Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga V - Przygotowanie do Męki

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

 21. JÓZEF Z ARYMATEI ORAZ NIKODEM POWIADAMIAJĄ JEZUSA O WYDARZENIACH W JUDEI

Napisane 23 stycznia 1947. A, 9910-9920

Manaen wybrał drogę bardzo trudną, aby zaprowadzić Jezusa na miejsce, w którym jest oczekiwany. Droga górska, wąska, pokryta kamieniami, pośród zarośli i lasów. Bardzo jasne światło księżyca w pierwszej kwadrze przedziera się z trudnością przez plątaninę gałęzi, a czasem całkiem znika. Wtedy Manaen pomaga sobie pochodnią, którą przygotował i przyniósł ze sobą pod płaszczem. Niesie ją na ramieniu jak broń. W milczeniu, w wielkiej ciszy nocy posuwają się naprzód. On – na przedzie, a Jezus za nim. Dwa lub trzy razy jakieś dzikie zwierzę, przebiegając przez lasy, wywołuje jakby odgłos kroków. To zatrzymuje Manaena i skłania do czatowania. Oprócz tego nic nie zakłóca marszu już tak męczącego.

«To tam, Nauczycielu znajduje się Gofna. Teraz tu zakręcimy, odliczę trzysta kroków i znajdziemy się przy grotach, gdzie czekają na nas od zachodu słońca. Droga wydała Ci się długa? A jednak przeszliśmy skrótami, dzięki którym, jak sądzę, uszanowaliśmy odległość, [dopuszczoną przez] prawo.»

Jezus wykonuje gest, jakby chciał powiedzieć: „Nie można było zrobić inaczej.” Manaen zaś już się nie odzywa, bo uważnie liczy kroki. Są teraz w korytarzu skalistym i pustym, podobnym do górskiej jaskini, między ścianami góry, które prawie się stykają. To rozłupanie jest tak dziwne, że można by rzec, iż spowodował je jakiś kataklizm. To jakby ogromne cięcie nożem w bryle góry, które ją w jednej trzeciej rozcięło od szczytu. Powyżej, w górze: pionowe ściany, szumiące drzewa, które wyrosły na skraju ogromnej szczeliny, blask gwiazd. Ale tu, do tej otchłani, nie dociera światło księżyca. Zamglone światło pochodni budzi drapieżne ptaki, które krzyczą poruszając skrzydłami na brzegach swoich gniazd pośród szczelin.

Manaen mówi: «To tu!»

I nachylając się ku wnętrzu szczeliny w skalnej ścianie wydaje dźwięk, przypominający skargę wielkiej sowy.

Z głębi korytarza skalnego, zamkniętego od góry, przybliża się czerwonawe światło. Ukazuje się Józef:

«Nauczyciel?» – pyta, bo nie widzi Jezusa, który jest trochę z tyłu.

«Jestem tu, Józefie. Pokój z tobą.»

«I z Tobą pokój. Chodź! Chodźcie. Rozpaliliśmy ognisko, aby widzieć węże i skorpiony, i uniknąć chłodu. Idę przodem.»

Odwraca się. Krętą ścieżką we wnętrznościach góry prowadzi ich do miejsca oświetlonego płomieniami. Tam, blisko ognia, znajduje się Nikodem, który wrzuca do ogniska gałęzie jałowca.

«Pokój także tobie, Nikodemie. Jestem pośród was. Mówcie.»

«Nauczycielu, nikt nie zauważył Twego przyjścia?»

«Ale kto, Nikodemie?»

«Czy nie ma z Tobą uczniów?»

«Jest ze Mną Jan i Judasz, syn Szymona. Inni ewangelizują od dnia po szabacie aż do zmroku w piątek. Opuściłem dom przed sekstą mówiąc, że nie mają czekać na Mnie przed świtem dnia po szabacie. Są już przyzwyczajeni do Mojej nieobecności przez wiele godzin i to nie wzbudzi w nikim podejrzeń. Bądźcie więc spokojni. Wszyscy mamy czas, żeby porozmawiać bez lęku, że zostaniemy zaskoczeni. To... odpowiednie miejsce.»

