Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

59. CZWARTEK PRZED PASCHĄ.

CZĘŚĆ TRZECIA: RÓŻNE POUCZENIA

Napisane 25 stycznia 1946. A, 7800-7812

Idą z powrotem do domu Joanny. Na drogach tłoczą się ludzie i oddzielają od Jezusa to jednego, to drugiego z wielu mężczyzn, którzy za Nim podążają. Nieco oddalony od innych Piotr, który jest z Nauczycielem wraz z dwoma synami Alfeusza, pyta:

«Panie, teraz, kiedy możemy porozmawiać ze sobą, powiedz mi o czymś, o czym myślę od wczorajszego wieczora...»

«Dobrze, Szymonie, mów, a Ja ci odpowiem.»

«Od wczorajszego wieczora myślę o wielkiej łasce, jakiej udzieliłeś Janowi w Antygonei. Czy wiesz, jak ona jest wielka?! To coś wyjątkowego. Tylko dla niego! A przecież Syntyka również na tak wiele zasługuje... I w sumie jest tak wielu dzielnych ludzi, którzy... zasługiwaliby na ujrzenie Ciebie... a widzą Cię jedynie wtedy, gdy jesteś przy nich. My na przykład, jakże bylibyśmy pocieszeni, gdy nas wysyłałeś w świat! I czasem były takie chwile, w których jedno słowo wyciągnęłoby nas z niepewności... Ale do nas nigdy nie przychoisz... Skąd ta różnica...?»

«Krótko mówiąc, Mój Szymonie, jesteś nieco zazdrosny?...» [– pyta Jezus.]

«O, nie! Ale... w końcu chciałbym wiedzieć trzy rzeczy: dlaczego Janowi z Endor?... czy to jedynie dla niego samego?... i czy pewnego dnia może to spotkać nas, mnie na przykład, że ujrzę Cię w cudowny sposób i dowiem się od Ciebie, jak mam postąpić?» [– pyta Piotr.]

«Odpowiem ci. Janowi dlatego, że jest to duch, który pragnie w sposób zdecydowany, lecz z powodu przeszłych wydarzeń ma słabości, fizyczne raczej niż inne, które mogłyby zburzyć budowlę, jaką wzniósł, aby dosięgnąć Boga. Widzisz, Mój przyjacielu? Przeszłość – jeżeli leżała na nas długo jak skorupa i wniknęła w głąb – wyżłobiła znaki niezmywalne. I nie tylko to. Pozostawia też w każdym człowieku niezatarte skłonności. Spójrz na przykład na ten domek wybudowany na górze. Bardzo przesiąkł wodami podziemnymi, które spływają z góry w czasie deszczów. Teraz jest ciepłe słońce. Potrwa miesiącami. Ale grzyb, który wniknął w wapienną zaprawę, pozostanie na zawsze, jak plamy trądu. Dom został opuszczony, bo określono go mianem “trędowatego”. A w innych czasach, jeszcze surowszych, zburzono by go, zgodnie z Prawem. Skąd się wzięła ruina tego biednego domu? Stąd, że jego właściciele nie przewidzieli wydrążenia małych rowków wokół niego, aby zapobiec gromadzeniu się wody w fundamentach. Gdyby to zrobili – od strony przylegającej do zbocza – oddaliliby wody, które z niego spływają. Teraz dom jest nie tylko brzydki, ale i nasycony wilgocią. Ktoś chętny mógłby pomyśleć o wykonaniu prac. Oczyścić go, zeskrobać mury, wymienić zniszczone cegły na nowe. Wtedy [dom] mógłby jeszcze służyć. Jednakże zawsze byłby już osłabiony i tak na przykład w czasie trzęsienia ziemi runąłby jako pierwszy.

Jana przez lata przenikały trucizny zła i świata. Udało mu się, dzięki jego woli, wydobyć z nich swą duszę, która ponownie ożyła, lecz w jej podstawie, ukrytej we wnętrzu, pozostały słabości... Duch jest silny, lecz jego ciało – słabe. Gdy wzburzenie dołącza się do elementów świata, jego ciało wywołuje nawałnice, zdolne wstrząsnąć jego “ja”. Jan!... Jakie nowe poruszenie wspomnień z przeszłości wywołało to, co się stało! Ja przychodzę z pomocą jego wytrwałości, jego oczyszczaniu się, jego zwycięstwu nad tym pojawianiem się przeszłości. Przynoszę, jak mogę, pociechę w jego zbyt wielkim cierpieniu. On bowiem na to zasługuje, bo słuszne jest udzielanie pomocy woli świętej, przeciw której rzuca się do natarcia wszelka podłość świata. Rozumiesz?»

