Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

172. SZYMON ZELOTA W NAZARECIE

Napisane 18 października 1945. A, 6729-6733

Jest grudzień, więc noc zapada szybko. Wcześnie zapalają się lampy, a rodziny gromadzą się w jednym pomieszczeniu. Tak samo jest w małym domku w Nazarecie. Kiedy dwie niewiasty pracują – jedna przy krosnach, a druga coś szyje – Jezus siada przy stole z Janem z Endor i rozmawia z nim po cichu. Margcjam kończy wygładzać dwie skrzynie postawione na podłodze. Dziecko robi to ze wszystkich sił aż do chwili, gdy Jezus – wstając, pochylając się nad drewnem i dotykając go – mówi:

«Już wystarczy. Jest dobrze wypolerowane i będziemy mogli jutro powlec je werniksem. Teraz wszystko uprzątnij, żebyśmy mogli jutro pracować dalej.»

Margcjam wychodzi z narzędziami do polerowania. Są to twarde szpachelki z przymocowanymi do nich różowawymi skórami ryb – spełniającymi rolę naszego papieru ściernego – oraz różne rodzaje noży, które z pewnością nie są ze stali, a używa się ich do tej samej pracy. Jezus bierze w Swe silne ramiona jedną ze skrzyń i zanosi ją do warsztatu. Z pewnością tu pracował, gdyż widać trociny i wióry blisko jednego ze stołów, ustawionego z tego powodu na środku pomieszczenia. Margcjam odłożył narzędzia na miejsce, na wsporniki. Teraz zbiera wióry, żeby je wrzucić do ognia. Chciałby też wziąć trociny, ale Jan z Endor woli to sam uczynić.

Wszystko jest uporządkowane. Jezus powraca z drugą skrzynią i stawia ją obok pierwszej. Wszyscy trzej wychodzą akurat w chwili, gdy rozlega się pukanie do drzwi. Zaraz po nim słychać poważny głos Zeloty, witającego Maryję:

«Pozdrawiam Cię, Matko mojego Pana, i błogosławię waszą dobroć, która mi pozwala mieszkać pod waszym dachem.»

«Szymon przybył! Zaraz dowiemy się, dlaczego się spóźnił. Chodźmy...» – mówi Jezus.

Wchodzą do małej izby. Apostoł znajduje się tu z niewiastami i zdejmuje właśnie z ramion wielki pakunek.

«Pokój z tobą, Szymonie...»

«O! Błogosławiony Nauczycielu! Spóźniłem się, prawda? Ale wszystko wykonałem i dobrze...»

Całują się. Potem Szymon mówi dalej:

«Poszedłem do wdowy stolarza. Twoja pomoc bardzo się przydała. Starsza niewiasta jest bardzo chora i przez to wzrastają wydatki. Mały stolarz zręcznie pracuje nad przedmiotami małymi jak on sam i wciąż pamięta o Tobie. Wszyscy Cię błogosławią. Potem poszedłem do Nary, Samiry i Siry. Brat jest bardziej zacięty, niż był dotąd. Ale one zachowują pokój jak święte, którymi naprawdę są... Jedzą biedny chleb ze łzami i przebaczają. Błogosławią Cię za wsparcie, jakiego im udzieliłeś. Ale błagają Cię o modlitwę, żeby ich brat się nawrócił. Stara Rachela także Cię błogosławi za jałmużnę. W końcu poszedłem do Tyberiady, żeby dokonać zakupów. Mam nadzieję, że uczyniłem to dobrze. Niewiasty zaraz sprawdzą... Ale w Tyberiadzie zatrzymali mnie pewni [ludzie], biorąc mnie za Twego posłańca. Zamknęli mnie na trzy dni... O! Właściwie było to złote wiezienie... ale zawsze – więzienie... Chcieli dowiedzieć się bardzo wielu rzeczy... Powiedziałem prawdę stwierdzając, że nas wszystkich rozesłałeś i że sam także się usunąłeś na czas najostrzejszej zimy... Kiedy się przekonali, że to prawda – bo poszli do Szymona, syna Jony, oraz do Filipa i nie znaleźli Cię – wtedy puścili mnie wolno. Nie mogli się też już tłumaczyć, [że zatrzymują mnie] z powodu złej pogody, bo dni są piękne. Oto powód spóźnienia.»

