Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga IV - Trzeci rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
56. LISTY Z ANTIOCHII
Napisane 22 stycznia 1946. A, 7459-7478
Jezus opuścił Betanię z tymi, którzy byli z Nim, czyli z Szymonem Zelotą i Margcjamem. Przyłączyła się do nich także Anastatyka. Całkiem okryta welonem idzie u boku Margcjama. Jezus zaś kroczy z Szymonem nieco w tyle. Dwie pary idą, cały czas rozmawiając – każdy ze swym towarzyszem – o tym, co najbardziej leży na sercu.
Anastatyka mówi Margcjamowi, kontynuując już rozpoczętą rozmowę: «Spieszno mi Ją spotkać.» [Dodaje:] «Wierz mi, że nie byłam tak poruszona ani podczas zaślubin, ani wtedy, gdy mnie ogłoszono trędowatą. Jak Ją powitam?»
A Margcjam na to ze swym łagodnym i poważnym uśmiechem:
«O! Jej prawdziwym imieniem: Matka!»
«Ale ja Jej nie znam! Czy to nie będzie zbytnia zażyłość? Kimże dla Niej jestem?»
«Tym, kim ja byłem w ubiegłym roku. A nawet jesteś kimś więcej niż ja! Ja byłem biedną sierotą... brudny, wystraszony, prostacki... A jednak Ona od pierwszej chwili nazwała mnie synem. I zawsze była dla mnie prawdziwą Matką. W ubiegłym roku to ja drżałem z emocji, czekając na zobaczenie Jej. A potem, kiedy tylko Ją ujrzałem, strach minął. Zniknął cały przestrach. A pozostawał mi we krwi... odkąd dziecięcymi oczyma ujrzałem najpierw wściekłość natury, która zniszczyła wszystko: mój dom i moją rodzinę, a potem... potem... oczyma dziecka ujrzałem, musiałem patrzeć na człowieka, który był dzikim zwierzęciem, okrutniejszym niż szakal i nietoperz... Wciąż drżeć... wciąż płakać... odczuwać tu... węzeł ściskający mocno, bolesny węzeł strachu, udręki, nienawiści, wszystkiego... W ciągu kilku miesięcy poznałem każde zło i wszelkie cierpienie oraz okrucieństwo, jakie istnieje na świecie... I nie potrafiłem uwierzyć, że istniała jeszcze dobroć, miłość, opieka...»
«Jak to? [Nawet wtedy,] gdy Nauczyciel cię przyjął?!... Kiedy byłeś pomiędzy Jego uczniami, tak dobrymi?!» [– dziwi się Anastatyka.]
«Jeszcze drżałem, siostro... i jeszcze nienawidziłem. O! Trzeba było czasu, aby mnie przekonać do porzucenia lęku... I potrzebowałem jeszcze więcej [czasu], żeby nie nienawidzić tych, którzy wywołali cierpienie mojej duszy, dając jej poznać to, do czego jest zdolny człowiek: demon w szacie dzikiego zwierzęcia. Nie można cierpieć bez odczuwania przez długi czas konsekwencji tego... zwłaszcza gdy jest się dzieckiem... Ślad pozostaje, bo serce jest jeszcze czułe i jeszcze ciepłe od matczynych pocałunków, złaknione bardziej pocałunków niż chleba. A zamiast pocałunków otrzymuje ciosy...»
«Biedne dziecko!» [– mówi Anastatyka.]
«Tak. Biedne. Bardzo biedne! Nie miałem już nawet nadziei w Bogu ani szacunku dla ludzi... Bałem się ludzi. Nawet przy Jezusie, nawet w ramionach Piotra... bałem się... Mówiłem sobie: “Czy to możliwe? O! To nie potrwa długo. Oni też się zmęczą dobrocią...” I wzdychałem do Maryi. Matka to zawsze matka, prawda? I rzeczywiście, gdy Ją ujrzałem, gdy byłem w Jej ramionach, już nie czułem lęku. Pojąłem, że cała przeszłość się skończyła i że z piekła wszedłem do raju... Ostatnie cierpienie odczułem wtedy, gdy mnie zostawiono na boku... Zawsze podejrzewałem coś złego. Rozpłakałem się. O! Wtedy... z jaką miłością mnie objęła. Nie. Od tej chwili już nie płakałem za mamą ani się nie bałem... Maryja jest słodyczą i pokojem dla nieszczęśliwych...»
