Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

12. POŻEGNANIE Z ANTIOCHIĄ

Napisane 8 listopada 1945. A, 6904-6926.

Apostołowie są ponownie w domu w Antiochii, a z nimi – dwoje uczniów oraz wszyscy mężczyźni z Antygonei. Nie mają już na sobie krótkich roboczych szat, lecz długie świąteczne ubrania. Wnioskuję z tego, że jest szabat.

Filip prosi apostołów, żeby choć raz przemówili do wszystkich, przed swoim już bliskim odejściem.

«Ale o czym?» [– pytają.]

«O czym chcecie. Słyszeliście w tych dniach nasze rozmowy. Niech one będą dla was natchnieniem.»

Apostołowie patrzą na siebie. Kogo to dotyczy? Oczywiście – Piotra! To przywódca! Ale Piotr nie chce mówić i oddaje zaszczyt uczynienia tego Jakubowi lub Janowi, synowi Zebedeusza. Kiedy jednak widzi, że są nieubłagani, decyduje się mówić:

«Dziś słyszeliśmy w synagodze wyjaśnienie pięćdziesiątego drugiego rozdziału z Izajasza. Komentarz był uczony, zgodnie ze zwyczajem, lecz błędny w zestawieniu z Mądrością.

Nie miejsce tu jednak na czynienie wyrzutów komentującemu. On bowiem dał to, co potrafił, ze swej mądrości. Jest ona okaleczona, [bo brak jej] tego, co najlepsze: poznanie Mesjasza i nowego Czasu, jaki On przynosi. Mimo to nie krytykujmy go, lecz módlmy się, żeby doszedł do poznania tych dwóch łask i żeby mógł je bez przeszkód przyjąć.

Opowiedzieliście mi, jak podczas Paschy słyszeliście, że mówiono z wiarą, lecz także z pogardą o Nauczycielu. I że to jedynie z powodu wielkiej wiary, napełniającej serca w domu Łazarza... wszystkie serca... mogliście przeciwstawić się zamętowi, wkładanemu wam w serca przez podszepty innych. Tym bardziej, że tymi ‘innymi’ byli właśnie nauczyciele Izraela.

Ale być uczonym nie oznacza być świętym i posiadać Prawdę.

A Prawda jest taka: Jezus z Nazaretu jest obiecanym Mesjaszem, Zbawicielem, o którym mówią Prorocy. Ostatni z nich odpoczywa od niedawna na łonie Abrahama, po chwalebnym męczeństwie, jakie wycierpiał dla sprawiedliwości. To Jan Chrzciciel powiedział [o Nim]: “Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Są tu obecni tacy, którzy słyszeli jego słowa.

Jego słowom uwierzyli najpokorniejsi spośród obecnych tutaj. Pokora bowiem pomaga w dojściu do wiary. Pycha zaś jest ciężarem tak obciążającym, że trudna jest dla pysznych droga do osiągnięcia szczytu góry, na której żyje czysta i promienna wiara.

Pokorni – ponieważ tacy byli i ponieważ uwierzyli - zasłużyli na to, żeby być pierwszymi w zastępie Pana Jezusa.

Widzicie zatem, że pokora potrzebna jest do posiadania wiary pełnej gotowości i że otrzymuje się nagrodę za to, iż potrafiło się wierzyć, nawet wbrew przeciwnym pozorom.

Wzywam was i nakłaniam do posiadania w sobie tych dwóch cech, a wtedy będziecie należeć do zastępu Pańskiego i zdobędziecie Królestwo Niebieskie...

Teraz twoja kolej, Szymonie Zeloto. Ja skończyłem. Ty kontynuuj.»

Zelota – zaskoczony tak niespodziewanie i tak jasno wskazany jako drugi mówca – musi podejść bez zwlekania czy użalania się. Czyni to i zabiera głos:

«Będę kontynuował przemowę Szymona Piotra, który z woli Pana jest przywódcą nas wszystkich. A uczynię to bazując na pięćdziesiątym drugim rozdziale Księgi Izajasza, widzianej przez kogoś, kto zna Wcieloną Prawdę, której na zawsze jest sługą.

Powiedziane jest: “Powstań, przyoblecz się swoją mocą, o Syjonie, włóż na siebie świąteczne szaty miasto Świętego.”

W istocie tak powinno być. Gdy bowiem obietnica się spełnia, nastaje pokój, mija potępienie i nadchodzi czas radości. Wtedy serca i miasta powinny wdziać świąteczne szaty, żeby podnieść pochylone czoła. Dowiadują się bowiem, że już nie są nienawidzone, zwyciężone, lecz miłowane i wyzwolone.