«Nieważne. Będziemy mieć czas, żeby zostać razem. Za wszystko ci dziękuję... Matko, spójrz z Syntyką na to, co jest w pakunku, i powiedz Mi, czy wydaje Ci się, że to wystarczy na to, o czym wiesz...»

W czasie rozwijania pakunku przez niewiasty Jezus siada, żeby porozmawiać z Szymonem.

«A Ty, co robiłeś, Nauczycielu?»

«Zrobiłem dwie skrzynie, żeby nie trwać bezczynnie, i dlatego, że będą potrzebne. Przechadzałem się i cieszyłem się Moim domem...»

Szymon przygląda Mu się uważnie, bardzo uważnie... ale nic nie mówi. Okrzyki Margcjama – który widzi, jak z pakunku wyciągane jest sukno, wełna, sandały, welony i pasy – sprawiają, że Jezus i jego dwaj towarzysze odwracają się. Maryja mówi:

«Wszystko jest dobre, bardzo dobre. Zabierzemy się zaraz do pracy i wkrótce wszystko będzie uszyte.»

Dziecko pyta: «Żenisz się, Jezu?»

Wszyscy się śmieją, a Jezus pyta: «Skąd ci przyszła taka myśl?»

«Z powodu tego posagu, który tu jest – dla mężczyzny i niewiasty... i wykonałeś dwie skrzynie... To na Twój posag i dla oblubienicy. Poznam ją?»

«Naprawdę chcesz poznać Moją oblubienicę?»

«O, tak! Na pewno będzie piękna i dobra! Jak się nazywa?...»

«To na razie tajemnica. Ona ma dwa imiona jak ty, który najpierw byłeś Jabesem, a teraz – Margcjamem.»

«I nie mogę się dowiedzieć?»

«Teraz nie, ale pewnego dnia będziesz je znał.»

«Zaprosisz mnie na zaślubiny?» [– pyta Margcjam]

«To nie będzie święto dla dzieci. Zaproszę cię na przyjęcie weselne. Będziesz jednym z zaproszonych i świadków. To ci odpowiada?»

«Ale kiedy to będzie? Za miesiąc?» [– dopytuje się chłopiec.]

«O, o wiele później!» [– odpowiada mu Jezus.]

«A zatem dlaczego pracowałeś tak, że masz odciski na rękach?»

«Mam je dlatego, że już nie pracuję rękoma. Widzisz, chłopcze, jak bezczynność jest bolesna? Zawsze. Kiedy potem zabieramy się ponownie do pracy, cierpimy podwójnie, bo staliśmy się zbyt delikatni. Zastanów się więc! Jeśli to w takim stopniu szkodzi rękom, jakże musi szkodzić duszy? Widzisz? Ja dziś wieczorem musiałem powiedzieć: “Pomóż Mi”, gdyż cierpiałem tak bardzo, że nie mogłem utrzymać pilnika, a przecież zaledwie przed dwoma laty pracowałem nawet czternaście godzin dziennie, nie odczuwając cierpienia. Tak samo jest z kimś, kto ostudza swój zapał, wolę. Staje się miękki, słabnie. Łatwiej się wszystkim męczy. Z większą łatwością, z powodu słabości, wchodzą w niego trucizny duchowych chorób. To z podwójną trudnością, z oporem wypełnia dobre dzieła, których wykonanie wcześniej, gdy cały czas to robił, nie kosztowało go tyle. O, nie należy próżnować, mówiąc: “Kiedy ten czas minie, zabiorę się do pracy, bardziej wypoczęty”! Nigdy to się nie uda albo będzie wymagało bardzo wielkiego wysiłku.»

«Ale Ty nie próżnowałeś!» [– zauważa Margcjam.]

«Nie, wykonywałem inną pracę. Ale widzisz, że brak aktywności Moich rąk zaszkodził im.»

Jezus pokazuje dłonie, zaczerwienione tu i tam. Znać na nich odciski. Margcjam całuje je mówiąc:

«Moja mama robiła tak, kiedy coś mnie bolało, bo miłość leczy.»

«Tak, miłość leczy bardzo wiele... Dobrze... Chodź, Szymonie. Będziesz spał w warsztacie stolarskim. Chodź, pokażę ci, gdzie możesz położyć swe ubrania i...»

Wychodzą i wszystko się kończy.


   

Przekład: "Vox Domini"