Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga III - Drugi rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
115. DO UCZNIÓW Z SZIKAMINON
Napisane 13 sierpnia 1945. A, 6077-6095
Ludzie z Szikaminon przyciągnięci ciekawością przez cały dzień okupowali miejsce, w którym znajdują się uczniowie czekający na powrót Nauczyciela. Uczennice nie marnowały czasu. Wyprały ubrania pokryte kurzem i przepocone. Na małej plaży jest radosna wystawa ubrań, schnących na wietrze i w słońcu. Teraz, gdy zapada zmierzch, a wraz z wieczorem daje się odczuć słona wilgotność, śpieszą się ze zbieraniem ubrań, jeszcze nieco wilgotnych. Otrzepują je i naciągają we wszystkie strony przed złożeniem, aby wyglądały porządnie dla właścicieli.
«Zanieśmy zaraz szaty Marii – mówi Maria Alfeuszowa. I dodaje: – To była dla niej wielka ofiara, [przebywać] wczoraj i dziś w tej dusznej jaskini!...»
Domyślam się z tego, że nieobecność Jezusa trwała więcej niż jeden dzień. W tym czasie Maria z Magdali, która ma tylko jedną szatę, musiała pozostawać w ukryciu aż wyschło noszone przez nią ubranie. Zuzanna odpowiada:
«Na szczęście ona nigdy się nie uskarża! Nie myślałam, że jest taka dobra.»
«I taka pokorna, musisz też przyznać, i powściągliwa. Biedna dziewczyna! To naprawdę diabeł ją dręczył! Uwolniona przez mojego Jezusa stała się ponownie sobą, z pewnością jest taka, jaką była w dzieciństwie» [– mówi Maria Alfeuszowa.]
Rozmawiając tak ze sobą wracają do domu. Przynoszą wyprane ubrania. Marta w tym czasie zajmuje się w kuchni przygotowaniem posiłku. Dziewica myje jarzyny w miedzianej misie, wkłada je następnie [do naczynia,] żeby je ugotować na wieczerzę.
«Proszę, wszystko jest suche, wszystko jest czyste i poskładane. To było potrzebne. Idź do Marii i daj jej szaty» – mówi Zuzanna, podając Marcie ubrania.
Obie siostry wracają po chwili razem.
«Dziękuję wam dwóm. Poświęcenie [z powodu] szaty, jakiej nie zmieniałam od wielu dni, było dla mnie najstraszniejsze – mówi Magdalena z uśmiechem. – Teraz wydaje mi się, że jestem całkiem świeża.»
«Idź, usiądź na dworze. Jest miły wiatr. Musisz tego potrzebować po tak długim przebywaniu w zamknięciu» – zauważa Marta, która, jako niższa i szczuplejsza od swej siostry, mogła ubrać szatę Zuzanny lub Marii Alfeuszowej, podczas gdy jej była w praniu.
«Tym razem w taki sposób poradziłyśmy sobie. W przyszłości jednak zrobimy sobie mały tobołek jak inne i nie będziemy mieć tego problemu» – odzywa się Magdalena.
«Jak to? Masz zamiar chodzić za Nim, tak jak my?»
«Oczywiście. Chyba że On nakaże mi coś innego. Idę teraz na brzeg zobaczyć, czy wracają. Wrócą dziś wieczorem?»
«Mam nadzieję – odpowiada Najświętsza Maryja. – Niepokoję się, bo On udał się do Fenicji. Myślę jednak, że jest z apostołami. Sądzę też, że Fenicjanie są być może lepsi od wielu innych ludzi. Chciałabym jednak, żeby [już] wrócił z powodu tych, którzy na Niego czekają. Kiedy poszłam do źródła, pewna matka zatrzymała Mnie mówiąc: “Czy Ty jesteś z Nauczycielem galilejskim, z tym, którego zwą Mesjaszem? Zatem chodź i spójrz na moje dziecko. Od roku dręczy je gorączka.” Weszłam do małego domku. Biedne dziecko! Można by powiedzieć: więdnący kwiatek! Powiem o tym Jezusowi.»
Marta odzywa się: «Są też inni proszący o uzdrowienie. Bardziej o uzdrowienie niż o pouczenie.»
«Człowiekowi trudno być bytem całkowicie duchowym. Odczuwa bardziej głosy ciała i swych potrzeb» – odpowiada Dziewica.
