Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

103. JEZUS NA UCZCIE  U CZŁONKA SANHEDRYNU I FARYZEUSZA

Napisane 10 kwietnia 1946.A, 8258-8274

[por. Łk 11,37-54] Jezus wchodzi do domu faryzeusza. [Stoi on] w niewielkiej odległości od Świątyni, od strony dzielnicy leżącej u stóp Tofet. To dom godny, nieco nieprzystępny, należący do osoby ściśle zachowującej przepisy, a nawet czyniącej to z przesadą. Sądzę, że nawet gwoździe są umieszczone w liczbie i miejscu zgodnym z przepisami sześciuset trzynastu [faryzejskich] zasad. Nie ma rysunków na tkaninach, nie ma zdobień na murach, nie ma zbędnych przedmiotów... Nic z tych rzeczy, które – nawet w domach Józefa i Nikodema oraz faryzeuszy z Kafarnaum – umieszcza się po to, aby przyozdobić dom. Ten dom jest... przesiąknięty wszędzie duchem swego pana. Tak jest pozbawiony wszelkich ozdób, że jest wręcz lodowaty. Surowy z powodu mrocznych i ciężkich mebli, ustawionych pod kątem, jakby liczne sarkofagi. Odpychający. Dom, który nie przyjmuje, lecz wrogo otacza wchodzącego do niego człowieka. Elchiasz zwraca na to uwagę i szczyci się tym.

«Widzisz, o Nauczycielu, jak przestrzegam [przepisów]? Wszystko o tym mówi. Spójrz: zasłony bez rysunków, meble bez zdobień, nic na podobieństwo rzeźbionych waz czy lamp przypominających kwiaty. Jest wszystko, ale wszystko zgodne z zasadą: „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią”. Tego przestrzegam w moim domu, a także jeśli chodzi o ubiór i domowników. Ja na przykład nie pochwalam tego, że Twój uczeń (Iskariota) nosi na szacie i płaszczu te hafty. Powiesz mi: „Wielu ma takie”. Powiesz: „To greckie”. Dobrze! Jednak te kąty, te kształty zbytnio przypominają egipskie symbole. To straszne! Diabelskie cyfry! Znaki nekromancji! Znaki Belzebuba! Czy to cię nie przeraża, Judaszu, synu Szymona, że je nosisz, ani Ciebie, Nauczycielu, że mu na to pozwalasz?»

Judasz reaguje nieco sarkastycznym śmiechem.

Jezus odpowiada pokornie:

«Bardziej niż na znaki odzienia zważam na to, żeby nie było straszliwych znaków w sercach. Ale poproszę i nawet już teraz proszę Mojego ucznia, aby nosił ubrania mniej zdobione, aby nikogo nie gorszyć.»

Judasz zdobywa się na dobry odruch:

«Zaiste mój Nauczyciel wiele razy mówił, iż wolałby więcej prostoty w moich szatach. Ale ja... robiłem to, co chciałem, gdyż podobało mi się tak ubierać.»

«To źle, bardzo źle. Żeby Galilejczyk musiał udzielać lekcji Judejczykowi. To bardzo źle dla ciebie, który byłeś w Świątyni... o!»

Elchiasz ukazuje całe swe zgorszenie, a przyjaciele mu wtórują. Judasz zmęczył się okazywaniem dobroci, więc się odcina:

«O! Ileż to przepychu trzeba by zdjąć także z was, z członków Sanhedrynu! Gdybyście musieli zdjąć wszystkie malunki, którymi okryliście oblicza waszych dusz, ujawniłoby się, jak jesteście szkaradni.»

«Jak śmiesz tak mówić?» [– protestuje faryzeusz.]

«Bo jestem kimś, kto was zna» [– odpowiada mu Judasz.]

«Nauczycielu! Słyszysz go?» [– pyta Elchiasz.]

«Słyszę i mówię, że trzeba pokory u jednej i u drugiej strony, a u obydwu – prawdy i wzajemnej wyrozumiałości. Tylko Bóg jest doskonały.»

