Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

85. JEZUS W DOLINIE “PIĘKNEJ RZEKI”. POCZĄTKI ŻYCIA WSPÓLNEGO Z UCZNIAMI

Napisane 26 lutego 1945. A, 4595-4606

Gdyby porównać ten mały, niski wiejski dom z domem w Betanii, to rzeczywiście jest on owczarnią, jak powiedział Łazarz. Jednak jeśli porówna się go z domami wieśniaków Dorasa, to jest to dość ładna siedziba. Bardzo niski i bardzo obszerny, solidnie zbudowany.

Jest w nim kuchnia, to znaczy kominek w izbie całkowicie zadymionej, gdzie znajduje się stół, stołki, amfory i wiejska półka na talerze i kubki. Szerokie drzwi z surowego drewna służą za wejście i pozwalają przedostać się światłu. Dalej – na tej samej ścianie, na której się one znajdują – jest troje innych drzwi. Przez nie wchodzi się do trzech wielkich izb, długich i wąskich, o ścianach pobielonych wapnem. Tak jak w kuchni podłoga jest tu z ubitej ziemi. W dwóch pokojach są teraz niskie posłania. Można by powiedzieć: małe sypialnie. Liczne haki umieszczone w murach wskazują, że zaczepiano na nich narzędzia i być może worki z produktami rolnymi. Teraz służą za wieszaki i zaczepia się na nich torby. Trzecia izba (to raczej korytarz niż pokój, bo długość jest nieproporcjonalna do szerokości) jest pusta. Musiała też służyć za schronienie dla zwierząt, gdyż jest tam żłób i pierścienie w murze. Widać tam również charakterystyczne dziury w ziemi uderzanej przez okute kopyta. Obecnie nie ma tam nic.

Na zewnątrz, blisko tego ostatniego pomieszczenia, jest długi wiejski portyk. Okrywa go dach z faszyny i łupków, wsparty na pniach drzew lekko ociosanych. Właściwie nie jest to portyk. To tylko jednospadowy dach, otwarty z trzech stron. Dwie mają po dziesięć metrów, trzecia – nie więcej niż pięć. W lecie winorośl rozpościera pewnie gałęzie z jednego pnia na drugi od strony południowej. Teraz liście opadły i widać konary podobne do szkieletów. Jest też – również pozbawiony liści – ogromny figowiec, który w lecie ocienia zbiornik [wody znajdujący się] pośrodku placu. Zrobiono go, by poić zwierzęta. Na boku – prymitywna studnia lub raczej dziura w ziemi, słabo zaznaczona przez koło z płaskich i białych kamieni.

Oto dom przyjmujący Jezusa i Jego uczniów w miejscu nazywanym [doliną] “Pięknej Rzeki”. Są też pola. Łąki i winnice otaczają dom. W odległości około trzydziestu metrów (nie należy jednak brać moich określeń [odległości] jako prawd wiary) widać inny dom pośród pól – piękniejszy bo z tarasem, którego ten nie ma. Dalej za domem jest zagajnik z drzew oliwnych i innych, po części ogołoconych. Niektóre drzewa posiadają liście, zasłaniające widok.

Piotr z bratem [Andrzejem] i Janem pracują aktywnie, aby zamieść podwórko i izby, uporządkować posłania, zaczerpnąć wody. Piotr krząta się też wokół studni, by wyregulować i umocnić liny w celu lepszego i wygodniejszego czerpania wody. Obok nich dwóch kuzynów Jezusa pracuje z młotkiem i pilnikiem w ręku, przy zamkach i oknach. Jakub, syn Zebedeusza, pomaga im, posługując się piłą i siekierą jak pracownik w zbrojowni.

W kuchni Tomasz jest bardzo zajęty. Wydaje się zawodowym kucharzem, tak potrafi regulować ogień i płomień i oczyścić szybko jarzyny, które piękny Judasz raczył przynieść z sąsiedniej wioski. Chodzi chyba o wioskę niezbyt znaczącą, bo Judasz wyjaśnia, że robi się tam chleb tylko dwa razy w tygodniu i że w tym dniu go nie ma.

