Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

111. OPĘTANY

Napisane 29 września 1944. A, 3671-3689

Jezus i Jego [apostołowie] idą przez pola. Żniwa już się tu skończyły. Na polach widać spalone ścierniska. Jezus idzie zacienioną ścieżką. Rozmawia z ludźmi, którzy dołączyli do grupy apostołów.

«Tak. – mówi ktoś – Nic go nie uzdrawia. Jest gorszy od szaleńca. I wiesz, budzi postrach u wszystkich, szczególnie u kobiet. Prześladuje je nieprzyzwoitymi żartami. A biada, gdyby którąś schwytał!»

«Nigdy nie wiadomo, gdzie się znajduje – mówi inny. – Na górach, w lasach, w bruzdach łąk... Pojawia się niespodzianie jak wąż... Niewiasty bardzo się go boją. Jedną, młodziutką, kiedy wracała znad rzeki, tak mocno ścisnął, że silna gorączka zabrała ją w ciągu kilku dni

«Innego dnia mój szwagier poszedł tam, gdzie miał grób dla siebie i swej [rodziny]. Po utracie teścia chciał przygotować wszystko w grobie. Ale musiał uciec, bo w środku był ten nieczysty, nagi i wrzeszczący jak zwykle. Groził mu kamieniami... Ścigał go niemal do samej wioski. Potem wrócił do grobu. Tamten zaś musiał pochować zmarłego w moim grobie

«A wtedy gdy zapamiętał, że to Tobiasz i Daniel ujęli go siłą, związali i zaprowadzili do domu... [– dodaje ktoś inny –] Czekał na nich, zagrzebany w połowie w trzcinach i mule rzeki. Kiedy wsiedli do łodzi, aby łowić czy też przeprawić się – nie wiem już dokładnie - swą diabelską siłą podniósł łódź i przewrócił ją. Cudem się uratowali. Ale stracili wszystko, co mieli w łodzi. Wyszli z tego ze złamanym kilem i roztrzaskanymi wiosłami

«Czy nie pokazaliście go kapłanom?» [– pyta Jezus.]

«Tak. Zaprowadziliśmy go, związanego jak pakunek, do samej Jerozolimy... Ta podróż! Co za podróż!... Byłem tam i mówię Ci, że nie trzeba zstępować do piekła, aby wiedzieć, co się w nim dzieje i co się w nim mówi. Ale to na nic się nie przydało...»

«Było jak przedtem?» [– pyta Jezus.]

«Gorzej!...»

«A jednak... Kapłan!...»

«Cóż Ty chcesz... Musiałby...»

«Co? Mów...» [– zachęca Jezus.]

Milczenie.

«No, powiedz. Nie bój się. Nie oskarżę cię

«No... powiedziałbym, ale... nie chcę zgrzeszyć... powiedziałbym... że... tak... kapłanowi by się udało, gdyby... gdyby....»

«Gdyby był święty. To chcesz powiedzieć, ale nie ośmielasz się. Mówię ci: unikaj osądzania. Ale to, co mówisz, jest prawdą. To bolesna prawda!...»

Jezus milczy i wzdycha. Krótka cisza, pełna zakłopotania. Potem ktoś ośmiela się znowu [odezwać się:]

«Jeśli go spotkamy, czy go uzdrowisz? Czy uwolnisz te okolice?»

«Ufasz, że to potrafię? Dlaczego?» [– pyta Jezus.]

«Bo Ty jesteś święty

«Bóg jest święty» [– odpowiada Jezus.]

«Ale Ty jesteś Jego Synem

«Skąd możesz o tym wiedzieć?» [– pyta Jezus.]

«O! Tak się mówi. Poza tym my jesteśmy znad rzeki i wiemy, co uczyniłeś przed trzema miesiącami. Któż może powstrzymać przybór wody, jeśli nie Syn Boży

«A Mojżesz? A Jozue?» [– pyta Jezus.]

«Oni działali w imię Boga i dla Jego chwały. Mogli to [uczynić], bo byli święci. Ty jednak jesteś o wiele bardziej [święty] niż oni

«Zrobisz to, Nauczycielu?»

«Zrobię to, jeśli go spotkamy» [– obiecuje Jezus.]

Idą dalej. Upał wzrasta i zmusza ich do porzucenia drogi i do szukania wytchnienia w plątaninie drzew, które rosną wzdłuż rzeki. Nie jest już tak zmącona, jak w czasie przyboru. Wody, choć obfite, są spokojne i niebieskie, całe błyszczące w słońcu.