«Tak, Nauczycielu. To... tylko jemu się ukazujesz?»

Jezus uśmiecha się patrząc na Piotra, który spogląda na niego z dołu i wydaje się dzieckiem, obserwującym twarz swego ojca.

Odpowiada: «Nie tylko jemu. Innym także. Są daleko, aby budować świętość pośród trudności i w samotności.»

«Kto to?» [– dopytuje się dalej Piotr.]

«Nie jest konieczne znanie tego.»

Jakub, syn Alfeusza, pyta:

«A nam... na przykład, kiedy będziemy sami i kto wie, w jakim stopniu dręczeni przez świat... pomożesz Swą obecnością?»

«Będziecie mieć Pocieszyciela z Jego światłami...»

«No tak... Ale ja... ja Go nie znam... i... myślę, że nigdy nie uda mi się Go pojąć. O Tobie, przeciwnie... powiem: “O! To Nauczyciel”, i – mając pewność, że to jesteś Ty – zapytam Cię, co robić...» – stwierdza Piotr. I kończy: «Paraklet! To zbyt wysokie progi dla biednego rybaka! Któż wie, jak musi być trudne do pojęcia Jego słowo i jaki On jest... lekki, jak podmuch... Któż Go zauważy? Mną trzeba potrząsnąć, krzyknąć, żeby mój łeb się przebudził i mógł zrozumieć. Ale jeśli to Ty mi się ukażesz i zobaczę Cię, o wtedy!... Obiecaj mi, a właściwie obiecaj nam, że nawet nam się ukażesz. Ale w ten sposób, dobrze?! Z ciałem i krwią, abyśmy Cię dobrze widzieli i dobrze słyszeli» [– prosi Piotr.]

«A jeśli przyjdę czynić wam wyrzuty?» [– pyta Jezus.]

«To nieważne! Przynajmniej... prawda, wy dwaj?... będziemy wiedzieć, co trzeba robić!» [– stwierdza Piotr.]

Obaj synowie Alfeusza też są tego zdania.

«Dobrze, obiecuję wam to. Chociaż, wierzcie Mi, Parakleta będą potrafiły pojąć wasze dusze. Przyjdę jednak powiedzieć wam: “Jakubie, zrób to albo tamto. Szymonie Piotrze, niedobrze, że to robisz. Judo, umocnij się, aby się przygotować na to czy tamto...»

«O! Bardzo dobrze. Teraz jestem spokojniejszy. I przychodź często, wiesz? Bo ja będę jak biedne dziecko, zagubione, które potrafi tylko płakać i... robić to, co nie jest dobre...» I Piotr już teraz bliski jest płaczu...

Juda Tadeusz pyta: «A nie mógłbyś czynić tego dla wszystkich, od zaraz? Chcę powiedzieć: dla wątpiących, dla winnych, dla odstępców... Być może cud...»

«Nie, bracie. Cud wywołuje wiele dobra – szczególnie cud tego rodzaju – ale kiedy jest dany, w określonym czasie i miejscu, osobom, które nie są złośliwe i występne. Dawany osobom grzeszącym z powodu złośliwości powiększa ich winę, gdyż zwiększa ich pychę. Dar Boży biorą oni bowiem za słabość Boga, który błaga ich, pysznych, aby Mu pozwolili ich kochać. Dar Boży biorą za owoc swych wielkich zasług. Mówią sobie: “Bóg korzy się przede mną, bo jestem święty”. To całkowita zguba. Ruina, w jakiej [znajduje się] na przykład Marek, syn Jozjasza, a wraz z nim inni... Biada, biada temu, kto wstępuje na tę szatańską drogę. Dar Boży zamienia się w nim w szatańską truciznę. Udzielenie człowiekowi nadzwyczajnych darów to największa i najpewniejsza próba wzniesienia go na wyższy stopień, a także – [próba] świętości jego woli. Bardzo często jednak człowiek jest przez to odurzony “po ludzku” i z “duchowego” staje się całkowicie “ludzki”. Potem zaś schodzi w dół i staje się “szatański”» [– wyjaśnia Jezus.]

«Dlaczego więc Bóg ich udziela? Lepiej by było, aby ich nie dawał!» [– stwierdza Piotr.]

«Szymonie, synu Jony, czy twoja matka – która chciała cię nauczyć chodzić – zawsze trzymała cię w pieluszkach i na rękach?» [– pyta Jezus.]