Nie jesteśmy tutaj, żeby osądzać Jerozolimę. Miłość – pierwsza z wszystkich cnót – staje w jej obronie. Poprzestańmy więc na spojrzeniu na własne serce, zamiast przyglądać się innym. Przyobleczmy mocą nasze serca przez wiarę, o której mówił Szymon. Przywdziejmy świąteczne szaty, gdyż nasza wiara w Mesjasza, [trwająca] od stuleci, jest obecnie ukoronowana spełnieniem. Mesjasz, Święty, Słowo Boga jest naprawdę pośród nas. I widzą swe uwolnienie z najokropniejszych chorób, a nawet od śmierci, nie tylko dusze, słuchające słów Mądrości, które umacniają i wlewają w nie świętość i pokój. [Wyzwalane są także] ciała przez dzieła Świętego, któremu Ojciec wszystkiego udzielił. Za to ziemie i doliny naszej ojczyzny rozbrzmiewają okrzykami: ‘hosanna’ Synowi Dawidowemu i Najwyższemu, który wysłał Swe Słowo, jak to przyobiecał Patriarchom i Prorokom.

Ten, który do was mówi, był trędowaty, skazany na śmierć po latach okrutnej agonii, w samotności dzikich zwierząt, jaka jest losem trędowatych. Jeden człowiek rzekł do mnie: “Idź do Niego, do Rabbiego z Nazaretu, a będziesz uzdrowiony.” I uwierzyłem. Poszedłem. Zostałem uzdrowiony. [Uzdrowienia doznało] ciało i serce. Z pierwszego znikła choroba, oddzielająca mnie od ludzi, z drugiego – uraza, która oddalała mnie od Boga. I z nową duszą, po wygnaniu, po chorobie, po czasie udręki stałem się Jego sługą, wezwanym do szczęśliwej misji pójścia do ludzi, żeby im dawać miłość w Jego imię, żeby ich pouczać o jedynej potrzebnej prawdzie: o tej, że Jezus z Nazaretu jest Zbawicielem i że błogosławieni są ci, którzy w Niego wierzą.

Teraz mów ty, Jakubie, synu Alfeusza.»

«Ja jestem [stryjecznym] bratem Nazarejczyka. Mój ojciec i Jego ojciec byli braćmi zrodzonymi z tego samego łona. Mimo to nie mogę powiedzieć, że jestemem Jego bratem. Jestem Jego sługą, gdyż ojcostwo Józefa, brata mojego ojca, było ojcostwem jedynie duchowym. Zaprawdę powiadam wam, że prawdziwym Ojcem Jezusa, naszego Nauczyciela, jest Najwyższy, któremu oddajemy cześć. On zezwolił, by Jego Boskość – Jedyna i Troista – wcieliła się jako Druga Osoba i przyszła na ziemię. Nadal też jest połączona z Tymi, które zamieszkują Niebo. Bóg bowiem może to uczynić, On – nieskończenie Potężny. I czyni to z Miłości, która jest Jego naturą.

Jezus z Nazaretu jest naszym Bratem, o ludzie, gdyż jest zrodzony z niewiasty. Jest podobny do nas w Swoim człowieczeństwie. Jest naszym Nauczycielem, gdyż jest Mędrcem. On jest samym Słowem Boga, które przybyło, żeby nam mówić o Bogu, abyśmy przynależeli do Boga. On jest naszym Bogiem, będąc jedno z Ojcem i Duchem Świętym, z którymi jest w ciągłej jedności miłości, mocy i natury.

Przyjmijcie tę prawdę, którą dzięki jawnym dowodom poznał przez łaskę Sprawiedliwy - mój krewny [Józef]tknięciu się ze światem, który będzie usiłował wyrwać was Chrystusowi mówiąc: “To jest człowiek jak każdy inny”, odpowiadajcie: “Nie. To jest Syn Boży, to Gwiazda zrodzona z Jakuba, to jest Różdżka, która powstaje tu, w Izraelu, to jest Władca.” Nie pozwólcie, by cokolwiek was poruszyło. To właśnie jest Wiara.

Twoja kolej, Andrzeju.»

