Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga V - Przygotowanie do Męki

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

42. JEZUS PRZYBYWA DO BETANII por. J 12,1

Napisane 18 marca 1947. A, 11035-11051

Musieli zatrzymać się w połowie drogi między Jerychem a Betanią, bo kiedy przybywają do pierwszych domów Betanii, rosa kończy parować z liści i traw na łąkach, a słońce przesuwa się w górę po sklepieniu nieba.

Rolnicy z okolicy porzucają narzędzia i biegną, otaczając Jezusa, który przechodzi błogosławiąc ludzi i rośliny, jak o to usilnie Go proszą. Niewiasty i dzieci przybywają z pierwszymi migdałami, jeszcze otoczonymi zielono-srebrzystą łupiną i z ostatnimi kwiatami drzew owocowych, kwitnącymi później. Zauważam jednak, że w regionie Jerozolimy, może z powodu wysokości, może z powodu wiatrów, które wieją z najwyższych szczytów Judei, lub z jakiejś innej nie znanej mi przyczyny, może także z powodu różnorodności roślin, liczne są jeszcze drzewa owocowe, które nadal formują biało-różowe kępy, zawieszone jak lekkie chmury nad zielenią łąk. Pod wysokimi pniami drżą delikatne liście krzewów winnych, jakby wielkie motyle z kosztownego szmaragdu, przyczepiły się nitkami do pędów winnych latorośli.

Jezus zatrzymuje się przy źródle, znajdującym się w miejscu, gdzie wioska przekształca się już w miasteczko i przyjmuje hołd niemal całej Betanii. Nadchodzi Łazarz z siostrami i upadają na twarz przed Panem. Chociaż Maria [Magdalena] opuściła swego Nauczyciela przed dwoma dniami, wydaje się, że od wieków Go nie widziała, nie przestaje bowiem całować Jego zakurzonych stóp obutych w sandały.

«Chodź, mój Panie, dom czeka na Ciebie, aby się rozradować Twoją obecnością» – mówi Łazarz stając obok Jezusa.

Idą powoli do przodu, na ile ludzie im na to pozwalają. Tłoczą się wokół Jezusa ludzie, dzieci czepiają się Jego szat i idą przed Nim, odwrócone w Jego stronę, z głowami uniesionymi tak, że same się potykają i potykają się o nie inni. Jezus więc jako pierwszy, a potem Łazarz i apostołowie, biorą na ręce najmniejsze, aby móc iść szybciej.

W miejscu, od którego prowadzi uliczka do domu Szymona Zeloty, stoi Maryja ze Swą szwagierką, z Salome i Zuzanną. Jezus zatrzymuje się, aby powitać Swą Matkę, a potem idzie dalej, aż do dużej, głównej, szeroko otwartej bramy. Tam znajduje się Maksymin, Sara, Marcela, a za nimi – wszyscy liczni słudzy, począwszy od tych z domu, a skończywszy na wieśniakach. Wszyscy pięknie ustawieni, weseli, podnieceni z radości, która przejawia się w wybuchających okrzykach „hosanna” i w poruszaniu nakryciami głowy i welonami. Rzucają kwiaty, liście mirtów i wawrzynu, róż i jaśminów. Ich okazałe korony jaśnieją w słońcu lub rozsypują się jak białe gwiazdy na brunatnej ziemi. Zapach oberwanych kwiatów i wonnych liści rozgniecionych pod stopami unosi się z ziemi, ogrzewanej przez słońce. Jezus przechodzi po tym pachnącym dywanie.

Maria z Magdali, która idzie za Nim, patrzy na ziemię i pochyla się, krok po kroku – jak zbieraczka kłosów idąca za wiążącym snopy – i zbiera liście i korony, a nawet pojedyncze płatki, na które Jezus nastąpił.

Maksymin, aby móc zamknąć bramę i zapewnić spokój gościom, każe dać dzieciom już przygotowane łakocie. To praktyczny sposób odsunięcia dzieci od Pana i oddalenia ich bez wzbudzania chóru skarg. Słudzy wykonują polecenie wynosząc na zewnątrz, na drogę, kosze wypełnione małymi podpłomykami udekorowane biało-brunatnym migdałem.

W czasie kiedy dzieci się tam gromadzą, inni słudzy wypychają dorosłych, między którymi znajduje się jeszcze Zacheusz i czterech mężczyzn: Joel, Juda, Eliel i Elkana. Z nimi są inni. Nie wiem, kim są, bo pozostają całkowicie okryci z powodu już silnego słońca i kurzu, którego tumany przynosi od strony drogi wiejący gwałtownie wiatr.

