Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

83. JEZUS ROZMAWIA Z NIKODEMEM

W NOCY W GETSEMANI

[por. J 3,1-21]

Napisane 24 lutego 1945. A, 4568-4588

Jezus wraz ze Swoimi uczniami spożywa wieczerzę w kuchni małego domku w oliwnym ogrodzie. Rozmawiają o wydarzeniach dnia. Jednak jest to inny dzień niż ten, który został opisany poprzednio. Zauważam, że mówi się o innych faktach, wśród których jest uzdrowienie pewnego trędowatego, jakie miało miejsce przy grobach na drodze do Betfage.

«Był tam również jakiś centurion rzymski – mówi Bartłomiej. I dodaje: – Spojrzał i zapytał mnie z konia: “Człowiek, za którym idziesz, robi często podobne rzeczy?” Na moją twierdzącą odpowiedź wykrzyknął: “A więc jest większy niż Eskulap i stanie się bogatszy niż Krezus!”. Odpowiedziałem: “W oczach świata zawsze będzie ubogi, bo nie otrzymuje, lecz daje i pragnie tylko dusz, aby je doprowadzić do Prawdziwego Boga.” Centurion popatrzył na mnie bardzo zdziwiony, potem spiął konia ostrogą i odjechał galopem.»

«Była również jakaś rzymska dama w lektyce. Opuściła zasłonę, lecz zerkała na zewnątrz. Widziałem to» – mówi Tomasz.

Odzywa się Jan: «Tak. Była na początku łuku drogi. Dała polecenie, by się zatrzymano, gdy trędowaty krzyknął: “Synu Dawida, zmiłuj się nade mną!” Zasłona była przesunięta i widziałem, że patrzyła na Ciebie używając drogocennej lupy. Uśmiechała się ironicznie. Kiedy jednak zobaczyła, że samym tylko nakazem go uzdrowiłeś, wtedy zawołała mnie i zapytała: “Czy to jest Ten, którego uważają za prawdziwego Mesjasza?” Odpowiedziałem, że tak, a ona zapytała: “Jesteś z Nim?” A potem zapytała mnie: “Czy On jest naprawdę dobry?”»

«Zatem widziałeś ją. Jaka ona była?» – pyta Piotr i Judasz.

«No... kobieta...»

«Ale odkrycie!» – mówi Piotr, śmiejąc się.

A Iskariota kontynuuje: «Ale czy była piękna, młoda, bogata?»

«Tak. Wydaje mi się, że była młoda i również ładna. Ale patrzyłem ciągle w stronę Jezusa, bardziej niż w jej stronę. Chciałem widzieć, czy Nauczyciel rusza w drogę...»

«Głupiec!» – szepcze Iskariota przez zęby.

«Dlaczego? – pyta Jakub, syn Zebedeusza, broniąc Jana. – Mój brat nie jest Ganimedesem poszukującym przygód. Odpowiedział z grzeczności, lecz nie uchybił swej pierwszej zalecie.»

«Jakiej?» – pyta Iskariota.

«Zalecie ucznia, zachowującego dla Nauczyciela swą jedyną miłość.»

Judasz spuszcza głowę, nadąsany.

«Poza tym... to nie dobrze, żeby was widziano, jak rozmawiacie z Rzymianami – mówi Filip. – Już nas oskarżają, że jesteśmy Galilejczykami i że z tego powodu jesteśmy mniej “czyści” niż Judejczycy. I z powodu urodzenia. Oskarżają nas o to, że przebywamy często w Tyberiadzie, będącej miejscem spotkań pogan, Rzymian, Fenicjan, Syryjczyków... Dalej... jeszcze... o! O ileż rzeczy jeszcze nas oskarżają!...»

«Jesteś dobry, Filipie. Okrywasz zasłoną to, co twarde w prawdzie, którą wypowiadasz. Bez osłony, prawda jest taka: o ileż rzeczy Mnie oskarżają» – mówi Jezus, który dotąd milczał.

«W gruncie rzeczy nie są całkiem w błędzie. Zbyt wiele kontaktów z poganami» – mówi Iskariota.