«Oto jest wiara. Ja jestem biednym rybakiem znad jeziora w Galilei. W ciche noce połowów, przy świetle gwiazd prowadziłem sam ze sobą ciche rozmowy. Mówiłem sobie: “Kiedy On przyjdzie? Czy jeszcze będę żył? Według proroctwa brakuje jeszcze wielu lat”. Człowiekowi, którego życie jest ograniczone, kilkadziesiąt lat wydaje się wiekami... Zadawałem sobie pytanie: “Jak On przyjdzie? Skąd? Od kogo?” A moja ociężała ludzka natura sprawiała, że marzyłem o królewskich wspaniałościach, o królewskich siedzibach, o orszakach, o brzmieniu dzwonków, o potędze, o majestacie nie do zniesienia... I mówiłem sobie: “Któż będzie mógł spojrzeć na tak wielkiego Króla?” Sądziłem, że Jego ukazanie się wywoła większy przestrach niż sam Jehowa na Synaju. Mówiłem sobie: “Hebrajczycy widzieli, jak się rozpala góra, a nie rozpadli się w proch, bo Przedwieczny był ponad obłokami. Ale tutaj [na ziemi], On spojrzy na nas oczyma, które mogą uśmiercić, i umrzemy...”

Byłem uczniem Chrzciciela i w przerwach między połowami przychodziłem do niego wraz z towarzyszami. To był dzień tego samego miesiąca... Brzegi Jordanu wypełniał tłum, drżący od słów Chrzciciela. Dojrzałem Młodzieńca pięknego i spokojnego. Szedł ku nam ścieżką. Szatę miał skromną, a wygląd pełen łagodności. Wydawał się prosić o miłość i dawać ją. Jego piękne oczy na chwilę spoczęły na mnie i odczułem coś, czego jeszcze nigdy dotąd nie odczuwałem. Wydawało mi się, że głaszcze moją duszę, muskając ją jak skrzydłami aniołów. Przez chwilę poczułem się tak bardzo daleko od ziemi, tak inaczej, że powiedziałem sobie: “Teraz umrę! To Bóg wzywa mojego ducha.”

Ale nie umarłem. Stałem, przypatrując się w zachwycie nieznajomemu Młodzieńcowi. Spojrzenie Jego błękitnych oczu spoczęło na Chrzcicielu. Chrzciciel zaś odwrócił się, podbiegł do Niego i pokłonił się. Rozmawiali. A ponieważ głos Jana był nieustannym grzmotem, tajemnicze słowa doszły do mnie. Słuchałem, ogarnięty pragnieniem poznania, kim był ten młody Nieznajomy. Moja dusza odczuwała, że różnił się od wszystkich. Oto tamte słowa: “To ja powinienem być ochrzczony przez Ciebie...” “Pozwól, by teraz tak się stało, bo wszelką sprawiedliwość należy wypełnić...”

[por. Łk 3,16n] Jan już [wcześniej] powiedział: “Przyjdzie Ten, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyków u sandałów”. On mówił już: “Jest pośród was, w Izraelu, Ktoś, kogo wy nie znacie. On trzyma już wiejadło w dłoniach i oczyści klepisko, paląc słomę Swym nieugaszonym ogniem.”

Miałem przed sobą młodego Człowieka z ludu, o wyglądzie łagodnym i pokornym. Odczułem jednak, że to był On, Ten, któremu Święty Izraela, ostatni Prorok, Prekursor, nie był godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. Odczułem, że to był Ten, którego my nie znaliśmy. A jednak nie bałem się. Przeciwnie, gdy Jan po tak zachwycającym gromie od Boga, po niepojętym blasku Światłości w formie gołębicy pokoju powiedział: “Oto Baranek Boży”, ja – ciesząc się z odczucia w duszy Króla - Mesjasza w tym młodym Człowieku o łagodnym i pokornym wyglądzie – zawołałem głośno w duchu: “Wierzę!”. I to dzięki tej wierze jestem Jego sługą. Stańcie się nimi i wy także, a osiągniecie pokój.

Mateuszu, do ciebie należy opowiedzenie o innych przejawach chwały Pana

«Ja nie mogę się posługiwać pogodnymi słowami Andrzeja. On był sprawiedliwym, a ja – grzesznikiem. Moje słowo nie ma też radosnego akcentu świątecznego nastroju, a jednak jest w nim ufny pokój psalmu.

Ja byłem grzesznikiem, wielkim grzesznikiem. Żyłem w całkowitym błędzie. Byłem zatwardziały i nie czułem się z tego powodu skrępowany. Kiedy czasem faryzeusze lub szef synagogi chłostali mnie zniewagami lub wyrzutami, przypominając mi Boga, który jest Sędzią nieubłaganym, przez chwilę ogarniało mnie przerażenie... Potem zaś zadowalałem się głupią myślą: “W takim razie i tak jestem już potępiony. Cieszcie się zatem, o moje zmysły, jak długo to jeszcze możliwe.” I pogrążałem się bardziej niż dotąd w grzechu.

