Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga III - Drugi rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
157. MOWA I CUDA W BOZRZE
Napisane 2 października 1945. A, 6616-6630
...I świat jest też tak blisko ze swymi falami nienawiści, zdrady, bólu, potrzeb, ciekawości. Przychodzą one jak fale morza do portu, zamrzeć tutaj, na dziedzicu gospody w Bozrze [Auranickiej]. Gospodarz – o sercu lepszym niż wskazywało jego oblicze – z szacunku [dla Jezusa] wysprzątał dziedziniec z odchodów i śmieci. Jest tu wielu ludzi z tego miejsca lub z innych rejonów, ale jednak z okolicy, oraz wiele osób, które przybyły z daleka. Z ich rozmów wnioskuję, że są znad brzegów jeziora lub zza jeziora. W rozmowach mieszających się w oczekiwaniu na Jezusa można wychwycić nazwy wiosek i świadectwa boleści.... Gadara, Hippos, Gergesa, Gamala, Afek, Nain, Endor, Jizreel, Magdala i Korozain... Słychać kolejno [te nazwy] wymawiane przez ludzi. Wraz z nimi wyjaśniają przyczyny, które skłoniły ich do przybycia tu z tak daleka.
«Kiedy dowiedziałem się, że On szedł przez kraj za Jordanem, zniechęciłem się. Już miałem wrócić do Jizreel, ale uczniowie przybyli i powiedzieli nam, oczekującym w Kafarnaum: “W tym czasie On jest z pewnością za Gerazą. Nie tracąc czasu idźcie do Bozry lub Arbeli”. I przyszedłem z nimi...»
«Ja, idąc z Gadary, ujrzałem przechodzących faryzeuszy. Pytali, czy Jezus z Nazaretu był w okolicy. Mam chorą małżonkę. Przyłączyłem się do nich. Potem, wczoraj wieczorem w Arbeli, dowiedziałem się, że przybył najpierw do Bozry. Przyszedłem więc tutaj...»
«Ja przychodzę z Gamali z powodu tego dziecka. Kopnęła je wściekła krowa. Zostało takie...» – [mówi ktoś] i pokazuje dziecko całkiem zesztywniałe, nie potrafiące poruszyć swobodnie nawet ramieniem.
«Ja nie mogłam przyprowadzić mojego [chorego]. Przychodzę z Mageddo. Jak myślicie, uzdrowi mi go z tego miejsca?» - pyta jęcząc niewiasta o czerwonej od płaczu twarzy.
«Ależ trzeba chorego!»
«Nie. Wystarczy mieć wiarę.»
«Nie. Jeśli nie nałoży rąk, nie ma uzdrowienia. To czynią też Jego uczniowie.»
«Na nic przeszłaś ten szmat drogi, niewiasto!»
Kobieta zaczyna płakać i mówi: «O! Jakże jestem nieszczęśliwa! Zostawiłam go niemal umierającego, mając nadzieję... On go nie uzdrowi, a ja nie pocieszę go w chwili śmierci...»
Inna kobieta ją pociesza: «Nie wierz im, niewiasto. Ja przychodzę Mu podziękować, bo dokonał dla mnie cudu, nie opuszczając góry, na której przemawiał.»
«Na co choruje twoje dziecko?» [– pyta ktoś.]
«Nie dziecko, lecz mój mąż. Stał się szalony...»
Dwie niewiasty kontynuują rozmowę przyciszonymi głosami.
«To prawda. Nawet matka z Arbeli wyprosiła ocalenie dla syna, a Nauczyciel wcale go nie widział» – mówi ktoś z Arbeli i rozmawia dalej z sąsiadami.
«Przejście, na litość! Przejście!» - wołają ludzie niosący całkiem zakryte nosze.
Tłum się rozstępuje i przepuszcza [niosących] cierpiący załadunek na noszach. Udają się w głąb [podwórza], niemal za stertę słomy. Nie wiem, kto leży na noszach: mężczyzna czy niewiasta?
Przychodzi też dwóch faryzeuszy napuszonych i zadbanych, wyjątkowo pysznych. Atakują biednego oberżystę, jakby byli dwoma szaleńcami. Krzyczą: «Przeklęty kłamco! Dlaczego powiedziałeś nam, że Go tu nie ma? Jesteś Jego wspólnikiem? Tak sobie drwisz z nas, świętych Izraela, a sprzyjasz... Komu? Cóż Ty o Nim wiesz? Kim On jest dla ciebie?»