Ścieżka poszerza się i widać skupisko białych domów. W pobliżu musi być wioska. Na skraju znajdują się małe konstrukcje: białe, z jednym otworem w ścianie. Niektóre są otwarte, inne – szczelnie zamknięte. Wokół nie ma nikogo. [Domy] rozsiane są po terenie suchym i jałowym, sprawiającym wrażenie opuszczonego. Tylko chwasty i kamienie. [Nagle rozlega się głos opętanego:]

«Wynoś się! Wynoś! Precz albo Cię zabiję

«To opętany, który nas ujrzał! Odchodzę

«Ja też

«I ja idę w wasze ślady» [– mówią przestraszeni mieszkańcy.]

«Nie bójcie się niczego. Zostańcie i patrzcie» [– mówi im Jezus.]

Jezus ujawnia tak wielką pewność siebie, że mężczyźni... nabierają odwagi i są posłuszni. Jednakże stają za Jezusem. Uczniowie też pozostają w tyle. Jezus sam podchodzi, poważny, jakby nic nie widział ani nie słyszał.

«Wynoś się

Ryk [opętanego] jest rozdzierający. Jest w nim coś z warczenia i z wycia. Zdaje się, że nie może go wydawać gardło człowieka.

«Wynoś się! Precz! Zabiję Cię! Dlaczego mnie tropisz? Nie chcę Cię widzieć

Opętany podskakuje, całkowicie nagi, brunatny, z brodą i włosami długimi i potarganymi. Pomiędzy czarnymi i twardymi kosmykami ma pełno suchych liści i kurzu. Spadają mu na oczy, wykrzywione, przekrwione, wirujące w oczodołach; na usta, na spienione usta – otwarte w okrzykach i wybuchach szaleńczego koszmarnego śmiechu. Krwawią, gdyż szaleniec uderza je ostrym kamieniem, mówiąc:

«Dlaczego nie mogę Cię zabić? Kto wiąże moją siłę? Ty? Ty?!»

Jezus patrzy na niego i podchodzi bliżej. Szaleniec tarza się po ziemi, kąsa się i ślini jeszcze bardziej, uderza się kamieniem. Wstaje. Wskazuje palcem Jezusa, patrzy na Niego, wstrząśnięty, i woła:

«Posłuchajcie! Posłuchajcie! Ten, który przychodzi, to jest...»

«Milcz, demonie, i wyjdź z tego człowieka! Rozkazuję ci to

«Nie! Nie! Nie! Nie będę milczał. Nie będę milczał. Cóż nam do siebie? Dlaczego nie jesteś dla nas dobry? Nie wystarczyło Ci, żeś nas zesłał do królestwa piekieł? Nie wystarcza Ci przyjść... że nam przyszedłeś wyrwać człowieka? Dlaczego nas tam wypędzasz? Pozwól nam mieszkać w naszych zdobyczach! Ty, wielki i potężny, przechodź i zdobywaj, jeśli możesz, ale pozwól nam cieszyć się i niszczyć. Po to właśnie istniejemy. O! Przek... Nie! Nie mogę tego powiedzieć! Nie każ mi tego mówić? Nie każ mi tego mówić! Nie mogę Cię przekląć! Nienawidzę Cię! Prześladuję Cię! Czekam, żeby Cię torturować! Nienawidzę Cię, Ciebie i Tego, od którego pochodzisz, i nienawidzę Tego, który jest waszym Duchem. Nienawidzę Miłości, jestem Nienawiścią! Chcę Cię przekląć! Chcę Cię zabić! Ale nie mogę. Nie mogę! Jeszcze nie mogę! Ale czekam na Ciebie, o Chrystusie, czekam na Ciebie. Ujrzę, jak umierasz! O! Godzino radości! Nie! Nie – radości! Ty umarły? Nie, nie umarły. A ja zwyciężony! Pokonany! Zawsze pokonany!... Aaa!!!...»

Paroksyzm osiąga szczyt. Jezus podchodzi do opętanego, trzymając go [w ryzach] promieniowaniem Swych przenikliwych oczu. Teraz Jezus jest całkiem sam. Apostołowie i lud zostali w tyle. Lud za apostołami, a oni – w odległości co najmniej trzydziestu metrów od Jezusa.

