Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

20. Z NEFTALII DO GISZALI.

SPOTKANIE Z RABBIM GAMALIELEM

Napisane 10 maja 1945. A, 5013-5022

«Nauczycielu! Nauczycielu! Czy wiesz, kto jest przed nami? To rabbi Gamaliel! Siedzi ze sługami w karawanie, w cieniu drzewa, osłonięty od wiatru. Właśnie pieką baranka. Co teraz zrobimy?»

«To co chcieliśmy uczynić, przyjaciele. Pójdziemy własną drogą...»

«Ale Gamaliel należy do Świątyni.»

«Gamaliel nie jest podstępny. Nie lękajcie się. Pójdę przodem.»

«O! Ja też idę» – mówią razem kuzyni, wszyscy Galilejczycy i Szymon. Jedynie Iskariota i także Tomasz wydają się mało zdecydowani iść dalej. Jednak podążają za innymi. Jeszcze kilka metrów górskiej drogi, wyżłobionej pomiędzy dwoma ścianami drzew, a potem zakręca ona i wychodzi na rodzaj płaszczyzny. Przecina ją i rozszerza się. Dalej staje się ponownie wąska i kręta, pod splecionymi gałęziami. Na polanie – nasłonecznionej, a równocześnie zacienionej pierwszymi liśćmi lasu – znajduje się wielka liczba osób pod okazałym namiotem. Inni zajmują się na uboczu obracaniem baranka nad płomieniem.

Nie ma co mówić! Gamaliel dobrze zadbał o siebie. Jeden człowiek w podróży, a poruszył regiment służących i wziął ze sobą nie wiem ile bagaży. Teraz siedzi pośrodku namiotu, utworzonego z zasłony rozciągniętej na czterech złoconych palikach. Jest to rodzaj baldachimu, pod którym znajdują się niskie miejsca do siedzenia, pokryte poduszkami, i stół wzniesiony na kozłach ozdobionych markieterią, okrytych bardzo delikatnym obrusem, na którym słudzy układają drogocenne nakrycia. Gamaliel wydaje się bożkiem. Otwarte dłonie [opiera] na kolanach. Sztywny, hieratyczny, sprawia wrażenie posągu. Słudzy uwijają się wokół niego jak motyle. On nie zwraca na nich uwagi. Rozmyśla. Ma prawie całkiem zamknięte powieki. Gdy je podnosi, ukazują się bardzo ciemne oczy, głębokie i pełne zamyślenia, w całej ich poważnej piękności. Ma długi i delikatny nos, nieco łysiejące czoło starszego mężczyzny, wysokie, naznaczone trzema równoległymi zmarszczkami. Wielka niebieskawa żyła znaczy literę ‘V’ pośrodku prawej skroni.

Odgłos kroków przybywających osób sprawia, że słudzy się rozglądają. Gamaliel także się odwraca. Dostrzega Jezusa, zbliżającego się na czele [grupy]. Widać jego zaskoczenie. Wstaje i idzie na skraj namiotu, nie dalej. Jednak stąd skłania się głęboko, z ramionami skrzyżowanymi na piersiach. Jezus odpowiada w ten sam sposób.

«Ty tutaj, Rabbi?» – pyta Gamaliel.

«Tak, rabbi» – odpowiada Jezus.

«Czy mogę Cię zapytać, dokąd idziesz?»

«Z przyjemnością ci odpowiem: idę z Neftalii do Giszali.»

«Pieszo? Ależ droga przez te góry jest długa i trudna. Zbytnio się zmęczysz.»

«Wierz Mi, że jeśli Mnie przyjmują i słuchają, nie czuję się utrudzony.»

«Zatem... pozwól mi jeden raz być tym, który da Ci wytchnienie. Baranek jest gotowy. Pozostawilibyśmy resztki ptakom, bo nie mam zwyczaju zabierać ich ze sobą. Widzisz, że mogę bez trudu zaprosić Ciebie, a z Tobą uczniów. Jestem Twoim przyjacielem, Jezu. Nie uważam, że jesteś mniejszy ode mnie, lecz większy.»

«Wierzę i przyjmuję [zaproszenie].»

