Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga II - Pierwszy rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
53. JEZUS U PASTERZA JONASZA
NA RÓWNINIE EZDRELOŃSKIEJ
Napisane 26 stycznia 1945. A, 4284-4293
Jezus idzie małą ścieżką, poprzez pola spalone [słońcem], pokryte słomą i [brzmiące] od cykania świerszczy. Ma u Swego boku Lewiego i Jana. Za nimi idą, w małej grupie, Józef, Judasz i Szymon. Jest noc, lecz nie odczuwa się chłodu. Ziemia jest ogniem, który nadal pali, nawet po [zakończonym] upale dnia. Rosa nie może nic zdziałać na tych wysuszonych ziemiach. Wydaje mi się, że zamienia się w parę, zanim dotknie ziemi, tak wielki żar wydobywa się z bruzd i rozpadlin gruntu. Wszyscy milczą, wyczerpani i spoceni. Widzę jednak, że Jezus się uśmiecha. Noc jest jasna, choć księżyc właśnie zachodzi i tylko z lekka widać go na całym wschodzie.
«Myślisz, że on tam będzie?» – pyta Jezus Lewiego.
«Na pewno tam będzie. W tym czasie zboża są sprzątnięte, a nie rozpoczęto jeszcze zbiorów owoców. Wieśniacy zajmują się więc doglądaniem winnic i sadów jabłoniowych, [strzegąc ich] przed złodziejami. Nie oddalają się, szczególnie gdy panowie są tak wymagający jak u Jonasza. Samaria jest całkiem blisko i ci odszczepieńcy, kiedy mogą... o! Chętnie nas łupią – nas, z Izraela. Czyż nie wiedzą, że to słudzy otrzymują potem chłostę? Owszem, wiedzą, lecz nas nienawidzą. Tak to jest.»
«Nie żyw [do nich] urazy, Lewi» – mówi Jezus.
«Nie, jednak zobaczysz, jak z ich winy Jonasz został doprowadzony do choroby przed pięciu laty. Od tego czasu nie śpi w nocy, bo biczowanie jest okrutną karą...»
«Czy to jeszcze daleko?»
«Nie, Nauczycielu. Popatrz, to tam, gdzie kończy się ta spustoszona ziemia i gdzie znajduje się ta ciemna plama. To sady jabłoniowe Dorasa, twardego faryzeusza. Jeśli pozwolisz, pójdę przodem, aby pokazać się Jonaszowi.»
«Idź» [– odpowiada Jezus.]
«Czy wszyscy faryzeusze są jak on, mój Panie? – pyta Jan. – O, nie chciałbym im służyć! Wolę moją łódź.»
«To łódź kochasz najbardziej?» – pyta Jezus żartobliwie.
«Nie! Ciebie! Łódź kochałem wtedy, gdy nie wiedziałem, czym jest Miłość na świecie» – odpowiada żywo Jan.
Jezus śmieje się z jego porywczości: «Nie wiedziałeś, że jest miłość na świecie? Jakże więc byś się narodził, gdyby twój ojciec nie kochał twojej matki?» – pyta Jezus [dalej] żartując.
«Ta miłość jest piękna, jednak nie pociąga mnie. Ty jesteś moją Miłością. Ty jesteś [jedyną] na tej ziemi Miłością biednego Jana.»
Jezus tuli go do Siebie mówiąc:
«Chciałem usłyszeć to, co mówisz. Miłość pragnie miłości. Człowiek zaś daje i zawsze będzie dawał jej pragnieniu [jedynie] niedostrzegalne krople, podobne do tych, które spadają z nieba, a są tak nieznaczne, że wyparowują jeszcze w powietrzu z powodu letniego upału. Tak samo krople ludzkiej miłości znikają w powietrzu, zabite gorączką ku tak wielu rzeczom. Serce będzie jeszcze je wydzielać... lecz interesy, miłostki, sprawy, pożądliwe pragnienia, tak wiele, wiele rzeczy ludzkich sprawi, że wyparują. I co wzniesie się ku Jezusowi? O! Niewiele! Resztki wszelkich pobudek ludzkiego serca, to co jeszcze może w nim przeżyć: interesowne drżenie serca, by prosić, prosić, prosić, gdy pojawia się potrzeba. Miłość do Mnie, prawdziwa miłość będzie cechą bardzo małej liczby Janów...