«Sądzisz, że tylko poganie nie mają prawa mojżeszowego?» – pyta Jezus.

«A kto jeszcze?»

«Judaszu!... Czy możesz przysiąc na naszego Boga, że nie masz pogaństwa w sercu? A potem przysiąc, że najbardziej widoczni Izraelici są od niego wolni?»

«Cóż, Nauczycielu... o innych nic nie wiem... jednak... mogę zapewnić o tym, co się odnosi do mnie.»

«Według ciebie co to jest pogaństwo?» – pyta dalej Jezus.

«To iść za religią, która nie jest prawdziwa, adorować bogów...» – wyjaśnia żywo Judasz.

«Jakich bogów?»

«Bogów Grecji, Rzymu, Egiptu... w ogóle bogów o tysiącach imion... istoty wymyślone, które według pogan zaludniają ich Olimp.»

«Czy nie ma innych bogów? Tylko bogowie Olimpu?»

«A jacy jeszcze? Czyż już ci nie są dość liczni?»

«Dość liczni. Tak, są dość liczni. Ale są jeszcze inni. Na ich ołtarzach wszyscy ludzie przychodzą palić kadzidło – nawet kapłani, uczeni w Piśmie, rabini, faryzeusze, saduceusze, zwolennicy Heroda... wszyscy z Izraela, prawda? Nie tylko oni, ale nawet Moi uczniowie.»

«O, co to to nie!» – stwierdzają wszyscy jednomyślnie.

«Nie? Przyjaciele... Kto z was nie ma jednego lub wielu ukrytych kultów? Dla jednego jest nim piękno i elegancja. Dla innego – pycha swej wiedzy. Dla jeszcze innego – nadzieja na [osiągnięcie] ludzkiej wielkości. Jeszcze inny adoruje kobietę. Inny – pieniądz... Inny pada na twarz przed swą wiedzą... i tak dalej. Zaprawdę, powiadam wam, że nie ma człowieka, który nie zostałby naznaczony bałwochwalstwem. Jakże więc ktoś [może] gardzić tymi, którym przypadło być poganami, skoro sam – choć należy do Prawdziwego Boga – zostaje poganinem z własnej woli?»

«Ależ jesteśmy tylko ludźmi, Nauczycielu!» – krzyczy wielu.

«To prawda. Ale... miejcie w takim razie miłość do wszystkich. Ja bowiem przyszedłem do wszystkich, a wy nie jesteście więksi ode Mnie.»

«Tymczasem oni nas oskarżają i przeszkadzają Ci w misji.»

«Ona będzie mimo wszystko postępować naprzód.»

Piotr siedzi przy Jezusie i jest z tego powodu bardzo szczęśliwy, i dobry, dobry... Mówi:

«Co do kobiet... Od kilku dni – a nawet odkąd mówiłeś po raz pierwszy w Betanii, po powrocie z Judei – pewna kobieta z całkowicie zakrytą twarzą nie przestaje podążać za nami. Nie wiem właściwie, jak ona to robi, że zna nasze zamiary. Wiem, że z tyłu w tłumie ludzi – którzy słuchają Cię, jeśli nauczasz – lub za ludźmi udającymi się za Tobą, gdy idziesz, lub za nami, kiedy idziemy zapowiedzieć Cię w wioskach, ona prawie zawsze tam jest. Za pierwszym razem, w Betanii, wyszeptała zza zasłony: “Człowiek, który będzie nauczał, to na pewno Jezus z Nazaretu?” Powiedziałem jej, że tak. Wieczorem była za pniem drzewa, by Cię słuchać. Potem, straciłem ją z oczu. Ale teraz tu, w Jerozolimie, widziałem ją dwa lub trzy razy. Dziś zapytałem: “Potrzebujesz Go? Jesteś chora? Chcesz jałmużny?” Ona ciągle odpowiadała mi: “nie” – kręcąc głową, bo z nikim nie rozmawia.»

Jan mówi: «Któregoś dnia zapytała mnie: “Gdzie Jezus mieszka?” Odpowiedziałem jej “W Getsemni”.»