Jezus, który jest już na przedzie, odwraca się i mówi:

«Zaczekajcie! Muszę jeszcze komuś coś powiedzieć.»

Kieruje się w stronę braci Joanny i bierze ich na bok, mówiąc:

«Proszę was, żebyście poszli do Joanny i powiedzieli jej, że ma przyjść do Mnie z niewiastami, które są z nią, oraz z Annalią, uczennicą z Ofel. Niech przyjdzie. Jutro. O zachodzie słońca jutro zaczyna się szabat i chcę go spędzić z przyjaciółmi w Betanii. W spokoju.»

«Powiemy to, Panie, i Joanna przybędzie.»

Jezus żegna ich i podchodzi do Joela:

«Powiesz Józefowi i Nikodemowi, że przybyłem i że nazajutrz po szabacie wejdę do miasta.»

«O! Uważaj, Panie!» – mówi przerażony dobry uczony w Piśmie.

«Idź i bądź silny. Nie powinien drżeć ten, kto postępuje sprawiedliwie i wierzy w Moją prawdę. Ale powinien się rozradować, bo nadeszło wypełnienie dawnej Obietnicy.»

«Ach! Ucieknę z Jerozolimy, Panie. Jestem człowiekiem słabej budowy, widzisz to i wiesz o tym. Z tego powodu jestem wyszydzany. Nie mógłbym widzieć tego... tych...»

«Twój anioł cię poprowadzi. Idź w pokoju.»

«Czy... czy zobaczę Cię jeszcze, Panie?»

«Z pewnością zobaczysz Mnie jeszcze. A do tego czasu myśl o tym, że twoja miłość dała Mi wiele radości w godzinach boleści.»

Joel chwyta dłoń, którą Jezus położył mu na ramieniu i przyciska ją do warg. Przez cienkie płótno nakrycia głowy pocałunki i łzy spadają na rękę Jezusa. Potem oddala się.

Jezus idzie do Zacheusza: «Gdzie są twoi towarzysze?»

«Pozostali przy źródle, Panie. Powiedziałem im, że mają tam pozostać.»

«Dołącz do nich i udaj się z nimi do Betfage, gdzie są Moi uczniowie najdawniejsi i najwierniejsi. Powiedz Izaakowi, ich przywódcy, że mają się rozejść po mieście, aby zawiadomić grupy uczniów, że rano w dzień po szabacie, przechodząc przez Betfage, około trzeciej godziny, wejdę do Jerozolimy, aby wstąpić uroczyście do Świątyni. Powiesz Izaakowi, że powiadomienie dotyczy jedynie uczniów. On zrozumie, co chcę powiedzieć.»

«Ja to także rozumiem, Nauczycielu. Chcesz zaskoczyć Judejczyków, aby nie mogli przeszkodzić Twemu wejściu.»

«Tak. Zrób to. Pamiętaj, że daję ci polecenie poufne. Posługuję się tobą, a nie – Łazarzem.»

«A to mówi mi, że Twoja dobroć wobec mnie jest bezmierna. Dziękuję Ci, Panie.»

[Zacheusz] całuje dłoń Nauczyciela i odchodzi.

Jezus ma zamiar podejść do Swoich gospodarzy, ale od bramy, którą właśnie wychodzą ostatni przybysze, wyprowadzani na zewnątrz przez sługi, przybiega młody mężczyzna i upada do stóp Jezusa, wykrzykując:

«Pobłogosław mnie, Nauczycielu! Poznajesz mnie?» – pyta, podnosząc oblicze bez żadnej zasłony.

«Tak, ty jesteś Józef, nazywany Barnabą, uczeń Gamaliela, który wyszedł Mi na spotkanie w pobliżu Giszali.»

«I idę za Tobą od wielu dni. Wstąpiłem do Szilo, idąc z Giszali, dokąd poszedłem z rabbim w tym okresie, kiedy Cię nie było. Pozostałem tam do miesiąca Nisan i studiowałem zwoje. Byłem w Szilo, kiedy przemawiałeś, i poszedłem za Tobą do Lebony i do Sychem, i czekałem na Ciebie w Jerychu, bo dowiedziałem się...»