Piotr słucha go i mówi: «Zrobimy podpłomyki na ogniu. Tam jest mąka. Szybko, zrzucaj ubranie i rób ciasto, a ja się potem zajmę wypiekiem. Umiem to robić.»

Nie mogę powstrzymać się od śmiechu, widząc Iskariotę tak upokorzonego, w podkoszulku, mieszającego mąkę z wodą. Obsypuje się nią obficie. Nie ma Jezusa, Szymona, Bartłomieja, Mateusza i Filipa.

«Dziś jest najtrudniej – odpowiada Piotr gderającemu Judaszowi z Kariotu. – Ale jutro pójdzie lepiej, a na wiosnę będzie bardzo dobrze...»

«Na wiosnę? Czy tu na zawsze zostaniemy?» – pyta przerażony Judasz.

«Czemu nie? Czy to nie jest dom? Jeśli będzie padać, nie zmokniemy. Jest woda pitna. Nie brak żywności. I czegóż więcej pragniesz? Mnie tu jest bardzo dobrze. A poza tym nie czuję smrodu faryzeuszy i ich towarzyszy...»

«Piotrze, chodź, podnieśmy sieci» – mówi Andrzej, wyprowadzając brata na zewnątrz przed wybuchem sprzeczki pomiędzy nim a Iskariotą.

«Ten człowiek nie może na mnie patrzeć!» – wykrzykuje Judasz.

«Nie. Nie możesz tak mówić. Jest taki wobec wszystkich. Ale jest dobry. To ty jesteś zawsze niezadowolony» – odpowiada Tomasz, który, przeciwnie, zawsze jest w dobrym nastroju.

«To dlatego, że wyobrażałem sobie coś innego...»

«Mój Kuzyn nie przeszkadza ci odejść do tego czegoś innego – mówi spokojnie Jakub, syn Alfeusza. – Sądzę, że wszyscy, przez głupotę, wyobrażaliśmy sobie, że pójście za Nim będzie czymś innym. Ale to dlatego, że mamy twardy kark i jesteśmy bardzo pyszni. On nigdy nie krył przed nami niebezpieczeństw ani trudu związanego z pójściem za Nim.»

Judasz mruczy coś przez zęby. Juda Tadeusz pracuje przy kuchennej półce. Chce zrobić z niej małą szafkę. Odpowiada mu: «Mylisz się. Nie masz racji, nawet gdy się weźmie pod uwagę zwyczaj. Każdy Izraelita musi pracować. I pracujemy. Czyżby praca ci tak ciążyła? Ja nie czuję tego, bo – kiedy jestem z Nim – nie odczuwam już zmęczenia.»

«Ja też się na nic nie skarżę. Cieszy mnie, że teraz jestem tu, całkiem jak w rodzinie» – mówi Jakub, syn Zebedeusza.

«Dokonamy tu cudów!...» – zauważa ironicznie Judasz z Kariotu.

«Ale czego ty właściwie chcesz? Czego się spodziewasz? – pyta wybuchając Tadeusz. – Dworu satrapy? Nie pozwolę krytykować tego, co robi mój Kuzyn. Zrozumiałeś?»

«Uspokój się, bracie! – mówi Jakub, syn Alfeusza. – Jezus nie chce sporów. Mówmy jak najmniej, a róbmy jak najwięcej. To będzie o wiele lepsze dla wszystkich. Zresztą, jeśli Jemu nie uda się zmienić serc... to czy ty masz nadzieję zrobić to swoimi słowami?»

«Serce, którego nie można zmienić, to moje, co?» – mówi Iskariota agresywnie.

Jakub nie odpowiada. Wkłada ćwiek między zęby i przybija deski z taką energią, że narzekania Judasza giną w hałasie.

Mija jakiś czas. Wraca Izaak razem z Andrzejem. Pierwszy z jajkami i koszykiem pełnym bochnów jeszcze gorących i drugi – z rybami w koszu.

«Proszę – mówi Izaak – to posyła zarządca. Pyta, czy nie brak czegoś. Otrzymał takie polecenie.»

«Widzisz, że nie umrzemy z głodu! – mówi Tomasz do Iskarioty. Potem dodaje: – Daj mi ryby, Andrzeju. Jakie piękne! Ale jak się je przygotowuje?... Tego nie potrafię zrobić.»

