Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga V - Przygotowanie do Męki

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

 27. PRZYBYCIE MATKI I UCZENNIC DO EFRAIM

Napisane 12 lutego 1947. A, 9971-9999

Mieszkańcy domu Marii, małżonki Jakuba, już wstali, chociaż to dopiero początek dnia. Wydaje się, że to dzień szabatu, bo widzę, że są także obecni apostołowie, którzy zwykle wypełniają jakąś misję poza Efraim. Przygotowują wielki ogień i dużą ilość gorącej wody, pomagają Marii przesiać mąkę i ugnieść ją, aby upiec chleb. Staruszka jest ożywiona jak dziewczynka. Pracując cały czas pilnie, pyta to jednego, to drugiego:

«Czy to naprawdę dzisiaj? I miejsca są przygotowane? Jesteście pewni, że nie ma ich więcej niż siedem?»

Odpowiada jej za wszystkich Piotr, który właśnie patroszy baranka, aby go przygotować do pieczenia:

«Powinny tu być przed szabatem, ale może niewiasty nie były jeszcze gotowe i przez to się spóźnią. Ale dzisiaj z pewnością przybędą. Ach, jestem szczęśliwy! Nauczyciel wyszedł? Może wyszedł im na spotkanie...»

«Tak, wyszedł z Janem i Samuelem, aby iść w stronę drogi ze środkowej Samarii» – odpowiada Bartłomiej, który wychodzi z konewką napełnioną wrzącą wodą.

«Zatem można być pewnym, że przybędą. On wie zawsze wszystko» – oświadcza Andrzej.

«Chciałbym wiedzieć, dlaczego się tak śmiejesz? Co jest śmiesznego w tym, co mówi mój brat?» – pyta Piotr, który zauważył cichy śmiech Judasza, bezczynnego w swoim kącie.

«Nie śmieję się z twego brata. Jesteście wszyscy szczęśliwi, więc i ja mogę być szczęśliwy i śmiać się nawet bez powodu.»

Piotr patrzy na niego z jednoznacznym wyrazem twarzy, ale powraca do swojej pracy.

«Proszę! Udało mi się znaleźć gałąź w kwiatach. To nie migdałowiec, jak chciałem. Ale Ona, kiedy migdałowiec przekwita, bierze inne gałęzie, więc zadowoli się moją» – mówi Tadeusz, który wchodzi, z naręczem kwitnących gałęzi, ociekając od rosy, jakby chodził po lasach. Cud bieli kwiatów wilgotnych od rosy wydaje się oświetlać i upiększać kuchnię.

«O, są piękne! Gdzie je znalazłeś?»

«U Noemi. Wiedziałem, że w jej ogrodzie, ponieważ jest położony od strony zachodu, wszystko jest spóźnione. Wszedłem na górę.»

«To dlatego wyglądasz jak drzewo z lasu. Krople rosy błyszczą w twoich włosach i przemoczyły ci szaty.»

«Ścieżka była wilgotna, jakby padało. To są już obfite rosy najpiękniejszych miesięcy.»

Tadeusz odchodzi z kwiatami, a po chwili woła brata, aby mu pomógł je ułożyć.

«Ja idę. Znam się na tym. Niewiasto, nie masz jakiejś amfory o smukłej szyjce i, jeśli to możliwe, z czerwonej gliny?» – pyta Tomasz.

«Mam to, czego szukasz, a także inne naczynia... Te, które były używane w dni świąteczne... na weselach moich synów lub z innych wielkich okazji. Jeśli poczekasz, aż wstawię te podpłomyki do pieca, za chwilę otworzę ci skrzynię, gdzie są piękne przedmioty... Ach! Jest ich mało teraz, po tylu nieszczęściach! Ale zachowałam ich kilka, aby... sobie przypominać... i cierpieć, gdyż – chociaż to są wspomnienia radosne – teraz wywołują płacz, bo przypominają to, co się skończyło.»

«A więc byłoby lepiej, żeby nikt cię o nie nie prosił. Nie chciałbym, żeby było jak w Nobe. Tyle przygotowań na nic...» – mówi Iskariota.

«Przecież mówię ci, że grupa uczennic dała znać! Myślisz, że to był sen?! Rozmawiali z Łazarzem. Posłał ich specjalnie przodem. Przyszli tu, aby uprzedzić, że przed szabatem Matka przybędzie tu wozem Łazarza i sam Łazarz, i uczennice…»

«A jednak nie przybyli…»

«Wy, którzy widzieliście tamtego człowieka, powiedzcie: czy on nie wywołuje strachu?» – pyta staruszka, ocierając ręce o fartuch, po powierzeniu podpłomyków Jakubowi, synowi Zebedeusza, i Andrzejowi, aby je zanieśli do pieca.

«Strachu? Dlaczego?»

«No, człowiek, który powraca spośród umarłych!» – mówi Maria z przejęciem.

«Bądź spokojna, matko. Jest taki sam jak my» – pociesza ją Jakub, syn Alfeusza.

«Uważaj raczej, żeby nie rozmawiać z innymi niewiastami, żeby się nam tu w domu nie naprzykrzało całe Efraim» – mówi rozkazująco Iskariota.

«Nigdy nie mówiłam nieroztropnych słów, odkąd jesteście tutaj, ani tym z miasta, ani pielgrzymom. Wolałam uchodzić raczej za głupią, niż pokazywać, jaka jestem mądra, a szkodzić Nauczycielowi i wyrządzać Mu zło. I będę umiała milczeć także dzisiaj. Chodź, Tomaszu…»

Wychodzi, aby iść po swoje ukryte skarby.

«Kobieta jest przerażona myślą, że zobaczy wskrzeszonego» – mówi Iskariota i śmieje się ironicznie.

«Nie tylko ona. Uczniowie powiedzieli mi, że w Nazarecie wszyscy byli poruszeni, tak samo w Kanie i w Tyberiadzie. Kogoś, kto powraca ze śmierci po czterech dniach leżenia w grobie, nie spotyka się tak łatwo, jak wiosenne margerytki. My także byliśmy bardzo bladzi, kiedy on wyszedł z grobu! Czy jednak nie mógłbyś raczej popracować, zamiast stać tam i wypowiadać niepotrzebne uwagi. Wszyscy pracują i jest jeszcze tyle do zrobienia... Dzisiaj, kiedy można to zrobić, idź na targ, i kup, co jest potrzebne. To, co wzięliśmy, nie wystarcza teraz, kiedy one przybywają, a my nie mieliśmy czasu wrócić do miasta, aby zrobić zakupy. Zatrzymałby nas tam zachód słońca.»

Judasz woła Mateusza, który wchodzi do kuchni pięknie uporządkowanej, i wychodzą razem.

Do kuchni wchodzi również odświętnie ubrany Zelota. Mówi:

«Ten Tomasz! To prawdziwy artysta. Nie mając nic, przyozdobił izbę jakby na weselną ucztę. Idźcie zobaczyć.»

Wszyscy, z wyjątkiem Piotra, który właśnie kończy pracę, biegną, aby zobaczyć. Piotr mówi:

«Oby już przybyły. Może będzie też Margcjam. Za miesiąc jest Pascha. Z pewnością już wyszedł z Kafarnaum lub z Betsaidy.»

«Cieszę się, że przyjdzie Maryja, z powodu Nauczyciela. Ona Go umocni bardziej niż wszyscy, a On potrzebuje tego» – odpowiada mu Zelota.

«Tak bardzo. Zauważyłeś, jak nawet Jan jest smutny? Pytałem go, ale na próżno. Przy swej łagodności jest bardziej zamknięty niż my wszyscy i jeśli nie chce nic powiedzieć, nic go nie zmusi do mówienia. Ale jestem pewien, że on coś wie. Można by powiedzieć: cień Nauczyciela, który idzie za Nim zawsze. Zawsze patrzy na Niego. A kiedy nie czuje się obserwowany – bo w przeciwnym razie odpowiada na twoje spojrzenie uśmiechem, który uczyniłby łagodnym nawet tygrysa – kiedy nie czuje się obserwowany, jego twarz, jak powiedziałem, staje się smutna, smutna. Spróbuj go wypytać. On cię bardzo lubi i wie, że jesteś bardziej roztropny niż ja...» [– prosi Piotr Zelotę.]