«A słodyczy i pokoju ja też potrzebuję...» – wzdycha niewiasta.
«I wkrótce będziesz to miała. Widzisz tam tę zieleń? Ona ukrywa się tam, w domu w Getsemani.»
«A Eliza też tam będzie? Co ja im powiem? Co one mi powiedzą?» [– zastanawia się Anastatyka.]
«Nie wiem, czy Eliza tam będzie. Była chora.»
«O! Może umrze?! Kto mnie wtedy weźmie za córkę?»
«Nie bój się. On powiedział: “Będziesz miała matkę i dom”. I tak się stanie. Chodźmy nieco szybciej. Nie potrafię iść powoli, gdy jestem blisko Maryi.»
Przyspieszają kroku i już nie słyszę ich rozmowy. Zelota widzi, że niemal biegną po zatłoczonej drodze, i odzywa się do Jezusa:
«Wydają się rodzeństwem. Spójrz, są jak dobrzy przyjaciele.»
«Margcjam potrafi przestawać z wszystkimi. To cnota trudna, a tak konieczna dla jego przyszłej misji. Troszczę się, aby wzrastała w nim ta piękna umiejętność, gdyż będzie mu bardzo pomocna.»
«Kształtujesz go według Swego upodobania, prawda, Nauczycielu?» [– zauważa Zelota.]
«Tak. Jego wiek Mi na to pozwala» [– wyjaśnia Jezus.]
«A jednak nawet starego Jana - Feliksa mogłeś ukształtować...»
«Tak. Bo pozwolił, abym go unicestwił i stworzył całkowicie na nowo» [– wyjaśnia mu Jezus.]
«To prawda. Zauważyłem, że najwięksi grzesznicy, gdy się nawracają, przewyższają nas w sprawiedliwości. A my, ludzie o średniej grzeszności... Dlaczego tak jest?» [– dopytuje się Szymon.]
«Ponieważ w nich skrucha jest w proporcji do ich grzechu. Ogromna. To dlatego miażdży ich pod ciężarem cierpienia i upokorzenia. “Grzech mój jest zawsze przede mną” – mówi psalmista. To zachowuje pokorę ducha. To dobre wspomnienie, jeśli dołącza się do niego nadzieja i ufność w Miłosierdzie. Doskonałości przeciętne lub jeszcze mniej niż przeciętne często zatrzymują się, nie mając - dla postąpienia ku prawdziwej doskonałości - ościenia wyrzutów sumienia z powodu ciężkiego grzechu ani przymusu wynagradzania. Zatrzymują się jak stojące wody. Czują się zadowolone ze swej przejrzystości. Lecz woda najbardziej przejrzysta, jeśli przez poruszanie się nie będzie się oczyszczać z pyłu, odpadków, jakie wiatr na nią nanosi, stanie się w końcu mulista, zepsuta» [– wyjaśnia Jezus.]
«A niedoskonałości, którym pozwalamy istnieć i wzrastać w nas, to pył i odpadki?» [– pyta Szymon.]
«Tak, Szymonie. Jest w was jeszcze zbytnia stagnacja. Wasz ruch w kierunku doskonałości jest niemal niezauważalny. Czy nie wiecie, że czas mija szybko? Czy nie myślicie o tym, że w krótkim czasie, jaki wam pozostaje, powinniście usiłować stać się doskonałymi? Jeśli nie posiądziecie mocy doskonałości - zdobytej przez stanowczą wolę - w tym upływającym czasie, jakże będziecie mogli przetrwać burzę, jaką szatan i jego synowie rozpętają przeciw Nauczycielowi i Jego Nauce? Przyjdzie dzień, w którym zadacie sobie pytanie: “Ale jakże mogliśmy zostać tak wstrząśnięci, my, którzyśmy byli z Nim przez trzy lata?” O! Odpowiedź jest w was, w waszym sposobie postępowania! Im bardziej ktoś będzie usiłował stać się doskonałym w czasie, jaki pozostaje, tym bardziej będzie zdolny pozostać wiernym.»
«Trzy lata... Ale w takim razie... O! Mój Panie! To znaczy, że utracimy Cię na przyszłą wiosnę?»