Gamaliel zwraca się do sługi, który pewnie wszystkim kieruje. Ten wydaje polecenia. Powiększają namiot. Z licznych mułów zdejmują dla uczniów Jezusa dodatkowe stołki i nakrycia.

Przynoszą kubki do obmycia palców. Jezus z największym dostojeństwem wypełnia ten ryt, natomiast apostołowie – którym Gamaliel bystro się przygląda – czynią to możliwie jak najmniej niezgrabnie, z wyjątkiem Szymona [Zeloty], Judasza z Kariotu, Bartłomieja i Mateusza, bardziej przyzwyczajonych do wszelkich żydowskich subtelności.

Jezus siada przy Gamalielu, który jest sam po swojej stronie stołu. Naprzeciw Jezusa zajmuje miejsce Zelota. Po modlitwie ofiarowania, którą Gamaliel wypowiada uroczyście i powoli, słudzy kroją na części baranka i dzielą go pomiędzy gości. Napełniają kubki winem lub pitnym miodem, zgodnie z życzeniem.

«Przypadek nas połączył, Rabbi. Naprawdę nie sądziłem, że spotkam Cię w drodze do Giszali.»

«Idę do wszystkich ludzi.»

«Tak. Ty jesteś Prorokiem niestrudzonym. Jan pozostaje na miejscu. Ty jesteś wędrowcem.»

«W ten sposób łatwiej jest duszom Mnie spotkać.»

«Nie powiedziałbym tego. Zmieniając miejsce pobytu, utrudniasz im to.»

«Mylę wrogów, lecz ci, którzy Mnie pragną, bo kochają Słowo Boże, znajdują Mnie. Nie wszyscy mogą przyjść do Nauczyciela, dlatego Nauczyciel, który ich wszystkich pragnie, idzie ku nim. Wyświadczam dobro dobrym, a krzyżuję spiski nienawidzących Mnie.»

«Mówisz to do mnie? Ja Cię nie nienawidzę.»

«Nie, nie do ciebie. Jednak będąc sprawiedliwy i szczery, możesz powiedzieć, czy to, co mówię, jest prawdą.»

«Tak. To prawda. Ale... widzisz... To dlatego, że my, starsi, nie rozumiemy Cię.»

«Tak. Stary Izrael na swoje nieszczęście Mnie nie rozumie... ale z własnej woli.»

«Nieee!»

«Tak, rabbi. [Izrael] nie przykłada się, by zrozumieć Nauczyciela. Kto ogranicza się tylko do tego, czyni zło, lecz zło względne. Wielu, przeciwnie, stara się pojąć na opak Moje słowa i zniekształcać je dla zaszkodzenia Bogu.»

«Bogu? On jest ponad ludzkimi zasadzkami.»

«Tak. Jednak zadaje się Bogu szkodę w każdej duszy, która się potępia, bo deprawuje się sama lub jest przez kogoś gorszona. Deprawowanie to przeinaczanie dla samego siebie lub dla innych Mojego słowa i czynu. Każda zaś dusza, która się potępia, jest raną zadaną Bogu.»

Gamaliel spuszcza głowę i zastanawia się z zamkniętymi oczyma. Potem trze czoło długimi, smukłymi palcami, [wykonując] nieświadomy gest zatroskania. Jezus patrzy na niego uważnie. Gamaliel podnosi głowę, otwiera oczy, patrzy na Jezusa i mówi:

«Jednak Ty wiesz, że ja do takich nie należę.»

«Wiem. Ty należysz do pierwszych.»

«O! To prawda! Ale to nie dlatego, żebym się nie starał Ciebie zrozumieć. Twoje słowo zatrzymuje się na moim rozumie i nie wchodzi głębiej. Rozum podziwia je jako słowo uczonego, a duch...»

