Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga II - Pierwszy rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
86. JEZUS W DOLINIE “PIĘKNEJ RZEKI”.
«JA JESTEM PANEM, TWOIM BOGIEM»
Napisane 27 lutego 1945. A, 4606-4618
Dziś liczba towarzyszących osób, [w porównaniu z] dniem wczorajszym niemal się podwoiła. Są też osoby, które nie pochodzą z [prostego] ludu. Niektórzy przybyli na grzbiecie osła i spożywają posiłek pod szopą. Oczekując Nauczyciela, przywiązali zwierzęta do słupów.
Dzień jest chłodny, lecz pogodny. Ludzie rozmawiają między sobą. Ci, którzy są lepiej poinformowani, wyjaśniają, kim jest Nauczyciel i dlaczego mówi w tym miejscu. Ktoś mówi:
«Ale czy On jest kimś większym od Jana?»
«Nie. On jest inny. Należałem do Jana, on jest Prekursorem i głosem sprawiedliwości. Ten jest Mesjaszem, to głos Mądrości i Miłosierdzia.»
«Skąd to wiesz?» – pyta wielu.
«Trzech uczniów związanych z Janem Chrzcicielem mi to powiedziało. Gdybyście wiedzieli! Widzieli Jego narodzenie. Pomyślcie, zrodził się ze światła. To była światłość tak silna, że pasterze uciekli z zagrody ze zwierzętami, przerażonymi i oszalałymi. Widzieli Betlejem całe w ogniu i potem z nieba zstąpili aniołowie i skrzydłami zgasili ogień. Na ziemi był On: Dziecię zrodzone ze światłości. Ogień stał się gwiazdą...»
«Ależ to nie było tak.»
«Tak, to było tak. To właśnie powiedział mi, kiedy byłem dzieckiem, pewien człowiek, stajenny w Betlejem. Teraz, kiedy Mesjasz stał się [dorosłym] człowiekiem, on się tym chwali.»
«Nie, to nie jest tak. Gwiazda przyszła później. Ona przyszła z Mędrcami ze Wschodu. Jeden z nich był krewnym Salomona, a więc i Mesjasza, bo On jest z rodu Dawida. Dawid był ojcem Salomona. Salomon zakochał się w królowej Saby, gdyż była piękna, no i z powodu darów, jakie przyniosła. Miała z nim syna, który jest z Judei, a równocześnie znad Nilu...»
«Ale co ty nam opowiadasz! Jesteś szalony?!»
«Nie. Chcesz powiedzieć, że nie jest prawdą, iż przyniosła jemu, krewnemu, wonności, jak to jest w zwyczaju między królami z tego rodu?»
«Ja wiem, jak to było – mówi drugi. – To było tak. Wiem, bo mam za przyjaciela Izaaka, jednego z pasterzy. Zatem Dziecię narodziło się w szopie, w domu Dawida. Takie było proroctwo...»
«Ale, czyż On nie jest z Nazaretu?»
«Pozwólcie mi mówić. Urodził się w Betlejem, bo On jest z rodu Dawida. A to było w czasie spisu. Pasterze widzieli światło, najpiękniejsze jakie istnieje. Najmłodszy, niewinny, pierwszy zobaczył anioła Pańskiego. Jego głos, harmonijny jak harfa, mówił: “Zbawiciel się narodził. Idźcie i adorujcie”. Potem aniołowie, i jeszcze inni aniołowie śpiewali: “Chwała Bogu i pokój dobrym ludziom”. Pasterze poszli i zobaczyli całkiem małe dziecko – w żłobie, pomiędzy wołem i osłem - i Matkę, i ojca. I oddali Mu pokłon. Potem zaprowadzili ich do domu pewnej dzielnej niewiasty. Dziecię wzrastało jak wszystkie dzieci, piękne, grzeczne, pełne miłości. Potem przyszli Mędrcy znad Eufratu i Nilu, bo zobaczyli gwiazdę i rozpoznali w niej gwiazdę Balaama. Dziecię potrafiło już chodzić. Król Herod rozkazał zabić [dzieci], z zazdrości o przyszłego króla. Jednak anioł Pański ujawnił niebezpieczeństwo. Dzieci z Betlejem zginęły, ale nie On, gdyż uciekł dalej niż Matarea. Potem powrócił do Nazaretu i był cieślą. Kiedy nadszedł Jego czas, rozpoczął misję, zapowiedziany wcześniej przez kuzyna, Chrzciciela. Najpierw odszukał pasterzy. Uzdrowił Izaaka z paraliżu, po trzydziestu latach choroby. Izaak jest niezmordowany w głoszeniu Go. Tak było.»