Przed dwoma laty przybył do Kafarnaum Nieznajomy. Dla mnie to także był Nieznajomy. Był takim dla wszystkich, gdyż to był początek Jego misji. Jedynie kilka osób wiedziało, kim był w istocie. To ci, których tu widzicie, i kilka innych osób. Zaskoczyła mnie Jego wspaniała męska siła i czystość większa niż u dziewicy. To była pierwsza rzecz, jaka mnie uderzyła. Widziałem, że był surowy, a jednak gotowy do wysłuchania nawet dzieci, które podbiegały do Niego jak pszczoły do kwiatów. Jego jedyną rozrywką były ich niewinne zabawy i rozmowy pozbawione podstępu. Potem zdumiała mnie Jego moc. Czynił cuda. Powiedziałem do siebie: “To egzororcysta, święty”. Ale czułem się tak przestraszony w Jego obecności, że uciekałem.

On mnie jednak szukał, albo miałem takie wrażenie. Ani razu nie przeszedł przed moją ladą bez spojrzenia na mnie Swym łagodnym i nieco smutnym spojrzeniem. Za każdym razem było to tak, jakby budziło się we mnie nagle moje otępiałe sumienie i już nie wracało do swego stanu odrętwienia.

Ludzie nie przestawali wychwalać Jego słów. Pewnego dnia zapragnąłem Go więc posłuchać. Ukryłem się za jakimś domem i słyszałem, jak mówił do małej grupy ludzi. Przemawiał serdecznie o miłości, która jest jak odpuszczenie naszych grzechów... Począwszy od tego wieczora, ja – wcześniej chciwy i zatwardziały – chciałem uzyskać u Boga przebaczenie moich licznych grzechów. Dlatego czyniłem pewne rzeczy w ukryciu... Lecz On wiedział, że to byłem ja, bo On wie wszystko.

Innym razem słyszałem Go, jak wyjaśniał właśnie pięćdziesiąty drugi rozdział z Izajasza. Mówił, że w Jego Królestwie, w Niebieskim Jeruzalem, nie będzie już nieczystych ani ludzi o nie obrzezanym sercu. Obiecywał Niebieskie Miasto. Mówił o nim piękne rzeczy tym, którzy do Niego przychodzili. Jego słowo było tak przekonywujące, że zatęskniłem za tym [Miastem].

A potem... a potem... O! Tego dnia nie patrzył smutno, lecz władczo. Przeszył mi [tym spojrzeniem] serce, obnażył moją duszę, przypalił jej chorą tkankę, wziął do ręki tę biedną chorą duszę i dręczył ją Swą wymagającą miłością... I miałem duszę nową. Szedłem ku Niemu ze skruchą i pragnieniem. On nie czekał, aż powiem: “Panie, litości!”. On mi rzekł: “Chodź za Mną!”.

Łagodny pokonał szatana w sercu grzesznika. Niech to, co wam mówię, przekona was – o ile jest pośród was ktoś dręczony przez swoje winy – że On jest dobrym Zbawicielem. Nie trzeba przed Nim uciekać, lecz im większym jest się grzesznikiem, tym bardziej trzeba iść do Niego z pokorą i skruchą, żeby otrzymać przebaczenie.

Jakubie, synu Zebedeusza, teraz ty mów.»

«Ja naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Mówiliście i powiedzieliście o tym, o czym i ja bym powiedział, gdyż to jest prawdą i nic w niej nie można zmienić.

Ja także byłem z Andrzejem nad Jordanem, ale zauważyłem Go dopiero wtedy, gdy Go wskazał Chrzciciel. Ja też od razu uwierzyłem. Kiedy On – po Swym świetlistym ukazaniu się – odszedł, pozostałem jak ktoś, kto z nasłonecznionego szczytu przechodzi do mroku więzienia. Płonąłem pragnieniem odnalezienia Słońca. Odkąd ukazała mi się Światłość Boga, a następnie znikła, świat pozbawiony był wszelkiego światła. Byłem w nim, lecz samotny. Posilałem się, a odczuwałem głód. Spałem, a jednak najlepsza część mnie samego czuwała. Pieniądze, zawód, uczucia, wszystko się oddalało. Górowało zaś gorące pragnienie Jego, oddalonego... Nic już mnie nie pociągało. Jak dziecko, które utraciło matkę, jęczałem: “Powróć, Baranku Pana! Najwyższy, jak wysłałeś Rafała, żeby prowadził Tobiasza, wyślij Twego anioła, żeby mnie prowadził po drogach Pańskich, żebym Go odnalazł, żebym Go znalazł, żebym odnalazł!”