«Dobrze powiedziane, o Rabbi!» – odzywa się jeden z przyjaciół... To głos zawstydzony, samotny w grupie faryzeuszy i doktorów.

«Przeciwnie, źle powiedziane! – stwierdza Elchiasz – Księga Powtórzonego Prawa jest jasna w swych przekleństwach. Mówi: „Przeklęty, kto uczyni rzeźby lub odlewy, rzeczy obrzydłe, dzieła rąk rzemieślników i...”»

«Ależ to są ubrania, a nie rzeźby...» – stwierdza Judasz.

[Jezus przerywa mu:]

«Zachowaj milczenie. Twój Nauczyciel mówi. Elchiaszu, bądź sprawiedliwy i dokonaj rozróżnienia. Przeklęty, kto sobie czyni bożki, lecz nie ten, kto rysuje kopie tego piękna, które Stwórca zawarł w stworzeniu. Zbieram kwiaty dla ozdoby...»

«Ja ich nie zbieram i nie chcę widzieć przyozdobionego nimi pokoju. Biada niewiastom mojego domu, które by popełniły ten grzech nawet w swoich izbach. Tylko Boga należy podziwiać.»

«Słuszna myśl. Tylko Boga. Ale można podziwiać Boga nawet w kwiecie, uznając, że On jest Stwórcą kwiatu» [– wyjaśnia Jezus.]

«Nie! Nie! To pogaństwo! Pogaństwo!»

«Judyta się przyozdobiła i także Estera w świętym celu...» [– mówi dalej Jezus.]

«Niewiasty! Niewiasta jest bytem zawsze godnym pogardy. Ale, proszę Cię, Nauczycielu, wejdź do sali biesiadnej, ja zaś odejdę na chwilę, aby pomówić z moimi przyjaciółmi» [– prosi Elchiasz.]

Jezus przystaje na to bez słowa.

«Nauczycielu... duszę się!» – woła Piotr.

«Dlaczego? Jesteś chory?» – pytają niektórzy. [Piotr wyznaje:]

«Nie. Jestem skrępowany... jak ktoś, kto wpadł w pułapkę...»

«Nie ulegaj wzburzeniu i bądźcie wszyscy bardzo roztropni» – radzi im Jezus.

Zostają w grupie. Stoją tak aż do chwili, gdy wchodzą faryzeusze wraz ze sługami.

«Do stołów, bez zwlekania. Mamy spotkanie i nie możemy się spóźnić» – nakazuje Elchiasz i wskazuje miejsca, słudzy zaś już kroją mięso.

Jezus jest u boku Elchiasza, a przy Nim znajduje się Piotr. Elchiasz ofiarowuje dania i w przerażającej ciszy rozpoczyna się posiłek...

Ale potem następuje wymiana pierwszych słów, skierowanych oczywiście do Jezusa, gdyż dwunastu traktuje się tak, jakby ich tam wcale nie było.

Pierwszym, który Mu stawia pytanie, jest doktor Prawa:

«Nauczycielu, jesteś więc pewny tego, co mówisz?»

«Nie Ja mówię to Moimi ustami. Prorocy powiedzieli to już, zanim Ja znalazłem się pośród was.»

«Prorocy!... Ty, który zaprzeczasz naszej świętości, czy możesz uznać za słuszne moje słowo, jeśli powiem, że nasi prorocy mogą być egzaltowani.»

«Prorocy są święci» [– odpowiada mu Jezus.]

«A my – nie, prawda? Zauważ jednak, że Sofoniasz w swym potępieniu Jerozolimy przyłącza proroków do kapłanów: „Prorocy jego są lekkomyślni – mężowie wiarołomni, jego kapłani zbezcześcili świętość – pogwałcili Prawo.” Ty stale nam to zarzucasz. Skoro więc zgadzasz się z prorokiem w drugiej części jego wypowiedzi, musisz też przyjąć to, co mówi w pierwszej. [Musisz] przyznać, że nie można się oprzeć na słowach wypowiadanych przez ludzi przesadzających.»