«Brawo, głupcze! – mówi wściekły Judasz. – Nie należało [tego robić]. Miałeś jej powiedzieć: “Opuść zasłonę. Daj się poznać, a powiem ci”.»

«A od kiedy mamy wymagać czegoś takiego!?» – wykrzykuje Jan, prosty i niewinny.

«Innych widzimy. Ta jest cała pozakrywana. To może być szpieg lub jakaś trędowata. Nie powinna chodzić za nami i nie powinna nic wiedzieć. Jeśli jest szpiegiem, to po to, by nam zaszkodzić. Może opłaca ją Sanhedryn, żeby nas śledziła...»

«O, Sanhedryn posługuje się takimi sposobami? – pyta Piotr. – Jesteś tego pewien?»

«Absolutnie pewien. Należałem do Świątyni i wiem.»

«Coś takiego! – komentuje Piotr. – Pasuje więc do nich jak ulał to, o czym przed chwilą mówił Nauczyciel...»

«Co?» – Judasz jest już czerwony ze złości.

«To, że pośród kapłanów też są poganie.»

«Cóż to ma wspólnego z opłacaniem szpiega?»

«Ma, ma! W dodatku – jak wiele ma to [wspólnego]. Dlaczego płacą? By zwalczyć Mesjasza i zapewnić sobie tryumf. Wznoszą więc sobie ołtarz w brudnej duszy pod zadbanymi szatami» – odpowiada Piotr swoim prostym rozumowaniem.

«A więc – ucina Judasz – krótko mówiąc, ta kobieta jest niebezpieczna dla nas lub dla tłumu. Dla tłumu, jeśli jest trędowata, dla nas, jeśli jest szpiegiem.»

«To znaczy – dla Niego» – odpowiada Piotr.

«Jednak jeśli On upadnie, my upadniemy również...»

«Cha! Cha! – Piotr śmieje się i kończy: – Jeśli się upada, bożek rozpada się na kawałki, ryzykuje się zmarnowaniem czasu i sławy, a może i własną skórą, a więc... Cha! Cha!... a więc lepiej próbować zapobiec Jego upadkowi lub... oddalić się w porę, prawda? Co do mnie, to przeciwnie, popatrz. Przyciskam Go jeszcze mocniej. Jeśli upadnie – pokonany przez zdrajców Boga – pragnę upaść wraz z Nim.»

Piotr obejmuje mocno Jezusa swymi krępymi ramionami.

«Nie sądziłem, że narobię tyle zła, Nauczycielu – mówi bardzo zasmucony Jan, który jest naprzeciw Jezusa. – Uderz mnie, dręcz mnie, ale ocal Siebie. O, biada mi, gdybym stał się przyczyną Twojej śmierci!... o! Nie mógłbym już więcej odzyskać pokoju. Czuję, że moje oblicze rozpłynęłoby się we łzach, a oczy wypaliłyby się od nich. Co ja narobiłem! Judasz ma rację, głupiec ze mnie!»

«Nie, Janie, nie jesteś głupcem i dobrze postąpiłeś. Pozwól jej przychodzić. Zawsze. Szanujcie zasłonę na jej twarzy. Może nałożyła ją, by się bronić w walce między grzechem i jej pragnieniem zbawienia. Czy wiecie, jakie rany dotykają człowieka, kiedy nadchodzi ta walka? Czy znacie jej łzy i zawstydzenie okrywające jej czoło? Powiedziałeś, Janie, drogi synu o sercu dziecięcym i dobrym, że oblicze poorałyby ci niewyczerpane łzy, gdybyś był dla Mnie przyczyną czegoś złego. Ale wiedz, że gdy budzące się sumienie zaczyna dręczyć ciało, które zgrzeszyło – aby je zniszczyć i aby zatryumfował duch – wtedy musi ono nieuchronnie pochłonąć wszystko, co stanowiło powab dla ciała. Wtedy stworzenie starzeje się, wysycha w żarze tego ognia, który je obrabia. Dopiero potem, gdy już pokuta osiąga kres, [stworzenie] przyobleka się w nowe, święte i doskonalsze piękno. Jest to piękno duszy ujawniające się w spojrzeniu, uśmiechu, głosie, podniesionym czole, na które zstąpiło i lśni jak diadem przebaczenie Boże.»

