Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

99. ROZMOWY APOSTOŁÓW

Napisane 5 kwietnia 1946. A, 8229-8238

«Spieszno mi dojść do gór!» – woła zadyszany Piotr i ociera pot płynący po policzkach i szyi.

«Jak to? Ty, który nienawidziłeś gór, teraz ich pragniesz?» – pyta sarkastycznie Judasz Iskariota, który pozbył się lęku, że został odkryty, i stał się ponownie arogancki i zuchwały.

«Tak, naprawdę teraz ich pragnę [– odpowiada mu Piotr]. O tej porze roku są miłe. Nigdy jak moje morze... Ono, o!... A poza tym... nie wiem, dlaczego pola są bardziej gorące po żniwach. To przecież wciąż to samo słońce...»

«Nie są cieplejsze. Są bardziej smutne i męczy nas ich widok bardziej niż wtedy, gdy porastało je zboże» – odpowiada roztropnie Mateusz.

«Nie, Szymon ma rację. Są po żniwach cieplejsze w stopniu nie do zniesienia. Nigdy nie mieliśmy podobnego upału» – mówi Jakub, syn Zebedeusza.

«Nigdy? A cóż powiedzieć o tym, jaki odczuwaliśmy idąc do Nike?» – odcina się Judasz.

«Nigdy nie było takiego [upału], jak ten» – odpowiada mu Andrzej.

«Oczywiście! Lato trwa już o czterdzieści dni dłużej, więc słońce pali» – obstaje przy swoim Judasz.

«To dlatego, że ścierniska wydzielają więcej ciepła niż pola porosłe zbożami. To ma swoje wyjaśnienie. Słońce, które przedtem zatrzymywało się na zbożach, teraz ogrzewa bezpośrednio ziemię, obnażoną i spaloną. Ona promieniuje swym ciepłem do góry. Promienie zaś słoneczne padają w dół i człowiek znajduje się pomiędzy dwoma źródłami [ciepła]» – wyjaśnia Bartłomiej.

Iskariota śmieje się ironicznie i kłaniając się głęboko swemu towarzyszowi mówi: «Rabbi Natanaelu, pozdrawiam cię i dziękuję za twoją uczoną lekcję.»

[Judasz] jest bardziej zaczepny niż kiedykolwiek dotąd. Bartłomiej spogląda na niego... i milczy. Jednak Filip broni go:

«Nie ma powodu do ironii! Jego wyjaśnienie było słuszne! Z pewnością nie chcesz zaprzeczać prawdzie, jaką miliony roztropnych umysłów uznały za właściwą, logiczną i łatwą do sprawdzenia.»

«Ależ tak, ależ oczywiście! Ja wiem, wiem, że wy jesteście uczeni, doświadczeni, pełni rozsądku, dobrzy, doskonali... Wy jesteście wszystkim! Wszystkim! Tylko ja jestem czarną owieczką w białym stadzie!... Ja tylko jestem barankiem - bękartem, ujawniającą się zakałą, której wyrastają baranie rogi... Tylko ja jestem grzesznikiem, niedoskonałym, przyczyną wszelkiego zła pośród nas, w Izraelu, na świecie... Być może też pośród gwiazd... Już nie mogę [tego znieść]! Nie mogę już patrzeć, że jestem ostatnim, widzieć, że podziwiacie jak święte wyrocznie te marności, jakimi są ci dwaj głupcy rozmawiający [akurat] z Nauczycielem. Jestem znużony...»

«Posłuchaj, mój chłopcze...» – zaczyna mówić Piotr, który jest czerwony bardziej z wysiłku zapanowania nad sobą niż od upału.

Ale Juda Tadeusz przerywa mu:

«Przykładasz do innych swoją miarę? Usiłuj być taką „marnością”, jaką jest mój brat Jakub i Jan, syn Zebedeusza, a nie będzie już niedoskonałości w apostolskiej grupie.»

[Judasz odzywa się:] «Czyż nie mam racji! Niedoskonałość to ja. Ach! Dość tego! To przecież...»