«Nauczycielu Izraela, odpowiedz Mi. Kiedy kilka wersetów dalej Sofoniasz mówi: „Wyśpiewuj i raduj się, o córo Syjonu!... Oddalił Pan wyroki na ciebie... król Izraela, Pan, jest pośród ciebie” – czy twoje serce przyjmuje te słowa?» [– zadaje mu pytanie Jezus.]

«To moja chluba. Powtarzam je sobie, śniąc o tym dniu» [– wyznaje faryzeusz.]

«Ale to są słowa proroka, a zatem – kogoś przesadzającego...»

Doktor Prawa zaniemówił na pewien czas. Jakiś przyjaciel przychodzi mu z odsieczą: «Nikt nie może wątpić, że Izrael będzie królował. To nie jeden, lecz wszyscy prorocy oraz poprzedzający proroków patriarchowie mówili o tej obietnicy Boga.»

«I ani jeden z tych, którzy poprzedzali proroków, ani żaden prorok nie zaniedbał wskazania, kim Ja jestem» [– stwierdza Jezus.]

«O, dobrze! Ale nie mamy dowodów! Ty też możesz być kimś egzaltowanym. Jakie nam dasz dowody, że jesteś Mesjaszem, Synem Boga? Podaj mi jakieś słowo, abym mógł je ocenić.»

«Nie będę mówił ci o Mojej śmierci opisanej przez Dawida i Izajasza, lecz – o Moim Zmartwychwstaniu» [– odpowiada Jezus.]

«Ty? Ty? Miałbyś zmartwychwstać? A któż może spowodować Twoje zmartwychwstanie?»

«Z pewnością nie wy ani nie Arcykapłan, ani król, ani żadne kasty, ani lud. Ja sam powstanę z martwych» [– odpowiada Jezus.]

«Nie bluźnij, o Galilejczyku, i nie kłam!»

«Ja jedynie oddaję cześć Bogu i mówię prawdę. I wraz z Sofoniaszem mówię ci: „Oczekuj Mnie, gdy powstanę z martwych”. Aż do tamtej chwili będziesz mógł mieć wątpliwości, wszyscy będziecie mogli mieć wątpliwości i będziecie mogli trudzić się, aby je wpoić ludowi. Jednak nie będziecie mogli tego [już czynić], gdy Wieczny Żyjący, po dokonaniu odkupienia, powstanie z martwych Swą mocą, aby już nie umierać. Sędzia nienaruszalny, Król doskonały, który Swym berłem i sprawiedliwością będzie rządził i sądził aż do końca wieków, i będzie panował nadal w Niebie na zawsze» [– zapowiada Jezus.]

«Czyżbyś nie wiedział, że mówisz do doktorów i do członków Sanhedrynu?» – pyta Jezusa Elchiasz.

«I cóż z tego? Pytacie Mnie, więc wam odpowiadam. Przejawiacie pragnienie wiedzy, rzucam więc światło prawdy. Chyba nie chcesz – ty, który z powodu wzoru na szacie przypomniałeś Mi przekleństwo z Księgi Powtórzonego Prawa – abym Ja przywołał inne przekleństwo tej Księgi: „Przeklęty kto swego bliźniego uderza w ukryciu”.»

«Ja Cię nie uderzam. Daję Ci pokarm» [– stwierdza Elchiasz.]

«Nie [uderzasz – przyznaje Jezus.] Lecz podstępne pytania są ciosami w plecy. Uważaj, Elchiaszu, bo przekleństwa Boże następują po sobie kolejno i za tym, które przytoczyłem, jest dalsze: „Przeklęty, kto przyjmuje prezenty, aby skazać na śmierć niewinnego”.»

«W tym wypadku to Ty przyjmujesz prezenty, Ty – mój gość!»

«Ja nie potępiam nawet winnych, jeśli się nawracają...»

«Nie jesteś więc sprawiedliwy» [– odpowiada Jezusowi Elchiasz.]

«Ależ, tak. Jest sprawiedliwy – odzywa się ten mężczyzna, który już w atrium domu przytaknął Jezusowi – Zważa bowiem na to, że skrucha zasługuje na przebaczenie i dlatego nie potępia.»