«Ja o to zadbam – mówi Andrzej. – Jestem rybakiem.»

Zabiera się w kącie do przyrządzania jeszcze żywych ryb.

«Nauczyciel właśnie nadchodzi. Obszedł okolice i wioski. Zobaczycie, że zaraz tu będzie. Uleczył już chore oczy. A ponadto ja przebiegłem te wioski i ludzie są poinformowani...»

«O, oczywiście! Ja, ja!... Wszystko pasterze... My porzuciliśmy – a przynajmniej ja – spokojne życie i uczyniliśmy to i tamo, ale to się nie liczy...»

Izaak patrzy, zdziwiony, na Iskariotę... ale, roztropnie powstrzymuje się od odpowiedzi. Inni również milczą... lecz [odczuwa się] wewnętrzne wrzenie.

«Pokój niech będzie z wami wszystkimi.»

Jezus staje na progu, uśmiechnięty, dobry. Można by powiedzieć, że słońce świeci jaśniej, odkąd się pojawił.

«Ale dzielni! Wszyscy przy pracy! Mogę ci pomóc, kuzynie?»

«Nie, odpocznij, skończyłem.»

«Jesteśmy obładowani jedzeniem. Wszyscy chcieli coś dać. Gdyby wszyscy ludzie mieli serca pokornych!» – mówi Jezus trochę smutny.

«O! Mój Nauczycielu! Niech Bóg Cię błogosławi!»

To Piotr wchodzi z wiązką chrustu na plecach i, nie odkładając go, pozdrawia swego Jezusa.

«Również ciebie niech Pan błogosławi, Piotrze. Dobrze pracowaliście!»

«Będziemy jeszcze pracować w wolnych chwilach. Mamy dom wiejski!... a trzeba nam zrobić z niego Eden. W międzyczasie poprawiłem studnię, aby było widać w nocy, gdzie się znajduje, i abyśmy byli pewni, że nie stracimy konwi, kiedy je spuszczamy. A potem... Widzisz pracę Twoich dzielnych kuzynów? Wszystko to trzeba [zrobić,] aby żyć dłużej w jednym miejscu. Ja, rybak, nie umiałbym tego. Oni są naprawdę dzielni. Także Tomasz. Mógłby być głównym kucharzem na dworze Heroda. Judasz też jest dzielny. Zrobił wspaniałe podpłomyki...»

«...i niepotrzebne. Mamy chleb» – odpowiada Judasz. Jest w złym humorze. Piotr patrzy na niego. Czekam na ostrą odpowiedź, ale Piotr potrząsa głową, rozsypuje gorący popiół i rozkłada na nim podpłomyki.

«Wszystko będzie gotowe» – mówi Tomasz śmiejąc się.

«Czy będziesz dziś nauczał?» – pyta Jakub, syn Zebedeusza.

«Tak, między szóstą i siódmą godziną. Wasi towarzysze to zapowiedzieli. Jedzmy więc bez ociągania.»

Jeszcze chwila i potem Jan kładzie chleb na stole, przygotowuje taborety, przynosi kubki i amfory. Tomasz przynosi gotowane jarzyny i pieczone ryby. Jezus, na centralnym miejscu, ofiaruje i błogosławi. Dzieli. Wszyscy jedzą z apetytem.

Jeszcze jedzą, kiedy na podwórko przychodzą jacyś ludzie. Piotr podnosi się i idzie do drzwi: «Czego chcecie?»

«Czy Rabbi tu naucza?»

«Będzie nauczał, ale teraz je, bo on też jest człowiekiem. Usiądźcie tam i poczekajcie.»

Mała grupa odchodzi pod wiejską szopę.

«Wkrótce nadejdzie wiatr i będzie często padać. To dlatego będzie można dobrze wykorzystać tę pustą stodołę. Dobrze ją wyczyściłem. Żłób będzie służyć do siedzenia...»

«Nie rób głupich żartów – mówi Judasz – Rabbi to rabbi.»

«Jakich żartów? Jeśli urodził się w szopie, będzie mógł przemawiać ze żłobu!»

«Piotr ma rację, ale proszę was, miłujcie się!» – Jezus wydaje się zmęczony wypowiadając te słowa.