«Tak. Kryjówka wężów i sępów... i złodziei w dogodnej porze roku, kiedy na górach pełno jest stad. Ale teraz złodzieje wolą inne miejsca, gdzie szybciej można napaść na owczarnie i karawany. Przykro nam, że Cię aż tu sprowadziliśmy, ale z tego miejsca będziemy mogli odejść czterema różnymi drogami, bez przyciągania czyjejkolwiek uwagi. Bo, Nauczycielu, Sanhedryn kieruje swą uwagę tam, gdzie podejrzewa miłość do Ciebie.»

«Otóż w tej [ocenie] nie zgadzam się z Józefem. Wydaje mi się, że teraz to my widzimy cienie tam, gdzie ich nie ma. Wydaje mi się, że od kilku dni sprawa się bardzo uspokoiła...» – mówi Nikodem.

«Mylisz się, przyjacielu. Ja ci to mówię. Uspokoiły się poszukiwania Nauczyciela, bo już wiedzą, gdzie się znajduje. Tak więc śledzą Jego, a nie – nas. Z tego powodu poleciłem nie mówić nikomu, że się spotkamy, aby się ktoś do... czegoś... nie przygotował» – mówi Józef.

«Nie wierzę, żeby ci z Efraim...» – wyraża zastrzeżenie Manaen.

«Nie ci z Efraim ani nikt inny z Samarii. Oni – nie, choćby tylko po to, aby zrobić na przekór [Żydom]...» [– mówi Józef.]

«Nie, Józefie, to nie dlatego. To dlatego że oni nie mają w sercach złośliwego węża, którego wy macie. Oni nie obawiają się, że zostaną pozbawieni jakiegokolwiek przywileju. Nie muszą bronić interesów religijnych lub jakiegoś stronnictwa. Oni nie mają nic, z wyjątkiem instynktownej potrzeby odczucia, że im wybaczono i że są kochani przez Tego, którego obrazili ich przodkowie i którego oni nadal obrażają pozostając poza Religią doskonałą. Są poza nią – gdyż są pyszni, jak wy jesteście pyszni. Dlatego obydwie strony nie umieją się wyzbyć niechęci, która dzieli, i podać sobie ręki w imię Jedynego Ojca. A nawet, gdyby było w nich tak wiele dobrej woli, wy byście ją zdusili, bo nie umiecie przebaczać. Nie umiecie powiedzieć, depcząc wszelką głupotę: „Przeszłość umarła, gdyż powstał Książę przyszłego Wieku, który gromadzi wszystkich pod Swoim Znakiem”. Istotnie, przyszedłem i gromadzę. Ale wy! O! Wy ciągle uważacie za przeklęte to, co Ja uznałem za godne zgromadzenia!»

«Jesteś surowy wobec nas, Nauczycielu.»

«Jestem sprawiedliwy. Czy możecie powiedzieć, że Mi nie wyrzucaliście w waszych sercach niektórych Moich czynów? Czy możecie powiedzieć, że pochwalacie Moje Miłosierdzie, które jest takie samo dla Judejczyków i Galilejczyków, jak i dla Samarytan i pogan, a nawet jeszcze większe dla nich i dla wielkich grzeszników, właśnie dlatego, że oni go bardziej potrzebują? Czy możecie powiedzieć, że wy nie oczekiwaliście ode Mnie czynów pełnego przemocy majestatu, abym ujawnił Moje nadprzyrodzone pochodzenie i przede wszystkim, uważajcie dobrze, Moją misję Mesjasza, według waszego wyobrażenia Mesjasza?

Powiedzcie całą prawdę: oprócz radości waszego serca z powodu wskrzeszenia przyjaciela, czy nie wolelibyście bardziej od tego, żebym przybył do Betanii piękny i okrutny, jak nasi przodkowie postąpili wobec Amorytów i Baszanitów i jak Jozue z ludźmi z Ain i z Jerycha, lub lepiej jeszcze: że na brzmienie Mego głosu stoczyłyby się kamienie i mury na Moich nieprzyjaciół, jak na odgłos trąby Jozuego rozpadły się mury Jerycha. [Czy nie wolelibyście], abym ściągnął z nieba na Moich nieprzyjaciół ogromne kamienie, jak się zdarzyło w czasie schodzenia z Beteronu jeszcze za czasów Jozuego lub, jak w czasach nam bliższych, abym wezwał jeźdźców niebieskich, żeby rzucili się w powietrze: okryci złotem, uzbrojeni we włócznie jak kohorty i żeby biegli jeźdźcy w równych szwadronach i atakowali tu i tam, potrząsając tarczami i bronią, i hełmami, i pospolitymi mieczami i żeby ciskali strzałami dla przerażenia Moich wrogów?