Daremne [wysiłki znalezienia Go] uczyniły jeszcze boleśniejszą utratę naszego Jana. Ujęto go bowiem po raz pierwszy wtedy, gdy On się ukazał, przybywając z pustyni. Po wielu dniach daremnego oczekiwania i trwożliwych poszukiwań nie rozpoznałem Go od razu.

I tutaj, bracia w Panu, chcę was nauczyć innej drogi, żeby iść do Niego i Go rozpoznać.

Szymon, syn Jony, powiedział, że trzeba wiary i pokory, żeby Go rozpoznać. Szymon Zelota potwierdził absolutną konieczność Wiary dla rozpoznania w Jezusie z Nazaretu Tego, który jest w Niebiosach i na ziemi, jak powiedzi. A Szymon Zelota potrzebował wiary o wiele większej, żeby mieć także nadzieję dla nieuleczalnie [chorego] ciała. To dlatego Szymon Zelota mówi, że Wiara i Nadzieja są środkami do tego, żeby posiąść Syna Bożego. Jakub, brat Pański, mówił o potędze Siły dla zachowania tego, co się znalazło. To Siła, która zapobiega temu, by zasadzki świata i szatan nie zachwiał naszą Wiarą.

Andrzej uświadomił konieczność połączenia Wiary ze świętym pragnieniem Sprawiedliwości, z usiłowaniem poznania i strzeżenia Prawdy, którą głoszą święte usta. Nie ma to wynikać z ludzkiej pychy bycia uczonym, lecz z pragnienia poznania Boga. Ten, kto poznaje Praw, znajduje Boga.

Mateusz, niegdyś grzesznik, wskazuje wam inną drogę do osiągnięcia Boga: ogołocić się ze zmysłów przez ducha naśladowania [Boga], odzwierciedlić [w sobie] obraz Boga, który jest doskonałą czystością. On, grzesznik, został najpierw uderzony czystością męską Nieznanego, który przybył do Kafarnaum i miał moc wskrzeszenia jego umarłego sumienia. [Mateusz] rozpoczął od zakazania sobie [zaspokajania] cielesnych zmysłów. W ten sposób oczyścił drogę na przybycie Boga i na zmartwychwstanie innych umarłych cnót. Od wstrzemięźliwości przeszedł do miłosierdzia, od niego do skruchy, a po okazaniu żalu całkowicie pokonał samego siebie, dochodząc do zjednoczenia z Bogiem. “Pójdź za Mną!” “Idę!”... Jego dusza rzekła: “Idę!”, Zbawiciel bowiem powiedział [w duchu]: “Pójdź za Mną!” już w chwili, w której za pierwszym razem Cnota Nauczyciela przyciągnęła uwagę grzesznika.

Naśladujcie to. Każde bowiem doświadczenie bliźniego, nawet straszne, prowadzi nas do uniknięcia zła; prowadzi do odnalezienia dobra w tych, którzy mają dobrą wolę.

Ja sam mówię wam, że im bardziej człowiek usiłuje żyć duchem, tym bardziej jest zdolny rozpoznać Pana. Życie anielskie ułatwia to w najwyższym stopniu. Pomiędzy nami, uczniami Jana, tym, który rozpoznał Go po czasie Jego nieobecności był ktoś o dziewiczej duszy. Rozpoznał Go jeszcze lepiej niż Andrzej, chociaż pokuta zmieniła twarz Baranka Bożego. Mówię wam więc: “Bądźcie czyści, żeby móc Go rozpoznać.”

Judo, czy chcesz teraz zabrać głos

«Tak. Bądźcie czyści, żeby móc Go rozpoznać. Lecz bądźcie czyści również po to, żeby móc zatrzymać Go w sobie, z Jego Mądrością i Miłością, Całego. Izajasz mówi w rozdziale pięćdziesiątym drugim: “Nie dotykajcie tego, co nieczyste... Oczyśćcie się, wy, którzy niesiecie naczynia Pana”. To wielka prawda. Każda dusza, która staje się uczennicą, podobna jest do naczynia napełnionego Bogiem. Ciało zaś, które ją zawiera, jest jak ktoś, kto niesie Bogu poświęcone naczynie. Bóg nie może pozostawać tam, gdzie jest nieczystość.

