Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

82. UZDROWIENIE UMIERAJĄCEGO DZIECKA. UPOMNIENIE JEZUSA

Napisane 22 lutego 1945. A, 4558-4567

Oto wnętrze Świątyni. Jezus jest ze Swymi uczniami blisko Świątyni w ścisłym tego słowa znaczeniu, to znaczy [blisko] Miejsca Świętego, gdzie mogą wchodzić tylko kapłani. To bardzo piękny dziedziniec, na który wchodzi się przez atrium, skąd – przez inny, jeszcze bogatszy [dziedziniec] – dochodzi się do wysokiego tarasu. Na nim znajduje się sześcian Świętego... To daremne! Choćbym widziała tysiąc razy Świątynię i choćbym opisywała ją dwa tysiące razy, to i tak – bądź to wskutek złożoności miejsca, bądź to z powodu mojej nieznajomości określeń i niezdolności do wykonania planu – nigdy nie opiszę w pełni tego miejsca pełnego przepychu, stanowiącego labirynt...

Widać ich, jak się modlą. Jest wielu innych Izraelitów – sami mężczyźni, którzy modlą się, każdy oddzielnie. To wczesny wieczór mrocznego listopadowego dnia.

[Słychać] gwar, w którym rozbrzmiewa głos, donośny i pełen niepokoju, pewnego mężczyzny. Przeklina, także po łacinie. Z nim mieszają się przeraźliwe i wysokie głosy Izraelitów. To jak rozgardiasz jakiejś bójki. Przeszywający głos kobiecy krzyczy:

«O! Przepuście go! Mówi, że On go ocali.»

Skupienie okazałego dziedzińca zostało przerwane. Wiele głów zwraca się tam, skąd dochodzą głosy. Judasz Iskariota, który znajduje się tam również z innymi uczniami, odwraca się w tę stronę. Dzięki wysokiemu wzrostowi pojmuje i mówi: «To żołnierz rzymski, który walczy, by wejść. Gwałci, już pogwałcił Miejsce Święte! Straszne!»

Wielu mu wtóruje.

«Pozwólcie mi przejść, żydowskie psy! Tu jest Jezus. Wiem o tym! To Jego chcę spotkać! Nie wiem, jak odpowiedzieć na wasze głupie kamienie. Dziecko umiera, a On je ocali. Odsuńcie się, obłudne hieny...»

Kiedy Jezus zrozumiał, że to o Niego chodzi, natychmiast poszedł w kierunku atrium, gdzie rozpoczął się zamęt. Dochodzi tam i woła:

«Pokój i szacunek dla tego miejsca i dla godziny ofiary.»

«O, Jezu! Witaj! Jestem Aleksander. Odsuńcie się, psy!»

Jezus mówi spokojnie: «Tak, odsuńcie się. Zaprowadzę gdzie indziej tego poganina, który nie wie, czym jest dla nas to miejsce.»

Odsuwają się i Jezus dochodzi do żołnierza, którego pancerz jest zakrwawiony.

«Jesteś ranny? Chodź. Nie można się tu zatrzymywać» – prowadzi go dalej poprzez inny dziedziniec i jeszcze dalej.

«To nie ja jestem ranny. Dziecko... Mój koń, blisko wieży Antonia, wyrwał mi się i je przewrócił. Kopyta otwarły mu głowę. Medyk powiedział: “Nic się nie da zrobić!” To nie z mojej winy... a jednak to przeze mnie się stało i matka rozpacza. Widziałem Cię, jak przechodziłeś... jak tu szedłeś... Powiedziałem: “Medyk – nie, ale On – tak”. Mówiłem jeszcze: “Niewiasto, chodź, Jezus go uzdrowi.” Ci głupcy mnie zatrzymali... i być może dziecko już nie żyje.»

«Gdzie ono jest?» – dopytuje się Jezus.

«Pod tym portykiem, przy piersi matki» – odpowiada żołnierz, którego widziałam już przy Bramie Rybnej.

«Chodźmy.»

Jezus idzie jeszcze szybciej, za Nim Jego uczniowie i pochód ludzi. Na schodach, przy portyku, siedzi udręczona niewiasta. Opiera się o kolumnę, płacząc nad umierającym synkiem. Dziecko ma ziemistą cerę, wargi fioletowawe, usta na wpół otwarte z powodu charczenia charakterystycznego dla rannych w głowę. Opatrunek ściskający głowę jest czerwony od krwi na karku i na czole.

«Ma otwartą głowę z przodu i z tyłu. Widać mózg. W tym wieku głowa jest delikatna, a koń był silny i dopiero co podkuty...» – wyjaśnia Aleksander.

Jezus jest przy kobiecie, która nic nie mówi, bo i ona jest w stanie agonii przy umierającym dziecku. Kładzie jej rękę na głowie.

