Ewangelia według św. Mateusza |
Ewangelia według św. Marka |
Ewangelia według św. Łukasza |
Ewangelia według św. Jana |
Maria Valtorta |
Księga II - Pierwszy rok życia publicznego |
– POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA – |
10. PIERWSZE SPOTKANIE PIOTRA Z MESJASZEM
(por. J 1,42)
Napisane 13 października 1944. A, 3779-3794
Z duszą przygnębioną zbyt wieloma rzeczami modlę się, by otrzymać odrobinę światła. Trafiam na 12 rozdział Listu do Hebrajczyków i dzięki niemu rzeczywiście odzyskuję siły duchowe. Dodaje mi on energii, by ‘słuchać’. Pod naciskiem tak wielu rzeczy doszłam do stwierdzenia: ‘Nie chcę nic robić. Normalne życie, zwykłe życie za wszelką cenę.’ Jednak widzę, że Ten, który mówi – a wiem, Kim On jest – patrzy na mnie oczyma pełnymi uczucia, co mnie pociąga. Nie potrafię już powiedzieć: ‘Nie chcę’.
Bóg naprawdę jest ogniem, pochłaniającym nawet skłonności naszej ludzkiej natury, gdy ona zdaje się na Niego, na Tego, który do mnie mówi: “Ja cię nie pozostawię ani nie opuszczę.” Chcę znowu powtórzyć z pełną ufnością: “Jesteś moją ucieczką, nie lękam się człowieka. Nie zawiedź, o Boże, mojej nadziei”. O 14.00 widzę [następującą scenę]:
Jezus podąża małą dróżką, ścieżką pomiędzy dwoma polami. Jest sam. Jan podchodzi do Niego dróżką poprzez pola i dochodzi do Niego, przechodząc przez otwór w żywopłocie.
Jan we wczorajszej wizji, jak i w tej dzisiejszej, jest całkiem młody: różowa i pozbawiona zarostu twarz ledwie wyrosłego mężczyzny i jasna tam, gdzie powinien być zarost. Nie ma śladu wąsów ani brody, jedynie różowa karnacja gładkich policzków i czerwone wargi, radosne światło jego pięknego uśmiechu i czystego spojrzenia, nie ze względu na ciemnoturkusowy kolor oczu, lecz przez jasność jego dziewiczej duszy, która przez nie się ujawnia. Włosy ciemnego blondyna, długie i jedwabiste, falują, kiedy szybko idzie, prawie biegnie. Przechodząc przez żywopłot woła: «Nauczycielu!»
Jezus zatrzymuje się i odwraca z uśmiechem.
«Nauczycielu, tak bardzo pragnąłem Cię [spotkać]! Powiedziano mi w domu, w którym się zatrzymałeś, że poszedłeś do wsi... lecz nic więcej. Obawiałem się, że Cię nie zobaczę.»
Jan mówi, pochylony nieco z szacunku. Jednak jest pełen czułej ufności w postawie i spojrzeniu, które kieruje ku Jezusowi. Głowę ma lekko pochyloną na ramię.
«Widziałem, że Mnie szukasz, więc przyszedłem do ciebie.»
«Widziałeś mnie? Gdzie byłeś, Nauczycielu?»
«Byłem tam! – Jezus wskazuje mu grupę oddalonych drzew. Z powodu koloru liści określiłabym je jako drzewa oliwne. – Byłem tam. Modliłem się i rozmyślałem nad tym, co powiem dziś wieczorem w synagodze. Zaraz przerwałem, kiedy cię ujrzałem.»
«Jak mogłeś mnie zobaczyć, skoro z ledwością widzę to miejsce, tak ukryte za wzniesieniem?»
«A jednak! Widzisz, wyszedłem ci na spotkanie, bo cię ujrzałem. Czego oko nie może, tego dokona miłość.»
«Tak, miłość to potrafi. Kochasz mnie więc, Nauczycielu?»
«A ty kochasz Mnie, Janie, synu Zebedeusza?»