«Na tych drzewach są już zawiązki owoców i skosztuję ich, gdy dojrzeją. Ale po tegorocznych zbiorach nigdy już więcej nie skosztuję nowych owoców... Nie wpadaj w przygnębienie, Szymonie. Przygnębienie bowiem jest jałowe. Umiej zadbać o sprawiedliwość w sobie i umacniać ją, żeby być wiernym w straszliwej chwili...»
«Tak, uczynię to. Ze wszystkich moich sił. Czy mogę o tym powiedzieć innym, aby i oni się przygotowali?» [– pyta Zelota.]
«Możesz to powiedzieć. Jednak będzie tego pragnął tylko ten, kto ma silną wolę» [– mówi Jezus.]
«A inni? [Będą] zgubieni?» [– pyta Zelota.]
«Nie, ale zostaną ciężko doświadczeni przez swe postępowanie. Będą jak ktoś, kto uważał, że jest silny, a zostanie powalony i pokonany. Zaskoczeni. Upokorzeni. Wreszcie pokorni! Ponieważ, wierz Mi, Szymonie, jeśli brak pokory, nie postępuje się naprzód. Pycha to kamień, który służy szatanowi za piedestał. Po co trzymać go w sercu? Czy jest miłym panem ta straszliwa istota?»
«Nie, Nauczycielu» [– mówi Szymon.]
«A jednak trzymacie w sercach ten punkt oparcia dla niego, mównicę dla jego pouczeń. Jesteście spętani pychą. Posiadacie ją wobec wszystkiego i we wszystkich motywach. Nawet bycie “Moimi” to dla was [przyczyna] pychy. Jednak, o, niemądrzy, nie uzdrawiacie się przez porównywanie się z Tym, który was wybrał? To nie dlatego, że was wezwałem, zostaniecie świętymi. Lecz dzięki temu, jacy się staniecie po Moim wezwaniu. Świętość jest budowlą, którą każdy wznosi sam. Mądrość może wskazać metodę i plan. Ale wykonanie należy do was.»
«To prawda. Zatem... więc się nie potępimy? Po doświadczeniu będziemy bardziej święci, gdyż będziemy pokorni?...»
«Tak» – [odpowiada Jezus.] To “tak” jest suche i surowe.
«Tak to wypowiadasz, Nauczycielu?» [– pyta Szymon.]
«Tak to mówię.»
«Chciałbyś świętości dla nas przed próbą...»
«Tego bym pragnął. I dla wszystkich.»
«Dla wszystkich! Nie będziemy tacy sami w tej próbie?»
«Nie będziecie tacy sami. Ani przed, ani w czasie, ani po... A przecież wszystkim dałem to samo słowo...» [– mówi Jezus.]
«I tę samą miłość, Nauczycielu. Wielka jest nasza wina wobec Ciebie...» [– mówi Zelota.]
Jezus wzdycha... Zapada dość długa cisza, po której Zelota zamierza coś powiedzieć. Jednak niemalże biegiem wyszli im na spotkanie apostołowie i uczniowie, którzy spotkali Margcjama na pierwszych stokach Getsemani. Szymon milczy. Jezus zaś odpowiada wszystkim na powitania. Następnie u boku Piotra idzie do Ogrodu Oliwnego i do domu.
Piotr powiadamia, że od świtu stali na czatach... że Eliza jeszcze chora przebywa w domu Joanny... że wczorajszego wieczora przybyli faryzeusze... że... że... że... Cała góra bezładnych nowin, spod której wyłania się wreszcie pytanie: «A Łazarz?»
Jezus opowiada w szczegółach. Piotr, bardzo ciekawy, nie może się powstrzymać od postawienia pytania:
«I... nic, Panie? Żadnej... nowiny...»
«Ależ tak. Będziesz je miał w stosownej chwili. Gdzie Margcjam z niewiastą? Już w domu?»
«O, nie! Niewiasta nie ośmieliła się wejść. Usiadła na boku i czeka na Ciebie. Margcjam... Margcjam... znikł. Musiał pobiec do domu.»
«Przyśpieszmy kroku» [– mówi Jezus.]
