Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

155. W DRODZE DO BOZRY

Napisane 30 września 1945. A, 6602-6609

Kupiec miał rację. Nie mogłoby być piękniejszego dnia danego podróżującym w październiku. Po rozproszeniu się mgieł, które zakrywały pola, jakby natura chciała rozciągnąć zasłonę nad snem roślin w nocy, pola ukazują się teraz we wspaniałej rozciągłości upraw. Ogrzewa je słońce. Wydaje się, że mgły skupiły się, żeby otoczyć przezroczystą pianą dalekie szczyty, dla złagodzenia ich jeszcze bardziej pod pogodnym niebem.

«Co to za góry? Czy to te, które mamy przejść?» – pyta z niepokojem Piotr.

«Nie, nie. To góry Auran. My pozostaniemy na równinie, a nie w tych górach. Wieczorem będziemy w Bozrze Auranickiej. To piękne i dobre miasto. Dużo się tam handluje» – zapewnia kupiec. Chwali je ten, który zawsze u podstaw piękna jakiegoś miejsca widzi pomyślny [rozwój] handlu.

Jezus jest cały czas sam, z tyłu, jak zawsze kiedy pragnie odosobnienia. Margcjam ogląda się wiele razy, żeby na Niego spojrzeć. Potem nie wytrzymuje już, opuszcza Piotra i Jana, syna Zebedeusza, siada na skraju drogi, na kamieniu, który z pewnością jest rzymskim znakiem wojskowym. Czeka. Kiedy Jezus jest na Jego wysokości, chłopiec wstaje nic nie mówiąc. Idzie u boku Jezusa, pozostając nieco z tyłu, żeby Mu nie przeszkadzać nawet swym widokiem. Obserwuje Go, obserwuje... Przygląda Mu się cały czas, aż wreszcie Jezus odwraca się, porzucając Swe rozmyślanie, bo usłyszał lekki odgłos kroków w tyle za Sobą. Uśmiecha się, wyciąga do niego rękę i mówi:

«O! Margcjam! Cóż ty robisz tutaj sam?»

«Patrzyłem na Ciebie. Już od wielu dni Ci się przyglądam. Wszyscy mają oczy, ale nie wszyscy widzą to samo. Ja widziałem, że bardzo często idziesz sam, sam... W pierwszych dniach sądziłem, że byłeś czymś urażony. Ale potem ujrzałem, że robisz to zawsze o tej samej porze i że Matka, która Cię zawsze pociesza, gdy jesteś smutny, nic nie mówi, kiedy masz to [zamyślone] oblicze. A nawet, przeciwnie, jeśli rozmawia, to wtedy milknie i także się skupia. Ja to widzę, wiesz? Bo ja się wam cały czas przyglądam, Tobie i Jej, żeby robić to, co wy robicie. Pytałem apostołów, co robisz, bo z pewnością coś robisz. Oni mi odpowiedzieli: “Modli się”. A ja zapytałem: “Co On mówi?” Nikt mi nie odpowiedział, bo tego nie wiedzą. Od lat są z Tobą, a nie wiedzą tego. Dziś cały czas patrzyłem na Ciebie, kiedy widziałem, że przybierasz ten wyraz twarzy. Przyglądałem Ci się, kiedy się modliłeś. Ale nie zawsze masz takie samo oblicze. Patrzyłeś na rzeczy takim spojrzeniem, które – tak myślę – podnosiło je z mroków bardziej niż słońce. Na rzeczy i ludzi... Potem patrzyłeś na niebo i miałeś twarz taką, jak w chwilach, gdy przy stole ofiarowujesz chleb. Później, kiedy przechodziliśmy przez tę osadę, poszedłeś sam do tyłu i wydawałeś mi się jak ojciec, tak skwapliwie wypowiadałeś, przechodząc, dobre słowa do biednych tej osady. Jednemu z nich powiedziałeś: “Wytrwaj cierpliwie, gdyż wkrótce przyniosę ci ulgę i ulżę także tym, którzy są jak ty”. To był niewolnik tej bestii, która wypuściła przeciw nam psy. Potem, kiedy przygotowywano posiłek, patrzyłeś na nas oczyma dobroci, będącej samą miłością. Wyglądałeś jak matka... Ale teraz Twoja twarz miała wyraz boleści... O czym myślisz, Jezu, w tej chwili, że jesteś taki [smutny]?... Także czasem wieczorem, kiedy nie śpię, widzę, że stajesz się bardzo poważny. Powiedz mi, jak się modlisz? Dlaczego się modlisz?»