«Kim On jest? [– odpowiada oberżysta –] Tym, kim wy nie jesteście. Ale nie kłamałem. Przyszedł krótko po waszym przybyciu. On się nie ukrywał i ja Go nie ukrywam. A ponieważ ja tu jestem panem mówię wam w tej chwili: “Opuśćcie mój dom!”. Tu nie znieważa się Nazarejczyka. Rozumiecie? A A jeśli nie pojmujecie słów, mogę do was przemówić gestami, do was, szakale!»
Dobrze zbudowany oberżysta wydaje się zdecydowany działać, więc dwaj faryzeusze zmieniają ton i płaszczą się jak dwa psy zagrożone uderzeniem pejcza.
«Ależ szukaliśmy Go, żeby Mu oddać hołd! Cóż ty myślisz? Rozwścieczyła nas myśl, że z twojej winy Go nie ujrzymy. My przecież wiemy, m On jest. To Mesjasz, święty i błogosławiony. Nie jesteśmy godni spojrzeć w Jego kierunku. My – proch, a On – chwała Izraela. Zaprowadź nas do Niego. Nasze serca płoną z pragnienia usłyszenia Jego słów.»
Oberżysta zwraca im daną mu monetę i odpowiada:
«O! Masz więc! Jakże mogłem pomyśleć, że jest inaczej, ja, który znam sławę sprawiedliwości faryzejskiej?! Oczywiście, przyszliście Go uwielbić! Płoniecie tym pragnieniem! Idę Mu to powiedzieć. Ja tam idę... Nie, na szatana!.. Nie idź za mną! Ty też nie... W przeciwnym razie tak trzasnę wami o siebie, stare trujące mumie, że jeden w drugiego wejdziecie. Tu zostańcie. Ty - tutaj, gdzie cię zostawiam. A ty - tam. Żałuję, że nie mogę was wbić w ziemię aż po szyję. Służylibyście mi za słupki do przywiązywania świń, które mam zabić.»
I dołączając czyn do słowa, chwyta pod pachą najpierw szczuplejszego faryzeusza. Podnosi go i stawia na ziemi tak gwałtownie, że gdyby grunt nie był tak twardy wbiłby się w niego co najmniej po kostki. Ziemia jednak jest twarda i – po silnym zachwianiu się - mężczyzna zastyga, stojąc jak kukła. Potem oberżysta bierze się za drugiego i, choć jest on raczej otyły, podnosi go i stawia z takim samym impetem. Ponieważ faryzeusz się przeciwstawia i szamocze, zamiast stać prosto, ciska nim o ziemię i sadza. To prawdziwa góra ciała i sukna... I odchodzi, wypowiadając przekleństwo, które tonie w lamentach dwóch [faryzeuszy] i wybuchach śmiechu wielu ludzi.
Idzie na korytarz, przechodzi przez małe podwórze, wchodzi po schodach, przechodzi przez taras z krużgankiem. Dochodzi do obszernego pomieszczenia, w którym kończy posiłek Jezus ze wszystkimi Swoimi uczniami i kupcem.
«Przybyło dwóch z czterech faryzeuszy. Chodź zobaczyć. Na razie usadziłem ich na miejscu. Chcieli iść za mną, nie pozwoliłem. Teraz są na dole, na dziedzińcu, gdzie jest wielu chorych i jeszcze inni ludzie.»
«Idę tam zaraz. Dziękuję, Faraszu. Możesz odejść.»
Wszyscy wstają, lecz Jezus nakazuje uczniom i kobietom – z wyjątkiem Matki, Marii - [córki] Kleofasa, Zuzanny i Salome – aby pozostali tam, gdzie są. Widząc smutek malujący się na twarzach tych, którzy są wyłączeni, mówi:
«Idźcie na taras. Będziecie bardzo dobrze słyszeć.»
Wychodzi z apostołami i czterema niewiastami. Przechodzi tą samą drogą, którą wszedł oberżysta. Wychodzi na wielki dziedziniec. Ludzie podnoszą głowy, żeby widzieć. Najsprytniejsi wspinają ą się na stóg siana, na wozy, które zatrzymały się z boku, na brzeg zbiorników...
Dwóch faryzeuszy idzie Mu na spotkanie, z pełnym szacunkiem. Jezus pozdrawia ich zwykłym tonem, jak gdyby byli Jego najwierniejszymi przyjaciółmi. Jednak nie zatrzymuje się, żeby odpowiedzieć na ich schlebiające pytania:
«Tak was niewielu? Bez uczniów? Czyżby Cię opuścili?»
