Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

102. W JEROZOLIMIE NA PIĘĆDZIESIĄTNICĘ

Napisane 9 kwietnia 1946. A, 8245-8258

Miasto roi się od ludzi. Świątynia jest przepełniona. Jezus idzie do niej zaraz po wejściu do Jerozolimy. Wchodzi przez bramę bliską Probatyku. [Czyni to] zatem niemal natychmiast, nim ludzie mogli spostrzec, że On jest w mieście i zanim się rozeszła nowina od domu, w którym pozostawili torby i obmyli się z kurzu i potu, aby wejść do Świątyni po oczyszczeniu.

Zwykła niestosowna wrzawa kupców i wymieniających monety... Zwyczajny kalejdoskop barw i twarzy. Jezus w towarzystwie apostołów, którzy zakupili, co było potrzebne na ofiarę, idzie prosto ku miejscu modlitwy i długo tam pozostaje. Oczywiście wielu Go zauważa – tak dobrych, jak i złych. Przez obszerny zewnętrzny dziedziniec, gdzie ludzie zatrzymali się na modlitwę, przebiega szmer jak wiatr, mieszając się z jego odgłosem w konarach.

Kiedy po modlitwie [Jezus] odwraca się, aby odejść z powrotem, grupa ludzi – rosnąca coraz bardziej i bardziej – idzie za Nim poprzez atria, krużganki, dziedzińce. Wreszcie jest to tłum, który otacza Go i prosi, aby przemówił.

«Kiedy indziej, o synowie! W innym miejscu!» – mówi Jezus i podnosi rękę, aby ich pobłogosławić. Usiłuje odejść.

Uczeni w Piśmie, faryzeusze, doktorzy i ich uczniowie, wmieszani w tłum szydzą, wypowiadając krótkie, drwiące zdania:

«Ostrożność skłania do zastanowienia!»

Albo: «Ech! Odrobina strachu...»

Albo: «Doszedł do wieku rozumu!»

Lub jeszcze: «Jest mniej głupi, niż można by przypuszczać...»

Ale większość albo dlatego, że Go znają i kochają, albo dlatego że pragną szczerze Go poznać, nie żywiąc nienawiści, naciska ze słowami:

«Odbierzesz nam to święto w Święcie? Dobry Nauczycielu, nie możesz tego uczynić! Wielu z nas poniosło ofiary, aby tu pozostać w oczekiwaniu na Ciebie...»

I niektórzy uciszają szydzących lub tym samym tonem odpowiadają wyśmiewającym się. Jest jasne, że tłum byłby gotów zgnieść niegodziwą mniejszość. Należący do niej, chytrzy i podstępni, pojmują to i nie tylko milkną, lecz usiłują odejść. Wielu [obecnych] w Świątyni nie waha się rzucać epitety w plecy odchodzącym. Inni zaś, starsi i bardziej roztropni, zwracają się do Jezusa mówiąc:

«[Powiedz,] Ty, który wiesz, cóż się stanie z tym miejscem, z tym miastem, z całym Izraelem, który nie daje posłuchu Głosowi Pana?»

Jezus spogląda ze współczuciem na te siwiejące lub zupełnie siwe głowy i odpowiada:

«Jeremiasz mówi wam, co stanie się z tymi, którzy na błysk Gniewu Bożego odpowiadają jeszcze większym grzeszeniem, uznając Bożą litość za dowód słabości ze strony Boga. Z Boga bowiem się nie szydzi, o synowie. Wy, jak mówi Wieczny ustami Jeremiasza, jesteście jak glina w rękach garncarza. Jak glina są ci, którzy się uważają za potężnych. Jak glina są mieszkańcy tego miejsca i ci z królewskiego pałacu. Nie ma potęgi ludzkiej, która by się mogła oprzeć Bogu. A jeśli glina opiera się garncarzowi i przyjmuje dziwaczne, straszliwe kształty, garncarz przerabia ją na nowo w garść gliny. Na nowo formuje swą wazę, aż ta się przekona, że garncarz jest mocniejszy, i aż się podda jego woli. Może się też zdarzyć, że waza rozpadnie się na kawałki, gdyż uporczywie nie daje się wymodelować, gdyż nie przyjmuje wody, którą garncarz ją zwilża, aby móc ją bez rys ukształtować. Wtedy garncarz wyrzuca na śmietnik krnąbrną glinę – te bezużyteczne skorupy, zbuntowane wobec [jego] pracy. Bierze nową glinę i formuje ją, nadając jej kształt, który mu się wydaje najlepszy. Czy to nie tak mówi Prorok, posługując się obrazem garncarza i glinianej wazy? Tak. I powtarzając słowa Pana mówi: „Oto bowiem jak glina w ręku garncarza, tak jesteście wy, domu Izraela, w ręku Boga”. I Pan dodaje, aby ostrzec opierających się, iż jedynie pokuta i przyjęcie upomnień Boga może zmienić wyrok i karę Bożą grożącą zbuntowanemu ludowi.

