Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

101. APOSTOŁOWIE W SWOIM GRONIE  Z JEZUSEM. JEZUS I PIOTR.

Napisane 8 kwietnia 1946. A, 8238-8245

Grupa apostołów zostawia w tyle równinę i kieruje się ku Jerozolimie przypadkowymi drogami, przez góry i doliny. Dla skrócenia drogi porzucili wielkie szlaki, aby iść mało uczęszczanymi skrótami, uciążliwymi, lecz bardzo szybkimi.

Są właśnie w głębi zielonej przełęczy, dobrze nawodnionej i bogatej w kwiaty. Nie brak tu pachnących roślin. To sprawia, że Tadeusz zauważa, iż bardzo słusznie nazywa się konwalię „lilią doliny”. Wychwala jej delikatny zapach i kruche piękno, choć jest równocześnie bardzo silna.

«Jednakże to są lilie wywrócone do góry nogami - zauważa Tomasz. – Spoglądają w dół zamiast patrzeć do góry.»

«A jakie są malutkie! Mamy kwiaty o wiele bardziej okazałe. Nie wiem, dlaczego te tak bardzo chwalono...» – mówi Judasz potrącając pogardliwie stopą kępkę kwitnących konwalii.

«Nie! Dlaczego? Są takie miłe!» – reaguje Andrzej w obronie biednych kwiatków i pochyla się, aby pozbierać połamane łodyżki.

«Można powiedzieć, że to siano, nic więcej. Piękniejszy jest kwiat agawy, tak dostojny, tak potężny, godny Boga i kwitnienia dla Boga» [ – mówi Judasz.]

«Ja widzę Boga bardziej w tych maleńkich kielichach... Spójrz, jaki wdzięk!... Koronkowe, niemal wklęsłe... Wydaje się, że są z alabastru, z nieskażonego wosku, wyrobione maleńkimi dłońmi... A tymczasem, uczynił je Ktoś Olbrzymi! O! Potęga Boga!...» – Andrzej jest jakby w ekstazie w czasie przypatrywania się kwiatom i rozmyślania nad stwórczą Doskonałością.

«Wydajesz mi się babą niezrównoważoną z powodu choroby!...» – szydzi Judasz z Kariotu ze złym uśmiechem.

«Nie – odzywa się Tomasz. – Jestem złotnikiem i znam się na tym. Ja też uważam, że te kwiatki są doskonałe. O wiele trudniej zrobić je z metalu niż agawę. Wiedz dobrze, przyjacielu, że właśnie to, co nieskończenie małe, ujawnia talent artysty. Daj mi jedną łodyżkę, Andrzeju... A ty z twoim przytępionym okiem, które podziwia jedynie to, co wielkie, podejdź tu i obserwuj. Jakiż artysta mógł uczynić te kielichy tak lekkie, tak doskonałe, przyozdobić je tymi maleńkimi topazami w głębi i połączyć je z nóżką tej filigranowej łodygi, tak wygiętej, tak zwiewnej... Ależ to cud!...»

«O! Jacyż poeci powstali pośród nas! Ty też, Tomaszu, taki...» [– odzywa się znowu Judasz.]

«Nie jestem głupcem ani babą, wiesz? Lecz artystą, artystą wrażliwym, i szczycę się tym. Nauczycielu, Tobie się podobają?» – Tomasz woła do Nauczyciela, który słuchał wszystkiego bez słowa.

«Wszystko podoba Mi się w Stworzeniu, lecz te kwiaty należą do Moich najbardziej ulubionych...»

«Dlaczego?» – pyta wielu.

Judasz zaś odzywa się: «Nawet żmije Ci się podobają?» Śmieje się.

«Nawet one. Są pożyteczne...» [– odpowiada Jezus.]

«Do czego?» – pyta wielu.

«Do kąsania. Cha! Cha! Cha!» – odzywa się Judasz z raniącym śmiechem.

«Zatem powinny bardzo podobać się tobie» – odcina się Tadeusz, ucinając jego śmiech przez aluzję jasno wyrażoną. Teraz to inni śmieją się z tego dobrze wymierzonego ciosu.

Jezus się nie śmieje. Przeciwnie, jest blady i i smutny. Spogląda na Swoich dwunastu, a szczególnie na dwóch przeciwników, którzy patrzą na siebie – jeden z gniewem, a drugi z surowością. I odpowiada wszystkim, a w szczególności Iskariocie.

