Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga III - Drugi rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
116. JEZUS DO MAGDALENY: «BĘDĘ PRACOWAŁ NAD TOBĄ OGNIEM I KOWADŁEM.»
Napisane 14 sierpnia 1945. A, 6096-6108
Jest jeszcze noc, bardzo piękna noc. Księżyc zachodzi, gdy Jezus z apostołami i niewiastami – a prócz nich Jan z Endor i Hermastes – żegnają się cicho z Izaakiem, jedynym, który się przebudził. Zaczynają marsz wzdłuż brzegu rzeki. Odgłos kroków daje się słyszeć jedynie w lekkim skrzypieniu kamieni, toczących się pod sandałami. Nikt się nie odzywa, aż mijają o kilka metrów ostatni domek. Z pewnością śpiący tutaj i w poprzednich chatach nie zauważyli cichego odejścia Nauczyciela i Jego przyjaciół. Panuje głęboka cisza. Tylko morze rozmawia z księżycem, który wkrótce zajdzie. Przekazuje plaży opowieści z głębin, swą wydłużoną falą rozpoczynającego się przypływu. Pozostawia on coraz węższy pas suchej plaży. Tym razem niewiasty idą na przedzie z Janem, Zelotą, Judą Tadeuszem i Jakubem, synem Alfeusza. Pomagają uczennicom przejść przez małe skały, rozsiane tu i tam, wilgotne od soli i śliskie. Zelota jest z Magdaleną, Jan – z Martą, a Jakub, syn Alfeusza, zajmuje się swą matką i Zuzanną. Tadeusz zaś nikomu nie odstępuje zaszczytu ujmowania swą mocną i smukłą dłonią, podobną do Jezusowej, małej dłoni Maryi, aby Jej pomóc w trudnych przejściach. Wszyscy rozmawiają cicho z tymi, którym towarzyszą. Wszyscy chcą, jak się zdaje, uszanować spoczynek ziemi.
Zelota zmawia bez przerwy z Marią z Magdali. Widzę wiele razy Szymona, jak rozkłada ręce w geście, który ma wyrażać: “To tak, nic więcej nie trzeba robić”. Nie słyszę jednak tego, co mówią, bo idą z przodu.
Jan tylko rozmawia od czasu do czasu z Martą, której towarzyszy. Pokazuje jej morze i Karmel, którego zbocze, zwrócone w kierunku zachodnim, oświetla jeszcze biała poświata księżyca. Być może mówi o drodze, którą przeszedł poprzednim razem, dochodząc do Karmelu z przeciwnej strony?
Również Jakub, idący pomiędzy Marią Alfeuszową a Zuzanną, opowiada o Karmelu. Mówi do swojej matki:
«Jezus obiecał mi wejść tam, na górę, tylko ze mną, i powiedzieć coś tylko mnie samemu.»
«Co On chce ci powiedzieć, synu? Powtórzysz mi to potem?»
«Mamo, jeśli to będzie tajemnicą, nie będę mógł ci powiedzieć» – odpowiada Jakub, uśmiechając się swym tak pełnym miłości uśmiechem.
Jego podobieństwo do Józefa, małżonka Maryi, jest bardzo silne w rysach, a jeszcze bardziej w spokojnej łagodności.
«Nie ma tajemnic przed matką» [– stwierdza Maria Alfeuszowa.]
«Nie mam ich naprawdę. Jeśli jednak Jezus chce mnie zaprowadzić na górę, aby tylko ze mną samym rozmawiać to znak, że chce, aby nikt nie wiedział, co ma mi do powiedzenia. A ty, mamo, ty jesteś moją drogą mamą, którą tak bardzo kocham, lecz Jezus i Jego wola są ponad tobą. Ale zapytam Go, gdy przyjdzie ta chwila, czy mogę ci powtórzyć Jego słowa. Jesteś zadowolona?»
«Zapomnisz Go o to zapytać...»
«Nie, mamo. Nigdy o tobie nie zapominam, nawet gdy jesteś z dala ode mnie. Kiedy słucham lub kiedy widzę coś pięknego, zawsze myślę: “Gdyby mama tu była!”»
«Kochany! Pocałuj mnie, mój synu» – mówi Maria Alfeuszowa, wzruszona. Lecz wzruszenie nie gasi ciekawości. Powraca do szturmu po kilku chwilach ciszy:
«Powiedziałeś: Jego wola. Domyśliłeś się zatem, że chce ci wyrazić jakieś Swoje pragnienie. Przynajmniej to mógłbyś powiedzieć. To powiedział ci przy innych.»
