Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA  –

236. JEZUS I JAN, SYN ZEBEDEUSZA
Napisane 14 grudnia 1946. A, 9697-9708

To pogodny, lecz surowy zimowy poranek. Szron pobielił mącznymi kryształkami ziemię i trawy i uczynił z suchych gałązek, które leżą na ziemi, kosztowne klejnoty posypane perłami.

Jan wychodzi z groty. Jest bardzo blady w swej ciemnoorzechowej szacie. Musi mu też być bardzo zimno lub cierpi. Nie wiem. Wiem, że jest bardzo blady, niemal siny. Idzie takim krokiem jak ktoś, kto nie czuje się dobrze. Idzie w kierunku strumienia. Zastanawia się, czy zanurzyć w nim dłonie czy nie, potem decyduje się. Posługując się dłońmi pije łyk wody przejrzystej, lecz z pewnością bardzo zimnej. Potrząsa dłońmi, a w końcu wyciera je o połę płaszcza. Potem nie umie powziąć decyzji...

Spogląda ku ruinom, w których znajduje się Jezus i ku swej kryjówce. Powraca do siebie, lecz w chwili gdy dochodzi do wejścia ma jakby zawrót głowy. Chwieje się. Upadłby, gdyby się nie chwycił w połowie zwalonego muru. Stoi tam z głową opartą o zgięte ramię, przyciskając je przez jakiś czas do muru. Potem podnosi głowę i rozgląda się wokół siebie... Nie wchodzi już do swej groty. Idzie przy murze, chwytając się wystających nierównych kamieni, pozbawionych tynku. Wykonuje kilka kroków, które go dzielą od stajni, w której jest Jezus. Doszedłszy do progu rzuca się na kolana i jęczy:

«Jezu, mój Panie, miej litość nade mną!»

Jezus ukazuje się szybko: «Janie? Co tu robisz? Co ci jest?»

«O! Mój Panie! Jestem głodny! Niemal od dwóch dni nic nie jadłem. Jestem głodny i jest mi zimno...» – i bardzo blady szczęka zębami.

«Chodź! Wejdź do środka!» – mówi Jezus pomagając mu wstać.

Apostoł, podtrzymywany przez ramię Jezusa płacze z głową chylącą się ku Jego ramieniu i wzdycha:

«Nie karz mnie, Panie, jeżeli Ci okazałem nieposłuszeństwo...»

Jezus odpowiada mu z uśmiechem: «Już jesteś ukarany. Wyglądasz, jakbyś umierał... Usiądź na tym kamieniu. Zaraz rozpalę ogień i nakarmię cię...»

Jezus zapala małe gałązki i już płonie piękny ogień w prymitywnym palenisku w pobliżu wejścia. Zapach palących się gałązek i wesołość płomieni rozchodzą się w ubogiej grocie. Jezus na jedną gałązkę wkłada kawałki chleba, trzyma je nad ogniem, a kiedy widzi, że są nagrzane pokrywa je obficie tłustym serem pozostawionym przez pasterzy. Ser mięknie i kapie na chleb, który Jezus trzyma teraz nad płomieniem tak, jakby był naczyniem.

«Teraz jedz i nie płacz» – mówi wciąż się uśmiechając i podając chleb Janowi, który płacze bezgłośnie jak wyczerpane dziecko. Nie przestaje płakać nawet spożywając łapczywie ten krzepiący posiłek.

Jezus odwraca się w stronę żłobu i wraca z jabłkami, które umieszcza w popiele, rozgrzanym pod wpływem ciepła palonego drewna, podtrzymywanego przez dwa kamienie, jak przez kuchenną płytę.

«Teraz ci lepiej?» – mówi siadając blisko Swego apostoła, który potakuje głową, nie przestając płakać.

Jezus obejmuje go za szyję ramieniem i przyciąga ku Sobie, co jeszcze bardziej wzmaga płacz Jana. Jest wciąż bardzo wyczerpany i bardzo obawia się nagany. Jest też bardzo wzruszony, że tak go przyjęto. Nie potrafi więc uczynić nic innego jak tylko płakać.

