Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

173. WIECZÓR W DOMU W NAZARECIE

Napisane 19 października 1945. A, 6733-6744

Krosno nie jest teraz używane, gdyż Maryja i Syntyka zszywają bardzo zręcznie sukna przyniesione przez Zelotę. Kawałki szat, już skrojone, leżą na stole, na bardzo porządnym stosie, według kolorów. Od czasu do czasu niewiasty biorą z niego kawałek i następnie fastrygują go na stole. Mężczyźni są blisko nich, w kącie, gdzie znajduje się krosno, lecz nie interesują się pracą niewiast. Są tam też dwaj apostołowie: Juda i Jakub, synowie Alfeusza. Ci, nie bez zaciekawienia, przyglądają się pracy niewiast, lecz nie stawiają pytań.

Dwaj kuzyni rozmawiają o swoich braciach, szczególnie o Szymonie. Towarzyszył im do samych drzwi, a potem odszedł, “bo ma chore dziecko” – stwierdza Jakub dla złagodzenia tej nowiny i usprawiedliwienia brata. Juda jest bardziej surowy i mówi:

«Właśnie dlatego miał przyjść. Wydaje się jednak, że i on stał się bezrozumny. Jak wszyscy Nazarejczycy, zresztą... pominąwszy Alfeusza i dwóch uczniów... kto jednak wie, gdzie oni teraz są. To zrozumiałe, że w Nazarecie nie ma nic dobrego... wypluł przecież całą Dobroć, jakby miała nieprzyjemny smak dla naszego miasta...»

«Nie mów tak – prosi go Jezus. – Nie zatruwaj swego ducha... To nie ich wina...»

«Czyja więc?...»

«Bardzo wielu rzeczy... Nie szukaj. Ale nie cały Nazaret jest nieprzyjazny. Dzieci...» [– broni Swego miasta Jezus.]

«Bo to są dzieci!» [– przerywa Mu Juda.]

«Niewiasty...» [– mówi dalej Jezus.]

«Bo to są niewiasty! [– przerywa Mu znowu apostoł –] Ale to nie dzieci i niewiasty umocnią Twe Królestwo.»

«Dlaczego, Judo? Jesteś w błędzie. Przecież dzisiejsze dzieci staną się jutrzejszymi uczniami, tymi, którzy rozszerzą Królestwo po całej ziemi. A niewiasty... dlaczego nie mogłyby tego uczynić?»

«Z pewnością nie możesz uczynić niewiast apostołami. Staną się najwyżej uczennicami – jak powiedziałeś – dla udzielenia pomocy uczniom» [– mówi Juda.]

«Sam zmienisz zdanie o bardzo wielu rzeczach w przyszłości, Mój bracie, dlatego nie próbuję zmienić twojej opinii. Musiałbym uderzyć w mentalność, która u ciebie rodzi się [z powodu trwających od] wieków poglądów i błędnych uprzedzeń dotyczących niewiast. Proszę cię tylko o to, byś sam obserwował i dostrzegał różnice między uczennicami i byś zauważał bezstronnie, jak one odpowiadają na Moje nauczanie. Zobaczysz wtedy, że niewiasty są lepsze od was. Zauważysz to u twojej matki, która – można tak rzec – była pierwszą uczennicą, jeśli chodzi o czas i heroizm. Jest nią zawsze. Dzielnie stawia czoła miastu, które z niej drwi dlatego, że jest Mi wierna. Opiera się nawet głosom krwi, które nie szczędzą jej wymówek dlatego, że jest Mi wierna.»

«To prawda, uznaję to. Ale gdzież są w Nazarecie uczennice? Córki Alfeusza, matka Izmaela i Asera, ich siostry. To wszystko. Zbyt mało. Wolałbym już nigdy nie przychodzić do Nazaretu, żeby na to nie patrzeć.»

«Biedna matka! Zadałbyś jej wielki ból» – mówi Maryja, wtrącając się do rozmowy.