Izrael się nie nawrócił. Dlatego groźby Boga uderzyły w Izrael jeden i dziesięć razy. Izrael nawet teraz się nie nawraca, teraz, gdy to nie prorok, lecz więcej niż prorok mówi do Izraela. I Bóg, który okazał Izraelowi najwyższe miłosierdzie i który Mnie posłał, mówi wam teraz: „Ponieważ nie skłaniacie swego ucha ku Memu własnemu Głosowi, Ja odwrócę się od dobra, jakie wam uczyniłem, i zgotuję wam nieszczęście.” I Ja, który jestem Miłosierdziem, choć wiem, że Mój Głos rozbrzmiewa na darmo, wołam do Izraela: „Niech każdy odwróci się od swej złej drogi. Niech każdy poprawi swe postępowanie i swe skłonności. Wtedy, gdy plan Boga wypełni się nad winnym narodem, przynajmniej najlepsi jego obywatele – utraciwszy wszelkie dobra, wolność, jedność - zachowają ducha wolnego od winy. Będą oni połączeni z Bogiem i nie utracą swych dóbr wiecznych tak, jak utracą dobra ziemskie”.

Wizje proroków nie są pozbawione celu: celem jest ostrzeżenie ludzi przed tym, co może nadejść. Jest powiedziane – przez symbol wazy z wypalonej gliny i roztrzaskanej w obecności ludu – co czeka miasta i królestwa, które się nie poddadzą Panu. I...»

Starszyzna, uczeni w Piśmie, doktorzy i faryzeusze, którzy się przedtem oddalili, poszli uprzedzić straże ze Świątyni i urzędników czuwających nad porządkiem. Jeden z nich idzie ku Jezusowi. Prowadzi ze sobą garstkę tych śmiesznych papierowych żołnierzy. Z wojowników mają oni jedynie twarze, na których maluje się mieszanina głupoty z odrobiną przebiegłości oraz bardzo widocznej nieugiętości, by nie rzec: brutalności. Nauczyciel przemawia, oparty o kolumnę Portyku Pogan. Otacza Go tłum, formujący wokół Niego nieprzenikniony krąg. Urzędnik krzyczy do Jezusa:

«Wynoś się! Albo przepędzą Cię moi żołnierze...»

«Uuuu! Uuuu! – krzyczą ludzie – Wielkie zielone muchy! Herosi walczący z barankami! A nie potraficie uwięzić tych, którzy czynią z Jerozolimy dom publiczny, a ze Świątyni – targowisko! Wy się stąd wynoście, tchórzliwe zające, idźcie do kun... Uuuu!...»

Ludzie przeciwstawiają się tym papierowym żołnierzom i jasno wyrażają swą niechęć wobec obrażających Nauczyciela.

«Jestem posłuszny otrzymanym rozkazom...» – mówi na swe usprawiedliwienie przywódca straży.

«Jesteś posłuszny szatanowi, a nie zauważasz tego. Idź, idź teraz błagać o litość za to, że ośmieliłeś się znieważyć Nauczyciela i grozić Mu! Nie tyka się Nauczyciela! Zrozumieliście? Wy nas prześladujecie, On zaś jest przyjacielem ubogich. Wy nas psujecie, On jest Nauczycielem świętym. Wy jesteście naszą zgubą, On jest naszym Ocaleniem. Wy – pełni przewrotności, On – pełen dobroci. Wynocha stąd albo zrobimy z wami to, co zrobił w Modin Matatiasz. Zrzucimy was ze stoku Morii tak samo jak ołtarze bożków. Dokonamy oczyszczenia, obmywając sprofanowane miejsce waszą krwią. Stopy jedynego Świętego w Izraelu będą kroczyć po tej krwi, aby dojść do Świętego Świętych, i On będzie królować: Ten, który na to zasługuje! Wynoście się stąd! Wy i wasi panowie! Odejdźcie, najemne zbiry służące zbirom...»