«Milcz, Danielu! Chciałbyś wiedzieć więcej od nas? Czyżby cię zwiódł ktoś, co do którego trzeba jeszcze wiele zadecydować? On nie robi nic, aby nam pomóc podjąć decyzję na Swoją korzyść» – mówi jeden z doktorów [Prawa].

«Wiem, że wy jesteście mędrcami, a ja – prostym żydem, który nie wie nawet, dlaczego chcecie, abym tak często z wami przebywał...»

«Ależ dlatego, że jesteś krewnym! To łatwo zrozumieć! Chcę, aby byli świętymi i mądrymi ci, którzy się ze mną spokrewniają! Nie mogę pozwolić na brak wiedzy w odniesieniu do Pisma, Prawa, Halacha, Midraszy i Hagad. I nie znoszę tego. Trzeba wszystko znać, wszystko wypełniać...»

«Jestem ci wdzięczny za tak wiele troski. Ale ja, prosty rolnik, stawszy się niegodnie twoim krewnym, troszczyłem się o poznanie Pisma i Proroków jedynie po to, aby mieć pociechę w życiu. I z prostotą kogoś, kto nie jest uczonym, stwierdzam wobec ciebie, iż rozpoznaję w Rabbim Mesjasza, którego poprzedzał Prekursor, który nam Go wskazał... A Jan, nie możesz temu zaprzeczyć, był ogarnięty Duchem Bożym.»

Zapada cisza. Nie chcą zaprzeczyć nieomylności Chrzciciela. Uznać, że się mylił, też nie chcą. Wtedy odzywa się inny:

«No... Powiedzmy, że Prekursor był poprzednikiem tego anioła, którego Bóg nam wysyła, aby przygotować drogę Chrystusowi. I... uznajmy, że w Galilejczyku jest wystarczająca świętość dla stwierdzenia, że jest tym aniołem. Po Nim nadejdzie czas Mesjasza. Czyż moja myśl nie zdaje się wam jednać wszystkich? Przyjmujesz ją, Elchiaszu? A wy, moi przyjaciele? A Ty, Nazarejczyku?»

«Nie.» [– odpowiada Elchiasz.]

«Nie.» [– mówią jego przyjaciele.]

«Nie.» [– mówi Jezus.]

Trzy stanowcze zaprzeczenia.

«Jak to? Dlaczego się nie zgadzacie?»

Elchiasz milczy, milczą też jego przyjaciele. Jedynie Jezus, szczery, odpowiada: «Bo nie mogę przytaknąć błędowi. Ja jestem Kimś większym od anioła. Aniołem był Chrzciciel, Prekursor Chrystusa, a Chrystusem jestem Ja.»

Grobowa cisza... Długa... Elchiasz – z łokciem opartym o łoże biesiadne, a policzkiem wspartym na ręce – rozmyśla, twardy, zamknięty, jak wszyscy z jego domu. Jezus odwraca się i patrzy na niego, a potem mówi: «Elchiaszu, Elchiaszu, nie mieszaj Prawa i proroków z błahostkami!»

«Widzę, że odczytałeś moją myśl. [– mówi Elchiasz –] Ale nie możesz zaprzeczyć, że zgrzeszyłeś przekraczając przepis.»

«Tak jak ty, który – podstępnie, a zatem popełniając większą winę - pogwałciłeś obowiązek gościnności, a uczyniłeś to chcąc to zrobić. Zostawiłeś Mnie, a potem wysłałeś tutaj. Ty sam w tym czasie oczyściłeś się z przyjaciółmi. Po powrocie prosiłeś, żebyśmy się śpieszyli z powodu zebrania, jakie miałeś. Wszystko to [uczyniłeś], aby móc Mi powiedzieć: „Zgrzeszyłeś”.»

«Mogłeś mi przypomnieć moją powinność dania Ci sposobności do oczyszczenia się» [– stwierdza Elchiasz.]

«Jest tak wiele rzeczy, jakie mógłbym ci przypomnieć. To jednak spowodowałoby jedynie to, że stałbyś się jeszcze bardziej nieprzejednany i bardziej wrogi» [– mówi Jezus.]