«To prawda – odzywa się Jakub. – Ona ma wielką nadzieję, że doprowadzi do pogodzenia naszych braci z Jezusem i z nami. Sądzę, że jedynie tego pragnie. A z pewnością nie uczynimy tego oddalając się. Aż dotąd przyznawałem ci rację w pozostawaniu na osobności, lecz od jutra chcę wyjść. Podejdę do tego, czy tamtego... Bo jeśli musimy ewangelizować nawet pogan, to dlaczego nie mamy ewangelizować naszego miasta? Rezygnuję z przekonania, że ono całe jest złe i niemożliwe do nawrócenia.»

Juda Tadeusz nie odpowiada, lecz jest wyraźnie zaniepokojony. Szymon Zelota, który cały czas trwał w milczeniu, mówi:

«Nie chciałbym wzbudzać w was podejrzeń. Ale pozwólcie, że dla przyniesienia ulgi waszemu duchowi postawię wam pytanie. Oto ono: czy jesteście pewni, że w powściągliwości Nazaretu nie ma jakichś sił obcych, przybyłych z zewnątrz, które tu dobrze pracują, żeby zniszczyć to, co – według słusznego osądu – powinno doprowadzić do pewności, że Nauczyciel jest Świętym Boga? Mieszkańcy Nazaretu, znając doskonałość życia Jezusa, powinni łatwiej Go przyjąć jako obiecanego Mesjasza. Ja bardziej niż wy – a ze mną wielu ludzi w moim wieku z Nazaretu – znaliśmy, przynajmniej ze słyszenia, rzekomych mesjaszy. Ale zapewniam was, że ich życie osobiste zaprzeczało najbardziej uporczywym twierdzeniom o ich mesjańskiej misji. Rzym prześladował ich okrutnie jako buntowników. Niezależnie jednak od myśli politycznej – na której rozszerzanie Rzym nie mógł pozwolić – ci fałszywi mesjasze zasługiwali na ukaranie z licznych powodów osobistych. Pobudzaliśmy ich i udzielaliśmy im wsparcia, bo podsycali naszego ducha buntu wobec Rzymu. Pomagaliśmy im, bo w naszym otępieniu chcieliśmy widzieć w [jednym z] nich przyobiecanego “króla”. Tak było, dopóki Nauczyciel nie ogłosił jasno prawdy. Niestety, pomimo to nie wierzymy tak, jak powinniśmy [wierzyć], czyli całkowicie. Ci fałszywi mesjasze kołysali naszego zasmuconego ducha nadziejami o niepodległości narodowej i ustanowieniu na nowo królestwa Izraela. Ale... o, nędzo! Jakież by to było królestwo niestałe i zepsute! Ogłoszenie tych fałszywych mesjaszy królami Izraela i budowniczymi obiecanego Królestwa upodliłoby ideę mesjańską.

Tymczasem u Nauczyciela do głębi nauczania dołącza się jeszcze świętość życia. I Nazaret zna ją jak żadne inne miasto. Nie myślę tu o tym, żeby oskarżać Nazaret o niedowiarstwo wobec nadprzyrodzonego charakteru Jego przyjścia [na świat]. O tym Nazarejczycy nie wiedzą. Ale życie! Ale Jego życie!... A więc ta niechęć, ten niewzruszony opór... Cóż mówię!... Ten opór, który tak bardzo [ostatnio] wzrósł, czyż nie może mieć u swego podłoża jakichś działań wrogów? Znamy nieprzyjaciół Jezusa. Wiemy, ile są warci. Czy sądzicie, że tutaj są bezczynni i nieobecni, skoro wszędzie byli przed nami albo nam towarzyszyli czy też szli za nami, żeby niszczyć dzieło Chrystusa? Nie oskarżajcie Nazaretu jako jedynego winnego. Płaczcie raczej nad nim – zwiedzionym przez wrogów Jezusa.»

«Dobrze powiedziałeś, Szymonie. Płaczcie nad nim...» – odzywa się Jezus. Jest zasmucony. Jan z Endor zauważa:

«Dobrze też powiedziałeś, że elementy, które powinny sprzyjać, stają się niesprzyjające, bo człowiek rzadko posługuje się sprawiedliwością w swoim myśleniu. Pierwszą przeszkodą jest tu pokora narodzin, pokora dziecięctwa, pokora dojrzewania, pokora młodości naszego Jezusa. Człowiek bowiem zapomina, że prawdziwa wartość ukrywa się pod skromnymi pozorami, nicość zaś przebiera się w istoty potężne dla narzucenia się tłumowi.»