«O! To nieprawda! Ty stałeś się dla wszystkich przykładem roztropności. Nie rozpoznaje się już w tobie dawnego Szymona. Jesteś naprawdę skałą, która przez swą mocną i potężną zwartość podtrzymuje nas wszystkich.»

«Ależ przestań! Nie mów tego! Jestem biednym człowiekiem. Z pewnością... z powodu przebywania z Nim przez tyle lat stajemy się trochę jak On. Trochę... odrobinę, ale już bardzo inni od tych, jakimi byliśmy na początku. Wszyscy jesteśmy tacy... nie, nie wszyscy, niestety. Judasz jest zawsze taki sam. Tu jak w „Pięknej Rzece”...»

«I niech Bóg czuwa, żeby był zawsze taki sam!»

«Co? Co chcesz powiedzieć?» [– pyta Piotr.]

«Nic i wszystko, Szymonie, synu Jony. Gdyby Nauczyciel mnie słyszał, powiedziałby mi: „Nie osądzaj”. Ale to nie osąd. To obawa. Boję się, że Judasz będzie gorszy niż w „Pięknej Rzece”.»

«Z pewnością już jest, nawet jeśli jest wciąż taki, jaki był wtedy. Jest gorszy, gdyż powinien był się bardzo zmienić, wzrosnąć w sprawiedliwości. On zaś jest wciąż taki sam. Ma więc na sercu grzech duchowego lenistwa, którego wtedy nie miał. Ponieważ na początku... był szalony, tak, ale pełen dobrej woli...

Powiedz: co myślisz o tym, że Nauczyciel postanowił posłać Samuela z nami i zebrać wszystkich uczniów, którzy się zmieszczą w Jerychu, w pierwszym dniu miesiąca Nisan? Najpierw powiedział, że ten człowiek ma zostać tu... a także zabronił mówić, gdzie Sam przebywa. Coś podejrzewam...» [– mówi Piotr]

«Nie. Ja widzę to jasno i logicznie. Nie wiadomo przez kogo i jak jest już rozpowszechniona wiadomość, że Nauczyciel przebywa tutaj. Wie o tym cała Palestyna. Widzisz, że przybyli tu pielgrzymi i uczniowie z okolic od Kedesz do Engaddi, od Joppy do Bozry. I dlatego nie trzeba utrzymywać tego dłużej w tajemnicy. Ponadto zbliża się Pascha i pewne jest, że Nauczyciel chce mieć uczniów ze Sobą w czasie powrotu do Jerozolimy. Sanhedryn mówi – słyszałeś to – że On jest pokonany i że stracił wszystkich uczniów. A On odpowie, wchodząc do Miasta na ich czele...»

«Boję się, Szymonie! Bardzo się boję... Słyszałeś, co? Wszyscy, nawet zwolennicy Heroda zjednoczyli się przeciwko Niemu...» [– mówi Piotr.]

«Ech, tak! Niech Bóg nam pomaga!...»

«A dlaczego posyła Samuela z nami?» [– zastanawia się Piotr.]

«Z pewnością po to, aby go przygotować do misji. Nie widzę powodu do niepokoju... Ktoś puka! To na pewno są uczennice!...» [– mówi Zelota.]

Piotr zrzuca fartuch pokryty krwią i idzie pośpiesznie za Zelotą, który rzucił się do drzwi. Inni, którzy są w domu, wychodzą przez różne drzwi i wszyscy wołają: «To one! One!»

Ale po otwarciu drzwi stają wyraźnie rozczarowani przed Elizą i Nike. Dwie uczennice pytają: «Coś się stało?»

«Nie! Nie! Ale sądziliśmy, że... to jest Matka i uczennice z Galilei...» – mówi Piotr.

«Ach! I jest wam nieprzyjemnie. My zaś jesteśmy bardzo szczęśliwe, że was widzimy i wiemy, że Maryja niebawem przybędzie» – mówi Eliza.

«Nieprzyjemnie – nie... Jesteśmy zawiedzeni – to tak! Ale wejdźcie! Wejdźcie! Pokój naszym dobrym siostrom» – pozdrawia je Tadeusz w imieniu wszystkich.

«I wam. Nauczyciela tu nie ma?»

«Poszedł z Janem na spotkanie Maryi. Wiadomo, że przybywa drogą z Sychem, na wozie Łazarza» – wyjaśnia Zelota.

Niewiasty wchodzą do domu. W tym czasie Andrzej zajmuje się oślęciem Elizy. Nike przyszła pieszo. Mówią o tym, co się dzieje w Jerozolimie, pytają o przyjaciół i uczniów... o Annalię, Marię i Martę, o starego Jana z Nobe, o Józefa, o Nikodema i o wielu innych. Nieobecność Judasza Iskarioty pozwala rozmawiać spokojnie i otwarcie.

Eliza, niewiasta w podeszłym wieku, doświadczona, która w czasie pobytu w Nobe była z Iskariotą i zna go już bardzo dobrze i „kocha go jedynie z miłości do Boga”, jak mówi otwarcie, pyta, czy jest w domu, a odszedł od innych tylko przez jakiś kaprys. Dopiero kiedy jej wyjaśniają, że wyszedł dokonać zakupów, mówi o tym, co wie: „że w Jerozolimie wszystko wydaje się spokojne, że nie wypytuje się już nawet znanych uczniów, że mówi się po cichu, że tak się dzieje, bo Piłat rozmawiał ostro z członkami Sanhedrynu i przypomniał im, że to on pilnuje sprawiedliwości w Palestynie i że to nie jest ich sprawa...”

«Jednak mówi się także – zauważa Nike – i szczególnie mówi o tym Manaen, a z nim inni, a nawet inne, bo także Waleria to potwierdza – że Piłat jest tak zmęczony tymi niepokojami, z powodu których cały kraj jest wzburzony i które także jemu mogą przysporzyć przykrości, że ulega też natarczywości, z jaką Żydzi wmawiają mu, iż Jezus dąży do ogłoszenia się królem. Gdyby nie raporty centurionów – zgodne i przychylne – a przede wszystkim wpływ jego żony, ukarałby w końcu Chrystusa, może przez wygnanie Go, aby nie mieć już kłopotów.»

«I tego by jeszcze tylko brakowało! On jest zdolny to uczynić! Bardzo zdolny! To dla Rzymian kara najlżejsza i najczęściej stosowana, po biczowaniu. Ale pomyślcie o tym! Jezus sam, kto wie gdzie, a my, rozproszeni tu i tam...» – mówi Zelota.

«Tak! Rozproszeni! Ty to mówisz. Mnie nie odłączą. Ja idę za Nim...» – mówi Piotr.

«O, Szymonie! I łudzisz się, że pozwoliliby ci to zrobić? Przykują cię jak galernika i wywiozą tam, gdzie im się spodoba, na galery lub do jednego z więzień, i nie będziesz mógł już iść za twoim Nauczycielem» – odzywa się Bartłomiej.

Piotr mierzwi włosy, zakłopotany, zniechęcony.

«Powiemy to Łazarzowi. Łazarz pójdzie otwarcie do Piłata. Z pewnością Piłat zobaczy go chętnie, gdyż poganie lubią widzieć istoty nadzwyczajne...» – mówi Zelota.

«On był tam przed odejściem i Piłat nie będzie pragnął więcej go widzieć!» – mówi Piotr przygnębiony.

«Zatem pójdzie tam jako syn Teofila. Albo jako towarzysz swej siostry Marii [odwiedzającej] damy. Były przyjaciółkami, kiedy... tak, krótko mówiąc, kiedy Maria była grzesznicą...»

«Czy wiecie, że Waleria, kiedy mąż się z nią rozstał, stała się prozelitką? Zrobiła to poważnie. Prowadzi życie sprawiedliwej, będąc przykładem dla wielu z nas. Uwolniła niewolników i pouczyła ich wszystkich o prawdziwym Bogu. Zajęła dom na Syjonie. Teraz, kiedy Klaudia przybyła, wróci do siebie...»

