Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

9. JAN I JAKUB MÓWIĄ PIOTROWI O MESJASZU

Napisane 12 października 1944. A, 3771-3779

Jutrzenka doskonałego spokoju [pojawia się] nad Morzem Galilejskim. Na niebie i w wodzie widać różowe blaski, nieco różniące się od tych, których słodycz oświetla mury ogródków małej wioski [leżącej] nad jeziorem. Ponad [ogrodzenia] wznoszą się i odrywają od niego, pochylając się nad uliczkami, potargane i zwiewne fryzury drzew owocowych.

Miasteczko dopiero się budzi. Jakaś kobieta idzie do źródła lub do zbiornika wody. Rybacy, obciążeni koszami ryb, dyskutują głośno z kupcami przybyłymi z daleka. Inni niosą kosze do domów. Powiedziałam ‘miasteczko’, ale nie jest ono takie małe. Jest raczej skromne, przynajmniej z tej strony, którą widzę, ale rozległe, rozciągające się w dużej części wzdłuż jeziora.

Jan wychodzi z uliczki i spiesznie [podąża] w kierunku jeziora. Jakub idzie za nim krokiem o wiele spokojniejszym. Jan patrzy na barki już przycumowane, lecz nie znajduje tej, której szuka. Dostrzega ją w odległości kilkuset metrów od brzegu, zajętą manewrami [przygotowującymi do] cumowania. Woła bardzo głośno i długo, z rękoma zwiniętymi w trąbkę, jakby było to jego zwyczajowe wołanie: «O, hej!»

Następnie, widząc, że go usłyszano, wykonuje wielkie gesty ramionami. Oznaczają one: “Chodźcie, chodźcie!”

Mężczyźni z barki, wyobrażając sobie nie wiadomo co, śpieszą się wiosłując z całych sił i barka zbliża się szybciej niż przy użyciu żagla. Ściągają go, być może po to, by płynąć szybciej. Kiedy są w odległości dziesięciu metrów od brzegu, Jan już nie czeka. Zdejmuje płaszcz i długą suknię, rzuca je na piaszczysty brzeg. Zrzuca sandały, podnosi resztę ubrania przytrzymując je jedną ręką poniżej bioder i wchodzi do wody na spotkanie dopływających.

«Dlaczego obaj nie przyszliście?» – pyta Andrzej.

Piotr nadąsany nie odzywa się.

«A ty, dlaczego nie poszedłeś ze mną i z Jakubem?» – pyta Jan Andrzeja.

«Poszedłem łowić. Nie mam czasu do tracenia. Zniknąłeś z tym człowiekiem...»

«Dawałem ci znak, abyś poszedł. To On. Gdybyś słyszał te słowa!... Pozostaliśmy z nim cały dzień i aż do późna w nocy. Teraz przyszliśmy wam powiedzieć: ‘Chodźcie!’»

«To On? Jesteś tego pewien? Ledwie Go widzieliśmy, kiedy Chrzciciel Go pokazał.»

«To On. Nie zaprzeczył temu» [– odpowiada Jan.]

«Każdy może to powiedzieć, aby sobie podporządkować łatwowiernych ludzi. To nie pierwszy raz...» – zrzędzi niezadowolony Piotr.

«O, Szymonie! Nie mów tak! To Mesjasz! On wszystko wie! Słyszy cię!» – Jan jest strapiony i zakłopotany słowami Szymona Piotra.

«Patrzcie! Mesjasz! I to akurat tobie się ukazał, Jakubowi i Andrzejowi! Trzem biednym nieukom! Mesjasz przyjdzie inaczej! Słyszy mnie! No, chodź, biedny chłopcze! Pierwsze promienie wiosennego słońca zaszkodziły twej głowie. Chodź, do roboty. To lepsze. Porzuć wszystkie te brednie.»

«To Mesjasz, mówię ci. Jan mówił święte rzeczy, lecz On mówi o Bogu. Kto nie jest Chrystusem, nie może mówić podobnych rzeczy» [– mówi Jan.]

