 maja 1946. A, 8404-8407

Po tym wydarzeniu szli w ciszy przez jakiś czas, lecz kiedy doszli do rozstaju dróg w polu, Jakub, syn Zebedeusza, mówi:

«Jesteśmy! To stąd idzie się do Micheasza... AlAle... czy tam pójdziemy? Z pewnością ten człowiek czeka na nas w swej posiadłości, aby nas dręczyć...»

«I aby Ci przeszkodzić mówić do wieśniaków. Jakub ma rację. Nie idź tam» – radzi Iskariota.

«Czekają na Mnie. Wysłałem do nich [uczniów], aby im powiedzieli, że przyjdę. Ich serca się cieszą. Jestem Przyjacielem, który przychodzi ich pocieszyć...»

«Pójdziesz tam innym razem. Przyjmą to» – mówi Judasz wzruszając ramionami. [Jezus mówi do niego:]

«Ty nie przyjmujesz łatwo tego, gdy ci się odbiera coś, czego oczekiwałeś.»

«Moje [oczekiwania] to sprawy poważne, a ich...»

«A cóż jest poważniezego i większego niż kształtowanie i pocieszanie serca? Oni mają serca, które wszystko usiłuje pozbawić pokoju, nadziei... I posiadają tylko tę jedną nadzieję: życie wieczne. I mają tylko jeden środek, aby do niego dojść: Moją pomoc. Tak, pójdę do nich, nawet narażając się na ukamienowanie» [– stwierdza Jezus.]

«Nie, Bracie!»

«Nie, Panie!»

Mówią razem Jakub, syn Alfeusza, i Zelota.

«To może tylko sprowadzić karę na te biedne sługi. Czy nie słyszałeś, co powiedział Giokana: „Aż dotąd znosiłem to, ale teraz już tego nie ścierpię. Biada słudze, który do Niego pójdzie lub który Go przyjmie. To potępieniec, to demon. Nie chcę zepsucia w moim domu.” A swemu towarzyszowi powiedział: „Nawet gdyby trzeba było ich zabić, uzdrowię ich z opętania przez tego przeklętego.”»

Jezus spuszcza głowę, rozmyśla... i cierpi. Jego ból jest jawny... Innych to zasmuca, lecz cóż robić? Dopiero stałe pogodne usposobienie Tomasza rozwiązuje problem:

«Zróbmy tak: pozostańmy tu aż do zmierzchu, aby nie naruszać szabatu. W tym czasie jeden z nas pójdzie do domów i powie: „W nocy, w pobliżu źródła, za Sefforią...”. My zaś pójdziemy tam po zmierzchu i zaczekamy w zaroślach, które są u stóp gór, na których się znajduje Sefforia. Nauczyciel przemówi do tych nieszczęśliwych, pocieszy ich. Przy pierwszym brzasku dnia wrócą do domów. My zaś wejdziemy na wzgórze i pójdziemy do Nazaretu.»

«Tomasz ma rację. Brawo, Tomaszu!» – mówi wielu.

Jednak Filip stwierdza: «Któż jednak pójdzie ich uprzedzić? On zna nas wszystkich i może nas zobaczyć...»

«Judasz, syn Szymona, mógłby pójść. On zna dobrze faryzeuszów...» – mówi niewinnie Andrzej.

«Cóż ty chcesz powiedzieć?» – pyta Judasz agresywnie.

«Ja? Nic. Mówię, że ich znasz, bo byłeś tak długo w Świątyni i masz dobrych przyjaciół. Zawsze szczycisz się tym. Przyjacielowi nie wyrządzą krzywdy...» – stwierdza łagodny Andrzej.

[Judasz mu odpowiada:] «Nie myśl o tym, rozumiesz? Niech nikt tak nie myśli. Gdybyśmy byli jeszcze pod opieką Klaudii, być może... mógłbym, ale teraz to skończone. Bo teraz, taki jest finał, że ona przestała się nami interesować. Prawda, Nauczycielu?»

«Klaudia nadal podziwia Mędrca. Nigdy nie czyniła nic więcej. Od tego podziwu przejdzie być może do wiary w prawdziwego Boga. Jedynie złudzenie egzaltowanego umysłu mogło wierzyć, że ona żywiła wobec Mnie inne uczucia. A gdyby je nawet posiadała, Ja bym ich nie chciał. Mogę jeszcze przyjąć ich pogaństwo, gdyż mam nadzieję przemienić je w chrześcijaństwo. Nie mogę przyjąć tego, co byłoby z ich strony bałwochwalstwem: oddawanie czci Człowiekowi, biednemu bożkowi na biednym ludzkim tronie.»

Jezus mówi to spokojnie, jakby wygłaszał pouczenie dla wszystkich. Głos ma tak zdecydowany, że nie pozostawia żadnej wątpliwości co do Swego zamiaru i pragnienia zganienia w apostołach wszelkiego wypaczenia tego rodzaju. Nikt nie porusza dalej sprawy ludzkiego królestwa. Pytają natomiast:

«W takim razie co zrobimy z wieśniakami?»

«Ja tam idę. Ja to zaproponowałem, więc idę tam, jeśli Nauczyciel na to pozwoli. Faryzeusze z pewnością mnie nie zjedzą...» – odzywa się Tomasz.

«Idź. I niech twoja miłość zostanie wynagrodzona.»

«O! Nauczycielu, to tak niewiele!»

«To rzecz wielka, Tomaszu. Odczuwasz pragnienia swych braci: Jezusa i wieśniaków. Litujesz się nad nimi. A twój Brat błogosławi cię także w ich imieniu» – mówi Jezus, kładąc rękę na głowie Tomasza, który, wzruszony, pochylił się przed Nim i szepcze:

«Ja... Twoim... bratem?! To zbyt wielki zaszczyt, mój Panie. Jestem Twoim sługą, Ty – moim Bogiem... To tak... Idę tam.»

«Idziesz sam? Ja też idę» – mówią Tadeusz i Piotr.

«Nie, jesteście zbyt porywczy. Ja potrafię wszystko obrócić w żart... To najlepszy sposób, aby rozbroić niektóre... charaktery. Wy się od razu rozpalacie... Idę sam!»

«Ja idę» – mówią na to Jan i Andrzej.

«O, tak! Jeden z was albo ktoś taki, jak Szymon Zelota i Jakub, syn Alfeusza.»

«Nie, nie. Ja. Nigdy nie reaguję. Milczę i działam» – mówi z naciskiem Andrzej.

«Chodź!» [– zgadza się Tomasz.]

Oddalają się razem. Jezus zaś z tymi, którzy pozostali, idzie Swoją drogą...


   

Przekład: "Vox Domini"