«Nie. Stawiała mnie na ziemi i pozostawiała mi swobodę.»

«A upadałeś?» [– pyta dalej Jezus.]

«O! Nieskończoną ilość razy! Tym bardziej, że byłem bardzo... No, kiedy byłem mały, zawsze chciałem wszystko zrobić sam i robić to dobrze» [– przyznaje się Piotr.]

«A teraz już nie upadasz?» [– pyta Jezus.]

«Tego by tylko brakowało! Teraz wiem, że to niebezpieczne wspinać się na oparcie krzesła... że chcieć się posłużyć rynną, aby zejść z dachu, bo to najkrótsza droga, to błąd... że sfrunąć z figowca do domu, jakby się było ptakiem, to szaleństwo... Kiedy byłem mały... nie wiedziałem tego. A jak to się stało, że się nie zabiłem, to naprawdę tajemnica. Jednak powoli nauczyłem się posługiwać nogami i także głową» [– opowiada Piotr.]

«Bóg więc dobrze zrobił dając ci nogi i głowę, a twoja matka – że pozwoliła ci się uczyć samemu?» [– pyta dalej Jezus.]

«Oczywiście!» [– stwierdza Piotr. Jezus wyjaśnia mu:]

«To samo właśnie Bóg czyni z duszami. Udziela im darów i jak matka uprzedza i poucza. Ale potem każdy musi sam określić, jak się nimi posłuży.»

«A jeśli ktoś jest niedorozwinięty?»

«Bóg nie udziela [takich] darów niedorozwiniętym. Kocha ich, gdyż są nieszczęśliwi, ale nie daje im tego, czym nie potrafiliby się posługiwać.»

«A gdyby Bóg dał im je i gdyby się nimi źle posłużyli?» [– dopytuje się Piotr. Jezus wyjaśnia:]

«Bóg potraktowałby ich zgodnie z tym, czym są: jako niezdolnych i nieodpowiedzialnych. Ich więc by nie sądził...»

«A gdyby ktoś, najpierw inteligentny, po otrzymaniu ich stał się głupi i szalony?»

«Jeśli [stałoby się tak] z powodu choroby, nie byłby winien, że się nie posłużył [dobrze] otrzymanym darem.»

«A... jeden z nas, na przykład? Marek, syn Jozjasza... albo... ktoś inny, no?!» [– pyta dalej Piotr.]

«O! Wtedy lepiej by było dla niego, żeby się nie narodził! Ale to w ten sposób dokonuje się oddzielenie dobrych od złych... Działanie straszliwe, lecz sprawiedliwe.»

«O czym tak rozprawiacie? Nic dla nas?» – pytają inni apostołowie, którzy – gdy droga się poszerza – mogą już podejść do Jezusa. Piotr wyjaśnia:

«Mówiliśmy o tak wielu sprawach. Jezus opowiedział mi przypowieść o trądzie domów. Później wam ją powtórzę...»

«Cóż to za zabobon! – wymądrza się Judasz – Rzeczywiście godny tego czasu... Mury nie mogą być trędowate. Nierozumni przodkowie przypisywali szatom i murom właściwości należące do [świata] zwierzęcego. Śmieszne opowiadania, które i nas ośmieszają.»

[Jezus wyjaśnia:]

«Nie jest tak, jak mówisz, Judaszu. Pod tym pozorem [czegoś nierozumnego], który był konieczny dla tamtych czasów, krył się wielki cel. Powstał ze świętej przezorności, podobnie jak wiele innych przepisów dawnego Izraela. [To były] przepisy [Prawa], które zapewniały zdrowie ludowi. Troska o zdrowie ludu to obowiązek prawodawców, to oddanie czci Bogu i służenie Mu, gdyż lud stanowią stworzenia Boże. Nie trzeba ich więc lekceważyć, jak się nie lekceważy zwierząt ani roślin. Domy, określane jako “trędowate”, nie mają co prawda cielesnej choroby trądu, lecz są wadliwe co do konstrukcji i umiejscowienia. To sprawia, że są niezdrowe, co ujawnia się przez plamy, nazywane “trądem murów”. Z czasem stają się one niezdrowe dla człowieka i w dodatku niebezpieczne z powodu zagrożenia zawaleniem się [domu]. To więc nie bez racji Prawo narzuciło przepisy i nakazywało opuszczenie i przerobienie, a nawet zburzenie, jeżeli ściany, po odbudowaniu, znowu wyglądały na chore.»