Jezus trzyma go tak blisko Siebie, aż do chwili, gdy Jan kończy jeść. Potem mówi:

«Na razie to wystarczy. Jabłka będziesz mieć później. Chciałbym ci dać odrobinę wina, ale nie mam go. Przedwczoraj o świcie znalazłem drewno i jedzenie na zewnątrz, ale nie było wina, nie mogę ci więc go dać. Gdyby pora była późniejsza mógłbym poszukać mleka u pasterzy, bo widziałem, że wypasają stada za potokiem, ale stada nie wychodzą, dopóki nie stopnieje szron...»

«Już mi lepiej, Panie... Nie przejmuj się mną.»

«A zatem, co cię tak martwi, że przypominasz drzewo, które słońce pozbawia szronu» – mówi Jezus jeszcze bardziej się uśmiechając i całując Jana w czoło.

«Bo przepełniają mnie wyrzuty sumienia. Panie... i... tak! Puść mnie! Muszę mówić do Ciebie na kolanach i prosić Cię o przebaczenie...»

«Biedny Janie! Zaprawdę wysiłek przewyższający twe siły osłabił nawet twój rozum. Czy myślisz, że potrzebuję twych słów, żeby cię osądzić i rozgrzeszyć?»

«Tak, tak. Ty wiesz wszystko, wiem o tym. Ale nie miałbym spokoju, gdybym nie wypowiedział mojego grzechu czy raczej moich grzechów. Pozwól mi, puść mnie, żebym mógł wyznać Ci moje grzechy.»

«Dobrze więc, mów, skoro to ma ci dać pokój.»

Jan osuwa się na kolana i unosząc twarz zalaną łzami mówi: «Zgrzeszyłem nieposłuszeństwem, zarozumialstwem i... i nie wiem, czy mówię dobrze, mówiąc: człowieczeństwem. Ten grzech jest z pewnością najnowszy, najcięższy. On mi zadaje ból największy i mówi mi, jakim sługą bezużytecznym, a nawet raczej egoistycznym, nikczemnym jestem.»

Łzy naprawdę zatapiają jego oblicze, uśmiech zaś Jezusa staje się coraz bardziej promienny. Jezus lekko pochyla się nad Swoim apostołem we łzach. Boski uśmiech jest samą pieszczotą nad boleścią Jana. Ale Jan jest tak przygnębiony, że nawet ten uśmiech go nie umacnia. Mówi dalej:

«Byłem Ci nieposłuszny. Powiedziałeś, że nie powinniśmy się rozdzielać, a ja się natychmiast oddaliłem od towarzyszy i zgorszyłem ich tym. Odpowiedziałem brzydko Judaszowi z Kariotu, który dał mi do zrozumienia, że grzeszę. Powiedziałem: „Ty to zrobiłeś wczoraj, a ja to robię dzisiaj. Ty zrobiłeś to, aby mieć wiadomości od twojej matki, ja to czynię, aby być z Nauczycielem i czuwać nad Nim, aby Go bronić”... Tak przeceniałem siebie, chciałem to uczynić... Ja, biedny, niezdolny bronić Ciebie! A następnie byłem zarozumiały, bo chciałem Cię naśladować. Powiedziałem: „Zapewne On modli się i pości. Uczynię to, co On czyni, i w tej samej intencji co On.” A tymczasem...»

Łzy zamieniają się w szloch, a wyznanie nędzy ludzkiego ciała, które zatryumfowało nad wolą ducha, wychodzi z ust Jana:

«A tymczasem... usnąłem. Natychmiast usnąłem. Obudziłem się dopiero w pełni dnia i zobaczyłem, jak szedłeś do potoku się umyć, i jak powróciłeś tutaj. Zrozumiałem, że oni mogliby Cię zatrzymać, a ja nie byłbym nawet gotów Cię bronić. A poza tym chciałem pokutować i pościć, a nie byłem zdolny tego uczynić. Zaczynając od małych kawałeczków, jakby wcale nie jedząc, w końcu zjadłem pierwszego dnia moją odrobinę chleba. Wiesz, że nie miałem nic więcej. A kiedy wszystko skończyłem nie byłem nasycony. Nazajutrz byłem jeszcze bardziej głodny i tej nocy... Och! Ubiegłej nocy spałem mało z powodu głodu i zimna. Ale tej nocy nie spałem wcale... i dziś rano nie potrafiłem dłużej się oprzeć... i przyszedłem, bo bałem się, że umrę z wyczerpania... i to właśnie sprawia mi największy ból: to, że nie umiałem nie spać, modląc się i czuwając nad Tobą, a potrafiłem to uczynić z powodu tego, że dotknął mnie głód.... Jestem sługą głupim i gnuśnym. Ukarz mnie, Jezu!»