Urywa nagle, jakby zauważył, że mówi coś, co powinien przemilczeć. Jezus uśmiecha się łagodnie i mówi:

«Prawda tryska gwałtownie z warg prawdomównych i często przekracza tamy, które roztropność kładzie na ustach, ale zakończę twoją myśl... „bo dowiedziałeś się od Judasza z Kariotu, który został w Sychem, że udaję się do Jerycha, aby spotkać się z uczniami i dać im Moje polecenia”. I poszedłeś tam, aby czekać na Mnie, nie troszcząc się o to, że jesteś widziany, że tracisz czas, i że cię nie ma przy twoim nauczycielu Gamalielu.»

«On mi tego nie będzie wyrzucał, kiedy dowie się, że spóźniłem się, aby iść za Tobą. Zaniosę mu w darze Twe słowa...»

«O! Rabbi Gamaliel nie potrzebuje słów. To mądry rabbi Izraela!»

«Tak. Żaden inny rabbi nie może go nauczyć niczego z tego, co dawne, niczego, gdyż on zna wszystko, co dotyczy przeszłości. Ale Ty – tak. Gdyż Ty masz słowa nowe, pełne świeżego życia, tego, co nowe. Twoje słowo jest jak sok wiosny. To powiedział rabbi Gamaliel, dodając, że mądrości dotąd okryte prochem wieków i tym samym wysuszone i zmatowiałe, stają się na powrót żywe i świetliste, kiedy Twoje słowo je wyjaśnia. Och! Zaniosę mu Twoje słowa.»

«I Moje pozdrowienie. Powiedz mu, że ma otworzyć serce, umysł, wzrok, słuch, a otrzyma odpowiedź na pytanie, jakie postawił przed ponad dwudziestoma laty. Idź! Niech Bóg będzie z tobą.»

Młody mężczyzna pochyla się ponownie, aby ucałować stopy Nauczyciela, i odchodzi.

Słudzy mogą w końcu zamknąć bramę i Jezus dołącza się do przyjaciół.

«Pozwoliłem Sobie zaprosić tu na jutro uczennice» – mówi Jezus stając obok Łazarza i kładąc rękę na jego ramieniu.

«Dobrze zrobiłeś, Panie. Mój dom należy do Ciebie, wiesz o tym. Twoja Matka wolała mieszkać w domu Szymona i uszanowałem Jej pragnienie. Ale mam nadzieję, że Ty pozostaniesz pod moim dachem.»

«Tak. Chociaż... tamten dom także do ciebie należy. Jeden z twoich pierwszych gestów hojności wobec Mnie i Moich przyjaciół. Ileż ich okazałeś, Mój przyjacielu!»

«I mam nadzieję, że będziesz mógł z nich korzystać jeszcze przez długi czas, chociaż w tym słowie jest błąd, Nauczycielu mądry. To nie ja jestem hojny wobec Ciebie. Ja otrzymuję – od Ciebie. To Ty jesteś hojny wobec mnie. Jestem Twoim dłużnikiem. Przed skarbami, które Mi dałeś, ja kładę jedną małą monetę dla Ciebie. Czymże jest mój nędzny podarunek, w porównaniu z Twoimi skarbami? 

[Por. Mt 7,1n; Mk 4,24n; Łk 6,38] Dawajcie, a będzie wam dane – powiedziałeś. – Miarą utrzęsioną i ubitą zostanie wam nasypane w zanadrze i będziecie mieć sto razy więcej, niż daliście”. Powiedziałeś to. Ja miałem po stokroć sto razy w chwili, kiedy Ci jeszcze nic nie dałem. O! Wspomnienie naszego pierwszego spotkania! Ty, Pan i Bóg, do którego są niegodni zbliżyć się serafini, przyszedłeś do mnie – samotnego i przygnębionego... zamkniętego tu w moim smutku. [Przyszedłeś, do] człowieka, do Łazarza, od którego wszyscy uciekali, pomijam Józefa i Nikodema, i mojego wiernego przyjaciela Szymona, który żyjąc w swoim grobie nie przestawał mnie kochać... Nie chciałeś, by radość ujrzenia Ciebie została zakłócona przez obryzganie niszczącą pogardą świata... Nasze pierwsze spotkanie! Mógłbym Ci powtórzyć wszystkie słowa z tamtej chwili... Cóż Ci dałem wtedy, skoro nigdy Cię nie widziałem, a już otrzymałem od Ciebie, natychmiast, sto razy po sto razy?»