«Ależ trzech uczniów Chrzciciela powiedziało mi dokładnie takie słowa!» – mówi pierwszy, zawstydzony.
«I one są prawdziwe. Nie jest prawdą tylko to, co dotyczy stajennego. Chwali się tym? Lepiej by zrobił, mówiąc mieszkańcom Betlejem, że mają być dobrzy. On nie mógł przemawiać ani w Betlejem, ani w Jerozolimie.»
«Masz rację. Pomyśl jednak, czy uczeni w Piśmie i faryzeusze chcą tych słów! To są żmije i hieny, jak ich nazywa Chrzciciel.»
«Chciałbym wyzdrowieć. Widzisz? Mam zakażoną nogę. Zniosłem śmiertelne cierpienie, by tu dotrzeć na grzbiecie oślicy. Szukałem Go w Syjonie, ale Go tam nie było...» – mówi ktoś inny.
«Grożono Mu śmiercią...» – mówi drugi.
«Psy!»
«Tak. Skąd przybywasz?»
«Z Liddy.»
«Długa droga!»
«Ja... ja... chciałbym Mu powiedzieć o moim grzechu... Powiedziałem o tym Chrzcicielowi. Jednak uciekłem, tyle zaczął mi robić wyrzutów. Myślę, że nie mogę już uzyskać przebaczenia...» – mówi jeszcze inny.
«Cóż zatem zrobiłeś?» [– pytają go.]
«Dużo zła. Powiem Mu o tym. Jak sądzicie? Czy mnie przeklnie?»
«Nie. Słyszałem, jak przemawiał w Betsaidzie. Znajdowałem się tam przypadkowo. Co za słowa! Mówił o pewnej grzesznicy. O, niemal chciałem nią być, żeby na nie zasłużyć!...» – mówi jakiś krzepki starzec.
«Oto nadchodzi!» – woła wiele głosów.
«Miłosierdzia! Wstyd mi!» – mówi winny i chce uciec.
«Dokąd uciekasz, Mój synu? Czy masz serce już tak czarne, że nienawidzisz Światłość i od Niej uciekasz? Czy tak zgrzeszyłeś, że boisz się Mnie - Przebaczenia? Jakiż grzech popełniłeś? Nawet gdybyś zabił Boga, nie powinieneś się obawiać, jeśli masz w sobie prawdziwy żal. Nie płacz albo raczej przyjdź, zapłaczmy razem» – mówi Jezus. Podnosząc rękę powstrzymał go od ucieczki i przyciska go teraz do Siebie. Potem odwraca się do tych, którzy czekają, i mówi im:
«Tylko chwila. Przyniosę ulgę temu sercu. Potem przyjdę do was.»
Oddala się od domu, napotykając za rogiem kobietę zakrytą welonem, która zajęła miejsce, by słuchać. Jezus patrzy na nią przez chwilę uważnie. Potem robi jeszcze dziesięć kroków i zatrzymuje się:
«Co zrobiłeś, synu?»
Mężczyzna pada na kolana. To człowiek w wieku pięćdziesięciu lat. Twarz spalona przez cierpienie i wyniszczona nieznaną udręką. Wyciąga ramiona i woła:
«Aby roztrwonić z kobietami cały ojcowski spadek, zabiłem moją matkę i mojego brata... Nie mam już spokoju... Mój pokarm.... krew! Moje sny... koszmary... Moja przyjemność... O! Na łonie kobiet, w ich rozpustnym krzyku, czułem lodowatego trupa mojej martwej matki i jęczenie otrutego brata. Przeklęte kobiety lekkich obyczajów, żmije, meduzy, niestałe mureny... ruina, ruina, moja ruina!»
«Nie przeklinaj. Ja cię nie przeklinam...»
«Nie przeklinasz mnie?»