«Skoro Bóg je uczynił, to znaczy, że są pożyteczne. Nie ma nic całkowicie szkodliwego w stworzeniu. Jedynie Zło jest wyraźnie i wyłącznie szkodliwe, a biada tym, którzy pozwalają Mu się ukąsić. Jeden z owoców jego ukąszenia to niezdolność do odróżniania Dobra od Zła, to zwrócenie rozumu i zepsutego sumienia w kierunku rzeczy, które nie są dobre; to ślepota duchowa poprzez którą, o Judaszu, synu Szymona, nie widzi się już blasku potęgi Boga, [ukazującej się] nawet w najmniejszych rzeczach. Ona jest zapisana w tym kwiecie, w jego pięknie, woni, formie tak innej niż każdego innego kwiatu, w tej kropli rosy, która drży i błyszczy zawieszona na woskowej rzęsie maleńkiego płatka. Zdaje się ona łzą wdzięczności wobec Stwórcy, który wszystko strzył i wszystko dobrze uczynił. Wszystko jest pożyteczne, wszystko zróżnicowane. Jest jednak powiedziane, że wszystko było piękne dla pierwszych rodziców, aż do chwili gdy ich dotknęła ślepota grzechu... I wszystko im mówiło o Bogu aż do chwili, gdy do rzeczy czy raczej do ich źrenic został wsączony płyn zniekształcający ich zdolność widzenia Boga... Teraz też Bóg ujawnia się tym bardziej, im bardziej duch panuje w stworzeniu...»

[Judasz przerywa Jezusowi:] «Salomon wyśpiewywał cuda Boga, tak samo Dawid... a duch nie był ich królem! Nauczycielu, tym razem przyłapałem Cię na błędzie.»

«Ależ ty jesteś bezczelny! Jakże możesz się ośmielić tak mówić?» – mówi oburzony Bartłomiej. [Jezus go uspokaja:]

«Zostaw go... Nie zważam na to. To są słowa, które wiatr unosi, a trawy i drzewa się nimi nie gorszą. Tylko my sami, którzyśmy je usłyszeli, potrafimy nadać im wagę, na jaką zasługują, prawda? Ale my nie będziemy o nich pamiętać. Młodość jest często nieroztropna, Bartłomieju. Miejcie nad nią litość... Ktoś jednak zapytał mnie, dlaczego wolę lilię z doliny... Tak odpowiadam: „Z powodu jej pokory”. Wszystko w niej mówi o pokorze... Miejsca, które kocha... postawa kwiatu... Ona przywodzi Mi na myśl Moją Matkę... Ten kwiat... Tak mały! A jednak, spójrzcie, jaki zapach wydziela jeden kwiat. Wszędzie wokół powietrze jest nasycone jego wonią... Również Moja Matka... pokorna, powściągliwa, nieznana, która chciała pozostać tylko nieznaną... A jednak zapach Jej świętości był tak silny, że przyciągnął Mnie z Nieba...»

«Widzisz w tym kwiecie symbol Twej Matki?»

«Tak, Tomaszu» [– odpowiada Jezus.]

«I sądzisz, że nasi przodkowie, wychwalając lilie z dolin, przeczuwali to? – dopytuje się Juda, syn Alfeusza – W takim razie przyrównywali Ją do innych roślin i do innych kwiatów: do róży, do oliwki; do pełnych wdzięku ptaków: do turkawki i gołębicy...»

«Każdy mówił o tym, co widział najpiękniejszego w stworzeniu. A pośród stworzeń to Ona zaiste jest Cała Piękna. Lecz Ja nazwałbym Ją Lilią z doliny i Oliwką popokoju, gdybym miał głosić Jej pochwały...»

I Jezus wycisza się i rozpromienia na myśl o Swej Matce, i oddala się, aby być sam...

Idą dalej, pomimo upału w środku dnia, gdyż drzewa rosną pośrodku przełęczy jedno przy drugim, chroniąc przed słońcem. Piotr po chwili przyspiesza kroku i dogania Nauczyciela. Woła Go cicho: «Mój Nauczycielu!»

«Mój Piotrze!»

«Czy będę Ci przeszkadzał, kiedy pójdę z Tobą?»

