Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
57. CZWARTEK PRZED PASCHĄ.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Napisane 23 stycznia 1946. A, 7478-7482
Ledwie zaczęło świtać. A już ludzie stają w szranki z przebudzonym ptactwem, które podejmuje pierwsze loty, pierwsze prace i pierwsze śpiewy tego dnia. Dom w Getsemani budzi się powoli. Ubiegł wszystkich Nauczyciel, który już powraca z modlitwy, jaką zanosił od pierwszego brzasku dnia, o ile nie wraca po całej nocy spędzonej na modlitwie...
Powoli budzi się obozowisko Galilejczyków, bardzo bliskie, na stoku Góry Oliwnej. Krzyki, nawoływania przeszywają pogodne powietrze. Wycisza je odległość, lecz są dość wyraźne, aby dać poznać, że pobożni pielgrzymi, którzy się tu zgromadzili, podejmują paschalne obrzędy, przerwane wczorajszego wieczora.
Poniżej budzi się miasto. To początek zgiełku, który je wypełnia w tych dniach ścisku. [Słychać] ryk osłów, okrzyki ogrodników i sprzedawców baranków, tłoczących się u bram, aby wejść. [Rozlega się] wstrząsająca skarga setek baranków na wozach, na siodłach, na żerdziach lub na ramionach. Idą ku swemu tragicznemu przeznaczeniu i przyzywają swoje matki. Płaczą nad ich oddaleniem, a nie wiedzą, że powinny opłakiwać raczej swe życie, dobiegające przedwczesnego kresu. Potem hałas rośnie coraz bardziej w Jerozolimie. [Pojawia się] odgłos kroków w uliczkach, nawoływania z jednego tarasu do drugiego, z jednej ulicy do drugiej, to tu, to tam... I odgłos ten dochodzi – jak fala morska, złagodzona odległością – aż do spokojnego zakątka Getsemani.
Pierwszy promień słońca pada prosto na bogate kopuły Świątyni. Zapala ją całą, jakby słońce zstępowało na ziemię. To jakby małe słońce, postawione na białym piedestale i tak piękne w swej małości.
Uczniowie, mężczyźni i kobiety patrzą z podziwem na ten złoty punkt. To Dom Pana! To Świątynia! Aby pojąć, czym było to miejsce dla Izraelitów, wystarczy ujrzeć spojrzenia ku niemu kierowane. Zdaje się, że - poprzez błysk złota rozpalony słońcem – dostrzegają rozpalanie się Najświętszego Oblicza Boga. Cześć i miłość do ojczyzny, święta duma bycia Hebrajczykiem ujawnia się w tych spojrzeniach bardziej, niż gdyby przemówiły wargi.
Porfirea, która nie była w Jerozolimie od tak wielu lat, ma z powodu wzruszenia oczy pełne łez. Ręką ściska nieświadomie ramię męża, który jej coś pokazuje. Nieco pochyla się w jego kierunku, podobna do młodej małżonki, zakochanej w oblubieńcu, pełna podziwu dla niego, szczęśliwa z otrzymywanego pouczenia.
W tym czasie inne niewiasty rozmawiają cicho, półsłówkami, aby się dowiedzieć, co będą robić w ciągu dnia. Anastatyka – jeszcze mało obeznana i czująca się nieco nieswojo – stoi na uboczu, pogrążona we własnych myślach. Maryja, która rozmawiała z Margcjamem, dostrzega ją. Podchodzi, obejmując jej talię ramieniem.