Mieszkańcy wioski, którzy są chyba bardzo liczni i także bardzo bogaci, wyszli, przyciągnięci krzykami. Spoglądają na to, co się dzieje, gotowi, oni również, uciec jak i druga grupa.

A oto jak się rozgrywa scena: pośrodku, w odległości kilku metrów od siebie, opętany i Jezus; za Jezusem po lewej – apostołowie i osoby z ludu; po prawej za opętanym - mieszkańcy.

Jezus już nic nie mówi, odkąd kazał opętanemu zamilknąć. Jedynie patrzy na niego. Teraz zatrzymuje się i wyciąga ramiona w kierunku opętanego. Zamierza przemówić. Krzyki stają się iście piekielne. Opętany skręca się, skacze na prawo, na lewo, w górę. Zdaje się, że się chce wymknąć lub rzucić w przód, lecz nie może. Jest przygwożdżony w miejscu i poza szamotaniem się nie może wykonać innego ruchu.

Kiedy Jezus wyciąga ramiona – trzymając dłonie tak, jakby składał przysięgę - szaleniec krzyczy głośniej. Po tak wielu złorzeczeniach, szyderstwach i bluźnierstwach, teraz płacze i błaga:

«Nie do piekła! Nie do piekła! Nie wysyłaj mnie tam! Straszliwe jest moje życie nawet tu, w tym więzieniu człowieka, bo chciałbym przemierzać świat i rozszarpywać stworzenia. Ale tam, tam!... Nie! Nie! Nie! Zostaw mnie z dala od niego!...»

«Wyjdź z niego, rozkazuję ci» [– mówi Jezus.]

«Nie!» [– sprzeciwia się duch.]

«Wyjdź

«Nie!»

«Wyjdź

«Nie!»

«W imię Boga prawdziwego, wyjdź

«O! Dlaczego mnie pokonujesz? Ale nie, ja nie wychodzę, nie. Ty jesteś Chrystusem, Synem Boga, ale ja jestem...»

«Kim jesteś?» [– pyta Jezus.]

«Jestem Belzebubem, jestem Belzebubem, panem świata, i nie poddaję się. Wyzywam Cię, o Chrystusie!»

Opętany nieruchomieje nagle, sztywny, niemal hieratyczny. Spogląda na Jezusa oczyma fosforyzującymi. Ledwie poruszając wargami, wymawia bezrozumne słowa. Lekkim ruchem podkurczył łokcie i zgiął kolana.

Jezus też się nie porusza. Skrzyżował ramiona na piersi i patrzy na niego. On także porusza lekko wargami, lecz nie słyszę słów. Widzowie trwają w oczekiwaniu, ale zdania są podzielone:

«Nie uda Mu się!» [– mówią.]

«Ależ tak! Teraz się Chrystusowi uda

«Nie, tamten bierze górę...»

«Naprawdę jest silny...»

«Tak.»

«Nie.»

Jezus rozwiera ramiona. Jego twarz płonie władczym blaskiem. Jego głos jest jak grzmot: «Wyjdź! Po raz ostatni [mówię]. Wyjdź, o szatanie! Ja Ci to rozkazuję

«Aaaaaa!!!»

To długi, nie kończący się i rozdzierający krzyk. Silniejszy niż u kogoś, kogo by powoli przeszywano mieczem. A potem krzyk zamienia się w słowa:

[por.Łk 22,3] «Wychodzę, tak, pokonałeś mnie. Ale zemszczę się. Wypędzasz mnie, ale Ty masz demona u Swego boku i wejdę w niego, aby go posiąść, aby go wyposażyć w całą moją moc. I Twój rozkaz mi go nie wyrwie. W każdym czasie, w każdym miejscu rodzę sobie synów, ja, twórca Zła. I jak Bóg sam z siebie zrodził, tak i ja rodzę własną mocą. Poczynam się w sercu człowieka i on mnie rodzi, rodzi nowego szatana, którym jest on sam. I raduję się, że mam takie potomstwo! Ty i ludzie zawsze będziecie znajdować [na swojej drodze] stworzenia należące do mnie, takie jak ja. Idę, o Chrystusie, wziąć w posiadanie moje nowe królestwo, jak tego chcesz. A Tobie zostawiam ten łachman, zadręczony przeze mnie. W zamian za tego, którego Ci pozostawiam – tę jałmużnę, jaką szatan daje Tobie, Boże - biorę sobie teraz tysiąc i dziesięć tysięcy [razy więcej]. I odnajdziesz to, kiedy będziesz odrażającym strzępem ciała, wystawionym na pośmiewisko psów. Z upływem czasu wezmę ich dziesięć tysięcy i sto tysięcy, aby z nich uczynić moje narzędzia i Twoją udrękę. Sądzisz, że mnie pokonasz wznosząc Twój Znak? Moi przewrócą go i ja zwyciężę... Aaa! Nie, nie pokonuję Cię! Ale dręczę Cię w Tobie i w tych, którzy do Ciebie należą!...»

