Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
121. JEZUS I STRĄCONE GNIAZDO
Napisane 16 czerwca 1944. A, 2965-2970
Widzę Jezusa. Ma białą szatę i zarzucony na ramiona ciemnoniebieski płaszcz. Idzie wąską zalesioną ścieżką. Jest zalesiona, gdyż z jednej i z drugiej strony rosną drzewa i krzewy. Ścieżki przecinają zielony gąszcz. Nie może to jednak być miejsce opustoszałe i oddalone od terenów zamieszkałych, gdyż często spotyka się tu różne osoby. Wydaje się, że to droga łącząca dwie sąsiednie miejscowości, przechodząca przez wiejskie posiadłości mieszkańców. To region nizinny. Góry widać w oddali. Nie wiem, jak się nazywa to miejsce.
Jezus, który rozmawiał ze Swoimi uczniami, zatrzymuje się. Słucha i rozgląda się wokół Siebie. Potem wchodzi na ścieżkę prowadzącą w głąb lasu i kieruje się w stronę skupiska niskich drzew i krzewów. Pochyla się i szuka. Znajduje. W trawie jest gniazdo. Nie wiem, czy strąciła je nawałnica – jak każe przypuszczać wilgotna ziemia i gałęzie jeszcze ociekające wodą jak po burzy – czy też zostało naruszone ręką człowieka, który je potem tu zostawił, aby go nie zaskoczono z pisklętami w dłoni. Tego nie wiem. Widzę jedynie gniazdo ze splecionych źdźbeł słomy, wypełnione suchymi liśćmi, mchem drzew i wełną. Porusza się w nim piszcząc pięć małych kilkudniowych ptaszków, czerwonych, bez piór, brzydkich, z wielkimi dziobami i wytrzeszczonymi oczami. W górze na drzewie rodzice podnoszą rozpaczliwy zgiełk.
Jezus podnosi delikatnie gniazdo. Trzyma je w zagłębieniu dłoni. Szuka wzrokiem miejsca, w którym było lub takiego, w którym mogłoby być bezpieczne. Znajduje splecenie ciernistych gałęzi tak dobrze usytuowanych, że wydają się tworzyć jakby kosz i tak głęboko wsuniętych w krzew, że gniazdo będzie tam bezpieczne. Jezus podaje gniazdo Piotrowi. Apostoł, dorosły i krępy, wygląda zaskakująco, kiedy trzyma gniazdo w swych dłoniach krótkich i chropowatych. Nie zważając na ciernie, które Mu kłują ramiona, [Jezus] zakasuje długie i szerokie rękawy i trudzi się, aby pogłębić i bardziej osłonić splot cierni. Gotowe. Bierze gniazdo i umieszcza je pośrodku. Umocowuje je długimi walcowatymi trawami, które wyglądają jak bardzo delikatne trzciny.
Gniazdo jest bezpieczne. Jezus odsuwa się i uśmiecha. Potem bierze kawałek chleba od ucznia, który trzyma przewieszoną na ukos torbę. Kruszy go na ziemię, na kamień. Teraz Jezus jest zadowolony. Odwraca się, aby powrócić na główną drogę, gdy tymczasem ptaki rzucają się w radosnej wrzawie do ocalonego gniazda.
Grupka mężczyzn zatrzymała się przy drodze. Jezus znajduje się naprzeciw nich. Patrzy. Uśmiech znika z Jego twarzy, która się staje bardzo surowa, powiedziałabym – mroczna. Była tak pełna litości, gdy podnosił gniazdo i gdy je widział w [bezpiecznym] miejscu.
Jezus zatrzymuje się i nadal patrzy na tych niespodziewanych świadków. Wydaje się spoglądać na ich serca i skryte myśli. Nie może przejść, gdyż grupka tarasuje ścieżkę. Milczy. Piotr jednak nie milczy: «Pozwólcie przejść Nauczycielowi» – odzywa się.
«Milcz, nazarejczyku – odpowiada jakiś mężczyzna z tej grupy – Jak twój Nauczyciel mógł Sobie pozwolić na wejście do mojego lasu i na wykonanie w nim pracy fizycznej w dniu szabatu?»
Jezus spogląda mu prosto w oczy z dziwnym wyrazem twarzy. To jest i równocześnie nie jest uśmiech. W każdym razie to nie jest uśmiech pochwalający. Piotr już ma odpowiedzieć, lecz Jezus zabiera głos: «Kim jesteś?»
«Panem tego miejsca: Giokaną, synem Zakkaja.»
«Słynny uczony w Piśmie. Co Mi zarzucasz?»
«Że pogwałciłeś szabat» [– odpowiada faryzeusz.]
«Giokano, synu Zakkaja, czy znasz Księgę Powtórzonego Prawa?» [– pyta Jezus.]