Jezus, cały czas idąc, odpowiada poważnie:
«Nie opuścili. Przychodzicie z Arbeli, gdzie natknęliście się na idących przede Mną, a w Judzie spotkaliście Judasza, syna Szymona, Tomasza, Natanaela i Filipa.»
Otyły faryzeusz nie ośmiela się iść dalej za Jezusem. Zatrzymuje się nagle, cały czerwonjak rozżarzony węgiel. Drugi, bardziej zuchwały, nalega:
«To prawda. Ale właśnie dowiedzieliśmy się, że byłeś z wiernymi uczniami oraz z niewiastami. Dziwi nas, że widzimy Cię tylko z kilkoma osobami. Chcieliśmy ujrzeć Twoje nowe zdobycze, żeby Ci pogratulować» - śmieje się fałszywym śmiechem.
«Moje nowe zdobycze? Oto one!» – i Jezus zatacza [ręką] półkole, wskazując tłumy przybyłe w większości spoza Jordanu, to znaczy z okolic, w których znajduje się Bozra. Potem zaś, nie zostawiając czasu faryzeuszom na odpowiedź, zaczyna mówić:
«Szukali Mnie ludzie, którzy najpierw nie pytali o Mnie. Znaleźli Mnie ludzie, którzy przedtem Mnie nie szukali. Ja zaś narodowi, który nie wzywał Mojego imienia, mówię: “Oto jestem, oto Ja”. Chwała Panu, który wkłada prawdę w usta proroków! Zaprawdę, widząc tłum tłoczący się wokół Mnie, raduję się w Panu. Widzę bowiem wypełnianie się obietnic, jakie Wieczny uczynił Mi, wysyłając Mnie na świat. To obietnice, które Ja sam rozpaliłem – wraz z Ojcem i Parakletem – w myśli, w ustach, w sercu proroków. Obietnice, które znałem, zanim byłem Ciałem, i które zachęciły Mnie do przyjęcia ciała. I one dają Mi siłę. Tak. Pocieszają Mnie wbrew wszelkiej nienawiści, urazie, wątpliwości i kłamstwu. Szukali Mnie ci, którzy wcześniej nie pytali o Mnie. Znaleźli Mnie ci, którzy Mnie nie szukali. Dlaczego jednak odrzucili Mnie ci, do których wyciągnąłem ręce, mówiąc im: “Oto Ja”? Przecież znali Mnie, a tamci Mnie nie znali? A więc? Oto klucz do tej tajemnicy.
Nie jest grzechem nie znać, grzechem jest wypierać się. I zbyt wielu tych, którzy o Mnie wiedzieli i do których wyciągnąłem ręce, wyparło się Mnie, jakbym był synem z nieprawego łoża lub złodziejem albo niszczącym szatanem. W swej pysze zgasili wiarę i oddalili się po ścieżkach, które nie były dobre, lecz kręte i grzeszne. Porzucili drogę, którą Mój głos wskazywał. Grzech jest we wnętrzu, na talerzach, w łożach, w sercach, w umysłach tego ludu, który Mnie odpycha. Widząc wszędzie odbicie swej własnej nieczystości, widzi ją nawet na Mnie. Jego zaś zawziętość jeszcze bardziej ją gromadzi i mówi Mi: “Oddal się, Ty który jesteś nieczysty”.
Cóż więc powie Ten, który przychodzi w szatach zabarwionych czerwienią, piękny w Swej sukni, który kroczy w wielkości Swej mocy? Czy wypełni to, o czym mówi Izajasz i nie umilknie, lecz wleje w ich wnętrza to, na co zasługują? Nie. Trzeba najpierw, żeby tłoczył w Swej prasie całkiem sam, opuszczony przez wszystkich, żeby wykonać wino Odkupienia. Wino, które upaja sprawiedliwych, aby ich uszczęśliwić; wino, które oszołamia winnych wielkiego grzechu dla rozbicia na proch ich bluźnierczej potęgi. Tak. Moje wino, dojrzewające z godziny na godzinę w słońcu Wiecznej Miłości, będzie upadkiem i zbawieniem dla wielu. Tak mówi proroctwo, które jeszcze nie jest zapisane, lecz złożone zostało na skale bez szczelin, na której wyrosła Winorośl, dająca Wino życia wiecznego.