«Oczywiście, powiem ci. Dzięki temu będziesz się modlił ze Mną. Dzień został dany przez Boga, każdy, ten promienny jak dzisiejszy i ten mroczny... Dzień i noc. To dar: żyć i posiadać światło. To droga uświęcenia: sposób, w jaki żyjemy. Prawda? Trzeba zatem uświęcać chwile całego dnia, dla wytrwania w świętości i dla zachowania w naszym sercu [pamięci o] obecności Najwyższego i Jego dobroci. Przez to równocześnie nie pozwalamy demonowi zbliżyć się do nas.

Spójrz na ptaki. Przy pierwszym promieniu słońca śpiewają, błogosławiąc światło. My też powinniśmy błogosławić światło będące darem Boga. [Powinniśmy] błogosławić Boga, który nam je daje i który jest Światłością. [Mamy] pragnąć Go od pierwszego brzasku poranka, jakby [po to, żeby] umieścić świetlaną pieczęć, nutę światła, nad całym nadchodzącym dniem, żeby cały był świetlisty i święty. [Powinniśmy] połączyć się z całym stworzeniem, żeby śpiewać “hosanna” Stwórcy. Potem, gdy mijają godziny, w miarę przemijania prowadzą nas do spostrzeżenia, ile jest na świecie bólu i niewiedzy. [Powinniśmy więc] modlić się dalej, żeby ulżyć bólowi i rozproszyć niewiedzę, żeby Bóg był znany, kochany, żeby modlili się do Niego wszyscy ludzie. Jeśli bowiem poznają Boga, będą mieć pociechę nawet w swoich cierpieniach. A o szóstej godzinie [powinniśmy] modlić się o miłość w rodzinie, zakosztować tego daru, jakim jest jedność z tymi, którzy nas kochają. To też jest dar Boży. I [mamy też] modlić się, żeby pokarm nie zmienił się z czegoś użytecznego w grzech. A o zmierzchu [powinniśmy] modlić się, myśląc, że śmierć jest zmierzchem, który wszystkich czeka; modlić się, żeby zmierzch naszego dnia i życia zastał nas z duszą w stanie łaski. A kiedy lampy się zapalają, [powinniśmy] się modlić, żeby podziękować za kończący się dzień, prosić o opiekę i o przebaczenie, aby móc zasnąć bez obawy przed niespodziewanym sądem lub szturmem demona. [Trzeba] modlić się także w nocy – ale to jest dla tych, którzy nie są dziećmi – żeby wynagrodzić za grzechy nocne, żeby oddalić szatana od słabych, żeby winni zaczęli rozmyślać i odczuli skruchę oraz powzięli dobre postanowienia, które staną się rzeczywistością o wschodzie dnia. Tak właśnie i dlatego modli się sprawiedliwy przez cały dzień.»

[Margcjam zauważa:]

«Ale nie odpowiedziałeś mi, dlaczego odchodzisz na bok, tak poważny i pełen majestatu, w godzinie nony...»

«Dlatego... że mówię: “Niech przez Ofiarę tej godziny przyjdzie na świat Twoje Królestwo i niech zostaną ocaleni wszyscy, którzy wierzą w Twoje Słowo”. Ty też to mów...»

«A co to za ofiara? Kadzidło, jak mówiłeś, jest ofiarowywane rano i wieczorem. Ofiary [są składane] o tej samej godzinie każdego dnia, na ołtarzu w Świątyni. Są też ofiary związane z przyrzeczeniami oraz przebłaganiem [za grzechy], składane o każdej godzinie. Godzina dziewiąta nie jest wskazana dla jakiegoś szczególnego obrzędu...»

Jezus zatrzymuje się, obejmuje chłopca ramionami. Podnosi go. Trzymając go naprzeciw Siebie, z podniesionym obliczem mówi, jakby recytował psalm:

«A między szóstą i dziewiątą godziną Ten, który przyszedł jako Zbawiciel i Odkupiciel, ten, o którym mówią prorocy, dopełni Swej Ofiary. [Uczyni to] po spożyciu gorzkiego chleba zdrady i udzieleniu słodkiego Chleba Życia, po zmiażdżeniu Siebie jak winogrona w kadzi, po napojeniu całym Sobą ludzi i roślin i po uczynieniu Sobie królewskiej purpury z własnej krwi, po nałożeniu korony oraz po przyjęciu berła. Przeniesie Swój tron na wywyższone miejsce, żeby Go widział Syjon, Izrael i świat. Wyniesiony w purpurowym odzieniu Swoich niezliczonych ran, w ciemnościach, żeby dać Światło, w śmierci, żeby dać Życie... Umrze o dziewiątej godzinie i świat zostanie odkupiony.»

