Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
100. CUD ZEBRANIA KŁOSÓW NA RÓWNINIE
Napisane 27 września 1944. A, 3652-3666
Jezus przechodzi wraz z uczniami przez całkiem jasne pola. Jest bardzo ciepło, choć to pierwsze godziny dnia. Żniwiarze pracują pośród bruzd całych porośniętych kłosami zbóż, dokonując wyłomów w złocie zbóż. Sierpy błyszczą przez chwilę w słońcu, a potem nikną w kłosach, by pojawić się ponownie na chwilę z drugiej strony. Wiązka zboża zgina się i kładzie się, jakby była zmęczona tym, że przez całe miesiące stała na ziemi ogrzewanej słońcem. Za ścinającymi przechodzą niewiasty, wiążąc wiązki. Cała wieś jest zajęta pracą. Plon był bardzo obfity i żniwiarze cieszą się tym.
Gdy grupa apostołów przechodzi drogą, a pracujący są bliżej, wielu na chwilę przerywa pracę. Wspierają się na sierpach, ocierają pot i przyglądają się. Tak samo czynią niewiasty wiążące zboże. W jasnych szatach, z głowami okrytymi białym płótnem, wyglądają jak kwiaty: maki, chabry i stokrotki, wyłaniające się z ziemi pozbawionej zbóż. Mężczyźni w krótkich tunikach, popielatych lub żółtawych, mniej przyciągają wzrok. Jasne jest jedynie na nich płótno powiązane na głowie tasiemką, opadające na kark i policzki. Twarze przybrązowione słońcem wydają się w tej bieli jeszcze ciemniejsze.
Jezus, widząc, że Go dostrzegają przechodzi pozdrawiając:
«Pokój i błogosławieństwo Boże niech będzie z wami!»
Tamci odpowiadają:
«Niech Boże błogosławieństwo spocznie na Tobie!»
A inni prościej: «Niech będzie i nad Tobą!»
Niektórzy, bardziej rozmowni, zwracają uwagę Jezusa na swe plony, mówiąc: «Dobry był ten rok. Spójrz na mocne kłosy i na to, jak są liczne w bruzdach. Ścinanie ich jest męczące, ale to chleb!...»
«Bądźcie za to wdzięczni Panu. A wiecie, że to nie słowami, lecz czynami powinno się okazywać wdzięczność. Bądźcie miłosierni dzięki tym zbiorom, myśląc o tym, że Wszechmogący był miłosierny, dając Swą rosę i słońce waszym polom, abyście mieli wiele ziarna. Przypomnijcie sobie nakaz z Księgi Powtórzonego Prawa. Zbierając bogactwa, jakie Bóg wam dał, pomyślcie o człowieku, który nic nie ma, i pozostawcie mu trochę z waszego zbioru. To będzie święte zaniedbanie, gdy okażecie miłość waszemu bliźniemu i Bogu, który widzi. Lepiej coś pozostawić niż wszystko chciwie pozbierać. Bóg błogosławi hojnych. Dawanie lepsze jest niż branie, bo to zobowiązuje Boga, który jest sprawiedliwy, do dawania hojnej odpłaty temu, kto miał litość.»
Jezus przechodzi, powtarzając Swe rady [dotyczące okazywania] miłości.
Słońce pali coraz mocniej. Żniwiarze przerywają pracę. Mieszkający blisko, wracają do domów. Inni udają się do cienia, pod drzewa. Tam odpoczywają, jedzą, drzemią.
Także Jezus chroni się w bardzo gęstym zagajniku pośrodku pól. Po odmówieniu modlitwy i ofiarowaniu pożywienia z owoców oraz chleba, sera i oliwek rozdziela je na części. Siedząc na trawie je, rozmawiając z innymi.