«Możliwe... [– odpowiada Juda. –] Nic jednak nie zmienia mojej myśli na temat współmieszkańców. Cokolwiek by im powiedziano, oni powinni umieć osądzić według rzeczywistych dzieł Nauczyciela, a nie według czyichś słów.»

Długą ciszę przerywa odgłos tkaniny, którą Dziewica przecina na pasy, żeby zrobić z nich frędzle. Syntyka nie przemówiła ani razu, choć przez cały czas była bardzo uważna. Zachowuje wciąż postawę głębokiego szacunku, powściągliwości. Zmienia się tylko przy Dziewicy i dziecku. Ale teraz chłopiec zasnął na ławie, tuż u stóp Syntyki, z głową na jej kolanach, opartą na zgiętym ramieniu. [Syntyka] nie porusza się więc i czeka, aż Maryja poda jej kawałki materiału.

«Jaki niewinny sen... Uśmiecha się...» – zauważa Maryja, pochylając się nad małym śpiącym.

«Kto wie, o czym śni?» – pyta z uśmiechem Szymon.

«To bardzo inteligentne dziecko – odzywa się Jan. – Szybko się uczy i chce mieć jasne wyjaśnienia. Stawia bardzo mądre pytania i pragnie jasnych odpowiedzi. Na wszystko. To są myśli przewyższające jego wiek i także moje możliwości dawania odpowiedzi.»

«Tak! Jak tamtego dnia... Pamiętasz, Janie? Miałeś w tym dniu dwóch bardzo trudnych i nic nie wiedzących uczniów!» – mówi Syntyka, uśmiechając się lekko i patrząc na ucznia przenikliwym spojrzeniem. Jan [z Endor] też się uśmiecha i mówi:

«Tak. A wy mieliście bardzo niezdolnego nauczyciela, który musiał na pomoc zawołać prawdziwą Nauczycielkę... bo w żadnej z licznych książek, które przeczytałem, nie znalazłem odpowiedzi, jaką mógłbym udzielić dziecku, ja – głupi pedagog. To znaczy, że jestem jeszcze pedagogiem nic nie wiedzącym.»

[Syntyka mówi:]

«Ludzka wiedza to jeszcze – “niewiedza”, Janie. To nie pedagog, lecz to – co dano mu, żeby nim był – jest niewystarczające... Biedna ludzka wiedza! O! Jakże wydaje mi się okaleczona! To przywodzi mi na myśl pewną boginię czczoną w Grecji... Jedynie dzięki pogańskiemu materializmowi można było uwierzyć, że zwycięstwo na zawsze pozostanie w posiadaniu Greków, bo pozbawiono ją skrzydeł! Tymczasem nie tylko skrzydła Nike, lecz i wolność została nam odebrana... Zgodnie z naszymi wierzeniami lepiej by było, żeby miała skrzydła. Moglibyśmy wierzyć, że jest zdolna wznieść się, żeby skraść pioruny niebieskie, aby nimi razić wrogów. Ale w stanie w jakim była... nie dawała nadziei, lecz zniechęcenie, tchnęła smutkiem. Nie mogłam na nią patrzeć bez przygnębienia... Wydawała mi się cierpiąca, upokorzona przez swe okaleczenie. Była symbolem boleści, a nie radości... I tym była. Człowiek tak samo postępuje wobec Wiedzy, jak wobec Nike, [bogini zwycięstwa]. Pozbawia Wiedzę skrzydeł, które pozwoliłyby osiągnąć znajomość Nadprzyrodzoności, dać [ludziom] klucze do otwarcia bardzo wielu tajemnic poznania i stworzenia. Tymczasem wierzyli i wierzą, że Wiedza jest ich więźniem, bo okaleczyli ją, [pozbawiając] skrzydeł... Jednak osłabili ją tylko... Uskrzydlona Wiedza stałaby się Mądrością, a taka, jaka jest teraz, stanowi tylko częściowe pojmowanie.»