«Sądzę, że tak naprawdę to Józef dał nam zbyt wiele wina... i przy tym upale to nam zaszkodziło... poruszyło krew...» – mówi spokojnie, bardzo spokojnie Tomasz, usiłując obrócić w żart rozpalającą się kłótnię.

Piotr jednak wyczerpał zapasy cierpliwości. Zgrzyta zębami, zaciska pięści, aby nad sobą zapanować, i mówi:

«Posłuchaj, mój chłopcze. Jest tylko jedna rada, jakiej ci można udzielić: odłącz się od nas na jakiś czas...»

«Ja? Mam się odłączyć? Na twoje polecenie? Jedynie Nauczyciel może mi udzielać poleceń i tylko Jemu jestem posłuszny. Kimże ty jesteś? Biedakiem...»

«...grzesznikiem, nieuczonym, prostakiem, do niczego niezdatnym. Masz rację... Powiedziałem to sobie wcześniej niż ty. I przed naszym wszechobecnym Dżeową, który wszystko widzi, potwierdzam, że wolałbym ostatnie miejsce od pierwszego. Potwierdzam, że wolałbym widzieć ciebie – ciebie czy kogokolwiek innego – na moim miejscu, czy raczej ciebie uwolnionego od potwora zazdrości, który cię doprowadza do niesprawiedliwości, do braku posłuszeństwa, mój chłopcze... I wierz mi, że wtedy mniej by mnie to kosztowało niż musieć rozmawiać z tobą jako „pierwszy”. Ale to On, Nauczyciel uczynił mnie „pierwszym” pomiędzy wami... I Jemu najpierw muszę być posłuszny, Jemu bardziej niż komukolwiek innemu... A ty, ty musisz słuchać. I z moim rozsądkiem rybaka mówię ci nie to, żebyś się oddzielił - jak to zrozumiałeś, widząc ogień w moich najszczerszych słowach - lecz żebyś się na chwilę oddalił, został sam, porozmyślał... W dolinie Beter pozostawałeś tak wspaniale z tyłu, za wszystkimi. Zrób teraz tak samo... Nauczyciel na czele... Ty na końcu... Pośrodku my... marności... Trzeba tylko pozostać samemu, aby pojąć i uspokoić się... Wierz mi... to dobre dla wszystkich, a szczególnie dla ciebie...»

I [Piotr] bierze go pod ramię i wyprowadza z grupy, mówiąc:

«Zostań tu, aż my dołączymy do Nauczyciela. Potem... powoli, powoli rusz naprzód... i zobaczysz, jak minie... twoja burza» – i zostawia go, dołączając do towarzyszy, którzy odeszli na odległość kilku kroków.

«Uff! Bardziej się spociłem rozmawiając z nim niż maszerując... Co za temperament! Czy nigdy nie będziemy mogli nic z nim zrobić?» [– zastanawia się Piotr.]

«Nigdy, Szymonie. Mój Brat upiera się, aby go zatrzymać. Ale... nigdy nie uczyni z niego nic dobrego» – stwierdza Juda Tadeusz.

«To istne udręczenie, jakie mamy pośród nas! – szepcze Andrzej i na koniec mówi: – Jan i ja niemal się go boimy i zawsze milczymy, obawiając się nowych kłótni.»

«To najlepszy sposób» – odzywa się Bartłomiej.

«Ja nie potrafię zamilknąć» – stwierdza Tadeusz.

«Mnie też to z trudem przychodzi... Ale odkryłem tajemnicę, jak to uczynić» – mówi Piotr.

«Jaką? Jaką? Naucz nas...» – proszą wszyscy.

«Pracując jak wół przy pługu. Oczywiście to praca bezużyteczna... Ale to mi służy, żeby wylać to, co wrze w moim wnętrzu, na coś... innego, a nie na Judasza» [– wyznaje Piotr.]

«Ach! Rozumiem! To dlatego zwalałeś te drzewa, kiedy schodziliśmy do doliny?» – pyta go Jakub, syn Zebedeusza.