Popatrz na kłos, który wyrósł poza właściwą porą roku. Być może [powstał] z ziarna, które upadło w czasie żniw. Potrafiło zrodzić się, wytrwać na słońcu w okresie suszy, wzrosnąć, wydać kłos... Popatrz: kłos jest już uformowany. Na tych opustoszałych polach jedynie on żyje. Wkrótce dojrzałe ziarno wpadnie w glebę, przerywając gładką osłonę, która przytwierdzała je do kłosa. Będzie to miłosierdziem dla ptaków... Albo, dając sto z jednego, wyrosną [nowe kłosy] i – zanim rozpocznie się przedzimowa orka – dojrzeją i nakarmią mnóstwo ptaków udręczonych głodem w tej najsmutniejszej porze roku... Czy widzisz, Mój Janie, czego może dokonać jedno odważne ziarno? Takimi będą nieliczni ludzie kochający Mnie prawdziwą miłością. Już jeden wystarczy, by nasycić głód bardzo wielu. Jeden upiększy okolicę – brzydką, która wcześniej była tylko pustką. Jeden sprawi, że zostanie wzbudzone życie tam, gdzie była śmierć, i ku niemu przyjdą wygłodniali. Będą spożywać ziarno jego mozolnej miłości, a potem – egoistyczni i nieuważni – odejdą gdzie indziej. Jednak – nawet bez ich wiedzy – ziarno to złoży żywotny kiełek w ich krwi, w ich duchu... i powrócą... I dziś, i jutro, i nawet pojutrze, jak mówił Izaak, poznanie Miłości rozwinie się w sercach. Ogołocona łodyga nie będzie już niczym: [może] źdźbłem spalonej słomy, jednak ileż dobra zrodzi się z jej ofiary i jak wielką [otrzyma] nagrodę!»
Jezus – zatrzymawszy się przez chwilę przed mizernym kłosem, zrodzonym na skraju ścieżki, w rowie, który być może w porze deszczowej jest strumykiem – mówił cały czas, słuchany przez Jana. Jan przyjął swą zwyczajną postawę miłującego, pijącego nie tylko słowa, lecz i gesty Umiłowanego. Pozostali [uczniowie], rozmawiający między sobą, nie zauważają tej słodkiej rozmowy. Przybyli właśnie do sadu jabłoniowego. Zatrzymują się i gromadzą. Upał jest tak wielki, że zlani są potem, choć nie mają na sobie płaszczy. Milkną i czekają.
Z mrocznej plantacji, którą oświetla zaledwie jeden promyk księżyca, wyłania się jasna plama: to Lewi, a za nim – ciemny cień.
«Nauczycielu, oto Jonasz.»
«Niech cię ogarnie Mój pokój!» – mówi Jezus, pozdrawiając Jonasza, zanim ten zdążył do Niego podejść.
Jonasz nie odpowiada. Biegnie, rzuca się z płaczem do Jego stóp i całuje je. Kiedy już potrafi mówić, odzywa się: «Jak bardzo na Ciebie czekałem! Jak bardzo! Jakież to było zniechęcające patrzeć, jak upływa życie, nadchodzi śmierć, a ja muszę mówić: “Nie ujrzałem Go!” A jednak cała moja nadzieja nie umierała. Nawet gdy byłem już prawie umarły, mówiłem sobie: “Ona powiedziała mi: ‘Jeszcze Mu będziecie służyć’, a Ona nie mogła mi powiedzieć czegoś, co nie było prawdą. To Matka Emmanuela, a więc nikt bardziej niż Ona nie ma Boga w Sobie. A kto ma Boga, ten wie, co z Boga jest.”»
«Wstań. Ona cię pozdrawia. Była i jest twoją sąsiadką. Mieszka w Nazarecie.»
«Ty! Ona! W Nazarecie? O, gdybym to wcześniej wiedział! W nocy, w miesiącach zimowych mrozów, kiedy wieś śpi i gdy niegodziwi nie mogą niszczyć zbiorów, poszedłbym ucałować wam stopy i powróciłbym ze skarbem mojej pewności. Dlaczego się nie ujawniłeś, Panie?»