Tak, wolelibyście to. Chociaż bowiem bardzo Mnie kochacie, to wasza miłość jest jeszcze nieczysta i żywi się pragnieniem tego, co nie jest święte, waszą myślą Izraelitów, waszą starą myślą. Ona jest tak u Gamaliela, jak i u ostatniego z Izraela, jest u Arcykapłana, u Tetrarchy, u wieśniaka, pasterza, koczownika, człowieka z Diaspory. To stała myśl o Mesjaszu dokonującym podbojów. Koszmar dla tych, którzy się obawiają, że przez Niego staną się niczym. Nadzieja dla tych, którzy miłują Ojczyznę gwałtowną ludzką miłością. Marzenie tych, którzy są uciskani przez obce potęgi, na innych ziemiach. To nie jest wasza wina. Myśl czysta, taka jaką Bóg dał o tym, kim jestem, pokrywała się w ciągu wieków zbędnymi naleciałościami. I niewielu umie – bo jest to bolesne – przywrócić początkową czystość idei mesjańskiej. Teraz, ponieważ są bliskie czasy, kiedy zostanie dany znak, którego oczekuje Gamaliel, a z nim oczekuje go cały Izrael, kiedy nadchodzą czasy Mojego doskonałego ukazania się, szatan pracuje, aby wasza miłość była jeszcze bardziej niedoskonała, a wasza myśl – bardziej popsuta. Jego godzina nadchodzi. Mówię wam to. I w tej godzinie ciemności nawet ci, którzy obecnie widzą, lub tylko mają krótki wzrok, będą całkowicie zaślepieni. Niewielu, bardzo niewielu, w zabitym Człowieku rozpozna Mesjasza. Niewielu rozpozna w Nim prawdziwego Mesjasza, właśnie dlatego, że zostanie zabity, jak widzieli to prorocy. Chciałbym, dla dobra Moich przyjaciół, żeby kiedy jest jeszcze dzień, oni umieli Mnie zobaczyć i rozpoznać, aby móc Mnie rozpoznać i widzieć nawet w oszpeceniu i w ciemnościach godziny świata...

Ale powiedzcie Mi teraz, co chcieliście Mi powiedzieć. Godziny płyną szybko i wkrótce nastanie świt. Mówię o was, gdyż Ja nie obawiam się niebezpiecznych spotkań.»

«Otóż: chcieliśmy Ci powiedzieć, że ktoś musiał donieść, gdzie jesteś, i że tą osobą z pewnością nie jestem ani ja, ani Nikodem, ani Manaen, ani Łazarz, ani jego siostry, ani Nike. Z kim jeszcze mówiłeś o miejscu wybranym na Twoje schronienie?»

«Z nikim, Józefie.»

«Jesteś tego pewien?»

«Tak.»

«I poleciłeś Twoim uczniom o tym nie mówić?»

«Przed wyruszeniem nie mówiłem im o miejscu. Po przybyciu do Efraim dałem im polecenie, żeby poszli ewangelizować i działać, zastępując Mnie. I jestem pewien, że byli posłuszni.»

«A... w Efraim jesteś sam?»

«Nie. Jestem z Janem i Judaszem, synem Szymona. Powiedziałem już to. Judasz – czytam twą myśl – nie mógł Mi szkodzić swoją lekkomyślnością, gdyż nigdy się nie oddalił od miasta, a w tym okresie nie przechodzą tędy pielgrzymi z innych miejsc.»

«Zatem... powiedział o tym naprawdę Belzebub, gdyż Sanhedryn wie, że tu jesteś.»

«I co? Jak reagują na Mój sposób postępowania?»

«Różnie, Nauczycielu. Bardzo różnie. Niektórzy mówią, że to logiczne. Skoro Cię wypędzili z miejsc świętych, pozostało Ci tylko schronienie się w Samarii. Inni natomiast mówią, że to ukazuje, kim jesteś: Samarytaninem w Swej duszy bardziej niż przez pochodzenie, i że to wystarczy, by Cię skazać. Wszyscy się radują, że mogli Ci nakazać milczenie i że mogli wskazać Cię tłumom jako przyjaciela Samarytan. Mówią: „Już wygraliśmy bitwę. Reszta będzie tylko dziecięcą zabawą”. Ale prosimy Cię, spraw, aby to nie było prawdą.»