«Nie. Powiedz. Mów. Chcemy Cię posłuchać i...»

«...i oskarżyć Mnie przed Arcykapłanem [– przerywa mu Jezus]. To dlatego przypomniałem ci pierwsze i przedostatnie przekleństwo. Wiem o tym. Znam was. Jestem tutaj, bezbronny, pośród was. Jestem tu, odizolowany od ludu, który Mnie kocha i wobec którego nie ośmielacie się Mnie zaatakować. Ale nie boję się. Ale nie zniżę się do kompromisów i podłości. I mówię wam o waszym grzechu – całej waszej grupy i o waszym, o faryzeusze, obłudnie czyści [wobec] Prawa, o doktorzy, fałszywi mędrcy. Mylicie i mieszacie dobrowolnie prawdziwe i fałszywe dobro. Narzucacie innym ludziom i wymagacie od nich doskonałości nawet w tym, co zewnętrzne, od siebie zaś niczego nie wymagacie. Zarzucacie Mi, zgadzając się z waszym i Moim gospodarzem, że się nie obmyłem przed posiłkiem. Wiecie, że przychodzę ze Świątyni, do której można wejść dopiero po oczyszczeniu się z nieczystości pyłu i drogi. Chcecie więc powiedzieć, że Miejsce Święte [wywołuje] zanieczyszczenie?» [– pyta Jezus.]

«My się oczyściliśmy, nim zasiedliśmy do stołu.»

«A nam nakazano: „Idźcie tam i czekajcie”. A następnie: „Bez zwlekania do stołu”. Na twoich więc murach, wolnych od rysunków, był jeden rysunek: zwiedzenia Mnie. Jaka to ręka wypisała na murach przyczynę możliwego oskarżenia? Twój duch lub inna moc, która nim kieruje i której słuchasz? Dobrze więc, posłuchajcie wszyscy.»

Jezus wstaje i, opierając dłonie o brzeg stołu, zaczyna Swą ostrą krytykę: «Wy, faryzeusze, obmywacie zewnętrzną stronę kielicha i talerza, obmywacie sobie ręce i stopy, jakby talerz i kielich, ręce i stopy miały wejść do waszego ducha, o którym wy lubicie mówić, że jest czysty i doskonały. To ma ogłaszać Bóg, a nie – wy. Wiedzcie więc, co Bóg myśli o waszym duchu. On myśli, że napełnia go kłamstwo, brud i przemoc, że jest pełen złośliwości i że nic, co pochodzi z zewnątrz, nie może zniszczyć tego, co jest już ruiną.»

[Jezus] odrywa prawą rękę od stołu i bezwiednie zaczyna gestykulować, mówiąc dalej: «Czyż Ten, kto uczynił waszego ducha, jak uczynił wasze ciała, nie może wymagać szacunku dla wnętrza przynajmniej równego temu, jaki okazujecie sprawom zewnętrznym? O, głupcy, przestawiacie dwie wartości i odwracacie ich znaczenie! Czyż Najwyższy nie chce otoczenia troską większą ducha niż rękę lub stopę? On uczynił na Swe podobieństwo ducha, który przez zepsucie traci życie wieczne. Brud zaś [ręki i stopy] można z łatwością zmyć. A nawet jeśli byłyby brudne, to nie wywierałoby to wpływu na wewnętrzną czystość. Czy Bóg może się zajmować czystością kielicha lub talerza, skoro są to przedmioty pozbawione duszy i nie mogące mieć wpływu na wasze dusze?

