Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

114. W TYRZE.

«WYTRWAĆ – OTO WIELKIE SŁOWO»

Napisane 12 sierpnia 1945. A, 6065-6076

W pierwszych godzinach dnia Jezus przybywa do nadmorskiego miasta. Cztery łodzie płyną za Nim. Miasto jest dziwnie wsunięte w morze, jakby było zbudowane na przesmyku czy raczej jakby wąski przesmyk łączył część wchodzącą w morze z tą, która zbudowana jest na brzegu.

Patrząc od strony morza miasto wydaje się wielkim grzybem, który wysuwa głowę ku falom, a korzenie zagłębia w nadbrzeżu. Jego nóżką jest przesmyk. Po dwóch stronach przesmyku znajdują się dwa porty. Jeden, północny, mniej zamknięty, jest usiany małymi łodziami. W drugim, południowym, dobrze osłoniętym, są duże statki, które wpływają lub wypływają.

«Trzeba tam iść – odzywa się Izaak, wskazując palcem port z małymi łodziami – To tam są rybacy.»

Okrążają wyspę, bo widzę, że przesmyk nie jest naturalny. To rodzaj olbrzymiej wydmy, łączącej wyspę ze stałym lądem. Kiedyś budowano bez trudu! Wnioskuję o tym na podstawie tego dzieła i z liczby statków w porcie, że miasto było bogate i trudniło się handlem. Za miastem, poza obszarem nizinnym, są małe wzgórza o miłym wyglądzie, a w dali widać wielki Hermon i góry Libanu. W takim razie miasto to jest jednym z widocznych z Libanu.

Łódź Jezusa w tej chwili właśnie przybywa do portu północnego, do redy portu. Nie przybija do brzegu, lecz posuwa się wolno, siłą wiosłujących z jej przodu i z tyłu. Wreszcie Izaak odkrywa to, czego szuka, i woła głośno.

Oto przybliżają się dwie piękne łodzie rybackie i załoga skręca ku mniejszym łodziom uczniów.

«Nauczyciel jest z nami, przyjaciele. Chodźcie, jeśli chcecie usłyszeć Jego słowo. Dziś wieczorem wraca do Szikaminon» – mówi Izaak.

«Zaraz przybędziemy. A dokąd?»

«W jakieś spokojne miejsce. Nauczyciel nie wysiądzie z łodzi na ląd w Tyrze ani w innym mieście na brzegu. Będzie mówił z łodzi. Znajdźcie miejsce w cieniu i spokojne.»

«Płyńcie za nami ku skałom. Tam są spokojne i cieniste zatoki. Będziecie mogli nawet wysiąść.»

Udają się w kierunku skalistego wgłębienia, bardziej na północy. Brzeg, prostopadły, chroni przed słońcem. Miejsce jest odosobnione. Mieszkają tu jedynie mewy i grzywacze. Robią wypady nad morze i powracają z wielkim krzykiem ku gniazdom w skałach. Inne łodzie przyłączyły się do tych, które wskazują kierunek, tworząc małą flotyllę. W głębi tego maleńkiego golfu jest wąska plaża – coś podobnego do plaży: wąskie miejsce usiane kamieniami. Mieści się tam około stu osób.

Wysiadają, korzystając z podwodnej skały, szerokiej i płaskiej, wynurzającej się z wody jak naturalne molo. Zajmują miejsca na małej kamienistej plaży, błyszczącej od słońca. To mężczyźni ciemni, szczupli, ogorzali od słońca i morza. Krótkie szaty ukazują ich ciała, zwinne i szczupłe. W porównaniu z obecnymi Judejczykami bardzo uwidocznia się odmienność ich rasy. Mniej [różnią się wyglądem] od Galilejczyków. Można by powiedzieć, że ci Syrofenicjanie podobni są raczej do dalekich Filistynów niż do ludów, w których sąsiedztwie mieszkają. Przynajmniej ci, których widzę. Jezus odwraca się plecami do brzegu i zaczyna mówić:

«W Księdze Królewskiej jest mowa o tym, jak Pan rozkazał Eliaszowi udać się do Sarepty koło Sydonu podczas suszy i głodu, który panował na ziemi przeszło trzy lata.

Panu nie brakowało środków, ażeby nakarmić Swego proroka w jakimkolwiek miejscu. I nie wysyłał go do Sarepty dlatego, że było to miasto dobrze zaopatrzone [w żywność]. Nie, tam też już umierano z głodu. Dlaczego zatem Bóg wysłał Eliasza z Tiszbe?