«A więc nie postąpiłem źle?...» [– upewnia się Jan.]

«Nie. Piotr także źle nie postąpił. Zostawcie ją. Teraz niech każdy idzie odpocząć. Ja pozostanę z Janem i Szymonem. Muszę z nimi porozmawiać. Idźcie.»

Uczniowie odchodzą. Być może śpią w pomieszczeniu tłoczni oliwnej. Nie wiem. Odchodzą i zapewne nie idą do Jerozolimy, ponieważ bramy [miasta] są zamknięte od dawna.

«Powiedziałeś, Szymonie, że Łazarz posłał dziś do ciebie Izaaka z Maksyminem, gdy byłem blisko Wieży Dawidowej. Czego chciał?»

«Chciał Ci powiedzieć, że Nikodem jest u niego i chce z Tobą potajemnie rozmawiać. Pozwoliłem sobie powiedzieć: “Niech przyjdzie. Nauczyciel będzie czekał na niego w nocy”. Ty masz tylko noc na samotność. Dlatego powiedziałem: “Odpraw wszystkich oprócz Jana i mnie”. Jan będzie musiał się udać na most na Cedronie, by zaczekać na Nikodema, który przebywa w jednym z domów Łazarza, poza murami. Ja usłużyłem Ci wyjaśnieniem. Czy źle zrobiłem?»

«Dobrze zrobiłeś. Idź, Janie, wykonać swe zadanie.»

Szymon i Jezus pozostają sami. Jezus jest zamyślony. Szymon szanuje Jego milczenie. Jezus przerywa je nagle, jakby kończąc głośno wewnętrzną rozmowę, i mówi:

«Tak, to dobrze tak zrobić. Izaak, Eliasz, inni wystarczą, by zachować żywą myśl – która już nabiera kształtów – wśród dobrych i pokornych. Dla potężnych... są inne środki działania: Łazarz, Chuza, Józef i jeszcze inni... Ale potężni... nie chcą Mnie. Boją się. Drżą o swą potęgę. Odejdę daleko od tego żydowskiego serca, coraz bardziej wrogiego Chrystusowi.»

«Powrócimy do Galilei?»

«Nie, ale [będziemy] z dala od Jerozolimy. Trzeba głosić Dobrą Nowinę w Judei. To też Izrael. A tu, widzisz to... wykorzystuje się wszystko, aby Mnie oskarżyć. Wycofuję się. To już drugi raz...»

«Nauczycielu, oto Nikodem» – mówi Jan wchodząc jako pierwszy.

Wszyscy się witają. Potem Szymon bierze Jana ze sobą i wychodzi z kuchni, pozostawiając ich samych.

«Nauczycielu, wybacz, że chciałem rozmawiać z Tobą w tajemnicy. Obawiam się wielu ludzi, ze względu na Ciebie i na mnie. Moje zachowanie nie wypływa tylko z tchórzostwa. Jest w nim roztropność i pragnienie udzielenia Ci pomocy – większej, niż gdybym należał do Ciebie otwarcie. Masz wielu nieprzyjaciół. Należę do małej liczby tych, którzy tutaj Cię podziwiają. Zasięgnąłem rady Łazarza. Jest on znaczący ze względu na swe pochodzenie. Obawiają się go, bo jest w łaskach Rzymu, sprawiedliwy w oczach Bożych, mądry przez dojrzałość ducha i wykształcenie. Jest Twoim prawdziwym przyjacielem i moim prawdziwym przyjacielem. Dlatego właśnie z nim rozmawiałem i jestem szczęśliwy, że osądził tak samo jak ja. Przekazałem mu ostatnie... spory Sanhedrynu na Twój temat.

«Ostatnie oskarżenia. Powiedz samą prawdę – taką, jaka jest.»