«Nie. Płaczę i biorę na Siebie twój grzech!... Jakże on jest ciężki! Miażdży Mi członki, ale przyciskam go mocno, żeby go zniszczyć dla ciebie... i udzielam ci przebaczenia. Tak. Odpuszczam ci twój wielki grzech.»
Jezus wyciąga ręce nad głową szlochającego człowieka i modli się:
«Ojcze, także za niego Moja krew będzie wylana. Na razie [masz] Moje łzy i modlitwę. Ojcze, przebacz, bo on się nawrócił. Twój Syn, którego sądowi wszystko jest przekazane, tego chce...»
Pozostaje jeszcze przez kilka minut w takiej postawie, potem pochyla się, podnosi mężczyznę i mówi mu:
«Grzech został ci odpuszczony. Teraz – przez życie w pokucie - musisz wynagradzać za to, co pozostaje z twej zbrodni.»
«Bóg mi przebaczył? A moja matka? A brat?»
«Co Bóg przebacza, wszyscy przebaczają. Idź i nie grzesz już nigdy więcej.»
Mężczyzna płacze jeszcze głośniej i całuje Jego rękę. Jezus pozwala mu się wypłakać. Powraca do domu. Kobieta zawoalowana wydaje się chcieć iść na Jego spotkanie, ale następnie spuszcza głowę i nie rusza się. Jezus przechodzi obok niej, nie patrząc na nią. Doszedł na miejsce i mówi: «Pewna dusza powróciła do Pana. Niech będzie błogosławiona Jego wszechmoc, która wyrywa dusze z objęć demona. Bóg stworzył je i ponownie stawia na drodze [wiodącej] do Nieba. Dlaczego ta dusza zagubiła się? Bo straciła z pola widzenia Prawo.
Pismo mówi, że Pan objawił się na Synaju w całej Swej straszliwej potędze, aby poprzez to powiedzieć: “Ja jestem Bogiem. Oto Moja wola. Oto błyskawice gotowe dla tych, którzy się buntują przeciwko woli Bożej.” Zostało zakazane, by ktokolwiek z ludu wstępował kontemplować Tego, Który Jest. Kapłani mieli się oczyścić, zanim zbliżą się do granicy ustalonej przez Boga, aby nie zostali porażeni. Był to bowiem czas sprawiedliwości i próby. Niebiosa były zamknięte jakby przez kamień położony na misterium Nieba i na gniewie Bożym. Winnych synów uderzały z Niebios jedynie strzały sprawiedliwości. Ale teraz – nie. Teraz Sprawiedliwy przyszedł wypełnić całą sprawiedliwość. Nadszedł czas, w którym, bez gromów i bez granic, Słowo Boże mówi do człowieka, aby dać mu Łaskę i Życie.
Pierwsze słowo Ojca i Pana jest następujące:
“Ja jestem Panem, twoim Bogiem”.
Nie ma chwili dnia, kiedy by to słowo nie brzmiało i nie było ujawniane przez głos i palec Boży. Gdzie? Wszędzie... Wszystko je wciąż powtarza. Od trawy aż po gwiazdę, od wody po ogień, od wełny po pokarm, od światła po ciemności, od zdrowia po chorobę, od bogactwa po biedę. Wszystko mówi: “Jam jest Pan”. To dzięki Mnie to masz. Jedna z Moich myśli daje ci to, inna to odbiera. Nie ma potężnej armii ani obrony, która pozwoliłaby ci umknąć przed Moją wolą”. Ona woła w głosie wiatru, śpiewa w szumie wody, rozszerza się w zapachu kwiatów. Ona uderza szczyty gór. Szemrze, mówi, wzywa, krzyczy w sumieniach: “Ja jestem Panem, twoim Bogiem”.