Mateusz opowiedział, jak Pan wyjaśniał, że nie będzie już nic nieczystego ani oddzielonego od Boga w Niebieskim Jeruzalem. Tak. Lecz nie można być nieczystym ani oddzielonym od Boga już tu na ziemi, żeby móc tam wejść. Nieszczęśni są ci, którzy czekają na ostatnią godzinę z okazaniem skruchy. Nigdy nie będą mieć już czasu, żeby to uczynić. Tak samo ci, którzy teraz Jezusa oczerniają, nie będą już mieć czasu na przemianę swego serca w chwili Jego tryumfu. Nie będą więc się cieszyć Jego owocami.

Ci, którzy w Królu świętym i pokornym mają nadzieję ujrzeć ziemskiego monarchę, a jeszcze bardziej ci, którzy lękają się, że On stanie się monarchą ziemskim, nie będą przygotowani na tę godzinę. Będą jeszcze bardziej grzeszyć. Wprowadzi ich w błąd i zwiedzie myśl, która nie jest myślą Bożą, lecz biedną myślą ludzką.

Musimy pamiętać o tym, że On znosi upokorzenie bycia Człowiekiem. Izajasz mówi, że wszystkie nasze grzechy w tym samym stopniu dręczą Osobę Boską. Kiedy myślę, że Słowo Boże ma wokół siebie jak brudną skorupę całą nędzę ludzkiej natury, odkąd ona istnieje, myślę z głębokim współczuciem i głębokim zrozumieniem o cierpieniu, jakie musi znosić z tego powodu Jego dusza bez skazy. To tak, jakby zdrowy człowiek zobaczył z odrazą na sobie łachmany i nieczystość trądu. Jego naprawdę przeszyły nasze grzechy, okryły ranami wszystkie pożądliwości człowieka. Jego dusza – żyjąca pośród nas – musi drżeć z powodu tego kontaktu, jakby odczuwała gorączkowy wstręt.

A jednak On tego nie mówi. Nie mówi: “Budzicie we Mnie odrazę”. Lecz kiedy zabiera głos, odzywa się: “Przyjdźcie do Mnie, a zdejmę z was winy”. Oto Zbawiciel. W Swej nieskończonej dobroci chciał zakakryć Swe piękno nie do zniesienia. Ono jest takie, że gdyby się przed nami ujawniło takim, jakie jest w Niebie, starłoby nas na proch, jak powiedział Andrzej. Teraz stało się ono pociągające jak u łagodnego Baranka, żeby mógł się do nas zbliżyć i ocalić nas. Jego ucisk, potępianie Go będzie trwało dopóty, dopóki nie pochłonie Go wysiłek bycia Człowiekiem doskonałym między niedoskonałymi. Wtedy powstanie On ponad ogromną liczbą odkupionych i zatryumfuje Swą świętą królewskością. Bóg znający śmierć, żeby nam dawać życie!

Niechaj te myśli sprawią, że będziecie Go kochać ponad wszystko. On jest Święty. Mogę to powiedzieć. Ja bowiem – a wraz ze mną Jakub - wzrastałem przy Nim. I mówię to, i będę to mówił, gotowy oddać życie, aby Go rozpoznano, aby ludzie uwierzyli w Niego i mieli życie wieczne.

Janie, synu Zebedeusza, twoja kolej.»

«O, jakże są piękne na górach stopy Posłańca! Posłańca pokoju, tego, który ogłasza szczęśliwość, głosi zbawienie; tego, który rzekł Syjonowi: “Twój Bóg zakróluje!” I te stopy od dwóch lat przemierzają niestrzenie góry Izraela, wzywając do zgromadzenia się owce z Bożego stada, pocieszając, uzdrawiając, przebaczając, dając pokój. Jego pokój.

Zaiste dziwi mnie, że widzę, iż pagórki nie drżą z radości i że się nie weselą pieszczone Jego stopą strumienie Ojczyzny. Ale jeszcze bardziej dziwi mnie to, że nie widzę serc drżących z radości i wołających z weselem: “Chwała Panu! Oczekiwany przybył! Niech będzie błogosławiony Ten, który przybywa w Imię Pana!”. Ten, który rozsiewa łaski i błogosławieństwa, pokój i zbawienie... Ten, który wzywa do Królestwa w nas, otwierający drogę... A przede wszystkim Ten, który rozsiewa miłość wszelkimi Swymi czynami i słowami, wszystkimi spojrzeniami i każdym Swym oddechem.

Czymże jest ten świat, skoro jest ślepy wobec przebywającej pośród nas Światłości? Jakież to balasty, cięższe od kamieni zamykających groby, zakryły oczy dusz, żeby nie ujrzały tego Światła? Jakąż górę grzechów ma świat na sobie, że jest tak przytłoczony, oddzielony, zaślepiony, głuchy, opleciony łańcuchem, sparaliżowany, że trwa w bezruchu w obliczu Zbawcy?