«Ostatnie oskarżenia. Tak, Nauczycielu. Już miałem powiedzieć: “Tak, ja również należę do Jego uczniów”, aby przynajmniej w tym zgromadzeniu był ktoś Tobie przychylny. Jednak Józef podszedł do mnie, powiedział mi po cichu: “Zamilknij. Zachowaj w tajemnicy nasz sposób widzenia. Wyjaśnię ci to potem”. Po wyjściu powiedział mi to. Powiedział tak: “Lepiej [działać] w ten sposób. Jeśli dowiedzą się, że jesteśmy uczniami, ukryją przed nami swe poglądy i decyzje. Przez to będą mogli szkodzić Jemu i nam. Jeśli pomyślą, że tylko Go badamy, nie będą ukrywać swych podstępów”. Zrozumiałem, że ma rację. Oni są tak... źli! Mam jeszcze własne sprawy i obowiązki... i Józef także... Rozumiesz, Nauczycielu.»

«Nie wyrzucam wam niczego. Zanim przyszedłeś, powiedziałem to Szymonowi. Postanowiłem również oddalić się od Jerozolimy.»

«Nienawidzisz nas, bo Cię nie kochamy?»

«Nie. Nie mam w nienawiści nawet nieprzyjaciół.»

«Tak mówisz. Tak, to prawda. Masz rację. Ale co za boleść dla mnie i Józefa! A Łazarz? Co powie Łazarz, który dziś nawet postanowił Ci przekazać, abyś opuścił to miejsce i poszedł do jednej z jego posiadłości w Syjonie. Widzisz? Łazarz jest ogromnie bogaty. Wielka część miasta należy do niego, jak również wiele ziem Palestyny. Ojciec do swego majątku i do majątku Eucherii, z Twego pokolenia i rodziny, dorzucił to, co otrzymał jako wynagrodzenie od Rzymian za wierną służbę, i pozostawił dzieciom znaczny spadek. Jednak najwięcej znaczenia ma potężna – choć ukrywana – przyjaźń z Rzymem. Bez niej któż zdołałby ocalić od zniesławienia cały jego dom, po haniebnym prowadzeniu się Marii, po jej rozwodzie uznanym jedynie dlatego, że to była “ona”, po jej życiu rozwiązłym w mieście, które do niej należy, i w Tyberiadzie – wytwornym domu publicznym, z którego Rzym i Ateny uczyniły miejsce swawolnych schadzek dla bardzo wielu z narodu wybranego? Naprawdę, gdyby Syryjczyk Teofil był prozelitą bardziej przekonanym, nie dałby dzieciom tego hellenizującego wykształcenia, które zabija tak wiele cnót i zasiewa zmysłowość. [Wychowanie to] – wypite i usunięte z organizmu bez następstw przez Łazarza, a szczególnie przez Martę – zaraziło żywiołową Marię, objęło ją i uczyniło z niej hańbę rodziny i Palestyny! Nie... Bez osłaniającej go potężnej łaskawości Rzymu obłożono by ich klątwą bardziej niż trędowatych. Ale ponieważ jest, jak jest, korzystaj z sytuacji.»

«Nie. Oddalam się. Kto Mnie pragnie, przyjdzie do Mnie.»

«Źle zrobiłem, że [o tym] powiedziałem» – Nikodem jest załamany.

«Nie. Zaczekaj i przekonaj się. – Jezus otwiera drzwi i woła: Szymonie! Janie! Chodźcie do Mnie.»

Dwóch uczniów nadbiega.

«Szymonie, powiedz Nikodemowi, o czym ci mówiłem, zanim wszedł.»

«Że pokornym wystarczają pasterze, a potężnym – Łazarz, Nikodem i Józef z Chuzą i że się wycofasz daleko od Jerozolimy, nie opuszczając jednak Judei. To powiedziałeś. Dlaczego każesz mi to powtarzać? Co się stało?»

«Nic. Nikodem bał się, że odchodzę z powodu jego słów.»

«Powiedziałem Nauczycielowi, że Sanhedryn jest wobec Niego coraz bardziej wrogi i że byłoby dobrze, aby się schronił pod opiekę Łazarza. On strzegł twych dóbr, bo ma Rzym za sobą. Strzegłby też Jezusa.»

«To prawda. To dobra rada. Choć Rzym nienawidzi moją grupę, jednak jedno słowo Teofila zachowało mi moją posiadłość w czasie wygnania i trądu. Łazarz jest Ci bardzo oddany, Nauczycielu.»