«Prawdę mówiąc stałem przed Nim tylko ja sam» – mówi Jakub z uśmiechem.
«Ale inni mogli słyszeć.»
«On nie powiedział mi wiele, mamo. Przypomniał mi słowa i modlitwę Eliasza na górze Karmel: “Z proroków Pana ja sam pozostałem”. “Wysłuchaj mnie, żeby lud rozpoznał, że Ty jesteś Panem Bogiem”.»
«A co On chciał powiedzieć?»
«Ileż rzeczy, mamo, chcesz wiedzieć! Idź do Jezusa, a On ci to powie» – mówi Jakub wymijająco.
«Chciał powiedzieć, że – skoro Chrzciciel został uwięziony – On sam pozostaje jako prorok w Izraelu i że Bóg musi Go na długo zachować, aby lud został pouczony» – odzywa się Zuzanna.
«Hmm! Trudno mi uwierzyć w to, żeby Jezus prosił o pozostanie długo... Dla Siebie o nic nie prosi... No, mój Jakubie, powiedz twojej matce!»
«Ciekawość jest wadą, mamo. To coś bezużytecznego, niebezpiecznego, a czasem – bolesnego. Uczyń piękny akt umartwienia...»
«O, czy nie chciał powiedzieć, że twój brat zostanie ujęty, może zabity?!» – pyta Maria Alfeuszowa cała wstrząśnięta.
«Juda to nie “wszyscy prorocy”, mamo, nawet jeśli w twojej miłości każdy z twych synów jest dla ciebie całym światem...»
«Myślę też o innych, bo... bo wy z pewnością stanowicie część proroków przyszłości. Zatem... zatem, jeśli ty pozostaniesz sam... Jeśli ty zostaniesz sam, to znak, że inni, że mój Juda... o!...» – Maria Alfeuszowa pozostawia Jakuba i Zuzannę i żwawo zawraca jak młoda dziewczyna, nie zważając na uwagę, jaką wypowiada Tadeusz. Dochodzi, jakby ją ktoś gonił, do grupy Jezusa.
«Mój Jezu... Rozmawiałam z moim synem... o tym, co mu powiedziałeś... o Karmelu... o Eliaszu... prorokach... Powiedziałeś... że Jakub zostanie sam... A Juda, co z nim będzie? To mój syn, wiesz o tym?» – pyta cała zasapana z powodu lęku i biegu.
«Wiem o tym, Mario. I wiem też, że jesteś szczęśliwa, dlatego że jest Moim apostołem. Widzisz, że posiadasz wszelkie prawa jako matka... ale Ja mam ich jako Nauczyciel i Pan.»
«To prawda... to prawda... lecz Juda jest moim dzieckiem!...» – Maria, przewidując przyszłość, zalewa się łzami.
«O! Ileż łez wylanych niepotrzebnie! Jednak matczynemu sercu wszystko się wybacza. Podejdź tu, Mario. Nie płacz. Już kiedyś cię pocieszyłem. Zatem obiecuję ci też, że wielka boleść, jakiej doświadczałaś, wysłużyła ci u Boga wielkie łaski dla ciebie, dla twego Alfeusza, dla twoich dzieci...»
Jezus położył rękę na ramieniu cioci, przyciągając ją bliżej Siebie... Nakazuje tym, którzy szli z Nim: «Idźcie do przodu...»
Potem rozmawia sam z Marią, [córką] Kleofasa:
«I nie kłamałem. Alfeusz umarł wzywając Mnie. Z tego powodu wszystkie jego długi wobec Boga zostały anulowane. To nawrócenie się do niezrozumianego krewnego, do Mesjasza, którego wcześniej nie chciał uznać, to zasługa twego bólu, Mario. Teraz zaś ten ból, jaki odczuwasz, wyjedna ci to, że niezdecydowany Szymon i nieustępliwy Józef pójdą w ślad za Alfeuszem.»
«Tak, ale... Ale co zrobisz z Judą, z moim Judą?»
«Będę go kochał jeszcze bardziej, niż teraz go kocham.»
«Nie, nie. W tych słowach jest groźba. O! Jezu! O! Jezu...»
Dziewica Maryja także pozostaje w tyle, aby pocieszyć Swą szwagierkę w bólu, którego przyczyny jeszcze nie zna. Dowiaduje się jednak, bo jej szwagierka, widząc Ją u swego boku, płacze jeszcze bardziej i wyjaśnia. [Maryja] staje się bledsza niż księżyc. Maria Alfeuszowa jęczy:
«Ty mu to powiedz. Nie, nie, nie śmierć dla mojego Judy...»