«To nie będzie prawdą. Pozwólcie im mówić. Ci, którzy Mnie kochają, nie przerażą się pozorami. Pozwólcie, że wiatr uderzy całkowicie. To wiatr ziemski. Potem przyjdzie wiatr z Nieba i otworzy się zasłona, ukazując chwałę Bożą. Czy macie Mi jeszcze coś innego do powiedzenia?»

«Nic, co Ciebie dotyczy. Czuwaj, bądź ostrożny, nie wychodź stąd. Będziemy Ci dawać znać, co się o Tobie mówi...»

«Nie. Nie trzeba. Pozostańcie na miejscach. Będę wkrótce miał ze Sobą uczennice i – to tak – powiedzcie Elizie i Nike, żeby się przyłączyły do nich, jeśli tego chcą. Powiedzcie to także dwóm siostrom. Ponieważ miejsce Mojego pobytu jest teraz znane, ci, którzy nie boją się Sanhedrynu, mogą odtąd przychodzić dla naszego wzajemnego umocnienia się.»

«Siostry nie mogą przyjść, aż do powrotu Łazarza. Wyjechał z wielkim przepychem i cała Jerozolima wiedziała, że jedzie do swoich oddalonych posiadłości i że nie wiadomo, kiedy powróci. Ale jego sługa wrócił z Nazaretu i powiedział – to też powinniśmy Ci przekazać – że Twoja Matka będzie tutaj z innymi pod koniec tego miesiąca. Czuje się dobrze, podobnie jak Maria Alfeuszowa. Sługa je widział. Zwlekają trochę, gdyż Joanna chce przybyć z nimi, a może to uczynić dopiero pod koniec tego miesiąca. A poza tym, jeśli pozwolisz, udzielimy Ci wsparcia... jako przyjaciele wierni, choć tak niedoskonali, jak to mówisz.»

«Nie. Uczniowie, którzy idą ewangelizować, przynoszą w przeddzień każdego szabatu to, czego potrzeba dla nich i dla nas, zostających w Efraim. Nie trzeba nic innego. Robotnik żyje ze swego zarobku. To sprawiedliwe. Reszta byłaby zbędna. Dajcie to komuś nieszczęśliwemu. To również nakazałem tym z Efraim i nawet samym Moim apostołom. Wymagam, aby i oni nie mieli nawet najmniejszego zapasu i żeby każdy datek rozdali w drodze, biorąc dla nas tylko tyle, ile potrzeba na nasze tygodniowe, bardzo skromne, wyżywienie.»

«Ale dlaczego, Nauczycielu?»

«Aby ich nauczyć oderwania się od bogactw i przewagi ducha nad troskami o jutro. Jako Nauczyciel – dla tej i dla innych Moich dobrych racji – proszę was, żebyście nie nalegali.»

«Jak chcesz. Ale żałujemy, że nie możemy Ci usłużyć.»

«Nadejdzie godzina, w której to uczynicie... Czy to nie pierwszy brzask świtu?» – mówi Jezus, odwracając się ku wschodowi, czyli w stronę przeciwną do tej, z której przyszedł. Wskazuje przy tym nieśmiały przebłysk widoczny w oddali przez szczelinę.

«Tak. Musimy się rozstać. Ja powracam do Gofna, gdzie pozostawiłem osła, a Nikodem drugą stroną uda się w kierunku Berot, a stamtąd do Rama, kiedy zakończy się szabat.»

«A ty, Manaenie?»

«O! Ja udam się otwarcie głównymi drogami do Jerycha, gdzie się znajduje teraz Herod. Mam mojego konia w domu biednych ludzi, którzy dla pieniędzy niczego się nie wstydzą, nawet Samarytanina, za którego mnie biorą. Ale na razie zostaję z Tobą. W torbie mam jedzenie dla dwóch.»

«Zatem pożegnajmy się. Na Paschę się spotkamy.»

«Nie! Nie narazisz się na to niebezpieczeństwo! – wołają Józef i Nikodem – Nie rób tego, Nauczycielu!»