«A duch nie może go przyjąć, Gamalielu, gdyż jest przytłoczony zbyt wieloma rzeczami: rzeczami w ruinie. Niedawno, idąc z Neftalii w tym kierunku, przechodziłem przez górę odłączoną od łańcucha [górskiego]. Sprawiło Mi radość przejście przez nią, bo ujrzałem piękno jeziora Genezaret i jeziora Meron, tak jak widzą je z wysoka orły i aniołowie Pana. Mogłem powiedzieć jeszcze raz: “Dziękuję, Stwórco, za piękno, jakim nas darzysz.” W tym czasie cała góra była obficie obsypana kwiatami. Na łąkach, w sadach, na polach, w lasach [drzewa] wypuszczały wiosenne listki. Wawrzyny rozsiewały zapach w pobliżu oliwek, gotowych już ukazać śnieg tysięcy kwiatków. Nawet potężne dęby – aby wyglądać piękniej – ubierały się w [pnącza] powojników i wiciokrzewów. Tam natomiast, gdzie gigantyczne ruiny starożytnego Chazoru zawalają wszystko, nie ma kwitnienia i urodzajności ani za sprawą człowieka, ani natury. Na nic się tam zda wszelki wysiłek człowieka i trud wiatrów, [przynoszących nasiona]. Na tych rumowiskach mogą wyrosnąć tylko pokrzywy i ciernie, a gnieżdżą się tam jedynie węże. Gamalielu...»

«Rozumiem cię. My także jesteśmy rumowiskami... Rozumiem porównanie, Jezu. Ale... nie mogę... Nie mogę postępować inaczej. Kamienie są zbyt głęboko osadzone w ziemi...»

«Ktoś, w kogo wierzysz, powiedział ci: “Kamienie zadrżą na Moje ostatnie słowa”. Po cóż jednak czekać na ostatnie słowa Mesjasza? Czy nie będziesz miał wyrzutów sumienia, że nie poszedłeś za Mną wcześniej? Na ostatnie!... Smutne słowa... jak słowa przyjaciela, który umiera, lecz poszliśmy Go wysłuchać zbyt późno. Moje [słowa] są czymś więcej niż słowami przyjaciela.»

«Masz rację... Jednak nie mogę. Czekam na ten znak, by uwierzyć.»

«Kiedy pole jest zaniedbane, piorun nie wystarczy, by je przygotować pod uprawę: nie ziemia go wchłonie, lecz pokrywające ją kamienie. Pracuj przynajmniej, by je poruszyć, Gamalielu. W przeciwnym razie, jeśli będą zbytnio zagłębione w twą duszę, znak nie doprowadzi cię do wiary.»

Gamaliel milczy, zamyślony. Posiłek się kończy. Jezus wstaje i mówi:

«Składam Ci dzięki, Mój Boże, za posiłek i za to, że mogłem rozmawiać z mędrcem. Dziękuję ci, Gamalielu.»

«Nauczycielu, nie odchodź w ten sposób. Boję się, że się na mnie gniewasz.»

«O, nie! Musisz Mi wierzyć.»

«Zatem nie odchodź. Zdążam na grób Hillela. Czy wzgardziłbyś pójściem ze mną? Dotrzemy szybko, bo mam muły i osły dla wszystkich. Musimy jedynie zdjąć z nich juki. Poniosą je słudzy. A dla Ciebie będzie to skrót w najcięższej części Twej drogi.»

«Nie odmówię towarzyszenia ci na grób Hillela. To dla Mnie zaszczyt. Chodźmy.»

Gamaliel wydaje polecenia. Wszyscy pracują nad złożeniem prowizorycznej jadalni. Jezus i rabbi wsiadają na muły i, jeden obok drugiego, posuwają się po górskiej cichej drodze, na której dźwięczą tylko podkute kopyta.

Gamaliel milczy. Tylko dwa razy pyta Jezusa, czy siodło ma wygodne. Jezus odpowiada, a potem milknie. Jest do tego stopnia pochłonięty myślami, że nie zwraca uwagi na Gamaliela, który powściągnął nieco swego muła i puścił Go przodem, na odległość łba, by dokładnie przyjrzeć się wszystkim ruchom Jezusa. Oczy starego rabbiego wydają się oczami jastrzębia przypatrującego się zdobyczy, tak są uważne i skupione. Jednak Jezus [jakby] tego nie widział. Posuwa się naprzód powoli, na kroczącym wolno mule. Rozmyśla, a jednak przygląda się każdemu szczegółowi, który Go otacza. Wyciąga rękę, by odsunąć zwisającą kiść złotego szczodrzeńca. Uśmiecha się do dwóch ptaszków, budujących gniazdko w jałowcu. Zatrzymuje muła i słucha zaniepokojonego krzyku czarnołbistej gajówki, którym dzika synogarlica zachęca swego towarzysza do pracy. Jakby błogosławi ją w zamyśleniu.