Straszliwa wrzawa... Z Antonii przybiegają rzymscy strażnicy z starszym oficerem, poważnym, sprawnym [w działaniu]:

«Przejście, dranie! Co się dzieje? Rozszarpujecie się nawzajem z powodu jednego z waszych parszywych baranków?»

«Buntują się przeciw żołnierzom...» – zamierza wyjaśnić urzędnik.

«Na Marsa niepokonanego! Oni?... to żołnierze? Cha! Cha! Idź walczyć z karaluchami, piwniczny wojowniku. Wy mówcie...» – nakazuje ludziom.

«Chcieli zmusić do milczenia Rabbiego Galilejczyka. Chcieli Go przegonić, być może ująć...»

«Galilejczyka? Non licet. Nie wolno. W języku Rzymu powtarzam wam słowo tego, którego pozbawiono głowy. Cha! Cha! Idź do budy ty i twoje psy. Tam jest miejsce nawet dla brytanów. Nawet i te wilczyca potrafi rozszarpać na kawałki... Rozumiecie? Jedynie Rzym ma prawo osądzać. A Ty, Galilejczyku, opowiadaj Swoje bajki... Cha! Cha!»

Odwraca się zamaszyście i odchodzi w zbroi błyszczącej w słońcu.

«Całkiem jak u Jeremiasza...» [– mówi ktoś. Inny odpowiada:]

«Powinieneś powiedzieć: jak u wszystkich proroków...»

«Bóg jednak zatryumfuje.»

«Nauczycielu, mów dalej. Żmije uciekły.»

«Nie, pozwólcie Mu odejść, aby Go nie ujęły z większymi siłami nowe Paszchury...»

«Nie ma niebezpieczeństwa... Póki trwa ryk lwa, hieny nie wychodzą...»

Ludzie rozmawiają i komentują pośród istnej wrzawy.

«Mylicie się – mówi jakiś [pozornie] bardzo słodki faryzeusz, owinięty płaszczem, mający ze sobą kilku sobie podobnych, zapewne doktorów Prawa. – Mylicie się. Nie powinniście uważać, że cała grupa jest jak tych kilku, którzy do niej należą. Nie! Nie! Dobro i zło jest na każdej roślinie.»

«Tak. Figi są zwykle słodkie, a jednak jeśli są zielone lub przejrzałe, są cierpkie i kwaśne. Wy jesteście kwaśni jak [owoce] ze złego kosza proroka Jeremiasza» - mówi spośród tłumu ktoś, kogo nie znam. Musi jednak być dobrze znany wielu i także potężny, gdyż widzę w tłumie wielką [okazywaną mu] przychylność. Faryzeusz przyjmuje cios bez reagowania. Przeciwnie, jeszcze słodszy, zwraca się do Nauczyciela ze słowami:

«Wspaniały temat dla Twej mądrości. Mów do nas, o Rabbi, na ten temat. Twoje wyjaśnienia są tak... nowe... tak... uczone... Kosztujemy je z wielkim głodem.»

Jezus patrzy uważnie na ten okaz faryzeusza, a następnie mu odpowiada:

«Ty odczuwasz również inny głód, o którym nie mówisz, o Elchiaszu, i twoi przyjaciele także. Ale i ten pokarm będzie wam dany... bardziej kwaśny niż te figi. On wam wyniszczy wnętrze, tak samo jak cierpkie figi niszczą wnętrzności.»

«Nie, Nauczycielu, przysięgam Ci to na Boga Żywego! Moi przyjaciele i ja nie mamy innego głodu jak tylko pragnienie słuchania Ciebie... Bóg widzi, czy my...»

«Wystarczy. Człowiek uczciwy nie potrzebuje przysięgać. Jego działania to przysięgi i świadectwa. Ale nie będę mówił o figach smacznych ani o figach zepsutych...» [– mówi Jezus.]