«Wiem. Ale powiedziałem i zrobię to, co powiedziałem.»

«Zatem utracimy Cię!» [– woła Nikodem.]

«Nie, Nikodemie. Do Chrzciciela przychodzą ludzie z wszystkich grup społecznych. Do Mnie [także] mogą przyjść ludzie wszystkich warstw społecznych i stanów.»

«Przyszliśmy do Ciebie, bo wiemy, że jesteś kimś większym niż Jan.»

«Będziecie mogli nadal przychodzić. Będę samotnym rabbim jak Jan i będę mówił do tłumów spragnionych głosu Boga i zdolnych uwierzyć, że Ja jestem tym Głosem. A inni zapomną o Mnie, o ile potrafią to uczynić.»

«Nauczycielu, jesteś smutny i przygnębiony. Masz rację. Wszyscy słuchają Cię i wierzą w Ciebie, pragnąc bardzo cudu. Nawet pewien dworzanin Heroda – który musiał z pewnością na tym kazirodczym dworze zniszczyć swą dobroć naturalną – i nawet żołnierze rzymscy wierzą w Ciebie. Tylko my ze Syjonu jesteśmy tak twardzi... Ale nie wszyscy. Widzisz to... Nauczycielu, wiemy, że przyszedłeś od Boga, Jego lekarz, i większy nie istnieje. Nawet Gamaliel to mówi. Nikt nie może czynić cudów, które Ty czynisz, jeśli nie ma Boga za sobą. W to wierzą nawet tacy uczeni jak Gamaliel. Jakże się to dzieje, że my nie możemy mieć wiary, którą posiadają mali Izraela? O! Wyjaśnij mi to. Nie zdradzę Cię, nawet jeśli mi powiesz: “Skłamałem dla przydania wartości Moim mądrym słowom pieczęcią, której nikt nie może ośmieszyć”. Czy jesteś Mesjaszem Pańskim? Oczekiwanym? Słowem Ojca, wcielonym dla pouczenia i odkupienia Izraela według Przymierza?»

«Ty stawiasz Mi to pytanie czy też inni posłali cię, abyś je postawił?»

«Ja, ja, Panie. Jestem w zamęcie. W moim wnętrzu trwa zawierucha. Przeciwstawne wichry i głosy, które sobie przeczą. Dlaczego ja, jako człowiek dojrzały, nie mam w sobie tej spokojnej pewności, którą posiada ten oto, prawie analfabeta i taki młody? [Pewności,] która mu kładzie uśmiech na twarz, światło – w oczy, słońce – w serce? Jak wierzysz, Janie, że jesteś tak spokojny? O, synu, naucz mnie twojej tajemnicy: tajemnicy, pozwalającej ci znać, widzieć i rozpoznawać Mesjasza w Jezusie z Nazaretu!»

Jan czerwieni się jak truskawka, potem spuszcza głowę – jakby chciał się wytłumaczyć, że powie rzecz bardzo wielką – i odpowiada prosto: «Kochając.»

«Kochając! A ty, Szymonie, człowieku prawy, stojący na progu starości, wykształcony i tak doświadczony, że skłonny raczej do doszukiwania się we wszystkim podstępu?»

«Rozmyślając» [– odpowiada Szymon Zelota.]

«Kochając! Rozmyślając! Ja też kocham i rozważam, a nie nabrałem jeszcze pewności!» [– wykrzykuje Nikodem.]

Jezus przerywa mu mówiąc: «Ja ci powiem prawdziwą tajemnicę. Oni potrafili się ponownie narodzić – z nowym duchem, wolni od każdego łańcucha, nie skażeni żadną ideą. I to w ten sposób zrozumieli Boga. Jeśli ktoś się nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego ani uwierzyć w jego Króla.»