«Bardzo kochasz rośliny i zwierzęta, prawda?»

«Bardzo. To Moja żywa księga. Człowiek ma zawsze przed sobą fundament wiary. Księga Rodzaju żyje w naturze. Kto zatem umie patrzeć, ten potrafi uwierzyć. Ten kwiat – tak słodki w swym zapachu i zbudowany ze zwisających kwiatów, a tak kontrastujący z kolczastym jałowcem, z tym kłującym żarnowcem – czy mógł powstać sam z siebie? Popatrz na tego rudzika z tą [jakby] grudką wyschłej krwi na swej puszystej szyjce. Czy mógł powstać sam? A gdzie i jak te dwa gołębie mogły wymalować sobie taki onyksowy naszyjnik na osłonie szarych piór? A te dwa motyle: jeden czarny o wielkich złotych i rubinowych oczach, a drugi – biały w lazurowe paski, gdzie znalazły klejnoty i wstęgi na swe skrzydła? A ten potok? To woda. Tak. Lecz skąd przypłynęła? Gdzież jest pierwsze źródło wodnego żywiołu? O! Patrzeć znaczy wierzyć, jeśli potrafi się dostrzegać.»

«Patrzeć znaczy wierzyć. Zbyt mało patrzymy na żyjącą Księgę Rodzaju, która jest przed nami.»

«Zbyt wiele nauki, Gamalielu, a zbyt mało miłości i zbyt mało pokory.»

Gamaliel wzdycha i potakuje.

«To tu. Przybyliśmy, Jezu. Tu jest pochowany Hillel. Zsiądźmy. Zostawmy muły. Zajmie się nimi sługa.»

Zsiadają, przywiązują do pnia drzewa oba muły i kierują się ku grobowcowi, który wystaje ze skały, opodal obszernej posiadłości całkowicie zamkniętej.

«Przychodzę tu rozmyślać, przygotowując się na święta Izraela» – mówi Gamaliel wskazując dom.

«Niech Mądrość udzieli ci Swojego światła.»

«A tu – aby się przygotować na śmierć – Gamaliel wskazuje grób. – On był sprawiedliwy.»

«To był człowiek sprawiedliwy. Chętnie pomodlę się przy jego prochach. Jednak, Gamalielu, Hillel nie powinien uczyć cię jedynie umierać, lecz on powinien nauczyć cię żyć.»

«Jak, Nauczycielu?»

«Człowiek jest wielki, kiedy się korzy – to było jego ulubione powiedzenie...»

«Skąd o tym wiesz, skoro go nie znałeś?»

«Znałem go... a zresztą... [nawet] gdybym nie znał rabbiego Hillela osobiście, jego myśl byłaby Mi wiadoma, wiem bowiem wszystko o myślach człowieka.»

Gamaliel spuszcza głowę i szepcze:

«Jedynie Bóg może to powiedzieć.»

«Bóg i Jego Słowo. Ponieważ Słowo zna Myśl, a Myśl zna Słowo i kocha Je, udziela się Mu ze Swymi bogactwami, aby dać Mu udział w Sobie. Miłość zacieśnia więzy, czyniąc z Nich jedną Doskonałość. To Triada, która się kocha i która na sposób boski kształtuje się, rodzi, postępuje i dopełnia. Wszelka święta myśl zrodziła się w Umyśle Doskonałym, a jej odbicie jest w umyśle sprawiedliwego. Czyż więc Słowo może nie znać myśli sprawiedliwych, które są myślami [pochodzącymi] od Myśli?»

Modlą się przy zamkniętym grobie. Długo. Uczniowie i słudzy dołączają do nich: pierwsi – na mułach, drudzy [pieszo], obciążeni bagażami. Zatrzymują się na granicy łąki, na której znajduje się grób. Modlitwa się kończy.

«Żegnaj, Gamalielu. Wznieś się jak Hillel.»

«Co chcesz powiedzieć?»

«Wznieś się. On cię wyprzedził, potrafił bowiem wierzyć pokorniej niż ty. Pokój z tobą.»


   

Przekład: "Vox Domini"