Jednak pomimo pośpiechu nie dochodzą jeszcze do domu, a już Maryja, Jej szwagierka, Salome, Porfirea, małżonki Bartłomieja i Filipa wychodzą, aby Mu oddać hołd. Jezus pozdrawia niewiasty z daleka i idzie w stronę, gdzie pokornie zatrzymała się Anastatyka. Ujmuje ją za rękę, żeby jąaprowadzić do Matki i do niewiast.
«Oto, Matko, kwiat tej Paschy. Jedyny tego roku. Ale niech będzie dla Ciebie słodki, dlatego że to Ja Ci go przyprowadzam.»
Dziewczyna klęka. Maryja pochyla się i podnosi ją ze słowami:
«Córki są na sercach, a nie u stóp matek. Chodź, Moja córko. Poznajmy swe twarze, jak nasze duchy już się znają. To są już obecne siostry. Inne przyjdą. I bądźmy słodką rodziną, przepełnioną miłością w swych członkach i całą świętą na chwałę Bożą.»
Uczennice przekazują sobie serdeczny pocałunek, przyglądając się sobie nawzajem. Wchodzą do domu i idą na taras otoczony setkami modrych oliwek. Grupy się rozdzielają: Jezus z mężczyznami, niewiasty – osobno, wokół nowo przybyłej.
Powraca Zuzanna, która była w mieście z mężem. Przybywa Joanna z dziećmi. Z anielskim obliczem ukazuje się Annalia. Jair, który wmieszał się w tłum uczniów, gdy biegli do Jezusa, powraca z córką. Ona zaś idzie do grupy niewiast, do Maryi, która ją głaszcze.
W powitaniu osób [ujawnia się] pokój i miłość. Potem zachodzi słońce. Zanim Jezus pożegna powracających do domów własnych lub gościnnych, gromadzi ich na wspólnej modlitwie i błogosławi. Następnie wszystkich żegna. Pozostaje z tymi, którzy wolą ścisk w domu w Getsemani lub spędzenie nocy pod oliwkami zamiast oddalenie się stąd. Pozostaje więc, z niewiast: Maryja, Maria Alfeuszowa, Salome, Anastatyka, Porfirea, a z mężczyzn: Jezus, Piotr, Andrzej, Jakub i Juda, synowie Alfeusza, Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, Szymon Zelota, Mateusz, Margcjam.
Szybko spożywają wieczerzę. Po niej Jezus zaprasza Matkę i Marię Alfeuszową do pójścia z Nim i z uczniami do cichego Ogrodu Oliwnego. Być może inne niewiasty też poszłyby chętnie, ale Jezus ich nie woła, a nawet mówi do Salome i Porfirei:
«Porozmawiajcie święcie z nową siostrą, a potem idźcie spać, nie czekając na nas. Pokój niech będzie z wami.»
Trzy [niewiasty] poddają się swemu losowi. Piotr jest nieco nadąsany, inni zaś rozmawiają, idąc dokładnie w kierunku skały przyszłej agonii. Siadają na występie, zwróceni w kierunku Jerozolimy, która uspokaja się powoli po hałaśliwym zamęcie dnia.
«Rozpal gałęzie, Piotrze» – nakazuje Jezus.
«Po co?»
«Ponieważ chcę wam przeczytać to, co pisze Jan i Syntyka. To dlatego pozostawiłem te trzy niewiasty [w domu].»
«Ale moja małżonka też była tam tego wieczoru!...» [– wyraża swe zastrzeżenia Piotr.]
«Ale wyłączyć tylko Salome z dawnych uczennic byłoby niegrzeczne... Zresztą to da ci okazję do szczerej rozmowy z twą roztropną małżonką, kiedy opowiesz jej o tym, co teraz usłyszysz.»
Piotr, dumny z pochwały udzielonej Porfirei i z pozwolenia na wtajemniczenie jej w sekret, porzuca od razu swe nadąsanie. Rozpala radosną pochodnię, z której wystrzelają w górę płomienie, nieruchome w spokojnym powietrzu.
Jezus wyciąga zza pasa dwa listy, rozwija je i czyta, otoczony kręgiem jedenastu uważnych twarzy.
«”Jezusowi z Nazaretu – cześć i błogosławieństwo. Maryi z Nazaretu – błogosławieństwo i pokój. Świętym braciom, pokój i zbawienie. Umiłowanemu Margcjamowi – pokój i pieszczoty.