«Nie, przyjacielu. Cóż tak pilnego chcesz Mi powiedzieć, że starasz się podejść do swego Nauczyciela?»

«Pytanie... Nauczycielu, jestem człowiekiem ciekawym...» [– przyznaje się Piotr.]

«A więc?» – Jezus uśmiecha się spoglądając na Swego apostoła.

«Lubię wiedzieć o tylu sprawach...»

«To wada, Mój Piotrze» [– mówi Jezus.]

«Wiem o tym... ale myślę, że tym razem to nie jest wada. Gdybym chciawiedzieć o sprawach, których [wiedzieć] nie trzeba, o jakichś nikczemnościach, żeby móc krytykować tego, kto je popełnił, o, wtedy byłaby to wada. Ale widzisz, że nie zapytałem Cię, czy Judasz miał udział w wezwaniu Cię do Beter i dlaczego...»

«Ale miałeś na to wielką ochotę...» [– przerywa mu Jezus.]

«Tak. To prawda. Ale, skoro się temu przeciwstawiłem, czyż nie jest to tym większą zasługą?» [– pyta Piotr.]

«To wielka zasługa. Jakże wielką zasługą jest zapanowanie nad sobą. Ujawnia w człowieku, który tak postępuje, dobry i poważny rozwój ducha, prawdziwe dążenie do nauczenia się i przyswojenia sobie pouczeń Nauczyciela» [– wyjaśnia Jezus.]

«Tak? I jesteś z tego powodu zadowolony?»

«O! Piotrze, pytasz Mnie o to? Jestem z tego powodu szczęśliwy» [– odpowiada Jezus apostołowi.]

«Tak? Naprawdę? O mój Nauczycielu! W takim razie to biedny Szymon jest tym, który Cię tak uszczęśliwia?»

«Tak. Czy jednak nie wiedziałeś już o tym?» [– pyta Jezus.]

«Nie ośmielałem się w to uwierzyć, ale widząc Cię tak szczęśliwego wczoraj, kazałem [Janowi] Cię zapytać. Myślałem bowiem, że być może to Judasz staje się lepszym... choć nie mam na to dowodów... ale mogę źle widzieć. Jan mi powiedział, że odpowiedziałeś, iż jesteś szczęśliwy, bo jest ktoś, kto się uświęca... Potem przed chwilą stwierdziłeś, że jesteś ze mnie zadowolony, bo się poprawiam. Teraz to wiem. Tym, który Cię uszczęśliwia i cieszy, jestem ja, biedny Szymon... Jednakże teraz chciałbym, aby moje ofiary dokonały przemiany Judasza. Nie jestem zazdrosny. Chciałbym, żeby wszyscy stali się doskonali, abyś Ty był w pełni szczęśliwy. Czy mi się to uda?»

«Ufaj, Szymonie, ufaj i nie ustawaj» [– zachęca go Jezus.]

«Dokonam tego! Z pewnością tego dokonam. Dla Ciebie... i także dla niego. Bo to z pewnością nie jest radosne, kiedy jest się wciąż takim... W końcu... on mógłby być przecież moim synem... Hmmm! Naprawdę wolę służyć za ojca Margcjamowi! Ale... będę i jemu ojcem, starając się dać mu duszę godną Ciebie...»

«...i ciebie, Szymonie» – Jezus pochyla się, całując jego włosy.

Piotra napełnia szczęście... Po chwili pyta:

«I nic innego mi nie powiesz? Nie ma nic więcej dobrego? Jakiś kwiat pośród cierni, jakie wszędzie spotykasz?»

«Tak. Pewien przyjaciel Józefa powraca do Światła.»

«Naprawdę? Członek Sanhedrynu?» [– dopytuje się Piotr.]

«Tak, ale o tym nie trzeba mówić. Trzeba się modlić, cierpieć dla niego. Nie pytasz Mnie, kto to taki? Nie jesteś ciekaw?»

«Bardzo! Ale nie pytam o to. To ofiara za tego nieznajomego.»

«Bądź błogosławiony, Szymonie! Dziś czynisz Mnie naprawdę szczęśliwym. Postępuj tak nadal, a Ja będę cię kochał coraz bardziej i Bóg będzie cię coraz bardziej kochał. Teraz zatrzymajmy się, aby zaczekać na innych...»


   

Przekład: "Vox Domini"