Jest cień, świeże powietrze i wielka cisza. Cisza słonecznych godzin lata. Cisza zachęcająca do snu. Rzeczywiście większość drzemie po posiłku. Jezus nie [śpi]. Odpoczywa. Opiera się plecami o drzewo. Obserwuje pracę owadów na kwiatach. W pewnej chwili daje znak Janowi, Judaszowi i jednemu z najstarszych, którego nazywa Bartłomiejem. Kiedy są przy Nim mówi:
«Spójrzcie na tego małego owada. Jaką pracę właśnie wykonuje. Popatrzcie! Od pewnej chwili go obserwuję. Chce z tego tak małego kielicha wyjąć miód, który znajduje się na jego dnie. A ponieważ nie potrafi tego dokonać, popatrzcie, wyciąga najpierw jedną ze swych małych nóżek, potem drugą, macza je w miodzie i zjada go. Właśnie przed chwilą opróżnił kielich. Spójrzcie, jakże wspaniała jest Boża Opatrzność! Wiedząc, że owad bez pewnych organów – stworzony niby chryzolit fruwający ponad zielenią łąk – nie mógłby się wyżywić, wyposażyła jego łapki w maleńkie włoski. Widzicie je? Ty, Bartłomieju? Nie? Spójrz. Teraz go wezmę i pokażę ci pod światło...»
[Jezus] delikatnie ujmuje skarabeusza, który zdaje się przybrązowionym złotem, i odwraca go na Swej dłoni. Skarabeusz udaje martwego i wszyscy trzej obserwują jego małe nóżki. Potem porusza nimi, żeby się wymknąć. Oczywiście nie udaje mu się to, lecz Jezus pomaga mu i stawia go na nóżkach. Stworzonko idzie po dłoni i dochodzi do czubków palców, przechyla się, rozwija skrzydełka, lecz jest nieufne.
«On nie wie, że Ja pragnę jedynie dobra wszystkich istot. Ma swój mały instynkt, doskonały w porównaniu z jego naturą, wystarczający do wszystkiego, czego potrzebuje, ale o wiele niższy od myśli ludzkiej. Zatem owad nie ponosi odpowiedzialności, jeśli działa niewłaściwie. Człowiek – tak. Człowiek posiada w sobie światło wyższej inteligencji i będzie ją posiadał w coraz większym stopniu, im bardziej będzie pouczany o sprawach Bożych. Będzie więc odpowiadał za swe działania.»
«Zatem, Nauczycielu – mówi Bartłomiej – wielka jest nasza odpowiedzialność: nas, których Ty pouczasz.»
«Wielka. A w przyszłości będzie jeszcze większa, gdy Ofiara zostanie dokonana i nadejdzie Odkupienie, a z nim Łaska, będąca siłą i światłem. Po niej zaś przyjdzie Ten, który was jeszcze bardziej uzdolni do chcenia. Człowiek, który potem nie będzie chciał, będzie bardzo odpowiedzialny.»
«Zatem niewielu się zbawi!» [– stwierdza Bartłomiej.]
«Dlaczego, Bartłomieju?» [– pyta Jezus.]
«Bo człowiek jest tak bardzo słaby!» [– odpowiada apostoł.]
«Ale gdyby w swej słabości umacniał się przez ufność pokładaną we Mnie, stałby się silny. Czy sądzicie, że Ja nie rozumiem waszych walk? I że wam nie współczuję w słabościach? Widzicie? Szatan jest jak ten pająk, który właśnie rozciąga swą zasadzkę od tej gałązki do tamtej łodygi. Jest tak delikatna, a tak zdradliwa!... Spójrzcie na tę wspaniałą nitkę. Wygląda jak nieuchwytne filigranowe srebro. Nie będzie jej widać w nocy, a jutro o świcie będzie okryta [jak] wspaniałymi klejnotami nieostrożnymi muszkami, szukającymi w nocy niezbyt czystego pokarmu. Wpadną tam także lekkie motylki, przyciągane tym, co błyszczy...»
Inni apostołowie podeszli i słuchają pouczenia, wyciąganego z [obserwacji] królestwa zwierząt i roślin.
«...A oto Moja miłość czyni w odniesieniu do szatana to, co w tej chwili robi Moja ręka: niszczy tę pajęczynę. Spójrzcie, jak pająk ucieka i kryje się. Boi się silniejszego. Także szatan boi się silniejszego. A tym silniejszym jest Miłość.»
«Czy nie lepiej zniszczyć pająka?» – dopytuje się Piotr, bardzo praktyczny w swych wnioskach.
«Byłoby lepiej. Ale ten pająk wykonuje swe zadanie. To prawda, że zabija małe, jakże piękne motyle, lecz wyniszcza także ogromną ilość brudnych much, które przenoszą zarodki chorób z chorych na zdrowych, z umarłych na żyjących.»
«A w naszym przypadku co [dobrego] czyni pająk?»