Nigdy o tym nie zapominajcie! Nie zamykajcie waszych oczu, uszu, nie tłumcie waszego sumienia, by nie słyszeć tego słowa. Ono przecież istnieje. Nadchodzi czas, kiedy to słowo przychodzi, wypisane ognistym palcem Boga na murze sali biesiadnej lub na rozwścieczonych falach morskich, na roześmianych wargach dziecka lub na bladym [obliczu] starca, który wkrótce umrze, na pachnącej róży lub w odorze grobu. Nadchodzi czas, kiedy – w upojeniu winem i radościami, w wirze spraw, w spoczynku nocy, w samotnym spacerze – podnosi się głos i słowo mówiące: “Jam jest Pan, twój Bóg”. Nic go nie doprowadzi do zamilknięcia: ani to ciało, które pożądliwie całujesz, ani ten pokarm, który żarłocznie połykasz, ani złoto, które gromadzi twa chciwość, ani posłanie, na którym pozostajesz leniwie, ani cisza, ani samotność, ani sen.
“Ja jestem Panem, twoim Bogiem”, Towarzyszem, który cię nie porzuca, Gościem, którego nie umiesz przepędzić. Jesteś dobry? Oto wtedy Gość i Towarzysz jest dobrym Przyjacielem. Jesteś zepsuty i winny? Oto Gość i Towarzysz staje się Królem rozgniewanym i nie dającym spokoju. Ale nie porzuca, nie porzuca, nie porzuca. Jedynie potępieni mogą oddzielić się od Boga, a oddalenie to jest udręką nie do ugaszenia i wieczną.
“Ja jestem Panem, twoim Bogiem” – i dodaje – “który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli”. O, zaprawdę, jakże obecnie słuszne są te słowa! Z jakiego Egiptu, z jakiego Egiptu wyprowadza, aby doprowadzić cię do ziemi obiecanej, która nie jest tym tu miejscem, ale Niebem? To wiekuiste Królestwo Pana, gdzie nie będzie więcej głodu ani pragnienia, zimna ani śmierci. Tam wszystko będzie tryskać radością i pokojem, i każdy duch zostanie nasycony pokojem i radością.
On wyrywa was teraz z prawdziwej niewoli. Oto Wybawca: Ja nim jestem. Przychodzę rozerwać wasze kajdany. Każdy ludzki władca może umrzeć, a przez jego śmierć zniewolone narody odzyskują wolność. Jednak szatan nie umiera. On jest wieczny. To jest władca, który zakuł was w kajdany, aby was ciągnąć, dokądkolwiek pragnie. Grzech jest w was i jest on tym łańcuchem, za pomocą którego szatan was więzi. Przychodzę rozerwać kajdany. W imię Ojca przychodzę. Moim pragnieniem jest również to, aby się wypełniła obietnica, która nie została zrozumiana: “Ja cię wyprowadziłem z Egiptu i z niewoli”.
Właśnie teraz ma ona swe duchowe wypełnienie. Pan, wasz Bóg, wyprowadza was z ziemi bożka, który zwiódł Pierwszych Rodziców. Wyrywa was z niewolnictwa grzechu. Przyobleka was Łaską i przyjmuje do Swego Królestwa. Zaprawdę powiadam wam, że ci, którzy przyjdą do Mnie, będą mogli usłyszeć Najwyższego mówiącego słodkim, ojcowskim głosem w ich szczęśliwych sercach: “Ja jestem Panem, twoim Bogiem, który cię przyciąga do Siebie, wolnego i szczęśliwego”.
Przyjdźcie. Zwróćcie do Pana wasze serca i oblicza, wasze modlitwy i pragnienie. Godzina Łaski nadeszła.»
Jezus zakończył. Przechodzi błogosławiąc. Głaszcze niską staruszkę i jakieś ciemnowłose i roześmiane dziecko.
«Uzdrów mnie, Nauczycielu. Bardzo cierpię!» – mówi chory na gangrenę.
«Najpierw duszę, najpierw duszę. Czyń pokutę...»
«Udziel mi więc chrztu jak Jan. Nie potrafię iść do niego. Jestem chory...»
«Chodź» [– mówi Jezus.]
Jezus schodzi na dół w kierunku rzeki, która płynie za dwoma bardzo rozległymi łąkami. Otacza ją las. Zdejmuje sandały. Mężczyzna, który dowlókł się tam o kulach, robi to samo. Wchodzą do rzeki. Jezus robi naczynie ze złączonych dłoni. Wylewa wodę na głowę mężczyzny, stojącego po kolana w wodzie.
«Teraz zdejmij bandaże» – nakazuje Jezus.
Jezus idzie w górę ścieżką. Mężczyzna jest posłuszny. Noga jest zdrowa. Oszołomiony tłum krzyczy.