Kończą jeść i Jezus zaraz wychodzi do małej grupki.

«Poczekaj, Nauczycielu! – krzyczy za Nim Piotr – Twój kuzyn zrobił Ci taboret, bo ziemia jest od spodu wilgotna.»

«Nie trzeba. Wiesz dobrze, że przemawiam stojąc. Ludzie chcą Mnie widzieć i Ja chcę ich widzieć. Raczej.... zróbcie stołki i nosze. Może przybędą chorzy... To będzie użyteczne.»

«Zawsze myślisz o innych, dobry Nauczycielu!» – mówi Jan i całuje Mu rękę.

Jezus udaje się z trochę smutnym uśmiechem w stronę małej grupy. Uczniowie idą z Nim. Piotr, który jest właśnie z boku Jezusa, przyciąga Go do siebie i szepcze cicho: «Za murem jest ta kobieta z zasłoniętą twarzą. Widziałem ją. Jest tam od rana. Szła za nami od Betanii. Trzeba ją przegonić lub zostawić?»

«Zostaw ją, już powiedziałem.»

«Ale jeśli ona jest szpiegiem, jak mówi Iskariota?»

«Nie, nie jest. Zaufaj temu, co Ja ci mówię. Zostaw ją. Nic nie mów pozostałym. Zachowaj tajemnicę.»

«Milczałem [o tym], bo pomyślałem, że tak będzie lepiej...»

«Pokój wam, którzy szukacie Słowa...» – zaczyna Jezus. Odchodzi w głąb korytarza, mając za Sobą mur domu. Mówi powoli do dwunastu osób siedzących na ziemi lub opartych o kolumny ogrzane listopadowym słońcem.

«Człowiek popada w błąd, kiedy rozmyśla nad życiem i śmiercią i kiedy posługuje się tymi dwoma pojęciami. Nazywa “życiem” czas, gdy – zrodzony przez matkę - zaczyna oddychać, odżywiać się, poruszać, myśleć, działać. “Śmiercią” nazywa chwilę, w której przestaje oddychać, jeść, poruszać się, myśleć, pracować i kiedy zamienia się w zwłoki – zimne i niewrażliwe, gotowe do złożenia w łonie grobu. A to nie jest dokładnie tak. Pragnę dać wam zrozumieć, czym jest “życie”, wskazać dzieła właściwe dla życia.

Życie nie jest [samym tylko] istnieniem. Istnienie nie musi być życiem. Latorośl przyczepiona do tej kolumny istnieje, a nie ma życia, o którym mówię. Ta becząca owieczka - przywiązana do drzewa, tam dalej – również istnieje, ale nie ma życia, o którym mówię. Życie, o którym mówię, nie zaczyna się wraz z istnieniem [cielesnym] i nie kończy się równocześnie ze [śmiercią] ciała. Życie, o którym mówię, nie ma początku w łonie matki: zaczyna się, kiedy w Myśli Bożej rodzi się stworzona dusza, by zamieszkać w ciele. [Nadprzyrodzone życie duszy] ginie, gdy je zabija grzech.

Najpierw człowiek jest tylko nasieniem, które się rozwija, zasiewem ciała, a nie glutenu lub miękiszu, jak to jest w przypadku zboża lub owocu. Na samym początku to jakby tylko formujące się zwierzę, kiełek, [który bez duszy] nie różniłby się od embrionu zwierzęcego – na przykład od tego, który teraz wzrasta w łonie tamtej owieczki. Ale od chwili kiedy w to ludzkie poczęcie wniknęła część bezcielesna – najpotężniejsza jednak w swej bezcielesności, zdolna wznosić [ciało] na wyższy poziom – oto wtedy ten niby zwierzęcy kiełek istnieje nie tylko z biciem [cielesnego] serca, ale “żyje” według Myśli Stworzyciela i jest człowiekiem stworzonym na obraz i podobieństwo Boże, jest dzieckiem Boga, przyszłym mieszkańcem Nieba. Zamieszka tam jednak, jeśli życie [nadprzyrodzone] będzie [w nim] trwało. Człowiek bowiem może istnieć i - przy zachowanym wyglądzie ludzkim - nie być już człowiekiem, lecz grobem, w którym życie [nadprzyrodzone] się rozpada.