«Coś takiego!»

«Nie – zaprzecza Nike. – Ona mi powiedziała: „Kiedy Joanna przybędzie, pójdę z nią. Ale teraz idę przekonywać Klaudię...” Wydaje się, że Klaudia nie umie przekroczyć ograniczeń swej wiary w Chrystusa. Dla niej to mędrzec. Nic więcej... Wydaje się nawet, że przed przybyciem do miasta była trochę zaniepokojona rozprzestrzenianymi pogłoskami i powiedziała sceptycznie: „To człowiek jak nasi filozofowie, i to nie ci najlepsi, gdyż Jego słowo nie odpowiada temu, jak żyje”, i miała... miała... krótko, pozwoliła sobie na to, co wcześniej odrzucała.»

«Należało się tego spodziewać! Dusze pogańskie! Hmm! Może być jakaś jedna dobra... Ale inne! Śmiecie! Śmiecie!» – wyrokuje Bartłomiej.

«A Józef?» – pyta Tadeusz.

«Który? Ten z Seforii? Boi się! A! Był wasz brat Józef. Przybył i odjechał natychmiast, przejeżdżając jednak ponownie przez Betanię, aby powiedzieć siostrom, że mają przeszkodzić za wszelką cenę Nauczycielowi iść do miasta i tam pozostawać. Byłam tam i słyszałam. W ten sposób dowiedziałam się też, że Józef z Seforii miał wiele kłopotów i teraz bardzo się boi. Wasz brat polecił mu być na bieżąco co do tego, co się spiskuje w Świątyni. Józef z Seforii może to wiedzieć za pośrednictwem krewnego, który się ożenił, nie wiem, czy z siostrą, czy z córką siostry jego żony, i jest urzędnikiem w Świątyni» – mówi Eliza.

[Odzywa się Jakub, syn Zebedeusza:]

«Tyle strachu! Teraz, kiedy mamy się udać do Jerozolimy, poślę mego brata do Annasza. Mógłbym tam iść i ja, bo znam dobrze tego starego lisa. Ale Jan zrobi to lepiej. Ananiasz lubił go bardzo wtedy, kiedy słuchaliśmy słów tego starego wilka, sądząc, że był barankiem! Poślę Jana. Będzie umiał znieść nawet zniewagi bez reagowania. Ja... gdyby rzucił klątwę na Nauczyciela lub tylko na mnie za to, że idę za Nim, skoczyłbym mu do gardła, chwyciłbym i ścisnął tego brzuchatego starca, jakby był siecią, z której ma wypłynąć woda. Sprawiłbym, że oddałby podstępną duszę, jaką ma we wnętrzu! Nawet gdyby był otoczony wszystkimi strażnikami Świątyni i kapłanami!»

«O, gdyby Nauczyciel słyszał, że mówisz w taki sposób!» – mówi zgorszony Andrzej.

«Dobrze, że Go tu nie ma, dlatego mogę to powiedzieć!»

«Masz rację! Nie jesteś jedynym, który ma takie pragnienia. Ja też tak myślę» – mówi Piotr.

«Ja też. I nie tylko w odniesieniu do samego Annasza» – mówi Tadeusz.

«O, ja też... obsłużyłbym ich wielu. Mam długą listę... Te trzy szkielety z Kafarnaum – pomijam faryzeusza Szymona, wydaje się nie najgorszy – te dwa wilki z Ezdrelonu, i tę kupę starych kości – Kananiasza, a potem... rzeź – mówię wam – rzeź w Jerozolimie... A na czele wszystkich – Elchiasz. Nie potrafię już więcej patrzeć na te wszystkie czające się węże.»

Piotr jest wściekły. Tadeusz odzywa się spokojnie, ale robi jeszcze większe wrażenie swoim lodowatym spokojem, niż gdyby był wściekły jak Piotr:

«A ja bym ci pomógł. Ale... zacząłbym może od usunięcia węży, które są w pobliżu.»

«Kogo? Samuela?»

«Nie, nie! Nie tylko Samuel jest w pobliżu. Jest tylu, którzy robią dobrą minę, a ich dusza różni się od ukazywanej twarzy! Nie tracę ich z oczu, nigdy. Chcę być pewny, zanim zadziałam. Ale kiedy już się upewnię! Krew Dawida jest gorąca i krew Galilejczyka również. Obydwie mam w sobie po ojcu i po matce.»

«O, wystarczy, że mi to powiesz, ech! Pomogę ci...» – zapewnia Piotr. Tadeusz mu odpowiada:

«Nie. Zemsta krwi dotyczy krewnych. Należy więc do mnie.»

«Moje dzieci! Dzieci! Nie mówcie tak! To nie tego uczy Nauczyciel! Wydajecie się rozwścieczonymi lwiątkami zamiast być barankami Baranka! Odrzućcie takiego ducha zemsty. Czasy Dawida właśnie minęły! Chrystus zniósł prawo krwi i odwetu. On zachowuje dziesięć niezmiennych przykazań, ale inne twarde prawa Mojżeszowe znosi. Po Mojżeszu pozostają przykazania litości, człowieczeństwa i sprawiedliwości, streszczone i udoskonalone przez naszego Jezusa w Jego największym przykazaniu: „Miłować Boga całym sobą, miłować bliźniego jak siebie samego, przebaczać tym, którzy nas obrażają, odpłacać miłością temu, który nas nienawidzi”.

O, wybaczcie mi, że ja, niewiasta, ośmieliłam się pouczać moich braci, w dodatku starszych [w wierze] ode mnie! Ale jestem starą matką, a matka może zawsze mówić. Wierzcie mi, moi synowie! Jeśli sami będziecie przywoływać szatana do siebie przez nienawiść do nieprzyjaciół, przez pragnienie zemsty, on wejdzie w was, aby was zepsuć. Szatan nie jest mocą. Wierzcie w to. Moc – to Bóg. Szatan jest słabością, brzemieniem, odrętwieniem. Nie umielibyście już poruszyć palcem, nie przeciwko nieprzyjaciołom, ale nawet po to, aby dać pieszczotę udręczonemu Jezusowi, gdyby was skuły okowy nienawiści i zemsty. Tak, moi synowie, wszyscy synowie! Nawet wy, którzy jesteście w moim wieku, a może i starsi. Wszyscy są dziećmi dla niewiasty, która was kocha; dla matki, która odnalazła radość bycia matką, kochając was wszystkich jak synów. Nie zasmucajcie mnie na nowo tym, że ponownie stracę kochanych synów, i to na zawsze. Jeśli bowiem umrzecie w nienawiści lub w zbrodni, będziecie martwi na wieczność i nie będziemy już mogli się spotkać tam w górze, w radości, wokół naszej wspólnej miłości: wokół Jezusa.

Przyrzeknijcie tu, natychmiast, mnie, która was o to błagam, biednej kobiecie, biednej mamie, że nie będziecie mieć nigdy więcej takich myśli. Och! Nawet twarze macie zniekształcone. Wydajecie mi się nieznajomymi, innymi! Jak was oszpeca uraza! Byliście tacy łagodni! Cóż więc się dzieje? Posłuchajcie mnie! Maryja powiedziałaby wam te same słowa, z większą mocą, bo Ona to Maryja. Lepiej jednak, żeby nie znała całego cierpienia... O, biedna Matka!

Ale co się dzieje? Czy naprawdę mam uwierzyć, że już wstaje godzina ciemności, godzina, która pochłonie wszystkich, godzina, w której szatan będzie królem we wszystkich, z wyjątkiem Świętego, i zwiedzie nawet świętych, nawet was, czyniąc was tchórzami, wiarołomcami, okrutnymi, takimi jakim on jest? O! Do tej pory zawsze miałam nadzieję! Zawsze mówiłam: „Ludzie nie pokonają Chrystusa”. Ale teraz! Teraz boję się i drżę po raz pierwszy! Widzę, jak na pogodnym niebie miesiąca Adar rozszerza się i zaczyna panować wielka Ciemność, której na imię – Lucyfer i jak pogrąża w mroku wszystkich i wywołuje deszcz trucizny, który was czyni chorymi. O, boję się!»