Słychać łoskot jak uderzenie pioruna, lecz nie ma błyskawicy ani grzmotu gromu. Słychać jedynie trzask suchy i rozdzierający. W tym czasie opętany opada na ziemię jak umarły i tak zostaje. W pobliżu uczniów wielki pień przewraca się na ziemię, jakby w odległości jednego metra od ziemi został ścięty przez działanie błyskawicznej piły. Grupa apostołów zdążyła się tylko na czas odsunąć, a lud rozpierzchnął się we wszystkie strony.

Jezus pozostaje pochylony nad mężczyzną porzuconym na ziemi. Ujął go za rękę i odwrócił. Ujmuje Swą dłonią dłoń uwolnionego człowieka, mówiąc: «Chodźcie. Nie bójcie się niczego

Ludzie podchodzą bojaźliwie.

«Jest uzdrowiony. Przynieście ubranie.»

Ktoś oddala się biegiem. Mężczyzna powoli przytomnieje. Otwiera oczy, napotyka spojrzenie Jezusa. Siada. Wolną ręką ociera pot, krew, ślinę, odrzuca w tył włosy. Rozgląda się, widzi, że jest nagi wśród tak wielu osób i ogarnia go wstyd. Kuli się i pyta:

«Co się stało? Kim jesteś? Dlaczego tu jestem? Nagi?»

«To nic, przyjacielu. Zaraz przyniosą ci ubranie i wrócisz do domu» [– odpowiada mu Jezus.]

«Skąd przyszedłem? I Ty skąd jesteś?» – mówi zmęczonym i bezbarwnym głosem chorego.

«Jestem znad Morza Galilejskiego» [– odpowiada Jezus.]

«A skąd mnie znasz? Dlaczego mi pomagasz? Jak się nazywasz?»

Przychodzą mężczyźni z ubraniem. Podają je cudownie uwolnionemu. Podchodzi biedna zapłakana staruszka, która tuli mężczyznę do serca: «Synu mój!»

«Mamo! Dlaczego mnie na tak długo zostawiłaś

Staruszka płacze mocniej, tuli go i głaszcze. Być może coś by mu powiedziała, lecz Jezus spogląda na nią z mocą i inspiruje innymi słowami, bardziej serdecznymi:

«Byłeś tak bardzo chory, mój synu! Chwal Boga, który cię uzdrowił i Jego Mesjasza, który dokonał tego w imię Boga

«To On? Jak się nazywa?» [– pyta mężczyzna.]

«Jezus z Galilei, ale Jego imię to Dobroć. Ucałuj Jego ręce, synu. Powiedz Mu, żeby ci przebaczył to, co zrobiłeś i powiedziałeś... Z pewnością mówiłeś w twoim...»

«Tak, mówił w gorączce – przerywa jej Jezus, żeby powstrzymać nierozważne słowa. – Ale to nie on mówił i Ja nie jestem wobec niego surowy. Bądź teraz dobry. Bądź wstrzemięźliwy.»

Jezus kładzie nacisk na te słowa. Mężczyzna spuszcza głowę, zmieszany. Jednak to, czego zaoszczędza mu Jezus, nie jest mu zaoszczędzone przez bogatych mieszkańców, którzy teraz podeszli. Są pośród nich wielcy faryzeusze.

«Dobrze Ci poszło! A ty masz szczęście, że spotkałeś Jego – pana demonów.»

«Opętany? Ja?» Mężczyzna jest przerażony.

Staruszka unosi się:

«Przeklęci! Bez czci i litości! Żmije wstrętne i okrutne! I ty też, daremny sługo synagogi. Święty – panem demonów!?»

«A cóż chcesz? Któż może mieć nad nimi władzę, jeśli nie ich król i ojciec

«O, świętokradztwo! Bluźniercy! Bądźcie przek...»