«Nie płacz, niewiasto – mówi Jezus z całą Swą nieskończoną słodyczą, do jakiej [tylko] On jest zdolny – Miej wiarę. Daj Mi dziecko.»

Niewiasta patrzy na Niego oszołomiona. Tłum obwinia Rzymianina i użala się nad umierającym dzieckiem i jego matką. Aleksander jest rozdarty pomiędzy uczuciem gniewu – z powodu niesprawiedliwych oskarżeń – a uczuciem litości i nadziei.

Kiedy Jezus zobaczył, że kobieta nie potrafi wykonać żadnego gestu, siada obok niej. Pochyla się, bierze w Swe smukłe dłonie małą zranioną głowę, pochyla się jeszcze bardziej, zbliża się do woskowej twarzyczki, tchnie na małą, rzężącą buzię... [Mija] chwila... Potem, między kosmykami włosów osuwających się z czoła, widać niewyraźnie uśmiech. Dziecko prostuje się, otwiera oczy i próbuje usiąść. Matka – obawiając się, że to jego ostatni wysiłek – krzyczy, przyciskając je do serca.

«Pozwól mu chodzić, niewiasto. Mały, chodź do Mnie» – mówi Jezus, siedząc cały czas koło niewiasty. Wyciąga z uśmiechem ramiona do dziecka, które z ufnością rzuca się w Jego objęcia. Płacze, ale nie z powodu bólu, lecz na wspomnienie tego, co się stało.

«Nie ma już konia. Już go nie ma... – mówi Jezus, aby uspokoić dziecko. – Wszystko minęło. Czy jeszcze cię tu boli?»

«Nie. Ale boję się. Boję się!»

«Widzisz, niewiasto, on już się tylko boi. To zaraz minie. Dajcie Mi wodę. Krew i opatrunek go przerażają. Daj jedno z jabłek, Janie... Bierz, maleńki. Jedz. To dobre...»

Przynoszą wodę. To żołnierz Aleksander przynosi ją w swoim hełmie. Jezus zabiera się do odwinięcia bandażu. Aleksander i matka mówią: «Nie! On powraca do życia... ale głowa jest otwarta!...»

Jezus uśmiecha się i zdejmuje opatrunek. Jeden, dwa, trzy... osiem zwojów. Zdejmuje zakrwawiony materiał. Od środka czoła do karku, po prawej stronie, pomiędzy włosami dziecka znajduje się skrzepnięta, jeszcze wilgotna krew. Jezus moczy opatrunek i przeciera.

«Ależ pod spodem jest rana, jeśli oderwiesz skrzep, znowu będzie krwawić!» – upiera się Aleksander.

Matka zamyka oczy, aby tego nie widzieć. Jezus myje, myje, myje... Skrzep się odrywa... i włosy są już czyste. Są wilgotne, lecz nie ma żadnej rany. Czoło także jest zdrowe. Jest jedynie mały, czerwony ślad tam, gdzie powstała blizna.

Ludzie wydają okrzyki zdziwienia. Kobieta ośmiela się zerknąć i kiedy widzi już nie potrafi się powstrzymać. Rzuca się na Jezusa, całuje Go razem z dzieckiem. Płacze. Jezus wytrzymuje ten wylew [wdzięczności] i potok łez.

«Dziękuję Ci, Jezu – mówi Aleksander. – Cierpiałbym, gdybym zabił to niewinne [dziecko].»

«Byłeś dobry i ufałeś. Żegnaj, Aleksandrze. Wracaj do twojej służby.»

Aleksander odchodzi w chwili, gdy jak cyklon wpadają urzędnicy Świątyni i kapłani.

«Arcykapłan nakazuje Ci, za naszym pośrednictwem, opuścić Świątynię – Tobie i temu pogańskiemu świętokradcy. I to natychmiast! Pogwałciliście ofiarę kadzidła. Ten tu wszedł na miejsce zarezerwowane dla Izraela. To nie pierwszy raz z powodu Ciebie panuje zamęt w Świątyni. Arcykapłan wraz ze Starszymi pełniącymi służbę nakazują Ci więcej tu nie wchodzić. Odejdź i zostań z Twymi poganami.»

«Nie jesteśmy psami. On powiedział: “Jest tylko jeden Bóg, który stworzył żydów i Rzymian”. Jeśli to Jego Dom, a ja jestem Jego stworzeniem, mogę tu wejść i ja» – odpowiada Aleksander, dotknięty pogardą, z jaką kapłani mówią: “poganie”.

«Zamilknij, Aleksandrze, Ja będę mówił» – przerywa mu Jezus, który – ucałowawszy dziecko i oddawszy je matce – wstał. Mówi do grupy osób, które usiłują Go wyrzucić: «Nikt nie może zakazać wiernemu, prawdziwemu Izraelicie – któremu nikt nie może dowieść winy grzechu – modlić się przy Świętym.»