W moim sercu są łzy i uśmiechy, kiedy siedzę, aby napisać ten list do was wszystkich. Tęskne wspomnienia, ufność i pokój ze spełnionego obowiązku, wszystko to mnie przepełnia. Cała przeszłość, która ma dla mnie wartość, czyli ta rozpoczęta przed dwunastoma miesiącami, stoi przede mną. I wdzięczny psalm dla Boga, który miał nazbyt wiele litości dla winnego, tryska z mojego serca. Bądź błogosławiony, a wraz z Tobą Święta, która Cię wydała na świat, i inna matka, której wcieloną litość jeszcze pamiętam, a z Tobą: Piotr, Jan, Szymon, Jakub i Juda, i drugi Jakub, i Andrzej, i Mateusz, i wreszcie ten, którego tulę do serca na znak błogosławieństwa, mój bardzo drogi Margcjam. Bądźcie błogosławieni za wszystko, co mi daliście od chwili, w której was poznałem, aż do tej, w której was opuściłem! O! To nie było z mojej woli! Niech Bóg wybaczy tym, którzy mnie od was wyrwali! Niech Bóg im przebaczy i niech we mnie powiększy zdolność uczynienia tego. Na razie, z Jego pomocą, z Nim, mogę to czynić. Ale sam z siebie, nie. Jeszcze nie mógłbym tego zrobić, gdyż zbyt świeża jest rana, jaką mi zadano, odrywając mnie od mego prawdziwego Życia, od Ciebie, Najświętszy. Zbyt żywa jeszcze, choć Twe pociechy są jak nieustanny deszcz i balsam dla mnie...»
Jezus opuszcza kilka linijek, nie czytając ich.
Podejmuje dalej: «...Moje życie...»
Piotr, aby Nauczyciel widział wyraźnie, stoi blisko Niego. Ujął bowiem płonącą gałąź i trzyma ją podniesioną. Teraz wyciąga szyję, aby spojrzeć na pismo i mówi: «Nie, to nie tu! Dlaczego nie czytasz, Nauczycielu? Co innego jest tu pośrodku! Jestem głupi, ale nie do tego stopnia, aby nie potrafić wcale czytać. Ja będę czytać: “Twoje obietnice przewyższyły moje nadzieje...»
«Ależ ty jesteś straszny! Gorszy niż dziecko!» – mówi Jezus uśmiechając się.
«Oczywiście! Jestem niemal starcem! To dlatego mam więcej sprytu od dziecka» [– stwierdza Piotr.]
«Powinieneś mieć też więcej rozwagi...» [– mówi Jezus.]
«To dobre wobec wrogów. Tu jesteśmy pośród przyjaciół. Jan mówi tu o Tobie piękne rzeczy. Chciałbym je poznać, abym i ja potrafił się zachować, kiedy jak towar odeślesz mnie gdzieś daleko. No, dalej, czytaj wszystko! Matko, powiedz Mu, że to niesłuszne dawać nam wieści przebierając je jak małe rybki. Za burtę! Na dwór! Glony, błoto, ryby małe i ryby wyśmienite. [Czytaj] wszystko! Pomóżcie mi, wy! Wyglądacie jak posągi. Gniewam się na was!... A oni się śmieją!»
Trudno się nie śmiać wobec podekscytowania Piotra. Podskakuje tu i tam jak rozdrażniony kogut. Potrząsa pochodnią, nie troszcząc się o to, że go zewsząd obsypują iskry.
Jezus musi się poddać, aby go uspokoić. Czyta dalej:
«”Twoje obietnice przewyższyły nadzieje, jakie pokładałem w Twoich obietnicach. O! Nauczycielu święty! Kiedy w ten przygnębiający zimowy poranek przyrzekłeś przyjść pocieszyć Twego smutnego ucznia, nie pojąłem prawdziwej wagi Twojej obietnicy.
Bądź błogosławiony duchowy Gościu moich nocy! Dzięki Tobie nie są rozpaczą i cierpieniem, jak przewidywałem, lecz oczekiwaniem na Ciebie lub radosnym spotkaniem z Tobą. Noc – trwoga chorych, wygnańców, samotnych, winnych – stała się dla mnie, Feliksa, naprawdę szczęśliwego ze spełniania Twojej woli i służenia Tobie, ‘oczekiwaniem mądrych panien na przyjście Oblubieńca’. Moja biedna dusza ma jeszcze więcej. Ma błogosławieństwo bycia małżonką oczekującą swej Miłości, która przychodzi do małżeńskiej komnaty, aby dać jej za każdym razem radość pierwszego spotkania i umacniającą ekstazę połączenia.