[Jezus przerywa jej:]

«Milcz, niewiasto. Ciesz się z twoim synem. Nie złorzecz. To Mnie ani nie smuci, ani nie niepokoi. Idźcie wszyscy w pokoju. Dla dobrych – Moje błogosławieństwo. Chodźcie, przyjaciele.»

«Mogę iść za Tobą?» – pyta uzdrowiony.

«Nie, pozostań. Bądź świadectwem dla Mnie i radością dla twej matki. Idź

I pośród krzyków chwalących Go oraz pogardliwego szemrania Jezus przechodzi przez część miasteczka. Potem udaje się do cienia drzew, rosnących wzdłuż rzeki. Apostołowie tłoczą się wokół Niego. Piotr pyta: «Dlaczego, Nauczycielu, duch nieczysty stawiał Ci tak wielki opór

«Ponieważ to był duch całkowity» [– odpowiada Jezus.]

«Co oznacza to słowo?» [– pytają.]

«Posłuchajcie Mnie. Są tacy, którzy oddają się szatanowi, otwierając drzwi na jeden grzech główny. Są tacy, którzy oddają się na dwa sposoby, inni – na trzy, jeszcze inni – na siedem. Kiedy ktoś otwiera swego ducha na siedem grzechów, wtedy wchodzi w niego duch całkowity. Wchodzi szatan, książę ciemności

«Jakże ten człowiek, jeszcze młody, mógł być wzięty w posiadanie przez szatana?» [– pytają apostołowie.]

«O, przyjaciele! Czy wiecie, jaką ścieżką przychodzi szatan? Trzy są główne drogi bite i jest jedna, której nigdy nie brak. Trzy: zmysłowość, pieniądze, pycha umysłu. Zmysłowość to ta, której nigdy nie brak. [W] sztafecie innych pożądliwości ona przechodzi siejąc swą truciznę i wszystko rozkwita szatańskimi kwiatami. To dlatego powiadam wam: „Bądźcie panami swego ciała”. Niech to opanowanie będzie zaczątkiem wszelkiego innego, jak to niewolnictwo jest początkiem każdego innego. Niewolnik rozwiązłości staje się złodziejem i oszustem, człowiekiem okrutnym, zabójcą, aby służyć [jej - jako] swej pani.

Pragnienie władzy jest tak samo spokrewnione z ciałem. Nie wydaje się wam? Tak jest. Rozmyślajcie, a zobaczycie, czy się mylę. To bowiem przez ciało szatan wszedł w człowieka i, gdy może to uczynić, wchodzi szczęśliwy przez ciało. On, jeden i siedmiokrotny, ze swymi rozmnażającymi się legionami niższych demonów...»

«Powiedziałeś, że Maria z Magdali miała siedem demonów, i z pewnością były to demony rozwiązłości. A jednak wyzwoliłeś ją z wielką łatwością» [– odzywa się Judasz.]

«Tak, Judaszu. To prawda.» [– odpowiada mu Jezus.]

«A więc?...» [– pyta Judasz.]

«A więc chcesz powiedzieć, że Moja teoria upada. Nie, przyjacielu. Ta niewiasta już chciała być uwolniona od swego opętania. Chciała. Wola jest wszystkim» [– wyjaśnia mu Jezus.]

«Dlaczego, Nauczycielu, widzimy, że wiele niewiast jest opętanych przez demona i chyba przez tego demona?» [– pyta Mateusz.]

«Widzisz, Mateuszu, niewiasta nie jest taka sama jak mężczyzna w swym uformowaniu i w reakcjach po grzechu pierworodnym. Mężczyzna ma też inne cele w swych pragnieniach bardziej lub mniej dobrych. Niewiasta ma jeden cel: miłość. Mężczyzna jest inaczej ukształtowany. Niewiasta taka jest: wrażliwa, jeszcze doskonalej, gdyż jest przeznaczona do rodzenia. Wiesz, że każda doskonałość powiększa wrażliwość. Doskonały słuch słyszy to, co wymyka się uchu mniej doskonałemu, i cieszy się tym. Tak samo jest ze wzrokiem, tak też z podniebieniem i z węchem.