«Ale wyjaśniać Prawo w Świątyni – tak! Przywłaszczyłeś Sobie to prawo, nie mając go i nie prosząc o nie. Kim jesteś? Któż Cię zna? Jak [możesz] przywłaszczać Sobie imię i miejsce, które do Ciebie nie należy?»

Jezus patrzy na nich z pewnością w oczach!... Potem mówi:

«Judaszu z Kariotu, zbliż się.»

Judasz nie wydaje się entuzjastycznie nastawiony do tego zaproszenia. Usiłował ukryć się, gdy nadeszli kapłani i urzędnicy świątynni (nie mają ubiorów wojskowych, więc to pewnie funkcja cywilna). Jednak musi być posłuszny, bo Piotr i Juda Tadeusz wypychają go do przodu.

«Judaszu, odpowiedz – mówi Jezus. – A wy popatrzcie na niego. Znacie go. Należy do Świątyni. Czy go znacie?»

Muszą odpowiedzieć: «Tak.»

«Judaszu, co kazałem ci uczynić, kiedy przemawiałem tu po raz pierwszy? Powiedz o twoim zaskoczeniu i o tym, jak ci odpowiedziałem. Mów i bądź szczery.»

«Powiedział mi: “Wezwij urzędnika pełniącego służbę, abym mógł go poprosić o pozwolenie nauczania.” Powiedział, jak się nazywa, i dał dowody tego, kim jest, i z jakiego rodu pochodzi... Byłem tym zaskoczony, uważając to za zbyteczną formalność, skoro On nazywa Siebie Mesjaszem. A On mi powiedział: “Czynię to co konieczne, a kiedy nadejdzie godzina, przypomnij sobie, że nie uchybiłem brakiem szacunku wobec Świątyni i jej urzędników.” Tak. Tak właśnie powiedział. Muszę to powiedzieć w imię prawdy.»

Judasz na początku mówił niezbyt pewnie, jakby cała sprawa go męczyła. Ale potem – z powodu nagłej zmiany, charakterystycznej dla niego – nabrał pewności siebie, a na końcu stał się niemal arogancki.

«Zaskakujesz mnie, że Go bronisz. Zdradziłeś zaufanie, jakim cię darzyliśmy» – wyrzuca kapłan Judaszowi.

«Nikogo nie zdradziłem. Iluż z was należy do Chrzciciela! Czy z tego powodu są zdrajcami? Należę do Chrystusa. Tak.»

«No dobrze. [Ale] On nie powinien tu przemawiać. Niech przychodzi jako wierny. To dużo jak na przyjaciela pogan, prostytutek i celników...»

«Teraz Mi odpowiedzcie – mówi Jezus surowo, lecz spokojnie – kto ze Starszych pełni służbę?»

«Doras i Feliks – Judejczycy, Joachim z Kafarnaum i Józef z Iturei.»

«Zrozumiałem. Chodźmy. Przekażcie trzem oskarżycielom – bo Iturejczyk z pewnością nim nie jest – że Świątynia nie jest całym Izraelem, a Izrael – całym światem; że jad wężów, choć jest tak trujący, nie pochłonie Głosu Boga ani jego trucizna nie sparaliżuje Moich wędrówek pomiędzy ludźmi, zanim nie nadejdzie godzina. A potem... O! Powiedzcie im, że potem ludzie wymierzą karę oprawcom, a wywyższą Ofiarę, czyniąc z Niej swą jedyną miłość. Idźcie. My też odejdźmy.»

Jezus ubiera ciężki ciemny płaszcz i wychodzi w otoczeniu Swych [uczniów]. Za nimi znajduje się Aleksander, który pozostał na czas dyskusji. Poza murami, blisko Wieży Antonia, mówi:

«Pozdrawiam Cię, Nauczycielu. I przebacz mi, że z mojego powodu udzielono Ci nagany.»

«O! Nie martw się! Oni szukali tylko pretekstu. Znaleźli go. Gdybyś to nie był ty, znalazłoby się coś innego... Wy w Rzymie urządzacie igrzyska w Cyrku z dzikimi zwierzętami i wężami, prawda? Otóż zapewniam cię, że nie ma dzikiego zwierzęcia bardziej okrutnego niż człowiek, który chce zabić drugiego człowieka.»

«A ja Ci mówię, że – służąc Cezarowi – przebiegłem wszystkie regiony rzymskie. Nigdy nie natknąłem się – pomimo tysiąca tysięcy spotkań – na kogoś bardziej boskiego niż Ty. Nie, nasi bogowie nie są tak boscy jak Ty! Są mściwi, okrutni, kłótliwi, fałszywi. Ty jesteś dobry. Ty jesteś naprawdę Człowiekiem, ale nie tylko człowiekiem. Żegnaj, Nauczycielu.»

«Żegnaj, Aleksandrze. Postępuj w Światłości.»


   

Przekład: "Vox Domini"