«Twoje modlitwy do Najwyższego, do naszego Ojca. Naszego, Łazarzu. Mojego. Twojego. Mojego – jako Słowa i jako Człowieka. Twojego – jako człowieka. Kiedy modliłeś się taką wiarą, czyż nie dawałeś Mi już całego siebie? Widzisz więc, że dałem ci, jak jest sprawiedliwe, sto razy więcej od tego, co ty Mi dałeś?»

«Twoja dobroć jest nieskończona, Nauczycielu i Panie. Wynagradzać z góry i z Boską hojnością tych, których Twoja myśl zna jako sługi, zanim oni poznają, że nimi są.»

[Por. J 15,14] «Moimi przyjaciółmi, nie – sługami. Bo zaprawdę, ci, którzy czynią wolę Mego Ojca i idą za Prawdą, którą On posłał, już nie są Moimi sługami, lecz Moimi przyjaciółmi. Więcej jeszcze: są Moimi braćmi, [bo wypełniają wolę Ojca], jak Ja ją wypełniam jako pierwszy. Ten więc, kto czyni to, co Ja czynię, jest Moim przyjacielem, bo jedynie przyjaciel czyni spontanicznie to, co robi jego przyjaciel.» [Por. Mt 12,50; Mk 3,35; Łk 8,21]

«Oby zawsze było tak między Tobą i mną, Panie. Kiedy idziesz do miasta?»

«Nazajutrz po szabacie.»

«Ja też pójdę» [– postanawia Łazarz.]

«Nie. Nie pójdziesz ze Mną. Powiem ci. Poproszę cię o coś innego...»

«Jestem na Twoje rozkazy, Panie. Ja także muszę Ci coś powiedzieć...»

«Porozmawiamy.»

«Wolisz, żebyśmy szabat spędzili w naszym gronie, czy mogę zaprosić wspólnych przyjaciół?» [– pyta Łazarz.]

«Prosiłbym Cię, żebyś tego nie robił. Gorąco pragnę spędzić te godziny otoczony jedynie waszą przyjaźnią, roztropną i dającą pokój, nie krępującą myśli i zachowań. W miłej wolności kogoś, kto jest pośród przyjaciół tak drogich, że może się czuć jak we własnym domu.»

«Jak chcesz, Panie. A nawet... ja też tego pragnąłem. Wydawało mi się to egoizmem wobec moich przyjaciół. Nikt nie przewyższa Ciebie w przyjaźni, Ciebie, jedynego Przyjaciela, ale jednak są mi drodzy. Ale jeśli tego chcesz... Jesteś zmęczony, Panie... albo zamyślony...»

Łazarz pyta bardziej spojrzeniem niż słowami swego Przyjaciela i Nauczyciela, który nie odpowiada mu inaczej, jak tylko przez blask Swoich oczu trochę smutnych, trochę zamyślonych, przez słaby uśmiech na Swoich wargach.

Pozostali sami blisko zbiornika, w którym szumi tryskająca do niego woda... Wszyscy inni weszli do domu, skąd dochodzą głosy i słychać brzęk naczyń...

Maria z Magdali dwa lub trzy razy wychyla swą jasną głowę przez drzwi osłonięte ciężką kotarą, która kołysze się lekko na wietrze. Wiatr się nasila, a niebo pokrywa się postrzępionymi chmurami coraz ciemniejszymi.

Łazarz podnosi głowę, obserwując niebo.

«Być może będzie burza – mówi. I dodaje: – Przyda się, aby otworzyć oporne pączki, które w tym roku bardzo zwlekają... Może te późne chłody spowolniły rozwinięcie się pączków. Moje migdałowce także ucierpiały i wiele owoców się zmarnowało. Józef mówił mi, że jego ogród za Bramą Sędziów wydaje się całkiem pozbawiony owoców w tym roku. Na drzewach nie rozkwitają pączki, jakby ktoś rzucił na nie urok. Do tego stopnia, że się zastanawia, czy ma je zostawić, czy sprzedać na drewno. Nic. Ani jednego kwiatu. Jakie były w miesiącu Tebet, takie są i teraz. Główki pączków – twarde, ściśnięte i wcale nie pęcznieją. To prawda, że północny wiatr dotknął mocno to miejsce i wiał silnie w zimie. Nawet w moim ogrodzie za Cedronem zniszczyły się owoce. Ale ogród Józefa to takie dziwne zjawisko, że wielu ludzi przychodzi zobaczyć to miejsce, które nie chce się obudzić na wiosnę.»