Margcjam patrzy na Niego, przestraszony, całkiem blady. Na jego ustach i w jego przerażonych oczach drżą łzy. Niepewnym głosem odzywa się: «Ale Zbawicielem jesteś Ty! To znaczy, że to Ty umrzesz o tej godzinie?»

Łzy zaczynają spadać na policzki, a mała, lekko otwarta buzia pije je, czekając na zaprzeczenie. Jezus mówi jednak:

«To będę Ja, mały uczniu. I to będzie również dla ciebie.»

Chłopiec wybucha konwulsyjnym szlochem, dlatego [Jezus] tuli go do serca i mówi mu: «Smutno ci, że umrę?»

«O, jesteś moją jedyną radością! Nie chcę tego! Ja... Zrób, żebym to ja umarł zamiast Ciebie...»

«Ty musisz Mnie głosić na całym świecie. To ustalone. Ale posłuchaj: umrę radosny, bo wiem, że Mnie kochasz. A potem zmartwychwstanę. Pamiętasz Jonasza? On z brzucha ryby wyszedł piękniejszy, wypoczęty, silny. Ja też przyjdę zaraz do ciebie i powiem: “Mały Margcjamie, twoje łzy zaspokoiły Moje pragnienie. Twoja miłość towarzyszyła Mi aż po grób. Teraz przychodzę ci powiedzieć: “Bądź Moim kapłanem”. I pocałuję cię, mając jeszcze na Sobie zapach Raju.»

«Ale gdzie ja będę? Nie z Piotrem? Nie z Matką?»

«Ja cię ocalę przed piekielnymi falami tych dni. – [odpowiada Jezus] – Najsłabszych i najbardziej niewinnych ocalę. Z wyjątkiem jednego... Margcjamie, mały apostole, czy chcesz pomóc Mi modlić się za tę godzinę?»

«O, tak, Panie! A inni?»

«To jest tajemnica między tobą a Mną. Wielka tajemnica. Bóg bowiem lubi objawiać Siebie małym... Nie płacz już. Uśmiechaj się myśląc, że potem już nigdy nie będę cierpiał i że będę pamiętał jedynie o całej miłości ludzi, począwszy od twojej... Chodź, chodź. Spójrz, jak daleko są inni. Biegnijmy, żeby ich dogonić.»

Jezus stawia go na ziemi. Bierze go za rękę i zaczynają biec. Doganiają grupę.

«Nauczycielu, co robiłeś?»

«Wyjaśniałem Margcjamowi godziny dnia...»

«I chłopiec płakał? Może był nieznośny, a Ty go usprawiedliwiasz z powodu [Swej] dobroci...» – odzywa się Piotr.

«Nie, Szymonie. Widział, że się modliłem. Wy tego nie robiliście. Pytał Mnie o powody. Dałem mu je. Dziecko było wzruszone Moimi słowami. Teraz zostawcie go w spokoju. Idź do Mojej Matki, Margcjamie. A wy wszyscy posłuchajcie. To będzie i dla was dobre, gdy usłyszycie to pouczenie.»

I Jezus wyjaśnia na nowo korzyść modlitwy w głównych godzinach dnia. Nie wyjaśnia jednak godziny nony. Na koniec mówi:

«Być w jedności z Bogiem to mieć Go obecnym [w umyśle] w każdej chwili, żeby Go wychwalać i wzywać. Róbcie tak, a poczynicie postępy w życiu duchowym.»

Bozra jest już blisko. Leży na równinie. Wydaje się [z daleka] wielka i piękna ze swymi murami i wieżami. Zapadający wieczór gasi barwy murów domów i pól, nadając im kolor szaroliliowy, pełen tęsknoty. Kontury zacierają się, a beczenie owiec i chrząkanie świń, zamkniętych w obrębie murów, przerywa ciszę wioski. Cisza znika wtedy, gdy – po przejściu przez bramę – karawana wchodzi w labirynt uliczek. Rozczarowują one tych, którzy – patrząc z zewnątrz – oceniali miasto jako piękne. Głosy, przykre zapachy i... smród odczuwany w krętych uliczkach towarzyszy podróżnym aż do placu, z pewnością targowiska, gdzie znajduje się gospoda. Tak więc przybyli do Bozry.


   

Przekład: "Vox Domini"