O! Mój Nauczycielu i Panie, błogosławiąc Cię za tak wielki dar, którego mi udzielasz, proszę Cię też o pamięć o dwóch innych obietnicach, jakie mi uczyniłeś. Najważniejsze dla mnie, człowieka nazbyt słabego, jest to abyś mnie nie pozostawiał przy życiu w godzinie Twego cierpienia. Znasz moją słabość! Spraw, aby ten, który z miłości ku Tobie wyzbył się nienawiści, nie przywdział na nowo, z powodu znienawidzenia ludzi, Twoich katów, ciernistego i palącego munduru nienawiści. Druga obietnica dla Twego ucznia biednego, jeszcze zbyt słabego i jeszcze niedoskonałego... bądź przy mnie, jak mi powiedziałeś, w godzinie mojej śmierci. Teraz gdy wiem, że dla Ciebie nie istnieją odległości, morza, góry, rzeki i że ludzkie knowania nie przeszkadzają Ci udzielać kochającym Ciebie pociechy Twej czułej obecności, nie wątpię, że mogę Cię posiadać przy [sobie] w moim ostatnim tchnieniu. Przyjdź, Panie Jezu! Przyjdź szybko, aby mnie wprowadzić do pokoju [wiecznego].
A teraz, gdy Ci już powiedziałem o moim duchu, przekażę Ci wiadomości o mojej pracy.
Mam wielu uczniów, wszelkich ras i z wszystkich narodów. Aby nie drażnić ani jednych, ani drugich, wyznaczyłem dni, przydzielając dzień poganom i dzień wiernym. To bardzo korzystne, z powodu nieobecności pedagogów. Zarobek oddaję biednym i tak przyciągam ich do Pana. Przyjąłem ponownie moje dawne imię, nie dlatego, że je lubię, ale z ostrożności. W godzinach, gdy należę do świata, jestem ‘Feliksem’. W godzinach, gdy należę do Jezusa, jestem tylko ‘Janem’: łaską Boga. Wyjaśniłem Filipowi, że moje prawdziwe imię to ‘Feliks’ i że nazywano mnie ‘Janem’ jedynie dla wyróżnienia spośród braci. Nie wywołało to żadnego wrażenia, bo przecież tak łatwo zmieniamy imiona lub posługujemy się przydomkami. Ufam, że wykonam tu wiele pracy dla przygotowania drogi świętym braciom. Gdybym miał siłę, obszedłbym wszystkie te wioski, aby poznano Twoje Imię. Być może będzie mi to dane na początku lata lub w rześkie dni jesieni. Kiedy tylko będę mógł, uczynię to. Czyste powietrze Antygonei, te ogrody spokojne i tak piękne, kwiaty, dzieci, kury, serdeczność ogrodników, a zwłaszcza ta wielka, mądra [życzliwość] Syntyki, jakby córki, daje mi wiele radości. Mogę powiedzieć, że czuję się lepiej. Ale Syntyka nie jest tego zdania. Jej myśl ujawnia się jedynie przez zabiegi troskliwe i stałe, jakimi mnie otacza. Karmi mnie, dba o mój wypoczynek, zapobiega przeziębieniu... Ale ja czuję się lepiej. Być może to jedynie wrażenie, jakie mnie ogarnia po heroicznym spełnieniu obowiązku. Tak twierdzi Syntyka. I chciałbym wiedzieć, czy ona ma rację. Obowiązek bowiem to sprawa moralna, choroba zaś – cielesna.
Chciałbym też wiedzieć, czy rzeczywiście przychodzisz? A może ukazujesz się jedynie duchowym zmysłom, lecz tak doskonale, że to mi nie pozwala stwierdzić, gdzie kończy się rzeczywistość fizyczna Twojej obecności?
Nauczycielu drogi i błogosławiony, Twój Jan klęka, aby Cię poprosić o błogosławieństwo.
Twojej Matce, Marii i braciom świętym – pokój i błogosławieństwo. Margcjamowi pocałunek, aby sobie przypomniał o wysłaniu mi świętych słów: chleba dla wygnańców, pracujących w winnicy Pana.”