Głowa Elizy, płaczącej już od pewnej chwili po cichu, opada na stół, blisko którego siedzi. Szlocha boleśnie.

Apostołowie patrzą jeden na drugiego. Potem, zasmuceni, usiłują ją pocieszyć. Ale ona nie chce pociech. Mówi:

«Jedno, tylko jedno ma dla mnie wartość: wasza obietnica. Dla waszego dobra! Aby wśród cierpień Jezusa nie było tego największego: boleści widzenia was potępionymi, was, Jego umiłowanych.»

«Dobrze, Elizo! Jeśli tego chcesz! Nie płacz, niewiasto! Przyrzekamy ci to. Posłuchaj. Nie podniesiemy palca na nikogo. Nie będziemy nawet patrzeć, aby nie widzieć. Nie płacz! Nie płacz! Przebaczymy tym, którzy nas obrażają. Będziemy kochać tych, którzy nas nienawidzą! No! Nie płacz!»

Eliza unosi twarz pooraną zmarszczkami, na której błyszczą łzy, i mówi:

«Pamiętajcie. Przyrzekliście mi to! Powtarzajcie sobie to przyrzeczenie!»

«Przyrzekamy ci to, niewiasto.»

«Moi kochani synowie! Teraz mi się podobacie! Widzę, że znowu jesteście dobrzy. Teraz znalazłam ulgę w przygnębieniu, bo oczyściliście się z gorzkiego zaczynu. Przygotujmy się na przyjęcie Maryi. Co trzeba zrobić?» – pyta, ocierając łzy.

«Naprawdę... już to zrobiliśmy. Jak mężczyźni. Ale Maria, małżonka Jakuba, nam pomogła. To Samarytanka, ale jest bardzo dobra. Zaraz ją zobaczysz. Jest przy piecu, pilnuje chleba. Jest sama. Jej dzieci: umarły lub zapomniały, bogactwa znikły, a jednak nie żywi urazy...»

«Ach! Widzicie! Widzicie, że są tacy, którzy potrafią przebaczać, nawet pośród pogan i Samarytan? A to musi być straszne, wiedzcie, musieć przebaczyć dziecku!... Raczej martwe niż grzeszne! Ach! Jesteście pewni, że Judasza tam nie ma?»

«Jeśli nie stał się ptakiem, nie może być tu, bo okna są otwarte, ale drzwi są zamknięte, z wyjątkiem tych.»

«A więc... Maria, małżonka Szymona, była w Jerozolimie ze swoim krewnym. Przyszła złożyć ofiary w Świątyni. Potem przyszła do nas. Wygląda jak męczennica. Jakże jest przygnębiona! Pytała mnie, pytała wszystkich, czy wiemy coś o jej synu. Czy był z Nauczycielem... Czy zawsze z Nim był.»

«Jakie zmartwienie ma ta kobieta?» – pyta Andrzej zdziwiony.

«Ma swego syna. Nie wydaje ci się, że to wystarcza?» – pyta Tadeusz.

«Pocieszyłam ją. Chciała wrócić do Świątyni z nami. Poszłyśmy wszystkie razem, aby się modlić.... Potem wyjechała, ciągle przygnębiona. Powiedziałam jej: „Jeśli pozostaniesz z nami, wkrótce spotkamy Nauczyciela. Twój syn jest przy Nim”. Ona wiedziała już, że Jezus jest tutaj. O tym wiadomo aż po krańce Palestyny. Odpowiedziała: „Nie, nie! Nauczyciel mi powiedział, żebym nie przychodziła do Jerozolimy na wiosnę. Jestem posłuszna, ale chciałam przed Jego powrotem iść do Świątyni. Tak potrzebuję Boga”. I powiedziała dziwne słowo... Powiedziała: „Jestem niewinna, ale mam piekło w sobie i jestem tym tak bardzo udręczona...” Wypytywałyśmy ją długo, ale nie chciała więcej o tym mówić. Ani o swoich udrękach, ani o powodzie zakazu danego przez Jezusa. Poleciła nam nic nie mówić ani Jezusowi, ani Judaszowi.»

«Biedna niewiasta! Nie przybędzie więc na Paschę?» – pyta Tomasz.

«Nie.»

«O! Skoro Jezus jej to nakazał, musiał mieć powód... Słyszeliście, co? Wiadomo naprawdę wszędzie, że Jezus jest tutaj!» – mówi Piotr.

«Tak. A ten, który to mówił, wzywał do zgromadzenia się w Jego Imię, aby powstać „przeciwko tyranom”. Tak mówili niektórzy. A inni, że On jest tu, bo wie, że jest zdemaskowany...»

«Zawsze to samo! Musieli chyba wydać całe złoto Świątyni, aby wysłać wszędzie tych... swoich niewolników» – zauważa Andrzej.

Pukanie do drzwi.

«To one!» – mówią i biegną otworzyć.

Tymczasem to Judasz z zakupami. Mateusz idzie za nim. Judasz widzi Elizę i Nike. Wita je i pyta:

«Jesteście same?»

«Same. Maryja jeszcze nie przybyła.»

«Maryja nie przybywa z regionów południowych, a więc nie może być z wami. Pytałem, czy jest Anastatyka.»

«Nie. Została w Betsur.»

«Dlaczego? Jest uczennicą. Nie wiesz, że to stąd pójdziemy na Paschę do Jerozolimy? Powinna być tutaj. Jeśli wierni i uczennice nie będą doskonałe, to kto będzie taki? Kto będzie towarzyszył Nauczycielowi, aby obalić legendę, że wszyscy Go opuścili?»

«Och! Jeśli chodzi o to, jedna biedna niewiasta nie zapełni pustki! Różom jest najlepiej pośród cierni i w ogrodach zamkniętych. Jestem dla niej matką i nakazałam jej to.»

«A więc nie przybędzie na Paschę?»

«Nie.»

«To druga!» – wykrzykuje Piotr.

«Co mówisz? Jaka druga?» – pyta Judasz cały czas podejrzliwy.

«Nic, nic! Moje obliczenia. Można liczyć tyle rzeczy, prawda? Nawet... muchy na przykład, które siadają na moim odartym ze skóry baranku.»

Wchodzi Maria, małżonka Jakuba, za nią Samuel i Jan, którzy niosą chleby wyjęte z pieca. Eliza wita niewiastę, Nike również. I Eliza wypowiada miłe słowa, aby niewiasta zaraz poczuła się swobodnie:

«Jesteś między siostrami boleści, Mario. Jestem sama, bo straciłam małżonka i moich synów. Ona też jest wdową. Miłujemy się więc, bo jedynie ten, kto płakał, potrafi zrozumieć.»

W tym samym czasie Piotr mówi do Jana:

«Dlaczego tu? A Nauczyciel?»

«Na wozie, ze Swoją Matką.»

«I nie powiedziałeś tego?»

«Nie dałeś mi na to czasu. Są wszystkie, ale zobaczycie, jak jest wyniszczona Maryja z Nazaretu! Wydaje się, że się postarzała się o dziesiątki lat. Łazarz mówił, że była bardzo przygnębiona, kiedy Jej powiedziano, że Jezus jest tu uchodźcą.»

«Dlaczego ten głupiec Jej to powiedział? Przed śmiercią był inteligentny – mówi Judasz z Kariotu ironicznie i pogardliwie. – Ale może w grobie jego mózg się rozmiękczył i nie odnowił się. Leżenie w grobie zostawia ślady!...»

«To nie tak. Zaczekaj, żeby się dowiedzieć, zanim coś powiesz. Łazarz z Betanii powiedział to Maryi, kiedy już byli w drodze, bo Ona zdziwiła się widząc Łazarza jadącego tą drogą» – mówi surowo Samuel. Jan potakuje:

«Tak. W czasie pierwszego pobytu w Nazarecie powiedział Jej tylko: „Zawiozę Cię za miesiąc do Syna”. I nie powiedział wcale: „Udamy się do Efraim”, w chwili wyruszania, ale...»

«Wszyscy wiedzą, że Jezus jest tutaj. Ona jedna tego nie wiedziała?» – pyta ciągle niegrzecznie Judasz, przerywając Janowi.