Rozumiecie? Nie. Wy tego nie rozumiecie, o doktorzy Izraela. Nie ma [dla was] znaczenia, czy rozumiecie. Zstępują na was ciemności, o których Izajasz mówi: “Mają oczy, ale nie widzą. Mają uszy, ale nie słyszą”. Budujecie osłonę dla Światła z waszej zawiści i dlatego można powiedzieć, że ciemności odepchną Światło i świat nie będzie chciał go poznać.
Wy natomiast, [wierzący,] cieszcie się! Wy, którzy będąc w ciemnościach, potrafiliście uwierzyć zapowiedzianej wam Światłości. Wy, którzy jej pragnęliście, szukaliście, znaleźliście. Wesel się, o ludu wiernych, który przez góry, doliny, rzeki i jeziora przyszedłeś do Zbawienia, nie zważając na trud długiej drogi. Tak samo będzie z inną duchową drogą, która wyprowadzi z ciemności niewiedzy ciebie, o ludu Bozry, do światłości Mądrości.
Ciesz się, o ludu z Auranitis! Ciesz się radością poznania. Zaiste, powiedziano w śpiewie Proroka też o tobie i o ludzie, który cię otacza, że wasze wielbłądy i dromadery będą się tłoczyć na drogach [krainy] Neftalego i Zabulona, żeby przyjść adorować Boga prawdziwego i żeby Jemu służyć w świętym i słodkim prawie. Ono nie narzuca niczego innego – dla dania Boskiego ojcostwa i wiecznej szczęśliwości - oprócz zachowania dziesięciu przykazań Pańskich: kochać prawdziwego Boga całym sobą, kochać bliźniego jak siebie samego; szanować szabaty bez profanowania ich, czcić rodziców, nie zabijać, nie kraść, nie popełniać cudzołóstwa, nie być fałszywym w dawaniu świadectwa, nie pragnąć żony ani dóbr bliźniego. O! Szczęśliwi jesteście, jeśli – przychodząc z najdalszych stron – przewyższacie tych, którzy byli w domu Pana, lecz wyszli z niego, pobudzeni przez dziesięć przykazań szatana: braku miłości wobec Boga, miłowania siebie, zepsutego kultu, surowości wobec rodziców, pragnienia zabójstwa, prób kradzieży świętości bliźniego, cudzołożenia z szatanem, składania fałszywych świadectw, zazdroszczenia natury i misji Słowu oraz straszliwego grzechu, który fermentuje i dojrzewa w głębi serc, zbyt wielu serc.
Weselcie się wy, którzy jesteście spragnieni! Weselcie się wy, którzy jesteście głodni! Cieszcie się wy, którzy jesteście zasmuceni! Byliście odrzuceni? Byliście wygnańcami? Byliście wzgardzeni? Byliście obcymi? Pójdźcie! Cieszcie się! Teraz to już nie jest prawdą. Ja daję wam dom, dobra, ojcowiznę, ojczyznę. Ja daję wam Niebo. Chodźcie za Mną: za Mną – Zbawicielem! Chodźcie za Mną – Odkupicielem! Chodźcie za Mną, bo jestem Życiem! Chodźcie za Mną, za Mną. Ja jestem Tym, któremu Ojciec nie odmawia łask! Weselcie się w Mojej miłości! Cieszcie się! A żebyście wiedzieli, że was kocham – o wy, którzy Mnie szukaliście w waszych cierpieniach, o wy, którzy wierzyliście we Mnie, jeszcze zanim Mnie poznaliście, żeby to był prawdziwy dzień radości - modlę się tak: “Ojcze! Ojcze Święty! Niech na wszystkie zranienia, choroby, rany ciał, niepokoje, udręki, wyrzuty sumienia, za każdym razem, gdy się rodzą, na wszystkich, którzy się chwieją, na tych, którzy się umacniają, niech zstąpi, o, niech zstąpi zbawienie, łaska, pokój! Pokój w Moje Imię! Łaska w Moje Imię! Zbawienie dzięki naszej wzajemnej miłości! Błogosław, o Ojcze Najświętszy! Zgromadź i uczyń jedno stado ze wszystkich tych rozproszonych synów, Moich i Twoich! Spraw, żeby tam, gdzie Ja jestem, oni także byli – jedno z Tobą, Ojcze Święty, z Tobą, ze Mną, z Boskim Duchem”.»