Niewiasta miała być słodyczą Boga na Ziemi. Miała być miłością: wcieleniem Ognia poruszającego Tego, Który Jest, przejawem, świadectwem tej miłości. Bóg więc wyposażył ją w ducha nadzwyczaj wrażliwego, aby – gdy stanie się pewnego dnia matką – potrafiła i mogła otworzyć swym dzieciom oczy serca na miłość ku Bogu i bliźnim. Tak samo jak mężczyzna ma otworzyć swym dzieciom oczy rozumu, aby rozumiały i działały. Przemyśl polecenie, jakie Bóg wydał sobie samemu: „Uczyńmy Adamowi towarzyszkę”. Bóg - Dobroć mógł jedynie pragnąć uczynić dobrą towarzyszkę dla Adama. Kto jest dobry, ten kocha. Towarzyszka Adama miała więc być zdolna do miłości, aby dopełnić szczęścia mężczyzny, przebywającego w Ogrodzie szczęścia. Miała być do tego stopnia zdolna do miłości, by stać się pomocą, współpracowniczką i zastępować Boga w miłości do mężczyzny, Jego stworzenia. Dzięki temu nawet w godzinach, w których Boskość nie ujawniałaby się Swemu stworzeniu przez Swój miłosny głos, mężczyzna nie czułby się nieszczęśliwy z powodu braku miłości.

Szatan znał tę doskonałość. Szatan wie tak wiele. To on mówił wargami pytona, wypowiadając kłamstwa pomieszane z prawdami. A te prawdy, których on nienawidzi, gdyż jest Kłamstwem, wypowiada jedynie po to zapamiętajcie to dobrze wy wszyscy i wy w przyszłości aby was zwieść przez urojenie, że to nie Ciemność mówi, lecz Światłość. Szatan, przebiegły, wykrętny i okrutny, wkradł się w tę doskonałość i ukąsił ją, i zostawił w niej swą truciznę. Doskonałość kobiety w miłości stała się w ten sposób dla szatana narzędziem zapanowania nad niewiastą i mężczyzną, [narzędziem] rozszerzania zła...»

«A zatem co z naszymi matkami?» [– pyta Jan.]

«Boisz się o nie, Janie? Nie wszystkie niewiasty są narzędziami szatana. Doskonałe w uczuciu są zawsze przesadne w działaniu: anioły, gdy chcą należeć do Boga; demony, gdy chcą należeć do szatana. Niewiasty święte - a do nich należy twoja matka - chcą należeć do Boga i są aniołami

«Nauczycielu, czy Ci się nie wydaje niesprawiedliwa kara niewiasty? Przecież mężczyzna także zgrzeszył

«A nagroda? Jest powiedziane, że przez Niewiastę Dobro powróci na świat i szatan zostanie pokonany

[Jezus wyjaśnia:]

«Nigdy nie osądzajcie dzieł Boga. To coś podstawowego. Pomyślcie, że jak przez niewiastę przyszło Zło, tak słuszne jest, aby przez Niewiastę przyszło na świat Dobro. Chodzi o wymazanie stronicy napisanej przez szatana. I uczynią to łzy jednej Niewiasty. A ponieważ szatan będzie przez wieki wydawał swe krzyki, głos tej Niewiasty będzie śpiewał, aby je zagłuszyć

«Kiedy?» [– pytają.]

«Zaprawdę powiadam wam, że Jej głos już zstąpił z Nieba, gdzie śpiewała wiecznie Swe Alleluja

«I będzie większa od Judyty

«Większa od wszystkich niewiast

«Co więc uczyni? Co uczyni?»

[Jezus wyjaśnia im:] «Pokona Ewę w jej potrójnym grzechu. Całkowite posłuszeństwo... Całkowita czystość... Całkowita pokora... To na tym się wzniesie – Królowa, zwycięska...»

«Ale, czyż nie jest to, Jezu, Twoja Matka? Największa, bo Cię zrodziłafont>...»

«Wielkim jest ten, kto pełni wolę Bożą. Dlatego właśnie Maryja jest wielka. Każda inna zasługa pochodzi od Boga, ale ta jest całkowicie Jej i niech będzie za to błogosławiona


Wszystko się kończy. Jezus mówi:

«Widziałaś opętanego” przez szatana. W Moich słowach wiele jest odpowiedzi. Nie tyle dla ciebie, ile dla innych. Czy się przydadzą? Nie. Nie wykorzystają ich ci, którzy najbardziej tego potrzebują. Odpocznij w Moim pokoju.»


   

Przekład: "Vox Domini"