Czytam w twoich myślach, Szymonie Betos. Nie. Nie jest tak... To nie z troski o zdrowie, dla ochrony ciała, podejmujecie te starania, praktykujecie te oczyszczenia. Grzech cielesny to także grzechy łakomstwa, brak umiarkowania, rozwiązłość. One są bardziej szkodliwe dla ciała niż odrobina kurzu na rękach lub na talerzu. A jednak popełniacie je, nie troszcząc się o ochronę waszego zdrowia i nietykalności waszej rodziny. I popełniacie grzechy różnego rodzaju, gdyż oprócz zakażania ducha i waszego ciała, trwonicie jeszcze majątek, brak wam szacunku dla bliskich. Obrażacie Pana, profanując wasze ciała, świątynię waszego ducha, w której powinien się znajdować tron Ducha Świętego. Obrażacie też Pana grzechem [braku ufności] popełnianym przez mniemanie, że musicie się chronić przed chorobami, które mogłyby przyjść z odrobiny kurzu. Jakby Bóg nie mógł zadziałać, żeby was ochronić przed fizycznymi chorobami, gdy się do Niego zwrócicie z czystym duchem!

Czyż Ten, który stworzył wnętrze, nie uczynił też i tego, co zewnętrzne, i odwrotnie? I czyż nie jest bardziej szlachetne to, co jest we wnętrzu i co nosi większą pieczęć Bożego podobieństwa?

Czyńcie więc dzieła, które są godne Boga, a nie drobiazgi, nie wznoszące się ponad proch, z którego i dla którego są uczynione. Biednym pyłem jest człowiek: zwierzęce stworzenie, błoto, które przyjęło kształt i zostanie rozproszone przez wiatr stuleci, kiedy ponownie stanie się prochem. Dokonujcie dzieł, które trwają, które są dziełami królewskimi i świętymi, dziełami uwieńczonymi Boskim błogosławieństwem. Czyńcie dzieła miłosierdzia i rozdawajcie jałmużnę. Bądźcie uczciwi, bądźcie czyści w waszych dziełach i w waszych intencjach, a wszystko będzie w was czyste bez stosowania wody do obmyć.

Jak wy siebie oceniacie? Uważacie, że jesteście w porządku, bo płacicie dziesięcinę od korzeni? Nie. Biada wam, o faryzeusze, którzy płacicie dziesięciny od mięty i ruty, od gorczycy i kminku, od kopru i innych ziół, a potem lekceważycie sprawiedliwość i miłość Bożą. Płacenie dziesięcin jest obowiązkiem i trzeba to czynić. Są jednak powinności o wiele ważniejsze i je także należy wypełniać. Biada człowiekowi, który dba o sprawy zewnętrzne, a lekceważy wewnętrzne, oparte na miłości Boga i bliźniego. Biada wam, faryzeusze, którzy cenicie sobie pierwsze miejsca w synagogach i w zgromadzeniach i lubicie, gdy wam cześć oddają w miejscach publicznych, a nie myślicie o pełnieniu dzieł, które dałyby wam miejsce w Niebie i którymi zasłużylibyście sobie na szacunek aniołów. Podobni jesteście do ukrytych grobów, których nie zauważa człowiek ocierający się o nie i nie odczuwa obrzydzenia. Czułby jednak odrazę, gdyby mógł ujrzeć, co się w nich ukrywa. Bóg jednak widzi to co najbardziej ukryte i nie myli się, kiedy was osądza.»

Jezusowi przerywa jakiś doktor Prawa, który także wstaje, aby Mu zaprzeczyć: «Nauczycielu, mówiąc w ten sposób nas także obrażasz. To zaś nie jest dla Ciebie korzystne, bo potem my będziemy musieli Cię sądzić.»

«Nie, nie wy. Wy nie możecie Mnie sądzić. Wy jesteście tymi, których się sądzi, a nie tymi, którzy sądzą. Tym zaś, który was osądza, jest Bóg. Możecie mówić, wydawać dźwięki waszymi wargami. Lecz nawet najpotężniejszy głos nie dochodzi do Niebios i nie ogarnia całej ziemi. Po [przebyciu] małej przestrzeni – cichnie... a po odrobinie czasu – zapomina [się o nim]. Lecz osąd Boga to głos, który trwa i nie ulega zapomnieniu. Całe wieki upłynęły odkąd Bóg osądził Lucyfera i Adama. A głos tego wyroku nie gaśnie i konsekwencje tego sądu trwają. I chociaż teraz przyszedłem przynieść ludziom Łaskę za pośrednictwem doskonałej Ofiary, to osąd czynu Adama pozostaje taki, jaki jest. Zawsze będzie nazywany „grzechem pierworodnym”. Ludzie zostaną odkupieni, obmyci oczyszczeniem przewyższającym wszelkie inne. Jednak będą się rodzić z tym znamieniem, gdyż Bóg uznał, że piętno to ma istnieć na każdym stworzeniu zrodzonym z niewiasty, z wyjątkiem Tego, który nie został uczyniony przez człowieka, lecz przez Ducha Świętego, i Zachowanej [od grzechu pierworodnego] oraz Uświęconego z wyprzedzeniem - dziewiczych na wieczność. Pierwsza, żeby być Dziewicą - Bogurodzicą, drugi, aby być Poprzednikiem Niewinnego. On urodził się już jako czysty, ciesząc się z wyprzedzeniem z nieskończonych zasług Zbawiciela - Odkupiciela.