«I Moja Matka wam w tym dniu odpowiedziała?»

«Z doskonałą jasnością i skromnym słowem, które mogło usłyszeć zarówno dziecko, jak i my: dwoje dorosłych, odmiennej płci. I nikt nie musiał się wstydzić.»

«Czego to dotyczyło?» [– pyta Jezus.]

«Grzechu pierworodnego, Nauczycielu. Zapisałam dokładnie słowa Twojej Matki, żeby je zapamiętać» – mówi jeszcze Syntyka.

Jan z Endor dodaje:

«Ja tak samo. Sądzę, że to jest sprawa, o którą wielu będzie nas pytać, gdy któregoś dnia pójdziemy do pogan. Chociaż nie myślę, że ja do nich pójdę, ponieważ...»

«Dlaczego, Janie?» [– dopytuje się Jezus.]

«Dlatego, że nie będę już długo żył...»

«Ale poszedłbyś tam chętnie?» [– pyta go Jezus.]

«Bardziej niż wielu z Izraela, gdyż nie mam uprzedzeń. I także... tak... również dlatego, że dałem zły przykład poganom w Cyntium i w Anatolii. Chciałbym uczynić dobro tam, gdzie czyniłem zło. Dobro... przynieść tam Twoje słowo, żeby Cię poznano... Ale to byłby zbyt wielki zaszczyt... nie zasługuję na to.»

Jezus patrzy na niego z uśmiechem, ale nic na ten temat nie mówi. Pyta tylko: «Nie macie innych pytań do Mnie?»

«Ja mam jedno [– mówi Syntyka –] Pojawiło się ono we mnie kiedyś wieczorem, gdy mówiłeś dziecku o bezczynności. Usiłowałam sama sobie odpowiedzieć, ale nie potrafiłam. Czekałam na szabat, żeby to uczynić, kiedy ręce nie są zajęte, a nasza dusza w Twoich rękach wznosi się ku Bogu...».

«Postaw teraz to pytanie, kiedy czekamy na godzinę spoczynku» [– zachęca ją Jezus.]

«Oto ono, Nauczycielu. Powiedziałeś, że gdy ktoś ostygnie w duchowej pracy, wtedy słabnie i jest podatny na choroby ducha. Prawda?»

«Tak, niewiasto» [– potwierdza Jezus.]

«Teraz wydaje mi się to sprzeczne z tym, co słyszałam od Ciebie i od Twojej Matki o grzechu pierworodnym, o jego skutkach w nas, o uwolnieniu od tej winy za Twoim pośrednictwem. Uczyliście mnie, że przez Odkupienie zostanie zniweczony grzech pierworodny. Sądzę, że się nie mylę, jeśli powiem, że zostanie usunięty nie u wszystkich, lecz u tych, którzy uwierzą w Ciebie.»

«To prawda» [– mówi Jezus.]

«Nie mówię teraz o tych innych, lecz o jednym z tych ocalonych. Patrzę na niego po skutkach Odkupienia. Jego dusza nie ma już grzechu pierworodnego. Powraca więc do posiadania Łaski tak, jak mieli ją pierwsi rodzice. To jednak nie daje duszy takiej siły, żeby nie mogła jej zaatakować żadna niemoc, bo mówisz, że: “człowiek może popełniać grzechy osobiste”. Wydaje mi się, że dusze upadną także po dokonanym przez Ciebie Odkupieniu. Nie pytam, w jaki sposób. Nie wiem też, jak ono się dokona. Wszystko jednak, co się odnosi do Ciebie w Piśmie, wywołuje drżenie i mam nadzieję, że chodzi o cierpienie symboliczne, ograniczone do moralnego, choć ból moralny nie jest złudzeniem, lecz udręką być może okrutniejszą niż męka fizyczna... Sądzę, że na świadectwo, iż [Odkupienie] rzeczywiście się dokonało, pozostawisz nam środki, symbole. Wszystkie religie je posiadają i nazywa się je wtajemniczeniami... Aktualny chrzest, jaki obowiązuje obecnie w Izraelu, jest jednym z nich, prawda?»