«Jednakże wielu, po cudzie, odradza się do życia duchowego.»
«Tak, Marto. To dlatego Mój Syn czyni tak wiele cudów. Z dobroci ku człowiekowi, lecz także po to, żeby go przyciągnąć tym sposobem na Swoją drogę, gdyż inaczej zbyt wielu nie weszłoby na nią.»
Do domu powraca Jan z Endor, który nie poszedł z Jezusem. Wraz z nim, prosto z chat, w których mieszkają, [idzie] wielu uczniów. Niemal równocześnie wraca Magdalena, mówiąc:
«Przybywają. To pięć lodzi, które wypłynęły wczoraj o świcie. Bardzo dobrze je rozpoznałam.»
«Będą zmęczeni i spragnieni. Wezmę jeszcze więcej wody. [Woda] ze źródła jest bardzo orzeźwiająca» – mówi Maria Alfeuszowa i wywychodzi z dzbanami.
«Chodźmy na spotkanie Jezusa. Chodźcie...» – mówi Dziewica.
Wychodzi z Magdaleną i Janem z Endor. Marta i Zuzanna pozostają przy palenisku, zupełnie czerwone i pilnie zajęte kończeniem przygotowania posiłku.
Idąc wzdłuż brzegu dochodzą do małej przystani, gdzie dopływają i cumują łodzie rybackie. Z tego miejsca widać całą zatokę i miasto, które nadaje jej swą nazwę. Widać też pięć łodzi. Płyną szybko, nieco przechylone w swym biegu. Żagle są mocno napięte sprzyjającym północnym wiatrem. To niesie ulgę mężczyznom, wyczerpanym upałem.
«Zobacz, jak Szymon i inni dobrze sobie radzą. Doskonale podążają za prowadzącą ich łodzią. Pokonali spienioną falę, a teraz wypływają na pełne morze, żeby ominąć prąd, silny w tym miejscu. Teraz... teraz wszystko jest dobrze. Wkrótce tu będą» – mówi [obserwując manewry łodzi] Jan z Endor.
I faktycznie, łodzie podpływają caz bliżej i można rozróżnić tych, którzy w nich się znajdują. Jezus jest w pierwszej, z Izaakiem. Wstał. Jego wysoką sylwetkę widać w całej okazałości aż do chwili, gdy zwijane żagle zasłaniają Go na kilka minut. Łódź zakręca i zawraca, żeby stanąć pod osłoną małej przystani. Przepływają tuż obok niewiast, które są akurat u krańca molo. Jezus uśmiecha się na powitanie. Niewiasty zaczynają szybko iść, aby w tym samym czasie co łódź dotrzeć do punktu cumowania.
«Niech Bóg Cię błogosławi, Mój Synu!» – mówi Maryja witając Jezusa, schodzącego na nabrzeże.
«Niech Bóg błogosławi Ciebie, Mamo. Byłaś niespokojna? W Sydonie nie było tego, kogo szukaliśmy. Dotarliśmy aż do Tyru. Tam go znaleźliśmy. Chodź, Hermastesie... Oto, Janie, ten młody człowiek pragnie pouczenia. Tobie go powierzam.»
«Nie zawiodę Cię, pouczając go o Twoim słowie. Dziękuję, Nauczycielu! Jest wielu, którzy czekają na Ciebie!» – mówi Jan z Endor.
«Jest też biedna mała chora, Mój Synu, i jej matka pragnie Ciebie.»
«Idę tam natychmiast.»
«Wiem, kto to jest, Nauczycielu. Idę tam z Tobą. Chodź ty także, Hermastesie. Zacznij poznawać nieskończoną dobroć naszego Pana» – mówi mąż z Endor.
Z drugiej łodzi wysiada Piotr, z trzeciej – Jakub, z czwartej – Andrzej, z piątej – Jan. Czterech pilotów, a za nimi – inni apostołowie lub uczniowie, którzy z nimi byli. Gromadzą się wokół Jezusa i Maryi. [Jezus mówi im:]
«Idźcie do domu. Ja też zaraz przyjdę. Przygotujcie w tym czasie to, co potrzebne do posiłku, i powiedzcie tym, którzy czekają, że u schyłku dnia będę przemawiał.»
«A jeśli są chorzy?» [– dopytują się.]
«Rozpocznę od uzdrowienia ich, nawet przed posiłkiem, aby mogli uszczęśliwieni powrócić do domów.»