Powiadam wam, że Bóg i was sądzi. On sądzi was mówiąc: „Biada wam, doktorzy Prawa, gdyż nakładacie na ludzi ciężary, których nie mogą unieść, czyniąc karę z ojcowskiego Dekalogu, danego przez Najwyższego Swemu ludowi.” On zaś z miłością i z miłości dał go wam, aby człowieka – wieczne dziecko, nieroztropne i pozbawione wiedzy – wspomagał sprawiedliwy przewodnik. Wy zaś miłosne cugle - którymi Bóg obejmował Swe stworzenia, aby mogły iść naprzód Jego drogą i dojść do Jego serca – zastąpiliście stosami kamieni, ostrych, ciężkich, uciążliwych. [Zastąpiliście je] labiryntem przepisów, koszmarem skrupułów, które przygniatają człowieka, odwodzą od drogi, zatrzymują, wywołują lęk przed Bogiem jak przed nieprzyjacielem. Stawiacie przeszkody w marszu serc do Boga. Oddzielacie Ojca od Jego dzieci. Przez wasze przeciążenia zaprzeczacie temu słodkiemu, błogosławionemu, prawdziwemu Ojcostwu. Sami jednak nie dotykacie nawet końcem palca tego jarzma, do którego niesienia zmuszacie innych. Uważacie się za usprawiedliwionych przez samo nałożenie ich [na innych]. Lecz, o głupcy, czy nie wiecie, że zostaniecie osądzeni według tego, co sami uważaliście za konieczne do zbawienia? Nie wiecie, że Bóg powie wam: „Mówiliście, że wasze słowo jest święte, że jest słuszne. Dobrze więc, Ja też uznaję je za takie. A ponieważ wszystkim je narzucaliście i osądzaliście waszych braci według sposobu, w jaki je przyjmowali i praktykowali, więc Ja osądzam was według waszego słowa. A ponieważ nie czyniliście tego, co nakazywaliście czynić, bądźcie potępieni”.

Biada wam, wznoszącym grobowce dla proroków, których wasi ojcowie zabili. I cóż? Czy uważacie, że przez to pomniejszacie wielkość winy waszych ojców? Że ją znosicie w oczach potomstwa? Nie, przeciwnie. Nie tylko dajecie świadectwo, że to wasi ojcowie tego dokonali, lecz że ich pochwalacie, gotowi do ich naśladowania. Potem wznosicie grobowiec dla prześladowanego proroka, aby móc powiedzieć: „Myśmy go czcili”. Obłudnicy! To dlatego Mądrość Boża rzekła: „Oto poślę do nich proroków i apostołów. Oni zaś jednych zabiją, a innych będą prześladować. Tak będzie można zażądać od tego pokolenia krwi wszystkich proroków, przelanej od stworzenia świata, od krwi Abla aż po krew Zachariasza, zamordowanego między przybytkiem a ołtarzem.” Tak, zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że za całą tę krew świętych zażąda się rachunku od tego pokolenia. Ono bowiem nie umie rozpoznać Boga tam, gdzie On jest, i prześladuje Sprawiedliwego, i przeszywa Mu serce, gdyż życie sprawiedliwe ujawnia ich niesprawiedliwość.