«To mnie o to pytasz? Mnie? Prawdziwego nauczyciela Izraela?»
«Wiem, co chcesz Mi powiedzieć, że Ja – nie będąc uczonym w Piśmie, lecz ubogim Galilejczykiem – nie mogę być „nauczycielem”. Ale Ja pytam cię jeszcze raz: „Czy znasz Księgę Powtórzonego Prawa?”»
«Z pewnością lepiej od Ciebie» [– odpowiada faryzeusz.]
«Czyli dosłownie... to z pewnością masz na myśli. Ale czy znasz jej prawdziwy sens?» [– pyta dalej Jezus.]
«To chciałem powiedzieć, co powiedziałem. Jest jedno znaczenie» [– stwierdza Giokana.]
«Istotnie, jest jedno znaczenie. Ono jest miłością. Ale jeśli nie chcesz go nazywać miłością, to nazwij miłosierdziem. Albo nawet, jeśli cię drażni nazywanie go tak, to – człowieczeństwem.
I Księga Powtórzonego Prawa mówi: „Jeśli zobaczysz zabłąkaną owcę lub wołu swego brata, nawet jeśli nie jest w pobliżu ciebie, nie odwrócisz się od nich, lecz zaprowadzisz je z powrotem do swego brata lub zatrzymasz je, aż on sam przyjdzie je odebrać.” I mówi: „Jeśli zobaczysz, że osioł twego brata albo wół jego upadł na drodze – nie będziesz udawał, że tego nie widzisz, lecz pomożesz mu podnieść [zwierzęta].” I mówi: „Jeśli napotkasz na drodze lub na drzewie gniazdo ptaka z pisklętami lub jajkami wysiadywanymi przez matkę, nie zabierzesz matki, gdyż jest poświęcona rodzeniu, lecz zabierzesz jedynie pisklęta.”
Ujrzałem na ziemi gniazdo i matkę, która nad nim płakała. Ulitowałem się, gdyż była to matka, i oddałem jej dzieci. Nie sądziłem, że gwałcę szabat z tego powodu, że pocieszam matkę. Nie można pozostawiać zabłąkanej owcy brata... Prawo nie mówi, że to grzech, kiedy się podniesie osła w dzień szabatu. Mówi zaś, że trzeba okazywać miłosierdzie bratu i człowieczeństwo wobec osła, który jest Bożym stworzeniem. Pomyślałem, że Bóg stworzył tę matkę, aby miała potomstwo. Ona była posłuszna Bożemu nakazowi. Przeszkadzać jej w wychowywaniu małych to stawiać przeszkody jej posłuszeństwu Bożemu przykazaniu. Ale ty tego nie rozumiesz. Ty i twoi patrzycie tylko na literę, a nie na ducha. Ty i twoi nie uważacie, że gwałcicie szabat dwa, a nawet trzy razy, poniżając Słowo Boże do małości ludzkiego rozumowania, stawiając przeszkody nakazowi Boga, uchybiając miłosierdziu w stosunku do bliźniego. Raniąc kogoś wyrzutami nie myślicie, że jest źle poruszać językiem bez potrzeby. I to, co jest przecież pracą nieużyteczną i niedobrą, nie wydaje się wam gwałceniem szabatu.
Giokano, synu Zakkaja, posłuchaj Mnie. Dziś nie masz litości dla gajówki czarnołbistej. W imię faryzejskich praktyk zostawiłbyś ją, żeby umarła z bólu, sprawiłbyś, żeby zginęły jej małe, pozostawione na pastwę żmij i niegodziwca. Jutro zaś tak samo nie będziesz miał litości dla matki. Pozwolisz, że umrze z bólu, zabijesz jej potomstwo. Powiesz, że będzie dobrze, aby tak się stało, z szacunku dla twego prawa. Twego, a nie Bożego... Tego, które ty i tobie podobni uczyniliście po to, aby ciemiężyć słabych i po to, żebyście wy, silni, sami panowali. Ale widzisz? Słabi zawsze znajdują wybawcę. Tymczasem pyszni, ci, którzy są silni według prawa tego świata, zostaną zmiażdżeni ciężarem ich ciężkiego prawa. Żegnaj, Giokano, synu Zakkaja. Pamiętaj o tej godzinie i czuwaj, abyś nie pogwałcił innego szabatu, ciesząc się dokonaną zbrodnią.»
I Jezus rzuca groźne spojrzenie na twarz starego męża rozpalonego gniewem. Mierzy spojrzeniem z góry na dół małego i otyłego uczonego. Jezus wygląda przy nim jak wysoka palma. Przechodzi obok niego, idąc po trawie, gdyż uczony w Piśmie nie odsuwa się.