Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

141. W OGRODZIE MARII Z MAGDALI

Napisane 16 września 1945. A, 6444-6456

Jezus nie jest już w tym samym miejscu, co w czasie ostatniej wizji. Znajduje się w dużym ogrodzie, który ciągnie się aż do jeziora. Za tym ogrodem, czy raczej pośrodku niego, znajduje się dom. Przed nim i wokół niego jest ogród, trzy razy większy w tyle niż na bokach i przed domem.

Rosną tu kwiaty, liczniejsze są też drzewa i krzewy oraz spokojne zakątki zieleni. Rośnie ona wokół kosztownych marmurowych zbiorników. Są tu [też] altany, otaczające stoły i kamienne siedzenia. Tu i tam musiały znajdować się posągi, wzdłuż ścieżek i pośrodku zbiorników. Teraz jako pamiątka po nich pozostały blisko wawrzynów i bukszpanów jedynie cokoły, odbijające się w zbiornikach wypełnionych przejrzystą wodą. Obecność Jezusa z Jego [uczniami] oraz osób z Magdali, pomiędzy którymi jest mały Beniamin, który ośmielił się powiedzieć Iskariocie, że jest zły, nasuwa mi myśl, że są to ogrody domu Magdaleny. Są jednak uporządkowane i zmienione zgodnie z nową funkcją. Zostało usunięte to, co mogłoby wywoływać niesmak lub zgorszenie i przypominać przeszłość.

Jezioro jest całe jak pomarszczona, szaro-lazurowa krepa, w której przegląda się niebo. Przemieszczają się po nim obłoki, obciążone pierwszymi jesiennymi deszczami. A jednak [jezioro] jest piękne w tym spokojnym, łagodnym świetle dnia, który choć nie jest całkiem pogodny, to nie jest też całkiem deszczowy. Na brzegach jest już niewiele kwiatów, są za to ubarwione przez wielkiego malarza, jakim jest jesień. Widać pociągnięcia pędzla ochrą i purpurą. Bledną słabnące i umierające liście na drzewach oraz winoroślach. Zmieniają barwę, nim spadną na ziemię, by [utworzyć] jej żywą szatę.

W ogrodzie miasta położonego nad jeziorem, takiego jak to, wszystko jest plamą, która czerwieni się [odbijając się w] wodzie, jakby wlano do niej krew. [Dzieje się tak] z powodu parkanu o giętkich gałęziach, którym jesień przydała barwy miedzi i [sprawiła, że] przypominają pochodnie. Wierzby rosnące w niewielkiej odległości od brzegu drżą swym niebiesko-zielono-srebrzystym ulistnieniem, delikatnym i – teraz gdy obumierają – jeszcze bledszym niż zwykle.

Jezus nie przygląda się temu, co ja obserwuję. Patrzy na biednych chorych, których obdarza zdrowiem. Spogląda na żebrzących starców, którym daje pieniądze. Przygląda się dzieciom, które matki pokazują Mu, żeby je pobłogosławił. Patrzy z litością na grupę sióstr. Opowiadają Mu o zachowaniu się ich jedynego brata, który spowodował, że matka umarła ze smutku i doprowadził je do ruiny. Te biedne niewiasty proszą Jezusa, żeby im udzielił rady i modlił się za nie.

«Oczywiście, będę się modlił. Będę prosił Boga, żeby dał wam pokój i żeby wasz brat się nawrócił; żeby przypomniał sobie o was i żeby wam oddał to, co wam się należy. Przede wszystkim zaś [będę prosił], żeby znowu was kochał. Jeśli bowiem to uczyni, zrobi też wszystko inne. Czy jednak go kochacie, czy może jest w was niechęć? Czy mu przebaczacie z głębi serca, czy może raczej zachowujecie w nim wasz żal? On bowiem jest bardziej nieszczęśliwy niż wy. Pomimo bogactw jest biedniejszy od was, dlatego trzeba się nad nim ulitować. On sam nie posiada już miłości i jest pozbawiony miłości Boga. Widzicie, jak jest nieszczęśliwy? Wy, podobnie jak wasza matka, przez śmierć zakończycie radośnie smutne życie, do jakiego on was doprowadził. On zaś – nie. Przeciwnie, przejdzie od radości złudnej i nietrwałej do udręki wiecznej i straszliwej. Podejdźcie do Mnie. Zwrócę się do wszystkich, mówiąc do was.»