«Naprawdę jesteście złymi przyjaciółmi, gdyż Mi doradzacie grzech i tchórzostwo. Potrafilibyście Mnie potem kochać, gdybyście się zastanowili nad Moim postępowaniem? Powiedzcie to. Bądźcie szczerzy. Gdzie miałbym iść, aby uwielbić Pana w Paschę i Przaśniki? Może na górę Garizim? Czy nie powinienem stanąć przed Panem w Świątyni Jerozolimskiej, jak ma to czynić każdy mężczyzna z Izraela w trzy wielkie święta w roku? Czy nie pamiętacie, że już Mnie oskarżają o naruszanie szabatu? Tymczasem – Manaen może o tym zaświadczyć – nawet dzisiaj, aby się zgodzić na spełnienie waszego pragnienia, wyruszyłem wieczorem z miejsca mogącego pogodzić wasze pragnienie z prawem szabatu.»

«My także zatrzymaliśmy się w Gofnie z tego powodu... i złożymy ofiarę, aby wynagrodzić za przekroczenie go mimowolne z przyczyny, której się nie dało uchylić. Ale Ty, Nauczycielu!... Oni Cię zaraz zobaczą...»

«Gdyby Mnie nie zobaczyli, zrobiłbym tak, aby Mnie ujrzeli.»

«Chcesz doprowadzić się do zniszczenia! To tak jakbyś się zabił...»

«Nie. Wasz umysł jest bardzo ogarnięty ciemnościami. To nie jest tak, jakbym chciał się zabić, lecz jest to jedynie posłuszeństwo głosowi Mego Ojca, który Mi mówi: „Idź. Jest czas”. Zawsze usiłowałem pogodzić Prawo z koniecznością, nawet w dniu, kiedy musiałem uciekać z Betanii i schronić się w Efraim, gdyż to nie była jeszcze godzina, aby Mnie ujęto. Baranek Zbawienia może być złożony dopiero na Paschę. Chcielibyście, żebym tego [posłuszeństwa], jakie okazywałem Prawu, nie okazał poleceniu Mojego Ojca? Idźcie, idźcie! Nie smućcie się tak. A po co przyszedłem, jeśli nie po to, aby Mnie ogłoszono królem wszystkich ludów? To bowiem znaczy „Mesjasz”, prawda? Tak. To oznacza. I znaczy to również „Odkupiciel”. Jedynie prawdziwy sens tych dwóch słów nie odpowiada temu, co wy sobie wyobrażacie. Ale błogosławię was, błagając, by jeden promień niebieski zstąpił na was z Moim błogosławieństwem. Kocham was i wy Mnie kochacie. Chciałbym, żeby wasza sprawiedliwość zajaśniała w pełni. Nie jesteście źli, lecz jesteście, wy także, „starymi Izraelitami” i nie macie heroicznej woli wyzbycia się przeszłości i stania się nowymi ludźmi.

Żegnaj, Józefie. Bądź sprawiedliwy. Sprawiedliwy, jak ten, który był Moim opiekunem przez tak wiele lat i który był zdolny odnowić się całkowicie, aby służyć Panu, swemu Bogu. Gdyby on był tu pośród nas, och! Jakże by nauczał was, jak umieć służyć doskonale Bogu, jak być sprawiedliwym, sprawiedliwym, sprawiedliwym. Ale dobrze, że jest już na łonie Abrahama!... Nie ogląda niesprawiedliwości Izraela. Święty sługa Boży!... Nowy Abraham, który z sercem przeszytym, ale z wolą doskonałą, nie radziłby Mi tchórzostwa, lecz powiedziałby Mi słowo, którym miał zwyczaj się posługiwać, kiedy coś bolesnego spadało na nas: „Podnieśmy ducha. Spotkamy spojrzenie Boże i zapomnimy, że ludzie nam zadają cierpienie. Podejmujmy to, co przykre, jakby Najwyższy nam to dawał. W ten sposób uświęcimy nawet najmniejsze sprawy i Bóg nas będzie kochał”. O! Tak samo mówiłby, dodając Mi odwagi także do zniesienia największych boleści... On by nas umocnił... Och, Matko Moja!...»