Rozdzielają się. Jezus odchodzi z mężem z Endor i Hermastesem w stronę miasta. Inni idą kamienistą plażą, opowiadając o wszystkim, co widzieli i słyszeli. Są radośni jak dzieci, powracające do matki. Judasz z Kariotu też jest zadowolony. Pokazuje całą jałmużnę, otrzymaną od poławiaczy purpury, a przede wszystkim piękny pakunek z kosztowną zawartością.
«To dla Nauczyciela. Jeśli On nie będzie tego nosił, to któż mógłby to robić? Zawołali mnie, mówiąc: “Mamy kosztowne korale w łodzi i nawet perłę. Pomyśl! To skarb. Nie wiem, jak doszliśmy do takiego bogactwa, ale chętnie dajemy ci je dla Nauczyciela. Chodź, zobacz.” Poszedłem, żeby im zrobić przyjemność, Nauczyciel zaś odszedł do groty modlić się. Mieli piękne korale i perłę, niedużą, lecz piękną. Powiedziałem im: “Nie pozbawiajcie się tych rzeczy. Nauczyciel nie nosi klejnotów. Dajcie mi raczej trochę tej purpury, ozdobimy Jego odzienie. Mieli tylko ten pakunek. Za wszelką cenę chcieli mi dać cały. Masz, Matko, zrób to pięknie, tak jak Ty potrafisz, dla naszego Pana. Ale, wiesz, , uczyń to. Jeśli On to spostrzeże, będzie to chciał sprzedać dla biednych. A my tak bardzo chcielibyśmy widzieć Go ubranego tak, jak na to zasługuje. Prawda?» [– Judasz zwraca się do apostołów.]
«O, tak! To prawda! Cierpię, gdy widzę Go tak prosto [odzianego] pośród innych. On, Król... oni – gorsi od niewolników... a wszyscy cali ozdobieni wstęgami i lśniący... Patrzą na Niego jak na niegodnego ich biedaka!» – potwierdza Piotr.
«Widziałeś, co? Śmiechy panów z Tyru, gdy wypoczywaliśmy z rybakami?» – mówi do niego brat.
Jakub, syn Zebedeusza, oświadcza: «Powiedziałem im: “Wstydźcie się, takimi jesteście psami! Jedna nitka z Jego białej szaty ma więcej wartości niż wszystkie wasze zbyteczne ozdoby.»
«Chciałbym, skoro Judasz to otrzymał, żebyś przygotowała [Mu szatę] na Święto Namiotów» – mówi Juda Tadeusz.
«Nigdy nie tkałam z purpurą, ale spróbuję...» – mówi Najświętsza Maja dotykając jedwabnej przędzy, miękkiej, o wspaniałym kolorze.
«Moja piastunka zna się dobrze na tym – mówi Magdalena, znawczyni pięknych rzeczy – Spotkamy ją w Cezarei. Ona Ci pokaże. Szybko się nauczysz, bo Ty potrafisz wszystko robić dobrze. Ja ozdobiłabym szatę przy szyi, przy mankietach i na dole: purpura na bielusieńkim lnie albo na bardzo białej wełnie... gałązki palmy i rozety, jak na marmurze Świętego... a pośrodku splot Dawida. To będzie dobrze pasować.»
Marta odzywa się:
«Nasza matka zrobiła ten wzór, bo był piękny, na szacie, którą Łazarz ubrał w podróż do ziem Syrii, gdy brał je w posiadanie. Zachowałam go, bo to była ostatnia robótka naszej mamy. Przyślę Ci go.»
«Zrobię to, modląc się za waszą matkę.»
Doszli do domów. Apostołowie rozchodzą się, aby zgromadzić tych, którzy pragną Nauczyciela, szczególnie chorzy... Jezus powraca z Janem z Endor i Hermastesem. Przechodzi pośród tłoczących się przed domkami, wita ich. Jego uśmiech to błogosławieństwo.