«Tak, to dlatego... ale dziś... tutaj... nie miałem nic do połamania bez wyrządzania szkody. Tu są tylko drzewa owocowe i popełniłbym grzech łamiąc je... Zmęczyłem się po trzykroć przełamując samego siebie... żeby nie być starym Szymonem z Kafarnaum... Mam obolałe kości...»

Bartłomiej i Zelota wykonują ten sam gest i mówią te same słowa: całują Piotra, wołając: «I dziwisz się, że On ciebie uczynił pierwszym pośród nas? Jesteś dla nas nauczycielem...»

«Ja? Z tego powodu?... To błahostka!... Jestem biednym człowiekiem... Proszę was jedynie, abyście mnie kochali i udzielali mi mądrych rad, rad serdecznych i prostych. Miłość i prostota, żebym się stał jak wy... I jedynie z miłości do Niego, który ma już tak wiele trosk...» [– prosi Piotr.]

«Masz rację. Czegóż byśmy Mu nie dali!» – woła Mateusz.

«Bardzo się przestraszyłem, gdy Go wezwała Joanna. Czy naprawdę nic nie wiecie, wy dwaj, którzyście doszli tam przed nami?» – pyta Tomasz.

«Nie, naprawdę nic. Jednak myśleliśmy po cichu, że to ten, który idzie z tyłu... coś wymyślił» – odpowiada Piotr.

«Nie mów! Ja miałem tę samą myśl, słuchając Nauczyciela przemawiającego w dniu szabatu» – potwierdza Juda Tadeusz.

«Ja też» – dodaje Jakub, syn Zebedeusza.

«No, popatrz!... Ja o tym nie pomyślałem... nawet widząc Judasza tak zachmurzonego tamtego wieczora i – trzeba to rzec – tak grubiańskiego...» – stwierdza Tomasz.

«Dobrze! Nie mówmy już o tym. I usiłujmy... uczynić go lepszym przez wiele miłości, wiele ofiar, jak nas tego nauczył Margcjam...» – proponuje Piotr.

«Co może robić Margcjam?» – zastanawia się Andrzej z uśmiechem.

«O!... Wkrótce z nim będziemy. Umieram z niecierpliwości... Wiele mnie kosztują te rozdzielenia» [– wyznaje Piotr.]

«Kto wie, dlaczego chce ich Nauczyciel. Teraz... Margcjam mógłby zostawać z nami. Nie jest już dzieckiem i nie jest taki wątły» - zauważa Jakub, syn Zebedeusza.

«Poza tym... skoro przeszedł taki szmat drogi w ubiegłym roku, kiedy był wątły, tym bardziej mógłby to uczynić teraz...» – zauważa Filip.

«Ja myślę, że to po to, aby mu zaoszczędzić obecności przy łajdactwach...» – mówi Mateusz.

«Albo przy pewnych ludziach...» – szepcze Tadeusz, który naprawdę nie znosi Iskarioty.

«Być może obydwaj macie rację» – mówi Piotr.

«Ależ nie! On powinien to czynić, aby się umocnić! Zobaczycie, że w przyszłym roku będzie z nami» – stwierdza Tomasz.

«W przyszłym roku! Czy Nauczyciel będzie z nami jeszcze w przyszłym roku?» – zastanawia się zamyślony Bartłomiej – Jego mowy wydają mi się tak... znaczące...»

«Nie mów tak!» – błagają inni.

«Chciałbym tego nie mówić, jednak unikanie tego [tematu] nie oddala tego, co wyznaczone.»

«Cóż... to jeszcze jedna przyczyna, aby się stawać lepszymi w tych miesiącach... Aby Mu nie zadawać bólu i aby się przygotować. Powiem Mu, żebyśmy teraz poszli na odpoczynek do Galilei, żeby nas pouczał wiele, wiele, szczególnie nas dwunastu... Wkrótce tam dojdziemy...»

«Tak. Już nie mogę się doczekać. Jestem stary, a te wędrówki w tym upale wywołują wiele ukrytych niedomagań» – wyznaje Bartłomiej.