Jezus wychodzi na środek polany usianej krzewami w kwiatach, pośrodku której musiała być wcześniej jakaś statua. Teraz pozostała tylko jej podstawa, otoczona niskim parkanem z mirtu i małych róż. Jezus staje tyłem do tego parkanu i zaczyna mówić. Wszyscy milkną i otaczają Go.

«Pokój niech będzie z wami. Posłuchajcie.

Jest powiedziane: “Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”. Kogo jednak nazywamy tym imieniem? Cały rodzaj ludzki razem wzięty. Potem, zacieśniając [to pojęcie] – współrodaków; następnie, jeszcze bardziej uściślając – mieszkańców tego samego miasta; dalej, zacieśniając jeszcze bardziej [pojęcie bliźniego] – wszystkich krewnych; wreszcie, w ostatnim kręgu miłości – ściśniętym jak płatki róży wokół serca kwiatu – jest miłość do rodzonych braci, pierwszych z bliźnich. Ośrodkiem serca kwiatu miłości jest Bóg. Miłość do Niego jest pierwszą [miłością], jaką trzeba posiadać. Wokół centrum [kwiatu] jest miłość do krewnych – druga, jaką trzeba mieć. Ojciec bowiem i matka to jakby mali “bogowie” tej ziemi, stwarzający nas i współpracujący z Bogiem przy stwarzaniu, a także troszczący się o nas z niestrudzoną miłością. Tak więc wokół tej zalążni – z której jak płomienie [wychodzą] słupki i która wydziela najwyborniejsze zapachy miłości – ściśnięte są kręgi rozmaitych miłości. Pierwsza – to miłość do braci zrodzonych z tego samego łona i z tej samej krwi, z której my się rodzimy.

Jak jednak trzeba kochać brata? Czy tylko dlatego, że jego ciało i krew są takie same jak nasze? Tyle potrafią robić też ptaki zgromadzone w jednym gnieździe. One w rzeczywistości mają tylko to wspólne, że zrodziły się z tego samego lęgu i że mają na języku ten sam smak matczynej i ojcowskiej śliny. My, ludzie, jesteśmy czymś więcej niż ptaki. Posiadamy coś więcej niż ciało i krew. Mamy Ojca [w Niebie], prócz tego, że posiadamy ojca i matkę [na ziemi]. Posiadamy duszę i mamy Boga, który jest Ojcem wszystkich. Dlatego też trzeba umieć kochać brata jako brata z powodu ojca i matki, którzy nas zrodzili, oraz jako brata z powodu Boga, który jest Ojcem wszystkich.

Mamy więc kochać miłością duchową, prócz miłości cielesnej. Powinniśmy kochać nie tylko przez wzgląd na ciało i krew, lecz z powodu ducha, który jest u wszystkich. Winniśmy kochać ducha właściwie i bardziej niż ciało naszego brata, gdyż duch jest czymś więcej niż ciało, a Bóg Ojciec – kimś więcej niż ojciec - człowiek. Wartość ducha przewyższa wartość ciała. Nasz brat byłby o wiele bardziej nieszczęśliwy tracąc Boga - Ojca niż człowieka - ojca. Osierocenie przez ojca - człowieka jest bolesne, lecz czyni nas tylko połowicznie sierotami. Ono rani jedynie to, co ziemskie: naszą potrzebę [doświadczania] pomocy i pieszczot. Ducha jednak – o ile potrafi [mocno] wierzyć – śmierć ojca nie rani. Przeciwnie, duch syna, chcąc podążyć tam, gdzie znajduje się [jego] sprawiedliwy [ojciec], wznosi się, jakby przyciągany siłą miłości. I zaprawdę powiadam wam, że to jest miłość: miłość do Boga i do ojca, uniesiona przez ducha do miejsca, [w którym mieszka] mądrość. [Miłość syna] wznosi się ku tym miejscom, którórym Bóg jest najbliższy. Syn działa z największą prawością, gdyż nie brak mu prawdziwej pomocy, jaką są modlitwy ojca, który teraz potrafi całkowicie kochać, oraz [hamującego] wędzidła, jakim jest pewność, że teraz jego ojciec widzi, lepiej niż za życia, dzieła swego dziecka. To budzi pragnienie spotkania ojca przez święte życie.