«Co czyni, Szymonie? To, co robi w was dobra wola. Niszczy to, co letnie, apatię, zarozumialstwo. Zmusza was do czuwania. Cóż czyni was godnymi nagrody? Walka i zwycięstwo. Czy moglibyście odnieść zwycięstwo, gdybyście nie walczyli? Obecność szatana zmusza do ciągłego czuwania. Potem kochająca was miłość sprawia, że ta obecność nie jest nieuchronnie niszcząca. Jeśli trwacie blisko Miłości, wtedy szatan kusi, lecz staje się niezdolny do prawdziwego zaszkodzenia wam.»
«Zawsze?» [– pyta Zelota.]
«Zawsze. W wielkich i w małych sprawach. Na przykład: rzecz mała. Tobie radzi on daremnie, abyś się zatroszczył o swe zdrowie. To rada przebiegła. Usiłuje cię odłączyć ode Mnie. Miłość jednak trzyma cię blisko, Szymonie, i twoje boleści tracą znaczenie nawet w twoich oczach.»
«O, Panie! Wiesz o tym?...» [– pyta Zelota.]
«Tak. Ale nie dręcz się tym. Chodźmy, chodźmy! Miłość doda ci odwagi. Teraz jest pierwsza, aby się uśmiechnąć do twej ludzkiej natury, drżącej z powodu reumatyzmu...»
Jezus śmieje się ze zmieszania ucznia i tuli go do Siebie, aby go pocieszyć. Nawet śmiejąc się jest pełen dostojeństwa. Inni także się śmieją.
«Kto pójdzie pomóc tej staruszce?» – pyta Jezus, wskazując staruszkę, która pomimo upału zbiera kłosy pośród zżętych bruzd.
«Ja!» – woła Jan, a z nim Tomasz i Jakub.
Jednak Piotr przytrzymuje Jana za rękaw i odciągając go na bok mówi: «Zapytaj Nauczyciela, co Go uszczęśliwia. Pytałem Go, ale powiedział mi jedynie: „Moim szczęściem jest widok duszy szukającej Światła”. Ale jeśli ty Go zapytasz... tobie wszystko powie.»
Jan jest powściągliwy, ale pragnie też dowiedzieć się i sprawić radość Piotrowi. Podchodzi powoli do Jezusa, który jest już na polu i zbiera kłosy. Staruszka, widząc tych wszystkich młodych, rozpaczliwymi gestami usiłuje przyspieszyć swą pracę.
«Niewiasto! Niewiasto! – woła Jezus – Zbieram dla ciebie. Nie zostawaj na słońcu, matko. Zaraz przyjdę.»
Staruszka, zaskoczona tak wielką dobrocią, patrzy uważnie. Potem posłusznie kieruje szczupłą, pochyloną i nieco drżącą sylwetkę ku cieniowi pnia wyznaczającego kraniec posiadłości. Jezus idzie szybko zbierając kłosy. Jan idzie tuż za Nim, dalej – Tomasz i Jakub.
«Nauczycielu – mówi zdyszany Jan – Jak to się dzieje, że znajdujesz tak wiele kłosów? Ja w bruździe obok znajduję ich tak niewiele!»
Jezus uśmiecha się i nic nie mówi. Trudno mi to udowodnić, ale mam wrażenie, że kłosy ścięte, a nie zebrane, znajdują się tam, gdzie pada spojrzenie Boskiego oka. Jezus zbiera i uśmiecha się. Ma w ramionach prawdziwą wiązkę zboża.
«Masz, Janie, weź moją. W ten sposób ty też będziesz miał wiele i stara matka będzie szczęśliwa» [– mówi Jezus.]
«Ależ, Nauczycielu... Dokonujesz cudu? To niemożliwe, że znajdujesz tak wiele!»
«Ciii!!!... To dla tej matki... z myślą o Mojej i o twojej. Spójrz, jaka to staruszka!... Dobry Bóg, który karmi ledwie zrodzonego ptaka, chce napełnić strych tej babci. Będzie mieć chleb na miesiące, które jej jeszcze pozostają. Nie ujrzy już przyszłych żniw. A Ja nie chcę, aby cierpiała głód w czasie swej ostatniej zimy. Teraz będziesz słyszał jej okrzyki. Przygotuj się, Janie, że spuchną ci uszy... jak Ja się przygotowuję na kąpiel łez i pocałunków...»
«Jaki jesteś szczęśliwy, Jezu, od kilku dni! Dlaczego?»