«Dlatego, że nie nadeszła godzina. Teraz zaś nadeszła ta godzina. Trzeba umieć czekać. Powiedziałeś: “w miesiącach mrozów, kiedy wieś śpi”. Czyż jednak wtedy [ziemia] nie jest już obsiana? Ja też byłem jak ziarno już zasiane. Widziałeś Mnie w chwili siewu. Potem zniknąłem w ciszy. Była ona konieczna, by wzrosnąć i dojść do czasu żniw, i ukazać się oczom tych, którzy widzieli Mnie jako nowo narodzone Dziecię, i oczom świata. Ten czas nadszedł. Teraz to Dziecię jest gotowe stać się Chlebem dla świata. A przed wszystkimi innymi szukam Moich wiernych i mówię im: “Chodźcie, nasyćcie się Mną.”»
Mężczyzna słucha z uśmiechem, szczęśliwy, i nie przestaje mówić, jakby nieświadomie: «O, to Ty! To rzeczywiście Ty!»
«Umierałeś już? Kiedy?» [– pyta go Jezus.]
«Gdy mnie wychłostano na śmierć, bo okradziono dwie winorośle. Popatrz, jakie rany!»
[Jonasz] zdejmuje ubranie i pokazuje ramiona całe okryte nieregularnymi bliznami.
«Uderzył mnie biczem zakończonym żelazem. Policzył, ile skradziono kiści winogron – poznać to było można po śladach oderwanych gałęzi – i wymierzył mi uderzenie za każdą kiść. Potem zostawił mnie na dworze, na wpół umarłego. Pomogła mi Maria, młoda małżonka mojego towarzysza. Zawsze mi pomagała. Jej ojciec był przede mną zarządcą. Kiedy tu przybyłem, przywiązałem się do tej małej dziewczynki, bo nazywała się Maria. Pielęgnowała mnie. Od dwóch miesięcy jestem już zdrowy. Z powodu upału rany się zakaziły i miałem wysoką gorączkę. Powiedziałem Bogu Izraela: “To nieważne. Daj mi [tylko] ujrzeć Twojego Mesjasza. A to cierpienie jest nieważne. Przyjmij je jako ofiarę. Nigdy nie mogę iść złożyć Ci ofiary. Jestem sługą człowieka okrutnego i Ty wiesz o tym. Nawet na Paschę nie pozwala mi iść przed Twój ołtarz. Weź mnie jako ofiarę, ale daj mi Jego!» [– mówi Jonasz.]
«I Najwyższy cię wysłuchał. Jonaszu, czy chcesz Mi służyć tak, jak czynią to już twoi towarzysze?» [– pyta Jezus.]
«Och! Jak to zrobić?»
«Tak jak oni. Lewi wie [jak]. On powie ci, jak łatwo jest Mi służyć. Ja chcę jedynie dobrej woli.»
«Dałem Ci ją, gdy byłeś zaledwie kwilącym Niemowlęciem. Dzięki temu wszystko zwyciężyłem, tak samo zniechęcenie jak i nienawiść. Tylko... tu nie mogę wiele mówić... Pan kopnął mnie kiedyś, bo zapewniałem uporczywie, że istniejesz. Jednak kiedy on był daleko, wobec ludzi, którym mogłem zawierzyć... O! Opowiadałem o cudzie tej nocy!»
«A teraz opowiadaj o cudzie spotkania ze Mną. Odnalazłem was prawie wszystkich i wszystkich – wiernych. Czy to nie cud? Kontemplowaliście Mnie jedynie z wiarą i miłością, a staliście się sprawiedliwymi w oczach Boga i ludzi.»
«O! Teraz będę miał odwagę! Odwagę! Teraz wiem, że Ty jesteś tam, i mogę mówić: “On tam jest. Idźcie do Niego!...” Ale gdzie [mieszkasz], mój Panie?» [– pyta Jonasz.]