Trzeba się zajmować bardziej duchem niż ciałem swojego brata. Miłość byłaby bardzo biedna, gdyby kierowała się tylko ku temu, co zniszczalne, lekceważąc to, co nie ulega zniszczeniu i co, jeśli to zaniedbamy, może utracić radość wieczną. Zbyt wielu jest tych, którzy trudzą się dla rzeczy bezużytecznych, wyczerpują się dla tego, co przynosi jedynie względną korzyść, a tracą z oczu to, co jest naprawdę konieczne. Prawdziwe siostry, dobrzy bracia nie powinni troszczyć się jedynie o uszycie i wypranie szat, o przygotowanie posiłków lub o pomoc braciom w ich pracy. Muszą się pochylić nad duchami [rodzeństwa], wsłuchać się w ich głosy, zauważać ich braki. Z cierpliwością pełną miłości powinni starać się o przywrócenie im ducha oddychającego zdrowiem i świętością, o ile w głosach [ich duchów] i w ich brakach widzą niebezpieczeństwo dla ich życia wiecznego. Muszą też, jeśli zgrzeszono przeciw nim, dołożyć starań, żeby przebaczyć i żeby otrzymać dla nich przebaczenie Boże przez ich powrót do miłości, bez której Bóg nie przebacza.

Jest powiedziane w Księdze Kapłańskiej: “Nie będziesz żywił w sercu nienawiści do brata. Będziesz upominał bliźniego, aby nie zaciągnąć winy z jego powodu.” Jednak pomiędzy nieobecnością nienawiści a miłością jest przepaść. Może się wam wydawać, że antypatia, brak kontaktów i obojętność nie są grzechami, gdyż nie są nienawiścią. Nie [jest tak]. Przychodzę rzucić wam nowe światło na miłość i koniecznie na nienawiść. Co bowiem oświetla miłość pod każdym jej względem, może też oświetlić we wszystkichszczegółach i nienawiść. Samo wzniesienie miłości ku wyższym sferom powoduje większe oddalenie się od nienawiści. Im bardziej bowiem pierwsza się wznosi, tym bardziej druga spada niżej, coraz niżej.

Moja nauka to doskonałość, subtelność uczucia i osądu. To Prawda bez metafor i peryfraz. Mówię wam więc, że antypatia, brak kontaktów i obojętność to już nienawiść. Po prostu dlatego, że to nie jest miłość. Przeciwieństwem miłości jest nienawiść. Czy możecie nazwać inaczej antypatię? A oddalenie się od jakiejś istoty? A obojętność? Człowiek, który kocha, darzy sympatią tego, kogo kocha. Zatem, kto odczuwa antypatię, już nie kocha. Kto kocha, nawet jeśli go życie oddala fizycznie od osoby kochanej, nadal jest jej bliski duchem. Jeśli więc ktoś oddziela się od drugiego duchem, to już nie kocha. Kto kocha, ten nigdy nie jest obojętny wobec miłowanego, lecz przeciwnie, wszystko, co się do niego odnosi, interesuje go. Jeśli więc ktoś jest obojętny wobec drugiego, to znak, że go już nie kocha. Widzicie więc, że te trzy postawy są trzema odgałęzieniami jednej rośliny: nienawiści. A co się dzieje, kiedy ktoś, kogo kochamy, obraża nas? Dziewięćdziesiąt razy na sto, jeśli nie pojawia się nienawiść, to pojawia się antypatia, oddalenie lub obojętność. Nie. Nie działajcie w ten sposób. Niech nie lodowacieje wasze serce przez te trzy formy nienawiści. Kochajcie.

Zadajecie sobie pytanie: “Jak możemy to uczynić?” Odpowiadam wam: “Tak samo jak [czyni] to Bóg, kochający nawet tego, który Go znieważa. Miłość bolesna, lecz zawsze dobra.” Pytacie: “Ale jak to zrobimy?” Daję nowe prawo dotyczące odnoszenia się do winnego brata. Mówi ono: “Jeśli twój brat cię znieważa, nie upokarzaj go publicznie, napominając go publicznie, lecz niech miłość skłoni cię do ukrycia winy brata przed oczyma świata”. Będziesz miał wielką zasługę w oczach Boga, bo miłością zamkniesz drogę wszelkiej formie zaspokojenia swojej pychy.