[Mateusz przytakuje:] «U mnie też. Byłem rozwiązły i jestem starszy niż wynikałoby to z wieku. Brak umiaru w piciu i jedzeniu... O! Teraz czuję to we wszystkich moich kościach... Poza tym my, synowie Lewiego, mamy dolegliwości naprawdę z natury...»

«A ja chorowałem przez lata... I to życie w grotach z niewielkim i marnym pożywieniem. Wszystko to się odczuwa...» – wtóruje Zelota.

«A przecież wciąż mówiłeś, że odkąd zostałeś uzdrowiony, zawsze czułeś się silny. Może skończyło się na tobie działanie cudu?» – pyta zza jego pleców Judasz, który do nich dołączył.

Zelota wykonuje grymas, typowy dla jego brzydkiej i wyrazistej twarzy. Wydaje się mówić: „On znowu tu jest! Panie, daj mi cierpliwość!” Lecz odpowiada z ogromną uprzejmością:

«Nie. Działanie cudu się nie skończyło. To widać. Nie jestem już chory, jestem silny, wytrzymały. Ale wiek to wiek, a zmęczenie - zmęczenie. A te upały, przy których tak się pocimy, jakbyśmy wpadli do rowu... te noce, można by rzec, mroźne w porównaniu z upałem dnia, które chłodzą na nas pot... a w końcu rosa nasycająca wilgocią ubrania już mokre od potu... Wszystko to z pewnością nie działa korzystnie. Spieszno mi, żeby odpocząć i zająć się nieco sobą. Rankiem, zwłaszcza gdy śpimy pod gołym niebem, jestem cały obolały. Jeśli się całkiem rozchoruję, jak będę Mu służył?»

«Cierpieniem. On mówi, że cierpienie więcej jest warte niż praca i modlitwa» – odpowiada mu Andrzej.

«To dobrze, jednak wolałbym Mu służyć apostołowaniem i...»

«Ty też jesteś zmęczony – przerywa mu Judasz Iskariota. – Przyznaj to. Męczy cię prowadzenie nadal takiego życia bez nadziei na godziny miłe, z samą tylko perspektywą prześladowań i klęsk. Zaczynasz rozmyślać nad tym, że grozi ci ponowne stanie się wygnańcem.»

«Nad niczym nie rozmyślam. Mówię, że czuję, iż zaczynam chorować» [– odpowiada Zelota.]

«O! Skoro już raz cię uzdrowił!...» – Judasz śmieje się ironicznie.

Bartłomiej czuje, iż bliska jest nowa kłótnia. Woła do Jezusa:

«Nauczycielu! Nic dla nas? Ciągle jesteś z przodu!...»

«Masz rację, Bartłomieju. Ale zatrzymamy się. Widzisz ten domek? Chodźmy tam, bo słońce jest zbyt silne. Dziś wieczorem pójdziemy dalej. Trzeba się pośpieszyć, aby dojść do Jerozolimy, bo Pięćdziesiątnica jest już bliska.»

«O czym rozmawialiście?» – pyta Juda Tadeusz swego brata.

«Wyobraź sobie, że zaczęliśmy rozmawiać o Józefie z Arymatei, a doszliśmy do rozmowy o dawnej posiadłości Joachima w Nazarecie. [Mówiliśmy] o jego zwyczaju. Tak długo, jak długo to było możliwe, dla siebie zatrzymywał połowę zbiorów, a resztę dawał ubogim. Starszyzna w Nazarecie dobrze to pamięta. Iluż wyrzeczeń podejmowało się tych dwoje sprawiedliwych: Anna i Joachim! Dzięki temu musieli doczekać się cudu Córki, tej Córki!... I wspominaliśmy z Jezusem lata naszego dzieciństwa...»

I tak toczy się dalej rozmowa. W tym czasie dochodzą do domu położonego pośród pól zalanych słońcem.

Jezus mówi: «Tu umieścicie wizję cudu zebrania kłosów dla staruszki na równinie pomiędzy równinnym Emmaus a górami prowadzącymi do Jerozolimy, daną 27 września 1944


   

Przekład: "Vox Domini"