Biada wam, doktorzy Prawa, którzyście sobie przywłaszczyli klucz wiedzy i zamknęliście jej świątynię. Nie wchodzicie do niej, aby nie podlegać jej sądowi. Nie pozwoliliście też innym do niej wejść. Wiecie bowiem, że gdyby lud był pouczony o prawdziwej Wiedzy, to znaczy o wiedzy świętej, mógłby was osądzić. Wolicie więc, aby był nieuczony, żeby was nie osądził. I nienawidzicie Mnie, Ja bowiem jestem Słowem Mądrości.

Chcielibyście Mnie przed czasem uwięzić w grobie, abym już nie mówił. Ja jednak będę mówił tak długo, jak długo będzie się podobać Mojemu Ojcu, żebym mówił. Potem zaś będą mówić nie tylko Moje słowa, ale też Moje dzieła. A jeszcze bardziej niż Moje dzieła będą przemawiać Moje zasługi. Świat zostanie pouczony, dowie się i osądzi was. [To będzie] pierwszy sąd nad wami. Potem będzie drugi sąd szczegółowy nad każdym z was przy waszej śmierci. W końcu zaś – ostateczny, powszechny. I przypomnicie sobie ten dzień, te dni. I wy, tylko wy, poznacie Boga straszliwego, którego [obraz] jak koszmarną wizję usiłowaliście wzbudzić w umysłach prostych. Wy tymczasem, w głębi waszych grobów, naśmiewaliście się z Niego oraz z pierwszego głównego przykazania miłości, danego na Syjonie jako ostatnie. Nie przestrzegaliście go i nie byliście mu posłuszni.

To na darmo, o Elchiaszu, nie masz w twym domu żadnych wizerunków. To bezużyteczne, że wy wszyscy nie posiadacie w waszych domach żadnych rzeźb. We wnętrzu serc macie bożka, wielu bożków. Za bogów bowiem uznajecie siebie oraz wasze pożądliwości. Chodźcie. Odejdźmy stąd.»

I przepuszczając przed Sobą dwunastu Jezus wychodzi na końcu.

Zapada cisza...

Potem ci, którzy zostali, wydają wielki okrzyk, mówiąc wszyscy naraz: «Trzeba Go ścigać, schwytać na błędzie, znaleźć podstawy do oskarżenia! Trzeba Go zabić!»

Znowu cisza.

A potem dwie osoby wychodzą, pełne obrzydzenia do nienawiści i słów faryzeuszy. Jedną z nich jest krewny Elchiasza, a drugą ten, który dwa razy bronił Nauczyciela. Ci zaś, którzy zostają, pytają: «Ale jak?»

Cisza.

Potem, wybuchając gwałtownym śmiechem, Elchiasz mówi:

«Trzeba popracować nad Judaszem, synem Szymona...»

«O, tak! To dobry pomysł, ale ty go obraziłeś!...»

«Ja o tym pomyślę – mówi ten, którego Jezus nazwał Szymonem Betosem – Ja i Eleazar, syn Annasza... Omotamy go...»

«Trochę obietnic...»

«Trochę strachu...»

«Wiele pieniędzy...»

«Nie. Niewiele... Obietnice, obietnice mnóstwa pieniędzy...»

«A potem?»

«Co: potem?»

«O! Potem... kiedy wszystko się skończy, cóż mu damy?»

«Ależ nic! Śmierć. I tak... już nie będzie mówił» – mówi powoli i z okrucieństwem Elchiasz.

«Uuuu! Śmierć...»

«Przeraża cię to? No, dalej! Skoro zabijemy Nazarejczyka, który... jest sprawiedliwy... będziemy mogli zabić też Iskariotę, który jest grzesznikiem...»

Wahają się... Ale Elchiasz wstaje i mówi:

«Poprosimy też o radę Annasza... I zobaczycie, że... powie, iż dobra jest ta myśl. I wy też do tego dojdziecie... O! Dojdziecie do tego...»

Wychodzą wszyscy za swym gospodarzem, który odchodzi, powtarzając: «Dojdziecie do tego... Dojdziecie!»


   

Przekład: "Vox Domini"