«Ty sam chcesz to wiedzieć czy też ktoś cię do Mnie posłał?»
Jan już zaczerwieniony ze zmęczenia staje się karmazynowy.
Jezus pojmuje i mówi: «Powiedz temu, kto cię posyła, że jeden z Moich braci, który jest chory, usiłuje wyzdrowieć. Jego chęć wyzdrowienia napełnia Mnie radością.»
«Kto to jest, Nauczycielu?» [– dopytuje się Jan.]
«Jeden z twoich braci. Ktoś, kogo Jezus kocha. Grzesznik.»
«Zatem to nikt z nas» [– stwierdza Jan.]
«Janie, czy sądzisz, że pomiędzy wami nie ma grzechu? Uważasz, że mam radość jedynie dzięki wam?»
«Nie, Nauczycielu. Wiem, że my też jesteśmy grzesznikami i że Ty chcesz zbawić wszystkich ludzi» [– odpowiada Jan.]
«A zatem? Powiedziałem ci: „Nie usiłuj się dowiedzieć”, gdy chodziło o odkrycie zła. Mówię ci to samo teraz, gdy chodzi o jutrzenkę dobra...»
«Pokój tobie, matko! Oto nasze kłosy. Moi towarzysze przyjdą z innymi.»
«Niech Cię Bóg pobłogosławi, synu. Jakże mogłeś ich tak wiele znaleźć? To prawda, że nie widzę wyraźnie, ale to są kłosy podwójne, ciężkie, grube...»
Staruszka dotyka je drżącą dłonią, głaszcze, chce je podnieść... ale nie potrafi.
«Pomożemy ci. Gdzie jest twój dom?» [– pyta Jezus.]
«Tam» – wskazuje domek pośrodku pól.
«Jesteś sama, prawda?»
«Tak. Skąd o tym wiesz? A Ty kim jesteś?»
«Jestem kimś, kto ma matkę» [– odpowiada jej Jezus.]
«A on to Twój brat?»
«To Mój przyjaciel.»
„Przyjaciel”, stojąc za Jezusem, daje wielkie znaki staruszce, lecz ona ma przymknięte powieki i nie widzi tego. Z drugiej zaś strony jest zbyt zajęta przyglądaniem się Jezusowi. Jej stare serce matki jest bardzo wzruszone.
«Jesteś spocony, synu. Chodź tutaj do cienia tego drzewa. Usiądź. Spójrz, jak jesteś zlany potem! Otrzyj się moim welonem. Jest zniszczony, ale czysty. Weź, weź, mój synu.»
«Dziękuję, matko» [– mówi Jezus.]
«Błogosławiona niech będzie Twoja Matka - kogoś tak dobrego. Powiedz mi, jakie jest Twoje i Jej imię. Powiem je Bogu, aby was pobłogosławił.»
«Maryja i Jezus.»
«Maryja i Jezus... Maryja i Jezus... Zaczekaj. Kiedyś wiele płakałam... Syn mojego syna został zabity broniąc swego dziecka i mój syn umarł ze smutku... Mówiono, że zabito go, choć był niewinny, bo szukano kogoś o imieniu Jezus... Teraz jestem na progu śmierci i to Imię powraca...»
«Wtedy płakałaś z powodu tego Imienia, matko. Niech teraz to Imię da ci błogosławieństwo...» [– mówi jej Jezus.]
«Ty jesteś tym Jezusem... Powiedz to kobiecie, która wkrótce umrze, a żyła bez przeklinania, bo powiedziano jej, że jej ból przyczynił się do ocalenia Mesjasza Izraela.»
Jan daje jej jeszcze wyraźniejsze znaki, Jezus milczy.
«O! Powiedz mi to. Czy to Ty? Ty, który mnie pobłogosławisz u kresu życia? W imię Boga, mów!»
«To Ja.»
«Ach! – staruszka rzuca się na ziemię – Mój Zbawicielu! Żyłam w oczekiwaniu i nie miałam nadziei Cię ujrzeć. Czy ujrzę Twój tryumf?»
«Nie, matko. Umrzesz jak Mojżesz bez poznania tego dnia. Ale Ja daję ci z wyprzedzeniem pokój Boży. Ja jestem Pokojem. Jestem Drogą. Jestem Życiem. Ty, matka i babcia sprawiedliwych, ujrzysz Mnie w innym tryumfie, który będzie wieczny. To Ja otworzę ci te bramy, tobie, twemu synowi, synowi twego syna i jego dziecku. Dla Pana świętym jest ten chłopiec, który umarł dla Mnie! Nie płacz, matko...»