A kimże jest Zbawiciel? To Światłość stopiona z Miłością. Usta moich braci wychwalały i oddały cześć Panu, przytoczyły Jego dzieła i wskazały cnoty, jakie należy praktykować, żeby wejść na Jego drogę. Ja zaś wam mówię: miłujcie. Nie ma innej cnoty większej i bardziej podobnej do Jego Natury. Jeśli będziecie kochać, wtedy będziecie praktykować niestrudzenie wszystkie cnoty, poczynając od czystości. I to nie będzie dla was ciężarem, że będziecie czyści. Miłując bowiem Jezusa, nie będziecie nikogo innego kochać przesadnie. Staniecie się pokornymi, gdyż - miłującymi oczyma - ujrzycie w Nim Jego nieskończone doskonałości i nie będziecie się pysznić swoimi, jakże małymi. Będziecie wierzącymi, bo któż nie wierzy temu, kogo kocha? Powali was zbawcza boleść, gdyż ból wasz będzie prawy. To znaczy będziecie cierpieć z powodu zasmucenia Go, a nie z powodu bólu, na który zasłużyliście. Będziecie silni. O, tak! Jedność z Jezusem umacnia! Umacnia pod każdym względem. Napełni was ufność, gdyż nie będziecie wątpić w to Serce nad sercami, które kocha was całym Sobą. Będziecie mądrzy. Będziecie wszystkim. Kochajcie Tego, który zwiastuje prawdziwą szczęśliwość, który głosi zbawienie, który idzie niestrudzenie przez góry i doliny, wzywa Swe stado, chcąc je zgromadzić. To na Jego drodze znajduje się Pokój i pokój jest w Jego Królestwie. Ono zaś nie jest z tego świata, jest jednak prawdziwe jak Bóg jest prawdziwy.

Porzućcie wszelką drogę, która nie jest Jego drogą. Rozproszcie wszelką mgłę. Przyjdźcie do Światła. Nie bądźcie jak świat, który nie chce widzieć Światłości, który nie chce jej poznać. Przyjdźcie do naszego Ojca, który jest Ojcem świateł. On jest Światłością bez miary poprzez Syna, będącego Światłością świata. Rozradujcie się Bogiem w objęciu Parakleta. On jest jasnością Świateł w jedynym szczęściu miłości, która Trzech łączy w jedno. Nieskończony Oceanie Miłości, bez burz, bez ciemności – przyjmij nas! Wszystkich! Niewinnych tak samo, jak nawróconych. Wszystkich! Do Twego Pokoju! Wszystkich na wieczność. Wszystkich na ziemi, żebyśmy kochali Ciebie, Boże, i bliźniego tak, jak Ty tego pragniesz. Żebyśmy kochali ciągle i zawsze wszystkich w Niebiosach oraz – nie tylko Ciebie i mieszkańców Nieba - lecz także braci, którzy walczą na ziemi, oczekując pokoju. Żebyśmy, jak aniołowie miłości, bronili ich i podtrzymywali w walkach i pokusach, żeby następnie oni mogli być z Tobą w Twoim Pokoju, dla wiecznej chwały naszego Pana, Jezusa, Zbawcy, Tego, który miłuje człowieka aż do najwyższego unicestwienia, bez końca.»

Jan wznosząc się, jak zawsze, w swych porywach miłości, pociągnął za sobą dusze tam, gdzie miłość zatraca się w mistycznej ciszy. Dopiero po jakimś czasie słowa powracają na usta słuchaczy. Pierwszym, który się odzywa, jest Filip. Zwraca się do Piotra:

«A Jan, pedagog nie mówi?»

«On zamiast nas będzie do was stale przemawiał. Na razie zostawcie go w spokoju, zostawcie nas z nim na chwilę. Ty, Sabo, uczyń to, o czym ci mówiłem wcześniej. Ty także, dobra Bereniko...»

Wszyscy wychodzą. W wielkim pomieszczeniu zostaje ośmiu [apostołów] z dwojgiem [uczniów].

Zapada głęboka cisza. Wszyscy nieco pobledli. Apostołowie - ponieważ wiedzą, co ma nadejść, a dwoje uczniów – ponieważ to przeczuwają. Piotr zabiera głos, ale mówi tylko: «Módlmy się...»