«Szymonie, nie jestem dzieckiem – mówi Jakub spokojnie, bez uniesienia. – Mam swoje lata, jestem spokojny i rozsądny. Wiesz o tym. Mało mówiłem, lecz wiele słuchałem w czasie tych godzin, gdy pozostaliśmy z Barankiem Bożym. I mówię ci prawdę: On może być tylko Mesjaszem. Dlaczego [mielibyśmy] w to nie wierzyć? Ty możesz [nie wierzyć], bo Go nie słyszałeś, lecz ja wierzę. Jesteśmy ubodzy i nieuczeni? On mówi, że przyszedł głosić Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym, o Królestwie pokoju właśnie ubogim, pokornym, małym, przed wielkimi. Powiedział: “Wielcy już mają swe radości. Nie warto ich zazdrościć. [Są niczym] w porównaniu z tymi, które Ja przynoszę. Wielcy mogą dojść do zrozumienia dzięki wykształceniu. Ja przychodzę do ‘małych’ w Izraelu i na świecie, do tych, którzy płaczą i ufają, do szukających Światła i łaknących prawdziwej manny. Od uczonych nie otrzymują ani światła, ani pokarmu, jedynie jarzmo, ciemność, kajdany i pogardę. Powołuję ‘małych’. Przyszedłem przemienić świat: poniżę to, co teraz jest wyniosłe, a podniosę to, co jest wzgardzone. Niech ten, kto pragnie prawdy i pokoju, kto pragnie życia wiecznego, przyjdzie do Mnie. Niech przyjdzie ten, kto kocha Światłość. Ja jestem Światłością świata.” Tak mówił. Prawda, Janie?» – [pyta Jakub.]

«Tak. Powiedział też: “Świat nie będzie Mnie kochał: wielki świat, bo jest zepsuty przez występki i bałwochwalcze związki. Świat nie będzie Mnie chciał, synowie bowiem Ciemności nie kochają Światła. Jednak ziemia nie składa się jedynie z wielkich tego świata. Są na niej tacy, którzy – choć zmieszani ze światem – nie są z tego świata. Żyją na niej i tacy, którzy są ze świata, bo stali się uwięzieni jak ryby w sieci.” Dokładnie tak mówił, bo mówił nad brzegiem jeziora i pokazywał sieci przyciągane na brzeg przez rybaków. Powiedział też: “Żadna z tych ryb nie chciała wpaść w sieć. Ludzie również nie chcieli dobrowolnie stać się zdobyczą Mamony. Nawet ci najgorsi, którzy z powodu oślepiającej ich pychy nie wierzą, że nie mają prawa czynić tego, co czynią. Ich głównym grzechem jest pycha. Z niej rodzą się wszystkie inne [grzechy].

Ci, którzy nie są całkiem źli, jeszcze mniej chcieliby należeć do Mamony. Wpadają jednak [w jej ręce] z powodu lekkomyślności, z powodu ciężaru, który ich ciągnie w dół. Jest nim wina Adama. Przyszedłem zmazać tę winę i – w oczekiwaniu godziny Odkupienia – dać temu, kto we Mnie wierzy, siłę zdolną wyzwolić go z sideł, które go zatrzymują, i przywrócić mu wolność podążania za Mną – Światłością świata.”»

«Skoro dokładnie tak mówił, trzeba iść do Niego natychmiast» [– stwierdza Piotr.]

Piotr ze swymi szczerymi impulsami, które tak mi się podobają, podjął nagłą decyzję. Już ją realizuje, śpiesząc się z zakończeniem cumowania. Barka dopłynęła w międzyczasie do brzegu i chłopcy kończą osadzanie jej na mieliźnie. Wyjmują sieci, liny i żagle.

«A ty, niemądry Andrzeju, dlaczegoś nie poszedł z nimi?»

«Ależ... Szymonie! Zarzucałeś mi, że ich nie przekonałem, aby [pozostali] ze mną... Całą noc zrzędziłeś, a teraz wyrzucasz mi, że nie poszedłem z nimi?!...»

«Masz rację... Ale ja Go nie widziałem... jednak ty, tak... Powinieneś był widzieć, że nie jest jak my... Będzie miał [w sobie] coś najpiękniejszego!...» [– tłumaczy się Piotr]

«O, tak! – mówi Jan – On ma [piękną] twarz! I oczy! Prawda, Jakubie, jakie spojrzenie? A głos!... Ach, jaki głos! Kiedy mówi, wydaje się, że to sen w Raju.»

«Szybko, szybko, chodźmy Go odnaleźć. Wy (mówi Piotr do manewrujących) zanieście wszystko do Zebedeusza i powiedzcie, żeby się tym zajął. Wrócimy wieczorem na połów.»