Jezus – z rozkrzyżowanymi ramionami, z dłońmi skierowanymi ku Niebu, z podniesionym obliczem, z głosem brzmiącym jak srebrzysta trąba - porywa Swymi słowami... Trwa tak w milczeniu przez kilka minut. Potem Jego szafirowe oczy przestają patrzeć w Niebo. Spoglądają na obszerny dziedziniec, pełen ludzi, którzy wzdychają ze wzruszenia lub drżą z nadziei. Jego ręce łączą się jakby je chciał wyciągnąć przed Siebie. Z uśmiechem, który Go przemienia, wypowiada ostatnie wezwanie:
«Radujcie się, o wy, którzy wierzycie i ufacie! Ludu cierpiących, wstań i kochaj Pana, twego Boga!»
[Dokonuje się] natychmiastowe i całkowite uzdrowienie wszystkich chorych. Słychać srebrzysty dźwięk okrzyków, grzmot głosów wyśpiewujących “hosanna” Zbawicielowi. Z głębi podwórza – ciągnąc za sobą prześcieradło, które ją okrywało – przedziera się przez tłum niewiasta i upada do stóp Pana. Tłum wydaje inny okrzyk – krzyk przerażenia: «Maria, trędowata małżonka Joachima!»
Ludzie uciekają we wszystkich kierunkach.
«Nie lękajcie się! Ona jest zdrowa. Dotknięcie jej nie może wam zaszkodzić» – zapewnia Jezus. Potem mówi do leżącej na ziemi niewiasty: «Wstań, niewiasto. Twoja wielka nadzieja została nagrodzona i sprawiła, że został ci wybaczony brak ostrożności wobec braci. Wracaj do domu po zbawiennych oczyszczeniach.»
Niewiasta, młoda i dość piękna, wstaje płacząc. Jezus pokazuje ją tłumowi, który podchodzi nieco i podziwia cud, wykrzykując w zachwycie.
«Jej mąż, który ją bardzo kochał, zbudował jej schronienie w głębi swoich ziem i co dnia, wieczorem, szedł do jej kryjówki. Z płaczem zanosił jej pożywienie...»
«Rozchorowała się z powodu litości, bo opiekowała się żebrakiem, który jej nie powiedział, że jest trędowaty.»
«Ale w jaki sposób dotarła tu dzielna Maria?»
«Na tych noszach. Jak się to stało, iż nie pomyśleliśmy, że to są słudzy Joachima?»
«Ryzykowali ukamienowaniem...»
«Ich pani! Kochają ją. Ona potrafi wzbudzić miłość, bo nie kocha siebie...»
Jezus daje znak i wszyscy się uciszają.
«Widzicie, że miłość i dobroć prowadzą do cudu i radości. Umiejcie więc być dobrymi. Idź, niewiasto. Nikt cię nie skrzywdzi. Pokój niech będzie z tobą i z twoim domem.»
Niewiasta, a za nią słudzy, którzy spalili nosze na środku podwórza, odchodzą. Za nimi podąża wiele osób. Jezus żegna tłum i po wysłuchaniu kilku osób odchodzi. Za Nim idzie kilka osób, które były z Nim.
«Co za słowa, Nauczycielu!»
«Jakże byłeś przemieniony!»
«Co za głos!»
«I jakie cuda!»
«Widziałeś, jak faryzeusze uciekli?»
«Odeszli po pierwszych słowach, czołgając się jak jaszczurki.»
«Lud z Bozry i z innych okolic zachowa po Tobie promienne wspomnienie...»
«Matko, a Ty co powiesz?»
«Ja Cię, Synu, błogosławię za Mnie i za nich.»
«Dobrze, Twoje błogosławieństwo będzie Mi towarzyszyć aż do naszego ponownego spotkania.»
«Dlaczego to mówisz, Panie? Czy niewiasty nas opuszczają?»
«Tak, Szymonie. Jutro o świcie Aleksander idzie do Aery. My pójdziemy z nim aż do drogi [prowadzącej do] Arbeli. Potem się rozstaniemy. I to ze smutkiem, wierz w to, Aleksandrze Mizasie, ty, który byłeś miłym przewodnikiem Pielgrzyma. Zawsze będę o tobie pamiętał, Aleksandrze...»
Starszy [mężczyzna] jest głęboko wzruszony. Stoi naprzeciw Jezusa ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami, w głębokim wschodnim pozdrowieniu, nieco pochylony. Słysząc te słowa, mówi: «Przede wszystkim pamiętaj o mnie, kiedy będziesz w Swoim Królestwie.»
«Pragniesz tego, Mizasie?»
«Tak, mój Panie.»
«Ja też pragnę od ciebie jednego.»
«Czego, Panie? Jeśli tylko mogę, dam Ci to, nawet gdyby to była najcenniejsza rzecz, jaką posiadam.»