Jezus uśmiecha się...

«Uśmiechasz się? Dlaczego?» [– dopytuje się Łazarz.]

«Z powodu dziecinności ludzi, którzy są wiecznymi dziećmi. Wszystko, co wygląda dziwnie, pociąga ich... Ale sad zakwitnie. We właściwej chwili.»

«Ta chwila już minęła, Panie. Kiedyż to, w miesiącu Nisan, tak wiele drzew zgromadzonych w jednym miejscu nie ukazało kwiatów? Jak długo to miejsce ma czekać na nadejście właściwej chwili?»

«Do chwili, kiedy te kwiaty będą musiały oddać chwałę Bogu.»

«Ach! Zrozumiałem! Pójdziesz pobłogosławić to miejsce z powodu miłości do Józefa, i ono zakwitnie, aby oddać nową chwałę Bogu i Jego Mesjaszowi przez nowy cud! To pewne! Pójdziesz tam. Jeśli zobaczę Józefa, czy mogę mu to powiedzieć?»

«Jeśli uważasz, że musisz to powiedzieć. Tak, pójdę tam...»

«W jakim dniu, Panie? Chciałbym tam być i ja.»

«Czy ty również jesteś wiecznym dzieckiem?»

Jezus uśmiecha się bardziej żywo, potrząsając dobrotliwie głową wobec ciekawości przyjaciela, który wykrzykuje:

«O! Jestem szczęśliwy, że Cię rozbawiłem, Panie. Widzę ponownie Twe oblicze rozjaśnione uśmiechem, którego już od dawna nie widziałem! Zatem... pójdę?»

«Nie, Łazarzu. W dniu Przygotowania będziesz Mi tutaj potrzebny» [– odpowiada mu Jezus.]

«O! Ale w dniu Przygotowania wszyscy zajmują się jedynie Paschą! Ty... Nauczycielu, dlaczego chcesz robić coś, co Ci będą wyrzucać? Idź tam innego dnia...»

«Będę zmuszony udać się tam w sam dzień Przygotowania. Ale nie Ja jeden będę czynił to, co nie jest przygotowaniem do dawnej Paschy. Nawet najbardziej surowi z Izraela: Elchiasz, Doras, Szymon, Sadok, Izmael, a nawet Kajfasz i Annasz, uczynią coś zupełnie nowego...»

«Izrael więc oszaleje?!» [– pyta Łazarz.]

«Jak powiedziałeś» [– odpowiada mu Jezus.]

«Ależ Ty... O!... pada. Wejdźmy do domu, Nauczycielu... Ja... martwię się... Nie wyjaśnisz mi...»

«Tak. Zanim cię opuszczę, powiem ci... Oto twoja siostra. Boi się, że się przemoczymy i biegnie z ciężkim płótnem... Och! Marto! Zawsze przezorna i działająca. Ale nie pada mocno.»

«Moja droga siostra! Lub raczej: moje siostry... Teraz są obydwie jak dwie czułe dziewczynki, nie znające żadnej złośliwości, tak Maria jak i ona. A kiedy Maria przyszła z Jerycha, przedwczoraj, naprawdę przypominała dziewczynkę. Warkocze opadały jej na ramiona, gdyż sprzedała swe spinki, aby kupić sandały chłopcu, a spinki z żelaza, zbyt giętkie, nie potrafiły podtrzymać jej włosów. Śmiała się schodząc z wozu i mówiła: „Mój bracie, nauczyłam się, co oznacza musieć sprzedać, aby kupić, i jakie trudne są dla biedaka nawet rzeczy najprostsze, jak utrzymanie włosów na miejscu przy pomocy dwudziestu spinek, [kupionych] za jedną dwudrachmę. Ale będę o tym pamiętać, aby być w przyszłości jeszcze bardziej miłosierną wobec ubogich”. Jak ty ją zmieniłeś, Panie.»

Ta, o której mówią, wchodząc do domu, już stoi gotowa, z amforami i naczyniami, aby usłużyć Panu. Nie odstępuje nikomu zaszczytu służenia Mu. Jest zadowolona dopiero po przyniesieniu ulgi stopom i rękom oraz po [zaspokojeniu] głodu swego Nauczyciela i po ujrzeniu Go w czystych sandałach, idącego do izby, przeznaczonej dla Niego. Czeka tam Jego Matka ze świeżą lnianą szatą, jeszcze pachnącą od słońca.


   

Przekład: "Vox Domini"