«Dlaczego, Nauczycielu? Czy się obawiasz, żeby zdarzenia nie zaprzeczyły Twoim wyjaśnieniom?» [– pyta faryzeusz.]

«O, nie! Przeciwnie...» [– odpowiada Jezus.]

«Zatem dla nas przewidujesz udręki, potworności, miecz, zarazę, głód?»

«To i więcej» [– odpowiada mu Jezus.]

«Więcej? Co? Bóg nas więc już nie kocha?» [– pyta faryzeusz.]

«Kocha was tak bardzo, że wypełnił Swą obietnicę...»

«Ty? Ty jesteś Obietnicą?»

«Jestem» [– przyznaje Jezus.]

«Kiedy więc utworzysz Swe Królestwo?»

«Jego podstawy już istnieją.»

«Gdzie? Gdzie?» [– dopytuje się faryzeusz.]

«W sercu dobrych» [– wyjaśnia mu Jezus.]

«Ależ to nie jest Królestwo! To pouczanie!»

«Moje Królestwo, duchowe, ma duchy jako poddanych. A duchy nie potrzebują pałaców, domów, wojska, murów, lecz poznania Słowa Bożego i wprowadzania Go w życie. To właśnie dzieje się w dobrych» [– wyjaśnia Jezus.]

«Ale czy Ty możesz wypowiadać to Słowo? Kto Ci na to pozwala?»

«Posiadanie» [– stwierdza Jezus.]

«Jakie posiadanie?» [– pyta faryzeusz.]

«Posiadanie Słowa. Ja daję to, czym jestem. Kto ma życie, może dawać życie. Kto ma pieniądze, może dawać pieniądze. Moją Wieczną Naturą jest posiadanie Słowa wyjaśniającego Bożą Myśl. I daję to Słowo, gdyż Miłość skłania Mnie do tego daru, aby poznano Myśl Najwyższego, który jest Moim Ojcem.»

«Uważaj na to, co mówisz! To śmiały język! Mógłby Ci zaszkodzić!» [– ostrzega faryzeusz. Jezus mu odpowiada:]

«Bardziej zaszkodziłoby Mi kłamstwo, gdyż to by znaczyło wypaczyć Moją Naturę i zaprzeczyć Temu, od którego pochodzę...»

«Jesteś więc Bogiem, Słowem Boga?»

«Jestem» [– stwierdza Jezus.]

«I w ten sposób to mówisz? W obecności tak wielu świadków, którzy mogliby temu zaprzeczyć?»

«Prawda nie kłamie. Prawda nie kalkuluje. Prawda jest bohaterska» [– oświadcza Jezus.]

«I to jest prawda?» [– pyta faryzeusz.]

«Prawdą jest Ten, który do was mówi, gdyż Słowo Boże tłumaczy Myśl Boga, a Bóg jest Prawdą.»

Ludzie zamienili się w słuch. W milczeniu i z uwagą śledzą dyskusję, która toczy się bez zażartości. Przybyli jeszcze inni, z dalszych miejsc. Lud wypełnia dziedziniec po brzegi. Setki twarzy są zwrócone ku jednemu punktowi. Przez wyloty prowadzące na inne dziedzińce ukazuje się tłum z wyciągającymi się szyjami, aby widzieć i słyszeć...

Elchiasz, członek Sanhedrynu, i jego przyjaciele spoglądają na siebie... To jakby przekaz telefoniczny przez spojrzenia. Ale opanowują się. I nawet stary doktor [Prawa] pyta całkiem grzecznie:

«A co powinno się czynić dla zapobieżenia karom, które przewidujesz?»

«Iść za Mną, a przede wszystkim wierzyć Mi. I jeszcze więcej: kochać Mnie» [– odpowiada Jezus.]

«Przynosisz szczęście?» [– dopytuje się faryzeusz.]

«Nie. Jestem Zbawicielem» [– odpowiada Jezus.]

«Nie masz wojska...» [– stwierdza faryzeusz.]