«Maryja wiedziała o tym. Słyszała, że o tym mówiono. Ale ponieważ rzeka różnego rodzaju kłamstw płynęła roznosząc błoto po całej Palestynie, nie przyjmowała za prawdziwą żadnej wiadomości. Spalała się w ciszy, na modlitwie. Kiedy jednak już byli w podróży, a Łazarz wjechał na drogę, która biegnie wzdłuż rzeki, aby zmylić Nazarejczyków i mieszkańców Kany, Seforii, Betlejem Galilejskiego...»

«O, jest też Noemi z Myrtą i Aureą?» – pyta Tomasz.

«Nie, otrzymały zakaz od Jezusa. Izaak przyniósł to polecenie, kiedy powrócił do Galilei.»

«A więc... i te niewiasty nie będą z nami jak w ubiegłym roku?»

«Nie.»

«Trzy!»

«Ani nasze żony i córki. Nauczyciel powiedział im to przed opuszczeniem Galilei lub raczej powtórzył. Bo moja córka Marianna powiedziała mi, że Jezus mówił jej to już w czasie ostatniej Paschy» [– stwierdza Filip.]

«No... bardzo dobrze! A jest przynajmniej Joanna? Salome? Maria Alfeuszowa?»

«Tak. I Zuzanna.»

«I z pewnością Margcjam... Ale co to za hałas?»

«Wozy! Wozy! I wszyscy Nazarejczycy, którzy nie dali za wygraną i udali się za Łazarzem... i ci z Kany...» – odpowiada Jan, który oddala się pośpiesznie z innymi.

Przez otwarte drzwi widać burzliwe widowisko. Maryja siedzi obok Syna i uczennic. Jest Łazarz, Joanna, która jedzie swoim wozem z Marią i Maciejem, Esterą oraz innymi sługami i wiernym Jonatanem. Jest też wielu innych ludzi: oblicza znane i nieznane. Z Nazaretu, z Kany, z Tyberiady, z Naim, z Endor. I Samarytanie ze wszystkich wiosek, które mijali w czasie podróży oraz z innych sąsiednich miejscowości. Wychodzą pośpiesznie przed wozy, tarasując przejście tym, którzy chcą wyjść i tym, którzy chcą wejść.

«Czegóż chcą ci ludzie? Dlaczego tu przybyli? Skąd wiedzieli?»

«Ech! Ci z Nazaretu czatowali. Kiedy tylko Łazarz przybył wieczorem, aby wyruszyć rano, w nocy pobiegli do sąsiednich osad, tak samo ci z Kany, bo Łazarz przybył, aby zabrać Zuzannę i spotkać się z Joanną. Pojechali więc za nim i wyprzedzili go, chcąc zobaczyć zarówno Jezusa, jak i Łazarza. Ci z Samarii dowiedzieli się także i dołączyli się do nich. I oto oni wszyscy!...» – wyjaśnia Jan.

«Widzisz! Bałeś się, że Nauczyciel nie będzie miał orszaku, czy ten nie wydaje ci się wystarczający?» – pyta Filip Iskariotę.

«Przybyli z powodu Łazarza...»

«Po ujrzeniu go mogli więc odejść. A tymczasem pozostali. To znak, że są i tacy, którzy przychodzą ze względu na Nauczyciela.»

«No, dobrze. Nie prowadźmy zbędnych rozmów. Spróbujmy raczej utorować drogę, aby im umożliwić wejście. Siłą, chłopcy! Aby nie wyjść z wprawy! Od tak długiego czasu nie używaliśmy łokci, aby zrobić przejście Nauczycielowi!» [– mówi] Piotr i jako pierwszy zabiera się do torowania drogi pośród tłumu, który wykrzykuje „hosanna”.

Są różni ludzie: ciekawscy, oddani, plotkujący. Potem Piotr – przy pomocy innych apostołów oraz licznych uczniów, którzy rozproszeni w tłumie usiłują przyłączyć się do nich – broni otwartej przestrzeni, aby w domu mogły się schronić niewiasty, a także Jezus i Łazarz. Potem zamyka drzwi wchodząc jako ostatni. Zamyka je przy pomocy zasuw i sztab i posyła innych, żeby zamknęli od strony ogrodu.

«O, wreszcie! Pokój niech będzie z Tobą, błogosławiona Maryjo! Wreszcie Cię widzę! Teraz wszystko jest piękne, gdyż Ty jesteś z nami!» – wita Ją Piotr, pochylając się przed Maryją do samej ziemi.

To Maryja o twarzy smutnej, bladej i zmęczonej, o obliczu już Bolejącej. [Odpowiada mu:]

«Tak, wszystko teraz jest mniej bolesne, bo jestem przy Nim.»

«Zapewniłem Cię, że mówię Ci tylko prawdę!» – odzywa się Łazarz.

«Masz rację... ale słońce zaciemniło się dla Mnie i wszelki pokój znikł, kiedy dowiedziałam się, że Mój Syn jest tutaj... Zrozumiałam... Och!»

Nowe łzy płyną po Jej bladych policzkach.

«Nie płacz, Moja Mamo! Nie płacz! Byłem tu pośród tych dzielnych ludzi, blisko innej Marii, która jest matką...»

Jezus prowadzi Ją do innej izby, od strony spokojnego ogrodu. Wszyscy idą za Nimi. Łazarz tłumaczy się:

«Musiałem Jej powiedzieć, bo znała drogę i nie rozumiała, dlaczego jadę tą. Sądziła, że On jest ze mną w Betanii... W Sychem jakiś człowiek zawołał: „My także do Efraim, do Nauczyciela!”. Nie mogłem już w żaden sposób tego ukryć... Miałem także nadzieję wyprzedzić tych ludzi, wyjeżdżając w nocy nieznanymi drogami. Ale jak! Każde miejsce było pilnowane i kiedy jedna grupa jechała za mną, inne udawały się wszędzie, aby uprzedzić.»

Maria, małżonka Jakuba, przynosi mleko, miód, masło i świeży chleb. Ofiarowuje to najpierw Maryi. Ukradkiem spogląda na Łazarza, trochę zaciekawiona, trochę zalękniona. Potrząsa ręką, bo – podając mleko Łazarzowi – musnęła jego dłoń. Jej usta nie mogą powstrzymać się od [okrzyku]: „Och!”, kiedy widzi, że Łazarz je jej podpłomyk jak inni.

Łazarz śmieje się z tego jako pierwszy i mówi, uprzejmy, wytworny i pełen pewności jak wszyscy ludzie wysokiego pochodzenia:

«Tak, niewiasto. Jem wszystko jak ty i smakuje mi twój chleb i mleko. I z pewnością posłanie, jakie przygotowałaś, będzie wygodne, bo czuję zmęczenie, podobnie jak odczuwam głód.»

Odwraca się do wszystkich, mówiąc:

«Wielu dotyka mnie tłumacząc się, że chcą odczuć, czy mam ciało i kości, czy jestem ciepły i czy oddycham. To taki mały kłopot. Kiedy już moja misja się zakończy, wycofam się do Betanii. Przy Tobie, Nauczycielu, wywoływałbym zbyt wiele roztargnień. Błyszczałem, świadczyłem o Twojej potędze nawet w Syrii. Teraz odsunę się w cień. Ty jeden masz jaśnieć na niebie cudu, na niebie Boga i na obliczach ludzi.»

Maryja tymczasem mówi do staruszki:

«Byłaś dobra dla Mojego Syna. On Mi powiedział, jak bardzo. Pozwól, że cię ucałuję, aby ci wyrazić Moją wdzięczność. Nie mam nic, aby ci za to zapłacić, z wyjątkiem Mojej miłości. Ja też jestem uboga... i mogę nawet powiedzieć, że nie mam już Syna, bo On należy do Boga i do Swojej misji... I niech tak będzie zawsze, bo święte i sprawiedliwe jest to, czego Bóg chce.»

Maryja jest łagodna, ale jakże jest już udręczona... Wszyscy apostołowie patrzą na Nią z litością. Zapomnieli nawet o ludziach, tłoczących się na zewnątrz, których chcieli zapytać o nowiny o krewnych, mieszkających daleko. Jezus mówi:

«Wchodzę na taras, aby pożegnać ludzi i ich pobłogosławić.»