«O! Trochę wilgoci! Cóż to takiego? Suszy się to paleniskiem...» [– przeciwstawia się Judasz.]

«...I wilgoci nie widać na zewnątrz, a złudzenie rośnie [– wyjaśnia Jezus.] Wilgoć rozwija się we wnętrzu i niszczy mury. Pewnego pięknego dnia dom wali się, grzebiąc tych, którzy w nim byli. Judaszu! Judaszu! Lepiej przesadnie pilnować niż być nierozważnym!»

«Nie jestem domem.»

«Jesteś domem dla twojej duszy. Nie pozwól, by do twego domu przeniknęło zło i żeby się rozpadł... Czuwaj nad nienaruszalnością swej duszy. Wszyscy czuwajcie...» [– mówi Jezus.]

«Będę czuwał, Nauczycielu. Powiedz mi tylko: czy wywarły na Tobie wrażenie słowa mojej matki? Ta kobieta jest chora. Widzi zjawy. Muszę ją leczyć. Uzdrów ją, Nauczycielu» [– zwraca się do Jezusa Iskariota.]

«Ja ją pocieszę, ale tylko ty jeden możesz ją uzdrowić, przywracając jej spokój.»

«To niepokój bezpodstawny. Wierz mi, Panie.»

«Tym lepiej, Judaszu. Tym lepiej. Jednak usiłuj go usunąć przez zachowanie coraz bardziej sprawiedliwe. Jeśli ten niepokój się zrodził, z pewnością ma jakąś przyczynę. Zatrzyj nawet ślad po niej, a twoja matka i Ja pobłogosławimy ciebie.»

«Nauczycielu, boisz się, że się pogodziłem z Markiem, synem Jozjasza?» [– pyta Judasz.]

«Ja się niczego nie boję» [– odpowiada Jezus.]

«O, to dobrze! Bo ja właśnie usiłowałem go przekonać. Sądzę, że taki był mój obowiązek. Nikt tego nie robi. Ja jestem gorliwy dla dusz!» [– stwierdza Judasz.]

«Uważaj, żeby ci to nie wyrządziło jakiejś szkody!» – mówi dobrotliwie Piotr.

«Co chcesz [przez to] powiedzieć?» – dopytuje się agresywnie Judasz. [Piotr wyjaśnia:]

«Nic ponad to, że kiedy się dotyka czegoś płonącego, trzeba mieć jakąś ochronę.»

«A cóż to jest w naszym wypadku?»

«Co? Wielka świętość» [– odpowiada Piotr.]

«A ja jej nie posiadam, co?» [– pyta Judasz.]

«Ani ty, ani ja, ani nikt z nas. Zatem... moglibyśmy się sparzyć i zostałyby ślady.»

«Kto więc się zajmie duszami?» [– pyta Judasz Iskariota.]

«Na razie Nauczyciel. Potem – my, kiedy, zgodnie z Jego obietnicą, będziemy posiadać środki, aby móc to robić...» [– mówi Piotr]

«Ja jednak chcę to czynić wcześniej. Nigdy nie jest za wcześnie na pracę dla Pana» [– stwierdza Judasz.]

«Tak, myślę, że dobrze mówisz. Jednak uważam, że pierwszą pracę dla Pana musimy wykonać na nas samych. Iść głosić innym świętość, jeżeli jej jeszcze nie ogłosiliśmy sobie...»

«Egoista» [– mówi Judasz z Kariotu.]

«Wcale nie» [– broni się Piotr.]

«Tak» [– powtarza Judasz.]

«Nie» [– odpowiada mu Piotr.]

Rozpoczyna się kłótnia. Jezus zabiera głos:

«Piotr ma w dużej części rację. Ty też, [Judaszu,] masz jej trochę. Nauczanie bowiem powinno być poparte czynami. Trzeba więc uświęcać siebie, aby móc powiedzieć: “Czyńcie to, co ja, bo to jest słuszne”. I to stwierdza wypowiedź Piotra. Jednakże praca nad innymi duchami służy także formowaniu naszego własnego ducha. Zobowiązuje nas bowiem do doskonalenia siebie, abyśmy nie musieli wysłuchiwać uwag, czynionych [pod naszym adresem] przez nawracanych ludzi. Ale oto jesteśmy już w domu Joanny... Wejdźmy, aby się cieszyć miłością pomiędzy pracownikami Pana i dać czynami pouczenie o [tym, jak powinniście żyć w] przyszłości.


   

Przekład: "Vox Domini"