«A ja Cię dotknęłam! A Ty zbierałeś dla mnie kłosy! O! Jakże mogłam zasłużyć na taki zaszczyt?!»
«Z powodu twej świętej uległości. Oto, matko, twój dom. I niech to ziarno da ci chleb bardziej dla duszy niż dla ciała. Ja jestem prawdziwym Chlebem, który zstąpił z Nieba, aby nasycić głód wszystkich serc. Wy (mówi do Tomasza i Jakuba, którzy do nich dołączyli ze swymi kłosami) weźcie to ziarno. I chodźmy.»
Odchodzą wszyscy trzej obładowani zbożem. Jezus idzie za nimi ze staruszką, która płacze, wyszeptując modlitwy. Dochodzą do domku – dwa pomieszczenia, maleńki piec, figowiec, trochę winorośli. Czystość i ubóstwo...
«To twoje schronienie?» [– pyta Jezus.]
«Tak. Pobłogosław je, Panie!»
«Mów do Mnie: synu. I módl się za Moją Matkę, aby miała pociechę w Swoim bólu – ty, która wiesz, co oznacza matczyna boleść. Żegnaj, matko. Błogosławię cię w imię Boga prawdziwego.»
Jezus podnosi dłoń i błogosławi domostwo, a potem pochyla się, obejmuje staruszkę. Tuli ją do Swego serca i całuje jej głowę okrytą białymi włosami. Ona zaś płacze i muska wargami dłonie Jezusa, okazuje Mu cześć i miłość...
Jezus mówi: «Jest wiele pytań w twym sercu po tym dyktandzie. Jednym, które masz w sercu, jest to, czy Ja zawsze wiedziałem, że Judasz się nie zbawi pomimo wysiłku, aby go zbawić. Wiedziałem.
Zatem dlaczego byłem szczęśliwy? Bo już samo jego chwilowe pragnienie – kwiat na wrzosowisku serca Judasza – sprawiało, że mój Ojciec patrzył życzliwie na Mojego ucznia, którego kochałem, a którego nie mogłem ocalić. Oko Boga spoczywające na sercu!... Czegóż mógłbym chcieć, jeśli nie tego, żeby Ojciec patrzył na was wszystkich z miłością?
I musiałem okazywać radość, aby dać temu nieszczęśliwemu nawet ten środek dla jego podniesienia. Bodziec Mojej radości na widok tego, że powracał do Mnie.
Pewnego dnia, po Mojej śmierci, Jan poznał tę prawdę. Powiedział to Piotrowi, Jakubowi, Andrzejowi i innym. Takie bowiem dałem polecenie Umiłowanemu, przed którym nie był ukryty żaden sekret Mego serca. Dowiedział się i powiedział, abyście wszyscy używali tego sposobu postępowania dla kierowania uczniami i wiernymi.
Duszy – która przychodzi do sługi Bożego po upadku i wyznaje swój błąd wobec przyjaciela lub syna, wobec małżonka lub brata, duszy, która po zwiedzeniu przychodzi powiedzieć: „zachowaj mnie przy sobie, bo nie chcę już błądzić, aby nie zadawać cierpienia Bogu i tobie” – nie powinno się odmawiać, oprócz jeszcze czegoś innego, radości ujrzenia naszego szczęścia na widok jej pragnienia uszczęśliwienia nas.
Trzeba nieskończonej delikatności w trosce o serca. Ja, Mądrość, choć wiedziałem, że w przypadku Judasza to daremne, posługiwałem się tym, aby pouczyć wszystkich o sztuce zbawiania, udzielania pomocy temu, który się zbawia.
A teraz mówię ci tak samo jak Szymonowi Kananejczykowi: „No, dalej, chodźmy!” i przytulam cię do Mnie, aby dać ci odczuć, że jest Ktoś, kto cię kocha. Z tych rąk zstępują kary, lecz także pieszczoty, a z Moich warg – słowa poważne, ale także, liczniejsze i wypowiadane z większą radością, słowa zadowolenia. Trwaj w pokoju, Mario. Nie zasmuciłaś twego Jezusa i niech to będzie twoją pociechą.»