«Biedne dziecko! Chciałbym, żeby wszyscy ludzie mieli do opłakiwania tylko takie uchybienia, jak twoje! Ale posłuchaj, podnieś się i słuchaj Mnie, a pokój powróci do twego serca. Czy byłeś też nieposłuszny Szymonowi, synowi Jony?»

«Nie, Nauczycielu. Nigdy tego nie zrobiłem, bo powiedziałeś, że powinniśmy mu być ulegli jak starszemu bratu. A on, kiedy mu powiedziałem: „Moje serce nie jest spokojne, kiedy widzę jak odchodzi sam”, odpowiedział: „Masz rację. Ja nie mogę iść, bo jestem zobowiązany do prowadzenia was. Ty idź, i niech Bóg będzie z tobą”. Inni się sprzeciwiali, a Judasz najbardziej. Przypomnieli o posłuszeństwie i nawet robili wymówki Szymonowi Piotrowi.»

«Robili? Bądź szczery, Janie.»

«To prawda, Nauczycielu. To Judasz robił wymówki Szymonowi i mnie potraktował niezbyt dobrze. Pozostali powiedzieli tylko: „Nauczyciel nakazał nam pozostać razem”. I powiedzieli to do mnie, a nie do naszego przywódcy. Ale Szymon odpowiedział: „Bóg widzi intencję czynu i przebaczy. A Nauczyciel przebaczy, bo to [czyn płynący] z miłości.” Pobłogosławił mnie i pocałował, i posłał za Tobą, jak tamtego dnia, gdy poszedłeś z Chuzą za jezioro.»

«Zatem nie mogę ci odpuścić tego grzechu...» [– mówi Jezus.]

«Ponieważ jest zbyt wielki?»

«Nie, ponieważ go nie ma. Powróć, Janie, tu, blisko twego Nauczyciela i posłuchaj pouczenia. Trzeba umieć stosować nakazy sprawiedliwie i z rozeznaniem, umiejąc rozumieć ducha nakazu, a nie tylko litery, które tworzą nakaz. Powiedziałem: „Nie rozdzielajcie się.” Ty się oddaliłeś. Zgrzeszyłbyś, ale wcześniej powiedziałem: „Bądźcie zjednoczeni ciałem oraz duchem i poddani Piotrowi”. Tymi słowami wybrałem go na Mojego prawowitego przedstawiciela pośród was. Miał pełne uprawnienia do sądzenia was i kierowania wami. Zatem to, co Piotr czynił i uczyni w czasie Mojej nieobecności, będzie dobre. Bo przez to, że dałem mu władzę prowadzenia was, Duch Pański, który jest we Mnie, będzie także z nim, i poprowadzi go, kiedy będzie wydawał polecenia, które narzucą mu okoliczności i które Mądrość podsunie apostołowi-głowie, dla dobra wszystkich.

Gdyby Piotr powiedział ci: „Nie chodź tam”, a ty mimo wszystko byś przyszedł, wtedy dobre poruszenie twojego czynu – czyli pragnienie pójścia za Mną z miłości, która chce Mnie bronić i być ze Mną w niebezpieczeństwach – nie wystarczyłoby do usunięcia twego grzechu. Wtedy naprawdę potrzeba by było Mojego przebaczenia. Ale Piotr, twój Przywódca, powiedział ci: „Idź!”. Posłuszeństwo wobec niego całkowicie cię usprawiedliwia. Czy to cię przekonuje?»

«Tak, Nauczycielu.»

«Mam ci wybaczyć grzech zarozumialstwa? Powiedz Mi, nie zastanawiając się, czy Ja widzę twoje serce. Czy, chcąc Mnie naśladować, byłeś zarozumiały z pychy, aby móc sobie powiedzieć: „To dzięki mojej woli unicestwiłem potrzeby ciała, bo potrafię to, czego chcę”? Zastanów się dobrze...»