Wtedy Piotr przytomnieje i mówi:

«A gdzie jest Margcjam? Widziałem wszystkich uczniów, ale nie jego...»

«Margcjama nie ma» – odpowiada Salome, matka Jakuba i Jana.

«Margcjama nie ma? Dlaczego? Czy jest chory?»

«Nie. Czuje się dobrze i twoja żona także ma się dobrze. Ale Margcjama tu nie ma. Porfirea nie pozwoliła mu przyjść.»

«Głupia niewiasta! Za miesiąc jest Pascha, a on musi przecież przybyć na Paschę! Mogła go wysłać teraz, dać tę radość synowi i mnie. Ale ona jest powolniejsza w zrozumieniu niż owca i...»

«Janie i ty, Szymonie, synu Jony, a także ty, Łazarzu wraz z Szymonem Zelotą, chodźcie ze Mną. Wy wszyscy pozostańcie, gdzie jesteście, aż odprawię ludzi, aby oddzielić ich od uczniów» – nakazuje Jezus i wychodzi z czterema, zamykając drzwi.

Przechodzi przez korytarz, kuchnię, wchodzi do ogrodu, Za Nim idzie zrzędzący Piotr i inni. Ale zanim postawi stopę na tarasie zatrzymuje się na schodach, odwraca się, aby położyć rękę na ramieniu Piotra, który podnosi niezadowolone oblicze.

«Posłuchaj Mnie dobrze, Szymonie Piotrze, przestań oskarżać Porfireę i robić jej wymówki. Ona jest niewinna. Jest posłuszna Mojemu nakazowi. To Ja jej nakazałem przed Świętem Namiotów, żeby nie posyłała Margcjama do Judei...»

«Ale to Pascha, Panie!»

«Jestem Panem. Sam to mówisz. A jako Pan mogę nakazać wszystko, bo każdy Mój nakaz jest słuszny. Tak więc nie pozwól, żeby cię ogarniały skrupuły. Czy pamiętasz, co jest powiedziane w Księdze Liczb? „Jeśli ktoś z waszego narodu jest nieczysty z powodu jakiegoś umarłego lub dalekiej podróży, niech odprawi Paschę Pańską czternastego dnia drugiego miesiąca, w porze wieczornej”.»

«Ale Margcjam nie jest nieczysty, przynajmniej mam nadzieję, że Porfirea nie zamierza umrzeć akurat teraz. Nie jest też w podróży...» – wyraża swe zastrzeżenie Piotr.

«To nie ma znaczenia. Ja tak chcę. Są rzeczy, które czynią bardziej nieczystym niż umarły. Nie chcę, żeby Margcjam... się zaraził. Pozwól Mi działać, Piotrze. Ja wiem. Bądź zdolny do posłuszeństwa, jak jest do tego zdolna twoja małżonka i sam Margcjam. Odprawimy z nim drugą Paschę, czternastego dnia drugiego miesiąca. I wtedy będziemy szczęśliwi. Obiecuję ci to.»

Piotr czyni gest, jakby chciał powiedzieć: „Poddaję się”, ale nic już nie mówi. Zelota zauważa:

«Lepiej będzie, jeśli nie będziesz dalej wyliczał tych, których nie będzie na święcie Paschy w mieście!»

«Nie mam już ochoty liczyć. To wszystko sprawia, że robi mi się... zimno... Czy inni mogą wiedzieć?»

«Nie. Wziąłem was specjalnie osobno» [– wyjaśnia Jezus.]

«W takim razie... muszę coś powiedzieć na osobności Łazarzowi.»

«Mów. Jeśli będę mógł, odpowiem ci» – mówi Łazarz.

«Och, nawet jeśli mi nie odpowiesz, to będzie bez znaczenia. Wystarczy, że pójdziesz do Piłata – ta myśl pochodzi od twojego przyjaciela Szymona – i że ty, mówiąc o tym i o owym, dowiesz się, jak zamierza postępować wobec Jezusa: dobrze czy źle... Wiesz... zręcznie... bo mówi się tyle rzeczy...»

«Zrobię to, gdy tylko przybędę do Jerozolimy. Przejadę raczej przez Betel i Rama niż przez Jerycho, aby dotrzeć do Betanii. Będę przebywał w moim pałacu na Syjonie i pójdę do Piłata. Bądź spokojny, Piotrze. Będę zręczny i szczery.»

[Jezus wtrąca się, mówiąc:]

«I stracisz czas na nic, przyjacielu. Bo Piłat – ty znasz go jako człowiek, Ja znam go jako Bóg – jest tylko jak trzcina, która chciałaby się ugiąć w stronę przeciwną do huraganu, starając się przed nim uciec. Nie brakuje mu nigdy szczerości. Zawsze jest przekonany do tego, co chce czynić, i czyni to, co mówi w danej chwili. Ale w chwilę potem, wskutek ryku zawieruchy, nadciągającej z innej strony, zapomina – och, to nie dlatego, żeby uchybiał obietnicom i pragnieniom – zapomina, po prostu zapomina o wszystkim, czego chciał wcześniej. Zapomina, bo wycie woli silniejszej niż jego, otępia go, wydmuchuje z niego wszystkie myśli, jakie inny krzyk w niego złożył i wkłada do jego wnętrza nowe. A następnie, ponad wszystkimi zawieruchami o tysiącach głosów, [pojawia się] głos małżonki. Ona grozi mu separacją, jeśli nie zrobi tego, czego ona chce, a kiedy się od niej odłączy, wtedy pożegna się z całą swą siłą, z całą opieką „boskiego” Cezara.

Oni tak o nim mówią, mając jednak całkowite przekonanie, że ten Cezar jest bardziej od nich godzien pogardy... Ale potrafią widzieć Ideę w człowieku, a nawet Idea zasłania człowieka, który ją wyobraża. O Idei nie można powiedzieć, że jest nieczysta: każdy obywatel kocha i to słuszne, że kocha Ojczyznę i chce jej tryumfu... Cezar to Ojczyzna... i oto... nawet ktoś nędzny jest... wielki z powodu tego, co wyobraża... Ale nie chciałem mówić o Cezarze, lecz o Piłacie!

Mówiłem zatem, że ponad wszystkimi głosami, od głosu swej żony aż po głos tłumu, jest głos – och, jaki głos! – jego „ja”. Małe „ja” małego człowieka, zachłanne „ja” człowieka chciwego, próżne „ja” człowieka pysznego; ta małość, ta zachłanność, ta pycha chcą panować, aby być wielkie, chcą panować, aby mieć wiele denarów, chcą panować, aby móc władać mnóstwem podwładnych, zgiętych w pokłonie. Nienawiść wylęga się pod tym, ale on jej nie widzi, ten mały Cezar nazywany Piłatem, nasz mały Cezar... On widzi tylko zgięte plecy, które udają szacunek i drżenie przed nim, lub naprawdę to odczuwają. I z powodu tego niespokojnego głosu [swego] „ja” on jest skłonny do wszystkiego. Mówię: do wszystkiego, byle tylko mógł nadal być Poncjuszem Piłatem, Prokonsulem, sługą Cezara, panującym nad jednym z tak licznych regionów cesarstwa. I z powodu tego wszystkiego, nawet jeśli teraz jest Moim obrońcą, jutro będzie Moim sędzią, i to bezlitosnym. Zawsze chwiejna jest myśl człowieka, w najwyższym stopniu chwiejna, kiedy ten człowiek nazywa się Poncjusz Piłat. Ale ty, Łazarzu, możesz sprawić Piotrowi radość... jeśli to ma go pocieszyć.»

«Pocieszyć, nie, ale... pozwolić mi zachować spokój – tak» [– wyjaśnia Piotr.]

«Zatem spraw radość naszemu dobremu Piotrowi i idź do Piłata» [– mówi Jezus.]

«Pójdę, Nauczycielu. Ale namalowałeś Prokonsula tak, jak nie zdołałby tego uczynić żaden historyk ani filozof. Doskonale!»