Dziewica Maryja, jeszcze bardziej pobladła, mówi:
«Czyż mogę prosić o to dla ciebie, skoro nie mogę prosić nawet dla Mojego Syna o to, żeby został ocalony przed śmiercią? Mario, powiedz razem ze Mną: “Niech wypełni się Twoja wola, Ojcze, w Niebie, na ziemi i w sercach matek.” Czynić wolę Boga poprzez los dzieci to odkupieńcze męczeństwo nas, matek... A poza tym... Nie jest powiedziane, że Juda musi być zabity zanim ty umrzesz. Jakże będzie ci wtedy ciążyćyć twoja obecna modlitwa o jego dojście do bardzo sędziwego wieku, gdy – w Królestwie Prawdy i Miłości – ujrzysz wszystko poprzez Boże światło i poprzez twoje uduchowione macierzyństwo. Wtedy – jestem tego pewna – i jako błogosławiona, i jako matka będziesz chciała, żeby Juda upodobnił się do Mojego Jezusa w Jego losie Odkupiciela. Będziesz płonąć pragnieniem posiadania go przy sobie na nowo, na zawsze. Bo udręką matek jest oddzielenie od swoich dzieci. To udręka tak wielka, że przetrwa – jak sądzę – jako miłosny niepokój nawet w Niebie, które nas przyjmie.»
Płacz Marii – tak silny w ciszy wschodzącej jutrzenki – sprawia, że wszyscy powrócili, żeby się dowiedzieć, co się stało. I tak usłyszano słowa Maryi i wzruszenie ogarnia wszystkich. Maria z Magdali płacze, szepcząc:
«A ja... Jaką udrękę zadałam mojej matce na tej ziemi.»
Marta płacze, mówiąc:
«Oddzielenie dzieci i matki wywołuje wzajemną boleść.»
Piotr także ma łzy w oczach, a Zelota mówi do Bartłomieja:
«Co za słowa mądrości dla wyjaśnienia tego, czym będzie macierzyństwo błogosławionej [w niebie]!»
«I jak wszystko będzie widziane przez błogosławioną matkę: poprzez światła Boże i uduchowione macierzyństwo... To sprawia, że wstrzymuje się oddech, jak przed promienną tajemnicą» – odpowiada mu Natanael.
Iskariota mówi do Andrzeja:
«Macizyństwo ogołaca się z wszelkiej ociężałości zmysłowej i staje się całkiem uskrzydlone, tak można rzec. Wydaje nam się, że widzimy nasze matki już przemienione niepojętym pięknem.»
«To prawda. Jakubie, nasza [matka] tak nas będzie kochać. Wyobrażasz sobie, jak doskonała będzie wtedy jej miłość?» – mówi Jan do swego brata.
Jest jedynym, który ma promienny uśmiech, tak jest radosny ze wzruszenia z powodu myśli, że jego matka dojdzie do kochania w sposób doskonały.
«Żałuję, że spowodowałem tyle bólu – mówi Jakub, syn Alfeusza – Ona jednak ujrzała o wiele więcej, niż jej powiedziałem... Wierz mi, Jezu.»
«Wiem o tym, wiem. Jednak Maria jest właśnie w trakcie pracowania nad sobą i to mocniejszy cios skalpelem. On jednak odbiera jej tak wielki śmiertelny ciężar» – mówi Jezus.
«Chodźmy, matko. Już dość płaczu! To mnie boli, że cierpisz, jak jakaś biedna niewiasta, która nie wie o pewności Królestwa Bożego. W niczym nie przypominasz matki Machabeuszów» – wyrzuca matce surowo Tadeusz, obejmując ją cały czas. Na koniec, całując jej siwe włosy, mówi: – «Wydajesz się dziewczynką, która się boi cieni i opowieści, które jej inni opowiadają, żeby ją przestraszyć. A przecież ty wiesz, gdzie mnie znaleźć: w Jezusie. Co za mama! Co za mama! Mogłabyś płakać, gdyby ci powiedziano, że ja, później, zdradzę Jezusa, że Go opuszczę, że się potępię. Wtedy – tak. Mogłabyś płakać krwią. Ale z Bożą pomocą tej boleści ci nie zadam nigdy, moja matko. Chcę pozostać z tobą na całą wieczność...»
Najpierw napomnienie, a potem pieszczoty ukoiły w końcu łzy Marii Alfeuszowej. Teraz jest bardzo zawstydzona z powodu swej słabości.