«Tak [– odpowiada Jezus –], w Mojej religii też będą [symbole], nazywane jednak inaczej, niż mówisz. Będą znaki Mojego Odkupienia dla dusz, aby je oczyścić, umocnić, oświecić, podtrzymać, wykarmić, uwolnić od grzechów.»

«Ale skoro zostaną im odpuszczone także grzechy osobiste [– mówi Syntyka –] będą zawsze w łasce... Jakże więc mogą być jeszcze słabe i podatne na choroby duchowe?»

«Odpowiem ci przez porównanie. Weźmy dziecko, które rodzi się z rodziców bardzo zdrowych. I I ono jest zdrowe i silne jak oni. Nie ma w nim żadnej, odziedziczonej wady fizycznej. Jego organizm jest doskonały – tak szkielet, jak i narządy [wewnętrzne]. Ma zdrową krew. Posiada więc wszystko, by rosło silne i zdrowe, gdyż matka ma mleko obfite i odżywcze. Jednak już w pierwszych chwilach życia dziecka dosięga je poważna choroba, której przyczyna nie jest znana: choroba naprawdę śmiertelna. Wychodzi z niej z trudem dzięki litości Boga, który je zachowuje przy życiu, choć już niemal umierało. I cóż, czy sądzisz, że potem to dziecko będzie tak silne, jakby wcześniej nie chorowało? Nie, będzie stale słabe. Nawet jeśli ta [słabość] nie uwidoczni się, będzie istnieć i wywoła podatność na choroby, jakich dziecko uniknęłoby, gdyby nie było [wcześniej] chore. Niejeden narząd nie będzie już tak doskonały, jak przedtem. Krew będzie mniej odporna i mniej czysta niż przedtem. To wszystko stanie się powodem, że dziecko może łatwo nabawić się [nowych] chorób. Te zaś, gdy będą je dotykać, za każdym razem rawią, że będzie jeszcze bardziej podatne na nowe dolegliwości.

Tak samo jest w dziedzinie duchowej. Grzech pierworodny zostanie zmazany u tych, którzy wierzą we Mnie. Dusza zachowa jednak skłonność do grzechu, której by nie miała, gdyby nigdy nie dotknął jej grzech pierworodny. To dlatego trzeba czuwać i stale dbać o swego ducha – tak samo jak czyni matka zatroskana o małe dziecko, osłabione dziecięcą chorobą. Trzeba więc unikać próżnowania i ciągle troszczyć się o umacnianie cnót. Jeśli ktoś wpadnie w lenistwo duchowe lub w obojętność, łatwiej zwiedzie go szatan. Każdy poważny grzech – podobny do groźnego przewrócenia się – będzie wywoływał w nim coraz większą skłonność do choroby i śmierci duchowej. Przeciwnie, gdy Łaska – przywrócona przez Odkupienie – będzie wspomagana przez wolę aktywną i niestrudzoną, wtedy zostanie ona zachowana. I więcej jeszcze: będzie wzrastać, łącząc się z cnotami zdobywanymi przez człowieka. Świętość i Łaska! Jakże pewne to skrzydła, by poszybować ku Bogu! Zrozumiałaś?»

«Tak, mój Panie. Ty.... czy raczej Najświętsza Trójca, dacie człowiekowi podstawę, jakiej potrzebuje. Człowiek, dzięki swej pracy i uwadze, musi zapobiec swemu zniszczeniu. Zrozumiałam. Wszelki poważny grzech niszczy Łaskę, to znaczy zdrowie ducha. Znaki, jakie nam pozostawisz, przywrócą zdrowie, to prawda, lecz uporczywie grzeszący [człowiek], który odmówi walki z grzechem, będzie się stawał za każdym razem słabszy, nawet jeśli za każdym razem otrzyma przebaczenie. Trzeba więc walczyć, żeby nie zginąć. Dziękuję, Panie... Margcjam się budzi. Późno już...»

«Tak, pomódlmy się wszyscy razem, a potem udamy się na spoczynek...»

Jezus wstaje i wszyscy Go naśladują, nawet dziecko jeszcze na wpół śpiące. W małej izbie rozbrzmiewa z całą mocą i harmonią:

«Ojcze nasz...»


   

Przekład: "Vox Domini"