Była w Sarepcie pewna niewiasta prawego serca, wdowa święta, która miała dziecko. Była uboga, samotna, a jednak nie buntowała się przeciw straszliwemu doświadczeniu. Mimo głodu nie była egoistyczna ani nieposłuszna. Bóg chciał jej okazać łaskawość, czyniąc dla niej trzy cuda. Jeden – za wodę, którą przyniosła spragnionemu Eliaszowi; drugi – za podpłomyk upieczony w popiele, gdy miała już tylko garść mąki; trzeci – za gościnność udzieloną prorokowi. On dał jej chleba i oliwy, życie jej synowi oraz poznanie słowa Bożego.

Widzicie, że czyn miłości syci nie tylko ciało, odejmuje ból z powodu śmierci, lecz poucza duszę mądrością Pana.

Wy udzieliliście gościny sługom Pana, dlatego On daje wam słowo Mądrości. Na tę ziemię, do której nie dochodzi słowo Pana, sprowadza je czyn dobroci. Mogę was porównać z jedyną niewiastą w Sarepcie, która przyjęła proroka. Wy też jesteście tu jedynymi, przyjmującymi Proroka. Gdybym bowiem zszedł do miasta, bogaci i potężni nie przyjęliby Mnie, zajęci kupcy i marynarze z wielkich statków zostawiliby Mnie na uboczu i Moje przyjście w żaden sposób by na nich nie wpłynęło.

Teraz was opuszczę, a wy powiecie: “Ale kim my jesteśmy? Garścią ludzi. Co posiadamy? Kroplę mądrości.” A jednak mówię wam: “Opuszczam was z poleceniem ogłaszania godziny Odkupiciela.” Pozostawiam was, powtarzając słowa proroka Eliasza: “Dzban mąki nie wyczerpie się i nie zabraknie oliwy, aż powróci ten, który ją rozdzieli obficie.”

Już to czyniliście. Są bowiem tutaj Fenicjanie pomieszani z wami, zza Karmelu. To znak, że mówiliście tak, jak do was mówiono. Widzicie, że garść mąki i kropla oliwy nie wyczerpały się, lecz przeciwnie: [ich ilość] nie przestała się zwiększać. Nadal sprawiajcie, że będzie się mnożyć. Jeśli wyda się wam dziwne, że Bóg wybrał was do tego dzieła – a wy nie czujecie się zdolni wypełnić go – wypowiadajcie słowo wielkiej ufności: “Uczynię to, co Ty mówisz, zawierzając Twemu słowu”.»

«Nauczycielu, jak jednak zachować się wobec tych pogan? Ich znamy z połowów. Ta sama praca nas łączy. A inni?» – pyta jeden z rybaków izraelskich.

«Ta sama praca nas łączy, mówisz. Czy zatem nie powinno was połączyć to samo pochodzenie? Bóg stworzył tak Izraelitów, jak i Fenicjan. Ludzie z równiny Szaron lub z Górnej Judei nie różnią się od tych stąd. Raj był dla wszystkich synów ludzkich. I Syn Człowieczy przychodzi, żeby zaprowadzić do Raju wszystkich ludzi. Celem jest zdobycie Nieba i danie radości Ojcu. Odnajdujcie się więc na tej samej drodze i miłujcie się duchowo, jak się miłujecie z powodu pracy.»

«Izaak powiedział nam wiele rzeczy, lecz chcielibyśmy wiedzieć więcej. Czy to możliwe, żebyśmy posiadali ucznia dla nas, przebywających w tak oddalonym miejscu?»

«Wyślij Jana z Endor, Nauczycielu. On jest zdolny i przyzwyczajony do życia pomiędzy poganami» – podsuwa Judasz z Kariotu.

«Nie. Jan zostaje z nami» – odpowiada Jezus ucinając. Potem zwracając się do rybaków mówi: «Kiedy kończy się połów purpury?»

«W czasie jesiennych burz. Potem morze jest zbytnio wzburzone.»

«Wtedy powracacie do Szikaminon?»

«Tam albo do Cezarei. Sprzedajemy wiele Rzymianom.»

«W takim razie spotkacie się z uczniami. Wytrwajcie do tego czasu.»

«Jest w mojej łodzi ktoś, kogo nie chciałem [zabrać], lecz przyszedł w Twoje Imię.»

«Kto to jest?»

«Młody rybak z Askalonu.»

«Niech wyjdzie i przyjdzie tutaj.»

Mężczyzna idzie i powraca z młodym chłopcem, zmieszanym z powodu tego, że zwraca na siebie uwagę. Apostoł Jan rozpoznaje go.

«To jeden z tych, który dał nam rybę, Nauczycielu» – [mówi Jan i] idzie go powitać: «Przyszedłeś, Hermastesie? Jesteś sam?»

«Sam. Wstydziłem się [iść] do Kafarnaum... Zostałem tu na brzegu, mając nadzieję...»

«Na co?» [– dopytuje się Jan.]