Jan zastanawia się. Potem mówi:

«Nie, Panie. Badając siebie dobrze, odpowiem: Nie, nie uczyniłem tego w tym celu. Miałem nadzieję móc to zrobić, bo zrozumiałem, że pokuta jest cierpieniem dla ciała, a światłem dla ducha. Zrozumiałem, że to jest środek dla umocnienia nas w słabości i otrzymania wiele od Boga. Ty czynisz to w tym celu i ja, w tym właśnie celu, chciałem też to uczynić. I sądzę, że się nie myliłem mówiąc, że skoro Ty to czynisz, Ty, który jesteś mocny, potężny, święty, to ja, my, my powinniśmy to czynić zawsze, gdyby to było zawsze możliwe do uczynienia, aby być mniej słabymi i mniej cielesnymi. Ale nie umiałem tego zrobić. Ja zawsze jestem głodny i tak bardzo chce mi się spać...»

Łzy na nowo płyną po twarzy Jana: powoli, pokornie. To prawdziwe wyznanie ograniczeń możliwości człowieka.

«I cóż, myślisz, że ten mały [przejaw] nędzy ciała nie był pożyteczny? O! Jakże będziesz o niej pamiętał w przyszłości, kiedy będziesz kuszony, żeby być surowym i wymagającym wobec twoich uczniów i wiernych! To, co się stało, przypomni ci się i powie: „Pamiętaj, że ty też poddałeś się zmęczeniu i głodowi. Nie wymagaj, aby inni byli silniejsi od ciebie. Bądź ojcem dla twoich wiernych, jak twój Nauczyciel był Ojcem dla ciebie tamtego ranka.” Mogłeś równie dobrze czuwać i nie odczuwać tego wielkiego głodu. Pan jednak pozwolił, abyś uległ potrzebom ciała, żeby cię uczynić pokornym, coraz bardziej pokornym i zawsze napełnionym współczuciem dla bliźnich.

Wielu nie potrafi rozróżnić pomiędzy pokusą i popełnionym grzechem. Pierwsza to próba, która daje zasługę i łaskę. Drugi to upadek, który pozbawia zasługi i łaski. Inni nie potrafią odróżniać skłonności naturalnych od grzechów i mają skrupuły, że zgrzeszyli podczas gdy, jak w twoim wypadku, byli jedynie posłuszni prawom naturalnym, które są dobre. Mówiąc „dobre” rozróżniam pomiędzy prawami naturalnymi a niepohamowanymi instynktami. Nie wszystko bowiem, co teraz nazywa się „prawem naturalnym”, jest nim i jest dobre. Dobre były wszelkie prawa związane z naturą człowieka, jaką Bóg dał pierwszym rodzicom: potrzeba pokarmu, odpoczynku, picia. Potem, wraz z grzechem – kalając przez nieumiarkowanie to, co było dobre – wniknęły i pomieszały się z prawami naturalnymi zwierzęce instynkty, rozwiązłość, zmysłowość wszelkiego rodzaju. A szatan podsycał ten ogień, zarzewie grzechów, przez swe pokusy.

Teraz widzisz, że nie jest grzechem poddanie się potrzebie odpoczynku i pokarmu, a jest grzechem hulanie, pijaństwo i próżnowanie przez długi czas. Nawet potrzeba połączenia się i wydawania potomstwa nie jest grzechem, przeciwnie, Bóg dał nakaz zaludniania ziemi ludźmi, lecz nie jest już dobry akt zjednoczenia tylko dla zaspokojenia zmysłów. Czy jesteś o tym przekonany?»

«Tak, Nauczycielu. Jednak powiedz mi jedno: czy ci, którzy nie chcą wydawać potomstwa, grzeszą przeciw Bogu? Mówiłeś, że stan dziewictwa jest dobry.»