«Czujesz się trochę osamotnionana, Moja córko? Ale dziś będzie lepiej. Widzisz? Mój Syn właśnie poleca apostołom, aby poszli do uczennic. Mają je uprzedzić, żeby się zgromadziły i czekały na Niego popołudniu u Joanny. Z pewnością chce do nas mówić, szczególnie do niewiast, i z pewnością przedtem da ci matkę. Jest dobra, wiesz? Znam ją od czasu, gdy byłam w Świątyni. Wtedy była “matką” dla najmniejszych dziewcząt. Ona zrozumie twe serce, bo sama także bardzo wiele wycierpiała. Mój Syn uzdrowił ją w ubiegłym roku ze śmiertelnego smutku, którym się otoczyła po śmierci dwóch synów. Mówię ci o tym, abyś z góry wiedziała, kim jest ta, która odtąd będzie cię kochać i którą ty pokochasz. Jak jednak w ubiegłym roku powiedziałam Szymonowi Piotrowi, który otrzymał Margcjama jako syna, tak i tobie mówię: “Niechaj to uczucie nie osłabia w twym sercu woli służenia Jezusowi.” Gdyby bowiem tak było, dar Boży stałby się dla ciebie bardziej zgubny niż trąd. Zgasiłby bowiem w tobie szczerą wolę, a ona pewnego dnia ma ci dać w posiadanie Królestwo.»
«Nie bój się, Matko. Na tyle, na ile to zależy ode mnie, uczynię z tego uczucia płomień, aby coraz bardziej rozpalać się do służenia Panu. Nie obciążę się nim ani nie obciążę Elizy. Raczej razem będziemy się podtrzymywać i zachęcać do świętego współzawodnictwa i pomkniemy drogą Pana, z Jego pomocą» [– zapewnia Anastatyka.]
W czasie ich rozmowy uczniowie powracają z obozu Galilejczyków, z miasta, z domów rozsianych po zboczach lub przedmieściach przylegających do miasta – dwoma drogami, prowadzącymi z Jerozolimy do Betanii, i również drogą najdłuższą, którą Jezus chodzi rzadko. [Są wśród nich] uczniowie dawni i nowi. Z ostatnimi przybywającymi idzie Filip ze swoją rodziną, sam Tomasz oraz Bartłomiej ze swą małżonką.
«Gdzie są synowie Alfeusza, Szymon i Mateusz?» – dopytuje się Toma, nie widząc ich.
«Poszli przodem. Dwaj ostatni są w Betanii. Mają polecić siostrom, żeby się popołudniu udały do Joanny. Dwaj pierwsi – u niej samej i u Annalii, żeby im powiedzieć, że popołudniu spotkamy się u Joanny. W godzinie tercji spotkamy ich w Bramie Złotej. Chodźmy w międzyczasie rozdać jałmużnę żebrzącym i trędowatym. Niech przodem idzie Bartłomiej z Andrzejem zakupić dla nich żywności. Pójdziemy powoli za nimi. Zatrzymamy się w przedmieściu Ofel, blisko Bramy. Potem pójdziemy do biednych trędowatych.»
«Wszyscy?» – pyta kilku niezbyt entuzjastycznie.
[Jezus odpowiada:]
«Wszyscy i wszystkie. Pascha w tym roku łączy nas tak, jak to nigdy jeszcze nie było możliwe. Czyńmy wspólnie to, co będzie przyszłym obowiązkiem mężczyzn i kobiet, którzy będą działać w Moje Imię. Oto Judasz, syn Szymona, przybywa w pośpiechu. Cieszę się, bo chcę, żeby i on był z nami.»
Rzeczywiście nadbiega zdyszany Judasz.
«Spóźniłem się, Nauczycielu? To z winy mojej matki. Przybyła wbrew swemu zwyczajowi i wbrew temu, co jej powiedziałem. Zastałem ją wczoraj wieczorem u przyjaciela naszego domu. Dziś rano zatrzymała mnie rozmową... Chciała przyjść ze mną, ale ja nie chciałem.»
«Dlaczego? Czy może Maria, małżonka Szymona, nie zasługuje na to, żeby być tam, gdzie ty przebywasz? Przeciwnie, zasługuje bardziej od ciebie. Idź więc ją przyprowadzić. Przyjdź do nas, do Złotej Bramy w Świątyni.»
Judasz odchodzi, nic nie odpowiadając. Niewiasty, z Maryją pośrodku, podążają za mężczyznami.