«Na ujrzenie twojego Nauczyciela.»

«On nie jest jeszcze twoim [Nauczycielem]? Po co, przyjacielu, to odwlekać? Chodź do Światła, które na ciebie czeka. Spójrz, On cię obserwuje i uśmiecha się.»

«Jak mnie przyjmie?»

«Nauczycielu, przyjdź do nas na chwilę.»

Jezus wstaje i idzie do Jana.

«On nie ma śmiałości, bo jest cudzoziemcem.»

«Dla Mnie nie ma cudzoziemców. A twoi towarzysze? Czy nie było was wielu?... Nie bądź zmieszany. Tylko ty jeden potrafiłeś wytrwać? Jestem jednak szczęśliwy z powodu ciebie samego. Chodź ze Mną.»

Jezus powraca na miejsce z nową zdobyczą.

«Tak, tego powierzymy Janowi z Endor» – mówi do Iskarioty, a potem zwraca się do wszystkich:

«Grupa kopiących zeszła do kopalni. Wiedzieli, że znajdują się w niej skarby, lecz że są dobrze ukryte we wnętrzu ziemi. Zaczęli kopać. Teren był twardy, a praca uciążliwa. Wielu zmęczyło się i odrzucając kilofy odeszli. Inni wyśmiewali się z przewodzącego grupie, traktując go niemal jak głupca. Jeszcze inni złorzeczyli swemu losowi, pracy, ziemi, metalowi. Uderzali z gniewem wnętrzności ziemi, krusząc żyły [metalu] na bezużyteczne okruchy. Potem zaś – stwierdziwszy, że dokonali zniszczenia – i oni odeszli. Pozostał tylko jeden, najbardziej wytrwały. Delikatnie traktował stawiające opór warstwy ziemi, żeby je przebić nic nie uszkadzając. Próbował, drążył głębiej. W końcu odkrył wspaniałą żyłę kosztownego kruszcu. Wytrwałość żłobiącego została wynagrodzona i dzięki bardzo czystemu metalowi, który odkrył, mógł podjąć liczne prace, zdobyć wielką chwałę i licznych klientów. Wszyscy bowiem pragnęli tego metalu, który jedynie przez wytrwałość można było odkryć tam, gdzie inni – leniwi lub rozgniewani – nic nie osiągnęli.

Znalezione jednak złoto – dla stania się tak pięknym, żeby złotnik zechciał się nim posłużyć – musi z kolei wytrwać w woli poddania się obrabianiu go. Gdyby złoto, po pierwszej pracy odkrywczej, nie chciało już cierpieć trudów, pozostałoby surowe i nie można by go obrobić. Widzicie zatem, że pierwszy entuzjazm nie wystarcza, żeby udało się czy to apostołowi, czy uczniowi, czy prostemu wiernemu. Trzeba wytrwać.

Liczni byli towarzysze Hermastesa. I w ogniu entuzjazmu wszyscy obiecali przybyć. Przyszedł [jednak tylko] on sam. Liczni są Moi uczniowie i będą coraz liczniejsi. Jednak zaledwie jedna trzecia z połowy będzie potrafiła być nimi aż do końca. Wytrwać. To wielkie słowo. We wszystkich dobrych rzeczach.

Wy – kiedy zarzucacie sieć, żeby pochwycić muszle purpury – czy czynicie to tylko jeden raz? Nie. [Czynicie to] raz za razem, przez godziny, przez całe dnie, przez miesiące, gotowi powrócić na miejsca z zeszłego roku, gdyż to daje chleb i dobrobyt wam i waszym rodzinom. Dlaczego więc chcielibyście działać inaczej w rzeczach większych, czyli w sprawach Bożych i waszych dusz – jeśli jesteście wiernymi; w sprawach waszych [własnych] i braci – jeśli jesteście uczniami? Zaprawdę powiadam wam, że aby zdobyć purpurę szat wiecznych, trzeba wytrwać aż do końca. A teraz zachowajmy się jak dobrzy przyjaciele aż do godziny powrotu. Dzięki temu lepiej się poznamy i będzie nam łatwiej się rozpoznać...»

Rozchodzą się po kamienistej zatoce. Gotują małże i kraby, oderwane od skał, i ryby wyłowione małymi sieciami. Śpią na posłaniach z wysuszonych glonów, wewnątrz pieczar otwartych w skalistym wybrzeżu przez trzęsienie ziemi lub przez fale. Niebo i morze są oślepiającym lazurem, który styka się z horyzontem. W górze nieustannie latają mewy, od morza do gniazd, wydając okrzyki i trzepocąc skrzydłami. To jedyne odgłosy, które wraz z uderzeniami fal dają się słyszeć w godzinach letniej spiekoty.


   

Przekład: "Vox Domini"