«Mam Siebie. Przypomnij sobie, przypomnijcie sobie dla waszego dobra, z litości dla waszych dusz, przypomnijcie sobie słowa Pana skierowane do Mojżesza i Aarona, kiedy byli jeszcze w Egipcie: „Niech każdy członek ludu Bożego weźmie baranka bez skazy, samca jednorocznego. Jednego na dom. A jeśli liczba osób w rodzinie nie jest wystarczająca do spożycia całego baranka, weźcie go z sąsiadami. I złożycie go w ofierze czternastego dnia miesiąca Abid, który teraz nazywa się Nisan. I niech krwią ofiarowanego baranka obmyje się futryny i gzymsy drzwi waszych domów. A w nocy będziecie spożywać mięso upieczone w ogniu z chlebem niekwaszonym i dziką sałatą. To, co by mogło pozostać, spalicie w ogniu. Będziecie jeść z przepasanymi biodrami i z obutymi nogami, z laską w ręku, pośpiesznie, gdyż nastąpi przejście Pana. Tej nocy Ja przejdę, uderzając wszystkich pierworodnych wśród ludzi i zwierząt, którzy będą się znajdować w domach, nie oznaczonych krwią baranka.” Obecnie, w czasie nowego przejścia Boga, najprawdziwszego przejścia – gdyż Bóg rzeczywiście przechodzi pośród was w sposób widoczny, rozpoznawalny w Swych znakach – zbawienie będzie udziałem tych, którzy są naznaczeni znakiem Krwi Baranka. Zaprawdę wszyscy zostaną nim naznaczeni. Ale jedynie ci, którzy kochają Baranka i którzy pokochają Jego Znak, osiągną zbawienie przez tę Krew. Dla innych będzie on znakiem Kaina. A wiecie, że Kain nie zasłużył na oglądanie oblicza Pana i nie doznał już nigdy odpoczynku. Odszedł, ogarnięty niepokojem sumienia, który go ścigał, dotknięty karą przez szatana: swego okrutnego nauczyciela. I błąkał się, uciekając po ziemi, jak długo żył. Wielki, wielki symbol Ludu, który uderzy nowego Abla...»

«Ezechiel także mówi o [znaku] Tau... Czy sądzisz, że Tau Ezechiela to również Twój Znak?»

«Tak. To on» [– potwierdza Jezus.]

«Oskarżasz nas więc, że w Jerozolimie są [rzeczy] odrażające?»

«Chciałbym móc tego nie robić, lecz tak jest» [– mówi Jezus.]

«Ale czy pośród tych, którzy są naznaczeni [znakiem] Tau, nie ma grzeszników? Możesz to poprzysiąc?» [– pytają Go dalej.]

«Ja nie przysięgam. Powiem tylko, że jeśli pośród naznaczonych znajdą się grzesznicy, jeszcze straszniejsza będzie ich kara, gdyż cudzołożnicy duchowi, odstępcy, zabójcy Boga – którymi się staną, choć wcześniej byli Jego uczniami – będą największymi w Piekle.»

«Ale ci, którzy nie mogą uwierzyć, że Ty jesteś Bogiem, nie będą mieli grzechu. Będą usprawiedliwieni...»

«Nie [– zaprzecza Jezus]. Gdybyście nie poznali Mnie, gdybyście nie mogli dostrzec Moich dzieł, gdybyście nie mogli sprawdzić Moich słów, nie mielibyście winy. Gdybyście nie byli doktorami w Izraelu, nie mielibyście winy. Wy jednak znacie Pisma i widzicie Moje dzieła. Możecie dokonać porównania. Jeśli uczynicie to uczciwie, ujrzycie Mnie w słowach Pisma. Widzicie we Mnie słowa Pisma zamienione na czyny. Nie zostaniecie zatem usprawiedliwieni za to, że Mnie nie rozpoznaliście i że Mnie znienawidziliście. Zbyt wiele jest odstępstwa, zbyt wiele bożków, zbyt wiele nierządu tam, gdzie powinien być jedynie sam Bóg. Tak [dzieje się] w każdym miejscu, gdzie jesteście. Zbawienie polega na odrzuceniu tego i na przyjęciu Prawdy, która mówi do was. W rezultacie tam, gdzie zabijacie lub usiłujecie zabijać, sami zostaniecie doprowadzeni do śmierci. I z tej przyczyny zostaniecie osądzeni na krańcach Izraela – tam, gdzie upada wszelka ludzka władza, gdzie sam Wieczny jest Sędzią tych, których stworzył» [– wyjaśnia im Jezus.]