«Mnie również!»
«Mnie również!»
«Mnie też udziel chrztu Twoją ręką!» – krzyczy wielu.
Jezus, który jest już w połowie drogi, odwraca się:
«Jutro. Teraz odejdźcie i bądźcie dobrzy. Pokój niech będzie z wami.»
Wszystko kończy się i Jezus powraca do domu, do kuchni – już ciemnej, choć są to dopiero pierwsze godziny popołudnia.
Uczniowie tłoczą się wokół Niego, a Piotr pyta:
«Co dolegało temu człowiekowi, z którym poszedłeś za dom?»
«Potrzebował oczyszczenia» [ – odpowiada Jezus.]
«On jednak nie wrócił i nie poprosił o chrzest.»
«Poszedł tam, dokąd go posłałem»
«Dokąd?» [– dopytuje się dalej Piotr]
«Wynagradzać, Piotrze.»
«W więzieniu?»
«Nie. Pokutować przez resztę życia» [– odpowiada Jezus.]
«A więc to nie przy pomocy wody się oczyszcza?»
«Łzy również są wodą...» [– mówi Jezus.]
«To prawda. Teraz, kiedy uczyniłeś cud, nie wiadomo ilu przyjdzie!... Dziś było ich dwa razy więcej...»
«Tak. Gdybym sam musiał wszystko robić, nie dałbym rady. Wy będziecie chrzcić: najpierw jeden, potem dwóch, trzech, wielu. A Ja będę głosił słowo, uzdrawiał chorych i grzesznych.»
«My mamy chrzcić? O! Nie jestem tego godzien! Odbierz mi, Panie, tę misję! To ja potrzebuję przyjęcia chrztu!» – Piotr klęczy i błaga.
Jezus pochyla się i mówi:
«To właśnie ty będziesz chrzcił jako pierwszy. Od jutra.»
«Nie, Panie. Jakże to zrobię, przecież jestem bardziej czarny niż ten komin?»
Jezus śmieje się z pokornej szczerości apostoła, który dalej klęczy przy Jego kolanach. Opiera o nie dwie wielkie rybackie dłonie. Jezus całuje go w czoło przy samych siwych włosach, które jeżą się raczej niż układają.
«Oto chrzczę cię pocałunkiem. Jesteś zadowolony?»
«Popełnię natychmiast nowy grzech, aby otrzymać drugi pocałunek!»
«Nie. Nie wolno drwić z Boga nadużywając Jego darów.»
«A Mnie nie dasz pocałunku? Ja też mam jakiś grzech» – mówi Iskariota.
Jezus patrzy na niego uważnie. Jego spojrzenie zmienia się. Przechodzi od radosnego blasku – który je rozjaśniał, gdy rozmawiał z Piotrem – do poważnego smutku, powiedziałabym: zmęczenia, i mówi:
«Tak... tobie też. Podejdź. Nie jestem niesprawiedliwy wobec nikogo. Bądź dobry, Judaszu. Gdybyś chciał!... Jesteś młody. Całe życie przed tobą, aby ciągle się wznosić aż ku doskonałej świętości...» Całuje go.
«Teraz na ciebie kolej, Szymonie, Mój przyjacielu. I ty, Mateuszu, Moje zwycięstwo. I ty, mądry Bartłomieju. I ty, wierny Filipie. I ty, Tomaszu o radosnej woli. Podejdź, Andrzeju cichej aktywności. I ty, Jakubie pierwszego spotkania. A teraz ty, Janie, radości twego Nauczyciela. I ty, Judo, towarzyszu dzieciństwa i młodości. I ty, Jakubie, który wyglądem i sercem przypominasz mi Sprawiedliwego. Tak, wszyscy, wszyscy... Jednak pamiętajcie, że Moja wielka miłość wymaga waszej dobrej woli. Począwszy od jutra postąpicie o jeden krok naprzód w waszym życiu Moich uczniów. Pomyślcie jednak, że każdy krok do przodu jest wyróżnieniem i zobowiązaniem.»
«Nauczycielu... – mówi Piotr. – Kiedyś powiedziałeś Janowi, Jakubowi, Andrzejowi i mnie, że nauczysz nas się modlić. Myślę, że gdybyśmy się modlili, tak jak Ty się modlisz, bylibyśmy zdolni i godni pracy, o którą nas prosisz.»