«Tak, bardzo, Nauczycielu. Wydaje mi się, że zawsze Cię kochałem. Jeszcze zanim Cię poznałem, już przedtem moja dusza szukała Ciebie, a kiedy Cię ujrzałem, powiedziała mi: ‘Oto Ten, którego szukasz’. W czasie spotkania z Tobą, moja dusza Cię rozpoznała.»
«Jest tak, Janie, jak powiedziałeś. Ja także wyszedłem ci na spotkanie, bo Moja dusza odczuła cię. Jak długo będziesz Mnie kochał?»
«Zawsze, Nauczycielu. Nie chcę nikogo innego kochać prócz Ciebie.»
«Masz ojca, matkę, braci i siostry, masz [przed sobą] życie, a wraz z życiem niewiastę i miłość. Co zrobisz, aby to wszystko dla Mnie opuścić?»
«Nauczycielu... nie wiem... Wydaje mi się – jeśli nie jest pychą mówienie tego – że Twoja szczególna miłość zajmie we mnie miejsce ojca, matki, braci i sióstr, a także niewiasty. Wszystko... Tak, wszystko zostanie zaspokojone, jeśli Ty mnie będziesz kochał.»
«A jeśli Moja miłość przyniesie ci cierpienia i prześladowania?»
«Nie szkodzi, Nauczycielu, jeśli Ty mnie będziesz kochał.»
«A w dniu, w którym będę miał umrzeć...»
«Nie! Jesteś młody, Nauczycielu... dlaczego umrzeć?»
«Dlatego że Mesjasz przyszedł głosić Prawo w jego prawdzie i dokonać Odkupienia. Świat zaś brzydzi się Prawem i nie chce Odkupienia. Dlatego właśnie świat prześladuje wysłańców Boga.»
«Och! Oby tak nie było! Nie zapowiadaj Swej śmierci temu, który Cię kocha!... Jednak jeśli będziesz musiał umrzeć, nadal będę Cię kochał. Pozwól mi Cię kochać.»
Jan patrzy błagalnie. Bardziej pochylony niż przedtem, idzie u boku Jezusa i wydaje się żebrać Jego miłości. Jezus zatrzymuje się. Patrzy na niego. Przenika go głębokim spojrzeniem. Następnie kładzie rękę na jego pochylonej głowie i mówi: «Chcę, abyś Mnie kochał.»
«O, Nauczycielu!» – Jan jest szczęśliwy. Choć jedna łza błyszczy w jego źrenicy, śmieje się mocno zarysowanymi młodzieńczymi ustami. Bierze Boską dłoń i całuje ją, a potem tuli do serca. Idą dalej.
[por. J ] «Powiedziałeś, że Mnie szukałeś...»
«Tak, aby Ci powiedzieć, że moi przyjaciele chcą Cię poznać... i ponieważ tak bardzo chciałem być z Tobą! Przed kilkoma godzinami Cię opuściłem... ale już nie mogłem pozostawać bez Ciebie!»
«Byłeś więc dobrym głosicielem Słowa?»
«Jakub też, Nauczycielu. Mówił o Tobie tak... że ich przekonał.»
«[Mówił] tak, że ten, który się jeszcze sprzeciwiał, został przekonany. Nie był winny. Ostrożność była przyczyną jego powściągliwości. Chodźmy przekonać go całkowicie.»
«On się trochę bał...» [– wyjaśnia Jan]
«Nie! Nie trzeba się Mnie bać! Nie przyszedłem [tylko] do dobrych, lecz w sposób szczególny do tych, którzy są w błędzie. Chcę ich zbawić, a nie potępić. Dla ludzi prawych będę miłosierny.»
«A dla grzeszników?»
«Też. Przez niegodziwców rozumiem tych, którzy są nimi duchowo. Obłudnie sprawiają wrażenie dobrych, a tymczasem są źli. Niegodziwymi są ludzie szukający jedynie własnej korzyści, nawet kosztem bliźniego. Wobec nich będę surowy.»
«O! Więc Szymon może być spokojny, bo jest szczery jak nikt inny!»
«Dlatego Mi się podoba i chcę, aby wszyscy tacy byli.»