«Wszędzie w Izraelu. Aż do września będę w Galilei. Będę często w Nazarecie i w Kafarnaum i stąd można przyjść do Mnie. Potem... będę wszędzie. Przyszedłem zgromadzić owieczki Izraela.»
«O! Mój Panie, znajdziesz wiele kozłów. Wystrzegaj się wielkich w Izraelu!» [– ostrzega Jezusa Jonasz.]
«Nie uczynią Mi krzywdy, dopóki nie nadejdzie godzina. Ty mów umarłym, śpiącym, żywym: “Mesjasz jest między nami”.»
«Umarłym, Panie?» [– pyta Jonasz.]
«Umarłym duchowo. Inni – ci, którzy umarli w Panu – już radują się z powodu bliskiego uwolnienia z Otchłani. Powiedz umarłym, że Ja jestem Życiem; tym, którzy śpią – że jestem Słońcem wstającym, aby ich wydobyć z uśpienia. Powiedz żyjącym, że Ja jestem Prawdą, której szukają.»
«I uzdrawiasz też chorych? Lewi mówił mi o Izaaku. Czy tylko dla niego, jako Twego pasterza, [uczyniłeś] ten cud, czy też dla wszystkich?»
«Dla dobrych cud jest słuszną nagrodą. Mniej dobrych [cud] ma doprowadzić do prawdziwej dobroci. Wobec złych także czasem [dokonuję cudu], aby nimi wstrząsnąć, aby ich przekonać, że istnieję i że Bóg jest ze Mną. Cud jest darem. Jest to dar dla dobrych. Jednak Ten – który jest Miłosierdziem i który widzi, jak ociężali są ludzie, i że jedynie wydarzenie nadzwyczajne może nimi wstrząsnąć – ucieka się także do tego środka. Wtedy może powiedzieć: “Wszystko dla was uczyniłem i to na nic się nie zdało. Powiedzcie Mi więc wy sami, cóż więcej mam uczynić?”»
«Panie, nie wzgardzisz wejściem do mojego domu? Jeśli zapewnisz mnie, że złodziej nie wejdzie na teren posiadłości, przyjmę Cię i zawołam do Ciebie jeszcze kilka osób, znających Cię z mojego opowiadania. Pan zdeptał nas nogami i rozgniótł jak chwasty. Naszą nadzieję pokładamy jedynie w wiecznej nagrodzie. Jeśli jednak ukażesz się sercom wzgardzonym, będą miały w sobie inną siłę.»
«Idę. Nie obawiaj się o drzewa i winorośle. Potrafisz uwierzyć, że aniołowie będą ich strzegli za ciebie?»
«O, Panie! Widziałem ich, Twoje niebieskie sługi. Wierzę i idę z Tobą z całą pewnością. Błogosławione niech będą te drzewa i winorośle, ogarnięte powiewem lotu anielskich skrzydeł i śpiewem anielskich głosów! Niech będzie błogosławiona ta ziemia, którą uświęcasz Twą stopą! Pójdź, Panie Jezu! Posłuchajcie drzewa i winorośle. Posłuchajcie wioski. Teraz nazwałem Go tym Imieniem, które wam powierzałem dla mego spokoju. Jezus jest tu. Posłuchajcie i niech w waszych gałęziach i konarach zadrżą z radości soki. Mesjasz jest z nami.»
Wszystko kończy się tymi radosnymi słowami.