Wskazują Mu z pewnością chorego na oczy, prawie niewidomego, z powodu rakowego zapalenia. Uzdrawia go. Następnie kolej na kogoś, kto zapewne jest chory na malarię, wychudzony i żółty jak Chińczyk. Uzdrawia go. Potem jakaś kobieta prosi o szczególny cud: nie ma mleka w piersiach, a pokazuje Mu kilkudniowe dziecko, niedożywione i całkiem czerwone, jakby z przegrzania. Płacze:
«Widzisz. Mamy przykazanie posłuszeństwa mężczyźnie i rodzenia, ale czemu to służy, skoro potem widzimy, jak nasze dzieci umierają? To już trzecie, które urodziłam. Dwoje zaniosłam do grobu z powodu tych pustych piersi. To również umiera... dlatego że urodziło się w porze wielkich upałów. Inne przeżyły, jedno – dziesięć miesięcy, a drugie – sześć. Płakałam jeszcze mocniej, bo umierały z powodu chorób wnętrzności. Gdybym miała mleko, to by się nie stało...»
Jezus patrzy na nią i mówi:
«Twoje dziecko będzie żyło. Miej wiarę. Idź do domu, a kiedy dojdziesz, podaj pierś twemu dziecku. Miej wiarę.»
Niewiasta odchodzi posłusznie z biednym dzieckiem, uskarżającym się jak mały kotek, którego tuli do serca.
«Czy będzie miała mleko?»
«Oczywiście, że będzie miała.»
«Ja mówię, że dziecko przeżyje, ale ona nie będzie miała mleka... i to już będzie cud, jeśli przeżyje. Ono umiera, można powiedzieć, z głodu.»
«Wcale nie. Ja mówię, że będzie miała mleko.»
«Tak.»
«Nie.»
Zdania różnych osób są podzielone. Jezus tymczasem odchodzi na posiłek. Gdy wychodzi, aby znowu przemawiać, jest jeszcze więcej ludzi. [Wiadomość o] cudzie uzdrowienia gorączkującego dziecka rozeszła się po mieście.
«Daję wam Mój pokój, aby przygotować waszego ducha do słuchania Mnie. W zawierusze głos Pana nie dochodzi. Wszelki zamęt szkodzi Mądrości, która jest pełna pokoju, bo pochodzi od Boga. Zamieszanie, przeciwnie, nie pochodzi od Boga. Niepokoje, lęki, wątpliwości są dziełami Złego dla wprowadzenia zamętu między synami ludzkimi i oddzielenia ich od Boga.
Proponuję wam tę przypowieść, abyście lepiej pojęli pouczenie.
Pewien rolnik miał wiele drzew na swoich polach i dużo winorośli, które przynosiły liczny owoc. Między nimi – jedną, szlachetnej jakości. Był z niej bardzo dumny.
Któregoś roku ta winorośl miała wiele liści, a mało winogron. Pewien przyjaciel powiedział rolnikowi: “To dlatego że ją zbyt mało przycinałeś”. Następnego roku człowiek poprzycinał ją więc mocno. Winorośl wydała mało latorośli i jeszcze mniej owoców. Inny przyjaciel rzekł: “To dlatego, że ją zbyt mocno przyciąłeś”. Trzeciego roku człowiek pozostawił ją więc w spokoju. Winorośl nie przyniosła nawet jednego owocu i wypuściła bardzo mało liści – mizerne, pozwijane i pokryte rdzą. Trzeci przyjaciel oświadczył: “Umiera, bo ziemia nie jest dobra. Spal ją.”
“Ale dlaczego, przecież jest tą samą ziemią, którą mają inne latorośle, i przecież troszczę się o nią [tak samo] jak o inne? Wcześniej dawała owoce!” Przyjaciel wzruszył ramionami i odszedł.
Przechodził nieznajomy wędrowiec i zatrzymał się, aby przypatrzyć się rolnikowi, smutnie opartemu o pień biednej winorośli.
“Co ci jest? – zapytał go. – “Ktoś umarł w domu?”
“Nie. Ale umiera mi ta winorośl, którą tak bardzo kochałem. Nie ma już soku, aby wydawać owoc. W jednym roku – mało, w drugim – mniej, w tym – nic. Zrobiłem, co mi poradzono, ale nie pomogło”.
Nieznajomy wędrowiec wszedł na pole i zbliżył się do winorośli. Dotknął liści, wziął w rękę grudkę ziemi, powąchał ją, rozkruszył w palcach, podniósł wzrok na pień krzewu, który podtrzymywał latorośl. “Musisz usunąć ten pień. Winorośl jest z jego powodu bezowocna.” “Ale przecież jest jej wsparciem od lat?!”
“Odpowiedz mi, człowieku: kiedy zasadziłeś tę winorośl na tym miejscu, jaka była [winorośl] i jaki był [podtrzymujący ją krzew]?”