«To jest coś najcenniejszego. To twojej duszy pragnę. Przyjdź do Mnie. Powiedziałem ci na początku tej podróży, że mam nadzieję udzielić ci na końcu daru. Tym darem jest Wiara. Czy wierzysz we Mnie, Mizasie?»
«Wierzę, Panie.»
«Zatem uświęć swoją duszę, żeby wiara nie była dla ciebie darem nie tylko bezowocnym, lecz nawet szkodliwym.»
«Moja dusza jest stara. Jednak będę się starał uczynić ją nową. Panie, jestem starym grzesznikiem. Ale Ty mnie rozgrzesz i pobłogosław, bo zaczynam od teraz nowe życie. Wezmę ze sobą Twoje błogosławieństwo jako najlepszą eskortę na moją drogę ku Twemu Królestwu... Czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczymy, Panie?»
«Już nigdy na tej ziemi. Ale będziesz miał wieści o Mnie i będziesz wierzył coraz mocniej, bo nie pozostawię cię bez ewangelizacji. Żegnaj, Mizasie. Jutro nie będziemy mieć na to wiele czasu. Uczyńmy to teraz, zanim spożyjemy razem posiłek po raz ostatni.»
Obejmuje go i całuje. Czynią to też apostołowie i uczniowie. Kobiety zwracają się do niego ze wspólnym pożegnaniem. Ale Mizas niemal klęka przed Maryją i mówi:
«Niech Twoje światło jutrzenki rozbłyska w mojej myśli aż do śmierci.»
«Do Życia, Aleksandrze. Kochaj Mojego Syna, a będziesz Mnie kochał, a Ja będę kochać ciebie.»
Szymon Piotr pyta:
«Ale z Arbeli pójdziemy do Aery? Niemal się boję, że zaskoczy nas zła pogoda. Jest tak wielka mgła... To już od trzech dni jest o świcie i o zmierzchu...»
«To dlatego, że zeszliśmy tu w dół. Nie wydaje ci się, że zeszliśmy tak nisko, ale tak jest. Od jutra pójdziesz w górę ku górom Dekapolu i nie będzie już mgły» – wyjaśnia Mizas.
«Zeszliśmy? Kiedy? Droga była prosta...»
«Tak, ale stale schodziła w dół. O! Tak lekko, że się tego nie zauważa. Jednak przez tak wiele mil!...»
«Jak długo pozostaniemy w Arbeli?»
«Ty, Jakub i Juda ani jednej godziny» – mówi krótko Jezus.
«Ja... Jakub i Juda... ani jednej godziny? A dokąd to idę, skoro nie zostaję z wami wszystkimi?»
«Drogą, aż do ziem strzeżonych przez Chuzę. Będziesz tam towarzyszył wraz z innymi Mojej Matce i niewiastom. Potem one same pójdą ze sługami Joanny, a wy powrócicie do nas, do Aery.»
«O! Panie! Gniewasz się na mnie i karzesz mnie... Jaki ból mi zadajesz, Panie!»
«Szymonie, karanym czuje się ten, kto zawinił. To poczucie winy powinno ci zadawać ból, a nie sama kara. Nie sądzę jednak, żeby było karą towarzyszenie Mojej Matce i uczennicom w drodze powrotnej.»
«A czy nie byłoby lepiej, żebyś Ty poszedł z nami? Zostaw Aera i inne miejscowości i chodź z nami.»
«Obiecałem tam pójść i idę tam.»
«Zatem ja też idę» [– stwierdza Piotr.]
«Bądź posłuszny bez protestowania, jak czynią Moi bracia» [– mówi mu Jezus.]
«A jeśli spotkasz faryzeuszy?» [– pyta jeszcze Piotr.]
«Z pewnością ty nie jesteś najbardziej odpowiednim do nawrócenia ich. Ale to właśnie dlatego, że ich spotkam, chcę, żebyś ty z Jakubem i Judą oddalił się z Arbeli – z niewiastami oraz z Janem z Endor i z Margcjamem.»
«Ach!... Zrozumiałem! Dobrze.»
Jezus odwraca się do niewiast i błogosławi je kolejno, dając każdej potrzebne jej rady. Maria Magdalena pochyla się głęboko, żeby ucałować stopy swego Zbawcy, i pyta:
«Czy ujrzę Cię jeszcze, nim powrócę do Betanii?»
«Bez wątpienia, Mario. W miesiącu Etamim będę nad jeziorem.»