«Mógłbym tak przedstawić każdego człowieka: jego prawdziwy obraz i jego charakter. Ale chodźmy do ludzi, którzy bardzo hałasują.»

Jezus wchodzi po ostatnich stopniach i ukazuje się. Podnosi ręce i mówi głośno:

«Ludzie z Galilei i Samarii, Moi uczniowie i idący za Mną. Wasza miłość, pragnienie uczczenia Mnie i uczczenia Mojej Matki oraz Mojego przyjaciela przez to, że towarzyszyliście ich wozowi, mówi Mi, jaka jest wasza myśl. Mogę tylko błogosławić was za tę myśl. Jednak teraz powróćcie do waszych domów, do waszych zajęć. Wy, Galilejczycy, idźcie i powiedzcie pozostałym, że Jezus z Nazaretu ich błogosławi. Mężowie galilejscy, zobaczymy się na Paschę w Jerozolimie. Udam się tam w dzień po szabacie, przed Paschą.

Ludu Samarii, idźcie i wy. Umiejcie nie ograniczać waszej miłości do Mnie do podążania za Mną i szukania Mnie na drogach ziemi, ale na drogach ducha. Idźcie i niech Światłość zajaśnieje w was. Uczniowie Nauczyciela, odłączcie się od wiernych pozostając w Efraim, aby otrzymać Moje pouczenia. Idźcie. Bądźcie posłuszni.»

«On ma rację! Przeszkadzamy Mu. On chce pozostać z Matką!» – wołają głośno uczniowie i Nazarejczycy.

«Zaraz odejdziemy, ale najpierw chcemy Jego obietnicy, że przyjdzie do Sychem przed Paschą. Do Sychem! Do Sychem!»

«Przyjdę. Idźcie. Przyjdę przed pójściem na Paschę do Jerozolimy.»

«Nie idź tam! Nie idź! Pozostań z nami! Z nami! My Ciebie obronimy! Uczynimy Cię Królem i Najwyższym Kapłanem! Oni Cię nienawidzą! My Cię kochamy! Precz z Żydami! Niech żyje Jezus!»

«Cisza! Nie hałasujcie! Moja Matka cierpi od tych okrzyków, które mogą Mi szkodzić bardziej niż głos, który by Mnie przeklinał. To nie jest jeszcze Moja godzina. Idźcie. Wstąpię do Sychem, ale usuńcie z waszych serc myśl, że mogę – z powodu podłego ludzkiego tchórzostwa i z powodu buntu świętokradczego przeciwko woli Mojego Ojca – nie wypełnić Mojego obowiązku. Jako Izraelita muszę uwielbić prawdziwego Boga w jedynej Świątyni, gdzie można Go adorować, a jako Mesjasz nie mogę przyjąć korony gdzie indziej niż w Jerozolimie. Tam zostanę namaszczony na Króla wszystkich, zgodnie ze słowem i prawdą oglądaną przez wielkich proroków.»

«Precz! Nie było innych proroków po Mojżeszu! Jesteś marzycielem» [– wołają Samarytanie. Jezus im odpowiada:]

«A wy także. Czy jesteście wolni? Nie. Jak nazywa się Sychem? Jaka jest jego nowa nazwa? I jak jest z nim, tak samo jest z innymi miastami w Samarii, Judei i Galilei. Bo rzymska katapulta wszystko tak samo zrównuje z ziemią. Czy może nazywa się ono Sychem? Nie. Nazywa się Neapoli, jak Bet-szan nazywa się Scytopolis i wiele innych miast, które, z woli Rzymian lub uzależnionych od nich pochlebców, przyjęły nazwę narzuconą przez czyjeś panowanie lub pochlebstwo. A wy, pojedynczy ludzie, chcielibyście być kimś większym niż miasto, większym niż panujący nad nami, większym niż Bóg? Nie. Niczego nie można zmienić z tego, co zostało ustalone dla zbawienia wszystkich. Ja idę drogą prawą. Podążajcie za Mną, jeśli chcecie wejść ze Mną do Królestwa wiecznego.»

Już ma się wycofać, ale Samarytanie czynią taką wrzawę, że Galilejczycy reagują. Równocześnie wybiegają z domu do ogrodu, a potem na schody i taras ci, którzy przebywali w domu. Jako pierwsze, za plecami Jezusa, ukazuje się blade, smutne i przygnębione oblicze Maryi. Staje za Nim, obejmuje Go i tuli, jakby chciała Go obronić przed obelgami, które dochodzą z dołu:

«Zdradziłeś nas! Schroniłeś się u nas, każąc nam wierzyć, że nas kochasz, a tymczasem nami gardzisz! Jeszcze bardziej będziemy pogardzani z Twojej winy!» I tak dalej...

Zbliżają się do Jezusa także uczennice, apostołowie i jako ostatnia, wystraszona, Maria, małżonka Jakuba. Okrzyki z dołu zdradzają źródło wzburzenia, źródła dawne, ale pewne:

«Dlaczego w takim razie posłałeś do nas Twoich uczniów, żeby nam powiedzieli, że jesteś prześladowany?»

«Nikogo nie posyłałem. Tam są mieszkańcy Sychem. Niech podejdą. Co im powiedziałem któregoś dnia na górze?»

«To prawda. Powiedział nam, że można oddawać cześć tylko w Świątyni, dopóki nowy czas nie przyjdzie dla wszystkich. Nauczycielu, nie jesteśmy winni, wierz nam. Ich zmylili fałszywi wysłańcy.»

«Wiem o tym. Ale teraz odejdźcie. Przybędę też do Sychem. Nie boję się nikogo. Ale teraz idźcie, aby nie szkodzić samym sobie ani waszym krewnym. Widzicie tam, w dali, jak jaśnieją w słońcu pancerze legionistów idących w dół drogą? Z pewnością podążali za wami w pewnej odległości, widząc taki orszak. Pozostali w zagajniku, czekając. Wasze okrzyki przyciągają ich teraz tutaj. Odejdźcie dla waszego dobra.»

Rzeczywiście, w dali, na głównej drodze, wznoszącej się ku górom, na której Jezus spotkał głodnego, widać światła połyskujące, poruszające się i posuwające się naprzód. Ludzie rozpraszają się powoli. Pozostają ci z Efraim, Galilejczycy, uczniowie.

«Odejdźcie także wy, mieszkańcy Efraim, do waszych domów. Odejdźcie i wy, Galilejczycy. Bądźcie posłuszni Temu, który was kocha!»

Oni także odchodzą. Zostają tylko uczniowie, którym Jezus nakazuje wejść do domu i do ogrodu. Piotr z innymi schodzi, aby im otworzyć.

Judasz z Kariotu nie schodzi. Śmieje się! Śmieje się mówiąc:

«Teraz zobaczysz „dobrych Samarytan”, jak będą Cię nienawidzić! Aby zbudować Królestwo rozrzucasz kamienie. A rozrzucone kamienie z budowli stają się pociskami, aby uderzyć. Wzgardziłeś nimi! I oni Ci tego nie zapomną.»

«Niech Mnie nienawidzą. Z lęku przed ich nienawiścią nie uchylę się od spełnienia Mego obowiązku. Chodź, Matko. Pójdziemy powiedzieć uczniom, zanim ich odprawię, co mają czynić.»

Schodzi po schodach pomiędzy Maryją i Łazarzem, aby wejść do domu, gdzie gromadzą się uczniowie, którzy przybyli do Efraim. Daje im nakaz rozejścia się we wszystkie strony, aby uprzedzili towarzyszy, że mają być w Jerychu w pierwszym dniu miesiąca Nisan i czekać aż do Jego przybycia. Mają powiedzieć mieszkańcom różnych miejsc, którędy przejdzie, kiedy opuści Efraim. Mają Go szukać w Jerozolimie w czasie Paschy.

Potem dzieli ich na trzyosobowe grupy. Powierza Izaakowi, Hermasowi i Szczepanowi, nowego ucznia – Samuela.

Szczepan pozdrawia go słowami:

«Radość z tego, że widzę cię w światłości, łagodzi mój niepokój płynący z dostrzegania, że wszystko staje się kamieniem dla uderzenia Nauczyciela.»