«Szymon ma Ci tak wiele do powiedzenia!»
«Posłucham go po przemówieniu w synagodze. Powiadomiłem o tym biednych i chorych, ponadto i bogatych, dobrze się mających. Wszyscy potrzebują Dobrej Nowiny.»
Zbliżają się do miasta. Dzieci bawią się na drodze. Jedno z nich, biegnąc, upadłoby pod nogi Jezusa, gdyby On nie był dość uważny, aby je przytrzymać. Dziecko i tak płacze, jakby mu się coś stało. Jezus mówi, trzymając je za rękę: «Płaczący Izraelita? Cóż więc miało robić tak wiele tysięcy dzieci, które dorosły idąc przez pustynię za Mojżeszem? A jednak Najwyższy – bardziej dla nich niż dla innych – zesłał tak słodką mannę. On kocha niewinnych i czuwa nad tymi małymi ziemskimi aniołkami, nad tymi ptaszkami bez skrzydeł, jak czyni to dla wróbelków fruwających w zagajnikach i nad dachami. Lubisz miód? Tak? To dobrze! Jeśli będziesz dobry, będziesz jadał miód słodszy niż ten, który robią pszczoły.»
«Gdzie? Kiedy?»
«Kiedy po życiu wiernym Bogu, pójdziesz do Niego.»
«Wiem, że jeśli nie przyjdzie Mesjasz, nie pójdę do Niego. Mama powiedziała mi, że teraz my, Izraelici, jesteśmy jak wielu Mojżeszów: umrzemy pragnąc Ziemi Obiecanej. Mama mówi, że będziemy musieli czekać, zanim tam wejdziemy i że jedynie Mesjasz pozwoli nam do niej wejść.»
«Jaki dzielny mały Izraelita! Dobrze, więc powiem ci: kiedy umrzesz, zaraz wejdziesz do Raju, bo wtedy bramy Niebios będą już otwarte przez Mesjasza. Trzeba więc, abyś był dobry.»
«Mamo! Mamo!» – Dziecko wyrywa się z ramion Jezusa i biegnie na spotkanie młodej mamy, powracającej z miedzianą konwią.
«Mamo, nowy Rabbi powiedział mi, że po śmierci zaraz pójdę do Nieba i że będę jadł bardzo dużo miodu... Ale pod warunkiem, że będę dobry. Będę dobry!»
«Oby Bóg tego chciał! Wybacz, Nauczycielu, jeśli Cię zanudzał. On jest bardzo ruchliwy!»
«Niewinność Mnie nie męczy, niewiasto. Niech Bóg cię obdarzy błogosławieństwem. Jako matka wychowujesz dzieci w znajomości Jego Prawa.»
Kobieta rumieni się na tę pochwałę i odpowiada:
«Niech i Ciebie Bóg pobłogosławi!»
Znika wraz ze swoim synkiem.
«Lubisz dzieci, Nauczycielu?» [– pyta Jan.]
«Tak, ponieważ są czyste, szczere, kochające.»
«Czy masz dzieci, Nauczycielu?»
«Nie, mam tylko Matkę, a w Niej jest czystość, szczerość, miłość najświętszych dzieci i równocześnie mądrość, sprawiedliwość oraz moc dorosłych. Wszystko posiadam w Mojej Matce, Janie.»
«I opuściłeś Ją?»
«Bóg jest ponad wszystkim, nawet nad najświętszą z matek.»
«Czy Ją poznam?» [– pyta Jan]
«Poznasz Ją» [– odpowiada Jezus.]
«A czy Ona mnie pokocha?»
«Pokocha cię, bo kocha tych, którzy kochają Jej Jezusa.»
«Nie masz więc braci?»
«Mam kuzynów ze strony małżonka Mojej Matki. Jednak każdy człowiek jest dla Mnie jak brat i to dla wszystkich [ludzi] przyszedłem. Oto jesteśmy przed synagogą. Wchodzę, a ty dołączysz do Mnie z twymi przyjaciółmi.»