«Jest najdoskonalszy. Jak jest najdoskonalszy stan tego, kto niezadowolony z dobrego posługiwania się bogactwem, całkowicie się go wyzbywa. To są doskonałości, do których stworzenia mogą dojść i zostaną za to wielce wynagrodzone. Trzy postawy są najdoskonalsze: dobrowolne ubóstwo, stała czystość, absolutne posłuszeństwo we wszystkim, co nie jest grzechem. One upodobniają człowieka do aniołów. I jest jedna najdoskonalsza: oddanie własnego życia z miłości do Boga i do braci. To upodobnia stworzenie do Mnie, gdyż prowadzi je do miłości doskonałej. A kto kocha doskonale, jest podobny do Boga, jest wchłonięty przez Boga i zjednoczony z Nim. Trwaj więc w pokoju, Mój umiłowany. Nie ma w tobie grzechu. Ja ci to mówię. Dlaczego płaczesz jeszcze bardziej?»

«Dlatego, że zawsze jest jedna wina: że umiałem przyjść do Ciebie z potrzeby i że potrafiłem czuwać z powodu głodu, a nie – z miłości. Nigdy sobie tego nie wybaczę, to mi się już nigdy nie zdarzy. Nie będę już więcej spał, kiedy Ty cierpisz. Nigdy nie zapomnę o Tobie zasypiając, kiedy Ty płaczesz...»

«Nie mów [z taką pewnością] o przyszłości, Janie. Twoja wola jest gotowa, lecz mogłoby ją znowu pokonać ciało i miałbyś poczucie głębokiego i niepotrzebnego upokorzenia, gdybyś potem przypomniał sobie o tej obietnicy, którą uczyniłeś samemu sobie, a nie zachowałeś jej z powodu słabości ciała. Posłuchaj. Ja ci mówię, co powinieneś mówić, żeby mieć pokój, cokolwiek nadejdzie. Mów ze Mną: „Z pomocą Boga, postanawiam, na ile to będzie to dla mnie możliwe, już więcej nie poddawać się ociężałości ciała.” I trwaj w tym postanowieniu. Jeśli potem, nawet niechcący, ciału zmęczonemu i strapionemu uda się pokonać twą wolę, wtedy, jak teraz powiesz: „Uznaję, że jestem biednym człowiekiem jak wszyscy moi bracia i że to mi służy dla powściągania mojej pychy.” O, Janie! Janie! To nie twój niewinny sen zadaje Mi ból! Masz. To cię całkiem umocni. Podzielimy je błogosławiąc tych, którzy Mi je dali» – i Jezus bierze jabłka teraz całkiem ciepłe. Trzy daje Janowi, a trzy zostawia dla Siebie.

«Kto Ci je dał, Panie? Kto przyszedł do Ciebie? Kto wiedział, że tutaj jesteś? Nie usłyszałem ani głosów, ani kroków. A jednak po pierwszej nocy nie przestawałem czuwać...»

«Wyszedłem przy pierwszym brzasku. Przed wejściem było drewno, a na nim chleb, ser i jabłka. Nikogo nie widziałem. Jest jednak niewielu takich, którzy mogli chcieć powtórzyć pielgrzymkę i gest miłości...» – mówi powoli Jezus.

«To prawda! Pasterze! Powiedzieli: „Idziemy na ziemię Dawida... To dni wspomnień...” Ale dlaczego się tu nie zatrzymali?»

«Dlaczego? Adorowali i...»

«...okazali litość. Adorowali Ciebie, a nade mną mieli litość... Ci ludzie są lepsi od nas» [– stwierdza Jan.]

«Tak. Zachowali dobrą i coraz lepszą wolę. Im nie przyniósł szkody dar otrzymany od Boga...» – Jezus już się nie uśmiecha. Rozmyśla i staje się smutny. Potem otrząsa się. Patrzy na Jana, który Mu się przygląda i mówi:

«Dobrze więc, możemy odejść? Nie jesteś wyczerpany?»

«Nie, Nauczycielu. Nie będę bardzo wytrzymały, tak myślę, bo mam obolałe kości, ale mogę iść.»

«Zatem chodźmy. Idź po swoją torbę, a Ja zbiorę resztki do Mojej i odejdziemy. Pójdziemy drogą prowadzącą do Jordanu, aby uniknąć wejścia do Jerozolimy.»

Kiedy Jan powraca wychodzą na drogę, idąc najpierw tą, którą przyszli, a potem oddalają się pośród pól. Ogrzewa ich łagodne grudniowe słońce. 


   

Przekład: "Vox Domini"