Jezus zostawia Józefa, którego obejmował i milcząc opuszcza głowę. Wpatruje się zapewne w Swe bliskie męczeństwo i [cierpienie] Swej biednej Matki... Potem podnosi głowę i całuje Nikodema, mówiąc:

«Kiedy przyszedłeś do Mnie po raz pierwszy, jako ukryty uczeń, powiedziałem ci, że – aby wejść do Królestwa Bożego i aby mieć Królestwo Boże w sobie – konieczne jest ponowne narodzenie się waszego ducha i kochanie Światłości bardziej niż świat ją miłuje. Dzisiaj, być może po raz ostatni, spotykamy się w tajemnicy, a Ja powtarzam ci te same słowa. Masz się narodzić ponownie w duchu, Nikodemie, aby móc kochać Światło, którym Ja jestem, i abym Ja zamieszkał w tobie jako Król i Odkupiciel. Idźcie i niech Bóg będzie z wami.»

Dwóch członków Sanhedrynu odchodzi w przeciwnym kierunku niż ten, z którego przyszedł Jezus. Kiedy odgłos ich kroków się oddala, Manaen, który stanął u wejścia groty, patrząc jak odchodzą, powraca, mówiąc ze wzburzonym obliczem:

«I jeden raz oni będą tymi, którzy nie zachowają odległości szabatowej! I nie będą mieć spokoju, dopóki nie uregulują swego długu z Odwiecznym przez ofiarę ze zwierzęcia! Nie byłoby lepiej dla nich złożyć w ofierze spokój, deklarując się otwarcie jako „Twoi”. Czy nie byłoby to bardziej miłe Najwyższemu?»

«Z pewnością. Jednak nie osądzaj. To ciasto, które wzrasta powoli, ale w odpowiednim momencie, kiedy ci, którzy się uważają za lepszych od nich, upadną, oni staną przeciwko wszystkim.»

«Mówisz to do mnie, Panie. Odbierz mi raczej życie, ale spraw, że się Ciebie nie zaprę.»

«Nie zaprzesz się. W tobie są już elementy różniące cię od nich, które ci pomagają dochować wierności.»

«Tak. Jestem... z dworu Heroda. Raczej: byłem. Istotnie, kiedy się odłączyłem od Rady, to właściwie odłączyłem się od stronnictwa. Ujrzałem, że jest nikczemne i niesprawiedliwe wobec Ciebie, jak inne. Być herodianinem!... Dla innych ugrupowań to gorsze niż być poganinem. Nie mówię, że jesteśmy święci. To prawda. Dla celu nieczystego dopuściliśmy się nieczystości. Mówię o czasie, w którym byłem jeszcze herodianinem, a nie Twoim [uczniem]. Jesteśmy zatem podwójnie nieczyści, według osądu ludzkiego, bo sprzymierzyliśmy się z Rzymianami i uczyniliśmy to dla korzyści. Ale powiedz mi, Nauczycielu, Ty, który zawsze mówisz prawdę i który nie powstrzymujesz się z obawy, że utracisz przyjaciela. Kto jest bardziej nieczysty: my, którzy jesteśmy powiązani z Rzymem, aby... odnieść jeszcze przelotne osobiste zwycięstwa, czy faryzeusze, przywódcy kapłanów, uczeni w Piśmie, saduceusze, którzy sprzymierzają się z szatanem, aby Cię pokonać? Ja, widzisz to, teraz kiedy zobaczyłem, że stronnictwo Heroda jest przeciw Tobie, opuściłem je. Nie mówię tego, abyś mnie za to chwalił, lecz aby Ci przedstawić moją myśl. A oni, mówię o faryzeuszach i kapłanach, uczonych w Piśmie i saduceuszach, uważają, że przyda się im to nieprzewidziane przymierze herodian z nimi! Nieszczęśni! Nie wiedzą, że herodianie czynią to, aby mieć więcej zasług, a tym samym więcej opieki ze strony Rzymian. Potem... kiedy już zostanie wyjaśniona sprawa i ustanie motyw, który ich teraz jednoczy, pokonają obecnych sprzymierzeńców.