Tego samego dnia, 26 stycznia 1945, o godzinie 20-tej:
Gdyby to nie był czas godziny policyjnej, wysłałabym na poszukiwanie ojca, tak bardzo sterroryzowało mnie ukazanie się demona: demona we własnej osobie, bez jakichkolwiek kamuflaży. To osobnik bardzo wysoki, szczupły, zadymiony, o niskim i wąskim czole, o ostrych [rysach] twarzy, oczach głęboko osadzonych, o spojrzeniu tak złośliwym, ironicznym i fałszywym, że omal nie wołałam o pomoc. Właśnie modliłam się w ciemnościach mojego pokoju, a Marta była w kuchni. Modliłam się właśnie do Niepokalanego Serca Maryi, kiedy ukazał mi się tuż przy zamkniętych drzwiach. Czarny, a jednak w tych ciemnościach widziałam wszelkie szczegóły jego ciała, nagiego, straszliwego nie z powodu zdeformowania, lecz czegoś ohydnego, wężowo straszliwego, co ulatniało się ze wszystkich jego członków. Nie widziałam ani rogów, ani ogona, ani diabelskich kopyt, ani innych szczegółów, przy pomocy których zwykle się go przedstawia. Jednak cała jego potworność była w jego postawie. Aby wyrazić to, czym on był, musiałabym powiedzieć: Fałsz, Ironia, Okrucieństwo, Nienawiść, Pułapka. To właśnie wyrażała jego osoba, chytra i złośliwa. Kpił sobie ze mnie i znieważał mnie, lecz nie ośmielał się podejść bliżej. Stał jak przygwożdżony do wejścia. Pozostał przez około dziesięć minut i potem odszedł. Na mnie występowały poty – naprzemian: zimne i gorące.
Kiedy, przerażona, pytałam siebie, dlaczego [doszło] do tego spotkania, Jezus powiedział mi: “Ponieważ twardo go odrzuciłaś w podstawowej dla niego sprawie.” (W czasie modlitwy do Maryi coś w kółko kręciło się w moim umyśle... nie wiem, jak to nazwać. To nie był głos, to nie była myśl, to nic nie było, a jednak to “coś” mówiło: “Bez ciebie coś by się tu zdarzyło. Z powodu twoich zasług nie nadeszło. Bo tak jesteś umiłowana przez Boga.” A ja – nie wiedząc, czy robię dobrze czy źle, ale wydawało mi się, że robię dobrze – kiedy to usłyszałam, powiedziałam: “Idź precz, szatanie. Nie kuś mnie. Bo jeśli to Jezus mówi, przyjmuję to. Jednak nikt inny nie może tego mówić, by nie wzrosło moje zadowolenie z samej siebie”.) Dlatego Jezus powiedział mi: “Ponieważ ty twardo go odrzuciłaś w podstawowej dla niego sprawie – w pysze. O! Gdybyż mógł sprawić, że w tym upadniesz! Czy dobrze go widziałaś? Czy nie zauważyłaś, jak jego wygląd – powiedziałbym nawet jego panowanie czy ojcostwo – ujawniają się i przenikają tych, którzy choćby czasowo są na jego służbie? Nie dziw się, jeśli w jakiejś osobie on ukazuje ci się w odpychającym wyglądzie zwierzęcia brudnego i nieczystego, jak potwór nadęty z powodu fermentacji, z powodu kwasu rozwiązłości. Dzieje się tak dlatego, że to nędzne stworzenie jest gnojowiskiem licznych występków i grzechów, jednak grzechami głównymi są w nim grzechy cielesne. Pomyśl o tych wszystkich, którzy w inny sposób sprawili, że poderwałaś się i cierpiałaś. [Pomyśl] o tych, którzy być może tylko przez jedną godzinę byli narzędziami szatana dla dręczenia wiernej duszy, zadawania jej cierpienia, dokuczania. Czy – raniąc cię – nie mieli tego samego wyrazu okrutnej złośliwości, jaką w doskonałym [stopniu] widziałaś w demonie? O! On ukazuje się w tych, którzy mu służą! Jednak nie lękaj się. On nie może uczynić ci nic złego, jeśli zostajesz ze Mną i z Maryją. O! On cię nienawidzi bezmiernie. Jednak jest bezsilny w szkodzeniu tobie. Jeśli nie pozwolisz, by twoja dusza szukała siebie, i jeśli pozostawisz ją pod opieką Mego Serca, jakże będzie ci mógł zaszkodzić?
Zapisz to i również inne mniej ważne wizje, jakie miałaś. Ojciec powinien wszystkie je poznać i nie są one bezcelowe. Wiedz, że nadchodzi czas Mojej wiosny – tej, którą daję Moim wybranym. Fiołki i pierwiosnki przystrajają wiosenne łąki. U Moich przyjaciół dni przygotowania do Męki są usiane udziałem w Moich cierpieniach. Idź w pokoju. Błogosławię cię – by ostatecznie rozproszyć to, co pozostaje z lęku – w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.”