Jan odchodzi. Jezus wchodzi do czworokątnego pomieszczenia, wyposażonego zwyczajowo w lampy ustawione w trójkąt oraz w pulpity z rulonami pergaminów. Jest już tłum, który oczekuje i modli się. Jezus także się modli. Tłum [stojących] z tyłu rozmawia o Nim. Jezus kłania się, witając przewodniczącego synagogi. Następnie bierze podany mu przypadkowy rulon. Rozpoczyna czytanie, mówiąc:
«Oto, co Duch chce, abym wam przeczytał. W 7 rozdziale Księgi Jeremiasza napisano: “To mówi Pan Zastępów, Bóg Izraela: Poprawcie postępowanie i wasze uczynki, a pozwolę wam mieszkać na tym miejscu. Nie ufajcie słowom kłamliwym, głoszącym: Świątynia Pańska, świątynia Pańska, świątynia Pańska! Albowiem jeżeli naprawdę poprawicie wasze postępowanie i jeżeli będziecie się kierować wyłącznie sprawiedliwością jeden wobec drugiego, jeśli nie będziecie uciskać cudzoziemca, sieroty ani wdowy i jeśli krwi niewinnej nie będziecie rozlewać na tym miejscu i jeżeli nie pójdziecie za obcymi bogami na waszą zgubę, wtedy pozwolę wam mieszkać ze Mną na tym miejscu w ziemi, którą dałem przodkom waszym od dawna i na zawsze.”
Posłuchajcie, o wy, Izraelici! Oto przychodzę wyjaśnić wam słowa światłości, których wasze zaślepione dusze nie potrafią już ujrzeć ani zrozumieć. Posłuchajcie! Wiele łez spada na ziemię Ludu Bożego. Płaczą starcy pamiętający dawną chwałę. Płaczą dorośli, przygnieceni jarzmem. Płaczą dzieci, nie mając nadziei na ujrzenie przyszłej chwały. Jednak chwała ziemska niczym jest wobec tej chwały, której żaden ciemięzca, ani nawet Mamona lub [czyjaś] zła wola nie mogą wyrwać.
Dlaczego płaczecie? Czyż Najwyższy, który zawsze był dobry dla Swego Ludu, odwrócił spojrzenie w inną stronę i odmawia mu ukazania Swego Oblicza? Czyż nie jest On Bogiem, który rozwarł morze i sprawił, że Izrael przezeń przeszedł? [Czyż nie jest On Bogiem,] który poprowadził go poprzez piaski pustyni i nakarmił; Bogiem, który bronił go przed jego nieprzyjaciółmi? Czyż On, by zapobiec zagubieniu drogi do Nieba, nie dał ich duszom Prawa, jak dał [oczom] ich ciała słup dymu? Czyż [Najwyższy] nie jest tym Bogiem, który osłodził gorzkie wody i sprawił, że spadła manna, gdy byli wyczerpani? Czyż nie jest Bogiem, który chciał dać wam mieszkanie na tej ziemi i zawrzeć z wami przymierze? Czyż nie jest waszym Ojcem, a wy [czy nie jesteście] Jego dziećmi? Dlaczego uderzył was nieprzyjaciel? Wielu spośród was szemrze: “Przecież mamy tu Świątynię!” Nie wystarczy mieć Świątynię i chodzić do niej, by modlić się do Boga.
Pierwsza świątynia jest w sercu każdego człowieka i to tam wznosi się święta modlitwa. Jednakże nie może ona być ‘święta’, jeśli serce się nie poprawia, jeśli nie ulegają zmianie na lepsze obyczaje, uczucia, zasady sprawiedliwości w odniesieniu do ubogich, w odniesieniu do sług, krewnych, w odniesieniu do Boga.
Teraz spójrzcie: widzę bogatych o twardym sercu, którzy dają sowite ofiary na Świątynię, lecz nie potrafią powiedzieć ubogiemu: “Bracie, oto chleb i denar, przyjmij je. [Daję] z serca, nie czuj się więc upokorzony moją pomocą. A we mnie, dar, który ci ofiarowuję, niech nie wywoła pychy.”