Oto list Jana... Cóż na to powiecie?» [– pyta na koniec Jezus.]
Wymieniają wrażenia... Ponad wszystkimi dominuje jedno: o obecności Jezusa. Zasypują Go pytaniami... Jak to może być, czy to może być, czy widzi Go Syntyka i tak dalej, i tak dalej... Jezus daje znak, aby umilkli. Otwiera rulon Syntyki. Czyta:
«”Syntyka do Pana Jezusa, z całą miłością, do jakiej jest zdolna. Matce błogosławionej – cześć i chwała. Braciom w Panu – wdzięczność i błogosławieństwo. Margcjamowi – pocałunek dalekiej siostry.
Jan opowiedział Ci, Nauczycielu, o naszym życiu. Powiedział Ci w wielkim skrócie o tym, co czyni i co ja czynię dla niewiast. Mam moją małą szkółkę pełną dziewcząt. Wiele zyskuję duchowo, bo zdobywam je dla Ciebie, o mój Panie, mówiąc im o prawdziwym Bogu w czasie pracy. Tu, w tym regionie, gdzie jest wymieszanych tak wiele ras, istnieje zagmatwany kłębek religii. Tak bardzo zagmatwany, że... są to już wyłącznie wierzenia, których się nie praktykuje, strzępy religii, do niczego nieprzydatne. Pośrodku zaś - zesztywniała i nieprzejednana – religia żydowska, która swym ciężarem niszczy już zużyte nitki innych, nic nie dając w zamian.
Jan, mając uczniów, musi postępować roztropnie. Ja mam z dziewczętami więcej swobody. Być niewiastą to zawsze [być] niższą [w społecznej hierarchii]. Do tego stopnia że dla rodzin odmiennych religii to jest bez znaczenia, że dziewczęta są wymieszane w jednej szkole. Wystarczy im, że uczą się owocnej sztuki haftowania. I niech będzie błogosławiona pogardliwa myśl, jaką świat ma dla nas, kobiet. To bowiem pozwala mi poszerzać coraz bardziej mój obszar oddziaływania. Hafty są rozchwytywane, ich sława się rozchodzi. Z daleka przybywają damy. Wszystkim mam możliwość mówić o Bogu... O! Nawet nitki, które na krośnie lub tkaninie stają się kwiatami, zwierzętami, gwiazdami, służą, gdy tylko się chce, do nakierowania dusz ku Prawdzie. Znając wiele języków mogę się posługiwać greckim z Grekami, łaciną z Rzymianami, hebrajskim z Hebrajczykami. W tym nawet doskonalę się coraz bardziej dzięki pomocy Jana.
Innym sposobem wnikania [w tę społeczność] jest maść Maryi. Zrobiłam jej wielką ilość dzięki esencjom, jakie tu istnieją. Zmieszałam je z cząstką pierwotnej [maści], aby ją w ten sposób uświęcić. Wrzody i boleści, rany i bóle w piersiach znikają. To prawda, że wykonując opatrunek z maścią, powtarzam bez końca święte słowa: Jezus - Maryja. I nawet posługując się grą słów – greckim słowem ‘Christos’ - nazwałam tę maść ‘namaszczona mirra’. Czyż tak nie jest? Czyż nie ma w niej zbawczej esencji Mirry Bożej, która Cię zrodziła, o kosztowny Oleju, który z nas uczyniłeś królów? Muszę często pozostawać [bez snu], aby ją przygotować na nowo. Prosiłabym Świętą, aby mi jej trochę przygotowała i przysłała na Święto Namiotów. Pomieszam ją z tą inną, wykonaną przeze mnie – najniższą służebnicę Boga. Jeśli źle czynię, postępując tak, powiedz mi, Panie, a nie uczynię tego nigdy więcej.