Hermas zaś wita go tak: «Porzuciłeś człowieka dla Boga. I Bóg teraz jest naprawdę z tobą.»

Izaak, pokorny i powściągliwy, mówi tylko:

«Pokój niech będzie z tobą, bracie.»

Kiedy już ofiarowano chleb i mleko, które mieszkańcy Efraim podarowali w dobrej wierze, uczniowie także odchodzą i wreszcie jest spokój... Jednak w czasie przygotowywania baranka Jezus jeszcze coś robi. Idzie do Łazarza i mówi mu:

«Chodź ze Mną na drogę ciągnącą się wzdłuż potoku.»

Łazarz jest posłuszny ze swą zwykłą gotowością. Oddalają się od domu na odległość około dwustu metrów. Łazarz milczy, czekając, aż Jezus zacznie mówić. Jezus mówi:

«Chciałem ci coś powiedzieć. Moja Matka jest bardzo przygnębiona: widzisz to. Przyślij tu twoje siostry. Ja istotnie udam się w kierunku Sychem wraz z wszystkimi apostołami i uczennicami. Ale wyślę je potem naprzód, do Betanii. Ja tymczasem zatrzymam się na jakiś czas w Jerychu. Mogę jeszcze ośmielić się zatrzymać przy Sobie niewiasty tutaj, w Samarii, ale nie gdzie indziej...»

«Nauczycielu! Naprawdę obawiasz się... Och! Jeśli tak jest, to dlaczego mnie wskrzesiłeś?» [– pyta Łazarz.]

«Aby mieć przyjaciela.»

«Och!!! Jeśli to w tym celu: oto jestem. Wszelka boleść jest niczym dla mnie, jeśli mogę Cię umocnić moją przyjaźnią.»

«Wiem. Dlatego posługuję się tobą i będę się posługiwał tobą jak najdoskonalszym przyjacielem.»

«Czy muszę naprawdę iść do Piłata?» [– pyta Łazarz.]

«Jeśli chcesz. Ale dla Piotra. Nie ze względu na Mnie.»

«Nauczycielu, dam Ci znać... Kiedy opuszczasz to miejsce?»

«Za osiem dni. Ledwie Mi starczy czasu, aby pójść tam, gdzie chcę, i przybyć do ciebie przed Paschą, aby nabrać sił w Betanii, oazie pokoju, zanim zanurzę się w zamęcie Jerozolimy.»

«Wiesz, Nauczycielu, że Sanhedryn jest całkowicie zdecydowany stworzyć oskarżenia, ponieważ nie ma [prawdziwych], aby Cię zmusić do ucieczki na zawsze? Wiem o tym od Jana, członka Sanhedrynu, którego spotkałem przypadkowo w Ptolemaidzie, szczęśliwego z powodu dziecka, które się mu wkrótce narodzi. Powiedział mi: „Boli mnie ta decyzja Sanhedrynu. Chciałem, żeby Nauczyciel był obecny przy obrzezaniu chłopca, bo – jak ufam – to będzie chłopiec. Ma się urodzić w pierwszych dniach miesiąca Tammuz. Ale czy Nauczyciel będzie jeszcze pomiędzy nami w tym czasie? I chciałbym... żeby mały Emmanuel – a to imię mówi ci, jakie są moje myśli – jako pierwsze, co go spotka na świecie, otrzymał Jego błogosławieństwo. Bo mój syn, szczęśliwy, nie będzie musiał walczyć o wiarę, jak my musimy. Wzrośnie w czasach mesjańskich i będzie mu łatwo przyjąć jego ideę”. Jan doszedł do wiary, że Ty jesteś Obiecanym.»

«I on jeden, pośród tylu innych, wynagradza Mi za to, czego inni nie czynią. Łazarzu, pożegnajmy się tutaj, w spokoju. I dziękuję za wszystko, Mój przyjacielu. Jesteś prawdziwym przyjacielem. Z dziesięcioma podobnymi do ciebie byłoby słodyczą żyć nawet pośród tak wielkiej nienawiści...»

«Teraz masz Swoją Matkę, mój Panie. Ona warta jest dziesięciu i stu Łazarzów. Ale pamiętaj zawsze, że czegokolwiek byś potrzebował, o ile to możliwe dla mnie, dam Ci to. Nakazuj Mi, a będę Twoim sługą we wszystkim. Nie będę mędrcem ani świętym jak inni, którzy Cię kochają, ale, nie biorąc pod uwagę Jana, nie znajdziesz nikogo bardziej wiernego niż ja. Nie sądzę, że jestem pyszny mówiąc to.

A teraz, kiedy już mówiliśmy o Tobie, powiem Ci o Syntyce. Widziałem ją. Jest aktywna i mądra, jak tylko może być Greczynka, która potrafiła pójść za Tobą. Cierpi, że jest daleko, ale mówi, że jest szczęśliwa, bo przygotowuje Ci drogę. Ma nadzieję, że zobaczy Cię, nim umrze.»

«Zobaczy Mnie na pewno. Nie zawodzę nigdy nadziei sprawiedliwych» [– zapewnia Jezus.]

«Ma małą szkołę, do której zewsząd uczęszcza bardzo wiele dziewczynek. Wieczorem ma u siebie pewną ubogą dziewczynkę, z mieszanej rasy i nie należącą do żadnej religii. Uczy ją o Tobie. Powiedziałem jej: „Dlaczego nie staniesz się prozelitką? To by ci bardzo pomogło.” Odpowiedziała mi: „Bo nie chcę poświęcić się dla tych z Izraela, ale dla ołtarzy pustych, które czekają na Boga. Przygotowuję je na przyjęcie mojego Pana. Potem, gdy już Jego Królestwo zostanie ustanowione, pójdę do mojej Ojczyzny i pod niebem Hellady strawię moje życie na przygotowywaniu serc dla nauczycieli. O tym marzę. A jeśli umrę wcześniej z powodu choroby lub prześladowania, odejdę również szczęśliwa, bo to będzie znakiem, że zakończyłam moją pracę i że On wzywa do Siebie Swoją służebnicę, która Go umiłowała od pierwszego spotkania”.»

«To prawda. Syntyka naprawdę umiłowała Mnie od pierwszego spotkania» [– potwierdza Jezus.]

«Chciałem przemilczeć przed nią to, jak jesteś dręczony. Ale Antiochia rozbrzmiewa jak muszla wszelkimi odgłosami wielkiego Cesarstwa Rzymskiego, a więc i tym, co się dzieje tutaj. I Syntyka wie o Twoich troskach i cierpi z ich powodu jeszcze bardziej niż przez to, że jest daleko. Chciała dać mi pieniądze. Odmówiłem, mówiąc, żeby się nimi posłużyła dla dziewcząt. Ale wziąłem nakrycie, jakie utkała z jedwabiu o dwóch grubościach. Ma je Twoja Matka. Syntyka chciała nitką opisać historię Twoją, swoją i Jana z Endor. A wiesz jak? Tkając wokół kwadratu obramowanie przedstawiające baranka, który broni przed stadem hien dwie gołębice. Jedna z nich ma skrzydła złamane, a druga przerwała łańcuch, który ją trzymał na uwięzi. I historia toczy się dalej, aż do lotu ku wyżynom gołębicy o skrzydłach złamanych i dobrowolnym uwięzieniu drugiej u stóp baranka. Można by powiedzieć: jedna z tych historii, które rzeźbiarze greccy wykonują w marmurze na festonach świątyń i na stelach swoich zmarłych lub te, które malarze przedstawiają na wazach. Chciała Ci je przy­słać przez sługę. Ja je wziąłem.»

«Będę je nosić, gdyż pochodzi od dobrej uczennicy. Chodźmy do domu. Kiedy planujesz wyjechać?» [– pyta Jezus.]

«Jutro o świcie, aby konie odpoczęły. Potem zatrzymam się do­­piero w Jerozolimie i pójdę do Piłata. Jeśli będę mógł z nim roz­mawiać, poślę Ci jego odpowiedzi przez Marię.»

Wchodzą powoli do domu, rozmawiając o sprawach mniejszej wagi.


   

Przekład: "Vox Domini"