Widzę ludzi, którzy modlą się i którzy skarżą się Bogu, że ich natychmiast nie wysłuchuje. Sami zaś, słysząc nieszczęśliwych, czasem nawet spokrewnionych z nimi – którzy mówią: “wysłuchaj nas” – odpowiadają z twardym jak kamień sercem: “Nie”. Widzę, jak płaczecie, bo władca opróżnia waszą kiesę. Jednak wy wysysacie krew z tych, których nienawidzicie, i nie lękacie się [składać] krwawych przysiąg przeciw życiu.
O, ludu izraelski! Nadszedł czas Odkupienia, przygotujcie więc mu w sobie drogi waszą dobrą wolą. Bądźcie uczciwi, dobrzy, miłujcie się wzajemnie. Bogaci niech nie będą pogardliwi; kupcy niech nie oszukują; biedni niech nie zazdroszczą. Wszyscy należycie do jednej rodziny, pochodzicie od jednego Boga. Wszyscy macie to samo powołanie. Nie zamykajcie sobie waszymi grzechami Nieba, które otworzy wam Mesjasz. Jak długo będziecie błądzić? Już teraz nie [błądźcie]. Niech zniknie wszelki błąd.
Proste, dobre i łatwe jest Prawo dla tego, kto stosuje się do dziesięciu przykazań prostych i przepełnionych światłem miłości. Pójdźcie! Ukażę je wam takimi, jakie są: miłość, miłość, miłość. Miłość Boga do was i wasza [miłość] do Boga. Miłość bliźniego. Zawsze miłość, bo Bóg jest Miłością, a dziećmi Ojca są te, które potrafią żyć miłością. Jestem tu dla wszystkich, aby wszystkim dać światło Boże. Oto Słowo Ojca, które stało się dla was pokarmem. Przyjdźcie, skosztujcie, odnówcie życie waszego ducha dzięki temu pokarmowi. Niech zniknie wszelka trucizna. Niech umrze wszelkie cielesne pragnienie.
Otrzymujecie nową chwałę: chwałę wieczną. Wejdą do niej ci, którzy w swych sercach naprawdę będą zgłębiać Prawo Boże. Rozpocznijcie od miłości. Nie ma nic większego. Kiedy będziecie potrafili kochać, będziecie już umieli wszystko i Bóg będzie was kochał, a miłość Boża oznacza Bożą pomoc w każdej pokusie.
Niech błogosławieństwo Boga spocznie na tym, kto zwraca się ku Niemu z sercem pełnym dobrej woli.»
Jezus milknie. Ludzie gawędzą. Zgromadzenie rozprasza się po monotonnym śpiewie licznych hymnów. Jezus wchodzi do małego pomieszczenia. Na progu stoi Jan, Jakub oraz Piotr z Andrzejem.
«Pokój niech będzie z wami – mówi Jezus. Dodaje: – Oto człowiek, który, aby być sprawiedliwym, potrzebuje powstrzymywania się od osądzania, zanim nie zasięgnie informacji, który jednak potrafi uznać szczerze swe błędy. Szymonie, chciałeś się ze Mną zobaczyć? Oto jestem. A ty, Andrzeju, dlaczego nie przyszedłeś wcześniej?»
Dwaj bracia patrzą na siebie zakłopotani. Andrzej szepcze:
«Nie miałem śmiałości.»
Piotr cały czerwony nic nie mówi. Słyszy Jezusa mówiącego do jego brata: «Czy to zło pójść [ze Mną]? Należy jedynie nie mieć śmiałości w czynieniu zła.»
Na te słowa Piotr reaguje szczerze: «To z powodu mnie pozostał. Chciał mnie zaraz zaprowadzić do Ciebie. Ale ja... to ja powiedziałem... Tak, powiedziałem: “Nie wierzę w to”, i nie chciałem. Och! Teraz jest [ze mną] lepiej.»
Jezus uśmiecha się i mówi:
«Ze względu na twą szczerość cię kocham.»