«Wtedy ci odpowiedziałem: “Gdy będziecie wystarczająco uformowani, nauczę was wzniosłej modlitwy, aby zostawić wam ‘Moją’ modlitwę. Ale i ona będzie niczym, jeśli wymawiać ją będą same tylko wargi. Na razie wznoście się ku Bogu duszą i pragnieniem. Modlitwa jest darem, którego Bóg udziela człowiekowi, a człowiek – Bogu”» [ – mówi Jezus.]
«Jak to? Nie jesteśmy jeszcze godni modlić się? Cały Izrael się modli» – mówi Iskariota.
«Tak, Judaszu, ale jak modli się Izrael, widzisz to po jego uczynkach. Nie chcę zrobić z was zdrajców. Kto modli się zewnętrznie – a wewnątrz przeciwstawia się dobru - ten jest zdrajcą.»
«A kiedy pozwolisz nam czynić cuda?» – pyta dalej Judasz.
«My cuda, my? O wieczne Miłosierdzie! Przecież jesteśmy zwykłymi ludźmi! My, cuda? Ależ chłopcze, bredzisz?» – Piotr jest zgorszony, przerażony, wychodzi z siebie.
«On nam to powiedział w Judei. Może to nieprawda?»
«To prawda. Powiedziałem to i będziecie je czynić. Jednak dopóki będziecie zbyt cieleśni, nie będziecie czynić cudów.»
«Będziemy pościć» – mówi Judasz.
«To bezużyteczne. Przez ciało rozumiem deprawujące namiętności, potrójny głód, i – w ślad za tą perfidną trójcą – zastęp ich złych skłonności... podobnych do dzieci [zrodzonych z] haniebnej bigamii. Pycha umysłu – wraz z pożądliwością ciała i pragnieniem panowania – rodzi wszelkie zło, znajdujące się w człowieku i na świecie» [– wyjaśnia Jezus.]
«My dla Ciebie porzuciliśmy wszystko, co mieliśmy» – odpowiada na to Judasz.
«Ale nie samych siebie» [– mówi Jezus.]
«Mamy więc umrzeć? Uczynimy to, aby być z Tobą. Przynajmniej ja...» [– mówi Judasz.]
«Nie. Nie żądam waszej śmierci fizycznej. Żądam, aby umarły w was skłonności zwierzęce i szatańskie. One jednak dopóty nie umierają, dopóki ciało zachowuje swe pragnienia, dopóki kłamstwo, pycha, gniew, chełpliwość, łakomstwo, chciwość, lenistwo pozostają w was» [– wyjaśnia Jezus.]
«Jesteśmy tak bardzo ludźmi, przy Tobie – tak bardzo świętym!» – szepcze Bartłomiej.
«On zawsze był tak samo święty. Możemy to powiedzieć» – potwierdza kuzyn [Jezusa,] Jakub.
«On wie, jacy jesteśmy... – mówi Jan. – Nie powinniśmy być przybici z tego powodu. Mamy Mu tylko powiedzieć: “Udzielaj nam dzień po dniu siły, abyśmy Ci służyli.” Gdybyśmy powiedzieli: ‘Jesteśmy bez grzechu’ - bylibyśmy okłamywani i okłamywalibyśmy. [Okłamywani] przez kogo? Przez nas samych. Przecież wiemy, jacy jesteśmy, nawet jeśli nie chcemy tego powiedzieć. [Okłamywalibyśmy] Boga, którego nie można zmylić. Ale jeśli powiemy: ‘Jesteśmy słabi i grzeszni, przyjdź nam na pomoc z Twoją mocą i przebaczeniem’, wtedy Bóg nas nie zawiedzie. W Swojej dobroci i sprawiedliwości przebaczy nam i oczyści z nieprawości nasze biedne serca.»
«Błogosławiony jesteś, Janie, bo Prawda mówi przez twoje wargi, które mają woń niewinności i dają pocałunek tylko umiłowanej Miłości.»
To mówiąc Jezus podnosi się i tuli do serca umiłowanego ucznia, który mówił z mrocznego kąta [izby].