Dlatego też mówię: “Życie nie zaczyna się wraz z zaistnieniem [ciała] i nie kończy się, kiedy ono ginie.” Życie zaczyna się przed narodzeniem. Życie nie ma już końca, gdyż dusza nie umiera, to znaczy nie unicestwia się. [Jeśli umiera, to] umiera tylko dla swego przeznaczenia, którym jest Niebo, a żyje dla swej kary. Umiera dla tego szczęśliwego losu, gdy umiera dla Łaski. Życie to – dotknięte gangreną śmierci swego przeznaczenia - trwa przez wieki potępienia i udręk. Zachowane zaś życie [nadprzyrodzone] osiąga [po śmierci] swą pełnię, staje się wieczne, doskonałe i szczęśliwe jak jego Stwórca.

Czy mamy obowiązki wobec życia? Tak. Ono jest darem Bożym. Należy używać i zachowywać troskliwie każdy dar Boży, bo to rzecz tak święta jak jej Dawca. Czy poniewieralibyście podarunkiem króla? Nie. On przekazuje spadkobiercom i dziedzicom spadkobierców jakby chwałę rodziny. Dlaczego więc poniewierać darem Bożym? A jak należy się posługiwać tym darem Bożym i zachowywać go? Jak utrzymać przy życiu rajski kwiat duszy, by zachować go dla Nieba? Jak dojść do “życia” ponad i poza istnieniem?

Co do tego Izrael ma jasne prawa i należy je tylko zachowywać. Izrael ma proroków i sprawiedliwych, którzy dają przykład i pouczenie, jak zachowywać prawa. Również teraz Izrael ma swych świętych. Izrael nie może, nie powinien więc się pomylić. Ja widzę jednak plamy w sercach i wszędzie martwe duchy. Mówię więc wam: czyńcie pokutę; otwórzcie wasze dusze na Słowo; wprowadzajcie w czyn niezmienne Prawo. Umacniajcie wyczerpane, obumierające w was “życie”. Jeśli ono jest już martwe, przyjdźcie do Życia Prawdziwego – do Boga. Płaczcie nad waszymi grzechami. Wołajcie: “Litości!” Podnoście się jednak. Nie bądźcie żywymi umarłymi, żebyście nie zostali jutro wydani na wieczne cierpienie. Nie będę do was mówił o innych rzeczach, jak tylko o sposobie odzyskania lub zachowania życia. Ktoś inny powiedział wam: “Czyńcie pokutę. Oczyśćcie się z nieczystego ognia pożądliwości, z błota waszych grzechów.” Ja wam powiadam: biedni przyjaciele, rozważmy wspólnie Prawo. Usłyszmy w nim na nowo ojcowski głos Boga Prawdziwego. A potem prośmy razem Wiecznego mówiąc: “Niech Twoje miłosierdzie zstąpi na nasze serca”.

Teraz trwa ponura zima. Wkrótce będzie wiosna. Martwy duch jest smutniejszy niż ogołocony mrozem las. Ale jeśli pokora, pragnienie, pokuta i wiara przenikną was - jak [słońce przenika] las na wiosnę - życie powróci do was. Wtedy zakwitniecie dla Boga, by przynieść jutro – w dniu jutrzejszym trwającym przez całe wieki – owoc wieczny prawdziwego życia.

Przyjdźcie do Życia! Przestańcie jedynie “istnieć”, a zacznijcie “żyć”. Śmierć wtedy nie będzie “końcem”, lecz początkiem bezmiernej radości, bez znużenia. Śmierć będzie tryumfem tego, co żyje przed ciałem, i tryumfem ciała, które zostanie powołane do zmartwychwstania wiecznego, aby uczestniczyć w tym Życiu. Przyrzekam je w imię Boga Prawdziwego tym wszystkim, którzy będą chcieli życia dla swych dusz, depcząc zmysły i pożądliwości, by cieszyć się wolnością dzieci Bożych.

Idźcie. Każdego dnia o tej samej godzinie będę mówił o odwiecznej prawdzie. Pan niech będzie z wami.»

Ludzie odchodzą powoli z licznymi komentarzami. Jezus powraca do małego samotnego domu.


   

Przekład: "Vox Domini"