Przechodząc od nocy do dnia światło osłabło, bo księżyc zaszedł, a dzień się jeszcze nie rozpoczął. To jednak krótki czas mroku. Zaraz potem światło, najpierw w kolorze ołowiu, potem szarzejące, następnie zielonkawe, później mleczne z niebieskimi smugami, wreszcie jasne, niemal jak niematerialne srebro ukazuje się coraz bardziej, ułatwiając drogę po wilgotnym brzegu, odkrytym przez fale. Oko zaś cieszy widok morza, przybierającego kolor jasnoniebieski. Wkrótce oświetlą je błyszczące załamania jak na klejnotach. Potem srebro coraz wyraźniej nasyca powietrze – aż do chwili, gdy złocony róż jutrzenki staje się bardziej różem czerwonym na morzu, na twarzach, na polach. Coraz żywiej kontrastują barwy. Dochodzą do swej największej doskonałości w chwili, która dla mnie jest najpiękniejsza w ciągu dnia, gdy słońce wyskakuje zza granicy wschodu, wysyłając pierwszy promień ku górom i wzniesieniom, ku lasom, łąkom i ogromnym przestrzeniom morza i nieba. Podkreśla on wszystkie kolory: czy to biel śniegów lub indygo dalekich gór, zamieniające się w zieleń jaspisu; czy to kobalt nieba, który blednie, przyjmując barwę różu; czy też szafir poprzetykany nefrytem i poprążkowany perłami morskimi.
Morze jest dziś prawdziwym cudem piękności. Nie jest znieruchomiałe w ociężałym spokoju, nie wstrząsa nim walka wiatrów, lecz jest dostojnie żywotne z powodu bardzo lekkich fal, które znaczą je zmarszczkami uwieńczonymi czubkami piany.
«Dojdziemy do Dory, zanim słońce zacznie palić, i odejdziemy o zmierzchu. Jutro, w Cezarei, skończy się wasz trud, Moje siostry. My też wypoczniemy. Z pewnością oczekuje was wasz wóz. Tam się rozdzielimy... Dlaczego płaczesz, Mario? Czyż muszę dziś patrzeć, jak płaczą wszystkie Marie?» – mówi Jezus do Magdaleny.
«To smutek z powodu opuszczenia Ciebie» – mówi [Marta], jej siostra, tłumacząc ją.
«Nie jest powiedziane, że się nie spotkamy... i to wkrótce.»
Maria daje znak, że to nie dlatego płacze.
Zelota wyjaśnia: «Ona obawia się, że nie będzie umiała być dobra, gdy nie będzie blisko Ciebie. Boi się... boi się, że będzie zbytnio kuszona, gdy nie będzie Ciebie całkiem blisko, żeby oddalić demona. Mówiła mi o tym przed chwilą.»
«Nie lękaj się. Ja nigdy nie odbieram udzielonej przeze Mnie łaski. Czy chcesz grzeszyć? Nie? Zatem bądź spokojna. Czuwaj, tak, to rób, lecz nie bój się.»
«Panie... płaczę też dlatego, że Cezarea... Cezarea jest wypełniona moimi grzechami. Teraz widzę je wszystkie... Moja ludzka natura będzie musiała wiele wycierpieć...»
«Cieszę się z tego. Im bardziej będziesz cierpieć, tym lepiej będzie. Potem bowiem nie będziesz już cierpiała z powodu tych bezużytecznych trosk. Mario, [córko] Teofila, przypominam ci, że jesteś córką męża silnego i że jesteś mocną duszą oraz że Ja chcę cię uczynić silniejszą. Wybaczam słabości innym, bo one zawsze były niewiastami łagodnymi i nieśmiałymi, także twoja siostra. W tobie ich nie zniosę. Będę pracował nad tobą ogniem i kowadłem. Ty bowiem masz siłę, nad którą trzeba pracować, żeby nie zniweczyć cudu twojej woli i Mojej. Wiedz o tym ty oraz ci, którzy są tu obecni i ci nieobecni – wszyscy, którzy mogliby sądzić, że skoro tak cię umiłowałem, to mogę stać się słabym wobec ciebie. Pozwalam ci płakać ze skruchy i z miłości, ale nie z żadnej innej przyczyny. Zrozumiałaś?»
Maria z Magdali usiłuje opanować łzy i łkanie. Upada na kolana. Całuje stopy Jezusa i – próbując mówić pewnym głosem – odzywa się: «Tak, mój Panie. Uczynię to, czego Ty chcesz.»
«Wstań więc i bądź pogodna.»