“O! To była piękna trzyletnia winorośl. Odciąłem ją z innej rośliny. Przenosząc ją tutaj, uczyniłem głęboką dziurę, ażeby nie uszkodzić korzeni, wyjmując ją z ziemi rodzinnej. Także tu zrobiłem podobną dziurę, a nawet jeszcze większą, aby zaraz miała wygodnie. Wcześniej jeszcze okopałem całą ziemię dokoła, aby była pulchna dla korzeni, aby mogły rozrosnąć się szybko, bez trudu. Z wszelką troskliwością uporządkowałem ją, kładąc na dnie odżywczy nawóz. Korzenie – wiesz o tym – stają się mocne, gdy szybko znajdują to, co je odżywia. Niewiele zajmowałem się tym wiązem. Było to drzewko przeznaczone jedynie do podtrzymywania sadzonki. Dlatego umieściłem je niemal na powierzchni, przy sadzonce, okopałem i odszedłem. Oba krzewy przyjęły się, gdyż ziemia jest dobra. Winorośl rosła z roku na rok, kochana, przycinana, okopywana. Wiąz natomiast męczył się. Nic nie był wart! Potem jednak stał się mocny. Widzisz go teraz, jaki jest piękny? Kiedy powracam z daleka, widzę czubek wystrzelający wysoko jak wieża i wydaje mi się sztandarem mojego małego królestwa. Najpierw krzew winny go zakrywał i nie było widać jego pięknego ulistnienia. A teraz spójrz, jaki jest piękny tam, w górze, w słońcu! I co za pień! Prosty, mocny... Mógłby podtrzymywać ten krzew winny przez całe lata, nawet gdyby stał się tak mocny, jak te, które zwiadowcy izraelscy obcięli przy potoku Eszkol. Tymczasem...”
“Tymczasem [wiąz] ci zabił winorośl. Zdominował ją. Wszystko było dobre dla życia [winorośli]: ziemia, położenie, światło, słońce, troska, którą ją otoczyłeś. Ale on ją zabił. Stał się zbyt silny. Oplótł jej korzenie aż do zaduszenia, odebrał jej cały sok ziemi, zakneblował ją, żeby nie mogła oddychać, pozbawił ją światła. Wytnij natychmiast to bezużyteczne i potężne drzewo, a twój krzew winny odżyje. A jeszcze lepiej odżyje, jeśli ty, cierpliwie, okopiesz ziemię, aby odsłonić korzenie wiązu i aby je odciąć. Wtedy będziesz pewny, że nie wypuściły odrośli. Zgniją w ziemi aż do ostatniego odgałęzienia. Ze śmierci staną się życiem, gdyż będą nawozem. To godna kara dla ich egoizmu. Pień spalisz i przez to będzie dla ciebie użyteczny. Roślina nieużyteczna i szkodliwa nie nadaje się do niczego jak tylko do spalenia. Trzeba ją usunąć, żeby wszystko, co dobre, docierało do rośliny dobrej i pożytecznej. Wierz w to, co ci mówię, a będziesz zadowolony.”
“Ale kim ty jesteś? Powiedz mi, żebym mógł uwierzyć”.
“Jestem Wiedzącym. Kto wierzy we Mnie, będzie bezpieczny” – i odszedł.
Człowiek trochę się wahał. Potem zdecydował się i położył rękę na pile. A nawet wezwał przyjaciół, żeby mu w tym pomogli.
“Ależ oszalałeś?” “Stracisz wiąz oprócz winnego krzewu”. “Ja ograniczyłbym się do obcięcia wierzchołka, aby dać przestrzeń winorośli. Nic więcej”. “Będzie przecież musiała mieć podpórkę. Wykonujesz niepotrzebną pracę”. “Kto wie, kim on był! Może jednym z tych, którzy cię nienawidzą, chociaż o tym nie wiesz.” “A może to jakiś szaleniec...” I tak dalej, i tak dalej...
“Zrobię to, co mi powiedział. Wierzę w niego.” I wyciął piłą wiąz blisko korzenia. Jeszcze niezadowolony odkopał, w szerokim promieniu, korzenie dwóch roślin. Cierpliwie odpiłowywał korzenie wiązu, uważając, by nie zranić korzenia winnego krzewu. Zakrył ponownie wielką dziurę [w ziemi]. Blisko winorośli, która pozostała bez podparcia, postawił mocny pal z żelaza ze słowem: “Wiara”, napisanym na tabliczce przymocowanej na górze pala.