«Ależ ja... ja nie jestem dobry. Nie jestem zdolny uczynić tego, o czym mówiłeś w synagodze. Jestem popędliwy i kiedy ktoś mnie obrazi... Ech! Jestem chciwy i lubię mieć pieniądze... A sprzedając ryby, och! Nie zawsze jestem... nie zawsze jestem uczciwy. I jestem nieuczony. Niewiele mam czasu, aby chodzić za Tobą, by mieć światło. Jak to zrobić? Chciałbym być taki, jak mówisz... ale...»
(por. J 1,42) «To nie trudne, Szymonie. Znasz trochę Pisma? Tak? Pomyśl więc o proroku Micheaszu. Bóg pragnie od ciebie tego, o czym mówi Micheasz. On nie żąda od ciebie, abyś wyrwał sobie serce lub złożył ofiarę z najświętszych uczuć. Nie, On nie prosi cię o to w tym momencie. Pewnego dnia Bóg nie będzie cię musiał o to prosić, a ty sam oddasz to Bogu. W oczekiwaniu na to, że słońce uczyni z ciebie – który jesteś zaledwie kruchym kiełkiem – palmę mocną i wspaniałą, prosi cię na razie o następującą rzecz: o praktykowanie sprawiedliwości, miłości i miłosierdzia, o przyłożenie się do podążania za twoim Bogiem. Dołóż starań, aby to uczynić, a przeszłość Szymona zostanie wymazana. Staniesz się nowym człowiekiem, przyjacielem Boga i Jego Chrystusa. Nie będziesz już Szymonem, lecz Kefasem, solidną Skałą, na której się wesprę.»
«To mi się podoba! Rozumiem. Prawo, to jest to... To jest to... Nie potrafię już go tak zachowywać, jak wykładają je rabini!... Ale tak jak Ty je wyjaśniasz – tak. Wydaje mi się, że to osiągnę. Ty mi pomożesz. Pozostajesz w tym domu? Znam jego właściciela.»
«Zostaję tu, ale pójdę wkrótce do Jerozolimy. Potem będę nauczał w [całej] Palestynie. Po to przyszedłem. Jednak będę tu często przychodził.»
«Przyjdę Cię słuchać. Chcę być Twoim uczniem. Trochę światła pomoże mojej głowie.»
«Twemu sercu, Szymonie, przede wszystkim – twemu sercu. A ty, Andrzeju, nic nie mówisz?»
«Słucham, Nauczycielu.»
«Mój brat jest nieśmiały.»
«Stanie się lwem. Zapada noc. Niech Bóg was błogosławi i da wam dobry połów. Idźcie.»
«Pokój z Tobą.»
Odchodzą. Ledwie odeszli, Piotr mówi:
«Ale co On chciał powiedzieć przedtem, kiedy mówił, że będę łowił używając innych sieci i inne będą moje zdobycze?»
«Dlaczego Go o to nie zapytałeś? Chciałeś powiedzieć o tylu rzeczach, a potem nic nie mówiłeś» [– zauważa Jan.]
«Wstydziłem się. On tak się różni od wszystkich nauczycieli!...» [– mówi Piotr]
«Teraz idzie do Jerozolimy... – Jan wypowiada te słowa z ogromnym pragnieniem i wielką tęsknotą. – Chciałem Go zapytać, czy pozwoliłby mi iść ze Sobą... ale się nie ośmieliłem.»
«Idź Mu to powiedzieć, chłopcze! – mówi Piotr – Opuściliśmy Go tak po prostu... bez serdecznego słowa... Niech wie przynajmniej, że Go podziwiamy. Idź, idź. Powiem o tym twemu ojcu.»
«Mam iść, Jakubie?» [– pyta Jan swego brata]
«Idź!»
Jan odchodzi biegnąc... i takim samym biegiem powraca z radością: «Powiedziałem Mu: “Czy mogę iść z Tobą do Jerozolimy?” A On mi odpowiedział: “Chodź, przyjacielu.” Powiedział: “Przyjacielu”! Idę jutro o tej porze. Ach! Do Jerozolimy, z Nim...»
I tak kończy się widzenie.