O! Jakże człowiek lubi dawać poznać, że został znieważony i jak cierpiał z powodu zniewagi! Chodzi jak szalony żebrak, który nie szuka jałmużny złota u króla, lecz idzie do innych głupców i żebraków, podobnych do niego, prosić ich o garść popiołu i gnoju oraz o łyk palącej trucizny. To właśnie daje świat człowiekowi, który został obrażony i chodzi, skarżąc się i żebrząc o pociechę. Bóg - Król daje czyste złoto temu, który – znieważony – idzie bez urazy wypłakać swój ból tylko u Jego stóp i prosić Jego, Miłość i Mądrość, o pociechę miłości oraz o pouczenie w tej strasznej sytuacji. Jeśli więc pragniecie pociechy, idźcie do Boga i postępujcie z miłością.

[por. Mt 18,15-18] Ja wam mówię, poprawiając stare prawo: “Jeśli twój brat zawinił przeciw tobie, idź, napomnij go, kiedy będziecie sami. Jeśli cię posłucha, zdobędziesz na nowo swego brata i równocześnie osiągniesz bardzo wiele błogosławieństw Bożych. A jeśli twój brat [nie tylko] cię nie posłucha, lecz odepchnie cię, trwając uparcie w swym błędzie, wtedy ty – żeby nie powiedziano, iż jesteś wspólnikiem winy lub obojętnym na dobro duchowe brata – weź dwóch lub trzech świadków, poważnych, dobrych, pewnych, i powróć z nimi do twego brata. W ich obecności powtórz życzliwie swe uwagi. Świadkowie będą mogli swymi ustami potwierdzić, że uczyniłeś wszystko, co możliwe, żeby w sposób święty napomnieć brata. To bowiem jest obowiązkiem dobrego brata, gdyż grzech popełniony przez niego wobec ciebie jest raną zadaną jego duszy i musisz się zająć jego duszą.

[por. Mt 18,17n] Jeśli to także na nic się nie zda, daj znać synagodze, żeby go w imię Boga doprowadziła do porządku. Jeśli się nie poprawi, nawet w tym wypadku, i jeśli odrzuci synagogę lub Świątynię, jak odrzucił ciebie, uznaj go za celnika i poganina.”

Tak czyńcie wobec tych, którzy są waszymi braćmi przez krew lub z którymi łączą was więzy braterskiej miłości. Nawet wobec bliźniego najbardziej oddalonego powinniście postępować w sposób święty, bez chciwości, bez nieprzejednania, bez nienawiści.

[por. Mt 5,25-26, Łk 12,58] A kiedy są takie przypadki, że trzeba udać się do sędziów i idziesz tam razem z twym przeciwnikiem, to mówię ci, o człowiecze, który często z własnej winy popełniasz gorsze czyny i jesteś sam winien większego zła, usiłuj w czasie, gdy jesteś jeszcze w drodze – czy jesteś w błędzie, czy masz rację – pojednać się z nim. Ludzka sprawiedliwość jest bowiem zawsze niedoskonała i na ogół podstępna. Winny może więc zostać uznany za niewinnego, a ty, niewinny – za winnego. Wtedy mogłoby więc dojść nie tylko do tego, że nie zostanie uznane twe prawo, lecz – że przegrasz rozprawę. Wtedy ty, niewinny, zostałbyś uznany za winnego oszczerstwa i sędzia wysłałby cię do wykonawcy wyroku, który nie pozwoliłby ci odejść, zanim byś nie zapłacił ostatniego drobnego pieniążka.

Bądź ustępliwy. Twoja pycha cierpi z tego powodu? Bardzo dobrze. Twoja sakiewka opróżnia się? Jeszcze lepiej. Wystarczy, że rośnie twoja świętość. Nie miejcie tęsknej miłości za złotem. Nie bądźcie chciwi na pochwały. Czyńcie tak, żeby to Bóg was chwalił. Czyńcie tak, żeby gromadzić sobie wielki skarb w Niebie. I módlcie się za znieważających was, żeby się nawrócili. Jeśli to się stanie, sami oddadzą wam cześć i dobra. Jeśli tego nie zrobią, Bóg o tym pomyśli.

Idźcie teraz, gdyż jest godzina posiłku. Niech pozostaną tylko żebracy, żeby zasiąść do stołu apostołów. Pokój niech będzie z wami.»


   

Przekład: "Vox Domini"