«Jakże ktoś może narodzić się ponownie, jeśli już jest dorosły? Kiedy człowiek już wyszedł z łona matki, nie może nigdy więcej tam powrócić. Może robisz aluzję do reinkarnacji, w którą wierzy tylu pogan? Ależ nie, Ty nie możesz mieć tego na myśli. Poza tym to nie byłoby ponowne wejście do łona, lecz ponowne przyjście w innym czasie. Nie chodziłoby zatem o ponowne narodzenie się teraz. Więc jak? Jak?» [– pyta Nikodem]

«Jest tylko jedno istnienie dla ciała na ziemi i jedno życie wieczne dla ducha poza tym światem. Nie mówię teraz o ciele i krwi. Mówię o duchu nieśmiertelnym, który – za pośrednictwem dwóch rzeczy – rodzi się ponownie do życia: przez wodę i przez Ducha. Największy jest jednak Duch, bez którego woda jest tylko symbolem. Kto się już obmył wodą, musi się następnie oczyścić dzięki Duchowi. Dzięki Niemu [musi się] zapalić i zajaśnieć, jeśli chce żyć na łonie Boga – tutaj i w wiecznym Królestwie. To, co jest zrodzone z ciała, jest i pozostaje ciałem: najpierw służy jego pragnieniom i grzechom, a potem umiera. To zaś co zrodzone z Ducha jest duchem i żyje powracając do Ducha, który to zrodził i doprowadził do wieku duchowej doskonałości.

Królestwo Niebieskie będzie zamieszkałe tylko przez istoty, które doszły do doskonałego wieku ducha. Nie dziw się zatem, że powiedziałem: “Trzeba się ponownie narodzić”. Oni potrafili się narodzić na nowo. Post zabił ciało i kazał odrodzić się duchowi, kładąc własne ja na stosie miłości. Wszystko, co było materią, zostało spalone. Z popiołów wyrósł nowy kwiat duchowy, cudowny słonecznik, który umie się kierować w stronę Wiecznego Słońca. Starzec przyłożył siekierę uczciwej medytacji do pnia dawnego sposobu myślenia i ściął stare drzewo, pozostawiając tylko kiełek dobrej woli, dzięki której zrodził się jego nowy sposób myślenia. Teraz kocha Boga nowym duchem i widzi Go.

Każdy ma swój sposób, aby dotrzeć do portu. Każdy wiatr odpowiada temu, kto umie posługiwać się żaglem. Słyszycie powiew wiatru i, wykorzystując go, możecie wykonać manewr. Jednak nie potraficie powiedzieć ani skąd przychodzi, ani przywołać takiego [wiatru], jakiego wam potrzeba. Duch przechodząc wzywa, ciągle wzywa. Ale tylko ten, kto jest uważny, potrafi iść za Nim. Dziecko zna głos ojca, a duch, który został zrodzony przez Ducha, zna Jego głos.»

«Jakże się to może stać?»

«Ty, nauczyciel Izraela, Mnie o to pytasz? Nie wiesz tego? Mówi się i daje świadectwo o tym, o czym się wie i co się widziało. Otóż Ja mówię i świadczę o tym, o czym wiem. Jakże będziesz mógł przyjąć kiedykolwiek rzeczy, których nie widziałeś, jeśli nie przyjmiesz świadectwa, które ci daję? Jakże będziesz mógł uwierzyć w Ducha, jeśli nie wierzysz w Słowo Wcielone? Zstąpiłem, aby ponownie wstąpić i wziąć ze sobą tych, którzy są na ziemi. Jeden tylko zstąpił z Nieba: Syn Człowieczy. I jeden wstąpi do Nieba, mając moc otwarcia Niebios: Ja, Syn Człowieczy. Przypomnij sobie Mojżesza. Wywyższył węża na pustyni, by uzdrowić chorych Izraelitów. Gdy Ja zostanę wywyższony, będą uzdrowieni ci, których gorączka grzechu czyni obecnie ślepymi, głuchymi, niemymi, szalonymi, trędowatymi, chorymi. Ci, którzy uwierzą we Mnie, osiągną życie błogosławionych.