Pozostali odeszli, potrząsając głowami. Minęła jesień i zima. Nadeszła wiosna. Pędy owinięte wokół palika przyozdobiły się wieloma pąkami, najpierw zamkniętymi, jak w powłoczce ze srebrzystego aksamitu, a potem, rozchylone, [ukazały] szmaragd małych rodzących się listków. Następnie otwarły się, wypuszczając z pnia nowe, silne latorośle, całe pokryte kwieciem, a potem – obfitością winogron. Więcej kiści niż listków – i to dużych, zielonych, silnych, w grupach po dwie, trzy kiście i jeszcze więcej... a każda kiść zawierała ściśnięte grona, mięsiste, soczyste, wspaniałe.
“A teraz co powiecie? Było czy nie było to drzewo powodem, dla którego moja latorośl umierała? Wiedzący powiedział dobrze czy nie? Miałem rację czy nie, pisząc na tej tabliczce słowo: “Wiara”?” – zwrócił się człowiek do niedowierzających przyjaciół.
“Miałeś rację. Jesteś szczęśliwy, bo potrafiłeś mieć wiarę i byłeś zdolny zniszczyć przeszłość oraz to, co – jak ci powiedziano – było szkodliwe.”
Taka jest ta przypowieść. A co do niewiasty o wyschniętych piersiach, oto odpowiedź. Spójrzcie w stronę miasta.»
Wszyscy odwracają się w stronę miasta. Widzą niewiastę, która była tu przed godziną. Biegnie... a biegnąc, nie odrywa niemowlęcia od nabrzmiałej piersi. Jest wypełniona mlekiem i mały zgłodniały ssie ją z taką zachłannością, że wydaje się, iż się udławi. Niewiasta zatrzymuje się dopiero u stóp Jezusa. Przed Nim odrywa na chwilę dziecko od piersi, wołając:
«Pobłogosław, pobłogosław, aby żyło dla Ciebie!»
Po tej chwilowej przerwie Jezus mówi dalej:
«I dla waszych podejrzeń w odniesieniu do cudu mieliście odpowiedź. Jednak przypowieść ma znaczenie szersze niż ten epizod o nagrodzonej wierze, oto on.
Bóg umieścił Swoją winorośl, Swój lud, w sprzyjającym miejscu. Zapewnił mu wszystko, co było potrzebne dla wzrostu i wydawania coraz większych owoców. Oparł go też o nauczycieli, żeby mógł łatwiej zrozumieć Prawo i w nim znaleźć siłę. Jednak nauczyciele chcieli postawić siebie ponad Prawodawcą i rośli, rośli, rośli, aż do narzucania siebie bardziej niż odwiecznego słowa. I Izrael stał się jałowym. Pan posłał wtedy Wiedzącego, ażeby ci w Izraelu, którzy mając prawe dusze, cierpieli z powodu tej jałowości mogli otrzymać radę naprawdę zbawczą. Próbowali oni bowiem tego czy innego środka, zgodnie ze słowami lub radami nauczycieli. Ci jednak posiadali tylko wiedzę ludzką, a nie nadprzyrodzoną. Dlatego też byli oddaleni od [prawdziwej] wiedzy o tym, co trzeba zrobić, żeby przywrócić życie duchowi Izraela.
Cóż się więc dzieje? Dlaczego Izrael nie nabiera sił i nie staje się ponownie mocny, jak w pięknych czasach swej wierności Panu? Dlatego, że trzeba by poradzić usunięcie wszystkich pasożytów, które się rozwinęły ze szkodą dla tego, co święte: Prawa Dekalogu – takiego, jakim zostało dane, bez kompromisów, bez wybiegów, bez obłudy. [Trzeba] usunąć [pasożyty], żeby pozostawić powietrze, przestrzeń i pożywienie Winorośli, Ludowi Bożemu, dając mu potężnego opiekuna, prawego, nie uległego, jedynego o słonecznym imieniu: Wiara. Ale tej rady się nie przyjmuje.
Powiadam wam zatem, że Izrael zginie, a mógłby zmartwychwstać i posiąść Królestwo Boże, gdyby umiał wierzyć i okazać wspaniałomyślnie skruchę, i zmienić się gruntownie.
Idźcie w pokoju i niech Pan będzie z wami.»