I rozpoczyna: “Ojcze nasz...”. Potem naprawdę blednie, być może bardziej niż w dniu swojej śmierci. Stając pomiędzy dwojgiem, kładzie im dłonie na ramionach i mówi:

«To czas pożegnania, moje dzieci. Cóż mam powiedzieć w waszym imieniu Panu, który z pewnością z niepokojem oczekuje na wieści o waszej świętości

Syntyka osuwa się na kolana i zakrywa twarz dłońmi. Jan idzie w ślad za nią. Piotr ma ich u swoich stóp i odruchowo głaszcze ich dłonią, zagryzając wargi, aby zapanować nad wzruszeniem. Jan z Endor unosi głowę rozdartą wzburzeniem i mówi:

«Powiesz Nauczycielowi, że czynimy Jego wolę...»

Jednak łzy uniemożliwiają mu wypowiedzenie dalszych słów.

«Dobrze. Przekażmy sobie pocałunek na pożegnanie. Ta godzina musiała nadejść...» – Piotr też przerywa, bo gardło ściska mu szloch.

«Pobłogosław nas najpierw» – prosi go Syntyka.

«Nie. Nie ja, lepiej jeśli to zrobi brat Jezusa...»

«Nie, to ty jesteś przywódcą. My pobłogosławimy ich pocałunkiem. – odzywa się Tadeusz i pierwszy klęka. – Pobłogosław nas wszystkich: i odchodzących, i tych, którzy zostają...»

I Piotr, biedny Piotr, czerwony z wysiłku – jaki czyni, by jego głos brzmiał pewnie i by zapanować nad wzruszeniem - błogosławi z wyciągniętymi rękoma małą grupę znajdującą się przed nim. Wypowiada głosem – który smutek czyni bardziej ostrym, niemal starczym – błogosławieństwo mojżeszowe...

Potem pochyla się, całuje w czoło niewiastę, jakby była jego siostrą. Podnosi i całuje Jana, obejmując go mocno, a po tym pocałunku... wymyka się odważnie z pomieszczenia, inni zaś idą w ślad za nim, pozostawiając dwoje samych...

Na dworze wóz jest już gotowy. Jest tam tylko Filip i Berenika oraz sługa, który przytrzymuje konia. Piotr już znajduje się w wozie...

«Powiedz mojemu panu, żeby był spokojny o swoich [przyjaciół], których mi powierzył» – zwraca się Filip do Piotra.

«Powiedz Marii, że odkąd została uczennicą, odczuwam pokój Eucherii» – mówi cicho Berenika do Zeloty.

«Powiedzcie Nauczycielowi, Maryi, wszystkim, że ich kochamy i że... Żegnajcie! Żegnajcie! O, już się nie ujrzymy! Żegnajcie, bracia! Żegnajcie...»

Dwoje uczniów wybiega na drogę... Ale wóz, który szybko odjechał kłusem, wjeżdża właśnie w zakręt... Zniknął...

«Syntyko!»

«Janie!»

«Jesteśmy sami!» [– woła Jan z Endor.]

«Bóg jest z nami!..... Chodź, biedny Janie. Zachodzi słońce i jeśli tu zostaniesz, to ci zaszkodzi...» [– pociesza go Syntyka.]

«Dla mnie słońce na zawsze zgasło... Wstanie dopiero w Niebie» [– mówi Jan.]

Wchodzą do pomieszczenia, w którym byli z innymi. Opadają na stół i płaczą, nie hamując już łez...

Jezus mówi:

«I udręka wywołana przez człowieka, której nie chciałby nikt inny jak tylko człowiek zły, została dopełniona, zatrzymując się jak strumień wody, który wpada do jeziora po dokonaniu swego biegu...

Ukazuję ci, jak Juda Alfeusz, choć nakarmiony mądrością bardziej od innych, nadaje rozdziałowi z Izajasza o Moich cierpieniach Odkupiciela ludzkie wyjaśnienie. I taki był cały Izrael, który odmawiał przyjęcia [zapowiedzianej] proroczo rzeczywistości i rozmyślał nad Moimi boleściami widząc w nich [tylko] alegorie i symbole. To wielki błąd, z powodu którego, w godzinie Odkupienia, nieliczne osoby w raelu, potrafiły jeszcze dojrzeć Mesjasza w Skazańcu. Wiara nie jest wieńcem z samych tylko kwiatów. Są w nim też ciernie. A świętym jest ten, kto potrafi wierzyć w godzinach chwały oraz w godzinach tragicznych; ten, kto umie kochać, kiedy Bóg okrywa kwiatami i również wtedy, gdy układa na cierniach.»


   

Przekład: "Vox Domini"