Nie spuszczaj głowy, Nikodemie. Nie przyszedłem gubić, lecz zbawiać. Bóg nie posłał Swego Syna Jedynego na świat po to, aby ci, którzy na nim mieszkają, zostali potępieni, lecz aby świat został przez Niego zbawiony. Na świecie znalazłem wszystkie grzechy, wszystkie błędy, wszystkie formy bałwochwalstwa. Ale czy jaskółka, która szybko fruwa ponad pyłem, może sobie zabrudzić pióra? Nie. Ona przynosi na smutne drogi ziemi tylko ślad lazuru, zapach nieba. Rzuca wezwanie, by wstrząsnąć ludźmi i pobudzić ich do podniesienia oczu ponad błoto, by pobudzić ich do podążania za jej lotem prowadzącym ku niebu. Tak jest ze Mną. Przyszedłem was zabrać ze Sobą. Chodźcie!... Ten, kto wierzy w Syna Jedynego, nie podlega sądowi. Jest już zbawiony, bo Syn mówi do Ojca słowa: “Ten Mnie kocha”. Jednak bezużytecznie wykonuje dzieła święte ten, kto nie wierzy. Już jest osądzony, bo nie uwierzył w Imię Jedynego Syna Boga. Jakie jest Moje Imię, Nikodemie?»

«Jezus.»

«Nie. Zbawiciel. Ja jestem Zbawieniem. Ten, kto nie wierzy we Mnie, odrzuca swe zbawienie i już jest osądzony przez Wieczną Sprawiedliwość. A sąd na tym polega: “Światłość została ci posłana, tobie i światu, aby być dla was zbawieniem. Jednak ty i inni ludzie woleliście ciemność niż światło. Wolicie bowiem uczynki złe, do których się przyzwyczailiście, niż dobre czyny, które On wam ukazał. Należało je spełniać, aby stać się świętymi”.

Znienawidziliście Światłość. Złoczyńcy bowiem kochają ciemności, by [móc] popełniać zbrodnie. Uciekliście od Światłości, aby nie ujawniła waszych ukrytych ran. To nie do ciebie [mówię], Nikodemie. Ale taka jest prawda. Kara zaś dla jednostki i dla społeczności będzie proporcjonalna do potępienia.

Do tych, którzy Mnie kochają i wprowadzają w życie przekazywane przeze Mnie prawdy – czyli rodzą się po raz drugi przez narodzenie bardziej realne – mówię, żeby nie obawiali się Światłości, ale przeciwnie, żeby zbliżyli się do Niej. Światłość ta powiększa to światło, przez które byli początkowo oświeceni. To chwała wzajemna, która czyni Boga szczęśliwym w Swych dzieciach, a dzieci – w ich Ojcu. Nie, dzieci Światłości nie obawiają się stanąć w świetle. Przeciwnie, sercem i poprzez czyny mówią: “Nie, nie ja, lecz On – Ojciec, On – Syn, On – Duch dokonali dobra we mnie. Im chwała na wieki”. A z Nieba odwieczny śpiew Trzech kochających się odpowie w Ich doskonałej Jedności: “Tobie błogosławieństwo na wieki, prawdziwy synu [pełniący] Naszą wolę”. Janie, gdy nadejdzie godzina, przypomnij sobie te słowa, by je zapisać. Nikodemie, czy jesteś przekonany?»

«Nauczycielu... tak. Kiedy będę mógł jeszcze z Tobą porozmawiać?»

«Łazarz będzie wiedział, dokąd cię zaprowadzić. Pójdę do niego, zanim stąd odejdę.»

«Odchodzę, Nauczycielu. Pobłogosław Twego sługę.»

«Niech pokój będzie z tobą.»

Nikodem wychodzi z Janem. Jezus zwraca się do Szymona:

«Widzisz dzieło potęgi Ciemności? Rozciąga swą pułapkę jak pająk, łapie na lep i więzi tego, kto nie potrafi umrzeć, żeby narodzić się motylem dostatecznie mocnym, by rozerwać mroki pajęczyny i wydostać się z niej, unosząc na pamiątkę zwycięstwa – jak proporce i sztandary zdobyte na wrogu – jej strzępy, błyszczące na złotych skrzydłach. Umrzeć, by żyć. Umrzeć, by wam dać siłę umrzeć. Idź, Szymonie, odpocząć i niech Bóg będzie z tobą.»


   

Przekład: "Vox Domini"