To tak gra się po jednej i po drugiej stronie. Wszystko opiera się na oszustwie i to mi się tak nie podoba, że stałem się niezależny od wszystkiego. Ty... Ty jesteś wielką marą, która ich przeraża. Wszystkich! I Ty jesteś także pretekstem do dwuznacznej gry interesów różnych stronnictw. Motyw religijny? Święte oburzenie z powodu „bluźniercy”, jak Cię nazywają? Wszystko to kłamstwo! Jedynym motywem nie jest obrona Religii, ani święta gorliwość dla Najwyższego, lecz ich interesy, zachłanne, nienasycone. Budzą we mnie obrzydzenie jak rzeczy nieczyste. I chciałbym... Tak, chciałbym, żeby bardziej śmiali byli ci nieliczni ludzie, którzy nie są nieczyści. Ach! Teraz mi ciąży to podwójne życie! Chciałbym iść tylko za Tobą. Ale, [pozostając na dworze,] służę Ci bardziej, niż gdyby szedł za Tobą. To mi ciąży... Mówisz, że to będzie wkrótce... Jak... Czy będziesz rzeczywiście złożony w ofierze jak Baranek? Czy nie jest to język symboliczny? Życie Izraela jest to tkanina symboli i przenośni...»

«I chciałbyś, żeby tak było też w odniesieniu do Mnie... Ale to, co Mnie dotyczy, to nie jest symbol» [– wyjaśnia Jezus.]

«Nie? Jesteś tego całkiem pewien? Mógłbym... z wieloma powtórzyć starożytne gesty i namaścić Cię na Mesjasza, i bronić. Wystarczyłoby jedno słowo, a powstałyby tysiące, dziesiątki tysięcy obrońców prawdziwego Arcykapłana, świętego i mądrego. Nie mówię już o królu ziemskim, gdyż wiem teraz, że Twoje królestwo jest całkiem duchowe. Ale ponieważ, po ludzku mówiąc, nie będziemy już nigdy mocniejsi i bardziej wolni, to niechby przynajmniej Twoja świętość królowała i uzdrawiała zepsutego Izraela. Nikt, i Ty to wiesz, nie kocha kapłanów obecnych i ich popleczników. Chcesz, Panie? Zarządź, a będę działać.»

«Twoja myśl, Manaenie, pokonała już długą drogę. Ale jesteś jeszcze tak daleko od celu, jak ziemia jest daleko od słońca. Będę Kapłanem i na wieczność, Najwyższym Kapłanem nieśmiertelnym w organizmie, który będę ożywiał do końca wieków. Ale nie będę namaszczony olejem wesela ani ogłoszony i broniony przez gwałtowność czynów, których pragnie garstka wiernych, aby popchnąć Ojczyznę w schizmę najbardziej okrutną i uczynić ją większą niewolnicą niż kiedykolwiek dotąd. Sądzisz, że ręka człowieka mogłaby namaścić Chrystusa? Zaprawdę, mówię ci, że nie. Prawdziwa Władza, która Mnie namaści na Arcykapłana i Mesjasza, to Władza Tego, który Mnie posłał. Nikt inny, kto nie jest Bogiem, nie może namaścić Boga na Króla królów i Pana panów, na zawsze.»

«Zatem nic?! Nic do zrobienia?! Och! To dla mnie ból!»

«Wszystko. Kochać Mnie. Wszystko sprowadza się do tego. Kochać nie stworzenie, które nosi imię Jezus, lecz Tego, który jest Jezusem. Kochać Mnie po ludzku i duchem, jak Ja was kocham Duchem i Ludzką Naturą, aby być ze Mną poza Człowieczeństwem. Spójrz na ten piękny świt. Spokojna światłość gwiazd nie docierała tu do wnętrza, a tryumfalne światło słońca – tak. Tak się stanie w sercach tych, którzy dojdą do miłowania Mnie sprawiedliwie. Wyjdź na zewnątrz. W ciszę gór, wolną od ochrypłych ludzkich interesownych głosów. Popatrz tam w górę na te orły, jak z rozwartymi skrzydłami oddalają się w poszukiwaniu łupu. Czy widzimy go? Nie. Ale one – tak. Oko bowiem orła jest potężniejsze niż nasze i z wysokości, na której szybuje, on widzi szeroki horyzont i potrafi wybrać. Ja także widzę to, czego wy nie widzicie, i z wyżyn, na które wznosi się Mój duch, potrafię wybrać Moje słodkie zdobycze. Nie po to, żeby je rozerwać, jak to czynią sępy i orły, lecz aby je unieść ze Sobą. Będziemy tak szczęśliwi tam, w Królestwie Mojego Ojca, my, którzy się miłujemy!..»

Jezus cały czas mówiąc wyszedł, aby usiąść w słońcu na progu groty. Ma Manaena obok Siebie i przyciąga go do Siebie. Milczy i uśmiecha się do jakiejś wizji...


   

Przekład: "Vox Domini"