«Dlaczego mówisz w ten sposób, Panie? Jesteś surowy!»

«Jestem prawdomówny. Jestem Światłością. Światłość została wysłana dla oświecenia Ciemności. Jednak Światłość musi jaśnieć swobodnie. Byłoby daremne, gdyby Najwyższy zsyłał Swe Światło, aby następnie nałożyć korzec na to Światło. Nawet ludzie tak nie postępują, gdy zapalają światło. Przecież byłoby bezużyteczne zapalanie go. Jeśli je zapalają, czynią to po to, aby oświetlało i aby ten, kto wchodzi, mógł je ujrzeć. Ja przychodzę postawić Światło w zamroczonym ziemskim domu Mego Ojca, aby ci, którzy się w nim znajdują, widzieli jasno. I Światłość oświeca. Błogosławcie ją, gdy swymi bardzo jasnymi promieniami ukazuje wam gady, skorpiony, zasadzki, pajęczyny, pęknięcia murów. Czyni to z miłości do was, aby wam dać możność poznania siebie; abyście się stali ponownie czyści; aby przegonić szkodliwe zwierzęta: namiętności i grzechy; aby was odnowić, nim będzie zbyt późno; abyście – nim wpadniecie do zasadzki szatana – ujrzeli, że na niej stawiacie stopy. Aby jednak widzieć, oprócz jasnego światła potrzeba wyraźnie [widzącego] oka. Światło nie przechodzi przez oko, które choroba okryła nieczystościami. Oczyśćcie wasze oczy, oczyśćcie ducha, aby Światłość mogła w was zstąpić. Po co niszczeć w Ciemnościach, gdy Najlepszy zsyła wam Światło i Lekarstwo, aby was uzdrowić? Jeszcze nie jest za późno. W godzinie, która wam pozostaje, przyjdźcie, przyjdźcie do Światłości, do Prawdy, do Życia. Przyjdźcie do waszego Zbawiciela, który do was wyciąga ramiona, który otwiera przed wami Swe serce, który was błaga o przyjęcie Go dla waszego wiecznego dobra.»

Jezus naprawdę błaga, błaga z miłością. Jest pozbawiony tego wszystkiego, co nie jest miłością... Nawet najbardziej okrutni, najbardziej zatwardziali, upojeni nienawiścią, odczuwają to i broń wypada im z rąk. Ich trucizna nie ma już mocy, by wytrysnąć kwasem. Spoglądają na siebie. Potem Elchiasz w imieniu wszystkich mówi:

[por. Łk 11,37n] «Dobrze powiedziałeś, Nauczycielu! Proszę Cię, abyś przyjął [zaproszenie] na ucztę, jaką wydam dla uczczenia Ciebie.»

«Nie proszę o żadną inną chwałę, jak tylko zdobycie waszych dusz. Pozostaw Mnie Mojemu ubóstwu...» [– prosi Jezus.]

«Chcesz mnie znieważyć odmawiając?!»

«To nie jest zniewaga. Proszę cię, abyś Mnie pozostawił z Mymi przyjaciółmi.»

«Ależ oni również! Któż może w to wątpić? Ich [zapraszam] z Tobą. To wielki zaszczyt dla mojego domu!... Wielki zaszczyt!... Chodzisz do innych wielkich! Dlaczego nie do Elchiasza?»

«Dobrze... przyjdę. Ale wierz Mi, że nie będę mógł powiedzieć ci w zaciszu twego domu słów odmiennych od tych, które powiedziałem tutaj, pośród ludu» [– mówi Jezus.]

«Ja też nie! Ani moi przyjaciele! Czy możesz jeszcze wątpić?»

Jezus przygląda się Elchiaszowi bacznie, uważnie. Potem mówi:

«Wątpię jedynie w to, czego nie wiem. Ale znam myśli ludzi. Chodźmy więc do twego domu... Pokój tym, którzy Mnie słuchali.»

I u boku Elchiasza wychodzi ze Świątyni, a za Nim – Jego apostołowie, bez entuzjazmu, wymieszani z przyjaciółmi Elchiasza.


   

Przekład: "Vox Domini"