Wszyscy się ubierają i odchodzą. Jednak Piotr po kilku metrach zatrzymuje się, chwyta Jana za ramię i mówi: «Powiedziałeś, że On wszystko wie i że ma świadomość wszystkiego...»

«Tak. Wyobraź sobie, że kiedy zobaczyliśmy księżyc wysoko na horyzoncie, powiedzieliśmy: “Ciekawe, co porabia Szymon?” A On powiedział: “Właśnie zarzuca sieci i niecierpliwi się, że musi to robić sam, bo nie wypłynęliście drugą, bliźniaczą łodzią wieczorem, kiedy połów jest tak dobry... Nie wie, że już wkrótce będzie łowił, używając całkiem innych sieci i łapiąc całkiem inną zdobycz.”»

«Miłosierdzia Bożego! Dokładnie tak było. Zatem On będzie również wiedział... również o tym, że potraktowałem Go prawie jak kłamcę... Nie mogę iść do Niego.»

«Och! On jest tak dobry. Z pewnością wiedział, że tak myślałeś. Wiedział o tym. Istotnie, kiedy odchodziliśmy od Niego mówiąc, że chcemy cię odnaleźć, powiedział: “Jednak nie dajcie się zwyciężyć pierwszym słowom pogardy. Kto chce kroczyć ze Mną, musi umieć stawiać czoła kpinom świata i obrazie ze strony krewnych. Jestem bowiem ponad [więzami] rodzinnymi i społecznymi. Zatryumfuję, a ten kto jest ze Mną, również odniesie zwycięstwo na wieczność.”

Powiedział także: “Umiejcie mówić bez lęku. [Piotr] słuchając was, przyjdzie, bo jest człowiekiem dobrej woli.”»

«Tak powiedział? Idę więc. Mów, mów jeszcze o Nim w drodze. Gdzie On jest?»

«W ubogim domu. To muszą być Jego przyjaciele.»

«Jest więc biedny?» [– pyta Piotr]

«Rzemieślnik z Nazaretu. Tak nam powiedział.»

«Z czego teraz żyje, skoro już nie pracuje?»

«Nie pytaliśmy Go o to. Być może pomagają Mu krewni.»

«Trzeba było raczej wziąć ryb, chleba i owoców... cokolwiek. Idziemy rozmawiać z rabbim – bo On jest całkiem jak rabbi, a nawet więcej – a przychodzimy z pustymi rękoma!... Nie na to czekają nasi rabini.»

«On nie jest jak oni. Mieliśmy razem z Jakubem tylko dwadzieścia denarów. Daliśmy Mu je, jak to jest w zwyczaju u rabbich. Jednak On ich nie chciał. Kiedy nalegaliśmy, powiedział: “Bóg zapłaci wam za to błogosławieństwem ubogich. Chodźcie ze Mną.” Zaraz też rozdał pieniądze ubogim, wiedział bowiem, gdzie mieszkają. Zapytaliśmy: “A dla siebie, Nauczycielu, nic nie zostawiasz?” Odrzekł: “...Radość czynienia woli Bożej i bycia użytecznym dla Jego chwały.” Dodaliśmy: “Wzywasz nas, Nauczycielu, ale jesteśmy całkiem biedni. Co możemy przynieść?” On odpowiedział nam z uśmiechem, który pozwolił nam naprawdę zakosztować Raju: “Proszę was o wielki skarb.” My na to: “A jeśli nic nie posiadamy?” On: “Skarb mający siedem imion i taki, który nawet najuboższy może posiadać, a którego może nie mieć najbogatszy król. Wy macie ten skarb, a Ja go pragnę. Posłuchajcie jego nazw: miłość, wiara, dobra wola, prawość intencji, wstrzemięźliwość, szczerość, duch ofiary. Tego chcę od każdego, kto idzie za Mną. Tylko tego i wy to macie. Ten skarb śpi jak ziarno zimą w glebie, lecz słońce Mojej wiosny sprawi, że zrodzi się z niego siedem kłosów.” Tak mówił.»

«Ach! To mnie upewnia, że to prawdziwy Rabbi, obiecany Mesjasz. Nie jest twardy dla ubogich, nie żąda pieniędzy... To wystarczy, aby stwierdzić, że jest Zbawieniem Bożym. Chodźmy z całkowitą pewnością.»


   

Przekład: "Vox Domini"