Drogi Jan bardzo mnie chwali, cóż więc ja mam powiedzieć o nim? Dotkliwie cierpi. Ale ma cudowną odwagę. Gdybym nie znała jego tajemnicy, byłabym zdziwiona. Ale od tej nocy – gdy wracając od jakiegoś chorego zastałam go w ekstazie i przemienionego, gdy usłyszałam jego słowa i, widząc go upadającego na twarz, zdałam sobie sprawę, że to Ty się ukazałeś Swemu słudze – nie mogę się dłużej zdumiewać. Być może jakiś brat będzie zaskoczony dowiadując się, że nie żałuję nie mając tego [daru] dla siebie. Dlaczego miałabym żałować? Wszystko jest dobre, wszystko, co dajesz, wystarcza. Każdy otrzymuje część, na jaką zasłużył, i która jest mu potrzebna. Dobrze więc, że Jan posiada Ciebie w sposób widoczny, a ja posiadam Cię jedynie duchowo.
Czy jestem szczęśliwa? Jako kobieta opłakiwałam czas spędzony z Tobą i Maryją. Lecz jako dusza jestem szczęśliwa, gdyż myślę, że to dopiero teraz Ci służę, mój Panie. Sądzę, że czas jest niczym. Myślę, że posłuszeństwo to pieniądz, którym się płaci za wejście do Twego Królestwa. Myślę, że pomagać Tobie to łaska. Biedna niewolnica nie mogła marzyć o niej nawet w godzinach urojeń, a Ty pozwoliłeś mi pomagać Tobie. Myślę, teraz rozdzielona, że na koniec posiądę Ciebie na całą wieczność. I śpiewam pieśń Jana, jak czyni to skowronek wiosną, na ozłoconych polach Hellady. Moje dziewczęta też ją śpiewają, bo mówią, że jest piękna. I pozwalam im śpiewać w rytm krosna – które przypomina tak bardzo rytm wiosła z dawnych dni - bo myślę, że wymawiać Twe Imię, o Matko, to przygotowywać się na Łaskę.
Jan prosi mnie o dodanie wiadomości, że wysłał Ci znanego mieszkańca Antiochii o imieniu Mikołaj. To jego pierwsza zdobycz dla Twojej owczarni. Mamy wielką nadzieję, że Mikołaj nie zawiedzie szacunku, jakim go darzą nasze serca.
Pobłogosław Twą służebnicę, Panie. Pobłogosław ją, o Matko, pobłogosławcie mnie wszyscy, wy święci, i ty, dziecko błogosławione, które wzrastasz w mądrości u boku Pana.”
Oto co napisała Syntyka. Dodaje jeszcze coś bez wiedzy Jana:
“Jan wzrasta i umacnia się jedynie duchowo. Co do reszty – podupada, pomimo wszelkich starań. Liczy bardzo na początek lata. Myślę jednak, że nie będzie mógł uczynić tego, co zamierza. Myślę, że zima zdławi w nim tę odrobinę życia... Ale jest spokojny. Oddaje się pracy i cierpieniu. Zachowaj w nim siły przez Swą obecność, o mój Panie! Proszę Cię, poddaj mnie wszelkim rodzajom utrapień w zamian za ten dar dla Twego ucznia. Za pośrednictwem Tolmesza wysyłam te listy do Łazarza i błagam Cię, abyś zechciał powiedzieć jemu i siostrom, że pamiętamy o wszystkich [przejawach] dobroci wobec nas i że modlimy się stale i żarliwie w ich intencji.”»
Wszyscy dzielą się nowymi spostrzeżeniami. Andrzej pochyla się, aby o coś zapytać Maryję, i zaskoczony widzi łzy na Jej twarzy.
«Płaczesz?» – >dopytuje się.
«Dlaczego płaczesz? Jak to? Matko!» – odzywa się wielu.
«Ja wiem, dlaczego Ona płacze...» – odzywa się Margcjam.
«Dlaczegóż to?» [– pytają chłopca.]
«Bo Jan wspomniał o śmierci Pana.»
«A! To prawda! Skąd jednak o tym wie, skoro go tu nie było, kiedyś ją przepowiedział?»
«Dowiedział się ode Mnie dla swojej pociechy» [– mówi Jezus.]
«Hmmm! Dla pociechy!...»
«Dla jego pociechy. Obiecałem, że nie będzie długo czekał, aby mieć Królestwo. On na to zasługuje, bo was wszystkich przewyższył wolą i posłuszeństwem. Wracajmy do domu. Przygotujmy odpowiedzi, aby je dać Tolmeszowi. Ty, Margcjamie, dołączysz twe księgi.»
«A, rozumiem! To dla nich je pisał!...»
«Tak. Chodźmy. Jutro pójdziemy do Świątyni...»